I w tym momencie Wedge pojął, dlaczego Boba Fett jest najlepszym łowcą nagród w galaktyce.
Pierwsza, niewielka rakieta eksplodowała przy ścianie, naruszając skondensowaną materię tytanowego ferrobetonu, którą następnie rozsadziła druga rakieta. W normalnych warunkach nie zrobiłoby to dziury w tak grubym i mocnym murze, gdyby nie taki sam zabieg, przeprowadzony z drugiej strony. Trzech oficerów i ich oswobodziciele wyściubili głowy zza winkla i ujrzeli otwór mniej więcej metrowej średnicy, przez który wpadało światło gwiazd i zabudowań Imperial City.
A przede wszystkim majaczący na niebie kształt patrolowca klasy Firespray.
Boba Fett nie czekał na gratulacje; od razu pobiegł w stronę wyrwy, a pozostali ruszyli jego śladem. Łowca przystanął przy dziurze i ponownie zaczął wystukiwać na swoim naręcznym panelu jakieś komendy, rezultatem czego był obrót „Slave’a I” o dziewięćdziesiąt stopni w płaszczyźnie wertykalnej, a następnie przemieszczenie go jak najbliżej wyrwy, i otwarcie włazu. Obwód podporządkowania, pomyślał Wedge, sprytnie, bardzo sprytnie.
- Bliżej się nie da!- oznajmił Fett, kiedy „Slave I” zbliżył się do ściany na tyle, na ile pozwalała mu jego nietypowa konstrukcja - Trzeba skakać.
- Ja pierwszy.- rzekł Corran, po czym obejrzał sobie, jak wygląda ściana od zewnątrz. Pół metra niżej był niewielki gzyms, z którego mógł się odbić i wejść na opuszczoną platformę trapu patrolowca. Wziął głęboki oddech i zdał się na Moc. Później zatknął blaster za pas i przełożył nogi przez dziurę, potem poszła głowa, na końcu ręce. Corran poczuł na twarzy świeży powiew wiatru, a do jego uszu dobiegły odgłosy miasta, od czasu do czasu uzupełnione o pojedynczy strzał z działa laserowego. To Eskadra Łotrów eliminowała kolejne stanowiska ogniowe. Nie było jednak teraz czasu na zastanawianie się nad sytuacją; Horn opuścił się powoli na rękach, szukając nogami gzymsu. Kiedy go znalazł, oparł się nań, po czym natychmiast odbił się od niego, wspomagając swój skok Mocą. Po chwili był już na trapie.
- W środku są liny!- krzyknął do niego Boba. Corran nie czekał na dalsze instrukcje łowcy nagród, tylko od razu wbiegł na pokład. Czwarta skrytka od lewej, dolna półka. Corran nie wiedział, skąd wie, gdzie szukać, kierował się intuicją. Otworzył wskazaną szafkę: są! Natychmiast pobiegł w stronę trapu i rzucił Bobie końcówki dwóch lin, ze swojej strony przywiązując je do hydraulicznych dźwigarów podestu. Mocnym szarpnięciem upewnił się, że węzły nie puszczą, po czym dał znak Fettowi, że wszystko w porządku.
Pierwszy przeszedł admirał Ackbar. Nieprzyzwyczajony do takich karkołomnych akrobacji, musiał być cały czas asekurowany przez Ooryla, który to podążał zaraz za nim. Kiedy obaj byli już na pokładzie „Slave’a I”, z dołu rozległy się strzały. To straż więzienna wypadła na lądowisko, a widząc, że nad ich głowami unosi się wrogi obiekt, rozpoczęli ostrzał. Ze względu na zwiększone niebezpieczeństwo, następni przeszli generałowie Cracken i Bel Iblis, ubezpieczani z góry przez Wedge’a i Corrana; obaj panowie odpowiedzieli ogniem na agresję strażników. Kiedy Beli Iblis i Cracken byli już na trapie, dołączyli się do kanonady w stronę lądowiska, a za przejście nad około pięćdziesięciometrową przepaścią zabrał się Wedge. W pewnym momencie jedna z blasterowych błyskawic musnęła go o milimetry. Antilles zachwiał się niebezpiecznie i byłby upadł, gdyby Corran nie utrzymał go przy użyciu Mocy. Wedge posłał przyjacielowi wdzięczne spojrzenie i ruszył dalej, bez większych problemów docierając do trapu.
Kiedy Wedge stał już bezpiecznie na podeście, odwrócił się i zauważył, że Boba nie wspina się po linach, tylko stoi na gzymsie i majstruje przy swoim naręcznym panelu. Po chwili „Slave I” zaczął powoli opadać w dół, a Wedge spojrzał na Corrana, niewiele rozumiejąc. Nie było jednak czasu na tłumaczenia; strażnicy wciąż pluli w nich ogniem. Wedge postanowił więc jeszcze raz zaufać Fettowi i kilka razy odpowiedział napastnikom pięknym za nadobne.
W pewnym momencie, kiedy „Slave I” był już niecałe piętnaście metrów nad płytą lądowiska, Wedge spostrzegł kątem oka blado-seledynową masę, spadającą obok. Owa masa, która okazała się być Bobą Fettem, w pewnym momencie włączyła silniki odrzutowe i gładko wylądowała na platformie poniżej... dokładnie wśród strażników. Wedge już myślał, że przeciwnicy zjedzą Fetta żywcem, ale łowca nagród z prędkością dźwięku, zdumiewającą jak na jego wiek, zaczął pluć po nich ogniem ze swojego karabinu blasterowego. Po chwili doskoczył do niego Corran i obaj, plecy w plecy, systematycznie trafiali kolejnych strażników promieniami ogłuszającej energii. W tym samym czasie patrolowiec klasy Firespray Boby osiadł na płycie lądowiska, a jego pasażerowie sypnęli w stronę wrogów gradem blasterowych błyskawic. Zaskoczeni strażnicy padali jeden po drugim w podobnym do traumy bezruchu, wszyscy wywrotowcy zdawali sobie jednak sprawę, że w każdej chwili mogą przybyć następni. Dlatego nie tracąc czasu wypadli z patrolowca i pognali w stronę swoich myśliwców, natomiast Boba w trzech susach wskoczył do swojego Firespray’a. Ledwo zamknął trap i uruchomił osłony, z więzienia wysypała się kolejna gromada strażników, plując ogniem w maszyny buntowników. Boba szybkim ruchem wyświetlił na bocznym ekranie stan uszkodzeń, jakie otrzymał jego statek podczas akcji przy ścianie. Rezultat diagnozy był zadowalający, dlatego łowca nagród nie przejął się nim zbytnio, całą uwagę poświęcając odlotowi „Slave’a I”. Z admirałem Ackbarem i generałami Crackenem i Bel Iblisem na pokładzie.
- Fett, mamy towarzystwo.- rozległ się przez komlink głos Wedge’a, który już mknął po niebie swoim X-Wingiem - Eskadra T-Wingów na wektorze pięćdziesiąt dwa koma trzynaście. Nie nawiązuj walki, jesteś dla nas zbyt cenny!
- Wiem o tym, Antilles.- rzucił Fett spokojnie - A wy najlepiej zrobicie, jeśli opuścicie planetę, zanim podniosą się tarcze.
- Wzajemnie, Fett.- odparł Wedge.
- Ma rację.- rzekł Bel Iblis, stojący za plecami Boby - Jeśli zamkną nas na Coruscant, będziemy skończeni.
