Bryan Young nie popuszcza. Postanowił udowodnić, że Dave Filoni ogląda klasykę kina i przerabia ją na „Wojny Klonów”. Wiemy już, że zżynał od Alfreda Hitchcocka i Sergio Leone. Okazuje się, że to dopiero wierzchołek góry lodowej, a Filoni „inspiruje się” wszystkim, czym się da. Nawet „Predatorem”!
Jeszcze na Star Wars Celebration V, wykazałem się pewną przenikliwością, gdy zapytałem Dave’a Filoniego o to z jakich filmów czerpał inspirację na odcinki „Wojen klonów”, których jeszcze nie wyświetlono.
Chwilę porozmawialiśmy, a no podał mi listę filmów, które w jakimś stopniu zainspirowały tę animowaną przygodę. Szczęka mi opadła gdy usłyszałem jedną nazwę – „Predator”.
Ten film akcji/SF o ratingu R z Arnoldem Schwarzeneggerem?
Ten sam.
Mieliśmy cały sezon przed sobą, a ja oglądałem każdy z odcinków bardzo uważnie co tydzień, czekając na to jak taki film jak „Predator” może się dziać w świecie „Gwiezdnych Wojen”. Odświeżyłem sobie też „Predatora” oglądając go parę razy i zaczynałem rozumieć, jak dobrze jest on zrobiony. Wiele filmów akcji/SF z lat 80. się mocno postarzało, ale „Predator” nadal potrafi utrzymywać napięcie, jest w nim mnóstwo akcji, humoru i czegoś niesamowitego.
Potem nadszedł finał sezonu trzeciego, a wybór inspiracji nie mógł być bardziej widoczny.
Sezon trzeci „Wojen klonów” kończy się odcinkami Padawan Lost i Wookiee Hunt, w których Ahsoka jest porwana przez Trandoshan, którzy pragną sobie zapolować na nią dla sportu. Zrzucają ją w środku dżungli i rozpoczynają polowanie. Zupełnie jak Dutch w „Predatorze”, którą pozostawiono bez niczego, a został jej tylko własny rozum, by przetrwać starcie ze złowrogimi obcymi. Ahsoce udaje się wygrać dzięki pomocy ulubionego przez wszystkich Wookieego, Chewbaccy, ale to nie koniec podobieństw.
Oglądając film i te odcinki po sobie, uderza jak mocno „Predator” wpłynął na oświetlenie i sceny w dżungli. Dział oświetlenia doskonale spisał się przy tych odcinkach, sprawiając, że atmosfera dżungli staje się elementem opowieści równorzędnym jak dialogi. Dokładnie tak samo jest w „Predatorze”. John McTierman, reżyser „Predatora” umiejętnie przygotował postaci grane przez Arnolda Schwarzeneggera czy Jesse’ego Venturę, czy choćby samego Predatora. Byli zabójczymi szwarccharakterami, ale jednocześnie pojawiła się konieczność wprowadzenia dobrych bohaterów, zwalczających zło.
Inspiracji z oświetleniem jest jeszcze więcej. Gdy Ahoska trafia na statek ścigających ją Trandoshan, zostaje „powitana” widokiem trofeów osadzonych w ponurym, acz pięknie oświetlonym miejscu. Okręt Predatorów wygląda dokładnie tak samo.
To była dobrze odrobiona lekcja, gdyż te dwa odcinki ukazały te same zagrożenie, co w „Predatorze”, tyle, że w świecie „Gwiezdnych Wojen”. A skoro to „Gwiezdne Wojny”, to gdy w końcu przybyła kawaleria pod koniec, to jest doskonały moment, który służy za koniec trzeciego sezonu „Wojen Klonów”.
Kiedy kilka lat później na Celebration VI rozmawiałem z Davem Filonim, gdy zapytałem go jakie filmy będą inspiracją dla kolejnych odcinków w piątym i szóstym sezonie, roześmiał się i powiedział, że mi nie powie. „Jesteś dokładnie tym typem kolesia, który doskonale będzie wiedział, do czego zmierzamy, jeśli ci powiem”.
Myślę, ze z punktu widzenia Dave’a to była dobra decyzja.
