Jednak obecny stan rzeczy właśnie do tych niecodziennych sytuacji należał. „Slave I” i Eskadra Łotrów lecieli zrobić coś, co zapoczątkuje pucz we Flocie Nowej Republiki.
Wieżowce centralnych dzielnic Imperial City z czasem usunęły się z horyzontu, ustępując miejsca kompleksom fabrycznym i przemysłowym. To tutaj, wśród hut, przetwórni i stacji transformatorowych, mieściło się coruscanckie więzienie. Chociaż słowo „więzienie” niezupełnie oddawało charakter owej instytucji. Było to raczej coś w rodzaju aresztu; tu trzymano drobnych miejscowych rzezimieszków, mało znaczące mendy z przestępczego półświatka, czasami więźniów politycznych, ale nigdy groźniejszych bandytów czy członków większych karteli. Dla nich było miejsce na planetach takich jak Akrit’tar, w placówkach o charakterze ściśle penitencjarnym. Niemniej jednak to właśnie tu, w tym więzieniu, trzymano admirała Ackbara i generałów Bel Iblisa i Crackena.
I to stąd trzeba było ich wydostać.
- Dowódco Łotrów, macie pozwolenie na lądowanie.- z głośników rozległ się głos oficera pełniącego w tym momencie funkcję zawiadującego ruchem powietrznym nad więzieniem.
- Dziękuję, przyjąłem.- odparł Wedge. Doskonale wiedział, że niczego nie ukryje przed swoją żoną, będącą szefową Wywiadu, dlatego wtajemniczył ją w swoje zamiary. Nie było to takim złym pomysłem, ponieważ Iella Wessiri Antilles, jako stronniczka admirała Ackbara, nie tylko poparła go całym sercem, ale także załatwiła kody i transpondery otwierające przed Eskadrą Łotrów niemal wszystkie grodzie na Coruscant i połowie Światów Środka. W tym i drzwi więzienia.
„Slave I” wdzięcznie opadł na lądowisko, a razem z nim zrobiły to cztery myśliwce Eskadry. Pozostałe maszyny podzieliły się na dwa klucze i rozpoczęły rutynowe manewry zwiadowcze dookoła gmachu. Natomiast piloci, których pojazdy osiadły na ferrobetonowym podłożu przed wejściem, nieśpiesznie je opuścili i ruszyli w stronę budynku. Wedge Antilles prowadził, krok w krok za nim szli Corran Horn i Boba Fett ze swoim karabinem BlasTech EE-3, a za nimi, wyposażeni w prywatne pistolety BlasTech DH-17, Ooryl Qrygg i Wes Janson. Strażnik przy głównych drzwiach, będący krępym osobnikiem rasy Elom, trochę się zdziwił, kiedy wśród ludzi posiadających akredytację niezbędną do wejścia na teren placówki karnej znalazł się mandaloriański łowca, lecz Wedge szybko i zgrabnie wytłumaczył mu, że główne dowództwo przydzieliło Eskadrze Łotrów jedynie pięć wejściówek, a więzień, którego mają eskortować, jest niezwykle niebezpieczny; stąd obecność Fetta.
- I zezwolono panu przebywać na terenie więzienia?- zapytał strażnik podejrzliwie.
- Jak stoi w akredytacji.- odparł Boba - Chcesz zadzwonić do sztabu i osobiście się o tym przekonać, czy może wreszcie otworzysz?
Elom przez chwilę patrzył podejrzliwie to na Fetta, to na Antillesa, to na pozostałych członków Eskadry, nie widząc w nich jednak nic podejrzanego, a dodatkowo mając świadomość, że oto stoją przed nim jedni z największych bohaterów Rebelii. Stwierdził więc, że w obecność Fetta z pewnością jest uzasdniona, i wrócił do notesu komputerowego.
- Dobrze. Cel panów?- zapytał służbowym tonem.
- Eskorta więźnia WT-546 do placówki karnej na Rebondo.- odparł Wedge bez mrugnięcia okiem.
- Kto podpisał akredytację?-
- Admirał Tarrant Perm, obecny Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Nowej Republiki.- powiedział Wedge, łapiąc się na tym, że słowo „obecny” zaakcentował trochę za mocno. Elom zdawał się jednak tego nie zauważyć.
- Dzisiejszy kolor dnia?
- Nadpomarańczowy.
- Dobrze.- strażnik nie podnosił wzroku znad notesu, cały czas coś wystukując - Mogą panowie wejść.- przejechał palcem po czytniku linii papilarnych przy drzwiach, wpisując jednocześnie kod wejściowy, w pewnym momencie jednak znieruchomiał, sztywniejąc, wpatrzony w ekran swojego notesu - Chwila, moment...- spojrzał na Wedge’a, nic nie rozumiejąc - Nie ma u nas więźnia o numerze WT-546!
