W poprzednich dziennikach TFU wspominaliśmy o zielonych światłach na początkowej fazie projektu, o prewizualizacji, konceptach artystycznych, zarysie historii, a następną ważną fazą, co oczywiście jest jasne, jest powołanie The Force Unleashed do wirtualnego życia. Owszem, gdy budujemy gry dla PlayStation 2 czy Xboxa ich przestrzeń życiowa już istnieje. Ale w przypadku gier następnej generacji, ten problem jest już znaczący. Nie można przecież pójść do sklepu i kupić takiej konsoli.
Jak większość z was wie, tworzenie gry na zupełnie nowy system, to maraton, a nie sprint. Developerzy muszą przemyśleć sposób w jaki zrobić grę, od czynników związanych z dodatkowymi procesami, do dodatków, które udźwigną zalety nowego systemu i w pełni wykorzystają potencjał nowego sprzętu. W LucasArts wszystkim zależy na poszerzaniu granic i wprowadzeniu gier na następny poziom. Chcą myśleć i tworzyć coś czego jeszcze nikt nie zrobił, czego jeszcze nie widziano. W przypadku TFU chodziło o to by zabrać gry Gwiezdno-Wojenne na nowy poziom rozgrywki, nieznany z żadnej z dotychczasowych gier.
Bodajże w drugim z dzienników wspomniano, że kwestią kluczową w tworzeniu wizji i realności gry, jest współpraca. Owszem firmę należy zbudować wokół najlepszych inżynierów, artystów i projektantów w biznesie, ale i tak istnieją takie technologie, których nie można było stworzyć na własną rękę w określonym czasie, nawet jeśli wymagałaby tego nowa gra. W tym momencie zastosowano odpowiednik sond, które odnalazły partnerów z interesującymi technologiami.
Okazały się niby być dwie firmy, Pixelux Entertainment i Natural Motion. Wyzwaniem było zebranie wszystkich naszych inżynierów, techników, projektantów tak by zintegrowali i zoptymalizowali owe technologie w silniku gry. To, co przedstawiają materiały wideo, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. LucasArts kontynuuje współpracę z Pixelux i Natural Motion, by rozwijać technologię, przekraczać bariery tego, co dotychczas wydawało się niemożliwe.