- Nie martwiłbym się tym zbytnio.- rzucił Fett, zwiększając ciąg. „Slave I” posłusznie pomknął po elipsie w stronę przestrzeni kosmicznej, lawirując między okrętami towarowymi znajdującymi się na orbicie. Boba obliczył szybko współrzędne skoku i, nie martwiąc się towarzyszami z Eskadry Łotrów, ustalił szybko wektor wejścia w nadprzestrzeń.
- Do zobaczenia na miejscu, Antilles!- rzucił przez komlink Fett i nie czekając na odpowiedź, wskoczył w hiperprzestrzeń. Wedge jednak nie zawracał sobie głowy utrzymywaniem dialogu z nieobecnym już łowcą nagród.
- Tycho, masz ten wektor?- spytał zamiast tego.
- Mam.- rzekł Celchu - Już wam go przesłałem. Skaczemy?
- Skaczemy.- zgodził się Wedge, i, odwracając się od ścigających ich T-Wingów, ruszył we wskazanym przez komputer pokładowy kierunku. Po chwili dwanaście maszyn typu X, naśladując ruchy „Slave’a I”, pokonało barierę światła, do czego niezdolne były ścigające ich myśliwce klasy T.
Eskadra Łotrów dokonała przewrotu.
Rozdział 16
- Więc mówię wam, panowie, Nowa Republika nic już nie może.- głos sędziwego Durosa odbił się głośnym echem w barze portowym „Trebuchet”, na Nadarin City, jednym z sześciu kosmicznych miast orbitujących wokół planety Duro. Lokal był prawie pusty, jeśli nie liczyć grupki Anomidów, kilku Twi’leków, dwóch czy trzech Cheevinów, paru Niktu, Zeltrona i ośmiu pilotów rasy Duro w jednej z przyciemnianych nisz w tym dość abstrakcyjnym, obitym drewnem barze. Poza tym w sąsiedniej alkowie, tuż obok sędziwego Durosa i jego podchmielonych towarzyszy, siedziało trzech Wędrownych Protektorów.
Cyryl, Drogdon i Llegh przybyli do Nadarin City, największego orbitalnego miasta Duro, dopiero dwa dni temu, ale już zdążyli się zorientować, że nie jest to tylko punkt przerzutowy dla przesyłek z Pakrik Major. Po pierwsze, nie jest to w ogóle punkt przerzutowy; transporty z rolniczego układu nie opuszczały Duro, lecz były magazynowane w jakimś nieznanym miejscu. Po drugie, planeta była chyba największym w galaktyce ogniskiem sprzeciwu wobec poczynań Nowej Republiki po ogłoszeniu stanu wojennego. Protektorzy mogli to jeszcze zrozumieć; traktowany marginalnie i wyniszczony świat, który przecież zrodził najlepszych nawigatorów i pilotów w galaktyce, miał prawo domagać się należytego traktowania. Mimo to nikt nie spodziewał się aż takiej opozycji, bunt niemal wisiał w powietrzu. Drogdon, Llegh i Cyryl czekali teraz na kogoś kto miał wyjaśnić im, o co w tym wszystkim chodzi.
- Na twoim miejscu byłbym ostrożniejszy.- ostrzegł inny Duros, wysoki młodzian o nieco bledszym odcieniu swojej szarej skóry - Wyrażanie głośno takich opinii może ci nie wyjść na dobre.
- Daj spokój.- żachnął się starszy Duros - Republikanie mają inne sprawy na głowie, niż przejmowanie się kimś takim, jak ja. Słyszycie, Nowa Republika nic mi nie zrobi!- ostatnie zdanie wykrzyczał prosto w salę.
- Przepraszam, że się wtrącę,- Llegh Krestchmar odwrócił się w stronę sąsiadów - ale dlaczego sądzi pan, że Nowa Republika jest bezradna wobec pana?
- Pomyśl, chłopcze, przez chwilę.- odrzekł Duros - W tym momencie na Zewnętrzniakach takich, jak Duro, nie ma ani jednego republikańskiego żołnierza. Obserwatorzy również polecieli na Bliźniacze Światy, zostawiając resztę Corelliańskiego Sektora samemu sobie. A nasze wojsko też jest do niczego! Spójrzcie tylko na doniesienia z reszty galaktyki. Darth Vader prze do przodu i nikt nie może go powstrzymać, a nasi nie potrafią nawet zniszczyć nieruchomego i bezbronnego kloca, jakim było Galaktyczne Działo!
- Przecież Galaktyczne Działo zostało zlikwidowane.- sprzeciwił się Llegh.
- Gówno prawda! Samo się zlikwidowało! Co z tego wynika? Nasza armia jest tak nieudolna, że nie potrafi przejąć ani zniszczyć tak banalnego celu! Wniosek: jesteśmy zostawieni samym sobie!
- Niewesoło.- skomentował półgłosem Llegh, odwracając się z powrotem do swojego stolika.
- A będzie jeszcze gorzej.- dodał Cyryl - Z tego, co udało mi się ustalić, podobnie jak ten koleś myśli większość mieszkańców Duro, a prawdopodobnie także wielu mieszkańców Nowej Republiki.
- Czyli kryzys.- powiedział Drogdon Kitro - Darth Vader jest istotnie geniuszem strategii. Nawet niewątpliwe zwycięstwo potrafi przemienić w propagandową klęskę.
- Ale przecież Vader nigdy nie okazywał talentów manipulacyjnych.- zauważył Cyryl - Zawsze preferował brutalne rozwiązania.
- Nie zapominaj, że jest Mrocznym Lordem Sith. Ma wiele talentów, których mogliśmy jeszcze nie poznać.- przypomniał Drogdon.
- No dobra,- rzekł Llegh, by zmienić temat, patrząc na chronometr - długo jeszcze mamy czekać na tego twojego informatora?
- Jeszcze trochę.- obiecał Drogdon - Bądź cierpliwy.-
Na planecie Roon nie istnieje pojęcie dnia i nocy. A przynajmniej nie w taki sposób, w jaki rozumie je większość galaktyki. Dla normalnych mieszkańców wszechświata dzień i noc to pojęcia z zakresu definiowania czasu; dla grupy ludzi zamieszkujących Roon jest to jednak pojęcie terytorialne. Pół planety jest bowiem pogrążona w wiecznym dniu, a pół w nocy.
Zasada pierwsza wszystkich infiltratorów galaktyki brzmi: na planecie docelowej ląduj zawsze pod osłoną nocy. Reguła ta nie dotyczy jednak Infiltratorów Sith.
Niewidzialny myśliwiec typu TIE Phantom przemknął bezgłośnie nad surowym globem, schodząc po łuku w stronę jednej z wiosek, położonej w szarej strefie pomiędzy wiecznym dniem a nieskończoną nocą. Jej mieszkańcy jeszcze nie doszli do siebie po wydarzeniach, jakie miały miejsce na planecie niecałe dwa miesiące temu, chociaż z całej siły próbowali wrócić do normalnego trybu życia. Co nie było łatwe; wszak przez ponad dwadzieścia lat mieszkańcy całego Roon pozostawali pod mentalną kontrolą Witiyna Tera.
To właśnie Witiyn Ter był podstawowym powodem, dla którego TIE Phantom będący Infiltratorem Sith przemierzał właśnie przestworza.
