Przez tysiąc pokoleń Rycerze Jedi strzegli prawa i sprawiedliwości w galaktyce. Gdy w kinach pojawiła się „Nowa nadzieja”, niewiele więcej o nich wiedzieliśmy. Właściwie, aż do „Mrocznego widma” George Lucas trzymał nas w niepewności, nie zdradzając zbytnio swojej wizji zakonu. I choć poznaliśmy Yodę czy Bena, fanów wciąż intrygował ten znamienity i jeden z najbardziej charakterystycznych elementów sagi, tajemniczy, mądry i sprawiedliwy zakon Jedi.
Niejako z odpowiedziami na te pytania przyszli nam twórcy Expanded Universe, przede wszystkim książek i komiksów. Dziś zajmiemy się tymi pierwszymi.
Ponieważ Jedi bardzo długo byli kojarzeni przede wszystkim ze Starą Republiką i Wojnami Klonów, informacje o nich pojawiały się dość zdawkowo. Wiele książek starało się trzymać schematy filmów - wielka trójka i jakiś postimperialny tyran, z którym walczyli. Jednak to właśnie w nich, powoli rodziły się pomysły i wizja zakonu. Pierwszym oczywiście był Timothy Zahn i jego Joruus C'boath, mroczny, upadły, szalony klon z Jomarka. To właśnie w jego wykonaniu mieliśmy zobaczyć Jedi w roli strażnika sprawiedliwości - sędziego (Ciemna Strona Mocy). Potem unikano już ukazywania Jedi w tej roli, zwłaszcza w taki sposób, ale trzeba wtedy pamiętać, że nikt nie wiedział o sądach w Starej Republice.
Prawdziwą kopalnią wiedzy na temat zakonu jest trylogia Kevina J. Andersona, oczywiście z historycznego punktu widzenia. W W poszukiwaniu Jedi, Uczniu Ciemnej Strony i Władcach Mocy autor ukazuje nam odbudowywanie się zakonu, tworzenie i działanie Akademi Jedi (co potem kontynuuje w dwóch seriach młodzieżowych – „Junior Jedi Knights” i „Młodzi Rycerze Jedi”). Poznajemy zakon Luke’a Skywalkera i jego najlepszych, no i pierwszych uczniów, a także liznęliśmy trochę Starej Republiki. Ważnym elementem jest to, że cały ten zakon tworzy się niejako w porozumieniu z fanami, jest uzupełnieniem i powolnym budowaniem wspólnej wizji.
Wspominając o tej pozycji nie można zapomnieć o pewnym, wspaniałym dopełnieniu, jakim jest Ja, Jedi, jedyna jak na razie powieść napisana z punktu widzenia bohatera sagi, w dodatku Jedi. Napisana parę lat po trylogii Andersona, pozwala podejść nam do niej z uzupełnieniem wiedzy, która narosła, a także poznać zwyczaje niektórych członków zakonu, zwłaszcza tych z Korelii z zachowaniem celibatu (co potem jest poruszane w późniejszym EU np. w Próbie Jedi).
Mniej więcej w tym samym czasie rozpoczyna się proces ukazywania pozostałości po dawnym zakonie, odkrywania tego, co przetrwało czasy Imperium i tych, którzy je przetrwali. Dziś takie pozycje jak Dzieci Jedi czy Planeta Zmierzchu nie mają już wiele do zaoferowania, jednak gdy powstawały, opisywały nam pozostałości zakonu (lub jego wynaturzenia) z czasów Starej Republiki, dawnej świetności Jedi. Coś, czego fani łaknęli, wciąż podążając za wizją snutą przez Obi-Wana.
W końcu nadszedł rok 1999, a wraz z nim dokonały się dwie ważne zmiany. Pierwsza to Prequele, a co za tym idzie zobaczyliśmy dawny zakon w akcji (wcześniej rozpoczęło się to w komiksach). Druga sprawa to ukazanie Nowej Republiki i zakonu Jedi Luke’a Skywalkera już jako działających tworów, które muszą mierzyć się z nowym niebezpieczeństwem. To oczywiście Yuuzhan Vongowie i seria „Nowa Era Jedi”.
Ale po kolei. Wraz z „Mrocznym widmem” zaczęły się pojawiać także i książki ukazujące nam działanie zakonu w typowych misjach jak Planeta Życia Grega Beara czy Maska kłamstw Jamesa Luceno. Jednocześnie Jude Watson (z mała pomocą Dave’a Wolvertona) rozpoczęłą proces ukazywania szkolenia Jedi, a także samej świątyni w seriach „Uczeń Jedi” i „Jedi Quest”. Oczywiście nie odbyło się bez zgrzytów z wizją Lucasa, co najlepiej chyba widać mimo wszystko w NEJ, gdzie proces znikania ciał dużo się różni względem tego, co znamy z nowej trylogii. Inny przykład to budzenie się autorów, że nowy zakon nie ma choćby Rady, a następnie mamy próbę dopasowania obu zakonów do siebie. Ten proces zaczął się mniej więcej koło Szlaku Przeznaczenia Waltera Jona Williamsa.
Jedną z najpiękniejszych powieści w sadze jest niewątpliwie Punkt przełomu Matthew Woodring Stovera, który ukazuje nam Wojny Klonów z perspektywy Mace’a Windu. Widzimy w niej przemianę zakonu, który musi czynnie walczyć, choć z natury jest przecież pacyfistyczny. Podobną ścieżką, zdradzającą nam rozumienie Mocy, podąża też Yoda. Mroczne spotkanie Seana Stewarta.
Po „Zemście Sithów” świat sagi znów się zmienił. Z jednej strony możemy obserwować Jedi, którzy próbują się odnaleźć po upadku zakonu (Pogrom Jedi i kolejne tomy Michaela Reavesa czy seria „Last of the Jedi” Jude Watson"), ale też obserwować rozwój zakonu Luke’a Skywalkera, już po kryzysie z Yuuzhanami. Jest to o tyle piękne, że w „Dziedzictwie Mocy” czy „Fate of the Jedi” widzimy dojrzalszą wersje tego zakonu, który czerpie tak z tradycji Starej Republiki jak i własnych doświadczeń.
Zupełnie inną ścieżką, która dopiero powstaje, jest zakon Starej Republiki z czasów przed bitwą o Ruusan. Te choć wspomniane w trylogii Dartha Bane’a, dopiero zaczynają się rozwijać. Ich pierwszym skowronkiem są Rozdroża czasu, gdzie rycerz dawnego zakonu zostaje zestawiony z nowym. W dodatku widzimy, że nawet na przestrzeni 5000 lat, konflikt między naturą ludzką, a regułą zakonną, właściwie się nie zmienił.
Warto pamiętać, że o Jedi powstały nie tylko powieści. Na razie najwięcej o historii zakonu można się dowiedzieć z Jedi vs. Sith: The Essential Guide to the Force Rydera Windhama. Młodsi czytelnicy mogą poznać podstawy zakonu z wydanych także i u nas książeczek: To ja, Jedi, To ja, Uczeń Jedi czy Ścieżka Jedi, gdzie można samemu wcielić się w rolę padawana.
Wszystkie atrakcje tygodnia Jedi przygotowywane przy udziale Jedi Order można zobaczyć w tym miejscu.