Normalna istota inteligentna miałaby nie lada problemy z nawigowaniem i manewrami myśliwca, z racji pola niewidzialności, lecącego właściwie na ślepo. Co innego Firehead. Dzięki doskonałym mapom nawigacyjnym na pokładzie TIE Phantoma oraz wrażliwości na Moc Rov Firehead potrafił bez większych trudności pilotować swój myśliwiec w taki sposób, żeby uniknąć zderzenia z asteroidami w przestrzeni albo górami w atmosferze. Pobyt w Dolinie Jedi jeszcze poprawił tą zdolność. W tej chwili Moc pozwalała mu bezbłędnie posadzić spowity polem niewidzialności myśliwiec w kraterze wulkanu, kryjącego ruiny twierdzy gubernatora Koonga, a później fortecy Pełnomocnika Sprawiedliwości.
Rov Firehead nie do końca był świadom, co przygnało go w to miejsce. Osobiście liczył na to, że znajdzie tu jakieś ślady, które będą mogły doprowadzić go do zdrajcy Brakissa i jego zeltroniańskiej dziwki, albo że trafi tu na artefakty ciemnej strony, które mógł zgromadzić Ter. Normalnie jednak nie zawracałby sobie tym głowy, gdyby nie dziwne przeczucie, mówiące mu, że tu właśnie powinien się znaleźć.
Podwójne silniki jonowe TIE Phantoma zgasły, a Ho’Din poczuł się na tyle pewnie, że opuścił pole niewidzialności. Gdyby w kraterze wygasłego wulkanu znajdował się jakiś obserwator, spostrzegłby dziwną konstrukcję o kadłubie myśliwca TIE, z podczepionymi trzema panelami baterii słonecznych w kształcie wydłużonych trójkątów prostokątnych, zwróconych najostrzejszym kątem w stronę kierunku lotu. W pewnym momencie właz u góry kabiny otworzył się, i wysunął się z niego odziany w czerń Ho’Din o płomiennych włosach, którego wygląd i wściekłe oczy z pewnością wprawiłyby hipotetycznego obserwatora w nieliche przerażenie. Na szczęście krater był opustoszały.
Rov Firehead zeskoczył na ziemię i otulił się płaszczem. Czuł wyraźnie, że miejsce to aż kipi od energii ciemnej strony. Wielu Ciemnych Jedi poległo na tym terenie, zostawiając po sobie wyraźną i niemożliwą do zignorowania, mroczną sygnaturę. Firehead odszedł kilka kroków od myśliwca, wciągając powietrze, a zarazem sycąc się każdą jego cząsteczką. Na jego twarzy zagościł złowieszczy uśmiech.
Moc była silna w tym miejscu.
Nieśpieszne, ostrożnie stawiając stopy, Ho’Din wszedł pomiędzy gruzy zawalonej twierdzy Witiyna Tera, podświadomie kierując się do miejsca, w którym energia ciemnej strony kumulowała się, a mroczna aura gęstniała aż do granic możliwości. Powoli docierało do niego to, o czym ciemna strona Mocy szeptała od kiedy tylko wszedł w atmosferę Roon. Czuł bowiem, że mrok mógł pozostawić tu po sobie coś więcej, niż tylko swą energię. Mógł to być mrok świadomy.
- Firehead!- rozległo się ciche zawodzenie cieni - Firehead!
- Kto!?- Ho’Din warknął groźnie, obracając się gwałtownie i sięgając po miecz. W pewnym momencie jednak opamiętał się i opuścił rękę; przecież nie wykrył w kraterze niczyjej obecności, a głos szepczący z cienia mógł pochodzić tylko od ducha silnej Mocą istoty, co tłumaczyłoby gęstą aurę mroku i negatywnej energii - Ujawnij się, duchu!- syknął Rov, uśmiechając się szyderczo - Szukałem cię, Witiynie Terze.
- No to nie znalazłeś.- za plecami Ho’Dina odezwał się ten sam złowieszczy szept, a kiedy Lord Sith się obrócił, dostrzegł przed sobą mroczną zjawę.
Tylko, że to był człowiek, a nie Charon.
- Witiyn Ter urodził się w nadwymiarze, gdzie Moc nie istnieje.- syknęła zjawa - Nie dziw się więc, że jego dusza rozlała się w nicość po śmierci. On zginął na dobre, w przeciwieństwie do mnie.
Firehead stał przez chwilę osłupiały, a jego ręka odruchowo znalazła się na rękojeści miecza. Oto przemawiał do niego duch potężnego Ciemnego Jedi, którego on, świadek Bitwy o Roon, widział po raz pierwszy w życiu. Chociaż nie... postura, ciemne, długie włosy, aura w Mocy... właśnie Moc podpowiedziała mu, kim jest duch.
- Kyp Durron.- zdziwił się Firehead - Jak to możliwe?
- Byłem uczniem samego Exara Kuna.- odparł duch - Wiem, jak przenieść swoją świadomość w jakieś miejsce... albo w inną żywą istotę.
Rov Firehead wyczuł nagle lepkie macki, wdzierające mu się w podświadomość, paraliżujące zmysły, otumaniające, obiecujące, uspokajające... Nie! To, co zaczęło się dziać w jego mózgu, z całą pewnością nie leżało w jego naturze. Wyczuł, że coś jest nie tak, macek było coraz więcej, Ho’Din wykrzywił się w paskudnym grymasie wysiłku, usiłując przebić się przez cały ten mrok... nagle przyszła mu do głowy pewna myśl, skojarzenie, chwycił się go kurczowo... i znalazł sposób. Wyciągnął szybko rękę i przywołał Moc. Z jego palców wyskoczyła pojedyncza błyskawica, spowijając ducha Kypa. Widmo było tak zaabsorbowane wnikaniem w psychikę Rova, że nie zdołało uniknąć jego ataku. Firehead poczuł, jak presja ducha słabnie. Natychmiast wykorzystał szansę i przywołał wszystkie rezerwy ciemnej strony Mocy, naciskając na zjawę, kołtunując ją i zamykając w żelaznym uścisku koca ciemnej strony. Techniki, o której Firehead nie wiedział, że potrafi ją w ogóle zastosować. Nawet Lord Vader tego nie umiał! To dało Ho’Dinowi do myślenia; jego własna Moc, spotęgowana przez Dolinę Jedi, a teraz...
- Nie zmiażdżę cię, Durron.- warknął Firehead, patrząc wściekle na szamoczącą się zjawę - Przynajmniej jeszcze nie. Potrzebna mi twoja Moc.
- Skąd pewność, że ci jej użyczę?- Kyp nie stracił jeszcze buńczucznego ducha.
- Bo inaczej skruszę cię niczym kawałek szkła!- ryknął Lord Sith - Jestem silniejszy od ciebie, Durron! Nie pokonasz mnie! Twoją jedyną szansą jest połączenie się z moją Mocą! Razem dokonamy wreszcie zemsty na Jedi!
Zjawa spojrzała z bezsilną wściekłością na Ho’Dina, jakby chcąc przewiercić go wzrokiem. Po chwili jednak zrezygnowana opuściła głowę i zlała się z cieniem. A przynajmniej tak to wyglądało z optycznego punktu widzenia, bowiem oczy Mocy Fireheada dostrzegły, jak ten cień wnika w macki myślowe Lorda Sith, łączy się z nimi, przeplata się, rozlewa i wędruje po nich do źródła. Do Rova Fireheada.