Niemożliwe (Lo imposible;The Impossible) to hiszpański dramat katastroficzny w reżyserii Juana Antonia Bayony z Ewanem McGregorem w roli głównej. Oparty na faktach film opowiada o losach rodziny spędzającej w 2004 toku urlop na tajskim wybrzeżu, gdy zostaje ono zrujnowane przez wielkie tsunami na Oceanie Indyjskim, którego skutki były katastrofalne (250 tys. ofiar śmiertelnych i olbrzymie zniszczenia). Małżeństwo Bennettów i ich trzej synowie zostają rozdzieleni w trakcie kataklizmu. Udaje im się przeżyć i teraz muszą się odnaleźć we wszechogarniającym chaosie, który nastąpił po przejściu niszczycielskiej fali. Film okazał się hitem kasowym (zarobił do tej pory ponad 110 mln USD, przy budżecie wynoszącym ok. 45 mln USD). Przypadł do gustu także krytykom, którzy chwalili kreacje Naomi Watts, McGregora oraz 16-letniego debiutanta, Toma Hollanda, jak również spektakularne efekty wizualne w scenach uderzenia tsunami. Krytykowano natomiast scenariusz, który ma podobno nazbyt często zmierzać ku typowemu wyciskaczowi łez oraz traktować ekranowe cierpienie tajskich ofiar kataklizmu wyłącznie jako tło fabularne. Niemożliwe od dziś na ekranach polskich kin.
Jutro (piątek 18.01) polska premiera spaghetti westernu a'la Quentin Tarantino, czyli Django (Django Unchained), w którym jedną z ról gra Samuel L. Jackson. Obraz rozgrywa się w Ameryce przed wojną secesyjną i opowiada o losach tytułowego Django (Jamie Foxx) - byłego niewolnika, który z pomocą łowcy nagród (Christoph Waltz) szykuje zemstę na pewnym wpływowym plantatorze (Leonardo DiCaprio). A wszystko w imię miłości. Oprócz wymienionych aktorów na ekranie zobaczymy także Kelly Washington, Dona Johnsona i Franco Nero (oryginalny Django z filmu Sergio Corbucciego). Na nowy obraz Tarantino spadła garść wyróżnień (nominacje do Oscarów za najlepszy film, najlepszy scenariusz, najlepsze zdjęcia i dla Christopha Waltza - najlepszy aktor drugoplanowy). Film podoba się również krytykom oraz widzom (do tej pory zarobił już ponad 127 mln USD). Quentin Tarantino zapewne się cieszy z odbioru swego najnowszego dzieła, zwłaszcza, że rodziło się w bólach (zdjęcia przeciągały się z powodu roszad obsadowych).
Michael Arndt nie jest jeszcze scenarzystą znanym i rozpoznawalnym, choć oczywiście w pewien sposób cenionym i docenionym. Wciąż jest jeszcze na początku swojej kariery, więc ciężko znaleźć rozbudowane informacje o nim samym, ale można już napisać spokojnie jego mini biografię.
Jego ojciec, będąc amerykańskim dyplomatą, podróżował po całym świecie, od placówki do placówki, zbierał ze sobą całą rodzinę. Młody Michael mieszkał jakiś czas chociażby w Indiach czy na Sri Lance, a także przez pewien czas w Virginii. Ukończył Langley High School w McLean, chodził też do The Potomac School. Wiemy też, że ukończył uniwersytet w Nowym Jorku (dokładniej Trisch School of Arts). Ma brata bliźniaka – Davida, który jest wykładowcą w Kutztown Universtity of Pennsylvania.
