Akira Kurosawa to bardzo ważny twórca, którego dzieła dość mocno oddziaływały na George’a Lucasa, kształtowały i inspirowały go. Kiedyś pisaliśmy o wpływie Ukrytej fortecy czy pośrednio Siedmiu samurajów na sagę. Pisaliśmy też o Sobowtórze wyprodukowanym przez Lucasa a nakręconym przez Akirę, a także o Zbłąkanym psie, który raczej inspirował Filoniego. Dziś kolejne wielkie dzieło Akiry Kurosawy – „Tron we krwi” (jap. Kumonosu-jô – co znaczy mniej więcej tyle co Zamek Pajęczej Sieci), które Bryan Young wziął w swoje obroty.
Filmy Akiry Kurosawy były bardzo istotnym źródłem inspiracji dla
George’a Lucasa, gdy pracował nad „Gwiezdnymi Wojnami”. Dziś zajmiemy
się wpływem klasycznego „Tronu we krwi” z 1957.
W „Tronie w krwi” Kurosawa opowiada na nowo szekspirowską tragedię
Makbeta, osadzoną w erze samurajów. W roli głównej występuje Toshiro
Mifune jako Washizu, generał, któremu przewidziano, że zostanie władcą
Zamku Pajęczej Sieci (początkowo aktor ten miał zagrać rolę Obi-Wana
Kenobiego). Jego żona nalega, by przyśpieszył spełnienie się proroctwa,
zabijając władcę i zajmując jego miejsce, ale paranoja i zło przejmują
nad kontrolę nad głównym bohaterem, a jego rządy kończą się krwawo.
Główną postać poznajemy w lesie zanurzonym w mgle, co tworzy mistyczną
wizję, przypominającą trochę powierzchnię Dagobah. To właśnie tu
powiedziano Washizu, że pewnego dnia zostanie władcą i będzie rządził
samodzielnie, zjawa, która przekazała mu tę informację, znika w
tajemniczy sposób, gdy tylko kończy mówić.
Gra aktorska Haydena Chrsitensena jako Anakina z pewnością przywołuje
przemyślną frustrację i paranoję Mifune z „Tronu we krwi”. Przywołuje on
uczucie bezsilności w obliczu przepowiedni, na którą może lub nie może
mieć szansę w jakiś sposób wpłynąć, niezależnie czy jest to
przepowiednia o wybrańcu, śmierci Shmi Skywalker czy potencjalnej straty
Padme. Motywy przepowiedni są bardzo istotne w prequelach i przebijają
przez pychę Palpatine’a w późniejszych (chronologicznie) epizodach
„Gwiezdnych Wojen”.
Inny istotny aspekt tego filmu, który można znaleźć w mitologii Sithów
to zamordowanie mistrza rękoma ucznia i zajęcie jego miejsca. Sithów
ogarnęła paranoja, że mogą być zabici przez swoich podwładnych, a film
Kurosawy jest zobrazowaniem tych lęków. Wiele książek „Star Wars” z
linii Legend, w tym Darth
Plagueis wykorzystuje te lęki i nudności tak, by wykorzystać
te straszliwe decyzje, uzyskując najlepszy efekt przy opowiadaniu
historii o Sithach.
Ale chyba ten najbardziej wspólny ciężki moment między „Tronem we krwi” a
„Gwiezdnymi Wojnami” to wybór głównego bohatera. W „Tronie we krwi”
postać Mifune dowiaduje się, że może zabić swojego pana, by ratować
swoje własne życie, lub pozostać lojalnym i mieć nadzieję, że go nie
zabiją. Ten strach spowodowany dylematem jest powielony w „Zemście
Sithów” w wyborach Anakina, gdy ten musi wybierać między tym czy pomóc
Palpatine’owi, czy Mace’owi Windu. Po tym jak już Anakin dokonał wyboru,
na jego twarzy maluje się agonia, pęka mu serce i to powiela problemy
przez które przechodzi Mifune, po zamordowaniu swojego pana i
popełnianiu przestępstwa za przestępstwem w celu usprawiedliwienia
własnych działań.
W „Tronie we krwi” dwóch generałów zamordowanego przywódcy, czyli postać
Mifune – Washizu i Akira Kubo – Miki, muszą też odnaleźć się w nowej,
dziwnej sytuacji, zwłaszcza, że łączyła ich wieloletnia przyjaźń. Ich
relacja z braterstwa zmienia się w zemstę i zdrady subtelnie ukazywane w
sposób bardzo podobny jak widzieliśmy przebieg relacji Anakina i
Obi-Wana w prequelach.
Łącząc „Makbeta” z „Tronem we krwi”, „Zemsta Sithów” może być jednym z
najbardziej szekspirowskich filmów „Star Wars”, tragedią zarówno dobrze
napisaną, jak i bolesną.
Dla tych, którzy byliby zainteresowani obejrzeniem tego filmu, nie ma on
ratingu w USA (w kanadzie ma G, a Wielkiej Brytanii PG). Jest on
straszny i przepełniony niepokojem i paranoją. Choć film jest pełen
przemocy, jest ona pozbawiona krwi. Film jest po japońsku i ma tylko
angielskie napisy, więc widz musi czytać umiejętnie szybko, by móc się
nim cieszyć, ale to arcydzieło, które często przyćmiewa inne, bardziej
znane prace Kurosway. Obejrzałem go z moimi dziećmi przygotowując się do
tego artykułu, a je ujęła przyjaźń w stylu Obi-Wana i Anakina, która
przebija się z tego filmu.
To nie jest najlepszy film Kurosawy, ale z pewnością jeden z
największych i bez wątpienia wartych obejrzenia.
Krogulec2015-03-07 02:39:18
Moje ulubione filmy Kurosawy to "Pojedynek w ciszy" i "Sny". Te samurajskie nigdy aż tak do mnie nie przemawiały, jak również świetne "Madadayo".
RodzyN jr.2015-03-04 16:12:55
Kolega - Zobacz sobie filmografie Hydena. Jakoś nikt nie wali do niego drzwiami i oknami, bo jest najzwyczajniej w świecie przeciętniakiem.
Slavek_82015-03-04 12:02:37
E tam, wcale nie trzeba czytać "umiejętnie szybko", ani nawet w ogóle po angielsku, widziałem kiedyś "Tron we krwi" z polskim lektorem. ;] Dobry film, jak wszystko Kurosawy.
Kolega2015-03-04 08:23:11
7 min 22 sec ... sorki :P najlepiej całe obejrzyjcie koleś jest niezły :D
Kolega2015-03-04 08:18:44
ok znalazłem http://blip.tv/nostalgiacritic/nostalgia-critic-top-11-good-things-from-the-star-wars-prequels-6843780 5min 50 sec :P
Kolega2015-03-04 08:14:05
https://www.youtube.com/watch?v=xzsTjKYq3Rc 5 min 51 sec aczkolwiek nie wiem gdzie jest oryginalna wersja :P nie wszyscy zrozumieją tą :P
Kolega2015-03-04 08:05:28
Z tym Haydenem to przesadzacie, biedny zbiera cięgi za dialogi bo za nic innego, gdy spojrzycie na momenty w których nie jest zmuszony nic mówić a grać mimiką, zachowaniem od razu zmienia się obraz. Ale rozumiem, że ciężko jest oceniać nie zwracając uwagi na dialogi i ogólnie scenariusz w którym anakin jest płaczkiem :)