Różne
2003-12-19 00:29:00
Yako
Onet.pl
Tutaj, na Onecie, zamieszczono artykuł pod tytułem "
Mamo, Kup mi Nemo" Traktuje on o oczywistym w dzisiejszych czasach zjawisku gadgetomanii związanej z premierą filmów animowanych, ale nie tylko takich. W tekście tym autorka mówi od czego to się tak naprawdę zaczęło. A zaczęło się od George`a Lucasa i zabawek z "Gwiezdnych wojen"... Cytat fragmentu artykułu:
Gwiezdny szał
Zaczęło się od szaleństwa z, bynajmniej nie animowanymi, „Gwiezdnymi wojnami”. Był rok 1977 i nawet w Stanach kwota 323 milionów dolarów zysku była trudna do ogarnięcia. Ilość gadżetów, jaka się pojawiła w sprzedaży, zapewniła producentom długie lata dostatku. Po kolejnych dwóch częściach, w Internecie zaczęły wyrastać witryny poświęcone gwiezdnej trylogii, a główne postaci wcielono do grona bohaterów Disneylandu.
W 1997 roku George Lucas, reżyser „Gwiezdnych wojen”, za namową ekspertów zapowiedział powrót poszerzonej wersji trylogii do kin. Każda z części miała być „wzbogacona” o najnowsze efekty specjalne. Na kilka dni przed „premierą”, w sklepach pojawiły się kubki, gry, figurki, komiksy oraz płyty z muzyką. Gwiezdny pył rozsypano w sieci restauracji fastfoodowych i na paczkach z chipsami.
Szaleństwo miało męczenników. Pewna Amerykanka rozwiodła się, bo mąż wydał sto tysięcy dolarów na gadżety związane z filmem. Tylko w jednym dniu wyświetlania specjalnej wersji wojen wpłynęło 38 milionów dolarów, z samych biletów do kina.
Pokemonomania, shrekomania, lwomania czy teletubisiomania – nadchodzą, przechodzą i... zawsze mogą wrócić. Wystarczy, że pojawi się nowa kaseta wideo, płyta DVD z poszerzoną wersją albo gumowa figurka, a przebój na nowo staje się hitem.
Wniosek z artykułu można wyciągnąć jeden, który zapewne jest nie obcy nam, fanom Star Wars. Otóż gdyby nie zabawki i inne gadgety związane z filmem rynek producetów kinowych napewno by znaczie podupadł...
KOMENTARZE (5)