Recenzja Balava
Te ha iks jeden jeden trzy osiem. Trzy litery i cztery cyfry, które zapewne znane są doskonale każdemu fanowi i każdej fance Star Wars. Odwołania do tego tytułu pojawiają się licznie w różnych produktach spod znaku Gwiezdnej Sagi: kolejnych Epizodach, ale też w komiksach, książkach, grach etc. Zapewne każdy miłośnik Gwiezdnych Wojen doskonale wie, czym THX 1138 jest. A jest pierwszą pełnometrażową fabułą, którą wyreżyserował George Lucas, a wyprodukował jego przyjaciel Francis Ford Coppola. Obraz powstał w oparciu o wcześniejszy krótkometrażowy film Lucasa Elektroniczy Labirynt THX 1138 4EB. Tyle oczywiste fakty. Odnoszę jednak wrażenie (po kilku rozmowach z moimi znajomymi na temat tego filmu), iż sytuacja THX 1138 w naszym kraju przypomina nieco tę, z którą mamy do czynienia w przypadku chociażby Deszczowej piosenki. Zapewne prawie każdy widział słynną sekwencję, w której Gene Kelly wyśpiewuje tytułowy szlagier moknąc niemiłosiernie. Ale czy oglądał musical Stanleya Donena w całości? Z moich obserwacji wynika, iż z THX 1138 jest podobnie. Fakt, iż jest to pierwsza fabuła Lucasa oraz kadr, na którym Robert Duvall obejmuje Maggie McOmie na białym tle są mocno zakorzenione w publicznej świadomości, ale ze znajomością samego filmu bywa już różnie, zwłaszcza iż polskie stacje telewizyjne nie emitują go zbyt często (a w zasadzie prawie w ogóle), zaś nakład DVD został wyczerpany (na dziś - 2010 - film dostępny jest w zasadzie tylko na portalach aukcyjnych, w polskich sklepach sieciowych się nie doszukałem; na Blu-ray ma zostać wydany we wrześniu). Tymczasem THX 1138 warto znać, nie tylko z uwagi na to, iż jest obecnie (nieco pokrytym patyną) tzw. cult classic.
Ludzie w przyszłości zeszli pod ziemię. Mieszkają w wydrążonych pod jej powierzchnią wielkich kompleksach. Są zniewoleni i zuniformizowani. W jednolitych strojach i z ogolonymi głowami, z numerami zamiast imion są niczym więźniowie obozu koncentracyjnego. Ich mieszkania surowym wyposażeniem przypominają cele więzienne. Mieszkańcy są faszerowani medykamentami, które z jednej strony pomagają im się skupić w pracy, z drugiej zaś uniemożliwiają odczuwanie jakichkolwiek emocji i uczuć (twórca Equilibrium Kurt Wimmer zapewne na pamięć zna THX…). THX 1138 (Duvall) zdaje się być wzorcowym obywatelem (jeśli można użyć tegoż słowa w tym kontekście) tego świata oraz wyznawcą religii mas i jej proroka OMM-a. Gdy jednak za sprawą swej współlokatorki LUH 3417 (McOmie) THX odstawia leki i zaczyna odczuwać miłość i seksualne pożądanie popełnia przestępstwo. Pochwycony przez budzące grozę policyjne androidy i skazany na pobyt w więzieniu THX buntuje się i postanawia uciec wspólnie z innych więźniem SEN 5421, o którego występkach wcześniej doniósł władzom.
THX 1138 jest filmem specyficznym i to z kilku powodów. Można odnieść wrażenie, iż Lucas i Murch ("w cywilu" montażysta dźwięku) pisząc scenariusz starali się stworzyć kino egzystencjalne, z ambicjami artystycznymi, ale jednocześnie mające wstrząsnąć widzem za pomocą ich wizji życia ludzi poddawanych ciągłej inwigilacji i wiodących żywot w sterylnych warunkach. Oczywiście inspiracja "Rokiem 1984" George'a Orwella także jest nad wyraz oczywista. THX 1138 jest jak Winston Smith, także dzięki miłości zaczyna szukać drogi do wolności. W przeciwieństwie do bohatera "Roku 1984" jego poszukiwania kończą się szczęśliwie, a przynajmniej taką sugestię dają nam twórcy, bowiem THX 1138 ma otwarte zakończenie. Co ma nam do przekazania Lucas w tym filmie? Ano to, że o byciu człowiekiem decydują uczucia i emocje. Nie można ich człowieka pozbawić, bo zawsze wyjdą na wierzch. I dopóki odczuwamy miłość, przywiązanie, przyjaźń pozostaniemy ludźmi nawet w dehumanizującym świecie. Mało odkrywcze, ale przecież trudno odmówić tej konstatacji słuszności.
