Luke wychylił się trochę bardziej i dostrzegł przez chmurę blasterowych strzałów, że gwardzista wydaje szturmowcom jakieś rozkazy, po czym ładuje się na jeden ze skiffów i czyni jakiś gest w stronę bramy. W tym samym czasie ci szturmowcy, którzy nie byli na żadnym z bojowych rydwanów, ustawili się w szpaler osłaniający skiffy z innymi żołnierzami. Te natomiast właśnie opuszczały teren kurortu, a ich miejsce zajmowały nowe, puste, do których ładowały się ostatnie szeregi kordonu, ciągle osłaniane przez pozostałych szturmowców. Uciekają, pomyślał Luke, i odruchowo chciał rzucić się w pościg, ale zatrzymał się w pół kroku. Wyczuł bowiem, że na obszarze chronionym przez żołnierzy Executor’s Lair wciąż są jakieś żywe ysalamiry.
Sprytne, pomyślał Luke, chociaż czuł frustrację i bezsilność, ale zwalczył w sobie chęć rzucenia się w wir walki i potrzebę nadrobienia szałem bojowym niekorzystnej sytuacji. W głębi duszy był jednak pełen uznania dla gwardzisty, który ustawił klony na granicy bąbla wytwarzanego przez ysalamiry, uniemożliwiając Jedi dotknięcie ich Mocą. Skywalker wyczuł, jak Ewon ma dosyć defensywy i chce rzucić się do walki, mentalnie więc na niego wpłynął i ostudził jego zapał. Ettin z początku nie zaakceptował uspokajającej sondy mistrza, zmusiła go ona jednak do myślenia i po chwili sam odzyskał pogodę ducha, rozumiejąc, że ofensywa jeden na czterdzieści bez użycia Mocy zakończy się klęską.
Jedi nie mogli zrobić nic więcej. Kiedy ostatni skiff opuścił dziedziniec „Edamenolcu”, rzucili się do przodu, chcąc dogonić rydwan ze szturmowcami, był on jednak zbyt szybki nawet dla wzmocnionych Mocą mięśni nóg. Nie było zarazem żadnych innych pojazdów na terenie kurortu, którymi można by było ruszyć w pościg. Luke wysłał sondę myślową w kierunku, w którym uciekały klony, i zorientował się ze smutkiem, że nic nie wyczuwa. Na skiffach musiały więc być jeszcze jakieś ysalamiry.
- Zgubiliśmy ich.- rzekła Mara, zgrzytając zębami.
- I tak byśmy im wszystkim nie sprostali.- odparł Kam - Lepiej rozejrzyjmy się tu i sprawdźmy, czy nie zostawili niczego, co mogłoby nas doprowadzić do ich kryjówki.
Rozdział 20
Kanonierka Skipray z Lo Khanem i Luwingiem na pokładzie wyskoczyła z nadprzestrzeni w okolicach Nadarin City, w układzie Duro. Przemytnicy zdecydowali się pojawić właśnie tutaj z dwóch powodów: po pierwsze, było to największe z siedmiu orbitujących wokół planety miast, a zatem ryzyko natrafienia na jakiegoś łowcę nagród było mniejsze, a po drugie, w większym mieście można znaleźć więcej potencjalnych informatorów i kupić więcej informacji.
Lo Khan był średnio zadowolony, że zaczynają poszukiwania właśnie tutaj. Wingo, będący pomysłodawcą takiego posunięcia, tym razem użył jednak argumentów nie do odparcia, więc Lo musiał ulec, zważywszy, że rozjuszony całą tą podróżą Yaka nie był w nastroju do jakichkolwiek dyskusji. I chociaż Khanowi nie do końca się podobało to, co robili, mówił sobie, że Wingo jest przecież inteligentniejszy i może wiedzieć lepiej. Może, ale nie musi.
Obaj przemytnicy w milczeniu, jeśli nie liczyć krótkiej wymiany zdań z kontrolą lotów, przebyli odległość dzielącą ich od Nadarin City i wlecieli do jednego z doków w kosmoporcie orbitalnego miasta. Na sekundę przed zamknięciem grodzi próżniowych Lo dostrzegł jednak przez iluminator coś, co chyba do zwykłych zjawisk nie należało. Po lewej i u góry zauważył kształt dziwnego myśliwca z rodziny TIE, taki, którego jeszcze nigdy wcześniej nie widział na żywo. Pojawiały się one jednak w doniesieniach HoloNetowych z podbitych przez Vadera planet, dlatego Khan wiedział, że tylko jedna poimperialna frakcja w galaktyce używa tego typu maszyn.
Był to TIE Defender Executor’s Lair.
Lo w pierwszej chwili spanikował. Chciał złapać za stery, wysadzić grodzie z wyrzutni torped i uciekać w siną dal. Zaraz jednak się opamiętał. Uświadomił sobie, że wrogowie Nowej Republiki ich nie szukają, a nawet gdyby, to nie spodziewają się, że przemytnicy przebywają właśnie w Nadarin City. Poza tym to mógł być ślad, którego szukali.
- Wingo.- odezwał się po dłuższej chwili Khan, ścierając ręką pot z czoła - Szykuj się. Znaleźliśmy ich.
- Ile można czekać?- cierpliwość Llegha Krestchmara dobiegała końca - Ja rozumiem, jak ktoś się spóźnia albo chce przyjść po półgodzinie, aby wywołać większe wrażenie, ale zwlekać przez sześć dni!?
- Llegh ma rację.- poparł go Cyryl - Już od tygodnia przesiadujemy regularnie w tej knajpie, czekając na tego twojego informatora, a tu nic. Zaczynam wątpić, czy ten trop gdziekolwiek prowadzi.
Drogdon Kitro nie odpowiedział. Jego towarzysze bez wątpienia mieli rację. Ten informator, którego Falleen zdołał załatwić, rzeczywiście się nie spieszył. Możliwe było, iż chciał zapewnić sobie bezpieczeństwo i zminimalizować ryzyko wykrycia, jednak to wszystko nabierało charakteru groteski i Drogdon, podobnie jak jego koledzy, miał już wszystkiego dość.
- Poczekajmy jeszcze jeden dzień.- rzucił bez przekonania.
- Już nie musicie.- rozległ się czyjś głos. Wszyscy trzej Wędrowni Protektorzy podnieśli wzrok i ujrzeli kogoś, kogo przed chwilą jeszcze tu nie było, a każdy z nich zachodził w głowę, jak nowo przybyły mógł usłyszeć mruknięcie Drogdona.
- Ty jesteś tym, z kim mamy się spotkać?- spytał Kitro z ożywieniem.
- To zależy.- na bandyckiej twarzy osobnika płci męskiej rasy ludzkiej w czarnym kombinezonie zagościł złośliwy uśmieszek - Zależy, czy wy czekacie akurat na mnie.
- Skąd mamy wiedzieć, że nie jesteś podstawiony?- spytał podejrzliwie Cyryl. Pozostali dwaj spojrzeli na niego ze zdziwieniem; Twi’lek nigdy nie miał najmniejszych problemów z prawidłowym odczytywaniem cudzych intencji, a poza tym powinien wiedzieć, że ktoś ich podsłuchuje.
- A skąd ja mam to wiedzieć?- odpowiedział pytaniem mężczyzna.