Rov Firehead nie był dobrym pilotem. Właściwie potrafił tylko tyle, aby nawiązać jako-taką walkę z przeciętnym przeciwnikiem, albo żeby samodzielnie podróżować po galaktyce. Wiązało się to z tym, że osobliwy Ho’Din raczej nigdy nie poświęcał czasu na zgłębianie tajników pilotażu, znacznie chętniej ćwicząc walkę na miecze czy też doskonaląc użycie Mocy. Jedną umiejętność wszak musiał posiąść, kiedy Darth Vader podarował mu Infiltratora Sith: była nią bezbłędna orientacja.
Pierwsza, niewielka rakieta eksplodowała przy ścianie, naruszając skondensowaną materię tytanowego ferrobetonu, którą następnie rozsadziła druga rakieta. W normalnych warunkach nie zrobiłoby to dziury w tak grubym i mocnym murze, gdyby nie taki sam zabieg, przeprowadzony z drugiej strony. Trzech oficerów i ich oswobodziciele wyściubili głowy zza winkla i ujrzeli otwór mniej więcej metrowej średnicy, przez który wpadało światło gwiazd i zabudowań Imperial City.
A przede wszystkim majaczący na niebie kształt patrolowca klasy Firespray.
Boba Fett nie czekał na gratulacje; od razu pobiegł w stronę wyrwy, a pozostali ruszyli jego śladem. Łowca przystanął przy dziurze i ponownie zaczął wystukiwać na swoim naręcznym panelu jakieś komendy, rezultatem czego był obrót „Slave’a I” o dziewięćdziesiąt stopni w płaszczyźnie wertykalnej, a następnie przemieszczenie go jak najbliżej wyrwy, i otwarcie włazu. Obwód podporządkowania, pomyślał Wedge, sprytnie, bardzo sprytnie.
- Bliżej się nie da!- oznajmił Fett, kiedy „Slave I” zbliżył się do ściany na tyle, na ile pozwalała mu jego nietypowa konstrukcja - Trzeba skakać.
- Ja pierwszy.- rzekł Corran, po czym obejrzał sobie, jak wygląda ściana od zewnątrz. Pół metra niżej był niewielki gzyms, z którego mógł się odbić i wejść na opuszczoną platformę trapu patrolowca. Wziął głęboki oddech i zdał się na Moc. Później zatknął blaster za pas i przełożył nogi przez dziurę, potem poszła głowa, na końcu ręce. Corran poczuł na twarzy świeży powiew wiatru, a do jego uszu dobiegły odgłosy miasta, od czasu do czasu uzupełnione o pojedynczy strzał z działa laserowego. To Eskadra Łotrów eliminowała kolejne stanowiska ogniowe. Nie było jednak teraz czasu na zastanawianie się nad sytuacją; Horn opuścił się powoli na rękach, szukając nogami gzymsu. Kiedy go znalazł, oparł się nań, po czym natychmiast odbił się od niego, wspomagając swój skok Mocą. Po chwili był już na trapie.
- W środku są liny!- krzyknął do niego Boba. Corran nie czekał na dalsze instrukcje łowcy nagród, tylko od razu wbiegł na pokład. Czwarta skrytka od lewej, dolna półka. Corran nie wiedział, skąd wie, gdzie szukać, kierował się intuicją. Otworzył wskazaną szafkę: są! Natychmiast pobiegł w stronę trapu i rzucił Bobie końcówki dwóch lin, ze swojej strony przywiązując je do hydraulicznych dźwigarów podestu. Mocnym szarpnięciem upewnił się, że węzły nie puszczą, po czym dał znak Fettowi, że wszystko w porządku.
Pierwszy przeszedł admirał Ackbar. Nieprzyzwyczajony do takich karkołomnych akrobacji, musiał być cały czas asekurowany przez Ooryla, który to podążał zaraz za nim. Kiedy obaj byli już na pokładzie „Slave’a I”, z dołu rozległy się strzały. To straż więzienna wypadła na lądowisko, a widząc, że nad ich głowami unosi się wrogi obiekt, rozpoczęli ostrzał. Ze względu na zwiększone niebezpieczeństwo, następni przeszli generałowie Cracken i Bel Iblis, ubezpieczani z góry przez Wedge’a i Corrana; obaj panowie odpowiedzieli ogniem na agresję strażników. Kiedy Beli Iblis i Cracken byli już na trapie, dołączyli się do kanonady w stronę lądowiska, a za przejście nad około pięćdziesięciometrową przepaścią zabrał się Wedge. W pewnym momencie jedna z blasterowych błyskawic musnęła go o milimetry. Antilles zachwiał się niebezpiecznie i byłby upadł, gdyby Corran nie utrzymał go przy użyciu Mocy. Wedge posłał przyjacielowi wdzięczne spojrzenie i ruszył dalej, bez większych problemów docierając do trapu.
Kiedy Wedge stał już bezpiecznie na podeście, odwrócił się i zauważył, że Boba nie wspina się po linach, tylko stoi na gzymsie i majstruje przy swoim naręcznym panelu. Po chwili „Slave I” zaczął powoli opadać w dół, a Wedge spojrzał na Corrana, niewiele rozumiejąc. Nie było jednak czasu na tłumaczenia; strażnicy wciąż pluli w nich ogniem. Wedge postanowił więc jeszcze raz zaufać Fettowi i kilka razy odpowiedział napastnikom pięknym za nadobne.
W pewnym momencie, kiedy „Slave I” był już niecałe piętnaście metrów nad płytą lądowiska, Wedge spostrzegł kątem oka blado-seledynową masę, spadającą obok. Owa masa, która okazała się być Bobą Fettem, w pewnym momencie włączyła silniki odrzutowe i gładko wylądowała na platformie poniżej... dokładnie wśród strażników. Wedge już myślał, że przeciwnicy zjedzą Fetta żywcem, ale łowca nagród z prędkością dźwięku, zdumiewającą jak na jego wiek, zaczął pluć po nich ogniem ze swojego karabinu blasterowego. Po chwili doskoczył do niego Corran i obaj, plecy w plecy, systematycznie trafiali kolejnych strażników promieniami ogłuszającej energii. W tym samym czasie patrolowiec klasy Firespray Boby osiadł na płycie lądowiska, a jego pasażerowie sypnęli w stronę wrogów gradem blasterowych błyskawic. Zaskoczeni strażnicy padali jeden po drugim w podobnym do traumy bezruchu, wszyscy wywrotowcy zdawali sobie jednak sprawę, że w każdej chwili mogą przybyć następni. Dlatego nie tracąc czasu wypadli z patrolowca i pognali w stronę swoich myśliwców, natomiast Boba w trzech susach wskoczył do swojego Firespray’a. Ledwo zamknął trap i uruchomił osłony, z więzienia wysypała się kolejna gromada strażników, plując ogniem w maszyny buntowników. Boba szybkim ruchem wyświetlił na bocznym ekranie stan uszkodzeń, jakie otrzymał jego statek podczas akcji przy ścianie. Rezultat diagnozy był zadowalający, dlatego łowca nagród nie przejął się nim zbytnio, całą uwagę poświęcając odlotowi „Slave’a I”. Z admirałem Ackbarem i generałami Crackenem i Bel Iblisem na pokładzie.
- Fett, mamy towarzystwo.- rozległ się przez komlink głos Wedge’a, który już mknął po niebie swoim X-Wingiem - Eskadra T-Wingów na wektorze pięćdziesiąt dwa koma trzynaście. Nie nawiązuj walki, jesteś dla nas zbyt cenny!