- Dokończ wpisywać kod!- syknął Fett, czemu towarzyszył szczęk jego blastera tuż przy uchu strażnika. Łowca nagród doszedł do wniosku, że czas na podchody dobiegł końca - Inaczej wywiercę ci w głowie piękną, okrągłą dziurkę. Na wylot!
- Boba...- ostrzegł Corran, ale w tym momencie Elom rzucił się do umieszczonego na ścianie przycisku alarmowego. Fett zareagował błyskawicznie, strzelając ze swojego karabinu prosto w plecy strażnika. Wartownik znieruchomiał w locie i padł na ferrobeton, przez chwilę próbując jeszcze sięgnąć do przycisku, jednak po kilku sekundach ręka mu opadła, a sam Elom stracił przytomność.
- No to zgon.- podsumował Wes, odbezpieczając swój pistolet - Nie dokończył kodu.
- Zostaw to mnie.- odparł Corran, podchodząc do zamka. Przykucnął i skupił się na Mocy, zamykając oczy. Jego ręka przesunęła się nad klawiaturą, wciskając kilka przycisków w pozornie losowej kolejności, w rzeczywistości jednak kierując się subtelnymi niuansami Mocy. Nagle drzwi się rozsunęły, a w aurach obecnych zagościła ulga.
- Nie mamy czasu!- rzucił Wedge, uruchamiając swój przenośny zagłuszacz - Za chwilę ktoś zauważy strażnika i włączy alarm.
- Racja.- zgodził się Boba i razem z Antillesem, Corranem i Oorylem wbiegli do środka. Wes został przy drzwiach jako ubezpieczenie.
Czwórka wywrotowców szybko wpadła w korytarz, na szczęście dla nich pusty. Biegiem pokonali dwa pierwsze zakręty, kierując się ku windom. Mieli szczęście; nie spotkali ani jednego ze strażników, a ponadto nikt nie wszczął alarmu. Gdy za zakrętem pojawiły się wejścia do wind, Wedge szybko wklepał w klawiaturę obok jednego z nich odpowiednią kombinację przywołującą platformę hydrauliczną, która miała zabrać ich na poziom z celami admirała Ackbara i generała Crackena.
Tu jednak po raz pierwszy dopadł ich pech. Kiedy winda dojechała na ich poziom, jej drzwi się rozsunęły i wyszło z nich dwoje strażników rasy Twi’lek. Zrobili dwa kroki do przodu i znieruchomieli zaskoczeni, widząc przed sobą mandaloriańskiego łowcę nagród i trójkę uzbrojonych pilotów. Odruchowo też chwycili za kabury, za późno jednak. Ooryl postrzelił jednego z nich ze swojego blastera, ustawionego na ogłuszanie, a Boba wyeliminował drugiego, uderzając go ciężką kolbą swojego karabinu. Hałas mógł jednak zaalarmować innych strażników, dlatego Wedge nakazał pozostałym pośpiech.
- Wedge, mam tu problem!- rozległo się wołanie z osobistego komunikatora generała Antillesa, kiedy razem z pozostałymi wbiegł on w czwarty z kolei prawy korytarz, potem drugi z lewej, pierwszy z prawej i lewą odnogę tego ostatniego.
- Co jest, Wes?- odkrzyknął Corellianin. Wiedział, że chociaż przenośny zagłuszacz nie blokuje przyrządów komunikacyjnych, tylko wizyjno-nagrywające, to nie wpływa zbyt korzystnie na jakość transmisji. Stąd rozmówcy musieli krzyczeć w swoje urządzenia, aby jakiekolwiek porozumiewanie się było możliwe.
- Strażnicy chyba zorientowali się w sytuacji, bo wysyłali to do mnie ze trzy oddziały!- odparł Wes - Obawiam się, że długo ich nie utrzymam!
- Zrób, co w twojej mocy!- krzyknął Wedge, mijając z towarzyszami kolejny zakręt więziennego labiryntu - I nadaj Gavinowi i Tycho, żeby rozpoczęli ostrzał!- jeżeli strażnicy skoncentrują się na atakujących gmach myśliwcach, będzie łatwiej im, grupie wywrotowców, wykonać zadanie. Przynajmniej w teorii.
- Zrozumiałem! Postaram się. Bez odbioru!- odkrzyknął Janson.
- Wedge, mamy towarzystwo!- rzucił Corran, odpalając w głąb korytarza kilka strzałów ze swojego blastera. W odpowiedzi czający się tam strażnicy otworzyli ogień, zmuszając grupę do schowania się w odnogach korytarza. Jedynie Boba Fett niezmiennie biegł w stronę stanowiska wroga, jednocześnie odpalając w tamtym kierunku rakietę ze swojej naręcznej wyrzutni.
