Samuel L Jackson twierdzi, że w Hollywood nie ma miejsca dla P Diddy`ego i Ice Cube.
Znany z "Pulp Fiction" aktor krytykuje szefów wytworni za to, że dają główne role raperom i dodaje, że nawet nie patrzy na scenariusze, w których grają gwiazdy muzyki hip-hop.
"To skandal, żeby ludziom ze świata muzycznego powierzać takie same role jak mnie, Morganowi Fremanowi, Laurence'owi Fishbourne'owi czy Forestowi Whitakerowi. Nie zamierzam użyczać mojej wiarygodności różnym raperom, którzy waśnie pojawili się w przemyśle filmowym. W Nowym Jorku i LA jest mnóstwo młodych aktorów, którzy połowę życia spędzili ucząc się aktorstwa i szlifując swój warsztat. Kształcili się kosztem wielu wyrzeczeń, ale nie dostaną swojej szansy z powody sztucznie wykreowanych nowych aktorów" mówi Samuel. Jackson dodaje, że jedynym raperem, którego uważa za aktora jest Will Smith.