Holo z oficjalnej Steve Sansweet, wielki kolekcjoner, prywatnie przyjaciel polskich fanów Star Wars, swego czasu na blogu oficjalnej podzielił się swoimi przemyśleniami na temat rozwijania prywatnego muzeum: Ranczo Obi-Wan.
Jak wiele zmienić może jeden rok!
To był zaledwie poprzedni listopad, kiedy wreszcie skończyliśmy budować moje marzenie, a w każdym razie jego fundamenty. Po 18 miesiącach planowania i bardzo ciężkiej pracy majstrów, oraz przyjaciół, którzy poświęcili bazylion godzin ich wolnego czasu, a także wiele cierpliwości oraz szczęścia, uruchomiliśmy Rancho Obi-Wan Inc., jako kalifornijską korporację publiczną nonprofit. Wtedy urządziliśmy Wielkie Otwarcie dla 180 osób, w tym 30 ochotników.
Marzenia bywają kłopotliwe. Przejście od fantazji do rzeczywistości może być dość skomplikowane. Są trudne decyzje do podjęcia, a jeśli ktoś miał do czynienia w remontem ten wie, że zawsze jest potrzeba zaplanowania dwukrotnie większych wydatków, niż to początkowo zakładano, z powodu nieoczekiwanych problemów, oraz nowych pomysłów, zbyt fajnych, żeby z nich zrezygnować.
"Mała rzeka płynie pod którym budynkiem? Jak dużo ton piachu musimy przerzucić, żeby zapobiec problemom z wilgocią?"
"A więc jak dużo trzeba dopłacić, żeby te schody były podświetlane...a pokój nie miał grawitacji?"
Jedną z rzeczy, których nie zdawaliśmy sobie sprawy, było jak długo będzie trzeba czekać na uzyskanie statusu nonprofit (IRS 501(c)(3)), jak dużo pracy urząd każe ci wykonać, żeby go uzyskać. Wspominałem moją przyjaciółkę Anne Neumann. Przyjechała do nas z Austin na sześć miesięcy, żeby zinwentaryzować moją kolekcję. Po siedmiu latach nadal tu jest. Anne jest głównym menedżerem Rancho Obi-Wan, oraz wiceprezydentem i skarbnikiem organizacji non-profit.
Jednym z wielu zadań Anne było wypełnienie i zapewnienie wielu dodatkowych formularzy potrzebnych do uzyskania statusu non-profit. Na szczęście nie braliśmy wcześniej pod uwagę jednej liczby wymaganej przez federalne przepisy: szacowanego czasu jak długo zajmie zebranie całej wymaganej dokumenacji, dokładnie 105 godzin i trzy minuty! I to zaokrąglając.
A zatem co było moim marzeniem? Moim, hm, obciążeniem w życiu jest posiadanie największej na świecie kolekcji Star Wars. (Tak, wiem, że chętnie pomoglibyście mi w tym obciążeniu!) Jest jednak bardzo niesatysfakcjonujące przechowywać to wszystko w kartonach i skrzyniach. To frustrujące gdy nie można podzielić się z innymi fanami i kolekcjonerami. Wiele z przedmiotów jest naprawdę fajnych, ale to historie z nimi związane, to jak weszły w moje posiadanie, wielkie odkrycia i te, które mi umknęły, one zapewniają odpowiedni kontekst przedmiotom w kolekcji, dają wiele radości mi i moim gościom.
Gdybym nie mógł prezentować swojej kolekcji, stałaby się ona tylko zgromadzeniem przedmiotów. Ale ustawiać je w dużych, ciągle zmieniający się, kategoriach, zgodnie ze szczegółowym planem... Móc zabawiać innych fanów z całego świata oprowadzając dwu, trzygodzinne wycieczki... Dzieląc się anegdotami na temat tego, jak jedne z oryginalnych drzwi do kantyny Mos Eisley skończyły na tunezyjskiej farmie kurczaków, zanim trafiły na moją ścianę za animatronicznymi kukiełkami bithańskiego zespołu Modal Nodes... To było marzenie.
