Woody Omens dokładnie pamięta moment w którym po raz pierwszy spotkał George’a Lucasa. Pamięta też uczucia i wrażenie, jakie Lucas na nim zrobił. A było czego się obawiać, gdy Lucas, młody student o obiecujących umiejętnościach pojawił się po raz pierwszy w klasie Omensa w 1965, by powiedzieć młodemu nauczycielowi, że zamierza uczęszczać na jego kurs Ekspresji Filmowej. Co prawda, Lucas zdobył sławę dopiero dwa lata później, wygrywając Narodowy Studencki Festiwal Filmowy, swoim „Elektronicznym Labiryntem: THX1138 4EB”, ale Omens jakimś cudem już wtedy wierzył w umiejętności George’a.
- Kiedy masz dobrego studenta, wieści roznoszą się szybko – mówi Woody Omens, obecnie emerytowany profesor USC – pamiętam jak mu powiedziałem, że nie potrzebuje moich zajęć. On odpowiedział, że i tak będzie na nie uczęszczał, i korzystał z nich jak z kursów w gimnazjum, ale nawet wtedy nie był zwykłym studentem.
Lucas był jedną z wschodzących nadziei USC, podobnie jak jego koledzy z roku – John Milius, Walter Murch czy Caleb Deschanel i inni. Ale to przybysz z Modesto w Kaliforni stał się liderem grupy alumnów, którzy mieli największy wpływ na losy USC w tamtych latach, tak przynajmniej twierdzi dziekan szkoły, Elizabeth Daley.
Z ich wspólnych zajęć, Omen z dumą wspomina fakt, że Lucas nakręcił wtedy swój drugi film studencki – „Herbi”. Był to czarno-biały eksperymentalny film krótkometrażowy nakręcony na taśmie 16 mm, w którym wykorzystano muzykę pianisty jazzowego Herbiego Hancocka zsynchronizowaną ze światłami kształtowanymi przez włączanie i wyłączanie reflektora automobilu.
- Film miał na celu eksplorację niewerbalnej wyobraźni i nigdy nie widziałem tak udanej realizacji tego przedsięwzięcia. – Wspomina Omens. – Widzę nawet powiązanie między „Herbie” a „Gwiezdnymi Wojnami”. W „Herbie” Lucas eksploatował wizualny balet światłem, który jest po trochę tym, co widać w bitwach mieczy świetlnych. Gdyby wyciąć same sceny mieczy świetlnych z tych filmów, dostalibyśmy grę światłem – czystym światłem. Po czterdziestu paru latach od „Herbie” on wciąż bawi się tym samym.
W tym samym czasie Lucas obsadził innego swojego kolegę z klasy, Randala Kleisera, w kolejnym krótkometrażowym filmie (trzeci w jego dorobku) – „Freiheit”. Kleiser, który został potem reżyserem („Grease”, „Błękitna Laguna”), szybko zaprzyjaźnił się z Georgem, a nawet wynajmował mu pokój w swoim domu.
Wracając do tamtych lat – wspomina Kleiser – trzeba sobie zdać sprawę, że Lucas nie był tylko reżyserem głównie z powodu swojej wizualności. Był zawsze kimś więcej, szukał dróg między regułami. Każdy film studencki był ograniczony środkami, ale George poznał ludzi z Air Force, którzy mieli się uczyć w USC zdjęć i dzięki temu zdobył środki na nakręcenie „THX'a". To nie był normalny film studencki w żadnym wypadku.
W żadnym wypadku Lucas nie był też zwykłym alumnem. Jego relacje z USC i historie milionowych dotacji, podarowanego ekwipunku, czasu, materiałów czy rad bądź pracy ze studentami są dobrze udokumentowane.
W roku 1984 jeden z budynków szkoły dedykowano Lucasowi. Służył on w radzie doradczej, wraz z Spielbergiem ufundowali posady profesorskie na wydziale (za 2 miliony) oraz obiecali ufundować trzecią. Tu pomógł im Robert Zemeckis.
USC pamięta też dokładnie rolę jaką w latach 80. odegrał Lucas w budowie nowoczesnego kompleksu budynków, które wraz z budynkiem Lucasa, tworzą dziś szkołę filmową.
W ostatnich latach Lucas pomógł USC nadążać za rozwojem technologicznym, ułatwiając dzisiejszym studentom start, przez zapoznanie ich z nowoczesnymi technikami filmowymi.
Lucas wspomina, że studenci zawsze musieli starać się o dobry sprzęt. Jego starania dziekan Daley wspomina jako rolę idealnego lidera, pasjonata czy wręcz modelowego studenta. Ta szkoła – mówi Daley – nie byłaby taka jaka jest bez George’a. To on i mu podobni stworzyli renomę nie tylko tej szkoły, ale szkół filmowych ogólnie. Po tym jak jego pokolenie wpłynęło na przemysł filmowy, ludzie zaczęli doceniać ważną rolę szkół filmowych.
Nasza szkoła ma 75 lat – wspomina Daley. – ale od samego początku nie była tak poważana jak dziś. Jej obecne znaczenie to w dużej mierze rola Lucasa. To on wiódł prym. Obecnie ta szkoła, to dom, który zbudował George.
Poprzednie artykuły o Lucasie:
Talon Kurrdelebele2005-11-25 17:40:13
Nom, biedak miał nawet podobno zawał
HaN2005-11-22 00:12:48
Dzis skonczylem czytac znaleziona w antykwariacie ksiazke "Gwiezdne Wojny- jak powstala kosmiczna trylogia" Olivera Denkera z roku 97. Jest tam opisane bardzo wiele nieprzyjemnych przezyc przez ktore musial przebrnac Lucas aby powolac do zycia swiat Gwiezdnych Wojen. Po przeczytaniu tej ksiazki Lucas w moich oczach zyskal bardzo wiele mimo ze juz wczesniej go bardzo szanowalem. Wiele osob poprostu nie zdaje sobie sprawy z tego ile potrzeba bylo pracy zeby to wszystko teraz moglo nas cieszyc. Lucas nie jest idealny, ale jest wielki, bo nieustepliwy, wierzacy w siebie i swoje pomysly oraz uparty. Moc jest w nim silna.
Asturas2005-11-21 23:14:38
O Lucasie można powiedzieć wiele. Na Bastionie większość na niego wjeżdza, czasem słusznie, ale zapominacie, że bez niego nie byłoby naszych ukochanych Gwiezdnych Wojen. Za nie pozastanę mu dozgonnie wdzięczny. MTFBWH... Always!!!
Khameir Sarin2005-11-21 20:28:32
Zawsze wierzyłem w Georga ;)