Jennifer Heddle wraca do swojego zwyczaju i postanowiła przy okazji premiery nowej powieści, czyli A New Dawn Johna Jacksona Millera podzielić się kilkoma przemyśleniami na jej temat z czytelnikami.
Pracowanie nad książkami „Star Wars” to i tak już ekscytujące doświadczenie, to zawsze nowa możliwość do opowiedzenia wspaniałych opowieści w mojej ulubionej fikcyjnej galaktyce. Ale proces powstania „A New Dawn” Johna Jacksona Milllera, które jest dostępne już we wszystkich księgarniach, to coś zdecydowanie innego. Autor, redaktorzy z Del Rey i ja mogliśmy pracować z Lucasfilm Story Group oraz producentami serialu „Rebelianci”. To było wielkie przedsięwzięcie jeśli chodzi o współpracę, a to z tego co wiem to dopiero początek niesamowitej przygody czytelniczej, którą wam przedstawimy.
„A New Dawn” to oficjalny prequel serialu „Rebelianci”, który opowiada historię o tym jak Kanan Jarrus i Hera Syndulla poznali się i zaczęli działać razem. Jest to uznawane za kanon w takim samym stopniu jak odcinki serialu. Wiedza o tym to dość ciekawe doświadczenie, ale nie zmieniło ono ani na trochę podejścia Johna Jacksona Millera. On, podobnie jak wszyscy z nas, którzy są zaangażowani w fikcję „Gwiezdnych Wojen”, chce tylko opowiedzieć wspaniała historię, która wciągnie czytelników i rozszerzy horyzonty. Myślę, że udało mu się to osiągnąć w sposób fenomenalny w „A New Dawn”.
Tu chcę być zrozumiana, to jest w większości książka Johna. On wymyślił historię, tło, wszystkie postaci, które nie są Kananem i Herą. To co producenci „Rebeliantów” (Dave Filoni, Simon Kinberg i Greg Weisman) oraz Story Group byli w stanie dostarczyć to spojrzenie na to co czyni Kanana i Herę, skąd się wzięli i dokąd zmierzają. Możliwość bezpośredniego kontaktu z tymi wyjątkowo kreatywnymi umysłami i rozmowy o postaciach, które stworzyli to coś bezcennego. Myślę, że John zrobił niesamowicie wspaniałą robotę starając się odtworzyć kim Kanan i Hera są, bez obejrzenia choćby jednej klatki zdjęciowej. A to wszystko dzięki wspaniałej kooperacji jaką otrzymaliśmy. Wspomniałam na naszym panelu na San Diego Comic-Conie, jak wdzięczna jestem, że Dave i John mogli ze sobą bezpośrednio porozmawiać o tych postaciach, no i że John szybko zrozumiał, co Dave chce przekazać, dodając do tego własne pomysły, co prowadziło do kolejnych komentarzy od Dave’a, a to do kolejnych od Johna… to było niesamowite kreatywne doświadczenie.
Producenci oraz Story Group zatwierdzili nam ostatecznie dopracowaną historię Johna dodając jednocześnie kilka cennych sugestii. Dave Filoni nawet łaskawie dostarczył przedmowę. To jest historia o tym jak Kanan i Hera się spotkali. I to jest bardzo dobra opowieść.
Ale to też opowieść o Skelly’m, weteranie Wojen klonów, który spędził większość swego życia starając się, by jego głos został usłyszany, gdy nikt nie chciał go słuchać. No i o Zalunie, Sullustance będącej ekspertem od inwigilacji, która wierzy, że Imperium to nowy szef, ale jednocześnie stary, dopóki jej oczy nie otworzą się naprawdę. No i Rea Sloane, imperialnej kapitan zdeterminowanej by wyrobić sobie nazwisko w nowym porządku, by się odróżnić tym od jej ojca polityka. Świat Gorse to postać sama w sobie, nawet jeśli tylko połowa jego ziem jest widoczna w świetle dnia. No i jeszcze jest nowy szwarccharakter do nienawidzenia, z własną historią.
Jestem dumna z tej książki. Dumna ze sposobu w jaki pracowaliśmy razem, pomocy której udzielili nam ludzie z bardzo zajętymi kalendarzami, oraz ciężkiej pracy i serca, które John włożył w pisanie, no i wspaniałej okładki Douga Wheatleya. Mam nadzieję, że to najlepsza droga by ogłosić nowy świt. I mam nadzieję, że się z tym zgadzacie.