Michael swoją filmową karierę zaczął od tego, że był osobistym asystentem aktora Matthew Brodericka, aż do 1999, kiedy postanowił poświęcić się pisaniu. Wcześniej, przez długie lata, zajmował się czytaniem scenariuszy, nim postanowił samemu spróbować własnych sił w tej materii. Najlepiej znany jest póki co ze swojego pierwszego wyprodukowanego tekstu – „Małej miss” (2006), za który dostał przeróżne nagrody, w tym Oskara za najlepszy scenariusz oryginalny. Pierwszą wersję napisał w trzy dni (23-26 maja 2000), ale zanim cokolwiek z nią zrobił, w ciągu roku poprawiał ją przeszło 100 razy, przy okazji męcząc wszystkich znajomych i rodzinę o to by to czytali, i zgłaszali poprawki. Arndt rozważał nawet, że sam wyreżyseruje ten film, bardziej jako amatorski, pozbawiony budżetu, gdyż twierdził, że nie zainteresuje się tym scenariuszem nie tylko nikt z Hollywood, ale nawet twórcy niezależni. Nie zmarnował jednak scenariusza, udostępnił go agencji, a dzięki niej w lipcu 2001 producenci Albret Berger i Ron Yerxa zainteresowali się tym filmem, znaleźli reżyserów, a ci doprowadzili sprawę do końca. 21 grudnia 2001 zakupiono od Arndta scenariusz za 250 tysięcy USD. Ale to nie był koniec jego przebojów z tym filmem. Miała go wyprodukować firma Focus Features, prace trwały trzy lata, w między czasie Arndta wyrzucono, ponieważ nie chciał wprowadzić pewnych zmian w scenariuszu. Potem go zatrudniono na nowo, gdy „nowi” scenarzyści porzucili projekt. Arndt pracował już do końca nad filmem, poprawiając scenariusz nie tylko w pre-produkcji, ale także i produkcji i post-produkcji. Ostatnią scenę napisał na osiem tygodni przed premierą (która miała miejsce 20 stycznia 2006). Do kin film trafił dopiero w sierpniu.
Drugi jego film to „Toy Story 3” (2010), znów doceniony nominacją, tym razem w kategorii najlepszy scenariusz adaptowany. Tym samym Arndt stał się pierwszym scenarzystą, który za dwa pierwsze scenariusze dostał nominację w tych dwóch kategoriach. I tu mała uwaga, Andrew Stanton, który napisał dwa pierwsze filmy, przygotował zarys scenariusza (treatment), który rozwinął Arndt. Prace rozpoczął jeszcze w 2006.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o filmy i scenariusze, które zaistniały. Arndt ma obecnie kilka projektów nad którymi pracuje. Jeden z nich to oczywiście Gwiezdne Wojny Cześć VII, a kto wie czy nie dalsze. W kwietniu 2013 zobaczymy „Oblivion” na podstawie komiksu Josepha Kosinskiego, a w listopadzie 2013 „Igrzyska Śmierci: W pierścieniu ognia”, na podstawie drugiej części trylogii Suzanne Collins. Oba filmy są oczywiście adaptacjami. W 2014 na ekrany powinien trafić „Phineas and Ferb”, będący adaptacją serialu komediowego Disneya. Na 2015 ma zaplanowany też kolejny film dla Pixara, który podobno ma nas zabrać w głąb umysłu.
KOMENTARZE (2)
Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej, zwane też Oskarami mają w sobie jakąś niesamowitą magię, która sprawia, że choć niczym się nie wyróżniają z grona wielu innych nagród, jednak to właśnie one sprawiają wrażenie najistotniejszych. Ceremonie ich wręczania to nie tylko dzień święta kina, ale prawdziwe igrzyska, które ludzie na całym świecie śledzą zarywając noce. W igrzyskach jak to igrzyskach, potrzebni są gladiatorzy i w tym roku kilka osób ze Starwarsówka znów dostało nominację. Najważniejsze dwie to oczywiście Kathleen Kennedy (producentka Epizodu VII i szefowa Lucasfilm), oraz Steven Spielberg (asystent reżysera w „Zemście Sithów”). Oboje dostali nominację w kategorii najlepszy film za „Lincolna”. Steven dodatkowo dostał też nominację za reżyserię.
Wśród innych osób nominowanych znaleźli się między innymi Bredna Chapman (zatrudniona w Lucasfilm) za „Meridę Waleczną” w kategorii najlepszy film animowany, oraz John Williams za „Lincolna” w kategorii najlepsza muzyka.
Ciekawie zapowiada się zaś wyścig w kategorii montaż dźwięku. Gary Rydstrom („Mroczne widmo”, „Atak klonów”) i Andy Nelson („Zemsta Sithów”) nominowani za „Lincolna” zmierzą się z Andym Nelsonem nominowanym za „Nędzników”.
ILM będzie też walczył w kategorii najlepsze efekty specjalne. Ekipę „Avengersów” prowadził między innymi Jeff White („Zemsta Sithów”), a walczy choćby z „Hobbitem” (Joe Letteri („Nowa nadzieja wersja specjalna”) i R. Christopher White („Atak klonów”, „Mroczne widmo”) – byli pracownicy ILM).