- Wiem o tym, Antilles.- rzucił Fett spokojnie - A wy najlepiej zrobicie, jeśli opuścicie planetę, zanim podniosą się tarcze.
- Wzajemnie, Fett.- odparł Wedge.
- Ma rację.- rzekł Bel Iblis, stojący za plecami Boby - Jeśli zamkną nas na Coruscant, będziemy skończeni.
- Nie martwiłbym się tym zbytnio.- rzucił Fett, zwiększając ciąg. „Slave I” posłusznie pomknął po elipsie w stronę przestrzeni kosmicznej, lawirując między okrętami towarowymi znajdującymi się na orbicie. Boba obliczył szybko współrzędne skoku i, nie martwiąc się towarzyszami z Eskadry Łotrów, ustalił szybko wektor wejścia w nadprzestrzeń.
- Do zobaczenia na miejscu, Antilles!- rzucił przez komlink Fett i nie czekając na odpowiedź, wskoczył w hiperprzestrzeń. Wedge jednak nie zawracał sobie głowy utrzymywaniem dialogu z nieobecnym już łowcą nagród.
- Tycho, masz ten wektor?- spytał zamiast tego.
- Mam.- rzekł Celchu - Już wam go przesłałem. Skaczemy?
- Skaczemy.- zgodził się Wedge, i, odwracając się od ścigających ich T-Wingów, ruszył we wskazanym przez komputer pokładowy kierunku. Po chwili dwanaście maszyn typu X, naśladując ruchy „Slave’a I”, pokonało barierę światła, do czego niezdolne były ścigające ich myśliwce klasy T.
Eskadra Łotrów dokonała przewrotu.
Rozdział 16
- Więc mówię wam, panowie, Nowa Republika nic już nie może.- głos sędziwego Durosa odbił się głośnym echem w barze portowym „Trebuchet”, na Nadarin City, jednym z sześciu kosmicznych miast orbitujących wokół planety Duro. Lokal był prawie pusty, jeśli nie liczyć grupki Anomidów, kilku Twi’leków, dwóch czy trzech Cheevinów, paru Niktu, Zeltrona i ośmiu pilotów rasy Duro w jednej z przyciemnianych nisz w tym dość abstrakcyjnym, obitym drewnem barze. Poza tym w sąsiedniej alkowie, tuż obok sędziwego Durosa i jego podchmielonych towarzyszy, siedziało trzech Wędrownych Protektorów.
Cyryl, Drogdon i Llegh przybyli do Nadarin City, największego orbitalnego miasta Duro, dopiero dwa dni temu, ale już zdążyli się zorientować, że nie jest to tylko punkt przerzutowy dla przesyłek z Pakrik Major. Po pierwsze, nie jest to w ogóle punkt przerzutowy; transporty z rolniczego układu nie opuszczały Duro, lecz były magazynowane w jakimś nieznanym miejscu. Po drugie, planeta była chyba największym w galaktyce ogniskiem sprzeciwu wobec poczynań Nowej Republiki po ogłoszeniu stanu wojennego. Protektorzy mogli to jeszcze zrozumieć; traktowany marginalnie i wyniszczony świat, który przecież zrodził najlepszych nawigatorów i pilotów w galaktyce, miał prawo domagać się należytego traktowania. Mimo to nikt nie spodziewał się aż takiej opozycji, bunt niemal wisiał w powietrzu. Drogdon, Llegh i Cyryl czekali teraz na kogoś kto miał wyjaśnić im, o co w tym wszystkim chodzi.
- Na twoim miejscu byłbym ostrożniejszy.- ostrzegł inny Duros, wysoki młodzian o nieco bledszym odcieniu swojej szarej skóry - Wyrażanie głośno takich opinii może ci nie wyjść na dobre.
- Daj spokój.- żachnął się starszy Duros - Republikanie mają inne sprawy na głowie, niż przejmowanie się kimś takim, jak ja. Słyszycie, Nowa Republika nic mi nie zrobi!- ostatnie zdanie wykrzyczał prosto w salę.
- Przepraszam, że się wtrącę,- Llegh Krestchmar odwrócił się w stronę sąsiadów - ale dlaczego sądzi pan, że Nowa Republika jest bezradna wobec pana?
- Pomyśl, chłopcze, przez chwilę.- odrzekł Duros - W tym momencie na Zewnętrzniakach takich, jak Duro, nie ma ani jednego republikańskiego żołnierza. Obserwatorzy również polecieli na Bliźniacze Światy, zostawiając resztę Corelliańskiego Sektora samemu sobie. A nasze wojsko też jest do niczego! Spójrzcie tylko na doniesienia z reszty galaktyki. Darth Vader prze do przodu i nikt nie może go powstrzymać, a nasi nie potrafią nawet zniszczyć nieruchomego i bezbronnego kloca, jakim było Galaktyczne Działo!
- Przecież Galaktyczne Działo zostało zlikwidowane.- sprzeciwił się Llegh.
- Gówno prawda! Samo się zlikwidowało! Co z tego wynika? Nasza armia jest tak nieudolna, że nie potrafi przejąć ani zniszczyć tak banalnego celu! Wniosek: jesteśmy zostawieni samym sobie!
- Niewesoło.- skomentował półgłosem Llegh, odwracając się z powrotem do swojego stolika.
- A będzie jeszcze gorzej.- dodał Cyryl - Z tego, co udało mi się ustalić, podobnie jak ten koleś myśli większość mieszkańców Duro, a prawdopodobnie także wielu mieszkańców Nowej Republiki.
- Czyli kryzys.- powiedział Drogdon Kitro - Darth Vader jest istotnie geniuszem strategii. Nawet niewątpliwe zwycięstwo potrafi przemienić w propagandową klęskę.
- Ale przecież Vader nigdy nie okazywał talentów manipulacyjnych.- zauważył Cyryl - Zawsze preferował brutalne rozwiązania.
- Nie zapominaj, że jest Mrocznym Lordem Sith. Ma wiele talentów, których mogliśmy jeszcze nie poznać.- przypomniał Drogdon.
- No dobra,- rzekł Llegh, by zmienić temat, patrząc na chronometr - długo jeszcze mamy czekać na tego twojego informatora?
- Jeszcze trochę.- obiecał Drogdon - Bądź cierpliwy.-
Na planecie Roon nie istnieje pojęcie dnia i nocy. A przynajmniej nie w taki sposób, w jaki rozumie je większość galaktyki. Dla normalnych mieszkańców wszechświata dzień i noc to pojęcia z zakresu definiowania czasu; dla grupy ludzi zamieszkujących Roon jest to jednak pojęcie terytorialne. Pół planety jest bowiem pogrążona w wiecznym dniu, a pół w nocy.
Zasada pierwsza wszystkich infiltratorów galaktyki brzmi: na planecie docelowej ląduj zawsze pod osłoną nocy. Reguła ta nie dotyczy jednak Infiltratorów Sith.
Niewidzialny myśliwiec typu TIE Phantom przemknął bezgłośnie nad surowym globem, schodząc po łuku w stronę jednej z wiosek, położonej w szarej strefie pomiędzy wiecznym dniem a nieskończoną nocą. Jej mieszkańcy jeszcze nie doszli do siebie po wydarzeniach, jakie miały miejsce na planecie niecałe dwa miesiące temu, chociaż z całej siły próbowali wrócić do normalnego trybu życia. Co nie było łatwe; wszak przez ponad dwadzieścia lat mieszkańcy całego Roon pozostawali pod mentalną kontrolą Witiyna Tera.
