Serwis filmowy Stopklatka postanowił podzielić się z czytelnikami wrażeniami z obcowania z Gwiezdnymi Wojnami w wydaniu Blu-ray. Czy wprowadzone do filmów zmiany wyszły im na dobre? Czy polski dubbing trzyma poziom? Czy obraz jest ostry jak żyleta? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w obszernej recenzji autorstwa Patryka Tomiczka. Szukajcie jej w tym miejscu. Oto kilka jej fragmentów.
Najgorętszy zestaw Blu-ray ostatnich miesięcy przy wszystkich jego plusach ma niestety swoje mankamenty. Czy będzie to wydanie roku? To zależy od siły konkurencji. (...) W chwilę po premierze boxu po Internecie rozeszła się fala oburzenia polskich nabywców, którzy wydawszy prawie 400 zł za pakiet poczuli, że nie zostali potraktowani wystarczająco poważnie. Wszystko przez literówkę, która wkradła się na wierzchnią część opakowania. Zamiast "Kompletnej sagi" kupili, a ja wraz z nimi, "Komplentą sagę". Przy niemałej przecież cenie takie incydenty, nawet jeśli drobne, nie powinny mieć miejsca. Na szczęście owa psująca dobre samopoczucie literówka znalazła się na tej części opakowania, którą można z łatwością zdjąć i jeśli kogoś razi za bardzo, wyrzucić do kosza. Tyle tylko, że wówczas zrezygnujemy z polskojęzycznej informacji o zawartości boxu. (...) Może nie dostrzeżemy jego [obrazu] wyjątkowej jakości już przy oglądaniu pierwszych części (z prostej przyczyny - są po prostu młodsze i nie wymagały tak daleko idącej ingerencji, jak starsze), za to partie IV-VI odsłaniają już bardzo wysoki stopień udoskonaleń. Żeby się o tym przekonać wystarczy porównać obraz z filmów dostosowanych do wymogów BR z ich nieodświeżonymi fragmentami, które znalazły się w archiwalnych dodatkach, gdzie obraz jest na tyle zanieczyszczony, że wyglądu detali możemy się jedynie domyślać.
Lucasowi udało się, więc coś, co wydawało się niemożliwe, a mianowicie zmniejszył dystans pomiędzy nową i starą trylogią. (...) Dubbing zastosowany przy okazji kinowych premier pierwszych części sagi (czyt. I-III), nigdy wcześniej nie dotknął klasycznych, dlatego trudniej będzie ortodoksyjnym miłośnikom sagi przyzwyczaić się np. do głosu Grzegorza Wonsa w roli C-3PO. Kiedy jednak odrzucimy uprzedzenia i wraz z naszym młodszym rodzeństwem/potomstwem, które nie odbyło jeszcze dostatecznie wielu lekcji czytania, zdecydujemy się na włączenie polskiej wersji językowej to nie powinniśmy doznać uczucia zawodu.
Już wkrótce będziecie też mieć okazję zapoznać się z bastionową recenzją wydania BD. Wtedy dowiecie się jak nasza redakcja ocenia "najbardziej oczekiwany pakiet Blu-ray roku".
SW-Yogurt2011-10-16 21:35:11
Pierwsze wydanie, którego po prostu nie kupię. Aha, SW wessało mnie w '79, byłem wtedy w kinie 20 razy, chyba we wszystkich kinach we Wrocku :) i mam prawie wszystko wydane u nas.
mailman2011-10-14 10:43:08
mam jedyną na świecie zubożoną scieżkę dzwiękową w wersji angielskiej nie niemieckiej i w dodatku nieprzetłumaczone dodatki na niektórych płytach - normalnie ludzie będą zabijali się o tę jakże unikatową wersję. Po prostu Biały Komplentny Kruk.
Darth GROM2011-10-14 02:07:03
Ta część recenzji, jest szczególnie trafna.