- W co ty grasz?- rzucił Drogdon - Jeżeli masz nam coś do powiedzenia, to mów, albo spływaj. Nie mamy czasu na pierdoły!
- Ciekawe słowa w ustach kogoś, kto siedzi w „Trebuchecie” od sześciu dni, i to bezczynnie.- uśmieszek nieznajomego rozciągnął się od ucha do ucha.
- Skąd to wszystko wiesz? Wcześniej cię tu nie widziałem?- wypalił Cyryl. Llegh odniósł wrażenie, że Twi’lek nie wie, co robić. Chyba po raz pierwszy, odkąd się spotkali. Zawsze był chłodny i opanowany, wiedział, jak zareaguje jego rozmówca oraz co czuje. Tym razem jakby trafił na ścianę.
- Nie tylko wy macie swoich informatorów.- odparł mężczyzna.
- Więc jednak...?- spytał Llegh. Zawiodły kontakty Drogdona i umiejętności mentalne Cyryla. Trzeba więc było uciec się do słownych forteli.
- Nie piję, jeśli chcesz wiedzieć.- powiedział osobnik w kombinezonie pilota. Llegh zgrzytnął ostrymi zębami; miał nadzieję, że nie kończąc pytania zmusi obcego, aby na nie odpowiedział. Było jasne, że on wie, że oni wiedzą, trzeba było tylko to od niego wyciągnąć. On jednak zdawał się być za sprytny.
- Może więc chociaż się przysiądziesz?- Llegh stwierdził w duchu, że nie pozostało mu nic innego, jak tylko dalej prowadzić tę grę. Może coś się nieznajomemu wymknie.
- W sumie czemu nie? Chyba mi nic nie zrobicie?
- Jesteśmy Wędrownymi Protektorami.- odparł Drogdon - To niezgodne z naszymi zasadami.
- Znałem najjaśniej lśniących bohaterów minionej epoki, którzy byli zdolni do najpodlejszych czynów.- powiedział mężczyzna, siadając jednak koło Drogdona - Ale z jakiegoś powodu ufam wam, chłopcy.
Llegh zamyślił się przez chwilę. Nieznajomy użył wyrażenia „miniona epoka”, a zatem musiało mu chodzić o czasy Imperium. A skoro znał najjaśniejszych bohaterów tamtego okresu, musiał mieć z nimi coś wspólnego. Mógł więc być albo ich cennym informatorem, albo egzekutorem. Glottalphib postanowił odkryć wszystkie karty.
- Czekamy tu na informatora, który miał rzucić trochę światła na pewien precedens, o którym ostatnio głośno. Wiesz coś o tym?
- Wiem.- powiedział nieznajomy - Muszę was zasmucić, ale człowiek, na którego czekaliście od tygodnia, nie żyje.
- Nie żyje?- zdziwił się Drogdon - Jak zginął?
- Został stracony przez bezpiekę Executor’s Lair.- odparł mężczyzna.
- Co więc ty tu robisz?- spytał Llegh.
- Mam wam przekazać pewną informację.- uśmieszek obcego stał się jeszcze bardziej perfidny.
- Jaką informację?- dopytywał się Drogdon, mając nadzieję, że ich czekanie wreszcie dobiegło końca, a śledztwo ruszy się do przodu.
- Lord Vader nie znosi kolaboracji!- rzucił mężczyzna, szybkim ruchem wyciągając blaster i strzelając w Drogdona. Falleen stęknął i osunął się bez życia z krzesła na ziemię.
Llegh Krestchmar zareagował błyskawicznie, przewracając stół na przeciwnika, lecz ten w jakiś sposób uskoczył i puścił serię strzałów w Cyryla, który jednak zdołał schować się za pobliską kanapę. Glottalphib momentalnie dobył swojego przerywacza fuzyjnego i posłał kilka strzałów w stronę wroga, ten jednak zdołał ich uniknąć, czyniąc jakieś nadzwyczajne uniki. Z baru natychmiast zaczęli uciekać nieliczni goście, a droid-szynkarz począł jeździć po szynie za ladą, lamentować i nawoływać do opuszczenia broni. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi.
Cyryl dał sygnał Lleghowi, ukrytemu za blatem przewróconego stołu, żeby się do niego przeczołgał. Glottalphib początkowo miał obiekcje, jednak widząc, że stół nie jest żadną osłoną przeciw pociskom ciężkiego blastera, oddał jeszcze kilka strzałów i rzucił się za kanapę Cyryla. Ona również nie stanowiła specjalnej ochrony, była jednak bez porównania grubsza.
- To Ciemny Jedi!- rzucił Cyryl, dobywając dwóch blasterów BlasTech DH-23, ulepszonej wersji tych stosowanych przez wojska Nowej Republiki - Blokuje moje zdolności mentalne i rusza się, jakby leciał na ryllu!
- To ma sens!- odwarknął Llegh, posyłając kolejny pocisk z przerywacza fuzyjnego w stronę wroga. Wiedział, że nie trafi; chciał jednak uniemożliwić przeciwnikowi otwarty atak, który, z racji władania przez niego Mocą, zakończyłby się masakrą.
Cyryl również rozpoczął ostrzał, jednak przy okazji rzucił się za inną kanapę bliżej drzwi. Llegh odgadł jego zamiary, jednak wątpił, czy mu się to uda. Nagle między obie kanapy wpadł nieznajomy i z szalonym błyskiem w oku strzelił najpierw do Llegha, potem do Cyryla. Lleghowi mignęła w powietrzu ręka napastnika, na której był wytatuowany czerwony smok. Twi’lek umknął, jednak blasterowa błyskawica wystrzelona w stronę Krestchmara sięgnęła celu, raniąc go w dłoń. Glottalphib zawył doniośle i wystrzelił pełną serię ze swojego przerywacza fuzyjnego, to samo zrobił Cyryl ze swoimi pistoletami. Nieznajomy zdołał jednak uskoczyć i minąć strzały, jakby nic innego w życiu nie robił... oberwał jednak z trzeciej strony. Zachwiał się w powietrzu i upadł, żeby zostać trafionym przez kolejny pocisk, tym razem konwencjonalny. Wędrowni Protektorzy obrócili się w stronę drzwi, z których padły strzały, i ujrzeli człowieka w śmiesznej pilotce, cyborga Yaka i unoszącego się przed nimi zdalniaka.
- Zawsze działa.- mruknął człowiek, po czym dodał głośniej - Ty! Wstań i rzuć broń!-
Llegha zdumiało, że ten człowiek w ogóle nie jest uzbrojony, a co jeszcze dziwniejsze, napastnik ślepo go słucha.
- Specjalny narkotyk powodujący chwilową utratę własnej woli.- wyjaśnił mężczyzna - Delikwent reaguje tylko na polecenia. Ty!- zwrócił się do przeciwnika - Idź zamknij się na zapleczu!
Wróg w kombinezonie pilota bez słowa odwrócił się i poszedł w stronę tylnych drzwi. Coś w jego wyrazie twarzy i spojrzeniu mówiło jednak Lleghowi, że władający Mocą człowiek jeszcze z nimi nie skończył, że wróci i że się zemści.
Yaka coś zabulgotał, co jego przyjaciel natychmiast przetłumaczył - Uciekajmy! Za chwilę narkotyk przestanie działać!
- Jestem za!- podjął Cyryl i wybiegł z baru, pozostali natychmiast ruszyli jego śladem.
