P: Co robicie, by marka Gwiezdnych Wojen była atrakcyjna dla nowego pokolenia?
O: Jednym z najmocniejszych elementów marki Star Wars jest jej ponadczasowość. Rodzice bardzo chętnie wprowadzają w świat sagi swoje dzieci, pokazując im filmy. Ale z drugiej strony ważne jest to, by historia się rozwijała, choćby dzięki Wojnom Klonów.
Pracujemy nad drugim animowanym serialem, który ma mieć ujęcie komediowe. Rozwijaliśmy też serial aktorski. To było ambitne wyzwanie, ale nie udało nam się stworzyć możliwości produkowania odcinków o kinowej jakości przy telewizyjnym budżecie.
Gry komputerowe także są bardzo ważne dla nowego pokolenia. Jesteśmy mocno obecni w sieci. Ale świat cyfrowy to nie wszystko, mamy ponad 100 książek, które wydajemy od lat 90. Rozwinęliśmy mocno opowieść, ponad to, co ukazano w filmach.
P: Czy sektor sieciowy to dobre droga rozbudowy opowieści, zwłaszcza gdy już filmy się skończyły?
O: Głównie przez swoją naturę cyfrowe media, choć podobnie jest z grami czy literaturą, dają większą możliwość rozbudowania nowych postaci, opowieści i sytuacji. Jeśli spojrzymy na The Old Republic, to okaże się, że stworzyliśmy całkowicie nową mitologię Gwiezdnych Wojen, osadzoną tysiące lat przed filmami. I w dodatku skoncentrowaną na dorosłych odbiorcach. To poważna gra w stylu World of Warcraft. Mamy tam zarówno Jedi, Republikę jak i Imperium, które są podobne do tego co znamy, acz szczegóły są nowe. To nie jest obszar, w którym chcemy umieścić mnóstwo produktów, ale z czasem będziemy rozwijać sprzedaż w wielu powiązanych obszarach. Gry sieciowe to zaawansowana dziedzina, która nie ogranicza nas do jakiejś konkretnej grupy wiekowej czy demograficznej. To nowe media, które pozwalają nam masowo dotrzeć do odbiorców w różne sposoby, więc podejmujemy różne inicjatywy ztargetowane na różne segmenty.
Z innych rzeczy, bardziej przeznaczonych dla dzieciaków wydaliśmy niedawno Lego Star Wars 3 i mamy naszą grę sieciową, która jest bardzo popularna wśród dzieci, mimo, że nie podchodzi starszym odbiorcom. Zresztą oni nigdy nie byli naszym odbiorcą w tym przypadku.
P: Czy różnorodność odbiorców Gwiezdnych Wojen jest problematyczna?
O: Tam gdzie możemy, staramy się tworzyć rzeczy odpowiednie dla danych grup wiekowych. Jeśli robi się figurkę, trzeba się upewnić, że sześciolatek będzie mógł się nią wspaniale bawić, a jednocześnie będzie ona mogła zainteresować trzydziestoletniego kolekcjonera. Oczywiście mamy też inne produkty dla kolekcjonerów, które powstają na bazie innych kryteriów.
P: W jaki sposób uznajecie, że dany produkt jest odpowiedni dla marki Gwiezdnych Wojen?
O: Pracując z marką od dawna, wyrabia się pewne intuicyjne wyczucie. Chodzi zarówno o ogół jak i szczegóły. Są oczywiście ogólne wskazówki, ale one zależą od kategorii produktu. Jeśli weźmiemy powieści, najważniejsza jest spójność z uniwersum, tak by stanowiło to jedną wielką, zgrywającą się ze sobą fantastyczną opowieść. Ale już przy T-shirtach mamy większe pole manewru, możemy być satyryczni czy śmieszni, możemy przekazywać różne emocje.
Chętnie wspomagamy też parodie Gwiezdnych Wojen. Przy wydaniu Blu-ray pracowaliśmy z twórcami Family Guya, Robot Chickena i innymi twórcami komiksów, filmów, pisarzami, scenarzystami, by uczcić Gwiezdne Wojny. Wykorzystując tę nowoczesną mitologię wspieramy popkulturę, a to daje nam przede wszystkim większą możliwość wspólnej zabawy.
P: Czy maczasz palce w reklamowaniu produktów?
O: Tak, jeśli mowa o całościowych planach marketingowych. Musimy być pewni nie tylko, że dany produkt jest dobrze reklamowany, ale też że nie kłóci się to z naszymi innymi inicjatywami pod marką Gwiezdnych Wojen. Potem współpracujemy blisko ze sprzedawcami na całym świecie, by mieć pewność, że nasze programy są dobre. Staramy się definiować styl i kierunek, wskazywać choćby jak powinny wyglądać opakowania.
P: A możesz opisać jak Lucas Licensing radzi sobie z produktami o międzynarodowym zasięgu?
O: Rdzeń zespołu to 32 osoby, ale mamy też naszych agentów na całymświecie, to ważne by zarządzać licencjami na poziomie lokalnym. Współpracujemy z firmami takimi jak Hasbro, Lego czy Atari, ale wszystkie ostateczne akceptacje są robione w naszej siedzibie w San Francisco. To znaczy, że procesujemy olbrzymią ilość zatwierdzeń produktów, kampanii czy strategii marketingowych.
P: A w jaki sposób dbacie o utrzymanie przestrzegania praw własności intelektualnej?
O: Mamy mocny i dość agresywny program ochrony naszej własności, a także wszystkiego co na co mamy znaki towarowe czy prawa na całym świecie. Współpracujemy z adwokatami na całym świecie, a także utrzymujemy relację z urzędami celnymi na większości rynków. Na szczęście mamy też wielu oddanych fanów, którzy donoszą nam, gdy zobaczą jakieś nieprawidłowości.
P: A czy ściganie podróbek nie jest trudniejsze w sferze cyfrowej?
O: To rzeczy, które są trudne dla policji. Piractwo filmowe rozprzestrzeniło się w sieci, a my pracujemy z FBI i innymi służbami cały czas. Przemysł sieciowy jest bardzo poważny. To nie tylko filmy, ale też gry, których wyprodukowanie nie jest w cale takie tanie. Ścigaliśmy za nielegalne kopie gier.