Lord Sith poczuł nagle złowieszczy zastrzyk negatywnej energii, energii, która spaja wszechświat, ale może również służyć do jego destrukcji, macki Durrona zostały już do końca wchłonięte przez jego aurę, duch zespolił się z istotą żywą. Firehead padł na kolana, przytłoczony nową Mocą, jednak po paru minutach się do niej przyzwyczaił. Wszystko dookoła wydało mu się małe, niewarte uwagi, kruche, uległe, a on czuł się władny sięgać słońc, brać je w swoje palce i miażdżyć zaciśnięciem pięści, oddechem zmiatać gwiazdy z nieboskłonu, zapalać ogień na odległych planetach samym spojrzeniem.
Ciszę szarej strefy planety Roon przerwał przeszywający, złowieszczy, dziki, gardłowy śmiech.
Był w swoim mniemaniu zwykłym, nie rzucającym się w oczy kloszardem. Zarośnięty i brudny osobnik rasy Gand żył z dnia na dzień tym, co udało mu się wyżebrać albo ukraść na ulicach Traders Plaza, pragnąc jedynie jakoś przetrwać. Nocował w przypadkowych miejscach; albo w kanałach ściekowych, albo w jakimś śmietniku, albo też w rozpadających się ruderach na przedmieściach. Nie myślał o tym, co będzie jutro, czym się zajmie, co zje, nie obchodziło go zbytnio, kim jest, jak żyje i jak umrze.
Dopóki nie spojrzał śmierci w oczy.
Pewnego wieczoru gandyjski lump znalazł się na przedmieściach stolicy Atzeri i postanowił zanocować w dobrze sobie znanej, aczkolwiek dawno nie odwiedzanej ruinie. Poczłapał więc w jej kierunku, a ponieważ już się ściemniało i ulice przestawały być bezpiecznym miejscem, przyspieszył kroku i po kilkunastu minutach stanął przed zniszczoną ruderą, jednym z jego domów. Teraz już niespiesznie wszedł do środka, przechodząc przez kilka pokoi i wspinając się po schodach. Planował przespać się w jedynym jako-tako całym i suchym pomieszczeniu, a nazajutrz znów wylec na ulice w poszukiwaniu jedzenia albo kredytów. Nie spodziewał się znaleźć w domu nikogo, dlatego zdziwił się niezmiernie, kiedy w swoim pokoju dostrzegł skulonego pod ścianą młodego człowieka.
Chłopak był brudny i zmęczony, a przynajmniej na takiego wyglądał. Jego twarz była blada, spocona i ogólnie mizerna, a włosy tłuste i rozczochrane. W sumie Gand uznałby go za zmarłego, gdyby nie pałające wściekłością przekrwione oczy, które wbiły się w niego i bez ani jednego mrugnięcia przewiercały go na wylot.
- Co tu robisz chłopcze?- spytał jękliwie kloszard, uświadamiając sobie, że czuje strach przed tym młodym człowiekiem.
- Nie twój interes!- warknął chłopak.
- Spokojnie, bez nerwów.- rzekł Gand, przełamując strach - Uciekłeś z domu? Może mógłbym ci pomóc...?
- Nie!- uciął człowiek - Nie mógłbyś! Idź stąd!
- Uspokój się.- nalegał Gand, zdając się na swoją słabość do bezdomnych dzieci; zawsze chciał, żeby zniknęły z ulic, żeby uniknęły losu, który spotkał jego - Pozwól, że...
- Ostrzegałem!- wrzasnął dzieciak, rzucając się na kloszarda. Ten z przerażeniem w oczach usunął się, uświadamiając sobie, jaka wściekłość tli się w tej młodej duszy. Chłopak jednak był szybszy. Szybszy, niż większość przedstawicieli jego gatunku. W jednym momencie wylądował na obie stopy i z wigorem, zaprzeczającym jego marnej aparycji, przekoziołkował nad głową kloszarda, obracając się jednocześnie i w mgnieniu oka znalazł się w drzwiach do pokoju. Gdzieś podczas tego popisu akrobatyki w jego dłoni zalśniła zielona smuga i pod koniec manewru młody człowiek stał pomiędzy Gandem i drogą ucieczki, dzierżąc w ręce miecz świetlny. W oku błysnęła mu iskra szaleństwa.
Przerażony Gand cofnął się kilka kroków, ale potknął się i upadł. Tymczasem chłopak ruszył, ze złowrogim uśmiechem zakręcając buczącym ostrzem nad głową i przygotowując się do ostatecznego ciosu. Kloszard chciał coś krzyknąć, błagać o litość albo coś innego, ale żadnemu dźwiękowi nie było dane wydostać się z jego otworu gębowego. Chłopak jednym zamaszystym ruchem klingi pozbawił go bowiem głowy. Odcięta czaszka upadła głucho na podłogę, a po chwili przygniotło ją ciało nieszczęsnego lumpa. Dopiero wtedy młodzieniec schował ostrze miecza i stanął nad swoją ofiarą, dysząc ciężko. Kiedy ochłonął, źrenice rozszerzyły mu się z niedowierzaniem, pojął bowiem, czego się dopuścił. Ale przy okazji dostrzegł, że sprawiło mu to przyjemność, że w razie potrzeby zrobiłby to jeszcze raz. Mówił sobie, że nie zrobił nic zdrożnego, że to zwykły kloszard, wyrzutek społeczeństwa, że galaktyka nic nie straciła. Gdzieś, w najdalszych zakamarkach jego duszy, czuł jednak, że popełnił coś strasznego. Fakt pozostawał faktem.
Właśnie zamordował niewinną istotę.
Rozdział 17
- Jacen, długo jeszcze?
- Jeszcze chwila, Jaino!- odkrzyknął młody Solo do siostry, obserwując pasek transferu danych na ekranie komputera pokładowego „Hyperspace Maraudera”. Długie i żmudne przeglądanie archiwów Imperialnego Wywiadu na Yaga Minor nareszcie dobiegło końca, a wyszukane rewelacje właśnie ładowano do pamięci komputera. Jacen po raz kolejny pozwolił sobie na oddech ulgi. Wreszcie będą mogli z siostrą zająć się tym, co było dla nich najważniejsze.
Poszukiwaniami Anakina.
Jacen wyciągnął się w fotelu, bacznie obserwując pasek transferu. Informacje, które zebrali, nie były co prawda tym, czego oczekiwali, wystarczyły jednak, aby mogli się poczuć usatysfakcjonowani poszukiwaniami. Generał Hestiv, imperialny oficer dowodzący tą bazą, był bardzo pomocny i bez większych kłopotów udostępnił młodym rycerzom Jedi wszelkie dane. Co prawda w archiwach nie znaleźli ani słowa na temat Noghri Pekhratukha, co przyjęli z pewnym zawodem, ale to, co wyszukali zamiast tego, w ich oczach zupełnie rekompensowało brak tamtych informacji.