- Nazywam się Lo Khan, a to Luwingo!- rzucił mężczyzna do Llegha i Cyryla, kiedy wszyscy czterej biegli przez miasto.
- Miło poznać.- odparł Krestchmar smętnie, cały czas miał bowiem w pamięci widok martwego przyjaciela. Szybko się jednak otrząsnął - Kim był ten facet?
- Nie mam pojęcia.- przyznał Lo - Wiem jednak, że przyleciał tu myśliwcem TIE Defender i że z całą pewnością jest ich więcej w systemie!
Sprytne, pomyślał Luke, chociaż czuł frustrację i bezsilność, ale zwalczył w sobie chęć rzucenia się w wir walki i potrzebę nadrobienia szałem bojowym niekorzystnej sytuacji. W głębi duszy był jednak pełen uznania dla gwardzisty, który ustawił klony na granicy bąbla wytwarzanego przez ysalamiry, uniemożliwiając Jedi dotknięcie ich Mocą. Skywalker wyczuł, jak Ewon ma dosyć defensywy i chce rzucić się do walki, mentalnie więc na niego wpłynął i ostudził jego zapał. Ettin z początku nie zaakceptował uspokajającej sondy mistrza, zmusiła go ona jednak do myślenia i po chwili sam odzyskał pogodę ducha, rozumiejąc, że ofensywa jeden na czterdzieści bez użycia Mocy zakończy się klęską.
Jedi nie mogli zrobić nic więcej. Kiedy ostatni skiff opuścił dziedziniec „Edamenolcu”, rzucili się do przodu, chcąc dogonić rydwan ze szturmowcami, był on jednak zbyt szybki nawet dla wzmocnionych Mocą mięśni nóg. Nie było zarazem żadnych innych pojazdów na terenie kurortu, którymi można by było ruszyć w pościg. Luke wysłał sondę myślową w kierunku, w którym uciekały klony, i zorientował się ze smutkiem, że nic nie wyczuwa. Na skiffach musiały więc być jeszcze jakieś ysalamiry.
- Zgubiliśmy ich.- rzekła Mara, zgrzytając zębami.
- I tak byśmy im wszystkim nie sprostali.- odparł Kam - Lepiej rozejrzyjmy się tu i sprawdźmy, czy nie zostawili niczego, co mogłoby nas doprowadzić do ich kryjówki.
Rozdział 20
Kanonierka Skipray z Lo Khanem i Luwingiem na pokładzie wyskoczyła z nadprzestrzeni w okolicach Nadarin City, w układzie Duro. Przemytnicy zdecydowali się pojawić właśnie tutaj z dwóch powodów: po pierwsze, było to największe z siedmiu orbitujących wokół planety miast, a zatem ryzyko natrafienia na jakiegoś łowcę nagród było mniejsze, a po drugie, w większym mieście można znaleźć więcej potencjalnych informatorów i kupić więcej informacji.
Lo Khan był średnio zadowolony, że zaczynają poszukiwania właśnie tutaj. Wingo, będący pomysłodawcą takiego posunięcia, tym razem użył jednak argumentów nie do odparcia, więc Lo musiał ulec, zważywszy, że rozjuszony całą tą podróżą Yaka nie był w nastroju do jakichkolwiek dyskusji. I chociaż Khanowi nie do końca się podobało to, co robili, mówił sobie, że Wingo jest przecież inteligentniejszy i może wiedzieć lepiej. Może, ale nie musi.
Obaj przemytnicy w milczeniu, jeśli nie liczyć krótkiej wymiany zdań z kontrolą lotów, przebyli odległość dzielącą ich od Nadarin City i wlecieli do jednego z doków w kosmoporcie orbitalnego miasta. Na sekundę przed zamknięciem grodzi próżniowych Lo dostrzegł jednak przez iluminator coś, co chyba do zwykłych zjawisk nie należało. Po lewej i u góry zauważył kształt dziwnego myśliwca z rodziny TIE, taki, którego jeszcze nigdy wcześniej nie widział na żywo. Pojawiały się one jednak w doniesieniach HoloNetowych z podbitych przez Vadera planet, dlatego Khan wiedział, że tylko jedna poimperialna frakcja w galaktyce używa tego typu maszyn.
Był to TIE Defender Executor’s Lair.
Lo w pierwszej chwili spanikował. Chciał złapać za stery, wysadzić grodzie z wyrzutni torped i uciekać w siną dal. Zaraz jednak się opamiętał. Uświadomił sobie, że wrogowie Nowej Republiki ich nie szukają, a nawet gdyby, to nie spodziewają się, że przemytnicy przebywają właśnie w Nadarin City. Poza tym to mógł być ślad, którego szukali.
- Wingo.- odezwał się po dłuższej chwili Khan, ścierając ręką pot z czoła - Szykuj się. Znaleźliśmy ich.
- Ile można czekać?- cierpliwość Llegha Krestchmara dobiegała końca - Ja rozumiem, jak ktoś się spóźnia albo chce przyjść po półgodzinie, aby wywołać większe wrażenie, ale zwlekać przez sześć dni!?
- Llegh ma rację.- poparł go Cyryl - Już od tygodnia przesiadujemy regularnie w tej knajpie, czekając na tego twojego informatora, a tu nic. Zaczynam wątpić, czy ten trop gdziekolwiek prowadzi.
Drogdon Kitro nie odpowiedział. Jego towarzysze bez wątpienia mieli rację. Ten informator, którego Falleen zdołał załatwić, rzeczywiście się nie spieszył. Możliwe było, iż chciał zapewnić sobie bezpieczeństwo i zminimalizować ryzyko wykrycia, jednak to wszystko nabierało charakteru groteski i Drogdon, podobnie jak jego koledzy, miał już wszystkiego dość.
- Poczekajmy jeszcze jeden dzień.- rzucił bez przekonania.
- Już nie musicie.- rozległ się czyjś głos. Wszyscy trzej Wędrowni Protektorzy podnieśli wzrok i ujrzeli kogoś, kogo przed chwilą jeszcze tu nie było, a każdy z nich zachodził w głowę, jak nowo przybyły mógł usłyszeć mruknięcie Drogdona.
- Ty jesteś tym, z kim mamy się spotkać?- spytał Kitro z ożywieniem.
- To zależy.- na bandyckiej twarzy osobnika płci męskiej rasy ludzkiej w czarnym kombinezonie zagościł złośliwy uśmieszek - Zależy, czy wy czekacie akurat na mnie.
- Skąd mamy wiedzieć, że nie jesteś podstawiony?- spytał podejrzliwie Cyryl. Pozostali dwaj spojrzeli na niego ze zdziwieniem; Twi’lek nigdy nie miał najmniejszych problemów z prawidłowym odczytywaniem cudzych intencji, a poza tym powinien wiedzieć, że ktoś ich podsłuchuje.
- A skąd ja mam to wiedzieć?- odpowiedział pytaniem mężczyzna.
- W co ty grasz?- rzucił Drogdon - Jeżeli masz nam coś do powiedzenia, to mów, albo spływaj. Nie mamy czasu na pierdoły!
- Ciekawe słowa w ustach kogoś, kto siedzi w „Trebuchecie” od sześciu dni, i to bezczynnie.- uśmieszek nieznajomego rozciągnął się od ucha do ucha.