W tym roku w nominacjach prowadzi „Lincoln”. Nominację za ten film dostał także nasz rodak Janusz Kamiński. Pełną listę nominacji znajdziecie tutaj. Ceremonia rozdania odbędzie się w nocy 24 na 25 lutego 2013.
Na koniec jeszcze mała informacja o innych nagrodach, Złotych Malinach, będących mocno powiązanymi z Oskarami. Tym razem w kategorii najgorszy aktor drugoplanowy nominację dostał Liam Neeson za „Battleship” i „Gniew tytanów”. Pozostałe nominacje znajdziecie tutaj.
Przed nami kolejny wpis Bryana Younga, który tym razem zajął się wpływem westernów na dzieła Lucasa. Głównie koncentruje się na twórczości Sergio Leone, ale nie tylko.
Westerny bardzo długo służyły jako inspiracja w historii filmu. Orson Welles bacznie oglądał film Johna Forda – „Dyliżans” nie raz wracając do niego, podczas przygotowań i montażu „Obywatela Kane’a”. Akira Kurosawa także ubóstwiał dzieła Johna Forda i starał się połączyć japońską wrażliwość samurajów z wyjątkowym sposobem opowiadania historii znanym z westernów. Kurosawa stworzył epickie filmy w stylu westernów jak „Siedmiu samurajów”, „Straż przyboczna” czy „Sanjuro – Samuraj znikąd”.
Jeden z tych filmów „Straż przyboczna”, z kolei zainspirował jednego z najbardziej wpływowych reżyserów westernów, Sergio Leone. Leone przerobił „Straż przyboczną”, film o samurajach inspirowany westernami, w włoski „spaghetti western” – „Za garść dolarów”. Prawdę mówiąc, w wielu miejscach to jest bezpośredni remake, choćby ze względu na te same ujęcia czy kwestie, które mają oddać hołd oryginalnemu dziełu.
„Za garść dolarów” miał niesamowicie istotny wpływ na uniwersum „Gwiezdnych Wojen” z wielu powodów. Zgodnie z tym, co mówił Jeremy Bulloch, to cała jego gra Boby Fetta była inspirowana rolą Clinta Estwooda – czyli Bezimiennym z „Za garść dolarów”. Zdawkowe ruchy i groźna postawa Estwooda jest widoczna w każdym ruchu (lub jego braku) ulubionego mandaloriańskiego łowcy nagród w klasycznej trylogii.
Nawet Jango Fett ma akcję, w której okręca swój pistolet wokół palca nim odłoży go do kabury w „Ataku klonów” (zaraz po śmierci Colemana Trebora), zupełnie jak Clint Eastwood w tych trzech filmach Leone.
Podobieństwa widać nawet w doborze kostiumów. Eastwood spędził dużo czasu w filmie nosząc ponczo, które mocno przypomina to noszone przez młodego Bobę Fetta na Kamino, ale też Luke’a Skywalkera w Epizodzie IV czy Qui-Gona w Epizodzie I.
W całej trylogii Bezimiennego, „Za garść dolarów”, „Za garść dolarów więcej” oraz „Dobry, zły i brzydki” bezmiar pustyni odgrywa bardzo dużą rolę. Serce pustyni widać w podobnym stylu praktycznie zawsze, gdy widzimy Tatooine na ekranie, jest tam wiele podobnych wyznaczników, które widać w „Gwiezdnych Wojnach”. Oczywiście można znaleźć pewne nawiązania w architekturze lokacji takich jak domostwo Larsów czy Mos Eisley. Te filmy są pełne szumowin i łajdaków, a to uczucie towarzyszy nam wszędzie na Tatooine. Owszem mamy życzliwych farmerów jak Larsowie, bandytów jak Jeźdźcy Pustyni, ale i łowców nagród pokroju Clinta Eastwooda i Lee Van Cleefa. To nas prowadzi do postaci Lee Van Cleefa czyli Anielskich Oczek.
