TWÓJ KOKPIT
0

Świat Filmu

Starwarsowcy w kinach

2014-01-31 18:31:44

Dziś na nasze ekrany wchodzą aż dwa filmy z starwarsowcami. Pierwszy to „Złodziejka ksiażek” (The Book Thief) Briana Percivala. Muzykę skomponował John Williams i jest to jego pierwszy film, którego nie wyreżyserował Steven Spielberg odkąd maestro przeszedł na emeryturę. Muzyka do tego filmu dostała nominacje do Złotego Globu oraz Oskara.

Film jest adaptacją słynnej powieści Markusa Zusaka pod tym samym tytułem. Akcja dzieje się w 1939, a główną bohaterką jest dziesięcioletnia Liesel, która mieszka u rodziny zastępczej w Molching koło Monachium. Czasy są ciężkie, więc dziewczynie łatwo nie jest. Jednak odkrywa ona piękno dzięki wyjątkowym ludziom, których spotyka, oraz książkom, które kradnie...

W roli głównej występuje Sophie Nélisse, a partnerują jej między innymi Geoffrey Rush, Emily Watson.



Zupełnie w innym klimacie jest drugi film, który dziś wchodzi. Mowa oczywiście o filmie „Jack Ryan: Teoria chaosu” (Jack Ryan: Shadow Recruit) Kennetha Branagh. Główną rolę żeńską gra tu ulubienica wielu fanów Keira Knightley. Film bazuje na motywach powieści Toma Clancy’ego, a jako ciekawostkę warto dodać, że w postać Jacka Ryana dwa razy wcielił się wcześniej Harrison Ford (w „Czasie patriotów” oraz „Stanie zagrożenia”). Tym razem główną rolę gra Chris Pine („Star Trek”), a partnerują mu Kevin Costner, Kenneth Branagh (niedoszły Obi-Wan w prequelach). Za scenariusz odpowiada David Koepp („Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki”, „Park jurajski”).

Tym razem Jack Ryan nie jest wcale agentem, a finansistą, który pracuje dla jednego z oligarchów rosyjskich w Moskwie, niejakiego Viktora Stazova (w tej roli Branagh). Ale gdy okazuje się, że Stazov planuje przeprowadzić atak terrorystyczny na Stany Zjednoczone, by spowodować krach gospodarczy, Ryan będzie musiał zająć się tym, z czego najbardziej go kojarzymy.


KOMENTARZE (2)

Świat Filmu

Plastic Galaxy: The Story of Star Wars Toys

2014-01-29 21:45:48

W tym miesiącu do sprzedaży na dvd trafił nowy film dokumentalny poświęcony gadżetom Star Wars i ich kolekcjonerom. Plastic Galaxy: The Story of Star Wars Toys, bo o nim mowa, to 70 minutowa opowieść, pełna wywiadów z ludźmi , którzy gadżety Star Wars zbierali całe swoje życie, nierzadko zaczynając od pierwszych figurek Kennera (m.in. przeprowadzono wywiad ze znanym dobrze Polskim fanom Stevem Sansweetem). Reżyser filmu Brian Stillman chce nie tylko przedstawić historię zabawek spod znaku Star Wars, ale także zrozumieć psychikę fanów, którzy zbierają je latami i wydają nań małe fortuny. W dokumencie znajdziemy również wywiady z twórcami gadżetów, byłymi pracownikami Kennera i ekspertami.

Poza samym dokumentem na płycie znajdziemy jeszcze cztery dodatkowe filmiki, trwające około 40 minut:
  • The Art and Science of Kenner Prototypes
  • Small Toys, Giant Disaster: The Star Wars Micro Line
  • Steve Sansweet: The Secret Origin of a Record Setting Collector
  • Know Your Toy Lightsaber!


DVD z filmem dokumentalnym nabyć można za pośrednictwem strony producenta, w tym miejscu za 21$. Poniżej znajdziecie trailer tego filmu, zachęcamy do jego obejrzenia.


KOMENTARZE (12)

Świat Filmu

„Bitwa o Ardeny”

2014-01-27 17:33:25 oficjalny blog



Po raz kolejny Bryan Young okazuje się dobrym obserwatorem i interpretatorem twórczości Lucasa i Filoniego. Tym razem dopatrzył się w niej nawiązań do kolejnego klasyka kina, filmu „Bitwa o Ardeny” (Battle of Bulge, amerykańskiej produkcji z 1965.