To właśnie Witiyn Ter był podstawowym powodem, dla którego TIE Phantom będący Infiltratorem Sith przemierzał właśnie przestworza.
Rov Firehead nie był dobrym pilotem. Właściwie potrafił tylko tyle, aby nawiązać jako-taką walkę z przeciętnym przeciwnikiem, albo żeby samodzielnie podróżować po galaktyce. Wiązało się to z tym, że osobliwy Ho’Din raczej nigdy nie poświęcał czasu na zgłębianie tajników pilotażu, znacznie chętniej ćwicząc walkę na miecze czy też doskonaląc użycie Mocy. Jedną umiejętność wszak musiał posiąść, kiedy Darth Vader podarował mu Infiltratora Sith: była nią bezbłędna orientacja.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,60 Liczba: 15 |
|
Lord Brakiss2006-03-24 16:47:38
Świetna. Końcowa bitwa extra!!! MIsiek moje gratulacje, Szkoda że nie było Widm
jedi_marhefka2006-01-28 00:00:50
No Michał co tu dużo pisać. Po prostu jesteś wielki!!!!! świetny tekst.
Edi2005-09-24 19:49:53
Świetna kontynuacja.Co tu dużo gadać.10/10.Opowiadanie przewyższa nie jednego e-booka i Michał Wolski powinien pisać dla Star Wars...bo się do tego nadaje.
starwarsowiec2005-05-04 21:09:30
nie mogę tego ściągnąć:(Bardzo byłbym wdzięczny gdyby ktoś mi to wysłał na adam_n1@o2.pl
NIECH SIE KTOŚ ZLITUJE!!!
Carno2004-08-19 00:20:34
Z recenzją poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 10.
Taag Bha Den Fell2004-07-13 10:38:23
Genialne opowiadanie, daje 10
Admirał Raiana Sivron2004-06-13 21:19:01
Artydzieło, świetnie się czyta, ciekawa fabuła, nie mogłam się oderwać.
Anor2004-05-19 02:18:37
WSTĘP
Na początek chciałbym powiedzieć, że poniższa recenzja może zostać odebrana jako mocno krytyczna. Wiem, że dostałeś na razie prawie same dziesiątki jako oceny, jednak inni oceniali to, co napisałeś jako Fanfic, ja za to piszę tę recenzję jako recenzję pełnoprawnej książki, co więcej w ocenie kieruje się kryteriami jakimi kieruje się w ocenianiu książek zatwierdzonych przez LocasBooks, dlatego weź to pod uwagę, ze na samym początku stawiam cię na nobilitowanej pozycji, która to pozycja pociąga za sobą odpowiednie wymagania i oczekiwania. Poniżej opisuje kwestie, do których ma jakieś zastrzeżenia lub które chcę pochwalić. Rzeczami oczywistymi nie zawracam głowy.
FABUŁA
Jak pewnie każdy czytelnik zauważyła fabuła jest wyjątkowo rozbudowana, wszystkie wydarzenia koncentrują się wokół kilku wątków, które się między sobą co jakiś czas przeplatają. Tu przychodzi mi na myślę konwencja Zahnowska pisania powieści gdzie właśnie jest podobnie. Wokół każdej postaci zbudowana jest jakaś historia, każda z nich ma coś ciekawego, swojego i wyjątkowego jako wkład do wydarzeń fica. Oczywiście są to wszystko słowa pochwały, gdyż zbudować tak zawiła fabułę i jednocześnie na nią zapanować zarówno sensie pisarskim jak i logicznym układzie wydarzeń, to naprawdę wielka sztuka. Mimo to wydaje mi się że są momenty gdzie Miśku trochę przesadziłeś. Momentami zbyt wiele jest bohaterów, nazwisk, miejsc, planet, za często zmienia się miejsce akcji. Wszystko to powoduje że czytający przynajmniej do momentu kiedy nie zapanuje nad całością może się gubić w całości. Można to oczywisice postrzegać dwojako, gdyz niejeden powie że ten ogrom szczegółów nazwisk i miejsc to wielki plus. Owszem plusem jest ale jeśli się nad ty panuje. Ja uważam, zę ty nad tym zapanowałeś, jednak wyczuwałem momenty kiedy Ty jako pisarz wiedziałeś o co chodzi a czytelnik niekoniecznie musiał się tak dobrze orientować.
SPÓJNOŚĆ
Wydarzenia opisywane w książce same w sobie są wyjątkowo spójne, to należy tobie przyznać. Co więcej powiem, ze wszystko co opisujesz charakteryzuje się z małymi wyjątkami dużą spójnością z EU (oczywiście nie mówię tu o NEJ która jest czymś przeciwnym). Powiem tak, że gdyby jakikolwiek autor zastosował tyle nawiązań do wydarzeń z EU co ty tutaj to byłby mistrzem świata. Nie wiem jak w tym wszystkim udało ci się zachować spójność, ale tutaj popisałeś się nie lada kunsztem, mimo ze utrudniłeś sobie prace poprzez to ze wszędzie próbowałeś wrzucić jakieś nawiązania. Sam się zastanawiałem czy czasami nie jest tego aż za dużo, bo momentami to wręcz tłumaczyłeś, co to było z tym osobnikiem, czy też statkiem czy też wydarzenia, które gdzieś tam zaistniało w jakimś komiksie lub książce. Mimo wszystko uważam ze tego za dużo nie było gdyż ja jestem maniakiem na wszelkie nawiązania. Tu masz wielki plus. Nie mówiąc już o tym, ze przypomniałem sobie wiele faktów z EU dzięki tej twojej pozycji.
FS a NEJ
Istotą twojej całej trylogii jest pokazanie alternatywy do Nowej Ery Jedi. Takie miałeś chyba założenie podczas jej pisania. Oczywiście zrealizowałeś to początkowe założenie, ale czy do końca w 100%? Ja powiem, ze nie. Mimo wszystko nie wyzbyłeś się pewnych zaciągnięć NEJ które aż prawie Kolą w oczy. Nie świadczy to że to jest źle, ale po prostu aż miło zobaczyć ze jednak do końca NEJ nie negujesz. Nie mówię tu o samej kwestii Yuuzhan, która była bardziej rozbudowana w Pełnomocniku, ale bardziej chodzi mi o Ciemne Bomby, czy też Serum pozbawiające Mocy (toż drugi raz (nie licząc Ismalirów) po NEJ czytam że Jedi da się odciąć od Mocy, coś jak w przypadku kontaktu z Yuuzhanami). Musze powiedzieć, że jak czytałem twe liczne wypowiedzi na forum, szczególnie w wiadomym temacie sporu w kwestii NEJ, to obawiałem się że kolejne części twej trylogii będą bardziej atakowały całą serię o nowych najemcach spoza galaktyki, tu jednak okazało się ze potraktowałeś całą serię NEJ dość delikatnie. Powiem więcej, nawet mogłaby ona postępować po twej trylogii, co oczywiście zależy od tego jak rozwiąże się sytuacja w III Tomie twego dzieła.
