Dziś na nasze ekrany wchodzą trzy filmy, z tym, że Wojnę plemników z starwasowego punktu widzenia możemy od razu pominąć.
Pierwszy z tych właściwych filmów to K-19, opowieść o radzieckiej łodzi podwodnej, z Liamem Neesonem i Harrisonem Fordem. Film wyreżyserowała Kathryn Bigelow, która ma na swym koncie np. Dziwne dni, dość ciekawą wizję roku 2000.
Drugi z filmów to 20 (przynajmniej z oficjalnego cyklu, gdyż np. Nigdy nie mów nigdy więcej nie jest w oficjalnym Bondowskim cyklu, a ten Bond Irvina Kershnera na pewno zasługuje na uwagę, chociażby dla podstarzałego Seana Connery’ego, który jest tam niesamowity) zatytułowany Śmierć nadejdzie jutro. Tym razem James Bond, 007, zostaje pojmany przez wywiad północnokoreański i wieziony przez ponad rok. Gdy udaje mu się zbiec, nikt nie chce mu za bardzo wierzyć, że nie zdradził królowej, przez tak dlugi czas. Tym razem Bond, pozbawiony licencji na zabijanie, musi działać na własną rękę, by przywrócić swoje dobre imię. (Mnie to trochę przypomina Licencję na zabijanie, ale to tylko moja taka wstępna sugestia, jeszcze nie widziałem nowego Bonda [przyp. Sidious, Darth Sidious]). Przy Bondzie warto też wspomnieć, że jest to kolejny film, który ma tak zwaną światową premierę. Czyli znów wchodzi u nas tak samo jak Klony, czyli w ten sam dzień co w USA. W filmie tym pojawia się też pewna sekwenacja szermiercza, za choreografię której odpowiadał Bob Anderson (ostatnio znany głównie z LOTRa, acz pamiętany za np. Imperium Kontratakuje). A na koniec jeszcze jedna rzecz. Mianowicie zdjęcia do tego Bonda nakręcił ... David Tattersall, czyli operator z TPM i AOTC.