Niestety THX 1138 jest jednym z tych filmów SF realizowanych w latach 60. i 70., których wizja przyszłości mocno dziś trąci myszką. Brytyjski wóz wyścigowy Lola T70 był w roku premiery filmu pojazdem o nowoczesnej stylistyce typowej dla superaut tego okresu, zaś po dołożeniu fałszywych turbin i migających policyjnych kogutów mógł sprawiać wrażenie awangardowego samochodu odrzutowego, ale dziś jego "filmowa futurystyczność" wywołuje raczej uśmiech. Podobnie jak liczne lokacje w filmie (zdjęcia kręcono w różnych obiektach w San Francisco), pełne monochromatycznych ekranów, mrugających kontrolek czy diod, sterowni z telefonami ze staroświeckimi słuchawkami. Pod tym względem THX 1138 zestarzał się mocno. Jest tu jednak kilka pomysłów realizacyjnych, które nadal budzą podziw u widza. Jakże prostą, a zarazem robiącą piorunujące wrażenie na ekranie ideą jest przedstawienie więzienia jako białej i pustej przestrzeni, przywodzącej na myśl czyściec (czyżby Vincenzo Natali stąd zapożyczył swój pomysł na Wielkie nic?). Sekwencje rozgrywające się w tej ponurej lokacji są naładowane największym ładunkiem emocjonalnym w całym filmie. Podobnie duże wrażenie robi scena groteskowej spowiedzi THX-a w zautomatyzowanym konfesjonale, który przemawia doń beznamiętnym głosem. Konfesjonał ozdobiony jest zbliżeniem twarzy Chrystusa z obrazu Hansa Memlinga. W zestawieniu z absurdalnym "błogosławieństwem mas", które wygłasza bóstwo OMM grafika ta wywołuje świetny efekt podkreślający aberrację świata, w którym żyje THX 1138. Lucas zdaje się w tej scenie mówić nam, że mimo hekatomby i zniewolenia społeczeństwa religia nadal jest - cytując Lenina - opium dla mas, którą wykorzystuje się dla celów władzy. Część pomysłów z THX 1138 Lucas wykorzystał później przy Star Wars. Bo sposób przekazu ogłupiającej i siejącej propagandę telewizji, którą ogląda THX po pracy to nic innego, jak znana nam z Gwiezdnej Sagi holoprojekcja. Wiele dla finalnego efektu w tym filmie robi to, iż obaj scenarzyści pozostawili widzowie spore pole do popisu w rozwijaniu przedstawionego tu świata w swojej wyobraźni. Nie wiemy bowiem jaka katastrofa wygnała ludzkość pod ziemię i nie jest nam dane dowiedzieć się, kto rządzi tym zdehumanizowanym podziemnym światem. Ten prosty zabieg skutecznie zagęszcza i tak mocno ponurą atmosferę tego dzieła.
Pod względem aktorskim mamy tu popis jednego człowieka i nie mam tu na myśli Roberta Duvalla, który gra w sposób wycofany, ale bardzo dobrze oddający determinację THX-a w poszukiwaniu wolności. Widać ją w każdym jego spojrzeniu i grymasie. Film jednak "kradnie" mu Brytyjczyk Donald Pleasence (znany szerokim masom widzów z roli Blofelda w Żyje się tylko dwa razy), który błyszczy tu jako SEN - mały i podły człowieczek, który stara się wykorzystać okoliczności dla swoich własnych ukrytych celów i niech diabli wezmą społeczność. Przyznaję, iż scena w więzieniu, gdy wygłasza płomienną tyradę do pozostałych osadzonych (wieść gminna niesie, że część zdań wygłaszanych przez SEN-a została wzięta z przemówień Richarda Nixona) do dziś pozostaje mi w pamięci. Podobnie zresztą jak ucieczka THX-a samochodem przez tunele. To najbardziej czytelne nawiązanie do krótkometrażowego Elektrycznego labiryntu..., a zarazem widowiskowa, acz zrealizowana skromnymi środkami scena akcji. Reszta obsady nie wznosi się na wyżyny sztuki aktorskiej, zaś Maggie McOmie jest tu niezwykle bezbarwna (i nie dziwi mnie wcale, że nie zrobiła większej kariery).