Otóż po pierwsze i najważniejsze, dokopali się do danych osobowych Ciemnego Jedi z rasy Ho’Din o nazwisku Rov Firehead. Zgodnie z archiwum, był to jeden z kilku, obok Hethrira, Rillao, Shiry Brie, Gorca i Pica, uczniów Dartha Vadera. Różnica pomiędzy nim a pozostałymi adeptami ciemnej strony polegała na tym, że Firehead został bardzo wcześnie zabrany przez Vadera z zamku Bast na planecie Vjun. Zabrany w nieznanym kierunku. Tajne pliki Imperatora mówią jednak o pewnej tajnej misji, jaką Czarny Lord zlecił Fireheadowi, a o której nie raczył poinformować Palpatine’a. Dał mu wtedy prototyp tajemniczego myśliwca Sienar Fleet Systems o kryptonimie V-38, który to myśliwiec miał mu służyć jako Infiltrator Sith. Nic więcej na ten temat nie było, poza tym, że Imperator napomknął w jednej ze swoich notatek, iż doskonale wie, gdzie przebywa Firehead.
Rov Firehead nie do końca był świadom, co przygnało go w to miejsce. Osobiście liczył na to, że znajdzie tu jakieś ślady, które będą mogły doprowadzić go do zdrajcy Brakissa i jego zeltroniańskiej dziwki, albo że trafi tu na artefakty ciemnej strony, które mógł zgromadzić Ter. Normalnie jednak nie zawracałby sobie tym głowy, gdyby nie dziwne przeczucie, mówiące mu, że tu właśnie powinien się znaleźć.
Podwójne silniki jonowe TIE Phantoma zgasły, a Ho’Din poczuł się na tyle pewnie, że opuścił pole niewidzialności. Gdyby w kraterze wygasłego wulkanu znajdował się jakiś obserwator, spostrzegłby dziwną konstrukcję o kadłubie myśliwca TIE, z podczepionymi trzema panelami baterii słonecznych w kształcie wydłużonych trójkątów prostokątnych, zwróconych najostrzejszym kątem w stronę kierunku lotu. W pewnym momencie właz u góry kabiny otworzył się, i wysunął się z niego odziany w czerń Ho’Din o płomiennych włosach, którego wygląd i wściekłe oczy z pewnością wprawiłyby hipotetycznego obserwatora w nieliche przerażenie. Na szczęście krater był opustoszały.
Rov Firehead zeskoczył na ziemię i otulił się płaszczem. Czuł wyraźnie, że miejsce to aż kipi od energii ciemnej strony. Wielu Ciemnych Jedi poległo na tym terenie, zostawiając po sobie wyraźną i niemożliwą do zignorowania, mroczną sygnaturę. Firehead odszedł kilka kroków od myśliwca, wciągając powietrze, a zarazem sycąc się każdą jego cząsteczką. Na jego twarzy zagościł złowieszczy uśmiech.
Moc była silna w tym miejscu.
Nieśpieszne, ostrożnie stawiając stopy, Ho’Din wszedł pomiędzy gruzy zawalonej twierdzy Witiyna Tera, podświadomie kierując się do miejsca, w którym energia ciemnej strony kumulowała się, a mroczna aura gęstniała aż do granic możliwości. Powoli docierało do niego to, o czym ciemna strona Mocy szeptała od kiedy tylko wszedł w atmosferę Roon. Czuł bowiem, że mrok mógł pozostawić tu po sobie coś więcej, niż tylko swą energię. Mógł to być mrok świadomy.
- Firehead!- rozległo się ciche zawodzenie cieni - Firehead!
- Kto!?- Ho’Din warknął groźnie, obracając się gwałtownie i sięgając po miecz. W pewnym momencie jednak opamiętał się i opuścił rękę; przecież nie wykrył w kraterze niczyjej obecności, a głos szepczący z cienia mógł pochodzić tylko od ducha silnej Mocą istoty, co tłumaczyłoby gęstą aurę mroku i negatywnej energii - Ujawnij się, duchu!- syknął Rov, uśmiechając się szyderczo - Szukałem cię, Witiynie Terze.
- No to nie znalazłeś.- za plecami Ho’Dina odezwał się ten sam złowieszczy szept, a kiedy Lord Sith się obrócił, dostrzegł przed sobą mroczną zjawę.
Tylko, że to był człowiek, a nie Charon.
- Witiyn Ter urodził się w nadwymiarze, gdzie Moc nie istnieje.- syknęła zjawa - Nie dziw się więc, że jego dusza rozlała się w nicość po śmierci. On zginął na dobre, w przeciwieństwie do mnie.
Firehead stał przez chwilę osłupiały, a jego ręka odruchowo znalazła się na rękojeści miecza. Oto przemawiał do niego duch potężnego Ciemnego Jedi, którego on, świadek Bitwy o Roon, widział po raz pierwszy w życiu. Chociaż nie... postura, ciemne, długie włosy, aura w Mocy... właśnie Moc podpowiedziała mu, kim jest duch.
- Kyp Durron.- zdziwił się Firehead - Jak to możliwe?
- Byłem uczniem samego Exara Kuna.- odparł duch - Wiem, jak przenieść swoją świadomość w jakieś miejsce... albo w inną żywą istotę.
Rov Firehead wyczuł nagle lepkie macki, wdzierające mu się w podświadomość, paraliżujące zmysły, otumaniające, obiecujące, uspokajające... Nie! To, co zaczęło się dziać w jego mózgu, z całą pewnością nie leżało w jego naturze. Wyczuł, że coś jest nie tak, macek było coraz więcej, Ho’Din wykrzywił się w paskudnym grymasie wysiłku, usiłując przebić się przez cały ten mrok... nagle przyszła mu do głowy pewna myśl, skojarzenie, chwycił się go kurczowo... i znalazł sposób. Wyciągnął szybko rękę i przywołał Moc. Z jego palców wyskoczyła pojedyncza błyskawica, spowijając ducha Kypa. Widmo było tak zaabsorbowane wnikaniem w psychikę Rova, że nie zdołało uniknąć jego ataku. Firehead poczuł, jak presja ducha słabnie. Natychmiast wykorzystał szansę i przywołał wszystkie rezerwy ciemnej strony Mocy, naciskając na zjawę, kołtunując ją i zamykając w żelaznym uścisku koca ciemnej strony. Techniki, o której Firehead nie wiedział, że potrafi ją w ogóle zastosować. Nawet Lord Vader tego nie umiał! To dało Ho’Dinowi do myślenia; jego własna Moc, spotęgowana przez Dolinę Jedi, a teraz...
- Nie zmiażdżę cię, Durron.- warknął Firehead, patrząc wściekle na szamoczącą się zjawę - Przynajmniej jeszcze nie. Potrzebna mi twoja Moc.
- Skąd pewność, że ci jej użyczę?- Kyp nie stracił jeszcze buńczucznego ducha.
- Bo inaczej skruszę cię niczym kawałek szkła!- ryknął Lord Sith - Jestem silniejszy od ciebie, Durron! Nie pokonasz mnie! Twoją jedyną szansą jest połączenie się z moją Mocą! Razem dokonamy wreszcie zemsty na Jedi!
Zjawa spojrzała z bezsilną wściekłością na Ho’Dina, jakby chcąc przewiercić go wzrokiem. Po chwili jednak zrezygnowana opuściła głowę i zlała się z cieniem. A przynajmniej tak to wyglądało z optycznego punktu widzenia, bowiem oczy Mocy Fireheada dostrzegły, jak ten cień wnika w macki myślowe Lorda Sith, łączy się z nimi, przeplata się, rozlewa i wędruje po nich do źródła. Do Rova Fireheada.