- Fett, co ty wyprawiasz?- zawołał Wedge, ale Boba nie słuchał. Jego rakieta co prawda nie trafiła żadnego ze strażników, lecz eksplodowała pod ich nogami, wypuszczając chmurę gęstego dymu, ogarniającego cały odcinek korytarza. Na chwilę ukrywający się mężczyźni stracili łowcę nagród z oczu, jedynie Corran wyczuwał, że nie stoi on w jednym miejscu. Dym rozświetliły po chwili odblaski blasterowych błyskawic, ale po kilkunastu sekundach strzały umilkły, a po następnych trzydziestu dym zaczął opadać. Corran wyjrzał zza swojej osłony, wyczuwając, że aury przeciwników zbladły i ściemniały. Jego oczom natomiast ukazał się Boba Fett, stojący spokojnie za gazową ścianą wśród ciał strażników. Nie miał nawet przyspieszonego oddechu.
Pozostali piloci również wyszli ze swoich odnóg, nie kryjąc zdziwienia. Najlepszy łowca nagród w galaktyce nie stracił formy. Wedge już chciał powiedzieć w jego stronę kilka słów uznania, zwłaszcza, że, zgodnie z pierwotnym zamierzeniem, nie zabił on żadnego z nich, lecz nagle budynkiem zatrzęsło, a ściany zadrżały. To Tycho i pozostali ostrzeliwali więzienie.
- Nie mamy czasu.- rzucił Antilles, wbiegając w jedną z odnóg holu - Za mną!
Więzienie na Coruscant było istnym labiryntem korytarzy, odnóg, szybów i klatek schodowych. Każdy z wchodzących tu gości lub strażników dostawał przewodnika, który doprowadzał delikwenta w wyznaczone miejsce. Wyjątkiem były sytuacje, w których gościem miał być ktoś, kto znał budynek na wylot, tak jak Wedge Antilles, który czternaście lat temu pomagał go stawiać. Stąd też szybko i z nielicznymi tylko przypadkami kluczenia wywrotowcy dotarli do celi admirała Ackbara. Mon Calamari i jego Corelliański towarzysz słyszeli alarmy i czuli drżenie ścian wywołane laserami z myśliwców Eskadry Łotrów, dlatego już na nich czekali, gotowi do drogi. Wedge przestawił swój blaster na pełną moc i paroma strzałami spalił zamek od drzwi celi, które po chwili ustąpiły pod wpływem ciężkiego, wojskowego buta generała Antillesa.
- Dlaczego czuję się jak zbrodniarz?- zapytał zrezygnowanym głosem Ackbar, przestępując próg pomieszczenia.
- Bo od dzisiaj jesteśmy zbrodniarzami, panie admirale.- odparł Wedge - Wymóg chwili. Nie mamy czasu.- podjął pełen determinacji - Fett, na końcu korytarza jest cela generała Crackena. Wypuść go.
Boba Fett bez słowa ruszył w odpowiednim kierunku. Wedge natomiast wyjął zza pasa dwa blastery i podał bez słowa admirałowi Ackbarowi i generałowi Bel Iblisowi. Zaraz potem chciał polecić Corranowi i Oorylowi wyjście naprzód i sprawdzenie, czy strażnicy nie urządzili żadnej zasadzki, kiedy z komunikatora rozległo się wołanie Wesa:
- Wedge, mamy problem! Hobbie przechwycił wysłaną z więzienia transmisję z prośbą o natychmiastowe wsparcie. Siły powietrzne garnizonu będą tu lada moment! Streszczajcie się!
- Przyjąłem, Wes, utrzymasz się jeszcze trochę?- zapytał Antilles z niepokojem w głosie.
- Postaram się!- rzucił Janson przez komlink i rozłączył się.
- Panowie, zbieramy się!- krzyknął Wedge w głąb korytarza. Adresaci wołania, Boba Fett i uwolniony przez niego Airen Cracken, już biegli w ich kierunku - Nadciągają myśliwce z garnizonu, musimy się spieszyć!- oznajmił Antilles.
- Przez drzwi nie zdążymy!- rzucił chłodno Boba - Daj mi komunikator!
Wedge zawahał się na chwilę, ale doszedł do wniosku, że to nie czas ani miejsce na rozstrzyganie, po czyjej stronie stoi łowca nagród. Odpiął więc komlink i podał Fettowi. Corran i Ooryl w tym czasie zabezpieczyli wejście w tę odnogę korytarza.
- Janson, tu Fett.- rzucił Boba -Rzuć wszystko, co robisz, i wsiadaj do swojego myśliwca! Opuszczamy to miejsce!
- Wedge kazał mi ubezpieczać wasz odwrót!- sprzeciwił się Wes.
- Przytrzymałeś ich już wystarczająco długo!- odparł Boba - Leć, bo cię zabiją!