AKAPITY I ROZDZIAŁY
Tu widzę pewien problem w twej książce. Jakoś nie mogę się dopatrzyć sensu podziału na poszczególne akapity tekstu, który nam prezentujesz. Podział jest jakbym to powiedział dość dowolny. Są momenty że nie wiedziałem nie doczytawszy się pierwszego imienia po zmianie akapitu gdzie jestem w jakim wątku? Ja tam polonistą nie jestem (ty tak), ale z mojego (niewielkiego) doświadczenia w czytaniu wynika to ze nigdy nie można zaczynać nowego akapitu/wątku od razu dialogiem! Dialog zwykle jest jakąś kontynuacją opisu akcji. U Ciebie niestety zdarzały się nowe akapity zaczynane od razu dialogiem, co więcej były to nowe wątki. To powodowało, ze mijało trochę czasu zanim zorientowałem się gdzie ja w ogóle jestem. Kolejna sprawa to kwestia podziału rozdziałów. Nie widzę tu jakiejś zachowanej logiki oprócz czysto matematycznych działań polegających na tym, że co którąś stronę musi być nowy rozdział. Tu podobnie jak z akapitami masz takie same problemy jak Stover, którego bardzo cenię jako pisarza, ale w dzieleniu topików to on jest słaby. Właśnie u Ciebie podziały na rozdziały kuleją. Nie można oczywiście generalizować, jednak zdecydowana większość kończy i zaczyna się w miejscach gdzie to nie powinno się dziać. To wszystko jednak jest wyższa szkoła jazdy i jak widzisz to nawet w moim mniemaniu najlepsi sobie z tym nie radzą:P
SZYSTKO W JEDNYM
Już wspominałem o kompletności twojego opisu już pisałem jak rzetelnie nawiązywałeś do EU wtedy Cie chwaliłem, teraz muszę lekko zganić, ponieważ to pokazanie wszystkiego jest jakby trochę na siłę. Początkowo mamy ciągle wspominane osoby, które gdzieś tam sie przewijały w EU i to jest super, potem na to pojawiają się wszystkie super bronie i wynalazki, jakie znamy z SW, fajnie ze wreszcie są wszystkie. Potem znowu spotykają się one w jednej bitwie gdzie należy powiedzieć, że to tez dobra sprawa, bo dodaje realizmu ze walka miedzy dwoma galaktycznymi mocarstwami odbywa się pomiędzy wszelkimi ich zasobami, a nie tylko dwoma niszczycielami na przykład. No, ale na koniec jest ten Luzgan który w sobie ma wszystko zewsząd. To już trochę przegięcie. W całej książce jakbyś chciał pokazać swą wielką wiedzę o SW i wcisnąć każdy wynalazek każdą ogromną machinę. Nie wiem na ile taki barokowy przepych jest potrzebny.. Subiektywnie patrząc zdania mogą być podzielone, ja uważam jednak ze można by być skromniejszym.
MINUSY OGÓLNIE
Poniżej wypisze w wypunktowaniu moje zastrzeżenia i wątpliwości, czyli ogólnie minusy, jakie widzę w książce (oczywiście jest to moje subiektywne podejście):
- Edycja. Zdecydowanie brakuje mnóstwa przecinków i w ogóle kwestii interpunkcyjnych, dodatkowo widać ze korekta była sporządzana w oparciu o słownik Wordowski, a poprzez czytanie, gdyż SA (szczególnie zaimki), które istnieją a nie powinny być w danym miejscu np. zamiast "za" masz "a".
- już o tym wspominałem w fabule, ale trochę momentami dużo bohaterów oraz nazw, co nie pozwala czytelnikowi skupić się na fabule a wymusza koncentrację na tym o kim w ogóle to jest pisane, z czasem czytania jak powiększa się wiedza czytelnika to się zmienia, jednak początek jest trudny. Mimo to to chyba nie do końca twoja wina, bo gdyby czytać cięgiem poszczególne tomy byłoby inaczej.
- humor. No właśnie nikt od ciebie nie wymaga żebyś walił gaga za gagiem, jednak u Ciebie w książce nie ma tego praktycznie w ogóle. Tu naprawdę by się coś przydało humorystycznego gdyż zwykle w SW (Już tradycyjnie począwszy od filmów) mamy z tym do czynienia.
- Kwestia niewiedzy Karrde. Nie wiem, czemu tak mocno wyolbrzymiłeś kwestię niewiedzy Kardde o EL podczas jego wizyty na radzie kolaborantów wojennych? Ten człowiek w EU zawsze kojarzył się z kopalnią wiedzy i zawsze coś miał do powiedzenia, choćby jakąś dobrą wskazówkę. No a ty zrobiłeś tak ze on nie wiedział nic. Przydałoby choćby coś mu dąć powiedzieć, co mogłoby naprowadzić NR na jakiś trop. Przecież taka potężna organizacja jak EL nie ma szans pozostać niezauważona przez najlepszego informatora w galaktyce!
- Clonemade. Po wiersze sam pomysł na nazwę ośrodka z odwrotnością prawdziwej nazwy jest dość mega banalny i mogłeś wykombinować coś oryginalniejszego, ale to w sumie szczegół, bardziej interesuje mnie jak w całym tym ośrodku (stacji na wodzie) dwa Ismaliry mogły tak skutecznie blokować tylu Jedi? Bo Jedi już czuli blokadę zanim weszli do wody. A kolejna kwestia, co do akcji w tym samym miejscu, to opis kabla i Kyle Kattarna po nim buszującego. Momentami wydaje mi się ze popadałeś w pewną przesadę w opisywaniu niektórych szczegółów i tak właśnie zrobiłeś z tym kablem, po którym wspinał się KK. Według mnie to straszny szczegół i lepiej skupić się na czymś innym co może zostało potraktowane po macoszemu (jakaś bitwa itp.).
- Kamino i klonowanie. Tu zasadnicze pytanie bo nie wiem jak w ogóle Kamino nie mogło zostać odkryte przez tyle lat jako miejsce klonowania od CW przez Nową Republikę? Toż to bardzo dziwne że w ogóle cały czas kaminoanie mają możliwość do klonowania, po tym jak oni stworzyli armię która samą nawet nazwą zasłynęła w jednej z największych wojen w historii galaktyki.
- Wiadomość. Czy nie wydaje ci się, ze rozmowa Landa z Lukiem na otwartym kanale o fakcie przybycia wywrotowców nie była zbyt ryzykowna skoro wywrotowcy wcześniej musieli się tak szczegółowo ukrywać? Odobnie zresztą jest z puszczeniem przez Kardde'go poprzez Holonet wiadomości o przyszłym ataku na Exaphi? Trochę to dla mnie słabe taktycznie żeby wyjawiać przeciwnikowi, że wie się o jego planach.
- Był moment podczas bitwy nad Exaphi że mówiono że w ogromie ogółu walki statków i myśliwców przybycie Hana i Boby miałoby coś zmienić pomóc i przechylić na szalę NR. Wiesz, demonizowanie ich możliwości może odbywać się owszem, jednak na inną skalę bitwy a nie w takim wymiarze jak to zaprezentowałeś w swojej powieści. Oni g.. mogli zrobić dla powodzenia całej bitwy, tak mi się przynajmniej wydaje.
- Horn - gdzieś tam napisałeś ze posłużył się telekinezą. On przeciecz nie umiał tego robić, zawsze maił z tym problemy i w końcu stwierdzono, że nie ma do tego predyspozycji za to ma wielkie możliwości w zataczaniu fałszywych wizji przed innymi. No chyba, że się mylę.
- Oko/Vacuum. Całą powieść czytam wielkie peany w kierunku tych dwóch wspaniałych jednostek, ciągle każesz się spodziewać ze to, co się stanie na koniec będzie czymś wyjątkowym. Na koniec jednak okazuje się, że starcie między tymi OGROMAMI trwa zaledwie kilka minut a w opisie książkowej jeszcze krócej, za to o kablu w Clonemade czytamy również przez pięć minut??? Coś chyba nie tak. No a oprócz tego ze opis był skąpy to obie tak wielkie jednostki zniszczone zostały w dość banalny sposób.