Autorem ścieżki dźwiękowej do THX 1138 jest Lalo Schifrin. Nazwisko bez wątpienia znane miłośnikom muzyki filmowej, a nawet laicy w tej materii muszą kojarzyć motyw z serialu Mission: Impossible, który Schifrin popełnił. Niestety partytury stworzonej na potrzeby filmu Lucasa nie może on zaliczyć do udanych dzieł. Muzyka ma korespondować z treścią obrazu, a więc być mroczna, niepokojąca i brzmieć futurystycznie, jednak w całym filmie jest jej niewiele, brzdęka gdzieś w tle i w ogóle nie podkreśla wydarzeń na ekranie. Ciekawie brzmi jedynie motyw odgrywany w trakcie czołówki.
Wydana w roku 2004 wersja reżyserska trwa 88 minut (jest dłuższa o siedem minut od wersji producenckiej) i zawarto w niej kilka zmian, nad którymi czuwał sam Lucas. Najbardziej w oczy rzuca się zastosowanie CGI dla rozszerzenia prezentowanego świata. Rozbudowano m.in. tła, powiększono tłumy sunące tunelami, dodano cyfrową sekwencję jazdy samochodu podziemną autostradą. W moim mniemaniu jednak zmiany te nie wyszły temu filmowi na dobre. Nie są one tak subtelne jak w przypadku wersji specjalnej Oryginalnej Trylogii i nieco gryzą się z dosyć surowym obrazem całości. Lepiej wypada wzmocnienie emocjonalnych więzi między bohaterami. Sam jednak wolę wersję oryginalną, którą miałem przyjemność oglądać wiele lat temu.
O tym, że THX 1138 jest ważną częścią dorobku Lucasa nie świadczą tylko odwołania do tego tytułu w pozycjach spod znaku Star Wars. Aby daleko nie szukać: Ernie Cline w Fanboys przedstawił ochroniarzy na Skywalker Ranch, którzy jako żywo przypominają zrobotyzowanych oficerów z THX 1138 - jeden z najbardziej znanych elementów tego filmu. THX 1138 to film, który znać wypada. To jeden z ważniejszych przedstawicieli amerykańskiego kina SF przełomu lat 60.i 70., które postanowiło porzucić opowieści o dzielnych pilotach i odkrywcach a'la Buck Rodgers (którego fragmenty otwierają zresztą THX-a...) i oprócz rozrywki dostarczyć również nieco obserwacji na temat kondycji człowieka i społeczeństwa. I chociaż Lucas i Murch nie mówią tu nic nowego, czego już wcześniej nie powiedzieliby Orwell i Huxley to jednak robią to w zajmujący widza sposób. To film ważny, ale niestety nieco już nadgryziony zębem czasu. Niemniej lektura obowiązkowa, chociaż chwilami może nieco śmieszyć.
produkcja: | USA |
data produkcji: | 1971 |
reżyseria: | George Lucas |
scenariusz: | George Lucas i Walter Murch |
zdjęcia: | David Myers |
muzyka: | Lalo Schifrin |
czas trwania: | 88 min. (wersja reżyserska) |
Robert Duvall: | THX 1138 |
Donald Pleasence: | SEN 5421 |
Don Pedro Colley: | Hologram |
Maggie McOmie: | LUH 3417 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,10 Liczba: 10 |
|
R2-r2014-05-02 18:59:46
Będzie za 15 minut na TCM
Wolf-trooper2012-07-26 10:30:21
powinni puścić go od czasu do czasu na jakimś kanale
Jasiek7572011-05-18 19:51:47
muszę obejżeć wtedy ocenie
Dave2010-08-16 21:16:13
Ja oglądałem.. "Deszczową piosenkę"! Całą! I bardzo ją lubię! Żeby nie było...