- Co ty kombinujesz, Fett?- zapytał Wedge, nie bardzo wiedząc, o co chodzi osławionemu łowcy nagród.
- Nie odpowiadam na zbędne pytania.- rzekł Boba - To wzmacniany tytanem ferrobeton, zgadza się?- spytał, dotykając ściany opuszkami palców.
- Owszem.- odparł Corran, powoli rozumiejąc zamysł Fetta - Odsuńmy się!- polecił, po czym wbiegł do otwartej celi admirała Ackbara. Wedge i pozostali poszli w jego ślady, jedynie Boba Fett został w korytarzu, wystukując coś na klawiaturze naramiennego komputera. W pewnym momencie podniósł głowę, jakby coś kalkulując, po czym dał kilka kroków w przód, kliknął ostatni przycisk i zamknął klapkę urządzenia na swoim przegubie. Piloci w ciszy obserwowali, jak staje w lekkim rozkroku, jak unosi lewą rękę prostopadle do ciała, potem się pochyla, opierając ciężar ciała na tejże ręce, natomiast prostuje prawą i czeka. Na kilka sekund zapadła cisza. Wedge już chciał zbluzgać łowcę za ten bezsensowny pokaz ćwiczeń rozciągających, kiedy z prawego nadgarstka Boby wyskoczyła niewielka rakieta, czemu towarzyszyło ukucnięcie Fetta na jedno kolano przy jednoczesnym skuleniu głowy, i w następnej sekundzie rozległ się głośny syk i huk startującego silnika. To druga, większa torpeda, umieszczona na plecaku odrzutowym łowcy, ruszyła w stronę zbrojonej ściany.
Wieżowce centralnych dzielnic Imperial City z czasem usunęły się z horyzontu, ustępując miejsca kompleksom fabrycznym i przemysłowym. To tutaj, wśród hut, przetwórni i stacji transformatorowych, mieściło się coruscanckie więzienie. Chociaż słowo „więzienie” niezupełnie oddawało charakter owej instytucji. Było to raczej coś w rodzaju aresztu; tu trzymano drobnych miejscowych rzezimieszków, mało znaczące mendy z przestępczego półświatka, czasami więźniów politycznych, ale nigdy groźniejszych bandytów czy członków większych karteli. Dla nich było miejsce na planetach takich jak Akrit’tar, w placówkach o charakterze ściśle penitencjarnym. Niemniej jednak to właśnie tu, w tym więzieniu, trzymano admirała Ackbara i generałów Bel Iblisa i Crackena.
I to stąd trzeba było ich wydostać.
- Dowódco Łotrów, macie pozwolenie na lądowanie.- z głośników rozległ się głos oficera pełniącego w tym momencie funkcję zawiadującego ruchem powietrznym nad więzieniem.
- Dziękuję, przyjąłem.- odparł Wedge. Doskonale wiedział, że niczego nie ukryje przed swoją żoną, będącą szefową Wywiadu, dlatego wtajemniczył ją w swoje zamiary. Nie było to takim złym pomysłem, ponieważ Iella Wessiri Antilles, jako stronniczka admirała Ackbara, nie tylko poparła go całym sercem, ale także załatwiła kody i transpondery otwierające przed Eskadrą Łotrów niemal wszystkie grodzie na Coruscant i połowie Światów Środka. W tym i drzwi więzienia.
„Slave I” wdzięcznie opadł na lądowisko, a razem z nim zrobiły to cztery myśliwce Eskadry. Pozostałe maszyny podzieliły się na dwa klucze i rozpoczęły rutynowe manewry zwiadowcze dookoła gmachu. Natomiast piloci, których pojazdy osiadły na ferrobetonowym podłożu przed wejściem, nieśpiesznie je opuścili i ruszyli w stronę budynku. Wedge Antilles prowadził, krok w krok za nim szli Corran Horn i Boba Fett ze swoim karabinem BlasTech EE-3, a za nimi, wyposażeni w prywatne pistolety BlasTech DH-17, Ooryl Qrygg i Wes Janson. Strażnik przy głównych drzwiach, będący krępym osobnikiem rasy Elom, trochę się zdziwił, kiedy wśród ludzi posiadających akredytację niezbędną do wejścia na teren placówki karnej znalazł się mandaloriański łowca, lecz Wedge szybko i zgrabnie wytłumaczył mu, że główne dowództwo przydzieliło Eskadrze Łotrów jedynie pięć wejściówek, a więzień, którego mają eskortować, jest niezwykle niebezpieczny; stąd obecność Fetta.
- I zezwolono panu przebywać na terenie więzienia?- zapytał strażnik podejrzliwie.
- Jak stoi w akredytacji.- odparł Boba - Chcesz zadzwonić do sztabu i osobiście się o tym przekonać, czy może wreszcie otworzysz?