Od mojej pierwszej książki o Star Wars z 1992 roku, przez kolejnych 15, zawsze starałem się udowodnić, że Gwiezdne Wojny miały tak niesamowity wpływ na światową kulturę popularną, po części poprzez zabawki i inne produkty na licencji. W roku 1977 głód i potrzeba na coś ze Star Wars nie mogły być zapewnione. Nie było figurek aż do wiosny 1979, ponieważ kontrakt z Kenner Products został podpisany zaledwie miesiąc przed premierą filmu. A potem te zabawki, całą erę przed kinem domowym i grami wideo, stały się drogą do odtwarzania scen z filmu, albo korzystania z wyobraźni i tworzenia zupełnie nowych historii, przez co na stałe zostały wpisane w umysły całego pokolenia, które potem przekazywało pasję do Gwiezdnych Wojen swoim dzieciom.
Anne i Consetta Parker, inna dobra przyjaciółka i dynamiczna specjalistka od PRu, były dwoma głosami, które zachęciły mnie do pójścia drogą non-profit. Pozwalało nam to przyjmować darowizny, oraz pobierać opłaty za zwiedzanie z przewodnikiem, dzięki czemu możemy pokryć część gigantycznych kosztów prowadzenia muzeum. Dostałem pozwolenie od Lucasfilm na ciągłe używanie nazwy "Rancho Obi-Wan", jako nazwy muzeum i organizacji non-profit. Spędziliśmy dziesiątki godzin opracowując w jaki sposób zaaranżować i przedstawić gadżety, a potem to zrobiliśmy. Zmieniliśmy dawną stodołę z kurczakami w miejsce wystawowe.
Przedstawiliśmy nasze formularze IRS na początku stycznia...i czekaliśmy. W końcu, kiedy usłyszeliśmy odpowiedź, na początku kwietnia, w liście znajdowało się 15 szczegółowych pytań i wymagań kolejnych dokumentów. Wtedy byliśmy w połowie pakowania połowy tony gadżetów na The Rancho Obi-Wan Experience na Celebration VI. Niezmienialna data końcowa? Ten sam dzień rozpoczęcia CVI! W jakiś sposób Anne udalo się tego dokonać i kilka tygodni temu otrzymaliśmy od IRS ostateczny list potwierdzający.
W pierwszym roku działalności przyciągnęliśmy ponad 600 fanów, wielu podróżujących z bardzo daleka, Japonii, Nowej Zelandii, Węgier, od młodych dzieci, do fanów w wieku 70 i 80 lat. Zorganizowaliśmy kilka dużych imprez i eventów, mamy nadzieję zorganizować na Ranczu wesele w przyszłym roku. Byliśmy polecani jako świetne miejsce, które warto odwiedzić, przez kilka międzynarodowych stron dla turystów. Chociaż było to dużo pracy, często męczącej, wszyscy mogliśmy poznać wielu nowych przyjaciół, z którymi dzielimy pasję do Star Wars.
Gdy zaczynamy nasz drugi rok, pomijając fakt, że wciąż nie wiemy jak się sklonować, mamy ambitne plany, żeby powiększyć wpływy, wypromować się, odnowić stronę internetową i organizować więcej działań społecznych, jak ta świetna wycieczka kilka tygodni temu, gdy odwiedziło nas 15 dzieciaków z okolicznej szkoły, w ramach wycieczki na temat kreatywności.
Jednak Anne ma większy pomysł. Ona widzi Ranczo Obi-Wan za 10 lat jako znacznie większą instytucję, jeszcze łatwiej dostępną, ze sporą obsadą...i ja czasem się na nią denerwuję, żeby zraz się zatrzymać i przypomnieć sobie, że ona ma szansę ujrzeć realizację swoich marzeń, tak jak ja zrealizowałem swoje. Kto wie? Może w sam raz na premierę Gwiezdnych Wojen Epizodu IX wszyscy dostaniecie zaproszenie do Ranczo Obi-Wana II!