Jestem fanem filmów wojennych starej szkoły i dość jasne jest, że George Lucas jest nim także. Dla mnie film „Bitwa o Ardeny” w reżyserii Kena Annakina (przyp. red. w oryginalnym tekście autor stosuje pisownię Ken Annikan, co jest prawdopodobnie literówką) to film, którego nie widziałem, dopóki nie polecił mi go Dave Filoni, główny reżyser „Wojen klonów”. Kiedy po raz kolejny zastraszałem Filoniego, by zdradził mi tytuły filmów, które oglądają, szukając inspiracji do „Wojen klonów”, powiedział mi że ten jest ważny i muszę go obejrzeć, no i nie żartował.

Annakin także wyreżyserował „Szwajcarską rodzinę Robinsonów”, która może nawet bardziej bezpośrednio inspirowała „Nową nadzieję”, ale ten film wojenny ma też swoje momenty.

„Bitwa o Ardeny” to film z 1965, będący dramatyczną adaptacją ostatecznego kontrataku Nazistów podczas drugiej wojny światowej. Nazistom przewodzi nie kto inny jak Robert Shaw (który grał Quinta w „Szczękach” Stevena Spielberga), który mógłby być odbierany jako analogia do generała Veersa czy admirała Trencha.

Amerykańska obsada jest bardziej zróżnicowana, a wielu spośród nich jest uwikłanych w przypominające „Gwiezdne Wojny” momenty. Prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalnych z nich to scena, gdy amerykański sierżant Duquesne (w tej roli George Montgomery) zostaje pojmany przez Nazistów i wykrzykuje obecnie już sławną kwestię: „Mam złe przeczucie”, w sposób wspaniałego niedopowiedzenia jak u każdej postaci z sagi „Gwiezdnych Wojen”.

Duch filmu również przypomina i ma się całkiem dobrze w „Imperium kontratakuje”. Dobrzy przez cały film uciekają, a bitwa rozgrywa się w europejskich wioskach, pełniących rolę substytutu Hoth.

Niemcy próbują przeprowadzić swój ostateczny atak, ostatni pokaz siły, zanim Alianci zmiotą ich kompletnie, a genialny dowódca Nazistów prowadzi kolumnę czołgów typu Tygrys aż pod samą linię Amerykanów. Siedząc wewnątrz swojego bardzo przypominającego AT-AT czołgu, Shaw prowadzi ostatni atak, ale dochodzi do wniosku, że dobrzy są o krok przed nim.

Henry Fonda gra Amerykanina, który zna właściwie odpowiedzi na każdy temat, nawet jeśli jego dowodzący oficerowie niezbyt mu wierzą. Myśli, że Niemcy szykują ofensywę. Beton mówi, że to niemożliwe. Niemcy są zdesperowani a ich czołgom kończy się paliwo? Prawda, ale postaraj się przekonać oficerów do tego. To bardzo przypomina rolę Anakina względem Obi-Wana w „Wojnach klonów”. On zawsze zdaje się mieć właściwie rozwiązanie każdego militarnego problemu, ale nawet pomimo to nikt z Rady Jedi mu nie ufa.

Tuż przed przerwą, gdy Niemcy zakładają pułapkę na moście, odcinając nieświadomych Amerykanów, to przypomina trochę moment w którym Imperialni zakładają pułapkę w „Powrocie Jedi”. Zarówno dla dobrych jak i publiczności, ta informacja wychodzi i atakuje nas w sposób bardzo podobny do stwierdzenia Landa: „Jak mogą nas zagłuszać, skoro nie wiedzą... że nadchodzimy...?”

Choć bitwy tego filmu mają wiele wizualnych motywów, które znalazły swoją drogę do „Gwiezdnych Wojen”, najbardziej istotnym z nich są widoki przez lornetki czy peryskopy czołgu. Wydają się być bezpośrednio przetłumaczone na widok przez makrolornetkę Luke’a czy ekran którego używał w AT-AT generał Veers. Czuje się jakbym oglądał „Gwiezdne Wojny” na sposób w jaki się przyzwyczaiłem.