- Skąd to wszystko wiesz? Wcześniej cię tu nie widziałem?- wypalił Cyryl. Llegh odniósł wrażenie, że Twi’lek nie wie, co robić. Chyba po raz pierwszy, odkąd się spotkali. Zawsze był chłodny i opanowany, wiedział, jak zareaguje jego rozmówca oraz co czuje. Tym razem jakby trafił na ścianę.
- Nie tylko wy macie swoich informatorów.- odparł mężczyzna.
- Więc jednak...?- spytał Llegh. Zawiodły kontakty Drogdona i umiejętności mentalne Cyryla. Trzeba więc było uciec się do słownych forteli.
- Nie piję, jeśli chcesz wiedzieć.- powiedział osobnik w kombinezonie pilota. Llegh zgrzytnął ostrymi zębami; miał nadzieję, że nie kończąc pytania zmusi obcego, aby na nie odpowiedział. Było jasne, że on wie, że oni wiedzą, trzeba było tylko to od niego wyciągnąć. On jednak zdawał się być za sprytny.
- Może więc chociaż się przysiądziesz?- Llegh stwierdził w duchu, że nie pozostało mu nic innego, jak tylko dalej prowadzić tę grę. Może coś się nieznajomemu wymknie.
- W sumie czemu nie? Chyba mi nic nie zrobicie?
- Jesteśmy Wędrownymi Protektorami.- odparł Drogdon - To niezgodne z naszymi zasadami.
- Znałem najjaśniej lśniących bohaterów minionej epoki, którzy byli zdolni do najpodlejszych czynów.- powiedział mężczyzna, siadając jednak koło Drogdona - Ale z jakiegoś powodu ufam wam, chłopcy.
Llegh zamyślił się przez chwilę. Nieznajomy użył wyrażenia „miniona epoka”, a zatem musiało mu chodzić o czasy Imperium. A skoro znał najjaśniejszych bohaterów tamtego okresu, musiał mieć z nimi coś wspólnego. Mógł więc być albo ich cennym informatorem, albo egzekutorem. Glottalphib postanowił odkryć wszystkie karty.
- Czekamy tu na informatora, który miał rzucić trochę światła na pewien precedens, o którym ostatnio głośno. Wiesz coś o tym?
- Wiem.- powiedział nieznajomy - Muszę was zasmucić, ale człowiek, na którego czekaliście od tygodnia, nie żyje.
- Nie żyje?- zdziwił się Drogdon - Jak zginął?
- Został stracony przez bezpiekę Executor’s Lair.- odparł mężczyzna.
- Co więc ty tu robisz?- spytał Llegh.
- Mam wam przekazać pewną informację.- uśmieszek obcego stał się jeszcze bardziej perfidny.
- Jaką informację?- dopytywał się Drogdon, mając nadzieję, że ich czekanie wreszcie dobiegło końca, a śledztwo ruszy się do przodu.
- Lord Vader nie znosi kolaboracji!- rzucił mężczyzna, szybkim ruchem wyciągając blaster i strzelając w Drogdona. Falleen stęknął i osunął się bez życia z krzesła na ziemię.
Llegh Krestchmar zareagował błyskawicznie, przewracając stół na przeciwnika, lecz ten w jakiś sposób uskoczył i puścił serię strzałów w Cyryla, który jednak zdołał schować się za pobliską kanapę. Glottalphib momentalnie dobył swojego przerywacza fuzyjnego i posłał kilka strzałów w stronę wroga, ten jednak zdołał ich uniknąć, czyniąc jakieś nadzwyczajne uniki. Z baru natychmiast zaczęli uciekać nieliczni goście, a droid-szynkarz począł jeździć po szynie za ladą, lamentować i nawoływać do opuszczenia broni. Nikt jednak nie zwracał na niego uwagi.
Cyryl dał sygnał Lleghowi, ukrytemu za blatem przewróconego stołu, żeby się do niego przeczołgał. Glottalphib początkowo miał obiekcje, jednak widząc, że stół nie jest żadną osłoną przeciw pociskom ciężkiego blastera, oddał jeszcze kilka strzałów i rzucił się za kanapę Cyryla. Ona również nie stanowiła specjalnej ochrony, była jednak bez porównania grubsza.
- To Ciemny Jedi!- rzucił Cyryl, dobywając dwóch blasterów BlasTech DH-23, ulepszonej wersji tych stosowanych przez wojska Nowej Republiki - Blokuje moje zdolności mentalne i rusza się, jakby leciał na ryllu!
- To ma sens!- odwarknął Llegh, posyłając kolejny pocisk z przerywacza fuzyjnego w stronę wroga. Wiedział, że nie trafi; chciał jednak uniemożliwić przeciwnikowi otwarty atak, który, z racji władania przez niego Mocą, zakończyłby się masakrą.
Cyryl również rozpoczął ostrzał, jednak przy okazji rzucił się za inną kanapę bliżej drzwi. Llegh odgadł jego zamiary, jednak wątpił, czy mu się to uda. Nagle między obie kanapy wpadł nieznajomy i z szalonym błyskiem w oku strzelił najpierw do Llegha, potem do Cyryla. Lleghowi mignęła w powietrzu ręka napastnika, na której był wytatuowany czerwony smok. Twi’lek umknął, jednak blasterowa błyskawica wystrzelona w stronę Krestchmara sięgnęła celu, raniąc go w dłoń. Glottalphib zawył doniośle i wystrzelił pełną serię ze swojego przerywacza fuzyjnego, to samo zrobił Cyryl ze swoimi pistoletami. Nieznajomy zdołał jednak uskoczyć i minąć strzały, jakby nic innego w życiu nie robił... oberwał jednak z trzeciej strony. Zachwiał się w powietrzu i upadł, żeby zostać trafionym przez kolejny pocisk, tym razem konwencjonalny. Wędrowni Protektorzy obrócili się w stronę drzwi, z których padły strzały, i ujrzeli człowieka w śmiesznej pilotce, cyborga Yaka i unoszącego się przed nimi zdalniaka.
- Zawsze działa.- mruknął człowiek, po czym dodał głośniej - Ty! Wstań i rzuć broń!-
Llegha zdumiało, że ten człowiek w ogóle nie jest uzbrojony, a co jeszcze dziwniejsze, napastnik ślepo go słucha.
- Specjalny narkotyk powodujący chwilową utratę własnej woli.- wyjaśnił mężczyzna - Delikwent reaguje tylko na polecenia. Ty!- zwrócił się do przeciwnika - Idź zamknij się na zapleczu!
Wróg w kombinezonie pilota bez słowa odwrócił się i poszedł w stronę tylnych drzwi. Coś w jego wyrazie twarzy i spojrzeniu mówiło jednak Lleghowi, że władający Mocą człowiek jeszcze z nimi nie skończył, że wróci i że się zemści.
Yaka coś zabulgotał, co jego przyjaciel natychmiast przetłumaczył - Uciekajmy! Za chwilę narkotyk przestanie działać!
- Jestem za!- podjął Cyryl i wybiegł z baru, pozostali natychmiast ruszyli jego śladem.
- Nazywam się Lo Khan, a to Luwingo!- rzucił mężczyzna do Llegha i Cyryla, kiedy wszyscy czterej biegli przez miasto.
- Miło poznać.- odparł Krestchmar smętnie, cały czas miał bowiem w pamięci widok martwego przyjaciela. Szybko się jednak otrząsnął - Kim był ten facet?
