Niedawno na stronie firmy Barnes&Noble, jednego z największych sprzedawców książek na świecie, ukazał się artykuł w którym twórcy serii Przeznaczenie Jedi zamieścili swoje przemyślenia na temat całej serii. Zachęcamy do zapoznania się z nim poniżej.
Aaron Allston
Od 2002 uczestniczyłem w pisaniu trzech serii powieści ze świata Gwiezdnych Wojen z wieloma autorami, i w przypadku dwóch miałem zaszczyt napisania pierwszej powieści w serii („Dziedzictwo Mocy” i „Przeznaczenie Jedi”). To nie tylko zaszczyt, zaczynanie nowej serii to także wyzwanie, którego autor nie ma w samodzielnej powieści.
Musiałem przedstawić, lub przynajmniej jakoś napomknąć, o wątkach, które będą obecne przez całą serię. W „Przeznaczeniu Jedi” te tematy to między innymi:
- Niepewność co do przyszłości Zakonu Jedi w nieprzyjaznym środowisku politycznym i w obliczu nowego, nieznanego zagrożenia.
- Przywrócenie trochę poczucia śmiałości, po marsowym „Dziedzictwie Mocy”.
- Polityczny zamęt, który może odmienić naturę Sojuszu Galaktycznego i Imperium.
- Dorastanie - Zakon Jedi który musi nauczyć się funkcjonować bez swojego ojca, Luke’a Skywalkera oraz transformacja Bena ze zdolnego nastolatka w młodego mężczyznę.
Tak więc w przypadku „Wygnańca”, pierwszej powieści w serii, po wspólnych sesjach z moimi przyjaciółmi pisarzami, gdzie układaliśmy fabułę, przedstawiłem kilka wątków głównych i pobocznych. Szaleństwo atakujące niektórych Jedi, niepoczytalność w jakiś sposób powiązana z upadłym Jedi Jacenem Solo, który teraz jest martwy. Luke Skywalker, który przyjmuje odpowiedzialność za błędy popełnione w „Dziedzictwie”, zgadza się na wieloletnie wygnanie, więc Jedi muszą znaleźć sobie nowego przywódcę. Luke tymczasem wyrusza w podróż śladami Jacena Solo, by znaleźć przyczynę szaleństwa Jedi. Towarzyszy mu jego syn Ben, całość trochę jest inspirowana „Odyseją”, odwiedzają egzotyczne światy, ten wątek trwa przez pierwszą połowę serii. Luke i Ben odwiedzają planetę Dorin, jeden z przystanków Jacena, gdzie natykają się na pewien niepokojący rodzaj Kultu Mocy. Na Kessel, Han i Leia odkrywają jaskinie wypełnione antyczną technologią, podobną do zniszczonej stacji Centerpoint. To odkrycie i inne wydarzenia powiązane są z obecnością złej i potężnej istoty gdzieś w okolicach Maw.
Pod koniec powieści problematyczny kult na Dorin zostaje uspokojony, a Jedi odnoszą swe pierwsze zwycięstwo w zmaganiach z rządem. Te dwa wątki zostają uśpione, ale inne wciąż pozostają w grze.
Innym ważnym zadaniem w pierwszej książce serii jest przedstawienie lub przypomnienie postaci, które będą odgrywać ważne role. I tu akurat miałem łatwiejsze zadanie. Gdy musiałem przypomnieć wiele postaci, większość z nich była dobrze znana czytelnikom z Expanded Universe i nie wymagała specjalnego dopracowania. Troy, Christie i ja uznaliśmy, że trzy najważniejsze nowe postaci/grupy - Vestara, Abeloth i Zaginione Plemię Sithów, powinni zostać wprowadzeni w późniejszych książkach. Więc tylko wspomniałem o Abeloth, nawet nie dotykając Vestary czy Sithów.
Tak więc „Wygnaniec” wprowadził piłkę w ruch, choć może słowo lawina byłoby tu lepszą analogią. I lawina ruszyła prosto ku Christie Golden.
Christie Golden
Lawina została poprzedzona przez bardzo interesujący fakt, że to było moje pierwsze w życiu pisanie Gwiezdnych Wojen. (No może nie licząc historii, którą napisałam, gdy miałam 15 lat, w której Luke zakochał się w córce Imperatora, którą nawrócił na jasną stronę... I to było lata przed Marą Jade!). Więc sobie wyobraźcie przez chwilę, że pierwszym projektem z Gwiezdnych Wojen, który piszecie nie jest opowiadanie czy samodzielna powieść, ale trzy ważne tytuły, jedna trzecia wielkiej serii, w świecie którego nie zna się zbyt dobrze (nie licząc pierwszych trzech filmów kwestia po kwestii), w dodatku współpisana z dwoma obcymi facetami.
Na szczęście zestawiono mnie z dwoma najlepszymi pisarzami w tej materii, którzy już nie są obcy, no i na szczęście miałam jeszcze Shelly Shapiro, moją redaktorkę, Sue Rostoni z Lucasfilmu oraz Lelanda Chee, Opiekuna Holokronu. Wszyscy mnie miło przyjęli i byli bardzo entuzjastycznie nastawieni do mojego uczestnictwa w projekcie, a ja jestem im bardzo wdzięczna za pomoc, gdy potrzebowałam informacji.
