Powstało imponujące muzeum science fiction w Seattle (USA). Ufundował je multimilioner Paul Allen, współzałożyciel Microsoftu. W futurystycznym budynku zaprojektowanym przez słynnego Franka Gehry można podziwiać dawne wizje przyszłości - od filmowych rekwizytów po ilustracje z przeróżnych czasopism. Kiedyś były warte grosze, dziś są rozchwytywane przez nostalgicznych milionerów.
Złoty wiek science fiction to 14 lat - mawiają złośliwcy. Mimo to pojęcie "złotego wieku s.f." od dawna funkcjonuje w krytyce, używane najczęściej na określenie lat 50. z przyległościami. Czyli okresu, w którym najwybitniejsi pisarze gatunku s.f. próbowali przewidzieć czasy, w których teraz żyjemy.
O złotym wieku science fiction zwykle mówią ci, którzy odczuwają nostalgię za przeszłością. Pół stulecia temu pisarze i filmowcy spoglądali w przyszłość najczęściej z nadzieją. W ciągu następnych lat nadziei było mniej i teraz właściwie wyparowała z fantastyki bez śladu. Współczesne science fiction w przyszłość patrzy w najlepszym przypadku nieufnie, jeśli nie wręcz z panicznym strachem - co widać np. w filmach "Matrix" czy "Pojutrze".
Tęsknota za fantastyką lat 50. jest też już znana u nas, chociaż sprawę komplikuje komunizm. Złoty wiek science fiction na Zachodzie nakładał się u nas na okres dominacji socrealizmu. Wizja podboju kosmosu pod czerwoną flagą była więc z konieczności bardziej naiwna, ale przecież wcale nie tak odległa od tego, o czym wtedy śnili fantaści angielscy czy amerykańscy. Naiwność ta dotyczyła nie tyle wiary w utopijne systemy polityczne, ile nadmiernego optymizmu dotyczącego ludzkiej natury. Technika miała uwolnić człowieka nie tylko od uciążliwych obowiązków, głodu i chorób, lecz także od własnych słabości.
Ludzie się jednak brudzą
Widać to było nawet w detalach scenograficznych. W galerii pojazdów kosmicznych pokazanych w muzeum w Seattle można zaobserwować pewną ewolucję. I tak np. w złotym wieku s.f. każdy statek kosmiczny wyglądał tak, jakby wyszedł prosto z fabryki. To samo dotyczyło srebrzystych kostiumów astronautów - nieskażonych żadną plamą czy zagnieceniem. W filmach można to oczywiście tłumaczyć ograniczeniami techniczno-budżetowymi ("patynowanie" rekwizytu kosztuje bowiem więcej niż jego wyprodukowanie), ale dlaczego to samo widać na rysunkach? Tak jakby pół wieku temu fantaści wierzyli w to, że razem z podbojem kosmosu ludzie jednocześnie opanują niechlujstwo.
W latach 70. pojawia się jednak to, co muzeum określono jako "wreck tech", czyli technikę wraków. Dwa flagowe statki kosmiczne "wreck tech" to transportowiec USCSS "Nostromo" z filmu "Obcy" Ridleya Scotta (1979) i przemytniczy ścigacz "Sokół Millennium" Hana Solo z "Gwiezdnych wojen" (1977). Oba te poobijane pojazdy zdecydowanie wyglądają już na swój przebieg, a mimo to budzą respekt swoimi możliwościami technicznymi.
"Wreck tech" świadczy o tym, że w fantastyce stopniowo zaczęto sobie uświadamiać, iż przysłowiowe brud, smród i ubóstwo nie znikną razem z postępem technicznym. Ludzie pozostaną ludźmi, choć technika będzie wkładać w ich ręce coraz potężniejsze narzędzia. Ale czy to powód do radości czy - przeciwnie - strachu?
Allen jak Dick
Wśród przeszło 30 nazwisk wpisanych w tym muzeum na listę "Science Fiction Hall of Fame" brakuje pisarza, którego dziś najczęściej ekranizuje się w Hollywood - Philipa Dicka (choć nie zabrakło postaci dużo mniej znanych, jak np. raczej zapomniany dzisiaj Hal Clement).
Z wyjątkiem Juliusza Verne'a nie ma tu żadnych nazwisk spoza literatury angloamerykańskiej. Brak też niestety Stanisława Lema. Czy to przypadek, czy może raczej niechęć do wspominania tych pisarzy, którzy nawet w latach 50. z nieufnością myśleli o tym, co człowiek zrobi z nowoczesnymi technologiami?
Przecież sama fortuna Paula Allena, dzięki której powstało to muzeum, powstała w sposób przypominający niektóre co bardziej mroczne powieści Philipa Dicka. Oto kilku studentów, entuzjastów nowych technologii, założyło małą firmę, która doskonale wykorzystała wielką okazję, jaką był kontrakt z gasnącym kolosem firmą IBM. W kilkanaście lat później Microsoft kontroluje już prawie wszystkie komputery na świecie i prowadzi politykę bezwzględnego monopolisty, mogąc każdego oponenta albo kupić, albo zaprocesować na śmierć. Dokładnie to przepowiadał Dick: cokolwiek wynajdzie technika, będzie to służyć przede wszystkim temu, żeby bogaci byli jeszcze bogatsi.
Radźmy sobie sami
Intencją Paula Allena było przerzucenie pomostu między różnymi epokami w dziejach science fiction i przeszczepienie choć odrobiny dawnego optymizmu w nasze czasy. Mają temu służyć interdyscyplinarne dyskusje połączone z wystawami takie jak obecna wystawa na temat kolonizacji Marsa. Pokazowi dawnych wyobrażeń Marsa i jego mieszkańców towarzyszą prelekcje specjalistów z NASA oraz autentyczne zdjęcia i rekwizyty związane z badaniami naukowymi nad Czerwoną Planetą.
Przy okazji Allen pokazał jednak to, że przyszłość nie jest już dzisiaj tym, czym była dla nas kiedyś. Nie spodziewamy się już, że w jakiś magiczny sposób przyszłe technologie rozwiążą wszystkie nasze problemy. Wiemy już, że z wszystkim musimy poradzić sobie sami. Może to i dobrze?
darth_numbers2004-08-04 20:32:13
ja natomiast musze dodac ze nieumieszczenie lema i dicka ( ktory wiadomo co myslal o lemie ) to ignorancja.
Anor2004-08-04 19:32:36
Musze powiedziec ze bardzo fajny nius i w ogóle jego przesłąnie mi się spodobało
darth_numbers2004-08-04 15:35:26
Co stalo sie z 40 - tonowym Millenium F. po TESB? Chyba nie zezlomowali? Mozna go gdzies obejrzec ?
Nexus-62004-08-04 15:25:57
Obiwan -> Bo w Polsce s-f wciąż postrzega się jako rozrywkę dla dzieci lub zdziecinniałych facetów i kwituje pobłażliwym uśmiechem. Odpowiednie wyposażenie takiego muzeum to miliony dolarów, zeby sie zwrocilo potrzeba wiec olbrzymiego zainteresowania, a w Polsce takiego nie ma.
Obiwan2004-08-04 13:57:37
A dlaczego ono nie jest w polsce ?
John Waiter2004-08-04 12:36:34
Ciekawe kiedy u nas otworza oddział...
Mozemy liczyć na rozrywkowe muzeum SW Lucasa we Wrocławiu - pożyjemy zobaczymy, na razie trzeba zbierać na bilet lotniczy do Seattle...