Elom przez chwilę patrzył podejrzliwie to na Fetta, to na Antillesa, to na pozostałych członków Eskadry, nie widząc w nich jednak nic podejrzanego, a dodatkowo mając świadomość, że oto stoją przed nim jedni z największych bohaterów Rebelii. Stwierdził więc, że w obecność Fetta z pewnością jest uzasdniona, i wrócił do notesu komputerowego.
- Dobrze. Cel panów?- zapytał służbowym tonem.
- Eskorta więźnia WT-546 do placówki karnej na Rebondo.- odparł Wedge bez mrugnięcia okiem.
- Kto podpisał akredytację?-
- Admirał Tarrant Perm, obecny Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Nowej Republiki.- powiedział Wedge, łapiąc się na tym, że słowo „obecny” zaakcentował trochę za mocno. Elom zdawał się jednak tego nie zauważyć.
- Dzisiejszy kolor dnia?
- Nadpomarańczowy.
- Dobrze.- strażnik nie podnosił wzroku znad notesu, cały czas coś wystukując - Mogą panowie wejść.- przejechał palcem po czytniku linii papilarnych przy drzwiach, wpisując jednocześnie kod wejściowy, w pewnym momencie jednak znieruchomiał, sztywniejąc, wpatrzony w ekran swojego notesu - Chwila, moment...- spojrzał na Wedge’a, nic nie rozumiejąc - Nie ma u nas więźnia o numerze WT-546!
- Dokończ wpisywać kod!- syknął Fett, czemu towarzyszył szczęk jego blastera tuż przy uchu strażnika. Łowca nagród doszedł do wniosku, że czas na podchody dobiegł końca - Inaczej wywiercę ci w głowie piękną, okrągłą dziurkę. Na wylot!
- Boba...- ostrzegł Corran, ale w tym momencie Elom rzucił się do umieszczonego na ścianie przycisku alarmowego. Fett zareagował błyskawicznie, strzelając ze swojego karabinu prosto w plecy strażnika. Wartownik znieruchomiał w locie i padł na ferrobeton, przez chwilę próbując jeszcze sięgnąć do przycisku, jednak po kilku sekundach ręka mu opadła, a sam Elom stracił przytomność.
- No to zgon.- podsumował Wes, odbezpieczając swój pistolet - Nie dokończył kodu.
- Zostaw to mnie.- odparł Corran, podchodząc do zamka. Przykucnął i skupił się na Mocy, zamykając oczy. Jego ręka przesunęła się nad klawiaturą, wciskając kilka przycisków w pozornie losowej kolejności, w rzeczywistości jednak kierując się subtelnymi niuansami Mocy. Nagle drzwi się rozsunęły, a w aurach obecnych zagościła ulga.
- Nie mamy czasu!- rzucił Wedge, uruchamiając swój przenośny zagłuszacz - Za chwilę ktoś zauważy strażnika i włączy alarm.
- Racja.- zgodził się Boba i razem z Antillesem, Corranem i Oorylem wbiegli do środka. Wes został przy drzwiach jako ubezpieczenie.
Czwórka wywrotowców szybko wpadła w korytarz, na szczęście dla nich pusty. Biegiem pokonali dwa pierwsze zakręty, kierując się ku windom. Mieli szczęście; nie spotkali ani jednego ze strażników, a ponadto nikt nie wszczął alarmu. Gdy za zakrętem pojawiły się wejścia do wind, Wedge szybko wklepał w klawiaturę obok jednego z nich odpowiednią kombinację przywołującą platformę hydrauliczną, która miała zabrać ich na poziom z celami admirała Ackbara i generała Crackena.
Tu jednak po raz pierwszy dopadł ich pech. Kiedy winda dojechała na ich poziom, jej drzwi się rozsunęły i wyszło z nich dwoje strażników rasy Twi’lek. Zrobili dwa kroki do przodu i znieruchomieli zaskoczeni, widząc przed sobą mandaloriańskiego łowcę nagród i trójkę uzbrojonych pilotów. Odruchowo też chwycili za kabury, za późno jednak. Ooryl postrzelił jednego z nich ze swojego blastera, ustawionego na ogłuszanie, a Boba wyeliminował drugiego, uderzając go ciężką kolbą swojego karabinu. Hałas mógł jednak zaalarmować innych strażników, dlatego Wedge nakazał pozostałym pośpiech.
- Wedge, mam tu problem!- rozległo się wołanie z osobistego komunikatora generała Antillesa, kiedy razem z pozostałymi wbiegł on w czwarty z kolei prawy korytarz, potem drugi z lewej, pierwszy z prawej i lewą odnogę tego ostatniego.
- Co jest, Wes?- odkrzyknął Corellianin. Wiedział, że chociaż przenośny zagłuszacz nie blokuje przyrządów komunikacyjnych, tylko wizyjno-nagrywające, to nie wpływa zbyt korzystnie na jakość transmisji. Stąd rozmówcy musieli krzyczeć w swoje urządzenia, aby jakiekolwiek porozumiewanie się było możliwe.
