W tej odsłonie cyklu o filmach, które w jakiś sposób inspirowały „Gwiezdne Wojny” Bryan Young zajął się klasyką klaski. „Metropolis” Fritza Langa, dzieło niemieckiego ekspresjonizmu, uznane także przez UNESCO (znajduje się na liście „Pamięć Świata”). Obraz znajdujący się na watykańskiej liście 45 filmów propagujących szczególne wartości moralne, religijne i artystyczne. Film, który w dniu premiery został przyjęty z mieszanymi odczuciami i stał się klapą finansową, a było to jedno z najdroższych dzieł kinematografii tamtych czasów. W dodatku cenzura domagała się usunięcia kilku scen, w tym tych związanych z okultyzmem. W rezultacie obecnie jest kilka wersji tego filmu. A najważniejsze, że jest to jeden z pierwszych, pełnometrażowych i ważnych filmów science-fiction.
Dla każdego kto kiedykolwiek spojrzał na plakat do filmu Fritza Langa „Metropolis” jest całkiem jasne, że zainspirował on Ralpha McQuarriego, gdy ten projektował i malował See-Threepio. „Metropolis”, który miał premierę w 1927 jest powszechnie uznawany za pierwszy pełnometrażowy film science-fiction, opowiada historię klasy pracującej rządzonej przez tyranicznego dyktatora imieniem Joh Frederson.
Dla kogoś, kto nie widział tego filmu, łatwo będzie uznać, że projekt plakatu był największą inspiracją dla sagi Star Wars, ale jak się zgłębimy w obraz okazuje się, że podobieństw jest dużo więcej. Choćby miasto Metropolis jest rozległe w stylu art deco, sięgające tak wysoko, jak można sobie tylko wyobrazić. Od razu przypomina się planeta-miasto Coruscant. Pomijając styl, nawet paleta odcieni w tym czarno-białym, niemym filmie jest podobna do Coruscant, gdzie rozkwitają kolorowe światła.
Maszyny w podziemnym mieście zdają się coś robić, ale ich praca jest prawie absurdalna. Nawet zestawienie ujęć wydaje się zdecydowanie bardziej ostrożne w niemych filmach niż dziś, więc nie jest niespodzianka dla mnie, że George Lucas studiował ten film by uchwycić techniki montażu i efektów specjalnych Langa. Jedną z rzeczy, którą George Lucas robi najlepiej, jest sprawienie by uwierzyć, że maszyny, którymi manipuluje się na ekranie, są prawdziwe i pracują, gdy operują nimi postaci, a ponieważ „Metropolis” to chyba pierwszy taki przykład w kinie, więc nawiązanie zdaje się być oczywiste.
Innymi kropkami, których nie trzeba łączyć jest prawa ręka Rotwanga. Rotwang to wynalazca robota w stylu Threepio, a jego mechaniczna prawa dłoń jest schowana w czarnej rękawicy. Przypomina trochę to historię Threepio i Anakina Skywalkera, z motywem czarnej rękawicy który pojawia się w całej sadze Star Wars.
Projekty i warstwa wizualna to nie jedyne rzeczy, które „Metropolis” dzieli z „Gwiezdnymi Wojnami”. Jest mnóstwo elementów fabularnych, wspólnych dla tych dwóch dzieł. Największym będą zmagania niższej klasy, które przypominają Sojusz Rebeli, w swojej walce z tyranią klasy wyższej. Wzniecają rebelię która ma poprawić ich los, ale zostają oszukani przez roboty wyglądające jak ich przywódcy, które zostały wysłane przez klasę rządzącą by zmylić i zrujnować buntowników. Ta dwoistość sobowtórów rozbrzmiewa echem w podzielonej naturze Anakina Skywalkera i Dartha Vadera, z jednej strony zimnej maszyny służącej z złu, z drugiej człowieka z najlepszymi intencjami wypływającymi z jego ludzkiego, bijącego serca.
W filmie znajdują się także absurdalne, podniecające sceny taneczne i inne przykłady ekscesów klasy rządzącej, które natychmiast przywołują porównanie do tańców urządzanych na życzenie Jabby w „Powrocie Jedi”.
Tematyczne tezy „Metropolis” także są poniekąd odzwierciedlone w sadze „Gwiezdnych Wojen”. Ludzie i maszyny to z jednej strony ręce społeczeństwa, natomiast klasa wyższa w tym równaniu jest umysłem. Dopóki nie znajdzie się mediator, który pogodzi oba światy, wygrywa tyrania. Poza wspomnianymi numerami tanecznymi, film jest odpowiedni dla widowni w każdym wieku, oczywiście dopóki mają cierpliwość siedzieć i oglądać niemy film.
DarthMati2023-08-28 19:49:31
Niezłe nawiązania. Lucas to geniusz.