Pierwsze recenzje "Imperium..." były w większości pozytywne, ale też najbardziej zróżnicowane. Czy satysfakcjonujące jest po latach to, że teraz jest ono uważane przez fanów i krytyków za najlepszą część Sagi?
Nie zwykłem pokładać szczególnej wiary w recenzje moich filmów. Czasami są one błędne, ale nie jest to dla mnie istotne. Nigdy nie byłem szczególnie zainteresowany tym, ile moje filmy zarobiły, bądź nie zarobiły pieniędzy. W tym przypadku jednak bardzo zależało mi na sukcesie, bowiem wiedziałem, że George (Lucas - przyp. red.) finansował to przedsięwzięcie z własnych środków. Myślę, że krytycy sądzili, iż dostaną rozszerzenie "Gwiezdnych Wojen", innymi słowy chcieli kolejnych "Gwiezdnych Wojen". Jak z kolei uważałem, że potencjał historii był większy, niż tylko powtórka z "Gwiezdnych Wojen". Kiedy zgodziłem się reżyserować wiedziałem, że będzie to mroczny film, z postaciami o wiele większej głębi, niźli to miało miejsce w przypadku pierwszego filmu. Musiało minąć kilka lat, zanim krytycy to dostrzegli, zanim zaczęli postrzegać ten obraz jako baśń, a nie jako komiks.
Dlaczego dzisiejszy odbiór jest tak ogromnie pozytywny w przeciwieństwie do sytuacji w roku 1980?
W ciągu ostatnich 30 lat fani pisali do mnie o tym, jak z zapartym tchem oczekiwali premiery drugiej części trylogii. Nie zdawałem sobie sprawy ile dzieci obejrzy ten film i jak to na nie wpłynie. Myślę, że zareagowały na bohaterów i baśniową jakość tego filmu. A humor pozwolił dobrze odebrać całość także dojrzalszej części widowni.
Czy uważa pan, że to powodu finałowego cliffhangera publiczność w pełni doceniła epizod V dopiero po premierze "Powrotu Jedi"?
Wiedziałem w czasie zdjęć, że "Imperium..." będzie drugą częścią w trylogii. Dlatego też postrzegałem ten film jako drugi akt w sztuce. Zdawałem sobie sprawę, że nie będzie mieć takiego punktu kulminacyjnego jak pojedynczy film, gdzie mamy zawiązanie akcji, jej rozwinięcie i zakończenie z wielkim climaxem i jakąś dużą akcją. Akcja pojawiła się tu na początku, bo jest kontynuacją pierwszego filmu.
Wiem, że odrzucił pan propozycję reżyserowania "Powrotu Jedi". Patrząc wstecz - bez względu na wówczas zaistniałe powody - nie żałuje pan tej decyzji?
Nie. Po trwającej dwa lata i osiem mięsiecy pracy na planie "Imperium...", kiedy dałem z siebie tyle, czułem, że to doświadczenie jest kompletne i trzeba iść dalej.
Słyszałem, że "nie wierzył pan w scenariusz". Co nie przypadło w nim panu do gustu?
Wiele czasu minęło odkąd widziałem film, więc nie mogę powiedzieć co mi się nie podobało. Powiem tylko, że nie był to film łatwy do wyreżyserowania, a efekty specjalne są według mnie nadzwyczajne, zważywszy na to, że zostały zrealizowane bez użycia CGI.
Czytałem, iż w 1983 G. Lucas planował realizację pierwszego prequela na rok 1988. Czy gdyby istotnie tak się stało i premiera odbyła się w 1988 (zamiast w 1999 jak to miało miejsce) rozważyłby pan podjęcie się reżyserii?
Dziesięć lat później zgodziłbym się na to.
George ogłosił, iż Star Wars powrócą do kin w 3D. Co pan sądzi o "Imperium..." w trójwymiarze?
Nie widziałem żadnego filmu zrealizowanego na taśmie 35 mm, który przekonwertowano w 3D, ale wiem, że gdyby nie wyglądało to świetnie George by się tego nie podejmował.
Z którymi aktorami pracowało się najlepiej? Podobno miał pan specyficzną więź z Harrisonem Fordem.