- Nie mam pojęcia.- przyznał Lo - Wiem jednak, że przyleciał tu myśliwcem TIE Defender i że z całą pewnością jest ich więcej w systemie!
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,60 Liczba: 15 |
|
Lord Brakiss2006-03-24 16:47:38
Świetna. Końcowa bitwa extra!!! MIsiek moje gratulacje, Szkoda że nie było Widm
jedi_marhefka2006-01-28 00:00:50
No Michał co tu dużo pisać. Po prostu jesteś wielki!!!!! świetny tekst.
Edi2005-09-24 19:49:53
Świetna kontynuacja.Co tu dużo gadać.10/10.Opowiadanie przewyższa nie jednego e-booka i Michał Wolski powinien pisać dla Star Wars...bo się do tego nadaje.
starwarsowiec2005-05-04 21:09:30
nie mogę tego ściągnąć:(Bardzo byłbym wdzięczny gdyby ktoś mi to wysłał na adam_n1@o2.pl
NIECH SIE KTOŚ ZLITUJE!!!
Carno2004-08-19 00:20:34
Z recenzją poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 10.
Taag Bha Den Fell2004-07-13 10:38:23
Genialne opowiadanie, daje 10
Admirał Raiana Sivron2004-06-13 21:19:01
Artydzieło, świetnie się czyta, ciekawa fabuła, nie mogłam się oderwać.
Anor2004-05-19 02:18:37
WSTĘP
Na początek chciałbym powiedzieć, że poniższa recenzja może zostać odebrana jako mocno krytyczna. Wiem, że dostałeś na razie prawie same dziesiątki jako oceny, jednak inni oceniali to, co napisałeś jako Fanfic, ja za to piszę tę recenzję jako recenzję pełnoprawnej książki, co więcej w ocenie kieruje się kryteriami jakimi kieruje się w ocenianiu książek zatwierdzonych przez LocasBooks, dlatego weź to pod uwagę, ze na samym początku stawiam cię na nobilitowanej pozycji, która to pozycja pociąga za sobą odpowiednie wymagania i oczekiwania. Poniżej opisuje kwestie, do których ma jakieś zastrzeżenia lub które chcę pochwalić. Rzeczami oczywistymi nie zawracam głowy.
FABUŁA
Jak pewnie każdy czytelnik zauważyła fabuła jest wyjątkowo rozbudowana, wszystkie wydarzenia koncentrują się wokół kilku wątków, które się między sobą co jakiś czas przeplatają. Tu przychodzi mi na myślę konwencja Zahnowska pisania powieści gdzie właśnie jest podobnie. Wokół każdej postaci zbudowana jest jakaś historia, każda z nich ma coś ciekawego, swojego i wyjątkowego jako wkład do wydarzeń fica. Oczywiście są to wszystko słowa pochwały, gdyż zbudować tak zawiła fabułę i jednocześnie na nią zapanować zarówno sensie pisarskim jak i logicznym układzie wydarzeń, to naprawdę wielka sztuka. Mimo to wydaje mi się że są momenty gdzie Miśku trochę przesadziłeś. Momentami zbyt wiele jest bohaterów, nazwisk, miejsc, planet, za często zmienia się miejsce akcji. Wszystko to powoduje że czytający przynajmniej do momentu kiedy nie zapanuje nad całością może się gubić w całości. Można to oczywisice postrzegać dwojako, gdyz niejeden powie że ten ogrom szczegółów nazwisk i miejsc to wielki plus. Owszem plusem jest ale jeśli się nad ty panuje. Ja uważam, zę ty nad tym zapanowałeś, jednak wyczuwałem momenty kiedy Ty jako pisarz wiedziałeś o co chodzi a czytelnik niekoniecznie musiał się tak dobrze orientować.
SPÓJNOŚĆ
Wydarzenia opisywane w książce same w sobie są wyjątkowo spójne, to należy tobie przyznać. Co więcej powiem, ze wszystko co opisujesz charakteryzuje się z małymi wyjątkami dużą spójnością z EU (oczywiście nie mówię tu o NEJ która jest czymś przeciwnym). Powiem tak, że gdyby jakikolwiek autor zastosował tyle nawiązań do wydarzeń z EU co ty tutaj to byłby mistrzem świata. Nie wiem jak w tym wszystkim udało ci się zachować spójność, ale tutaj popisałeś się nie lada kunsztem, mimo ze utrudniłeś sobie prace poprzez to ze wszędzie próbowałeś wrzucić jakieś nawiązania. Sam się zastanawiałem czy czasami nie jest tego aż za dużo, bo momentami to wręcz tłumaczyłeś, co to było z tym osobnikiem, czy też statkiem czy też wydarzenia, które gdzieś tam zaistniało w jakimś komiksie lub książce. Mimo wszystko uważam ze tego za dużo nie było gdyż ja jestem maniakiem na wszelkie nawiązania. Tu masz wielki plus. Nie mówiąc już o tym, ze przypomniałem sobie wiele faktów z EU dzięki tej twojej pozycji.
FS a NEJ
Istotą twojej całej trylogii jest pokazanie alternatywy do Nowej Ery Jedi. Takie miałeś chyba założenie podczas jej pisania. Oczywiście zrealizowałeś to początkowe założenie, ale czy do końca w 100%? Ja powiem, ze nie. Mimo wszystko nie wyzbyłeś się pewnych zaciągnięć NEJ które aż prawie Kolą w oczy. Nie świadczy to że to jest źle, ale po prostu aż miło zobaczyć ze jednak do końca NEJ nie negujesz. Nie mówię tu o samej kwestii Yuuzhan, która była bardziej rozbudowana w Pełnomocniku, ale bardziej chodzi mi o Ciemne Bomby, czy też Serum pozbawiające Mocy (toż drugi raz (nie licząc Ismalirów) po NEJ czytam że Jedi da się odciąć od Mocy, coś jak w przypadku kontaktu z Yuuzhanami). Musze powiedzieć, że jak czytałem twe liczne wypowiedzi na forum, szczególnie w wiadomym temacie sporu w kwestii NEJ, to obawiałem się że kolejne części twej trylogii będą bardziej atakowały całą serię o nowych najemcach spoza galaktyki, tu jednak okazało się ze potraktowałeś całą serię NEJ dość delikatnie. Powiem więcej, nawet mogłaby ona postępować po twej trylogii, co oczywiście zależy od tego jak rozwiąże się sytuacja w III Tomie twego dzieła.