Lord Sith poczuł nagle złowieszczy zastrzyk negatywnej energii, energii, która spaja wszechświat, ale może również służyć do jego destrukcji, macki Durrona zostały już do końca wchłonięte przez jego aurę, duch zespolił się z istotą żywą. Firehead padł na kolana, przytłoczony nową Mocą, jednak po paru minutach się do niej przyzwyczaił. Wszystko dookoła wydało mu się małe, niewarte uwagi, kruche, uległe, a on czuł się władny sięgać słońc, brać je w swoje palce i miażdżyć zaciśnięciem pięści, oddechem zmiatać gwiazdy z nieboskłonu, zapalać ogień na odległych planetach samym spojrzeniem.
Ciszę szarej strefy planety Roon przerwał przeszywający, złowieszczy, dziki, gardłowy śmiech.
Był w swoim mniemaniu zwykłym, nie rzucającym się w oczy kloszardem. Zarośnięty i brudny osobnik rasy Gand żył z dnia na dzień tym, co udało mu się wyżebrać albo ukraść na ulicach Traders Plaza, pragnąc jedynie jakoś przetrwać. Nocował w przypadkowych miejscach; albo w kanałach ściekowych, albo w jakimś śmietniku, albo też w rozpadających się ruderach na przedmieściach. Nie myślał o tym, co będzie jutro, czym się zajmie, co zje, nie obchodziło go zbytnio, kim jest, jak żyje i jak umrze.
Dopóki nie spojrzał śmierci w oczy.
Pewnego wieczoru gandyjski lump znalazł się na przedmieściach stolicy Atzeri i postanowił zanocować w dobrze sobie znanej, aczkolwiek dawno nie odwiedzanej ruinie. Poczłapał więc w jej kierunku, a ponieważ już się ściemniało i ulice przestawały być bezpiecznym miejscem, przyspieszył kroku i po kilkunastu minutach stanął przed zniszczoną ruderą, jednym z jego domów. Teraz już niespiesznie wszedł do środka, przechodząc przez kilka pokoi i wspinając się po schodach. Planował przespać się w jedynym jako-tako całym i suchym pomieszczeniu, a nazajutrz znów wylec na ulice w poszukiwaniu jedzenia albo kredytów. Nie spodziewał się znaleźć w domu nikogo, dlatego zdziwił się niezmiernie, kiedy w swoim pokoju dostrzegł skulonego pod ścianą młodego człowieka.
Chłopak był brudny i zmęczony, a przynajmniej na takiego wyglądał. Jego twarz była blada, spocona i ogólnie mizerna, a włosy tłuste i rozczochrane. W sumie Gand uznałby go za zmarłego, gdyby nie pałające wściekłością przekrwione oczy, które wbiły się w niego i bez ani jednego mrugnięcia przewiercały go na wylot.
- Co tu robisz chłopcze?- spytał jękliwie kloszard, uświadamiając sobie, że czuje strach przed tym młodym człowiekiem.
- Nie twój interes!- warknął chłopak.
- Spokojnie, bez nerwów.- rzekł Gand, przełamując strach - Uciekłeś z domu? Może mógłbym ci pomóc...?
- Nie!- uciął człowiek - Nie mógłbyś! Idź stąd!
- Uspokój się.- nalegał Gand, zdając się na swoją słabość do bezdomnych dzieci; zawsze chciał, żeby zniknęły z ulic, żeby uniknęły losu, który spotkał jego - Pozwól, że...
- Ostrzegałem!- wrzasnął dzieciak, rzucając się na kloszarda. Ten z przerażeniem w oczach usunął się, uświadamiając sobie, jaka wściekłość tli się w tej młodej duszy. Chłopak jednak był szybszy. Szybszy, niż większość przedstawicieli jego gatunku. W jednym momencie wylądował na obie stopy i z wigorem, zaprzeczającym jego marnej aparycji, przekoziołkował nad głową kloszarda, obracając się jednocześnie i w mgnieniu oka znalazł się w drzwiach do pokoju. Gdzieś podczas tego popisu akrobatyki w jego dłoni zalśniła zielona smuga i pod koniec manewru młody człowiek stał pomiędzy Gandem i drogą ucieczki, dzierżąc w ręce miecz świetlny. W oku błysnęła mu iskra szaleństwa.
Przerażony Gand cofnął się kilka kroków, ale potknął się i upadł. Tymczasem chłopak ruszył, ze złowrogim uśmiechem zakręcając buczącym ostrzem nad głową i przygotowując się do ostatecznego ciosu. Kloszard chciał coś krzyknąć, błagać o litość albo coś innego, ale żadnemu dźwiękowi nie było dane wydostać się z jego otworu gębowego. Chłopak jednym zamaszystym ruchem klingi pozbawił go bowiem głowy. Odcięta czaszka upadła głucho na podłogę, a po chwili przygniotło ją ciało nieszczęsnego lumpa. Dopiero wtedy młodzieniec schował ostrze miecza i stanął nad swoją ofiarą, dysząc ciężko. Kiedy ochłonął, źrenice rozszerzyły mu się z niedowierzaniem, pojął bowiem, czego się dopuścił. Ale przy okazji dostrzegł, że sprawiło mu to przyjemność, że w razie potrzeby zrobiłby to jeszcze raz. Mówił sobie, że nie zrobił nic zdrożnego, że to zwykły kloszard, wyrzutek społeczeństwa, że galaktyka nic nie straciła. Gdzieś, w najdalszych zakamarkach jego duszy, czuł jednak, że popełnił coś strasznego. Fakt pozostawał faktem.
Właśnie zamordował niewinną istotę.
Rozdział 17
- Jacen, długo jeszcze?
- Jeszcze chwila, Jaino!- odkrzyknął młody Solo do siostry, obserwując pasek transferu danych na ekranie komputera pokładowego „Hyperspace Maraudera”. Długie i żmudne przeglądanie archiwów Imperialnego Wywiadu na Yaga Minor nareszcie dobiegło końca, a wyszukane rewelacje właśnie ładowano do pamięci komputera. Jacen po raz kolejny pozwolił sobie na oddech ulgi. Wreszcie będą mogli z siostrą zająć się tym, co było dla nich najważniejsze.
Poszukiwaniami Anakina.
Jacen wyciągnął się w fotelu, bacznie obserwując pasek transferu. Informacje, które zebrali, nie były co prawda tym, czego oczekiwali, wystarczyły jednak, aby mogli się poczuć usatysfakcjonowani poszukiwaniami. Generał Hestiv, imperialny oficer dowodzący tą bazą, był bardzo pomocny i bez większych kłopotów udostępnił młodym rycerzom Jedi wszelkie dane. Co prawda w archiwach nie znaleźli ani słowa na temat Noghri Pekhratukha, co przyjęli z pewnym zawodem, ale to, co wyszukali zamiast tego, w ich oczach zupełnie rekompensowało brak tamtych informacji.
