Samuel L. Jackson mógłby zastąpić Pierce'a Brosnana jako James Bond i jest przekonany, że byłby z niego wspaniały agent 007.
Czarnoskóry gwiazdor filmu "Pulp Fiction" wpadł na ten pomysł po tym, jak w przeboju kasowym "XXX" przyszło mu wcielić się w rolę szefa siatki szpiegowskiej.
"Zawsze marzyłem o zagraniu Jamesa Bonda. Widzę siebie w tej roli. Rola Augustusa Gibbobnsa w 'XXX' też nie była zła. Ten facet niejedno przeszedł i roztacza wokół siebie aurę tajemnicy - ma nienaganne maniery, jest wygadany, oczytany i śmiertelnie niebezpieczny. To zupełnie tak jak Bond. A więc spokojnie mogę zagrać Bonda" - mówi Jackson.
Ambitny aktor przyznaje, że obsadzenie go w roli Mace Windu w prequelach do "Gwiezdnych wojen" pozwoliło mu uwierzyć w to, że może grać postacie, o których wcześniej nawet nie śmiał marzyć. "Nigdy nie sądziłem, że wystąpię w 'Gwiezdnych wojnach' i teraz niczego już się nie boję. Chciałbym zagrać w westernie, bo na tym gatunku filmowym się wychowałem. Widzę siebie na środku ulicy, na drugim końcu stoi mój przeciwnik i obaj tylko czekamy, który z nas pierwszy sięgnie po broń. Chciałbym także nakręcić porządny horror. Nie straszny mi Freddy Krueger" - dodaje Jackson.