Dla przypomnienia, Dave Filoni w „Wojnach klonów” zainspirował się już „Predatorem”. Pisaliśmy o tym tutaj.
Homages in Solo from J. Patrick Stublen on Vimeo.
I regret voicing my doubts & insecurities in public.Creative differences are a common element of any project but usually remain private. All I wanted was to make good movie. I got more than that- @rianjohnson made an all-time GREAT one! #HumbledHamill https://t.co/8ujJfBuEdV
— @HamillHimself (@HamillHimself) 26 grudnia 2017
Thanks for not letting @NathanHamill @GriffinHamill & @chelseahamill wind-up on #TheLastJedi cutting-room floor @rianjohnson! And for allowing my one directorial note: "Pop-up FASTER or Oscar'll block ya!" on the 2nd & final take. #MyKidsCoolCameoAsRebelScum pic.twitter.com/TVRVE5lwHf
— @HamillHimself (@HamillHimself) 29 grudnia 2017
Breen |
Bothan |
B’omar |
Quarren |
2017-06-10 07:05:16 Lord Sidious oficjalna
Ridley Scott jest twórcą „Łowcy adroidów”, filmu bazującego na powieści Philipa K. Dicka „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach”, mającego swoją premierę na rok przed „Powrotem Jedi”. Opowiada on historię łowcy androidów imieniem Deckard, którego praca polega na znajdywaniu zbuntowanych replikantów, zbiegłych na Ziemię i wysłania ich „na emeryturę” zanim spowodują więcej problemów czy zabiją kogoś.
To film który porusza w delikatny sposób prawa androidów, interesy korporacyjne czy karę śmierci. Ponadto widzimy tu Harrisona Forda w prawdopodobnie swojej trzeciej najbardziej ikonicznej roli. Jest też kilka ukrytych gagów do „Gwiezdnych Wojen”, jak chociażby to, że Bill George, artysta zajmujący się efektami FX pracował tu nad swoim własnym „Sokołem Millennium” o wysokości pięciu stóp, który jest tak prawdę mówiąc sztuczką ze światła, ostatecznie stał się kilkoma różnymi budynkami.
Wygląd Los Angeles w tej alternatywnej przyszłości jest źródłem największej ilości bezpośrednich inspiracji w późniejszych „Gwiezdnych Wojnach”. Zaczynając od „Mrocznego widma”, pamiętne widoki z „Łowcy androidów” służyły jako pierwsza wersja Coruscant, od budynków sięgających nieba po kosmiczne trasy latających pojazdów. Oczywiście oba filmy były zainspirowane „Metropolis” (niemy film z 1927 o którym pisałem wcześniej) „Łowca Androidów” jest jakby wersją 2.0 tego pomysłu, a prequele tworzą wersję 3.0.
Nie ważne, czy George Lucas chciał złożyć hołd dobrze zrobionemu filmowi, czy odwdzięczyć się za umieszczenie „Sokoła Millennium”, reżyser umieścił dwa samochody policyjne z „Łowcy androidów” podróżujące powietrznymi arteriami Coruscant.
Jednym z najbardziej istotnych budynków w „Łowcy androidów” była główna siedziba Tyrell Corporation, firmy produkującej replikantów a jednocześnie podejmującej kwestionowane decyzje wobec nich. Czy to przypadek, że świątynia Jedi, która stała się centrum dowodzenia armią klonów, ma podobny kształt co ten ikoniczny budynek?
Nawet więcej podobieństw można zauważyć w półświatku Coruscant ukazanym w „Ataku klonów” i odcinkach „Wojen klonów” dziejących się niedaleko poziomu 1313. (O powiązaniach tych odcinków z „Łowcą androidów” pisaliśmy wcześniej.) Olbrzymi neon reklamowy widoczny w krajobrazie Los Angeles w „Łowcy androidów” jest tu pięknie oddany, gdy widzimy Anakina ścigającego Zam Wesell, zaś rury i wieże z których wydobywają się płomienie w krajobrazie Los Angeles widać też w strefie przemysłowej gdzie Zam prowadzi Kenobiego i Skywalkera podczas powietrznej sekwencji.
Cały pościg w „Łowcy androidów”, gdy Deckard goni i wysyła na emeryturę replikantkę Zhorę, ma ten sam wygląd i klimat co pościg Anakina za łowczynią nagród rasy Clawtide w „Ataku klonów”.
Ale nie tylko krajobrazy zostały wizualnie wykorzystane w „Gwiezdnych Wojnach”. Apartament Deckarda z klasycznym oświetleniem noir, w pewien sposób mocno przypomina mieszkanie Cada Bane’a który widzieliśmy w odcinku „Wojen klonów” pt. Hostage Crisis. Krata wentylacyjna wydmuchuje tło gdzie widzimy w obu przypadkach techno krajobraz miasta,
Tematycznie „Łowca androidów” zajmuje się moralnością i etyką klonowania, co jest podjęte także w odcinkach „Wojen klonów” takich jak Deserter czy cykl o Umbarze. Ale najwięcej podobieństw w historii widać pomiędzy szwarccharakterami, Royem Battym (którego grał Rutger Hauer) w „Łowcy androidów” i Anakinem Skywalkerem. Zarówno Roy jak i Anakin pracują by ocalić przed śmiercią tych na którym im zależy. Batty chce wiedzieć jak powstrzymać śmierć swoich znajomych replikantów, w szczególności Pris, granej przez Daryl Hannah. Jest gotowy zamordować każdego by ją ocalić, a nawet wkrada się do przypominającego świątynię Jedi budynku Tyrella by zabić mężczyznę, który go tworzył. Anakin wybiera się na podobną przygodę, szuka sposobu by ocalić swoją żonę Padme (graną przez Natalie Portman) od tego co tylko najgorsze. Podczas gdy szał Roya kończy zdecydowanie mniej żyć niż Akanina, efekt jednak jest podobny.