Otóż po pierwsze i najważniejsze, dokopali się do danych osobowych Ciemnego Jedi z rasy Ho’Din o nazwisku Rov Firehead. Zgodnie z archiwum, był to jeden z kilku, obok Hethrira, Rillao, Shiry Brie, Gorca i Pica, uczniów Dartha Vadera. Różnica pomiędzy nim a pozostałymi adeptami ciemnej strony polegała na tym, że Firehead został bardzo wcześnie zabrany przez Vadera z zamku Bast na planecie Vjun. Zabrany w nieznanym kierunku. Tajne pliki Imperatora mówią jednak o pewnej tajnej misji, jaką Czarny Lord zlecił Fireheadowi, a o której nie raczył poinformować Palpatine’a. Dał mu wtedy prototyp tajemniczego myśliwca Sienar Fleet Systems o kryptonimie V-38, który to myśliwiec miał mu służyć jako Infiltrator Sith. Nic więcej na ten temat nie było, poza tym, że Imperator napomknął w jednej ze swoich notatek, iż doskonale wie, gdzie przebywa Firehead.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,60 Liczba: 15 |
|
Lord Brakiss2006-03-24 16:47:38
Świetna. Końcowa bitwa extra!!! MIsiek moje gratulacje, Szkoda że nie było Widm
jedi_marhefka2006-01-28 00:00:50
No Michał co tu dużo pisać. Po prostu jesteś wielki!!!!! świetny tekst.
Edi2005-09-24 19:49:53
Świetna kontynuacja.Co tu dużo gadać.10/10.Opowiadanie przewyższa nie jednego e-booka i Michał Wolski powinien pisać dla Star Wars...bo się do tego nadaje.
starwarsowiec2005-05-04 21:09:30
nie mogę tego ściągnąć:(Bardzo byłbym wdzięczny gdyby ktoś mi to wysłał na adam_n1@o2.pl
NIECH SIE KTOŚ ZLITUJE!!!
Carno2004-08-19 00:20:34
Z recenzją poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 10.
Taag Bha Den Fell2004-07-13 10:38:23
Genialne opowiadanie, daje 10
Admirał Raiana Sivron2004-06-13 21:19:01
Artydzieło, świetnie się czyta, ciekawa fabuła, nie mogłam się oderwać.
Anor2004-05-19 02:18:37
WSTĘP
Na początek chciałbym powiedzieć, że poniższa recenzja może zostać odebrana jako mocno krytyczna. Wiem, że dostałeś na razie prawie same dziesiątki jako oceny, jednak inni oceniali to, co napisałeś jako Fanfic, ja za to piszę tę recenzję jako recenzję pełnoprawnej książki, co więcej w ocenie kieruje się kryteriami jakimi kieruje się w ocenianiu książek zatwierdzonych przez LocasBooks, dlatego weź to pod uwagę, ze na samym początku stawiam cię na nobilitowanej pozycji, która to pozycja pociąga za sobą odpowiednie wymagania i oczekiwania. Poniżej opisuje kwestie, do których ma jakieś zastrzeżenia lub które chcę pochwalić. Rzeczami oczywistymi nie zawracam głowy.
FABUŁA
Jak pewnie każdy czytelnik zauważyła fabuła jest wyjątkowo rozbudowana, wszystkie wydarzenia koncentrują się wokół kilku wątków, które się między sobą co jakiś czas przeplatają. Tu przychodzi mi na myślę konwencja Zahnowska pisania powieści gdzie właśnie jest podobnie. Wokół każdej postaci zbudowana jest jakaś historia, każda z nich ma coś ciekawego, swojego i wyjątkowego jako wkład do wydarzeń fica. Oczywiście są to wszystko słowa pochwały, gdyż zbudować tak zawiła fabułę i jednocześnie na nią zapanować zarówno sensie pisarskim jak i logicznym układzie wydarzeń, to naprawdę wielka sztuka. Mimo to wydaje mi się że są momenty gdzie Miśku trochę przesadziłeś. Momentami zbyt wiele jest bohaterów, nazwisk, miejsc, planet, za często zmienia się miejsce akcji. Wszystko to powoduje że czytający przynajmniej do momentu kiedy nie zapanuje nad całością może się gubić w całości. Można to oczywisice postrzegać dwojako, gdyz niejeden powie że ten ogrom szczegółów nazwisk i miejsc to wielki plus. Owszem plusem jest ale jeśli się nad ty panuje. Ja uważam, zę ty nad tym zapanowałeś, jednak wyczuwałem momenty kiedy Ty jako pisarz wiedziałeś o co chodzi a czytelnik niekoniecznie musiał się tak dobrze orientować.
SPÓJNOŚĆ
Wydarzenia opisywane w książce same w sobie są wyjątkowo spójne, to należy tobie przyznać. Co więcej powiem, ze wszystko co opisujesz charakteryzuje się z małymi wyjątkami dużą spójnością z EU (oczywiście nie mówię tu o NEJ która jest czymś przeciwnym). Powiem tak, że gdyby jakikolwiek autor zastosował tyle nawiązań do wydarzeń z EU co ty tutaj to byłby mistrzem świata. Nie wiem jak w tym wszystkim udało ci się zachować spójność, ale tutaj popisałeś się nie lada kunsztem, mimo ze utrudniłeś sobie prace poprzez to ze wszędzie próbowałeś wrzucić jakieś nawiązania. Sam się zastanawiałem czy czasami nie jest tego aż za dużo, bo momentami to wręcz tłumaczyłeś, co to było z tym osobnikiem, czy też statkiem czy też wydarzenia, które gdzieś tam zaistniało w jakimś komiksie lub książce. Mimo wszystko uważam ze tego za dużo nie było gdyż ja jestem maniakiem na wszelkie nawiązania. Tu masz wielki plus. Nie mówiąc już o tym, ze przypomniałem sobie wiele faktów z EU dzięki tej twojej pozycji.
FS a NEJ
Istotą twojej całej trylogii jest pokazanie alternatywy do Nowej Ery Jedi. Takie miałeś chyba założenie podczas jej pisania. Oczywiście zrealizowałeś to początkowe założenie, ale czy do końca w 100%? Ja powiem, ze nie. Mimo wszystko nie wyzbyłeś się pewnych zaciągnięć NEJ które aż prawie Kolą w oczy. Nie świadczy to że to jest źle, ale po prostu aż miło zobaczyć ze jednak do końca NEJ nie negujesz. Nie mówię tu o samej kwestii Yuuzhan, która była bardziej rozbudowana w Pełnomocniku, ale bardziej chodzi mi o Ciemne Bomby, czy też Serum pozbawiające Mocy (toż drugi raz (nie licząc Ismalirów) po NEJ czytam że Jedi da się odciąć od Mocy, coś jak w przypadku kontaktu z Yuuzhanami). Musze powiedzieć, że jak czytałem twe liczne wypowiedzi na forum, szczególnie w wiadomym temacie sporu w kwestii NEJ, to obawiałem się że kolejne części twej trylogii będą bardziej atakowały całą serię o nowych najemcach spoza galaktyki, tu jednak okazało się ze potraktowałeś całą serię NEJ dość delikatnie. Powiem więcej, nawet mogłaby ona postępować po twej trylogii, co oczywiście zależy od tego jak rozwiąże się sytuacja w III Tomie twego dzieła.
