Wszyscy dobrze znamy człowieka, który od lat zajmuje się wyszukiwaniem nieopowiedzianych aspektów produkcji Gwiezdnych Wojen. Człowieka, spod którego ręki wyszły fantastyczne albumy, a także redaktora wielu książek, o których często nawet nie mamy pojęcia. Przy okazji rozruszania oficjalnego bloga, Rinzler, człowiek który opisuje różne aspekty sagi miał w końcu napisać coś o sobie. I zaczął…
Kazali mi napisać coś o sobie samym, więc piszę.
Pracuję w Lucasfilmie już ponad 10 lat. Zaczynałem w powozowni Skywalker Ranch, a potem z błogosławieństwem wszystkim stałem się jednym z pierwszych lokatorów na Big Rock Ranch. Teraz pracuję w kampusie SF w SF Presidio (siedziba Lucasfilmu). Prawie mi się nie udało podczas pierwszej rozmowy o pracę, w końcu czekając na decyzję, czy dostanę pracę, trochę namieszałem. Ale jakoś to zadziałało. Mam taką tendencję do nadmiernego myślenia o pewnych rzeczach.
Swoje podanie o pracę złożyłem przez sieć, nawet nie wiedziałem, że Lucasfilm w ogóle ma dział wydawniczy - LucasBooks. Prawdę mówiąc nie słyszałem nawet o Expanded Universe. Jedynie kochałem filmy George’a. „Amerykańskie Graffiti” to był film mojej młodości, zresztą „Gwiezdnym Wojnom” także nie znajdowały się daleko na tej liście.
Zostałem zatrudniony jako redaktor do wydawnictw nie związanych z fikcją, tak wiem, dziwna nazwa. W ramach moich obowiązków znalazło się wiele książeczek DK, które niby nie opowiadają historii (choć często jednak opowiadają). Potem dyrektorka sekcji wydawniczej Lucy Wilson (pracowała tam od 1974, teraz jest na emeryturze) wpadła na pomysł by podrzucić mi serię o młodym Bobie Fetcie Scholastica przeznaczoną dla młodszego odbiorcy. Poszedł na pierwsze spotkanie nt. tej serii, gdzie prócz Lucy Wilson był też Howard Roffman, prezes Lucas Licensing (do niedawna). No i popisałem się źle wymawiając „Corucant”. Howard zasugerował, by wziąć się ostro do roboty. Staram się do dziś.
Od tamtego czasu redagowałem ponad sto pozycji, od albumów z naklejkami, książeczek dla dzieci, po olbrzymie albumy jak The Cinema of George Lucas, „Rogue Leaders” czy ostatni „Industrial Light & Magic”. Ale ponieważ byłem redaktorem od nie fikcji jakoś spadło na mnie pisanie o tym, co się dzieje poza kadrem (głównie rankami i w weekendy) podczas kręcenia filmów. Zacząłem od Zemsty Sithów, potem była Nowa nadzieja i „The Complete Making of Indiana Jones”.. Teraz ciężko pracuję (tak gdzieś od 4 rano) nad „Making of Return of the Jedi”. Kilka tygodni temu miałem dość długi wywiad z Georgem o tym filmie, o czym było w tym wpisie.
Miałem też szczęście pracować przy kilku specjalnych projektach George’a Lucasa, takich jak choćby „Star Wars: Frames”, czy Star Wars Art: Visions. Oba zajęły po cztery lata. Niebawem ukaże się kolejny: „Star Wars and History” (pierwszy z serii). Pracuję jeszcze nad jednym ciekawym projektem, który dopiero ogłosimy, no i jeszcze „Star Wars Art: Illustation”, który ukaże się jesienią.
To była ostra jazda bez trzymanki, z okresami relatywnego spokoju, ale miała swoje momenty, choćby obserwowanie jak John Williams dyryguje Londyńską Orkiestrą Symfoniczną podczas nagrywania muzyki do Epizodu III w Abbey Road, albo bycie na planie w studiach Foxa w Australii podczas zdjęć, a potem w Shepperton w Wielkiej Brytanii, czy konferencja scenarzystów na temat czwartego sezonu „Wojen klonów”, albo pracowanie z Johnem Knollem przy jego książce no i wiele innych, fantastycznych (ale i czasem kłopotliwych) momentów...