TWÓJ KOKPIT
0

Skandalista George Lucas :: Świat Filmu


Recenzja Lorda Sidiousa

Idąc na film dokumentalny „The People vs. George Lucas” (polski tytuł, chyba jeszcze bardziej chybiony – „Skandalista George Lucas”), przede wszystkim nastawiałem się na dwie rzeczy. Ukazanie trudnych relacji między twórcą a publicznością, zwłaszcza w tym specyficznym przypadku. I druga rzecz, to oczekiwania wobec dzieła, które dopiero wejdzie na ekrany. I przez pierwszą część filmu bałem się, że jednak to dostanę, i to w sposób dość stronniczy. Alexandre O. Philippe, reżyser tego dokumentu, wybrał na szczęście zupełnie inną drogę. Stworzył film o emocjach, zupełnie spychając relację na bok. I to mu wyszło bardzo dobrze.

Przyznaję wprost, stworzenie dobrego filmu, który ukazywałby wszelkie emocje fanów z całego świata jest niemożliwe. Każdy z nas jest inny, spogląda na film trochę inaczej, jednak w tym dziele udało się zawrzeć bardzo dużo. Prawie pełne spektrum tych najważniejszych emocji, od bezgranicznego uwielbienia, do totalnej nienawiści. Chyba doskonale całość filmu streszcza krótka animacja, która pojawia się na napisach początkowych. George tworzy THX 1138 pojawiają się fani, nieliczni, ale są. George tworzy „Amerykańskie Graffiti” a fanów mu przybywa. Gdy tworzy „Gwiezdne wojny” ma już za sobą całe zastępy, daje im sklepy z zabawkami a oni go ubóstwiają i koronują. Potem ze Spielbergiem wpada na pomysł nieszczęsnej lodówki i fani obracają się przeciw niemu, gonią go z widłami. To krótkie, acz bardzo adekwatne streszczenie całego filmu. Jeśli spoglądamy na emocje, nie ma znaczenia, czy istnieli fani, którym podobało się „Mroczne widmo” czy nie. Wspaniałe uczucie uwielbienia już pokazano przy starej trylogii, w nowej ukazujemy tylko nienawiść. Oczywiście gdzieś tam są dzieci, które to akceptują, ale to tło. To w pewien sposób bardzo krzywdzący obraz, gdyż przede wszystkim nie oddaje rzeczywistości. Wypacza ją, choć jednocześnie to wspaniale ukazuje skrajność emocji jakimi fani darzą Lucasa za to co zrobił. A raczej, za to co zrobiła cała ekipa Lucasfilmu, Flanelowiec stał się tu tylko i wyłącznie ikoną. On sam pozostał zamknięty w ranczu Skywalkera, może nie głuchy na głosy fanów, ale na pewno nieobecny. W filmie, mimo, że to dzieło o nim, także pozostaje prawie nieobecny. Pojawiają się fragmenty wywiadów z nim, archiwalnych, ale cały ton wypowiedzi, a także dyskusji, nawiązując do tytułu – oskarżeń i obrony – nadają fani. I to prowadzi do bardzo ciekawych rozważań, na ile twórca ma prawo do swojego dzieła. Na ile może je sam poprawić, zmienić czy ulepszyć. Sprawić by wyglądało tak jak sobie kiedyś zamierzył. Lub tak jak chciałby je widzieć po latach, zwłaszcza, że się sam zmienił. George’owi się tego prawa odmawia. Nikt tu nie dyskutuje o tym, na ile zmiany w filmie są potrzebne na ile nie. Mamy raczej emocje, fanatyczne podejście, które uznaje klasyczną trylogię za świętość. Greedo i Han Solo to coś, co wywołuje największe emocje i dlatego znajduje się w tym filmie. Zmiana rodzi odczucia, skrajne, ale może słuszne. To właśnie ukazano. Tak samo jest z nienawiścią do Jar Jara i wszystkich oczekiwań wobec nowej trylogii. Starsi fani wyobrażali sobie ją inaczej, w sumie każdy miał jakąś wizję i oczekiwania. Wielu nie znalazło w sobie na tyle pasji, by ją zaakceptować taką jaką jest. Wpadli w ortodoksję wyznaczoną przez starsze filmy. A nowe, przede wszystkim nie były do nich adresowane. Jeszcze smutniejsze jest to, że zwiastun „Mrocznego widma” wygórował ich oczekiwania, podobał im się, może nawet bardziej niż sam film. Świetnie ukazano także to, że i Jar Jar budzi skrajne emocje. Są tacy (choć pokazano tylko dzieci), którzy go ubóstwiają. I są tacy, którzy go nienawidzą, palą, niszczą i tak dalej. Tu mamy doskonały wyznacznik tego dokumentu – emocje ukazano, jednak każdy, kto siedzi głębiej w temacie, wie, że linia rozdziału między nimi jest zupełnie inna. Gorzej jeśli ktoś zacznie sobie wyobrażać jak wygląda środowisko fanów na podstawie tego, co zobaczył.