AKAPITY I ROZDZIAŁY
Tu widzę pewien problem w twej książce. Jakoś nie mogę się dopatrzyć sensu podziału na poszczególne akapity tekstu, który nam prezentujesz. Podział jest jakbym to powiedział dość dowolny. Są momenty że nie wiedziałem nie doczytawszy się pierwszego imienia po zmianie akapitu gdzie jestem w jakim wątku? Ja tam polonistą nie jestem (ty tak), ale z mojego (niewielkiego) doświadczenia w czytaniu wynika to ze nigdy nie można zaczynać nowego akapitu/wątku od razu dialogiem! Dialog zwykle jest jakąś kontynuacją opisu akcji. U Ciebie niestety zdarzały się nowe akapity zaczynane od razu dialogiem, co więcej były to nowe wątki. To powodowało, ze mijało trochę czasu zanim zorientowałem się gdzie ja w ogóle jestem. Kolejna sprawa to kwestia podziału rozdziałów. Nie widzę tu jakiejś zachowanej logiki oprócz czysto matematycznych działań polegających na tym, że co którąś stronę musi być nowy rozdział. Tu podobnie jak z akapitami masz takie same problemy jak Stover, którego bardzo cenię jako pisarza, ale w dzieleniu topików to on jest słaby. Właśnie u Ciebie podziały na rozdziały kuleją. Nie można oczywiście generalizować, jednak zdecydowana większość kończy i zaczyna się w miejscach gdzie to nie powinno się dziać. To wszystko jednak jest wyższa szkoła jazdy i jak widzisz to nawet w moim mniemaniu najlepsi sobie z tym nie radzą:P
SZYSTKO W JEDNYM
Już wspominałem o kompletności twojego opisu już pisałem jak rzetelnie nawiązywałeś do EU wtedy Cie chwaliłem, teraz muszę lekko zganić, ponieważ to pokazanie wszystkiego jest jakby trochę na siłę. Początkowo mamy ciągle wspominane osoby, które gdzieś tam sie przewijały w EU i to jest super, potem na to pojawiają się wszystkie super bronie i wynalazki, jakie znamy z SW, fajnie ze wreszcie są wszystkie. Potem znowu spotykają się one w jednej bitwie gdzie należy powiedzieć, że to tez dobra sprawa, bo dodaje realizmu ze walka miedzy dwoma galaktycznymi mocarstwami odbywa się pomiędzy wszelkimi ich zasobami, a nie tylko dwoma niszczycielami na przykład. No, ale na koniec jest ten Luzgan który w sobie ma wszystko zewsząd. To już trochę przegięcie. W całej książce jakbyś chciał pokazać swą wielką wiedzę o SW i wcisnąć każdy wynalazek każdą ogromną machinę. Nie wiem na ile taki barokowy przepych jest potrzebny.. Subiektywnie patrząc zdania mogą być podzielone, ja uważam jednak ze można by być skromniejszym.
MINUSY OGÓLNIE
Poniżej wypisze w wypunktowaniu moje zastrzeżenia i wątpliwości, czyli ogólnie minusy, jakie widzę w książce (oczywiście jest to moje subiektywne podejście):
- Edycja. Zdecydowanie brakuje mnóstwa przecinków i w ogóle kwestii interpunkcyjnych, dodatkowo widać ze korekta była sporządzana w oparciu o słownik Wordowski, a poprzez czytanie, gdyż SA (szczególnie zaimki), które istnieją a nie powinny być w danym miejscu np. zamiast "za" masz "a".
- już o tym wspominałem w fabule, ale trochę momentami dużo bohaterów oraz nazw, co nie pozwala czytelnikowi skupić się na fabule a wymusza koncentrację na tym o kim w ogóle to jest pisane, z czasem czytania jak powiększa się wiedza czytelnika to się zmienia, jednak początek jest trudny. Mimo to to chyba nie do końca twoja wina, bo gdyby czytać cięgiem poszczególne tomy byłoby inaczej.
- humor. No właśnie nikt od ciebie nie wymaga żebyś walił gaga za gagiem, jednak u Ciebie w książce nie ma tego praktycznie w ogóle. Tu naprawdę by się coś przydało humorystycznego gdyż zwykle w SW (Już tradycyjnie począwszy od filmów) mamy z tym do czynienia.
- Kwestia niewiedzy Karrde. Nie wiem, czemu tak mocno wyolbrzymiłeś kwestię niewiedzy Kardde o EL podczas jego wizyty na radzie kolaborantów wojennych? Ten człowiek w EU zawsze kojarzył się z kopalnią wiedzy i zawsze coś miał do powiedzenia, choćby jakąś dobrą wskazówkę. No a ty zrobiłeś tak ze on nie wiedział nic. Przydałoby choćby coś mu dąć powiedzieć, co mogłoby naprowadzić NR na jakiś trop. Przecież taka potężna organizacja jak EL nie ma szans pozostać niezauważona przez najlepszego informatora w galaktyce!
- Clonemade. Po wiersze sam pomysł na nazwę ośrodka z odwrotnością prawdziwej nazwy jest dość mega banalny i mogłeś wykombinować coś oryginalniejszego, ale to w sumie szczegół, bardziej interesuje mnie jak w całym tym ośrodku (stacji na wodzie) dwa Ismaliry mogły tak skutecznie blokować tylu Jedi? Bo Jedi już czuli blokadę zanim weszli do wody. A kolejna kwestia, co do akcji w tym samym miejscu, to opis kabla i Kyle Kattarna po nim buszującego. Momentami wydaje mi się ze popadałeś w pewną przesadę w opisywaniu niektórych szczegółów i tak właśnie zrobiłeś z tym kablem, po którym wspinał się KK. Według mnie to straszny szczegół i lepiej skupić się na czymś innym co może zostało potraktowane po macoszemu (jakaś bitwa itp.).
- Kamino i klonowanie. Tu zasadnicze pytanie bo nie wiem jak w ogóle Kamino nie mogło zostać odkryte przez tyle lat jako miejsce klonowania od CW przez Nową Republikę? Toż to bardzo dziwne że w ogóle cały czas kaminoanie mają możliwość do klonowania, po tym jak oni stworzyli armię która samą nawet nazwą zasłynęła w jednej z największych wojen w historii galaktyki.
- Wiadomość. Czy nie wydaje ci się, ze rozmowa Landa z Lukiem na otwartym kanale o fakcie przybycia wywrotowców nie była zbyt ryzykowna skoro wywrotowcy wcześniej musieli się tak szczegółowo ukrywać? Odobnie zresztą jest z puszczeniem przez Kardde'go poprzez Holonet wiadomości o przyszłym ataku na Exaphi? Trochę to dla mnie słabe taktycznie żeby wyjawiać przeciwnikowi, że wie się o jego planach.
- Był moment podczas bitwy nad Exaphi że mówiono że w ogromie ogółu walki statków i myśliwców przybycie Hana i Boby miałoby coś zmienić pomóc i przechylić na szalę NR. Wiesz, demonizowanie ich możliwości może odbywać się owszem, jednak na inną skalę bitwy a nie w takim wymiarze jak to zaprezentowałeś w swojej powieści. Oni g.. mogli zrobić dla powodzenia całej bitwy, tak mi się przynajmniej wydaje.
- Horn - gdzieś tam napisałeś ze posłużył się telekinezą. On przeciecz nie umiał tego robić, zawsze maił z tym problemy i w końcu stwierdzono, że nie ma do tego predyspozycji za to ma wielkie możliwości w zataczaniu fałszywych wizji przed innymi. No chyba, że się mylę.
- Oko/Vacuum. Całą powieść czytam wielkie peany w kierunku tych dwóch wspaniałych jednostek, ciągle każesz się spodziewać ze to, co się stanie na koniec będzie czymś wyjątkowym. Na koniec jednak okazuje się, że starcie między tymi OGROMAMI trwa zaledwie kilka minut a w opisie książkowej jeszcze krócej, za to o kablu w Clonemade czytamy również przez pięć minut??? Coś chyba nie tak. No a oprócz tego ze opis był skąpy to obie tak wielkie jednostki zniszczone zostały w dość banalny sposób.