AKAPITY I ROZDZIAŁY
Tu widzę pewien problem w twej książce. Jakoś nie mogę się dopatrzyć sensu podziału na poszczególne akapity tekstu, który nam prezentujesz. Podział jest jakbym to powiedział dość dowolny. Są momenty że nie wiedziałem nie doczytawszy się pierwszego imienia po zmianie akapitu gdzie jestem w jakim wątku? Ja tam polonistą nie jestem (ty tak), ale z mojego (niewielkiego) doświadczenia w czytaniu wynika to ze nigdy nie można zaczynać nowego akapitu/wątku od razu dialogiem! Dialog zwykle jest jakąś kontynuacją opisu akcji. U Ciebie niestety zdarzały się nowe akapity zaczynane od razu dialogiem, co więcej były to nowe wątki. To powodowało, ze mijało trochę czasu zanim zorientowałem się gdzie ja w ogóle jestem. Kolejna sprawa to kwestia podziału rozdziałów. Nie widzę tu jakiejś zachowanej logiki oprócz czysto matematycznych działań polegających na tym, że co którąś stronę musi być nowy rozdział. Tu podobnie jak z akapitami masz takie same problemy jak Stover, którego bardzo cenię jako pisarza, ale w dzieleniu topików to on jest słaby. Właśnie u Ciebie podziały na rozdziały kuleją. Nie można oczywiście generalizować, jednak zdecydowana większość kończy i zaczyna się w miejscach gdzie to nie powinno się dziać. To wszystko jednak jest wyższa szkoła jazdy i jak widzisz to nawet w moim mniemaniu najlepsi sobie z tym nie radzą:P
SZYSTKO W JEDNYM
Już wspominałem o kompletności twojego opisu już pisałem jak rzetelnie nawiązywałeś do EU wtedy Cie chwaliłem, teraz muszę lekko zganić, ponieważ to pokazanie wszystkiego jest jakby trochę na siłę. Początkowo mamy ciągle wspominane osoby, które gdzieś tam sie przewijały w EU i to jest super, potem na to pojawiają się wszystkie super bronie i wynalazki, jakie znamy z SW, fajnie ze wreszcie są wszystkie. Potem znowu spotykają się one w jednej bitwie gdzie należy powiedzieć, że to tez dobra sprawa, bo dodaje realizmu ze walka miedzy dwoma galaktycznymi mocarstwami odbywa się pomiędzy wszelkimi ich zasobami, a nie tylko dwoma niszczycielami na przykład. No, ale na koniec jest ten Luzgan który w sobie ma wszystko zewsząd. To już trochę przegięcie. W całej książce jakbyś chciał pokazać swą wielką wiedzę o SW i wcisnąć każdy wynalazek każdą ogromną machinę. Nie wiem na ile taki barokowy przepych jest potrzebny.. Subiektywnie patrząc zdania mogą być podzielone, ja uważam jednak ze można by być skromniejszym.
MINUSY OGÓLNIE
Poniżej wypisze w wypunktowaniu moje zastrzeżenia i wątpliwości, czyli ogólnie minusy, jakie widzę w książce (oczywiście jest to moje subiektywne podejście):
- Edycja. Zdecydowanie brakuje mnóstwa przecinków i w ogóle kwestii interpunkcyjnych, dodatkowo widać ze korekta była sporządzana w oparciu o słownik Wordowski, a poprzez czytanie, gdyż SA (szczególnie zaimki), które istnieją a nie powinny być w danym miejscu np. zamiast "za" masz "a".
- już o tym wspominałem w fabule, ale trochę momentami dużo bohaterów oraz nazw, co nie pozwala czytelnikowi skupić się na fabule a wymusza koncentrację na tym o kim w ogóle to jest pisane, z czasem czytania jak powiększa się wiedza czytelnika to się zmienia, jednak początek jest trudny. Mimo to to chyba nie do końca twoja wina, bo gdyby czytać cięgiem poszczególne tomy byłoby inaczej.
- humor. No właśnie nikt od ciebie nie wymaga żebyś walił gaga za gagiem, jednak u Ciebie w książce nie ma tego praktycznie w ogóle. Tu naprawdę by się coś przydało humorystycznego gdyż zwykle w SW (Już tradycyjnie począwszy od filmów) mamy z tym do czynienia.
- Kwestia niewiedzy Karrde. Nie wiem, czemu tak mocno wyolbrzymiłeś kwestię niewiedzy Kardde o EL podczas jego wizyty na radzie kolaborantów wojennych? Ten człowiek w EU zawsze kojarzył się z kopalnią wiedzy i zawsze coś miał do powiedzenia, choćby jakąś dobrą wskazówkę. No a ty zrobiłeś tak ze on nie wiedział nic. Przydałoby choćby coś mu dąć powiedzieć, co mogłoby naprowadzić NR na jakiś trop. Przecież taka potężna organizacja jak EL nie ma szans pozostać niezauważona przez najlepszego informatora w galaktyce!
- Clonemade. Po wiersze sam pomysł na nazwę ośrodka z odwrotnością prawdziwej nazwy jest dość mega banalny i mogłeś wykombinować coś oryginalniejszego, ale to w sumie szczegół, bardziej interesuje mnie jak w całym tym ośrodku (stacji na wodzie) dwa Ismaliry mogły tak skutecznie blokować tylu Jedi? Bo Jedi już czuli blokadę zanim weszli do wody. A kolejna kwestia, co do akcji w tym samym miejscu, to opis kabla i Kyle Kattarna po nim buszującego. Momentami wydaje mi się ze popadałeś w pewną przesadę w opisywaniu niektórych szczegółów i tak właśnie zrobiłeś z tym kablem, po którym wspinał się KK. Według mnie to straszny szczegół i lepiej skupić się na czymś innym co może zostało potraktowane po macoszemu (jakaś bitwa itp.).
- Kamino i klonowanie. Tu zasadnicze pytanie bo nie wiem jak w ogóle Kamino nie mogło zostać odkryte przez tyle lat jako miejsce klonowania od CW przez Nową Republikę? Toż to bardzo dziwne że w ogóle cały czas kaminoanie mają możliwość do klonowania, po tym jak oni stworzyli armię która samą nawet nazwą zasłynęła w jednej z największych wojen w historii galaktyki.
- Wiadomość. Czy nie wydaje ci się, ze rozmowa Landa z Lukiem na otwartym kanale o fakcie przybycia wywrotowców nie była zbyt ryzykowna skoro wywrotowcy wcześniej musieli się tak szczegółowo ukrywać? Odobnie zresztą jest z puszczeniem przez Kardde'go poprzez Holonet wiadomości o przyszłym ataku na Exaphi? Trochę to dla mnie słabe taktycznie żeby wyjawiać przeciwnikowi, że wie się o jego planach.
- Był moment podczas bitwy nad Exaphi że mówiono że w ogromie ogółu walki statków i myśliwców przybycie Hana i Boby miałoby coś zmienić pomóc i przechylić na szalę NR. Wiesz, demonizowanie ich możliwości może odbywać się owszem, jednak na inną skalę bitwy a nie w takim wymiarze jak to zaprezentowałeś w swojej powieści. Oni g.. mogli zrobić dla powodzenia całej bitwy, tak mi się przynajmniej wydaje.
- Horn - gdzieś tam napisałeś ze posłużył się telekinezą. On przeciecz nie umiał tego robić, zawsze maił z tym problemy i w końcu stwierdzono, że nie ma do tego predyspozycji za to ma wielkie możliwości w zataczaniu fałszywych wizji przed innymi. No chyba, że się mylę.
- Oko/Vacuum. Całą powieść czytam wielkie peany w kierunku tych dwóch wspaniałych jednostek, ciągle każesz się spodziewać ze to, co się stanie na koniec będzie czymś wyjątkowym. Na koniec jednak okazuje się, że starcie między tymi OGROMAMI trwa zaledwie kilka minut a w opisie książkowej jeszcze krócej, za to o kablu w Clonemade czytamy również przez pięć minut??? Coś chyba nie tak. No a oprócz tego ze opis był skąpy to obie tak wielkie jednostki zniszczone zostały w dość banalny sposób.
