Bryan Young nie ustaje w wynajdywaniu nawiązań między sagą a klasycznymi filmami. Po Kurosawie przyszła pora na innego giganta kina, czyli Alfreda Hitchcocka. Tym razem jednak obiektem gwiezdnych nawiązań nie będzie dzieło George’a Lucasa, a serial „Wojny klonów”.
Jeszcze w sezonie drugim „Wojen klonów” pojawił się pewien fantastyczny odcinek pt. Senate Spy. Opowiadał historię intrygi pomiędzy senatorami, gdy rada Jedi prosi Padmé by szpiegowała innego senatora (swą dawną miłość), który obecnie pracuje dla Separatystów. By go szpiegować, będzie musiała ożywić ich dawną znajomość. Rada zaś wyznaczają Anakina jako jej łącznika. Jeśli ta historia brzmi znajomo, pewnie dlatego, że dzieli te same założenia co arcydzieło Alfreda Hitchcoka z 1946 – „Osławiona” (Notorious) z Cary Grantem (w roli Devlina, łącznika) i Ingrid Bergman (w roli Alicii, szpiegującej agentki trochę z przymusu). Film ten może i porusza tematy damsko-męskich relacji, które są trochę jeszcze nie w głowach młodszym odbiorcom, ale jako film szpiegowski trzyma w napięciu. Natomiast ekipa „The Clone Wars” starała się złożyć hołd wszystkim jego najlepszym fragmentom.
To, co sprawia, że ta historia w kontekście „Wojen klonów” jest jeszcze bardziej wciągająca, to Anakin i jego problemy z zazdrością. W serialu ukazano niuanse powolnego przechodzenia Anakina ku Ciemnej Stronie, a zazdrość jest naturalną emocją, którą musi wykorzystać, ale jednocześnie która sprowadza go na manowce. Jako Anakin, Matt Lanter ukazuje subtelniejszy, mroczniejszy ton tej postaci, idealnie wchodzi w rolę Cary’ego Granta z filmu. U Hitchcocka Devlin jest nie tylko zdolnym szpiegiem, ale też zakochanym po uszy idiotą, którego mocno rani to, że Alicia musi pozostać tajniakiem pośród Nazistów.
Dla Padmé, Separatyści są równie źli i zabójczy jak Naziści. Cat Taber jako Padmé nie jest w stanie wyzbyć się swojej nieufności i wrażliwości jak Ingrid Bergman, głównie z powodu charakteru Padmé. Za to udaje jej się stworzyć mistrzowskie przedstawienie w przedstawieniu.
Poza historią i postaciami, ten odcinek zawiera kilka ikonicznych obrazów i wizualnych ozdobników z jednego z moich ulubionych filmów, co sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech tak szeroki jak Żebraczy kanion. Jedną z największych scenografii, a przy tym najdroższych ujęć w „Osławionej” była ta w której pojawiały się schody i klucz. Alicia ukradła klucz do piwnicy od złych ludzi i ukrywa go przed wszystkimi na dużym przyjęciu. Kamera ukazuje drugi poziom pokoju, przemieszcza się przez przyjęcie i koncentruje na zbliżeniu klucza ukrytego w dłoni Alicii. To było zapierające dech w piersiach, a zdjęcia w tym odcinku „Wojen klonów” wcale nie są takie pretensjonalne. W jednym momencie, Alicia trzyma klucz w ręku, a mężczyzna którego szpieguje próbuje ją pocałować, ona zaś skacze do niego, rzuca mu ręce na szyję tak, by nie mogła oddać klucza. To bardzo mocna scena, i wcale nie mniej mocna wersja została powtórzona w „Wojnach klonów” z Padmé i datakartą, podczas gdy Anakin spogląda gdzieś z odległości.
Bez zbędnego spoilerowania, jednym z najbardziej satysfakcjonujących elementów filmu jest jego zakończenie. Zarówno Alicia jak i Padmé zostają otrute, więc potrzebują pomocy swojego protektora, a niesprawiedliwi powinni dostać za swoje. Anakin i Devlin robią to na własny sposób, ale ostateczne rozwiązanie jest tak satysfakcjonujące, że nie można mu już pomóc. I choć obie są bardzo podobne, możliwość zestawienia sposobu w jaki zrobił to Hitchcock i zrobionego w stylu Lucasa, to coś co powinien zobaczyć każdy fan filmu.
Prawdopodobnie to co najbardziej zdumiewa w odcinku „Senate Spy” jest to, że skompresowano tam historię w mniej niż 30 minutach, a Hitchcockowi zajęło to prawie dwie godziny. To swoisty testament możliwości tworzenia filmów stworzony przez ekipę „Wojen klonów”.
Dla fanów kina, mogę polecić by obejrzeli „Osławioną” Hitchcocka nie tylko razem z „Senate Spy”. Zarówno film jak i ten odcinek sprawiły mi wiele radości. A czy nie o to właśnie chodzi w Gwiezdnych Wojnach?
(Uwaga do rodziców. Choć „Osławiona” zawiera pewne treści dla dorosłych, są one zamaskowane dzięki technikom i dialogom z lat 40. Nie sadzę, by ten film był nieodpowiedni dla dzieci, skoro oglądałem go z moim 10-letnim synem i mu się podobało, ale dla dzieci może to być trochę za nudne, przynajmniej dopóki nie dorosną).
SW-Yogurt2021-01-06 14:40:14
Jak w 95% - oryginał lepszy. ~:)