Chociaż prezydent Eisenhower przerwał swoją emeryturę tylko po to, by wyśmiać historyczne bzdury tego filmu, pozostał on wciąż świetnym, zabawnym dziełem kinematografii, które umieszcza widza w najbardziej przygodowych aspektach bitwy. Odbijają się w nim echem uczucia jakie nam towarzyszą, gdy oglądamy „Gwiezdne Wojny”, duch tej przygody i jestem bardzo wdzięczny Filoniemu, że mi go wskazał.

Ten film nie został nigdy oceniony, ale myślę że miałby rating PG. Nie ma w nim nic niewłaściwego, nie licząc przemocy, ale to ta sama fantastyczna, bezkrwawa przemoc, której można oczekiwać po filmach o super-macho podczas drugiej wojny światowej z lat 60. I podobnie jak w innych filmach o drugiej wojnie światowej z lat 60. w tym także występuje Telly Savalas w głupkowatej roli drugoplanowej. To film dla całej rodziny.


KOMENTARZE (3)

Świat Filmu

Sierpień Ewana

2014-01-24 19:00:56

Za oknem zima, a w kinach mamy „Sierpień w hrabstwie Osage” (August: Osage County) Johna Wellsa. W jednej z głównych ról zobaczymy Ewana McGregora, czyli Obi-Wana Kenobiego. Partnerują mu Meryl Streep, Julia Roberts, Juliette Lewis, Julianne Nicholson, Benedict Cumberbatch i Chris Cooper.

Scenariusz napisał na podstawie swojej sztuki Tracy Letts. Film jest komedią obyczajową pełną sarkastycznego humoru. Opowiada historię trudnej relacji matki (w tej roli Meryl Streep) i jej trzech dorosłych córek, które opuściły rodzinny dom, odcinając się od przeszłości i bliskich. Nadchodzi jednak dzień, w którym powracają, by zmierzyć się z tym, co niegdyś doprowadziło do rozłamu w ich rodzinie.


KOMENTARZE (4)

Świat Filmu

Prosto z Hollywood

2014-01-16 22:31:51

Na początek zaczniemy od Oskarów. Dziś ogłoszono nominację, na rozdanie jednak będziemy musieli poczekać aż do 2 marca. Jak zwykle Starwarsówek zgarnął kilka nominacji. Najważniejsza kategoria dla nas to oczywiście Najlepsze Efekty Wizualne. Tu zmierzą się Roger Guyett („Zemsta Sithów”, Epizod VII) za „W ciemność. Star Trek” J.J. Abramsa z Joe Letteri („Nowa nadzieja: wersja specjalna”) za „Hobbit: Pustkowie Smauga” Petera Jakcosna. Pozostałe nominowane w tej kategorii filmy to „Grawitacja”, „Iron Man 3” oraz „Jeździec znikąd”. Natomiast w kategorii najlepsza muzyka znów nominowano Johna Williamsa za „Złodziejkę książek”. Wcześniej kompozytor został nominowany za ten film do Złotych Globów, niestety tym razem nagrody nie dostał.

Teraz przechodzimy już do zwykłych wieści. Harrison Ford dołączył do obsady melodramatu „The Age of Adaline”. Adaline (w tej roli Blake Lively) to kobieta urodzona na początku XX wieku, która jako 29-latka w wyniku wypadku przestaje się starzeć. Po latach samotności spotyka tego jedynego, dla którego gotowa jest utracić nieśmiertelność...
Scenariusz napisali J. Mills Goodloe i Sal Paskowitz oraz Allison Burnett. Reżyseruje Lee Toland Krieger („Złe kobiety”), produkują Sidney Kimmel, Tom Rosenberg i Gary Lucchesi. Zdjęcia zaczynają się w marcu.

Za to będzie polski akcent w debiucie reżyserskim Natalie Portman. Wygląda na to, że zdjęciami do „A Tale of Love and Darkness” zajmie się Sławomir Idziak. O samym filmie na podstawie książki Amosa Oza pisaliśmy latem.

Simon Kinberg, który intensywnie pracuje nad spin-offem oraz „Rebels” będzie odpowiedzialny za kinową wersję gry „Magic: The Gathering”. Na razie żadne szczegóły projektu nie są znane.

Natomiast Carrie Fisher i James Earl Jones pojawią się gościnie w odcinku serialu „Teoria wielkiego podrywu”.