Bardzo ważnym fragmentem jest rozważanie o prawach twórcy i nie ingerowaniu w nie. Przypomniano, jak w latach 80. sam Lucas bronił amerykańskich klasyków przed koloryzowaniem ich. By inni nie ruszali tego, co piękne, uznane ale i skończone. Przecież nie są twórcami tych dzieł. Teraz obraca się to przeciw niemu samemu, gdy od 1997 zaczął poprawiać starą trylogię. I tu widzimy fanów, dla których staje się on niewiarygodny, wręcz zakłamany. Ale nie dostrzegają jednej rzeczy. Że Lucas nie staje w jednej linii z Tedem Turnerem, który chciał poprawiać klasyki. To fani sami próbują je zmieniać, i to wbrew intencji twórcy. I nie mówię tu o uznawaniu czegoś za kanoniczne, prawdziwsze i tak dalej, ale o własnych montażach filmu – The Phantom Edit czy Star Wars Revisited. Okazuje się, że dochodzimy do kuriozalnej sytuacji, w której każdy może ruszyć dzieło, zmienić je do swoich potrzeb i widzimisie, z wyjątkiem jednej osoby... autora. To wprowadza nas na jeszcze inny poziom abstrakcji, na ile dzieło uznane w popkulturze jest jeszcze dziełem jednego człowieka, a na ile własnością intelektualną ogółu. Na ile odbiorcy stają się partnerami a nawet współtwórcami? A na ile wydaje im się, że nimi są. Dokument nie daje nam odpowiedzi, stawia jedynie pytania, a ja jako fan jestem je w stanie wpisać w swoją osobistą historię Gwiezdnych Wojen. Dla mnie takim ważnym aspektem, poruszonym w filmie była petycja o wydanie oryginalnej klasycznej trylogii na DVD (w której jako Bastion także uczestniczyliśmy - więcej). Zresztą tych personalnych nawiązań do samych siebie, czy swoich znajomych fani pewnie dostrzegą znacznie więcej. Może powrócą i pewne wspomnienia.

Na początku pisałem o tym, że nie jest to film o relacjach. Ich faktycznie jest bardzo mało, zresztą brak choćby wspomnienia tego, że Lucasfilm ma specjalnego człowieka odpowiedzialnego za relacje z fanami, że to korporacja organizuje konwenty, dba o dostępność produktów i tak dalej. Za to świetnie ukazano jeszcze jedną rzecz, to, że wielu fanów kocha nienawidzić. Gwiezdne Wojny oraz George Lucas stają się idealnym ku temu obiektem. Najlepszy przykład to chyba Star Wars Holiday Special. Mają za złe George’owi, że to nakręcono, ale jednocześnie, że nie pozwala im tego obejrzeć. I choć sami nazywają to najgorszym programem telewizyjnym wszechczasów, gwałtem na sadze, to w plebiscytach na ulubiony świąteczny program masowo głosują na tę produkcję. Mimo, że jej nienawidzą i a często jej nawet nie widzieli! Nie wiadomo na ile działa tu legenda tego widowiska, a na ile sama marka. Ale żeby ponad 50 % Amerykanów uznało to za najlepszy program świąteczny wszechczasów? To doskonale obrazuje tę dość kuriozalną sytuację, gdy fani koncentrują się na narzekaniu i użalaniu nad tym, co im zrobiono, a nie cieszą się sagą. Pytanie, czy faktycznie mają czym, czy raczej mają na co narzekać schodzi na bok. Może wybrano takich fanów, którzy są zbyt mocno zaangażowani, ale to właśnie na ich przykładzie pięknie widać emocje.

Zaś z samym Lucasem wiąże się jeszcze jedna rzecz. Jego niemoc. To, że stał sam stał się Vaderem, że jako młody twórca filmowy walczył ze studiami. Dziś nie tylko stoi na czele jednego z nich, ale jest też twórcą nowoczesnego przemysłu filmowego. Niestety ten aspekt został jedynie dość krótko wspomniany, a szkoda. Wolałbym by więcej czasu poświęcono osobie George’a a nie jego ikonie.