- Lugzan. Trochę przegięcie i tona sam koniec.. on jakby był połączeniem wszystkiego co najlepsze. wiesz jest takie powiedzenie, ze coś co jest do wszystkiego zawsze jest do niczego, więc mam nadzieję że nie odegra żadnej roli w kolejnym tomie:P
PLUSY OGÓLNIE
TO samo, co z minusami:
+ "dupa" i inne "wali" są to wulgaryzmy, których oczywiście nie spotykamy w książkach (zwykle). Można postrzegać je pozytywnie lub negatywnie. Ja generalnie jestem za tym by naturalizować wszystkie książki i nie wierzę że jakiś tam Jedi nie 'zakurwił' sobie pod nosem jak zobaczył na przykład ogrom przeciwnika. Dlatego stosowanie takiego słownictwa jest dla mnie pozytywem, nie wiem jak dla innych.
+ Ogrom szczegółów które nam prezentujesz jest bardzo pozytywny z punktu widzenia przypominania sobie przez czytelnika czegoś co tam kiedyś czytał. Ja sobie to bardzo cenię, gdyz przypomniałem sobie niejedno nazwisko i nazwę, którą miałem już kiedyś tam przyjemność poznać a zapomniałem lub nie potrafiłem jej połączyć z żadnym faktem.
+ Emocje Boby. Bardzo podobało mi się ukazanie Boby wreszcie jako człowieka, który posiada emocje i je artykułuje. To było super, poza tym sama jego śmierć była dobrym posunięciem, jednak fakt iż pośrednio zginął poprzez to ze zahaczył się o pelerynę w kabinie swojego Slava jest mega banałem i to mi się już aż tak nie podoba..:)
+Wielkość flot. Wreszcie ktoś opisał prawdziwie realistyczną bitwę w kosmosie! Dotychczas tego nie meiliśmy chyba. Ciągle tylko było tak, ze spotykały się dwie floty oparte o kilak niszczycieli a tu nagle mamy prawdziwie ogromne floty z wielką różnorodnością statków,. To naprawdę jest realistyczne i godne pochwały. Mimo to ilość i ogrom tych flot a szczególnie różnorodność najwspanialsze zabawki trochę ogranicza tę realność.
+ Smeagol. Tu chodzi o to co wspominał Ricky o rozterkach Anakina pomiędzy JSM i CSM i jego wewnętrznym rozdarciu. Tak pięknie tu nawiązałeś do konfliktu Smeagol/Golum. Wielkie plusy.
+ Na pochwałę zasługujesz sobie również dbałością o zgodność z techniką i w ogóle próba technicznego podejścia. Na przykład podobało mi się to ze podczas bitwy o Exaphi cześć statków ustawiła się w cieniu słońca systemu. Nie zawsze pisarze pamiętają o takich możliwościach.
+ Morale. To już w ogóle wodotrysk, którego mało w oryginalnych SW, mianowicie poziom morale żołnierzy. Wreszcie ktoś na to zwrócił uwagę. Byłem zauroczony jak po przybyciu wielkiej floty EL: żołnierze NR zaczęli wątpić w swoje szanse i Jedi zaczęli wyczuwać ich zachowanie. Tak właśnie zawsze powinno być, a nie że w książkach nam Pisza o niewiadomo jakim bojowym podejściu żołnierzy! Bądźmy realistami, nie każdy jest super herosem!
+ Historia Brakissa. W ogóle bardzo podoba mi się jego historia, wręcz powiedziałbym ze jest ona wzruszająca. Niedobrze chłopak się tak nawrócił, to jeszcze wielką miłość znalazł. Prawdziwy z niego szczęściarz.
+ Nawiązania. Wielkim plusem są również liczne nawiązania do EU oraz filmów. Sam już pisałem ile wspominasz realnych postaci EU ile z nich tłumaczysz, jak to pozwala przypominać sobie fakty, ale według mojej opinii także nawiązujesz do filmów i takim przykładem na to jest 'wycieczka' Jacena z Danni rydwanie, kiedy on ochrania ją blokując strzały mieczem świetlnym a ona ładuje z blastera. Toż to Padem i Ani z Areny na Geonosis!
VADER
Kim on jest? No ja czytając i analizując FSa doszedłem do wniosku ze ty wymyśliłeś sobie ze było naprawdę dwóch Vaderów! Nie wiem czy klony czy cokolwiek. Mimo to Słowa przekonanego Kyle jakoby by on prawdziwy zmuszają mnie do takiego myślania! Za to Luke mówi że czuł coś innego w jego obecności! Na to wszystko należy jednak dodać ze Kir Kanos także mówił że to jest ten Vader co mu zadał bliznę na twarzy. Rozumieć należy przez to ze Vader rzeczywiście jest tą osobą która pojawiała się nam kiedyś w EU, ale nie w filmach, bo może było ich dwóch! Skoro Imperator mógł mieć klony to czemu nie Vader? A może to nie klony.
REASUMACJA
Stworzyłeś wielkie dzieło, tego się nie da ukryć Miśku! Jest ono na tyle wielkie, że nobilituje do oceniania w kryteriach książki, a nie fica. Gdybym miał napisać, jaką oceniam twe dzieło jako fica to dałbym mu 10 po kilku stronach czytania, jednak, jeśli patrzę prze ostrzejsze kryteria książkowe to zapodam 8,5/10. I usytuuje twą książkę w bloku książek o stylu zahnowskim na poziomie, który można powiedzieć dorównuje 'nowej' trylogii Hana Solo. Tak by widział te twe dzieło. Mam nadzieję ze się nie pogniewasz, że momentami byłem ostry w ocenie, ale takie już przyjąłem założenia. Życzę weny na kolejne twe dzieła.
Ricky Skywalker2004-05-16 18:30:13
Więcej uwag na Forum, tu zatem w skrócie:
Ogólnie książka jest bardzo dobra, ale nie wystrzegłeś się błędów:
- Znów różnorakie błędy w pisowni, stylistyczne, interpunkcyjne itp., które można było poprawić przez te pół roku czekania na umieszczenie na Bastionie.
- Wykorzystujesz tu niektóre wątki z NEJ (choć cały czas usilnie ja negujesz), ale właśnie nie trzymasz spójności w sprawach takich, jak choćby wygląd Duro, czy też nawet mapa galaktyki (choć sama w sobie jest niezłym pomysałem w kontekście całej książki, nie jest z godna z oficjalną - w każdej książce NEJ oraz w Przewodniku po Chronologii mamy takową, i tam wyraźnie widać, że Korelia i Duro są w zupełnie innej części galaktyki, niż Adumar).
- Borsk leci z Coruscant na Korelię tak wolno, że nawet odpowiednio zmotywowany pilot TIE (bez hipernapędu!!) by go przegonił :D
- Anakin też zbyt potężny jest.
- I jeszcze pewna niekonsekwencja, która pojawiła się na samym końcu: skoro Ackbar nie chciał i nie mógł zostać znów Głównodowodzącym, ponieważ był wyjęty spod prawa, to jakim cudem Bel Iblis nim został??