Samuel L. Jackson ponownie wystąpi w filmie na podstawie prozy Stephena Kinga. Będzie to „Komórka” („Cell”), książka wydana w 2006. Opowiada historię osób, które 1 października o 15:03 używały telefonów komórkowych i zamieniły się w zombie lub coś w tym rodzaju. Główni bohaterowie akurat nie mieli telefonów lub ich nie używali i będą starali się uciec z oblężonego miasta. Jacksonowi partneruje John Cusak, z którym spotkał się w „1408”, innym filmie na podstawie powieści Kinga. Sam autor książki będzie współscenarzystą.
Samuel L. Jackson wystąpi także w filmie „Harry and the Butler”, gdzie wcieli się w rolę Harry’ego, podstarzałego muzyka jazzowego, który najlepsze lata ma już za sobą i obecnie jest bardziej kojarzony jako mechanik zajmujący się kolejkami w parkach rozrywki. Pewnego dnia jednak dostaje całkiem spory spadek, postanawia zmienić życie, w tym także decyduje się zatrudnić brytyjskiego kamerdynera (w tej roli Michael Caine). Reżyserem jest George C. Wolfe, scenariusz bazuje na duńskim filmie z 1962. Początkowo główne role mieli grać Morgan Freeman i Anthony Hopkins.
Tymczasem Jackson pracuje na planie „Barely Lethal” Kyle’a Newmana, o którym już pisaliśmy.

Steven Spielberg ma nowy pomysł na to, jaki film nakręcić. Reżyser jak zwykle zastanawia się nad wieloma projektami i długo decyduje czym się zająć. Tym razem rozmyśla o filmie o podboju Azteków. Scenariusz filmu powstał w pierwszej wersji w latach 60., a motorem napędowym filmu był Kirk Douglas, który po sukcesie „Spartakusa” Stanleya Kubrika szukał kolejnej superprodukcji. Tekst Daltona Trumbo liczył sobie ponad 200 stron i ostatecznie trafił na półkę, ale obecnie wrócił do niego Steve Zaillian („Lista Schindlera”). Film miałby się skupiać nie tyle na Montezumie i Aztekach, co na hiszpańskich konkwistadorach z Hernando Cortesem na czele. Tą rolą jest podobno zainteresowany Javier Bardem. W latach 90. filmem był zainteresowany Werner Herzog, ale również produkcja nie doszła do skutku. Czy Spielberg spręży się na tyle, by to skończyć? Zobaczymy.

J.J. Abrams jest zajęty „Gwiezdnymi Wojnami”, ale ma też inne projekty. Do filmu o Lancie Armstrongu udało mu się znaleźć scenarzystę. Jest nim D.V. DeVincentis, który ma na swoim koncie film „Żądze i pieniądze”. Gorzej jest jednak z trzecim „Star Trekiem”, film jednak wciąż nie ma reżysera, więc nie wiadomo, czy znów się coś nie przesunie.

Sophia Coppola tymczasem przymierza się do kolejnej produkcji. Na razie wraz z Andrew Durhamem piszą scenariusz. Film ma się nazywać „Fairyland” i będzie adaptacją książki „Fairyland: A Memoir of My Father” Alysii Abbotts. Akcja dzieje się w latach 70. i 80. W San Francisco przed i po wybuchu epidemii AIDS i poniekąd jest wspomnieniem o ojcu autorki, poecie, wdowcu i aktywiście LGBT, który zmarł na tę chorobę.



Tymczasem czeka nas premiera najnowszego filmu o Jacku Ryanie z Keirą Knightley. „Jack Ryan: Teoria chaosu” zadebiutuje na naszych ekranach już 31 stycznia, a póki co mamy możliwość oglądania plakatu z Keirą.
KOMENTARZE (2)

Świat Filmu

„Gwiezdne Wojny” w twórczości J.J. Abramsa

2014-01-08 17:13:22 TVLine

O Abramsie i jego inspiracji „Gwiezdnymi Wojnami” mówi się bardzo dużo. Czasem niektórzy żartują sobie nawet, że raz „Gwiezdne Wojny” już nakręcił, tylko w tytule się walnął i zamiast „Wars” to „Trek” wstawił. Tym razem jednak zajmiemy się nawiązaniami J.J. Abramsa do sagi w jego innych dziełach. Saga w dziełach Abramsa często jest ważnym elementem istniejącego świata, tak ważnym, że można je dostrzec w tle w dość niespotykanych miejscach.