Trzeci film w trylogii Leone koncentruje się w dużej mierze na łowcach nagród i ich walce o nagrodę, w której zdradza się partnerów w dowolnej sytuacji, co trochę przypomina „Gwiezdne Wojny”. Nie tylko łowców nagród ścigających Hana w „Imperium kontratakuje”, ale przede wszystkim odcinki „Wojen klonów” skoncentrowane na łowcach nagród. W sumie zgodnie z tym, co pisał Pablo Hidalgo w 2009, George Lucas specjalnie użył bezwzględnego łowcy nagród Anielskie Oczka (Lee Van Cleef), gdy pracowano nad Cadem Banem w pierwszym sezonie „Wojen klonów”. Trybut nie mógł być bardziej widoczny. Bane, podobnie jak Anielskie Oczka, to ktoś kogo nie można lekceważyć, ktoś kto zabija szybko z zimną krwią, bez choćby sekundy namysłu. Obaj dzielą wspólną cechę przebierania się za przeciwników (Anielskie Oczka za żołnierza Unii, a Cad Bane za klona), no i obaj noszą zapadające w pamięć kapelusze z szerokim rondem. Obaj, Bane i Anielskie Oczka, mówią z pewną arogancją wynikającą z tego, że są zabójczy i inteligentni. Pomijając fakt, że Cad Bane jest Durosem, z pewnością bez problemu odnalazłby się w świecie Leone, zupełnie tak łatwo jak znajduje się w „Gwiezdnych Wojnach”.
Wszyscy którzy lubią łowców nagród i ich przygody, czy to w „Wojnach klonów” czy „Gwiezdnych Wojnach”, powinni dać szanse spaghetti westernom Leone. Zabawne jest to, że mamy podobne uczucia i te same atrybuty, jak gdy oglądamy Cada Bane’a i jego gromadkę w kacji, czy Bobę lub Jango Fetta zajmujących się biznesem. No i oczywiście to wspaniałe, jak te filmy zainspirowały „Gwiezdne Wojny” na bardzo wiele oczywistych sposobów i mnóstwo wcale nie tak oczywistych.
Bryan Young zaczął pisać o westernach od wspomnienia Kurosawy (więcej), wspomniał też o „Siedmiu samurajach”. Ten film, oczywiście przerobiony także na western – „Siedmiu wspaniałych”, miał też bezpośredni wpływ na jeden z odcinków „Wojen klonów” - Bounty Hunters. Tyle, że tam czasem już trudno rozstrzygnąć, co miało większy wpływ. Kurosawa, czy western, a może John Ford, na którym wszyscy się bazowali?
KOMENTARZE (11)
Zaczniemy od list i nominacji. Na dobry początek Natalie Portman. Choć nasza gwiezdna królowa nie grywa obecnie za dużo, wiadomo ślub i dziecko trochę przeszkadzają, jednak nadal jest najbardziej dochodową aktorką w Hollywood (zresztą aktorów też bije na głowę). Wystarczy zainwestować w nią dolara, a studio dostaje z niego 42,70 USD zysku.
Zbliża się też podsumowanie roku i najważniejsze nagrody. Na razie czekamy na Oskary, ale już znamy nominacje do Złotych Globów. Jednym z tryumfatorów jest „Lincoln” w reżyserii Stevena Spielberga, z muzyką Johna Williamsa i wyprodukowany przez Kathleen Kennedy. Cała trójka dostała nominację – Kathleen za najlepszy film, Steven za reżyserię, a John za muzykę. Dodatkowo jeszcze Ewan McGregor dostał nominację w kategorii najlepszy aktor w komedii lub musicalu za film „Połów szczęścia w Jemenie”. Pełną listę nominacji znajdziecie tutaj.
Przyjrzyjmy się jednak nad czym obecnie pracuje się w Starwarsówku. Samuel L. Jackson podpisał kontrakt na aktorką wersję kontrowersyjnego anime „Kite”. Oryginał z roku 1988 wyreżyserował Yasoumi Umetsu opowiadał o osieroconej, wykorzystywanej seksualnie dziewczynce imieniem Sawa, która trudniła się zabijaniem. Film ociekał wręcz seksem i przemocą, zobaczymy jak to będzie wyglądać w Hollywood. Poza tym, że w filmie wystąpi Jackson na razie niewiele o nim wiadomo. Z innych wieści Samuel L. Jackson prawdopodobnie nie pojawi się w „Iron Man 3”. Aktor powróci jeszcze jako Nick Furry, ale prawdopodobnie dopiero w filmie „Captain America: The Winter Soldier”.
