Tym razem Jennifer Heddle zajęła się zupełnie inną działką, a mianowicie nie nowościami, a starociami. Jednymi z najbardziej klasycznych powieści, które gdzieś tam wciąż mają drugie życie (lub kolejne), ba nawet częściowo są kanoniczne, są adaptacje filmowe Nowej nadziei George’a Lucas (wg okładki, całość napisał jako ghostwriter Alan Dean Foster), Imperium kontratakuje Donalda F. Gluta, oraz Powrót Jedi Jamesa Kahna. Redaktora Lucasfilmu wraca do nich w swoich nostalgicznych przemyśleniach.
Zbierzcie się dziatwo, opowiem wam historię o zaraniu dziejów…
No dobra, z lat 80.
Ubiegły miesiąc to przede wszystkim rocznice premier wszystkich sześciu obecnie istniejących filmów „Star Wars”. Nostalgia rocznicowa z oryginalną trylogią dotknęła i mnie, a że ja jestem (ehm, ehm ledwo) wystarczająco stara, by móc widzieć te filmy w kinie wtedy kiedy wyszyły. Więc zacząłam sobie myśleć o moich wspomnieniach jak to było za pierwszym razem. A potem pomyślałam o adaptacjach powieściowych. (wpis oryginalny pochodzi z czerwca, przyp. red.)
Dorastanie jako dzieciak, który kochał „Gwiezdne Wojny” (i generalnie rozrywkę) nie było łatwe w latach 70. i 80. Jak się już zobaczyło film, to na tym się kończyło. Nie było to dostępne w domu na komputerze kilka miesięcy później. (Nie wspominając o tym, że komputery by tego nie udźwignęły!) Trzeba było się pogodzić z tym, by przeżywać film w pamięci, dzięki komiksom, książkom z obrazkami czy nowelizacjom.
Adaptacje były kołem ratunkowym, gdy dorastałam. Jako ktoś, kto już wtedy kochał książki, stanowiło to dla mnie idealny sposób by ponownie przeżywać ulubione filmy ponownie i ponownie. No i dodatkowo miały informacje o tym, co bohaterowie mają w głowie a czasem nawet zawierały usunięte sceny. (Nokautują tym samym dodatki na DVD!). Chociaż miałam nowelizacje wielu filmów, książki „Star Wars” były moimi ulubionymi. Każdą z innego powodu, napisane przez trzech różnych autorów, więc do każdej podeszłam inaczej.
„Nowa nadzieja” autorstwa „George’a Lucasa” (właściwie to Alana Deana Fostera, ale jako dzieciak nie zdawałam sobie z tego sprawy i byłam podniecona tym, że George osobiście napisał tę książkę!) jest najbardziej zwarta z wszystkich trzech, jakość której jako dziecko nie do końca potrafiłam docenić, ale obecnie cenią ją bardzo wysoko. Ta książka to skarb jeśli chodzi o informacje, zawiera sceny między Lukiem i Biggsem, Lukiem i jego przyjaciółmi z Anchorhead, Hanem i Jabbą (opisanym jako wielki ruchomy zwał mięśni i łoju, zwieńczony poznaczoną bliznami głową, z satysfakcją obserwował półokrąg uzbrojonych morderców). Myślę, że to co najbardziej mnie intrygowało i ekscytowało to fakt, że ta książka zdradziła nam nawet imię Imperatora – Palpatine! Czułam, że to George napisał osobiście odsłaniając nam kurtyny świata, który stworzył.
Adaptacja „Imperium kontratakuje” autorstwa Donalda F. Gluta jest moją ulubioną z trzech niejako przez to, że film jest moim ulubionym. Okładka mojego paperbacka była tyle razy używana, że zaczęła się rozpadać. No a będąc dzieckiem, wcale nie jest łatwo kupić kolejną! Używałam więc taśmy klejącej, by trzymało się to tak długo jak tylko możliwe. Wciąż jednak wyglądało to okropnie. Ale to wspaniała okropność. Scena w której Han całuje Leię wciąż tli się w mojej głowie. (Teraz, kiedy patrzyła na niego, pomyślała, że nigdy nie wydawał się
bardziej przystojny, ale przecież ciągle była księżniczką.
). Glut umiejętnie oddaje życie filmu dzięki opisom, wszystkie są imponujące zwłaszcza pamiętając o tym, że on nie widział jeszcze filmu.