- Lugzan. Trochę przegięcie i tona sam koniec.. on jakby był połączeniem wszystkiego co najlepsze. wiesz jest takie powiedzenie, ze coś co jest do wszystkiego zawsze jest do niczego, więc mam nadzieję że nie odegra żadnej roli w kolejnym tomie:P
PLUSY OGÓLNIE
TO samo, co z minusami:
+ "dupa" i inne "wali" są to wulgaryzmy, których oczywiście nie spotykamy w książkach (zwykle). Można postrzegać je pozytywnie lub negatywnie. Ja generalnie jestem za tym by naturalizować wszystkie książki i nie wierzę że jakiś tam Jedi nie 'zakurwił' sobie pod nosem jak zobaczył na przykład ogrom przeciwnika. Dlatego stosowanie takiego słownictwa jest dla mnie pozytywem, nie wiem jak dla innych.
+ Ogrom szczegółów które nam prezentujesz jest bardzo pozytywny z punktu widzenia przypominania sobie przez czytelnika czegoś co tam kiedyś czytał. Ja sobie to bardzo cenię, gdyz przypomniałem sobie niejedno nazwisko i nazwę, którą miałem już kiedyś tam przyjemność poznać a zapomniałem lub nie potrafiłem jej połączyć z żadnym faktem.
+ Emocje Boby. Bardzo podobało mi się ukazanie Boby wreszcie jako człowieka, który posiada emocje i je artykułuje. To było super, poza tym sama jego śmierć była dobrym posunięciem, jednak fakt iż pośrednio zginął poprzez to ze zahaczył się o pelerynę w kabinie swojego Slava jest mega banałem i to mi się już aż tak nie podoba..:)
+Wielkość flot. Wreszcie ktoś opisał prawdziwie realistyczną bitwę w kosmosie! Dotychczas tego nie meiliśmy chyba. Ciągle tylko było tak, ze spotykały się dwie floty oparte o kilak niszczycieli a tu nagle mamy prawdziwie ogromne floty z wielką różnorodnością statków,. To naprawdę jest realistyczne i godne pochwały. Mimo to ilość i ogrom tych flot a szczególnie różnorodność najwspanialsze zabawki trochę ogranicza tę realność.
+ Smeagol. Tu chodzi o to co wspominał Ricky o rozterkach Anakina pomiędzy JSM i CSM i jego wewnętrznym rozdarciu. Tak pięknie tu nawiązałeś do konfliktu Smeagol/Golum. Wielkie plusy.
+ Na pochwałę zasługujesz sobie również dbałością o zgodność z techniką i w ogóle próba technicznego podejścia. Na przykład podobało mi się to ze podczas bitwy o Exaphi cześć statków ustawiła się w cieniu słońca systemu. Nie zawsze pisarze pamiętają o takich możliwościach.
+ Morale. To już w ogóle wodotrysk, którego mało w oryginalnych SW, mianowicie poziom morale żołnierzy. Wreszcie ktoś na to zwrócił uwagę. Byłem zauroczony jak po przybyciu wielkiej floty EL: żołnierze NR zaczęli wątpić w swoje szanse i Jedi zaczęli wyczuwać ich zachowanie. Tak właśnie zawsze powinno być, a nie że w książkach nam Pisza o niewiadomo jakim bojowym podejściu żołnierzy! Bądźmy realistami, nie każdy jest super herosem!
+ Historia Brakissa. W ogóle bardzo podoba mi się jego historia, wręcz powiedziałbym ze jest ona wzruszająca. Niedobrze chłopak się tak nawrócił, to jeszcze wielką miłość znalazł. Prawdziwy z niego szczęściarz.
+ Nawiązania. Wielkim plusem są również liczne nawiązania do EU oraz filmów. Sam już pisałem ile wspominasz realnych postaci EU ile z nich tłumaczysz, jak to pozwala przypominać sobie fakty, ale według mojej opinii także nawiązujesz do filmów i takim przykładem na to jest 'wycieczka' Jacena z Danni rydwanie, kiedy on ochrania ją blokując strzały mieczem świetlnym a ona ładuje z blastera. Toż to Padem i Ani z Areny na Geonosis!
VADER
Kim on jest? No ja czytając i analizując FSa doszedłem do wniosku ze ty wymyśliłeś sobie ze było naprawdę dwóch Vaderów! Nie wiem czy klony czy cokolwiek. Mimo to Słowa przekonanego Kyle jakoby by on prawdziwy zmuszają mnie do takiego myślania! Za to Luke mówi że czuł coś innego w jego obecności! Na to wszystko należy jednak dodać ze Kir Kanos także mówił że to jest ten Vader co mu zadał bliznę na twarzy. Rozumieć należy przez to ze Vader rzeczywiście jest tą osobą która pojawiała się nam kiedyś w EU, ale nie w filmach, bo może było ich dwóch! Skoro Imperator mógł mieć klony to czemu nie Vader? A może to nie klony.
REASUMACJA
Stworzyłeś wielkie dzieło, tego się nie da ukryć Miśku! Jest ono na tyle wielkie, że nobilituje do oceniania w kryteriach książki, a nie fica. Gdybym miał napisać, jaką oceniam twe dzieło jako fica to dałbym mu 10 po kilku stronach czytania, jednak, jeśli patrzę prze ostrzejsze kryteria książkowe to zapodam 8,5/10. I usytuuje twą książkę w bloku książek o stylu zahnowskim na poziomie, który można powiedzieć dorównuje 'nowej' trylogii Hana Solo. Tak by widział te twe dzieło. Mam nadzieję ze się nie pogniewasz, że momentami byłem ostry w ocenie, ale takie już przyjąłem założenia. Życzę weny na kolejne twe dzieła.
Ricky Skywalker2004-05-16 18:30:13
Więcej uwag na Forum, tu zatem w skrócie:
Ogólnie książka jest bardzo dobra, ale nie wystrzegłeś się błędów:
- Znów różnorakie błędy w pisowni, stylistyczne, interpunkcyjne itp., które można było poprawić przez te pół roku czekania na umieszczenie na Bastionie.
- Wykorzystujesz tu niektóre wątki z NEJ (choć cały czas usilnie ja negujesz), ale właśnie nie trzymasz spójności w sprawach takich, jak choćby wygląd Duro, czy też nawet mapa galaktyki (choć sama w sobie jest niezłym pomysałem w kontekście całej książki, nie jest z godna z oficjalną - w każdej książce NEJ oraz w Przewodniku po Chronologii mamy takową, i tam wyraźnie widać, że Korelia i Duro są w zupełnie innej części galaktyki, niż Adumar).
- Borsk leci z Coruscant na Korelię tak wolno, że nawet odpowiednio zmotywowany pilot TIE (bez hipernapędu!!) by go przegonił :D
- Anakin też zbyt potężny jest.
- I jeszcze pewna niekonsekwencja, która pojawiła się na samym końcu: skoro Ackbar nie chciał i nie mógł zostać znów Głównodowodzącym, ponieważ był wyjęty spod prawa, to jakim cudem Bel Iblis nim został??