- Strażnicy chyba zorientowali się w sytuacji, bo wysyłali to do mnie ze trzy oddziały!- odparł Wes - Obawiam się, że długo ich nie utrzymam!
- Zrób, co w twojej mocy!- krzyknął Wedge, mijając z towarzyszami kolejny zakręt więziennego labiryntu - I nadaj Gavinowi i Tycho, żeby rozpoczęli ostrzał!- jeżeli strażnicy skoncentrują się na atakujących gmach myśliwcach, będzie łatwiej im, grupie wywrotowców, wykonać zadanie. Przynajmniej w teorii.
- Zrozumiałem! Postaram się. Bez odbioru!- odkrzyknął Janson.
- Wedge, mamy towarzystwo!- rzucił Corran, odpalając w głąb korytarza kilka strzałów ze swojego blastera. W odpowiedzi czający się tam strażnicy otworzyli ogień, zmuszając grupę do schowania się w odnogach korytarza. Jedynie Boba Fett niezmiennie biegł w stronę stanowiska wroga, jednocześnie odpalając w tamtym kierunku rakietę ze swojej naręcznej wyrzutni.
- Fett, co ty wyprawiasz?- zawołał Wedge, ale Boba nie słuchał. Jego rakieta co prawda nie trafiła żadnego ze strażników, lecz eksplodowała pod ich nogami, wypuszczając chmurę gęstego dymu, ogarniającego cały odcinek korytarza. Na chwilę ukrywający się mężczyźni stracili łowcę nagród z oczu, jedynie Corran wyczuwał, że nie stoi on w jednym miejscu. Dym rozświetliły po chwili odblaski blasterowych błyskawic, ale po kilkunastu sekundach strzały umilkły, a po następnych trzydziestu dym zaczął opadać. Corran wyjrzał zza swojej osłony, wyczuwając, że aury przeciwników zbladły i ściemniały. Jego oczom natomiast ukazał się Boba Fett, stojący spokojnie za gazową ścianą wśród ciał strażników. Nie miał nawet przyspieszonego oddechu.
Pozostali piloci również wyszli ze swoich odnóg, nie kryjąc zdziwienia. Najlepszy łowca nagród w galaktyce nie stracił formy. Wedge już chciał powiedzieć w jego stronę kilka słów uznania, zwłaszcza, że, zgodnie z pierwotnym zamierzeniem, nie zabił on żadnego z nich, lecz nagle budynkiem zatrzęsło, a ściany zadrżały. To Tycho i pozostali ostrzeliwali więzienie.
- Nie mamy czasu.- rzucił Antilles, wbiegając w jedną z odnóg holu - Za mną!
Więzienie na Coruscant było istnym labiryntem korytarzy, odnóg, szybów i klatek schodowych. Każdy z wchodzących tu gości lub strażników dostawał przewodnika, który doprowadzał delikwenta w wyznaczone miejsce. Wyjątkiem były sytuacje, w których gościem miał być ktoś, kto znał budynek na wylot, tak jak Wedge Antilles, który czternaście lat temu pomagał go stawiać. Stąd też szybko i z nielicznymi tylko przypadkami kluczenia wywrotowcy dotarli do celi admirała Ackbara. Mon Calamari i jego Corelliański towarzysz słyszeli alarmy i czuli drżenie ścian wywołane laserami z myśliwców Eskadry Łotrów, dlatego już na nich czekali, gotowi do drogi. Wedge przestawił swój blaster na pełną moc i paroma strzałami spalił zamek od drzwi celi, które po chwili ustąpiły pod wpływem ciężkiego, wojskowego buta generała Antillesa.
- Dlaczego czuję się jak zbrodniarz?- zapytał zrezygnowanym głosem Ackbar, przestępując próg pomieszczenia.
- Bo od dzisiaj jesteśmy zbrodniarzami, panie admirale.- odparł Wedge - Wymóg chwili. Nie mamy czasu.- podjął pełen determinacji - Fett, na końcu korytarza jest cela generała Crackena. Wypuść go.
Boba Fett bez słowa ruszył w odpowiednim kierunku. Wedge natomiast wyjął zza pasa dwa blastery i podał bez słowa admirałowi Ackbarowi i generałowi Bel Iblisowi. Zaraz potem chciał polecić Corranowi i Oorylowi wyjście naprzód i sprawdzenie, czy strażnicy nie urządzili żadnej zasadzki, kiedy z komunikatora rozległo się wołanie Wesa:
- Wedge, mamy problem! Hobbie przechwycił wysłaną z więzienia transmisję z prośbą o natychmiastowe wsparcie. Siły powietrzne garnizonu będą tu lada moment! Streszczajcie się!