- Lugzan. Trochę przegięcie i tona sam koniec.. on jakby był połączeniem wszystkiego co najlepsze. wiesz jest takie powiedzenie, ze coś co jest do wszystkiego zawsze jest do niczego, więc mam nadzieję że nie odegra żadnej roli w kolejnym tomie:P
PLUSY OGÓLNIE
TO samo, co z minusami:
+ "dupa" i inne "wali" są to wulgaryzmy, których oczywiście nie spotykamy w książkach (zwykle). Można postrzegać je pozytywnie lub negatywnie. Ja generalnie jestem za tym by naturalizować wszystkie książki i nie wierzę że jakiś tam Jedi nie 'zakurwił' sobie pod nosem jak zobaczył na przykład ogrom przeciwnika. Dlatego stosowanie takiego słownictwa jest dla mnie pozytywem, nie wiem jak dla innych.
+ Ogrom szczegółów które nam prezentujesz jest bardzo pozytywny z punktu widzenia przypominania sobie przez czytelnika czegoś co tam kiedyś czytał. Ja sobie to bardzo cenię, gdyz przypomniałem sobie niejedno nazwisko i nazwę, którą miałem już kiedyś tam przyjemność poznać a zapomniałem lub nie potrafiłem jej połączyć z żadnym faktem.
+ Emocje Boby. Bardzo podobało mi się ukazanie Boby wreszcie jako człowieka, który posiada emocje i je artykułuje. To było super, poza tym sama jego śmierć była dobrym posunięciem, jednak fakt iż pośrednio zginął poprzez to ze zahaczył się o pelerynę w kabinie swojego Slava jest mega banałem i to mi się już aż tak nie podoba..:)
+Wielkość flot. Wreszcie ktoś opisał prawdziwie realistyczną bitwę w kosmosie! Dotychczas tego nie meiliśmy chyba. Ciągle tylko było tak, ze spotykały się dwie floty oparte o kilak niszczycieli a tu nagle mamy prawdziwie ogromne floty z wielką różnorodnością statków,. To naprawdę jest realistyczne i godne pochwały. Mimo to ilość i ogrom tych flot a szczególnie różnorodność najwspanialsze zabawki trochę ogranicza tę realność.
+ Smeagol. Tu chodzi o to co wspominał Ricky o rozterkach Anakina pomiędzy JSM i CSM i jego wewnętrznym rozdarciu. Tak pięknie tu nawiązałeś do konfliktu Smeagol/Golum. Wielkie plusy.
+ Na pochwałę zasługujesz sobie również dbałością o zgodność z techniką i w ogóle próba technicznego podejścia. Na przykład podobało mi się to ze podczas bitwy o Exaphi cześć statków ustawiła się w cieniu słońca systemu. Nie zawsze pisarze pamiętają o takich możliwościach.
+ Morale. To już w ogóle wodotrysk, którego mało w oryginalnych SW, mianowicie poziom morale żołnierzy. Wreszcie ktoś na to zwrócił uwagę. Byłem zauroczony jak po przybyciu wielkiej floty EL: żołnierze NR zaczęli wątpić w swoje szanse i Jedi zaczęli wyczuwać ich zachowanie. Tak właśnie zawsze powinno być, a nie że w książkach nam Pisza o niewiadomo jakim bojowym podejściu żołnierzy! Bądźmy realistami, nie każdy jest super herosem!
+ Historia Brakissa. W ogóle bardzo podoba mi się jego historia, wręcz powiedziałbym ze jest ona wzruszająca. Niedobrze chłopak się tak nawrócił, to jeszcze wielką miłość znalazł. Prawdziwy z niego szczęściarz.
+ Nawiązania. Wielkim plusem są również liczne nawiązania do EU oraz filmów. Sam już pisałem ile wspominasz realnych postaci EU ile z nich tłumaczysz, jak to pozwala przypominać sobie fakty, ale według mojej opinii także nawiązujesz do filmów i takim przykładem na to jest 'wycieczka' Jacena z Danni rydwanie, kiedy on ochrania ją blokując strzały mieczem świetlnym a ona ładuje z blastera. Toż to Padem i Ani z Areny na Geonosis!
VADER
Kim on jest? No ja czytając i analizując FSa doszedłem do wniosku ze ty wymyśliłeś sobie ze było naprawdę dwóch Vaderów! Nie wiem czy klony czy cokolwiek. Mimo to Słowa przekonanego Kyle jakoby by on prawdziwy zmuszają mnie do takiego myślania! Za to Luke mówi że czuł coś innego w jego obecności! Na to wszystko należy jednak dodać ze Kir Kanos także mówił że to jest ten Vader co mu zadał bliznę na twarzy. Rozumieć należy przez to ze Vader rzeczywiście jest tą osobą która pojawiała się nam kiedyś w EU, ale nie w filmach, bo może było ich dwóch! Skoro Imperator mógł mieć klony to czemu nie Vader? A może to nie klony.
REASUMACJA
Stworzyłeś wielkie dzieło, tego się nie da ukryć Miśku! Jest ono na tyle wielkie, że nobilituje do oceniania w kryteriach książki, a nie fica. Gdybym miał napisać, jaką oceniam twe dzieło jako fica to dałbym mu 10 po kilku stronach czytania, jednak, jeśli patrzę prze ostrzejsze kryteria książkowe to zapodam 8,5/10. I usytuuje twą książkę w bloku książek o stylu zahnowskim na poziomie, który można powiedzieć dorównuje 'nowej' trylogii Hana Solo. Tak by widział te twe dzieło. Mam nadzieję ze się nie pogniewasz, że momentami byłem ostry w ocenie, ale takie już przyjąłem założenia. Życzę weny na kolejne twe dzieła.
Ricky Skywalker2004-05-16 18:30:13
Więcej uwag na Forum, tu zatem w skrócie:
Ogólnie książka jest bardzo dobra, ale nie wystrzegłeś się błędów:
- Znów różnorakie błędy w pisowni, stylistyczne, interpunkcyjne itp., które można było poprawić przez te pół roku czekania na umieszczenie na Bastionie.
- Wykorzystujesz tu niektóre wątki z NEJ (choć cały czas usilnie ja negujesz), ale właśnie nie trzymasz spójności w sprawach takich, jak choćby wygląd Duro, czy też nawet mapa galaktyki (choć sama w sobie jest niezłym pomysałem w kontekście całej książki, nie jest z godna z oficjalną - w każdej książce NEJ oraz w Przewodniku po Chronologii mamy takową, i tam wyraźnie widać, że Korelia i Duro są w zupełnie innej części galaktyki, niż Adumar).
- Borsk leci z Coruscant na Korelię tak wolno, że nawet odpowiednio zmotywowany pilot TIE (bez hipernapędu!!) by go przegonił :D
- Anakin też zbyt potężny jest.
- I jeszcze pewna niekonsekwencja, która pojawiła się na samym końcu: skoro Ackbar nie chciał i nie mógł zostać znów Głównodowodzącym, ponieważ był wyjęty spod prawa, to jakim cudem Bel Iblis nim został??