Bycie tą w środku ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że mogłam poprosić Aarona o przygotowanie kilku rzeczy pod moje książki, i że mogłam powiedzieć Troyowi, gdzie zamierzałam dojść przekazując mu pałeczkę. Negatywną stroną jest to, że nigdy nie miałam możliwości zacząć coś samodzielnie, lub skończyć. Hm, zastanawiam się czy Aaron i Troy myślą, że zaczynanie lub kończenie takiej serii to plus czy minus!
Miałam dużo szczęścia, mogąc przedstawić całą kulturę Sithów w świecie Gwiezdnych Wojen, wprowadzając Zaginione Plemię i w szczególności Vestarę Khai. Wszyscy w trójkę ustaliliśmy, że chcemy by Ben zaangażował się emocjonalnie z dziewczyną z Sithów, ale to ja mogłam kształtować jej osobowość i wygląd, ale też, oczywiście współpracując z innymi, naturę Zaginionego Plemienia. Wprowadziłam także Wynna Dorvana. Jako ciekawostkę dodam, że Dorvan został stworzony jako postać do jednorazowego wykorzystania. Troy chciał, bym stworzyła asystentowi Daali parę chitlików. Więc tak zrobiłam, i domyślam się, że jest lub będzie jakaś historia dlaczego Dorvan ma teraz tylko jednego chitlika - Kieszień. No i oczywiście czytelnicy wiedzą, że Dorvan zaczął żyć i stał się pełnowymiarową postacią. Jestem zaskoczona ale i zadowolona, że fani polubili tę postać. Tak samo z dziennikarzami, stworzyłam ospałego Javisa Tyrra, oraz uczciwą i odważną Madhi Vaandt.
Dałam też Troyowi mały prezent w postaci nexu Allany. Troy powiedział potem do mnie: „Nie możesz dać Allanie szczenięcia nexu w jednej książce, tak bym ja nie musiał się nim zajmować w mojej!” Podobało mi się obserwowanie rozwoju Anji w tej serii, podobnie jak Vestary czy Dorvana.
Uważam, że to jest wyzwanie napisać książkę, która A) zadowoli czytelników, B) będzie się czuło, że to wartościowa kontynuacja tego, co napisał wcześniej Aaron i C) czuło się, że coś się zaczęło i skończyło między okładkami każdej książki. Zrobiłam co mogłam, by kontynuować wątki wprowadzone przez Aarona, ale często musiałam wybierać by pracować także nad tym, co moje. Czytelnicy zauważą, że wątek wprowadzony w „Wygnańcu” nie był w całości adresowany do „Omena”, ale dopiero dostał swój czas w „Hegemonii”. Powód jest prosty, czasem coś pasuje dobrze w jednym miejscu, ale w innym już nie.
Podczas gdy wiele wątków zeszło się do odpowiednich miejsc w serii, wiele z nich właśnie w „Hegemonii”, to Troy został z zadaniem skończenia wszystkiego, a ja celowo zostawiłam mu kilka krwistych rzeczy do posprzątania.
Troy Denning
Seria jak ta wymaga wielkiej ilości koordynacji i kreatywnej współpracy. Często słyszałem, że ludzie mówią tu o przekazywaniu pałeczki, gdy pisarz 1 kończy swoją książkę zanim pisarz 2 zacznie swoją. Ale tak to nie wygląda, nawet w dużym przybliżeniu.
Pracowałem przy trzech wieloautorowych seriach Gwiezdnych Wojen, w dwóch z nich od samego pomysłu, i mogę uczciwie stwierdzić, że to raczej maraton grupowy niż wyścig. Zaczynamy od wielkiej sesji planowania, gdzie autorzy, redaktorzy i wiele osób z marketingu, kanonu a nawet zarządów Del Rey czy Lucasfilm Licensing zbierają się razem i ustalają zarys opowieści na serię. To naprawdę wielka, fajna sesja burzy mózgów, gdzie rozwijamy pomysły, układamy szkielet fabuły, ale też jej najważniejsze punkty dla każdej z książek.
Najważniejszą rzeczą w zrozumieniu sesji planistycznej jest to, że to jazda bez trzymanki, i każdy wrzuca swoje pomysły do wspólnego kotła. Oczywiście wiemy, jak będzie wyglądała rotacja autorów, jest zazwyczaj podyktowana harmonogramem lub względami marketingowymi, nikt nie wie kto zajmie się którym pomysłem. Jeden pisarz może zasugerować wątek, który ma się skończyć w powieści drugiego pisarza, a dyrektor marketingowy może odrzucić ten pomysł lub przenieść go do powieści trzeciego pisarza. Pod koniec takiej sesji, mamy listę ważnych punktów dla każdej książki, ale zaskoczyłoby mnie, gdyby ktoś pamiętał, kto wpadł na który pomysł. A jeszcze bardziej zaskoczyłoby mnie, gdyby kogoś z nas to obchodziło. W tym momencie opowieść staje się dzieckiem całej grupy, i ma cząstkę każdego z nas.