Ale co ja się będę czepiał... te minusy wcale nie muszą wpłynąć na ocenę końcową, bo przeważą je PLUSY:
+ Teksty (i narracja, i dialogi)
+ Anakin-Gollum
+ Boba Fett(ogółem; nawet nie wiesz, jak wzruszyła mnie jego śmierć)
+ Te wszystkie okręty!! Jeszcze tylko Eclipse`a III brakuje w panteonie superniszczycieli
+ Spora rola Mary (jak mi ją zabijesz w ŚT to... ;-))
+ Zaczątki Sojuszu Galaktycznego (współdziałanie NR, Imperium i KH )
+ Nawiązania do DE - Howlrunnery, Vipery, Droidy Cienia i przede wszystkim VACUUM - oj to też było miłe zaskoczenie - Republikański Devastator!! :)
+ Duża rola Łotrów (dla jeszcze lepszego obrazu powinieneś w ŚT wprowadzić Widma ;-))
+ ZAKOŃCZENIE!! Goraco wierząc, że tą osobą był Boba, pomijam wszystkie wypisane wcześniej minusy i
wystawiam FINALNEMU SKOKOWI ocenę 10/10 :)
Shedao Shai2004-04-25 19:47:43
Otas...mówiłeś, że FS jest ŚWIETNY. A nie możesz mu dawać 9 tylko dlatego, że w/g ciebie ŚT będzie lepszy...są na tym forum ff znacznie gorsze, a mające wyższą ocenę...nie można porównywać FS i PS z resztą, one już automatycznie są lepsze!
Otas2004-04-23 09:23:26
no widocznie to jakaś tajemnicza ręka daje ocene.. a nie bastionowicze :) .. hihih.. Moc tak widocznie chciała.
Szedałku... ja dałem 9 :P.... ale mam nadzieje że dosyć jasno się wytłumaczyłem w komentarzu .. :)
Shedao Shai2004-04-09 09:39:32
Powiem tak: trudno jest, żebym bronił uparcie serii, z której ostatnio nową książkę czytałem we wrześniu, czyli 8 miechów temu... tym bardziej, że są pokusy, które powoli zmieniają moje upodobania (PS, FS, komiksy z Republic)
Misiek2004-04-08 20:19:23
Hmmm.... Yuuzhanin broniący negacji NEJ... intrygujące :->
Shedao Shai2004-04-07 14:14:29
Mija się z prawdą...taaa...Wódz przemówi:
FINALNY SKOK MIAŁ, MA I BĘDZIE MIAŁ OCENĘ 10, NIEZALEŻNIE CZY TAK MYŚLICIE :P A jak ktoś zamierza postawić niżśzą ocenę, to niech najpierw dobrze zastanowi się nad swoim życiem.....bo Wódz przyjdzie, i odwiedzi go z amphistaffem.
Jacyś chętni? Nie? Nie widzę! Pan z tyłu? O, naprawdę? Dobrze, jak Pan sobie życzy....zaraz porozmawia Pan z bezpieką Yuuzhańską....może jednak zmienilby Pan zdanie?
Misiek2004-04-04 19:41:59
W takim razie to jakiś burak. Miło wierzyć, że ma się dyszkę, ale skoro to się mija z prawdą...
Darth Fizyk2004-04-04 13:42:53
Misiek, przy moich opowiadaniach też Czytelnicy dają oceny różne (tak piszą), a ocena i licba głosującyh cały czas taka sama ;)
Misiek2004-03-31 15:07:55
hmmm... dałeś 9, a średnia ocen wciąż jest 10. Ktoś dał 11?
Otas2004-03-30 14:17:07
Mnie ciekawi... ja przeczytałem :D Po lekturze Pełnomocnika byłem pewien nadziei związanych z FS a także częściowo obaw ze jednak Misiek nie utrzyma poziomu tomu I... i cóż mam powiedzieć?? ... hehe.. powiem na końcu :P
Kolega skomentował 2 pierwsze tomy w następujący sposób: "Vader, Kir Kanos, SSD, pełno bitew kosmicznych ... jakby jeszcze był Thrawn to bym miał orgazm" :) No cóż .. moje priorytety nie sa akurat tak ustawione jak jego ale przyjemność czytania FS jest naprawde olbrzymia. Jeszcze wczoraj mówiłem Miśkowi ze z braku czasu czytam ledwo 10 stron co wieczór ... hmm wczoraj jednak wydazenia mnie tak wciągnęły że siedziałem w nocy tak długo aż doczytałem książke do końca ..
Nic tylko brać i czytać (a raczej pochłaniać)... aha... no i ocena... no cóż tu mam dylemata (nie mylićz dyplomatą).. czy dać od razu 10??.. ponieważ jest to naprawde njedna z najlepszych książek jakie czytałem (a e-book to napewno jest numero uno) ... czy może 9 a 10 zarezerwować dla tomu III? Mam nadzieje Miśku, że nie będziesz zły za obniżenie średniej oceny :) .. daje 9 a ten jeden pkt. trzymam na przyszłość :D
PS. I nie rzebym cie gonił... ale pisz żesz szybciej tom II bo chce wiedzieć jak się wszystko skończy.. i jak jest naprawde z Vaderem :)
Misiek2004-03-22 17:49:31
Oj, Fizyku, Fizyku... w założeniach Siedziba Egzekutora ma negować NEJ (a przynajmniej Pełnomocnik tak robił), więc przyjmij, że Yuuzhanie powymierali w przestrzeni międzygalaktycznej. W związku z powyższym: niektóre fakty odstają od NEJ, więc Irek siedział nie na Coruscant, ale z rodzicami na Roon. A Vader...he he ;-)))
Darth Fizyk2004-03-20 12:09:35
Misiek, jestem w trakcie czytania... znaczy się na 4 stronie :P
Tak się zastanawiam... którędy Yuuzhanie wejdą do Galaktyki... bo obok Belkadana rady nie dzadzą, ale w końcu znajdą inne wejście :P hmmm może przez Jądro z nad ekliptyki, albo spod? hmm?
Aha... przupomnijcie mi skąd się ten Vader wziął :P I Irek... :P
Misiek2004-03-18 15:17:43
Ktoś przeczytał, ktoś nie, ale ocena w tym okienku na górze jest wysoce mobilizująca :-)
P.S. Można by było robić sztuczny szum wokół tego booka (autor jest w ciąży z Lepperem!!!) ale po co? Niech czytają ci, których to naprawdę ciekawi.
Shedao Shai2004-03-15 14:42:58
PDF jest........I CO??? PRZECZYTAŁ TO KTOŚ WIĘCEJ??
Mistrz Fett2004-02-12 13:55:08
Nie ma chyba określenia na ten e-book które oceniłoby go w 100%. To jest ARCYDZIEŁO i nawet Amber nie powstydziłby się go wydac (gdyby mógł :)).
A pdf... Ja go już zrobiłem i jest u Yako :P
Gemini2004-02-11 15:14:08
Nie moge przeczytac bo niie ma .pdf-a ;(( Dlaczego ?? Moze ktos zrobi e-book-a ?? Ostatecznie ja ;))
Shedao Shai2004-02-09 14:49:28
Ehem.......Dlaczego mam wrażenie, że "Skok" przeszedł praktycznie bez echa?!?! A nie powinien, nie powinien......
Karrde2004-01-09 17:43:44
Genialna książka. Zachęcam wszystkich do lektury. A dokładniejsza recka ze spoilerami jest na forum
Shedao Shai2004-01-07 21:58:23
Moje zdanie na temat tego ARCYDZIEŁA jest na forum, na stosownym miejscu.