Ale co ja się będę czepiał... te minusy wcale nie muszą wpłynąć na ocenę końcową, bo przeważą je PLUSY:
+ Teksty (i narracja, i dialogi)
+ Anakin-Gollum
+ Boba Fett(ogółem; nawet nie wiesz, jak wzruszyła mnie jego śmierć)
+ Te wszystkie okręty!! Jeszcze tylko Eclipse`a III brakuje w panteonie superniszczycieli
+ Spora rola Mary (jak mi ją zabijesz w ŚT to... ;-))
+ Zaczątki Sojuszu Galaktycznego (współdziałanie NR, Imperium i KH )
+ Nawiązania do DE - Howlrunnery, Vipery, Droidy Cienia i przede wszystkim VACUUM - oj to też było miłe zaskoczenie - Republikański Devastator!! :)
+ Duża rola Łotrów (dla jeszcze lepszego obrazu powinieneś w ŚT wprowadzić Widma ;-))
+ ZAKOŃCZENIE!! Goraco wierząc, że tą osobą był Boba, pomijam wszystkie wypisane wcześniej minusy i
wystawiam FINALNEMU SKOKOWI ocenę 10/10 :)
Shedao Shai2004-04-25 19:47:43
Otas...mówiłeś, że FS jest ŚWIETNY. A nie możesz mu dawać 9 tylko dlatego, że w/g ciebie ŚT będzie lepszy...są na tym forum ff znacznie gorsze, a mające wyższą ocenę...nie można porównywać FS i PS z resztą, one już automatycznie są lepsze!
Otas2004-04-23 09:23:26
no widocznie to jakaś tajemnicza ręka daje ocene.. a nie bastionowicze :) .. hihih.. Moc tak widocznie chciała.
Szedałku... ja dałem 9 :P.... ale mam nadzieje że dosyć jasno się wytłumaczyłem w komentarzu .. :)
Shedao Shai2004-04-09 09:39:32
Powiem tak: trudno jest, żebym bronił uparcie serii, z której ostatnio nową książkę czytałem we wrześniu, czyli 8 miechów temu... tym bardziej, że są pokusy, które powoli zmieniają moje upodobania (PS, FS, komiksy z Republic)
Misiek2004-04-08 20:19:23
Hmmm.... Yuuzhanin broniący negacji NEJ... intrygujące :->
Shedao Shai2004-04-07 14:14:29
Mija się z prawdą...taaa...Wódz przemówi:
FINALNY SKOK MIAŁ, MA I BĘDZIE MIAŁ OCENĘ 10, NIEZALEŻNIE CZY TAK MYŚLICIE :P A jak ktoś zamierza postawić niżśzą ocenę, to niech najpierw dobrze zastanowi się nad swoim życiem.....bo Wódz przyjdzie, i odwiedzi go z amphistaffem.
Jacyś chętni? Nie? Nie widzę! Pan z tyłu? O, naprawdę? Dobrze, jak Pan sobie życzy....zaraz porozmawia Pan z bezpieką Yuuzhańską....może jednak zmienilby Pan zdanie?
Misiek2004-04-04 19:41:59
W takim razie to jakiś burak. Miło wierzyć, że ma się dyszkę, ale skoro to się mija z prawdą...
Darth Fizyk2004-04-04 13:42:53
Misiek, przy moich opowiadaniach też Czytelnicy dają oceny różne (tak piszą), a ocena i licba głosującyh cały czas taka sama ;)
Misiek2004-03-31 15:07:55
hmmm... dałeś 9, a średnia ocen wciąż jest 10. Ktoś dał 11?
Otas2004-03-30 14:17:07
Mnie ciekawi... ja przeczytałem :D Po lekturze Pełnomocnika byłem pewien nadziei związanych z FS a także częściowo obaw ze jednak Misiek nie utrzyma poziomu tomu I... i cóż mam powiedzieć?? ... hehe.. powiem na końcu :P
Kolega skomentował 2 pierwsze tomy w następujący sposób: "Vader, Kir Kanos, SSD, pełno bitew kosmicznych ... jakby jeszcze był Thrawn to bym miał orgazm" :) No cóż .. moje priorytety nie sa akurat tak ustawione jak jego ale przyjemność czytania FS jest naprawde olbrzymia. Jeszcze wczoraj mówiłem Miśkowi ze z braku czasu czytam ledwo 10 stron co wieczór ... hmm wczoraj jednak wydazenia mnie tak wciągnęły że siedziałem w nocy tak długo aż doczytałem książke do końca ..
Nic tylko brać i czytać (a raczej pochłaniać)... aha... no i ocena... no cóż tu mam dylemata (nie mylićz dyplomatą).. czy dać od razu 10??.. ponieważ jest to naprawde njedna z najlepszych książek jakie czytałem (a e-book to napewno jest numero uno) ... czy może 9 a 10 zarezerwować dla tomu III? Mam nadzieje Miśku, że nie będziesz zły za obniżenie średniej oceny :) .. daje 9 a ten jeden pkt. trzymam na przyszłość :D
PS. I nie rzebym cie gonił... ale pisz żesz szybciej tom II bo chce wiedzieć jak się wszystko skończy.. i jak jest naprawde z Vaderem :)
Misiek2004-03-22 17:49:31
Oj, Fizyku, Fizyku... w założeniach Siedziba Egzekutora ma negować NEJ (a przynajmniej Pełnomocnik tak robił), więc przyjmij, że Yuuzhanie powymierali w przestrzeni międzygalaktycznej. W związku z powyższym: niektóre fakty odstają od NEJ, więc Irek siedział nie na Coruscant, ale z rodzicami na Roon. A Vader...he he ;-)))
Darth Fizyk2004-03-20 12:09:35
Misiek, jestem w trakcie czytania... znaczy się na 4 stronie :P
Tak się zastanawiam... którędy Yuuzhanie wejdą do Galaktyki... bo obok Belkadana rady nie dzadzą, ale w końcu znajdą inne wejście :P hmmm może przez Jądro z nad ekliptyki, albo spod? hmm?
Aha... przupomnijcie mi skąd się ten Vader wziął :P I Irek... :P
Misiek2004-03-18 15:17:43
Ktoś przeczytał, ktoś nie, ale ocena w tym okienku na górze jest wysoce mobilizująca :-)
P.S. Można by było robić sztuczny szum wokół tego booka (autor jest w ciąży z Lepperem!!!) ale po co? Niech czytają ci, których to naprawdę ciekawi.
Shedao Shai2004-03-15 14:42:58
PDF jest........I CO??? PRZECZYTAŁ TO KTOŚ WIĘCEJ??
Mistrz Fett2004-02-12 13:55:08
Nie ma chyba określenia na ten e-book które oceniłoby go w 100%. To jest ARCYDZIEŁO i nawet Amber nie powstydziłby się go wydac (gdyby mógł :)).
A pdf... Ja go już zrobiłem i jest u Yako :P
Gemini2004-02-11 15:14:08
Nie moge przeczytac bo niie ma .pdf-a ;(( Dlaczego ?? Moze ktos zrobi e-book-a ?? Ostatecznie ja ;))
Shedao Shai2004-02-09 14:49:28
Ehem.......Dlaczego mam wrażenie, że "Skok" przeszedł praktycznie bez echa?!?! A nie powinien, nie powinien......
Karrde2004-01-09 17:43:44
Genialna książka. Zachęcam wszystkich do lektury. A dokładniejsza recka ze spoilerami jest na forum
Shedao Shai2004-01-07 21:58:23
Moje zdanie na temat tego ARCYDZIEŁA jest na forum, na stosownym miejscu.