Po sesji planistycznej pisarze wracają do swoich domów, mają wytyczne i piszą streszczenia trzech pierwszych książek. Ponieważ jednym z celów takiej serii jest wydanie jej w ciągu trzech lat anie dziewięciu, pracujemy równocześnie. Więc kiedy Aaron pisał streszczenie do „Wygnańca”, Christie pracowała nad „Omenem” a ja pisałem „Otchłań”. Mogliśmy to zrobić, bo byliśmy na świeżo po sesji planistycznej, gdzie rozmawialiśmy twarzą w twarz i znajdowaliśmy się na prawie na tej samej stronie. Oczywiście są pewne subtelne różnice w interpretacji, które trochę się rozrastają gdy streszczenia są ukończone, no i pojawiają się nowe pomysły, gdy każdy z nas pracuje.
Streszczenia są wysyłane do redaktorów i krążą między pisarzami. Każdy komentuje, szuka nieścisłości, ale i możliwości by poprawić opowieść, a przede wszystkim staramy się upewnić, że jesteśmy na tej samej stronie. Potem gdy streszczenia są już poprawione, pisarze zaczynają pisać swoje książki.
Gdy rozpoczyna się ta rotacja, zaczyna się wyzwanie. Jest mnóstwo nawrotek, kiedy piszemy. Dosłownie tysiące emaili z pytaniami w stylu „co jeśli” lub „czy możemy jakoś zapowiedzieć to” albo „czy nie byłoby lepiej gdyby?”. Wszyscy pisarze robią więc nawrotki i dostosowują się do pozostałych, poprawiają sceny, ulepszają bohaterów, a czasem nawet dodajemy lub usuwamy cały rozdział lub wątek. W końcu jednak nadchodzi ostateczny termin, schodzą manuskrypty i nadal robi się interesująco.
Nie ważne jak dokładnie planujemy, nie ważne jak często pisarze się kontaktują, prosta prawda jest taka, że nasze umysły pracują inaczej, i to widać w naszym pisaniu. Manuskrypt, który przychodzi jest dokładnie tym, co autor zaproponował w swoim streszczeniu, a co potem zostało poprawione w dyskusjach i emailach, ale i tak jest zawsze znają się niespodzianki. Takie subtelne różnice w interpretacji, lub małe ale wspaniałe pomysły, a nawet dodatkowe wątki, które pisarz uznał za samowystarczalne, które jednak trzeba rozciągnąć na dwie lub trzy książki.
Często wiele z tych niespodzianek można naprawić podczas poprawiania manuskryptów. Ale niektórych nie można, przynajmniej nie w czasie w którym książka jest kierowana do produkcji. Poza tym raczej częściej niż nie, wiele z tych niespodzianek to dobre niespodzianki. Takie małe klejnociki, które chce się zachować i oszlifować, co staje się zajęciem następnego pisarza, by osadzić to jakoś w reszcie historii. Oczywiście trzeci pisarz w linii będzie miał ich jeszcze więcej niż pierwszy czy drugi, ale gdy jest się ostatnim masz całą lawinę dobrych pomysłów które zmierzają ku tobie.
Na szczęście nie jest tak, że ta lawina nie słabnie w całej serii. Za każdym razem, gdy nasze trio przygotowuje streszczenia trzech kolejnych książek, bierzemy wirtualny oddech i oceniamy. Jak mamy szczęście to się dzieje, gdy pisarze i redaktorzy są razem na konwencie, wtedy można to przegadać przy stole konferencyjnym. Ale nawet jeśli nie, naturalnie każdy pisarz zabiera się za swoje streszczenie. Ten proces pozwala się nam przegrupować. Lawina może nadal narastać, ale przynajmniej mamy poczucie, że jest pod jakąś kontrolą.
Pomimo to, gdy pisarz 3 przygotowuje ostatnią książkę w serii, lawina narosła większa niż przedtem. Jest szybka i ciężka, i pozostaje niepewność, czy on sobie da radę i przejdzie się na lawinie, czy ona go zmiecie. Poza normalnymi niespodziankami, on stara się zebrać i powiązać wszystkie wątki serii, zwłaszcza te które odpłynęły często w niespodziewanych kierunkach. I musi też skończyć główny wątek, budowany przez osiem książek, w sposób satysfakcjonujący, epicki i napakowany akcją.
I jest jeszcze jedno ostateczne wyzwanie. To nie jest tylko seria dziewięciu książek. To Gwiezdne Wojny, więc powieść musi być bliska swojej erze w Expanded Universe. Musi przeprowadzić czytelnika przez drzwi, gdzie czeka na niego galaktyka pełna nowych, potencjalnych przygód.
Szczerze, nie mogę się doczekać, kiedy Expanded Universe ruszy z tym dalej.
KOMENTARZE (3)