„Powrót Jedi” w adaptacji Jamesa Kahna ma w sobie emocje, które zachowują ton filmu, ale też ma zabójcze kwestie jak dwór Hutta Jabby wrzał złośliwą ekstazą. Kahnowi udało się sprawić, że Leia jest aktywnym uczestnikiem wydarzeń w scenie w pałacu Jabby, w sposób jaki film tego nie wyklucza, co oczywiście doceniłam. Zawiera też usuniętą scenę z burzą pustynną, którą w 1983 świetnie się czytało. Pamiętam jak kupiłam tę książkę w lokalnym supermarkecie, tygodnie przed tym zanim film wyszedł i torturowałam się tym by przebrnąć ją, ale jednocześnie powstrzymywałam siebie. Ten typ kuszącej tortury już nie istnieje.
Na zawsze będę wdzięczna autorom adaptacji za to, że pomogli mi przeżywać moje ulubione filmy kiedy nie było opcji by można je oglądać w domu. Jako dorosła osoba w pełni podziwiam znakomitą pracę tych autorów, którzy przenieśli nas do odległej galaktyki. Jest dobra szkoła pisania adaptacji, ale te trzy książki to przykłady najlepszej formy. Nawet jeśli macie swoje wydania Blu-ray i odtwarzacie je ciągle na HDTV, wciąż warto jest przeczytać… i przypomnieć sobie o czasie, który odszedł.
thx11382014-07-20 23:24:22
plakaty i wycinki ze ŚM mam do dzisiaj :)
Gumis2014-07-20 22:53:07
No i wspomnienie "Swiata Młodych" :-D
Tam pierwszy raz zdiecie X-winga i AT-AT zobaczyłem :-)
Gumis2014-07-20 22:49:33
"niedawno przeczytałem właśnie te stare z Interartu, chała potworna film 100x lepszy"
Genialne zrozumienie tego co autor chciał przekazać ;-)
ale jak ktoś nie jest w sanie wyobrazić sobie jak można bez internetu to i tekstu nie pojmnie.
Rif_2014-07-20 17:29:24
Przypominam po raz n-ty, bo młodzież może mieć problem ze zdaniem matury. W języku polski słowo nowelizacja nie ma nic wspólnego z adaptacją książkową ;)
thx11382014-07-19 23:07:35
spoko, inna sprawa ze ta kaczka nigdy mnie jakos nie razila, no bo czemu? jest Sokol, jest slimak no to moze byc tez i kaczka
Nestor2014-07-19 21:51:45
Strona nr 72: "nawet kaczke trzeba nauczyc plywac". Moj blad, kajam sie. Nie ma nic o Naboo.
thx11382014-07-19 19:21:51
no chyba ze Interart wymyslil ta planete przed Lucas`em :)
thx11382014-07-19 19:20:21
kaczki tak ale nic o Naboo
Nestor2014-07-19 18:41:48
Thx1138-> nie masz racji, w nowelizacji ANH pada stwierdzenie o kaczkach z Naboo z ust Obi-Wana.
kuba_starwarsy2014-07-19 17:51:06
"Jako ktoś, kto już wtedy kochał książki, stanowiło to dla mnie idealny sposób by ponownie przeżywać ulubione filmy ponownie i ponownie." - to zdanie jest tak niegramatyczne, że zęby bolą.
Ephant Mon2014-07-19 17:46:26
niedawno przeczytałem właśnie te stare z Interartu, chała potworna film 100x lepszy
thx11382014-07-19 14:12:39
w tych czasach to o Naboo jeszcze nikt nie slyszal:)
Nestor2014-07-19 12:31:22
Ach, i te kaczki z Naboo.
smajlush2014-07-19 12:26:27
Piękne czasy, gdy Wujek Owen był bratem Obi-Wana...
thx11382014-07-19 10:40:33
pierwszy raz o ksiazkach z GW dowiedzialem sie ze Swiata Mlodych, jakis koles pisal o tych adaptacjach oraz o ``Przygodach Hana Solo`` Daley`a (kilka lat pozniej odkupilem od niego te klubowki:)po kupieniu NN Interartu przez tydzien odwlekalem lekture nie mogac skoncentrowac sie na czytaniu - taka to byla radocha!, zdecydowanie moje ulubione, zwiezle i bez wodolejstwa a ile nowych informacji o uniwersum