Joel Edgerton (Owen Lars) jest w trakcie negocjacji roli w filmie „Jane Got a Gun”. Będzie to western, który wyreżyseruje Lynne Ramsay, a zagrać mają Natalie Portman i Michael Fassbender. Główną, tytułową rolę oczywiście zagra Portman. Sam scenariusz Briana Duffielda trafił w 2011 na listę najlepszych, niezrealizowanych scenariuszy. Historia zaczyna się w sposób westernowy, wyjęty spod prawa mąż wraca z ośmioma kulkami w ciele, a Jane, prosi swojego byłego kochanka o pomoc w obronie farmy przed bandytami. Na razie nie wiadomo kogo miałby zagrać Joel.
Skoro już znów zahaczyliśmy o Portman to aktorka zastanawia się nad rolą Jackie Kennedy. Pierwotnie film miał robić Darren Aronofsky, a rolę Kennedy miała zagrać Rachel Weisz, jednak oboje porzucili projekt. Natalie czeka z decyzją aż dowie się, kto będzie reżyserem. W międzyczasie aktorka rozważała także rolę w filmie „In the Garden of the Beasts” Michela Hazanaviciusa („Artysta”), opowiadającym losy amerykańskiego ambasadora w Niemczech w 1933. Portman mogłaby zagrać córkę ambasadora. Na razie wiemy, że Natalie zagra w sequelu „Thora” – „Thor: The Dark World”, którego premiera odbędzie się 8 listopada 2013.
Harrison Ford walczył z rakiem, ale jednocześnie pojawia się w nowych filmach. Pierwszy z nich to „Gra Endera” na podstawie powieści Orsona Scotta Carda. Ford wcieli się tam w rolę pułkownika Graffa. Głównym bohaterem filmu będzie młody chłopak zwany Enderem, który jest jedyną nadzieją dla ludzkości zaatakowanej z kosmosu. W roli Endera gra Asa Butterfield („Hugo i jego wynalazek”). Pułkownik Graff będzie trenował młodzieńca. Film reżyseruje Gavin Hood („X-Men Geneza: Wolverine”, „W pustyni i w puszczy”). Premiera ma się odbyć 1 listopada 2013. Są już pierwsze zdjęcia z Fordem.
Drugi film to „Paranoia”, o którym już wspominaliśmy. Zmienił się całkowicie krótki opis fabuły. Film będzie opowiadał o młodzieńcu pracującym w korporacji Wyatt, który zostanie zostaje wciągnięty w grę między dwoma wygami – Oldmanem i Fordem. Film Roberta Luketica pojawi się w USA 27 września 2013.
Ford także negocjuje rolę w filmie „You Belong to Me” w reżyserii Roba Reinera. Być może zagra tam psychiatrę, który będzie próbował się pozbierać po samobójczej śmierci swojego pacjenta. Partnerować mu będzie Zac Efron, zdjęcia zaś ruszą w marcu 2013.
Sylvester Stallone zaś chciałby zobaczyć Harrisona Forda w trzeciej części „Niezniszczalnych”. Chciałby też widzieć Nicholasa Cage’a, Clinta Eastwooda i Wesleya Snipesa, natomiast póki co nie wiadomo, czy cokolwiek z tego wyniknie.
Ewan McGregor zagra główną rolę w komedii romantycznej „Born to be King” Petera Capaldi. Zdjęcia ruszają w styczniu. Film zaś ma opowiadać historię pewnego statysty (McGregor) bardzo podobnego do jednego znanego aktora oraz rozwydrzonej gwiazdeczki z Hollywood (w tej roli najprawdopodobniej Kate Hudson). W międzyczasie McGregor negocjuje rolę w australijskim thrillerze – „Son of a Gun”. Będzie to historia skoku, którym pokieruje Ewan, a film skoncentruje się na jego relacjach z podwładnymi. Film w reżyserii Juliusa Avery’ego również ma być kręcony na początku roku.
Kolejny film Ewana to „August: Osage County” Johna Wellsa. Film to adaptacja powieści Tracy Letts i będzie opowiadał o wyciąganiu rodzinnych brudów. W obsadzie są już Meryl Streep i Julia Roberts. Na razie nie wiadomo, kiedy ruszą zdjęcia.
Liam Neeson znów będzie podkładał głos, tym razem w filmie „LEGO: The Piece of Resistance”. Będzie to oczywiście animacja, opowiadająca o ludziku z LEGO, który będzie musiał powstrzymać złego tyrana przed sklejeniem wszechświata. Neeson ma zagrać pomocnika prezydenta, zwanego Bad Cop. Prezydent pewnie będzie właśnie tym złym tyranem. Film zapowiadany jest na 28 lutego 2014, a w obsadzie są także Will Farrell, Morgan Freeman i Elizabeth Banks.