Podobnie jak w „2001: Odysei kosmicznej”, Ridley Scott przemontował i wydał jeszcze raz „Łowcę androidów” w ciągu lat, tworząc alternatywy wobec oryginalnych wersji, w sposób podobny co George Lucas, który ulepszył „Gwiezdne Wojny”. Wersja reżyserska pochodzi z 1992, a wersja ostateczna trafiła do kin po cyfrowej obróbce w 2007.
Dla tych, którzy chcieliby obejrzeć ten film polecam wersję z 2007. Uważajcie, gdyż ma on rating R ze względu na przemoc i odrobinę nagości. W mojej opinii „Łowca androidów” to film który powinien obejrzeć każdy fan science fiction.
Filmy Akiry Kurosawy były bardzo istotnym źródłem inspiracji dla
George’a Lucasa, gdy pracował nad „Gwiezdnymi Wojnami”. Dziś zajmiemy
się wpływem klasycznego „Tronu we krwi” z 1957.
W „Tronie w krwi” Kurosawa opowiada na nowo szekspirowską tragedię
Makbeta, osadzoną w erze samurajów. W roli głównej występuje Toshiro
Mifune jako Washizu, generał, któremu przewidziano, że zostanie władcą
Zamku Pajęczej Sieci (początkowo aktor ten miał zagrać rolę Obi-Wana
Kenobiego). Jego żona nalega, by przyśpieszył spełnienie się proroctwa,
zabijając władcę i zajmując jego miejsce, ale paranoja i zło przejmują
nad kontrolę nad głównym bohaterem, a jego rządy kończą się krwawo.
Główną postać poznajemy w lesie zanurzonym w mgle, co tworzy mistyczną
wizję, przypominającą trochę powierzchnię Dagobah. To właśnie tu
powiedziano Washizu, że pewnego dnia zostanie władcą i będzie rządził
samodzielnie, zjawa, która przekazała mu tę informację, znika w
tajemniczy sposób, gdy tylko kończy mówić.
Gra aktorska Haydena Chrsitensena jako Anakina z pewnością przywołuje
przemyślną frustrację i paranoję Mifune z „Tronu we krwi”. Przywołuje on
uczucie bezsilności w obliczu przepowiedni, na którą może lub nie może
mieć szansę w jakiś sposób wpłynąć, niezależnie czy jest to
przepowiednia o wybrańcu, śmierci Shmi Skywalker czy potencjalnej straty
Padme. Motywy przepowiedni są bardzo istotne w prequelach i przebijają
przez pychę Palpatine’a w późniejszych (chronologicznie) epizodach
„Gwiezdnych Wojen”.
Inny istotny aspekt tego filmu, który można znaleźć w mitologii Sithów
to zamordowanie mistrza rękoma ucznia i zajęcie jego miejsca. Sithów
ogarnęła paranoja, że mogą być zabici przez swoich podwładnych, a film
Kurosawy jest zobrazowaniem tych lęków. Wiele książek „Star Wars” z
linii Legend, w tym Darth
Plagueis wykorzystuje te lęki i nudności tak, by wykorzystać
te straszliwe decyzje, uzyskując najlepszy efekt przy opowiadaniu
historii o Sithach.
Ale chyba ten najbardziej wspólny ciężki moment między „Tronem we krwi” a
„Gwiezdnymi Wojnami” to wybór głównego bohatera. W „Tronie we krwi”
postać Mifune dowiaduje się, że może zabić swojego pana, by ratować
swoje własne życie, lub pozostać lojalnym i mieć nadzieję, że go nie
zabiją. Ten strach spowodowany dylematem jest powielony w „Zemście
Sithów” w wyborach Anakina, gdy ten musi wybierać między tym czy pomóc
Palpatine’owi, czy Mace’owi Windu. Po tym jak już Anakin dokonał wyboru,
na jego twarzy maluje się agonia, pęka mu serce i to powiela problemy
przez które przechodzi Mifune, po zamordowaniu swojego pana i
popełnianiu przestępstwa za przestępstwem w celu usprawiedliwienia
własnych działań.
W „Tronie we krwi” dwóch generałów zamordowanego przywódcy, czyli postać
Mifune – Washizu i Akira Kubo – Miki, muszą też odnaleźć się w nowej,
dziwnej sytuacji, zwłaszcza, że łączyła ich wieloletnia przyjaźń. Ich
relacja z braterstwa zmienia się w zemstę i zdrady subtelnie ukazywane w
sposób bardzo podobny jak widzieliśmy przebieg relacji Anakina i
Obi-Wana w prequelach.
Łącząc „Makbeta” z „Tronem we krwi”, „Zemsta Sithów” może być jednym z
najbardziej szekspirowskich filmów „Star Wars”, tragedią zarówno dobrze
napisaną, jak i bolesną.
Dla tych, którzy byliby zainteresowani obejrzeniem tego filmu, nie ma on
ratingu w USA (w kanadzie ma G, a Wielkiej Brytanii PG). Jest on
straszny i przepełniony niepokojem i paranoją. Choć film jest pełen
przemocy, jest ona pozbawiona krwi. Film jest po japońsku i ma tylko
angielskie napisy, więc widz musi czytać umiejętnie szybko, by móc się
nim cieszyć, ale to arcydzieło, które często przyćmiewa inne, bardziej
znane prace Kurosway. Obejrzałem go z moimi dziećmi przygotowując się do
tego artykułu, a je ujęła przyjaźń w stylu Obi-Wana i Anakina, która
przebija się z tego filmu.
To nie jest najlepszy film Kurosawy, ale z pewnością jeden z
największych i bez wątpienia wartych obejrzenia.