Całość zdecydowanie ma charakter zabawy, film ma śmieszyć, ale też dawać do myślenia. Wykorzystano w nim bardzo wiele fragmentów z „Star Wars Uncut”, kolejnego fanowskiego dzieła, które odtwarza „Nową nadzieję” w dowolnych formach. Do tego fragmenty wywiadów archiwalnych, mnóstwo rozmów z fanami, a także programów czy nawet seriali ukazujących spojrzenie na sagę i inne dzieła Lucasa (Indiana Jones) jako świętość. To wszystko jest zrealizowane bardzo sprawnie, film nie nudzi, ale też nie próbuje ukazywać nic więcej ponad emocje. Raczej stawia pytania, na które każdy powinien sobie sam odpowiedzieć. I zapewne odpowiedź fanów będzie inna niż osób postronnych.

Dla mnie idealnym podsumowaniem filmu jest jedno padające w nim zdanie. Oczekiwaliśmy od Lucasa stworzenia nowych filmów z cyklu, nie dobrych, a nowych. W pewien sposób to nam dał i nadal na to liczmy. Także i ja. A to, co dostaliśmy dostarczyło nam emocji, pozwoliło kochać i nienawidzić, czasem osobno, czasem jednocześnie.



produkcja:USA, Wielka Brytania
data produkcji:2010

reżyseria: Alexandre O. Philippe

zdjęcia: Robert Muratore
muzyka oryginalna:Jon Hegel
czas trwania: 93 min.


OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 7,67
Liczba: 18

Użytkownik Ocena Data
princessleia 10 2012-01-28 16:10:11
Wedge 10 2010-11-22 09:25:31
Hego Damask 9 2010-10-25 07:33:24
Jenth23 9 2010-10-24 17:35:17
Donmaślanoz14 8 2014-08-30 01:25:31
dark side3 8 2014-04-18 16:32:58
LordN 8 2013-03-04 11:55:46
Burzol 8 2013-02-17 11:11:36
Sławoj 8 2013-02-05 21:09:59
Mistrz Seller 8 2013-02-04 17:35:40
Rusis 8 2011-10-18 17:20:19
Shedao Shai 8 2010-10-26 02:56:57
Balav 8 2010-10-25 21:53:16
Jedi-Lord 7 2012-01-20 16:45:37
Kubasov 7 2011-05-08 20:54:03
Lord Sidious 7 2010-10-24 11:07:09
disclaimer 6 2017-08-21 21:04:01
Andy2000 1 2012-12-04 19:53:22


TAGI: Bastionowe recenzje (66) dokument (10) George Lucas (32) The People vs. George Lucas (1)

KOMENTARZE (7)

  • Burzol2013-02-17 11:11:27

    Film nie jest uczciwy, bo ani razu nie widziałem fana, który byłby reprezentantem tego fandomu Star Wars, który ja znam. Nikt słowem nie wspomniał o EU, niewielu mówiło o tym co dobrego jest w nowych Gwiezdnych Wojnach. Ale to dość fajny film całkiem nieźle prezentujący fenomen nienawiści ludzi do Lucasa.

  • Mistrz Seller2013-02-04 06:52:46

    Film fajny, choć ludzie trochę przeginają. Poza tym zapomnieli wspomnieć, że oryginalna wersja OT ukazała się na DVD. Poza tym dzięki NT i temu, że przypomniał nie-fanom o SW powstało wiele dobrych produktów w EU (Republic, Punkt przełomu, Zemsta sithów Stovera, KotOR)

  • Jedi-Lord2012-01-20 16:46:12

    Mi sie podobalo - ale tak naprawde to malo nowego sie dowiedzialem.

  • nowy Obi-Kenobi2011-08-10 12:05:28

    niech se czytają komiksy star waars bo bitwie o endor

  • Darth GROM2010-11-21 22:55:17

    Fani SW to grubiańskie bufony, którzy sądzą, że ich opinia jest dużo fajniejsza merytorycznie i artystycznie od dzieła o, którym się wypowiadją. Uzurpują sobie prawo do tego, co kanoniczne, a co nie, oraz jak powinien się rozwijać świat SW. Stawiają swoje widzi mi się ponad samego stwórcę tego uniwersum. Niestety tacy niewdzięczni potrafią być fani.

    Sama racka LS dobrze obrazuje sedno sprawy.

    Ortodoksyjni fani wstyd mi za was.

  • Balav2010-10-25 22:02:13

    Nic dodać, nic ująć. Kolejna recka LSa, z którą trudno jest się nie zgodzić.

    Oceniam na 8/10

    Szczegóły tutaj:

    http://www.gwiezdne-wojny.pl/b.php?nr=463660

    Jenth23-> Ten kawałek z end credits to przeróbka kawałka "Moskau" grupy Dschigis Khan, oryginał jest na YT, ale przeróbki o Lucasie na razie nie udało mi się odnaleźć w sieci.

  • Jenth232010-10-24 18:09:11

    Mnie się bardzo podobało. Poszukuję (na razie bezskutecznie) muzyki z filmu, zwłaszcza kawałka który leciał podczas napisów końcowych

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..