Podczas zdjęć musiałem ożywić trzech bohaterów (...). Mark Hamill był niesamowity. W swej interpretacji roli nadał swej postaci głębi - uczyni ją prawdziwym żołnierzem, gotowym stawić czoła każdemu wyzwaniu. Prawdziwym wyzwaniem była praca z Yodą. Carrie była bardzo młoda i nie grała wcześniej zbyt wiele, ale była bardzo, bardzo błyskotliwa. Nie poświęciłem jej tyle uwagi, ile powinienem - myślałem o masie rzeczy -, ale nie chciałem konfundować jej instynktu, ponieważ w grze kierowała się intuicją.(...) Harrison miał za zadanie zagrać bohatera z krwi i kości z poczuciem humoru, głębią i uczuciem do księżniczki Lei. Z nim moje wskazówki mogły być proste i dzięki temu wypadł bardzo, bardzo dobrze.
Którą sekwencję było trudniej nakręcić: zamrażanie w karbonicie, czy Dagobah?
Najtrudniejsza była scena z komorą zamrażania w karbonicie. Plan pomalowany był na czarno. Był w kształcie okręgu, ale nie mogliśmy zbudować dekoracji w pełnym kole, bo trudno byłoby poruszać kamerą. Zbudowaliśmy połowę. Było to wyzwanie, ponieważ było bardzo gorąco i używaliśmy wiele buchającej od spodu pary. Część karłów wymiotowała, ponieważ stała najbliżej źródła pary. (...) Aktorzy znajdowali się jakieś 30 stóp nad powierzchnią gruntu i musieliśmy uważać, by nie pospadali.
Czy satysfakcjonujący jest fakt, że "Imperium..." zostało najmniej zmienione w wydaniu specjalnym z 1997 i wersjach DVD?
Kiedy film ponownie wypuszczono w 1997 i później wydano na DVD byłem bardzo zadowolony, że był prawie niezmieniony, wyłączając poprawiony dźwięk, podczas gdy "Gwiezdne Wojny" i "...Jedi" miały spore zmiany.
Które zagraniczne filmy najbardziej na pana wpłynęły i dlaczego?
Amerykańskie filmy mają skłonność do sentymentalizmu i rzadko ukazują prawdziwą duszę obywateli USA. A jeżeli w filmie nie ma broni, to nie można o nim mówić jako o filmie akcji. Moim zdaniem największy problem stanowią finałowe sceny. Film amerykański to konsumencki pakiet, który gwarantuje, że na końcu zawsze zobaczymy, iż życie jest piękne, a ludzi zawsze spotyka szczęście. Filmy zagraniczne nie mają takiego rozwiązania akcji. Tam przeznaczenie kieruje działaniami ludzkimi, nie odwrotnie. Weźmy na przykład "Siedmiu samurajów" Kurosawy, "Lawrence'a z Arabii" Davida Leana, wielkie dzieła Ingmara Bergmana jak "Fanny i Alexander" i "Szepty i krzyki", albo "8 i pół" Felliniego. Fabuła nie jest w nich skrzywiona przez happy end. System wielkich studiów działa po to, aby wytwórnie zarabiały, nie zaś po to, by służyć opowiadaniu historii. Filmy amerykańskie są generalnie zbyt drogie w produkcji i wydaje się fortuny na ich promocję, po to, by ten produkt opróżnił jak najwięcej portfeli.
Dark Count2010-12-02 17:59:27
TO fajnie , że tak uważasz.
Luke S2010-12-01 21:16:15
Uważam, że ten wywiad jest beznadziejny.
Rycu2010-12-01 20:21:10
Wielki człowiek, szacunek.
Nestor2010-12-01 20:21:05
To chyba pierwszy wywiad z Kershnerem jaki czytałem...
Resvain2010-12-01 18:45:28
Wywiad bardzo ciekawy i sprawia, że darzę Irvina jeszcze większym szacunkiem niż wcześniej.
Master of the Force2010-12-01 13:19:13
teraz ten wywiad nabiera zupełnie innego znaczenia...
Darth GROM2010-12-01 02:48:22
Świetny wywiad, ach szkoda, że pierwszy prequel nie powstał w 1988 r. reżyserowany przez Irvina Kershnera, to była by masakra. Pomarzyć każdy może.
Balav2010-12-01 00:57:51
Żałuję, że nie wygooglałem tego wywiadu już w październiku, wtedy, gdy jeszcze nie mówiło się o nim, jako o tym ostatnim.
Ale tak po prawdzie, to Kersh nie stwierdził czegoś niezwykle odkrywczego o kondycji amerykańskiego kina popularnego.