- Przyjąłem, Wes, utrzymasz się jeszcze trochę?- zapytał Antilles z niepokojem w głosie.
- Postaram się!- rzucił Janson przez komlink i rozłączył się.
- Panowie, zbieramy się!- krzyknął Wedge w głąb korytarza. Adresaci wołania, Boba Fett i uwolniony przez niego Airen Cracken, już biegli w ich kierunku - Nadciągają myśliwce z garnizonu, musimy się spieszyć!- oznajmił Antilles.
- Przez drzwi nie zdążymy!- rzucił chłodno Boba - Daj mi komunikator!
Wedge zawahał się na chwilę, ale doszedł do wniosku, że to nie czas ani miejsce na rozstrzyganie, po czyjej stronie stoi łowca nagród. Odpiął więc komlink i podał Fettowi. Corran i Ooryl w tym czasie zabezpieczyli wejście w tę odnogę korytarza.
- Janson, tu Fett.- rzucił Boba -Rzuć wszystko, co robisz, i wsiadaj do swojego myśliwca! Opuszczamy to miejsce!
- Wedge kazał mi ubezpieczać wasz odwrót!- sprzeciwił się Wes.
- Przytrzymałeś ich już wystarczająco długo!- odparł Boba - Leć, bo cię zabiją!
- Co ty kombinujesz, Fett?- zapytał Wedge, nie bardzo wiedząc, o co chodzi osławionemu łowcy nagród.
- Nie odpowiadam na zbędne pytania.- rzekł Boba - To wzmacniany tytanem ferrobeton, zgadza się?- spytał, dotykając ściany opuszkami palców.
- Owszem.- odparł Corran, powoli rozumiejąc zamysł Fetta - Odsuńmy się!- polecił, po czym wbiegł do otwartej celi admirała Ackbara. Wedge i pozostali poszli w jego ślady, jedynie Boba Fett został w korytarzu, wystukując coś na klawiaturze naramiennego komputera. W pewnym momencie podniósł głowę, jakby coś kalkulując, po czym dał kilka kroków w przód, kliknął ostatni przycisk i zamknął klapkę urządzenia na swoim przegubie. Piloci w ciszy obserwowali, jak staje w lekkim rozkroku, jak unosi lewą rękę prostopadle do ciała, potem się pochyla, opierając ciężar ciała na tejże ręce, natomiast prostuje prawą i czeka. Na kilka sekund zapadła cisza. Wedge już chciał zbluzgać łowcę za ten bezsensowny pokaz ćwiczeń rozciągających, kiedy z prawego nadgarstka Boby wyskoczyła niewielka rakieta, czemu towarzyszyło ukucnięcie Fetta na jedno kolano przy jednoczesnym skuleniu głowy, i w następnej sekundzie rozległ się głośny syk i huk startującego silnika. To druga, większa torpeda, umieszczona na plecaku odrzutowym łowcy, ruszyła w stronę zbrojonej ściany.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,60 Liczba: 15 |
|
Lord Brakiss2006-03-24 16:47:38
Świetna. Końcowa bitwa extra!!! MIsiek moje gratulacje, Szkoda że nie było Widm
jedi_marhefka2006-01-28 00:00:50
No Michał co tu dużo pisać. Po prostu jesteś wielki!!!!! świetny tekst.
Edi2005-09-24 19:49:53
Świetna kontynuacja.Co tu dużo gadać.10/10.Opowiadanie przewyższa nie jednego e-booka i Michał Wolski powinien pisać dla Star Wars...bo się do tego nadaje.
starwarsowiec2005-05-04 21:09:30
nie mogę tego ściągnąć:(Bardzo byłbym wdzięczny gdyby ktoś mi to wysłał na adam_n1@o2.pl
NIECH SIE KTOŚ ZLITUJE!!!
Carno2004-08-19 00:20:34
Z recenzją poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 10.
Taag Bha Den Fell2004-07-13 10:38:23
Genialne opowiadanie, daje 10
Admirał Raiana Sivron2004-06-13 21:19:01
Artydzieło, świetnie się czyta, ciekawa fabuła, nie mogłam się oderwać.
Anor2004-05-19 02:18:37
WSTĘP
Na początek chciałbym powiedzieć, że poniższa recenzja może zostać odebrana jako mocno krytyczna. Wiem, że dostałeś na razie prawie same dziesiątki jako oceny, jednak inni oceniali to, co napisałeś jako Fanfic, ja za to piszę tę recenzję jako recenzję pełnoprawnej książki, co więcej w ocenie kieruje się kryteriami jakimi kieruje się w ocenianiu książek zatwierdzonych przez LocasBooks, dlatego weź to pod uwagę, ze na samym początku stawiam cię na nobilitowanej pozycji, która to pozycja pociąga za sobą odpowiednie wymagania i oczekiwania. Poniżej opisuje kwestie, do których ma jakieś zastrzeżenia lub które chcę pochwalić. Rzeczami oczywistymi nie zawracam głowy.