Ale co ja się będę czepiał... te minusy wcale nie muszą wpłynąć na ocenę końcową, bo przeważą je PLUSY:
+ Teksty (i narracja, i dialogi)
+ Anakin-Gollum
+ Boba Fett(ogółem; nawet nie wiesz, jak wzruszyła mnie jego śmierć)
+ Te wszystkie okręty!! Jeszcze tylko Eclipse`a III brakuje w panteonie superniszczycieli
+ Spora rola Mary (jak mi ją zabijesz w ŚT to... ;-))
+ Zaczątki Sojuszu Galaktycznego (współdziałanie NR, Imperium i KH )
+ Nawiązania do DE - Howlrunnery, Vipery, Droidy Cienia i przede wszystkim VACUUM - oj to też było miłe zaskoczenie - Republikański Devastator!! :)
+ Duża rola Łotrów (dla jeszcze lepszego obrazu powinieneś w ŚT wprowadzić Widma ;-))
+ ZAKOŃCZENIE!! Goraco wierząc, że tą osobą był Boba, pomijam wszystkie wypisane wcześniej minusy i
wystawiam FINALNEMU SKOKOWI ocenę 10/10 :)
Shedao Shai2004-04-25 19:47:43
Otas...mówiłeś, że FS jest ŚWIETNY. A nie możesz mu dawać 9 tylko dlatego, że w/g ciebie ŚT będzie lepszy...są na tym forum ff znacznie gorsze, a mające wyższą ocenę...nie można porównywać FS i PS z resztą, one już automatycznie są lepsze!
Otas2004-04-23 09:23:26
no widocznie to jakaś tajemnicza ręka daje ocene.. a nie bastionowicze :) .. hihih.. Moc tak widocznie chciała.
Szedałku... ja dałem 9 :P.... ale mam nadzieje że dosyć jasno się wytłumaczyłem w komentarzu .. :)
Shedao Shai2004-04-09 09:39:32
Powiem tak: trudno jest, żebym bronił uparcie serii, z której ostatnio nową książkę czytałem we wrześniu, czyli 8 miechów temu... tym bardziej, że są pokusy, które powoli zmieniają moje upodobania (PS, FS, komiksy z Republic)
Misiek2004-04-08 20:19:23
Hmmm.... Yuuzhanin broniący negacji NEJ... intrygujące :->
Shedao Shai2004-04-07 14:14:29
Mija się z prawdą...taaa...Wódz przemówi:
FINALNY SKOK MIAŁ, MA I BĘDZIE MIAŁ OCENĘ 10, NIEZALEŻNIE CZY TAK MYŚLICIE :P A jak ktoś zamierza postawić niżśzą ocenę, to niech najpierw dobrze zastanowi się nad swoim życiem.....bo Wódz przyjdzie, i odwiedzi go z amphistaffem.
Jacyś chętni? Nie? Nie widzę! Pan z tyłu? O, naprawdę? Dobrze, jak Pan sobie życzy....zaraz porozmawia Pan z bezpieką Yuuzhańską....może jednak zmienilby Pan zdanie?
Misiek2004-04-04 19:41:59
W takim razie to jakiś burak. Miło wierzyć, że ma się dyszkę, ale skoro to się mija z prawdą...
Darth Fizyk2004-04-04 13:42:53
Misiek, przy moich opowiadaniach też Czytelnicy dają oceny różne (tak piszą), a ocena i licba głosującyh cały czas taka sama ;)
Misiek2004-03-31 15:07:55
hmmm... dałeś 9, a średnia ocen wciąż jest 10. Ktoś dał 11?
Otas2004-03-30 14:17:07
Mnie ciekawi... ja przeczytałem :D Po lekturze Pełnomocnika byłem pewien nadziei związanych z FS a także częściowo obaw ze jednak Misiek nie utrzyma poziomu tomu I... i cóż mam powiedzieć?? ... hehe.. powiem na końcu :P
Kolega skomentował 2 pierwsze tomy w następujący sposób: "Vader, Kir Kanos, SSD, pełno bitew kosmicznych ... jakby jeszcze był Thrawn to bym miał orgazm" :) No cóż .. moje priorytety nie sa akurat tak ustawione jak jego ale przyjemność czytania FS jest naprawde olbrzymia. Jeszcze wczoraj mówiłem Miśkowi ze z braku czasu czytam ledwo 10 stron co wieczór ... hmm wczoraj jednak wydazenia mnie tak wciągnęły że siedziałem w nocy tak długo aż doczytałem książke do końca ..
Nic tylko brać i czytać (a raczej pochłaniać)... aha... no i ocena... no cóż tu mam dylemata (nie mylićz dyplomatą).. czy dać od razu 10??.. ponieważ jest to naprawde njedna z najlepszych książek jakie czytałem (a e-book to napewno jest numero uno) ... czy może 9 a 10 zarezerwować dla tomu III? Mam nadzieje Miśku, że nie będziesz zły za obniżenie średniej oceny :) .. daje 9 a ten jeden pkt. trzymam na przyszłość :D
PS. I nie rzebym cie gonił... ale pisz żesz szybciej tom II bo chce wiedzieć jak się wszystko skończy.. i jak jest naprawde z Vaderem :)
Misiek2004-03-22 17:49:31
Oj, Fizyku, Fizyku... w założeniach Siedziba Egzekutora ma negować NEJ (a przynajmniej Pełnomocnik tak robił), więc przyjmij, że Yuuzhanie powymierali w przestrzeni międzygalaktycznej. W związku z powyższym: niektóre fakty odstają od NEJ, więc Irek siedział nie na Coruscant, ale z rodzicami na Roon. A Vader...he he ;-)))
Darth Fizyk2004-03-20 12:09:35
Misiek, jestem w trakcie czytania... znaczy się na 4 stronie :P
Tak się zastanawiam... którędy Yuuzhanie wejdą do Galaktyki... bo obok Belkadana rady nie dzadzą, ale w końcu znajdą inne wejście :P hmmm może przez Jądro z nad ekliptyki, albo spod? hmm?
Aha... przupomnijcie mi skąd się ten Vader wziął :P I Irek... :P
Misiek2004-03-18 15:17:43
Ktoś przeczytał, ktoś nie, ale ocena w tym okienku na górze jest wysoce mobilizująca :-)
P.S. Można by było robić sztuczny szum wokół tego booka (autor jest w ciąży z Lepperem!!!) ale po co? Niech czytają ci, których to naprawdę ciekawi.
Shedao Shai2004-03-15 14:42:58
PDF jest........I CO??? PRZECZYTAŁ TO KTOŚ WIĘCEJ??
Mistrz Fett2004-02-12 13:55:08
Nie ma chyba określenia na ten e-book które oceniłoby go w 100%. To jest ARCYDZIEŁO i nawet Amber nie powstydziłby się go wydac (gdyby mógł :)).
A pdf... Ja go już zrobiłem i jest u Yako :P
Gemini2004-02-11 15:14:08
Nie moge przeczytac bo niie ma .pdf-a ;(( Dlaczego ?? Moze ktos zrobi e-book-a ?? Ostatecznie ja ;))
Shedao Shai2004-02-09 14:49:28
Ehem.......Dlaczego mam wrażenie, że "Skok" przeszedł praktycznie bez echa?!?! A nie powinien, nie powinien......
Karrde2004-01-09 17:43:44
Genialna książka. Zachęcam wszystkich do lektury. A dokładniejsza recka ze spoilerami jest na forum
Shedao Shai2004-01-07 21:58:23
Moje zdanie na temat tego ARCYDZIEŁA jest na forum, na stosownym miejscu.