Niepewne są losy „Uprowadzonej 3”. Druga cześć nie spodobała się krytykom, ale wyniki finansowe są obiecujące. Scenarzysta Robert Mark Kamen twierdzi, że w trzeciej części musieliby pójść w innym kierunku. Natomiast samym filmem nie jest zainteresowany Liam Neeson, który jak twierdzi nie potrafi sobie wyobrazić scenariusza. „Dajcie spokój, znowu ją porwali?” – pytał retorycznie wczuwając się w widza.
Neeson jednak cały czas pozostaje w kinie akcji. Ma wystąpić u boku Julianne Moore w „Non-Stop” Jaume Collet-Serry („Tożsamość”). Liam wciela się w rolę tajnego agenta pilnującego porządku w samolocie i jak łatwo się domyślić, akurat zajdzie potrzeba by agent zadziałał. Moore (z którą Neeson grał już w „Chloe”) miałaby zagrać pomocną pasażerkę. Zdjęcia już są na ukończeniu.
Dobrą passę ma też Gendy Tartakovsky. Jego „Hotel Transylwania” zarobił już ponad 250 milionów USD na całym świecie i wytwórnia Sony chce sequelu. Na razie prace jeszcze nie ruszyły pełną parą, ale premierę szykują na 25 września 2015. To nie jedyny projekt Gendy’ego, jak bumerang wraca sprawa kinowego „Samuraja Jacka”, obecnie projektem jest zainteresowane Sony, więc może w końcu coś się ruszy.
Keira Knightley gra w filmie „Jack Ryan” na podstawie prozy Toma Clancy’ego. Kiedyś w rolę Ryana wcielał się Harrison Ford, teraz gra go Chris Pine („Star Trek”). Keira gra żonę Ryana. Film zobaczymy 25 grudnia 2013, na razie zaś mamy zdjęcia z planu.
5 kwietnia 2013 na amerykańskie ekrany powróci „Park Jurajski 3D”, w reżyserii Stevena Spielberga, z muzyką Johna Williamsa, efektami ILM i wyprodukowany przez Kathleen Kennedy. Będzie to specjalna edycja z okazji 20-ych urodzin filmu. Można już zobaczyć plakat i zwiastun.
Swoją drogą obecnie ci sami twórcy pracują nad filmem „Robokalipsa” („Robocalypse”) z Chrisem Hemsworthem („Thor”), Anne Hathaway („Mroczny Rycerz powstaje”) oraz Benem Whishawem („Skyfall”). Film będzie opowiadał o buncie maszyn, które sterują wszystkim od transportu po kanalizację. Premiera zapowiedziana jest na 25 kwietnia 2014. Natomiast sam Steven Spielberg szykuje kolejny serial telewizyjny. Wraz z żoną – Kate Capshaw („Indiana Jones i Świątynia Zagłady”) zachwycili się brytyjskim serialem „The Syndicate” o losach zwycięzców na loterii. Kupili prawa i pewnie będą chcieli robić amerykańską wersję.
„Indiana Jones” ma kolejną odsłonę. Tym razem sądową. Doktor Jamie Awe, dyrektor Institute of Archeology of Belize pozwał Lucasfilm, zarzucając im nielegalne wykorzystanie przedmiotu – kryształowej czaszki, która jak twierdzi należy do Belize. O kryształowych czaszkach krąży wiele legend, powszechnie uznaje się je za falsyfikat, ale mają obecnie swoją wartość. Obecnie wiemy o istnieniu czterech dużych czaszek, z tego trzy wyglądają normalnie i można je oglądać w muzeach, oczywiście nie w Belize. Czwarta czaszka została wywieziona w latach 20. XX wieku przez podróznika Mitchella-Hedgesa i od tego czasu pozostaje własnością jego rodziny. Doktor Awe twierdzi, że Lucasfilm wzorował się „bezprawnie” na wizerunku czwartej czaszki, dodatkowo domaga się od spadkobierców podróżnika zwrotu czaszki. Lucasfilm na razie nie skomentował sprawy.
KOMENTARZE (7)