"Czas nigdy nie był sprzymierzeńcem karmiącej się nowością kultury popularnej, która, choć wydała kilka niekwestionowanych arcydzieł, nie ogląda się wstecz, lecz stawia na aktualność. W konsekwencji wiele z wydawanych przez nią plonów ma określoną datę ważności. Jakoby na przekór uwarunkowaniom popkultury jej najbardziej znane arcydzieło - "Gwiezdne wojny" - wciąż jest na językach. Pieczołowicie pielęgnowana przez swojego twórcę seria, żeby zachować wieczną młodość, musi jednak nieustannie poddawać się rytmowi teraźniejszości, a gdy ta przechodzi w przeszłość, zostać zaktualizowana na nowo. Co prawda wszystkie wprowadzane zmiany bywają czysto zewnętrzne, ale jednak.
Dla Lucasa, który nieustannie coś zmienia i przestawia sprowadzając tym na siebie gniew ortodoksyjnych fanów, "Gwiezdne wojny" nie są wcale rozdziałem zamkniętym. W jego interpretacji nie są też tworem doskonałym i skończonym. Lucas nie zachłysnął się sukcesem, nie przygląda się fascynacji owocami swojej pracy, lecz analizuje jej braki. Wszystkie zmiany, którym podlegały w ostatnich latach "Gwiezdne wojny", wprawdzie nie zachwiały ich dramaturgicznym kośćcem i mają co najwyżej charakter czysto kosmetyczny, lecz wskazują na jedną zasadniczą rzecz, a mianowicie, że Lucas nie stworzył "Star Wars". On je wciąż tworzy. Filmy, które dla milionów fanów na całym świecie stały się obiektem prawdziwego kultu, dla jego autora są tworem niedoskonałym, wymagającym coraz to nowych korekt i poprawek, które wprowadza zawsze przy okazji pojawienia się nowych możliwości technicznych. Lucas wprawdzie wie, że stworzył dzieło uniwersalne i ponadczasowe, któremu przetrwanie zapewniają zrozumiałe zawsze i wszędzie archetypy, ale i tak musi nad nim pracować. Bo choć organizm wciąż zdrowy, to jednak ciało pokrywają zmarszczki.
Trend zmian zapoczątkowany został w 1997 roku przy powtórnej premierze trzyczęściowej jeszcze sagi, której kolejne części ukazały się wówczas w wersjach specjalnych. Wprawdzie "Gwiezdne wojny" IV-VI zdążyły jeszcze się pojawić w klasycznej postaci w pierwszym wydanym pakiecie dvd, jednak późniejsze boxy zawierały już wyłącznie wersje zmienione. Na Blu-ray nie ma już możliwości wyboru, bo pakiety na całym świecie wyposażone są już tylko w wersje specjalne, które po raz kolejny zostały poddane obróbce. Drobne ingerencje, które zdolni są wychwycić wyłącznie najbardziej obyci z sagą miłośnicy, stały się pretekstem do niezbyt wyszukanych ataków pod adresem Lucasa podsycanych przez jego fanów, czy może raczej pseudofanów. Dla tych nieprzebierających często w słowach (niektórzy przecież życzyli twórcy śmierci) "Star Wars" to ideał a, jak wiadomo, ideałów zmieniać nie trzeba. Jednak kolejne zmiany są nieuniknione i będą one widoczne już w najbliższych miesiącach, kiedy w kinach ponownie pojawi się "Mroczne widmo" w 3D."
Zwłaszcza te słowa.
"Drobne ingerencje, które zdolni są wychwycić wyłącznie najbardziej obyci z sagą miłośnicy, stały się pretekstem do niezbyt wyszukanych ataków pod adresem Lucasa podsycanych przez jego fanów, czy może raczej pseudofanów. Dla tych nieprzebierających często w słowach (niektórzy przecież życzyli twórcy śmierci)"
Ci hejterzy, to zwykłe jęczy dupy, a nie fani.
Jamjumetley2011-10-13 15:20:25
...rarytas produkowany masowo. Nie rób sobie nadziei... :P
Taraissu2011-10-13 15:14:08
...taaaa i za 20 lat nabywcy będą mogli powiedzieć z dumą: "Ja mam tę wersję BD z literówką". Prawdziwy rarytas ;)