Felicity
  • W odcinku pt. „The Force”, Noel i jego kolega stają w kolejce po bilety na premierę „Mrocznego widma”.
  • W innym odcinku Richard spotyka na przyjęciu halloweenowym fana/fankę Star Wars, ale nie może zdjąć z głowy swojego hełmu Dartha Vadera...

    Fringe: Na granicy światów


  • W internacie Olivia miała ksywkę „Han”, ponieważ była samotniczką.
    Gdy Olivia i Broyles jadą samochodami nad rzekę Charlesa w drugim sezonie, ich samochody mają rejestracje R2D2 i C3P01.
  • W czwartym sezonie Walter mówi strażnikom: „To nie są droidy, których szukacie”.

    Agentka o stu twarzach (Alias)
  • Marshall zaczepił pewnych strażników pytając:
    Marshall: Myślę, że powiedziałem „Mogę cię wyczuć stąd” po ewocku.
    Sydney: Ewocku?
    Marshall: Oficjalnym języku autochtonów z planety Endor.
    Endor to oczywiście księżyc.

    Lost - zagubieni
  • To chyba najbardziej znany motyw. Gdy akcja przeniosła się do roku koło 1977, a główni bohaterowie pracowali dla Inicjatywy Dharma, Hurley decyduje się pomóc George’owi Lucasowi i napisać scenariusz Imperium kontratakuje, z kilkoma poprawkami.


  • Jack trzyma zabawkę Sokoła Millennium.



  • Michael i Jin, kłócą się w różnych językach na tratwie, wtedy Sawyer do nich woła nazywając ich Hanem i Chewiem. Zresztą Jina nazwał Chewbaccą jeszcze dwa razy.
  • Hurley nazywa Jacoba gorszym niż Yoda, zresztą kilka razy (celowo) używa cytatu: „Mam złe przeczucie”.

    Star Trek
    Tym razem nie ma wątpliwości, że to dzieło Abramsa, a nie tylko produkcja. W obu filmach pojawił się dokładnie ten sam motyw, czyli R2-D2. O obu pisaliśmy wcześniej - Star Trek i W ciemność. Star Trek.

    Znając życie, elementów nawiązujących mniej lub bardziej do sagi we wszystkich tych produkcjach jest więcej.
    KOMENTARZE (4)
  • Świat Filmu

    Bombowe inspiracje Lucasa

    2014-01-01 08:24:23 oficjalny blog



    Bryan Young po raz kolejny wraca do klasyki, która w pewien sposób wpłynęła na „Gwiezdne Wojny”. Tym razem mowa o filmie „Nocny nalot” („The Dam Busters”) Michaela Andersona.

    „Nocny nalot” to brytyjski film z 1955, osadzony w realiach II wojny światowej. Opowiada prawdziwą historię akcji Królewskich Sił Lotniczych (RAF – Royal Air Force) mającej na celu zniszczenie trzech niemieckich tam, znajdujących się głęboko na terytorium wroga.

    Konwencjonalna broń nie sprostałaby temu zadaniu, więc naukowcy musieli wymyślić nowy sposób na dostarczenie tych bomb: zrzucenie ich wprost do wody, by mogły zaklinować się przy tamach. By trafić cel, piloci musieli lecieć dokładnie 60 stóp nad powierzchnią wody i każdy z bombowców musiał zrzucić ładunek w dokładnie tym samym miejscu.

    Na pierwszy rzut oka, jedynym podobieństwem, które może mieć ten film do „Gwiezdnych Wojen” jest motyw „niemożliwy do trafienia”. Trafienie w odpowiednie miejsce przed tamą, było równie niemożliwe jak trafienie małego otworu wentylacyjnego, który nie jest szerszy niż dwa metry. Cały film jest zbudowany wokół nauki rozwijającej technikę trafienia, a kończy się zdumiewającą bitwą powietrzną, gdzie widzimy jak to zadziałało. George’owi Lucasowi udało się w sposób wydajny i ekonomiczny skondensować wszystko co wspaniałe w tym filmie, do jednego wątku w finale czwartego epizodu sagi „Gwiezdnych Wojen”. Ale ten film dał „Gwiezdnym Wojnom” więcej niż tylko ten istotny wątek.

