Christopher Lee, który niedawno obchodził 80. urodziny, ma na 
koncie ponad 250 filmów w tym dwie olbrzymie produkcje ostatnich 
lat "Gwiezdne Wojny Część II Atak klonów" no i "Władcę 
Pierścieni", w udzielonym ostatnio wywiadzie powiedział, że 
bardzo denerwuje go, jak we wszystkich recenzjach jego filmów 
oraz artykułach o nim, zawsze określa się go mianem hrabiego 
Drakuli. Powiedział, że dziennikarze nie odrobili swojej pracy 
domowej, i nie obchodzi ich to co on zrobił w ciągu ostatnich 30 
lat pracy. Dodał też: "Myślę, że udowodniłem, że nie jestem 
aktorem jednego typu ról". Lee wcale nie przekreśla swoich 
wczesnych lat, kiedy to grywał w horrorach, mało tego, uznaje że 
dzięki temu mógł rozwinąć swój talent aktorski, ale to było 
dawno, dawno temu. Christopher Lee jest wielce zadowolony, że ma 
na swoim koncie także i "Gwiezdne Wojny" (gdzie w "Ataku klonów" 
trzeba poczekać trochę aż się pojawi i niestety w finalnej 
wersji kinowej brakuje kilku pięknych scen z udziałem Lee, ale 
miejmy nadzieję, że zostaną one przywrócone w wersji DVD), 
ponieważ z jednej strony, jak twierdzi, stał się częścią 
historii kina, a z drugiej przeżył to. Lee powiedział, że cieszy 
się, iż hrabia Dooku przeżył II epizod, bo wiele złych postaci, 
które grywał niestety ginie na długo przed końcem filmu. 
Christopher dodał także, że "Gwiezdne Wojny" a już najbardziej 
pojedynek na miecze mocno go wyczerpały fizycznie. "Moje ręce 
mogą się szybko ruszać, ale nogi już nie", mówi Lee. Wielu 
krytyków poczuło się zawiedzionych "Atakiem klonów", ale Lee 
twierdzi, że zgubili oni puentę. Zapominają, że "Gwiezdne Wojny" 
to nie dzieła Szekspira. Christopher Lee powiedział też, że 
niestety producenci nie oferują wielu ról dla osób w jego wieku 
i że najlepiej jest je po prostu samemu napisać. Większość ról 
które mu oferuje się teraz nie daje mu satysfakcji. Jedną z 
przyczyn, z których Lee cieszy się, że brał udział w "Gwiezdnych 
Wojnach" była zabawa. Niestety jak twierdzi, takiej przyjemności 
grania nie dostaje się często. Na koniec Lee dodał jeszcze, że w 
sumie nie ma alternatywy do grania, bo gdyby siedział w domu i 
patrzył przez okno, to pewnie by zwariował, ale też  skróciłby 
swoje życie.