    Na początek, zdjęcia efektów specjalnych były nadzorowane przez Gilberta Taylora, operatora „Nowej nadziei”. Jeśli weźmiemy to pod uwagę, to jest wiele elementów „Gwiezdnych Wojen”, których pochodzenie można wyśledzić w „Nocnym nalocie”. Film ma wiele ujęć z kokpitu pojazdu, gdzie w tle widać inne projekcje, trochę to przypomina zdjęcia z kokpitu „Sokoła Millennium” z Epizodu IV. Są tu także ujęcia potyczek samolotów nad powierzchnią niemieckiej wsi, gdzie strzelają działa przeciwlotnicze, są namalowane strzelaniny, to w pewnym sensie odtworzenie ujęcie po ujęciu powierzchni Gwiazdy Śmierci z namalowanymi czerwonymi i zielonymi laserami, zamiast białych.



    Gilbert Taylor to nie jedyny członek ekipy, który odnalazł swą drogę od „Nocnego nalotu” do „Gwiezdnych Wojen”. Charakteryzatorem tego filmu był nie kto inny jak Stuart Freeborn, legendarny umysł, który stworzył kukiełki Yody czy Jabby Hutta.

    Podczas gdy atak na niemieckie tamy nawet wizualnie przypomina atak na Gwiazdę Śmierci, Lucasowi udało się także podkraść kilka kwestii dialogowych. Kiedy piloci wyruszają, każdy z nich odmeldowuje się swoim numerem, zupełnie jak eskadra myśliwców w „Nowej nadziei”.

    Gdy brytyjscy piloci przylatują do nadbudowy, jeden pyta:
    - Ile dział, jak myślisz Trevor?
    Trevor zaś odpowiada:
    - Powiedziałbym, że z gdzieś z dziesięć. Niektóre na polu, inne w wieży!
    Podobieństwa idą nawet dalej... Odliczanie prowadzące do pierwszego zbombardowania niemieckiej tamy, zupełnie jak z atakiem w wąwozie Gwiazdy Śmierci. Gdy pierwsza bomba atakująca tamę poleciała, jeden z podekscytowanych pilotów ogłasza:
    - Poszła! Udało się!
    Ale zaraz mu mówią:
    - Nie udało się! Wciąż tam jest!
    Atakujący mówi innemu pilotowi, by przygotowali się do swojego ataku, wzięli trzy bomby by zniszczyć cel.

    W czasie całej bitwy, naukowcy i stratedzy stojący za tą akcją bombową, przebywają w cichym pokoju Kwatery Głównej Brytyjskiego Dowództwa, spoglądając na mapy i czekając na sygnały radiowe, co jest lustrzanym odbiciem bazy Rebeliantów w której Dodona i księżniczka Leia doglądają ataku na Gwiazdę Śmierci.

    Ten film trwa ponad dwie godziny, a Lucas genialnie skondensował jego esencję gdzieś w trzydziestu minutach „Gwiezdnych wojen”, stawiając wisienkę na torcie i tak genialnego już filmu. Mówi się, że część zdjęć z tego filmu Lucas użył w animatyce „Nowej nadziei”, ale po obejrzeniu tego dzieła, to nie będzie dziwiło.

    Dla współczesnego widza i fana „Gwiezdnych Wojen”, „Nocny nalot” to film z pewnością wart obejrzenia. Jeśli chcecie obejrzeć go z dziećmi, polecam sięgnąć po amerykańską wersję. Pies, pupil jednego z pilotów ma rasistowskie imię w brytyjskiej wersji, ale w amerykańskiej zdubbingowano to, zmieniając imię psa na „Spust”.

    Pomijając tę kwestię, to film całkowicie odpowiedni dla wszystkich widzów i bardzo wciągający.



    Tu warto wspomnieć o dwóch rzeczach. Pierwsza, to fakt, że George Lucas chcąc stworzyć realną walkę myśliwców, zmontował z dostępnych mu materiałów archiwalnych coś, co chciał osiągnąć. Tam trafiły zarówno fragmenty kronik, jak i właśnie niektórych filmów wojennych, w tym „Nocnego nalotu”.

    Druga sprawa to kwestia poprawności politycznej, o której wspomniał Young. Film powstał w innej epoce i jest jej świadectwem, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Na psa Gibsona w wersji oryginalnej wołano „Czarnuch” (Nigger), co zmieniono w USA na „Spust” (Trigger). Najciekawsze jednak jest to, że pies, który wcielił się w tę rolę faktycznie nazywał się „Czarnuch”.
    KOMENTARZE (0)
    Loading..