FABUŁA
Jak pewnie każdy czytelnik zauważyła fabuła jest wyjątkowo rozbudowana, wszystkie wydarzenia koncentrują się wokół kilku wątków, które się między sobą co jakiś czas przeplatają. Tu przychodzi mi na myślę konwencja Zahnowska pisania powieści gdzie właśnie jest podobnie. Wokół każdej postaci zbudowana jest jakaś historia, każda z nich ma coś ciekawego, swojego i wyjątkowego jako wkład do wydarzeń fica. Oczywiście są to wszystko słowa pochwały, gdyż zbudować tak zawiła fabułę i jednocześnie na nią zapanować zarówno sensie pisarskim jak i logicznym układzie wydarzeń, to naprawdę wielka sztuka. Mimo to wydaje mi się że są momenty gdzie Miśku trochę przesadziłeś. Momentami zbyt wiele jest bohaterów, nazwisk, miejsc, planet, za często zmienia się miejsce akcji. Wszystko to powoduje że czytający przynajmniej do momentu kiedy nie zapanuje nad całością może się gubić w całości. Można to oczywisice postrzegać dwojako, gdyz niejeden powie że ten ogrom szczegółów nazwisk i miejsc to wielki plus. Owszem plusem jest ale jeśli się nad ty panuje. Ja uważam, zę ty nad tym zapanowałeś, jednak wyczuwałem momenty kiedy Ty jako pisarz wiedziałeś o co chodzi a czytelnik niekoniecznie musiał się tak dobrze orientować.
SPÓJNOŚĆ
Wydarzenia opisywane w książce same w sobie są wyjątkowo spójne, to należy tobie przyznać. Co więcej powiem, ze wszystko co opisujesz charakteryzuje się z małymi wyjątkami dużą spójnością z EU (oczywiście nie mówię tu o NEJ która jest czymś przeciwnym). Powiem tak, że gdyby jakikolwiek autor zastosował tyle nawiązań do wydarzeń z EU co ty tutaj to byłby mistrzem świata. Nie wiem jak w tym wszystkim udało ci się zachować spójność, ale tutaj popisałeś się nie lada kunsztem, mimo ze utrudniłeś sobie prace poprzez to ze wszędzie próbowałeś wrzucić jakieś nawiązania. Sam się zastanawiałem czy czasami nie jest tego aż za dużo, bo momentami to wręcz tłumaczyłeś, co to było z tym osobnikiem, czy też statkiem czy też wydarzenia, które gdzieś tam zaistniało w jakimś komiksie lub książce. Mimo wszystko uważam ze tego za dużo nie było gdyż ja jestem maniakiem na wszelkie nawiązania. Tu masz wielki plus. Nie mówiąc już o tym, ze przypomniałem sobie wiele faktów z EU dzięki tej twojej pozycji.
FS a NEJ
Istotą twojej całej trylogii jest pokazanie alternatywy do Nowej Ery Jedi. Takie miałeś chyba założenie podczas jej pisania. Oczywiście zrealizowałeś to początkowe założenie, ale czy do końca w 100%? Ja powiem, ze nie. Mimo wszystko nie wyzbyłeś się pewnych zaciągnięć NEJ które aż prawie Kolą w oczy. Nie świadczy to że to jest źle, ale po prostu aż miło zobaczyć ze jednak do końca NEJ nie negujesz. Nie mówię tu o samej kwestii Yuuzhan, która była bardziej rozbudowana w Pełnomocniku, ale bardziej chodzi mi o Ciemne Bomby, czy też Serum pozbawiające Mocy (toż drugi raz (nie licząc Ismalirów) po NEJ czytam że Jedi da się odciąć od Mocy, coś jak w przypadku kontaktu z Yuuzhanami). Musze powiedzieć, że jak czytałem twe liczne wypowiedzi na forum, szczególnie w wiadomym temacie sporu w kwestii NEJ, to obawiałem się że kolejne części twej trylogii będą bardziej atakowały całą serię o nowych najemcach spoza galaktyki, tu jednak okazało się ze potraktowałeś całą serię NEJ dość delikatnie. Powiem więcej, nawet mogłaby ona postępować po twej trylogii, co oczywiście zależy od tego jak rozwiąże się sytuacja w III Tomie twego dzieła.
AKAPITY I ROZDZIAŁY
Tu widzę pewien problem w twej książce. Jakoś nie mogę się dopatrzyć sensu podziału na poszczególne akapity tekstu, który nam prezentujesz. Podział jest jakbym to powiedział dość dowolny. Są momenty że nie wiedziałem nie doczytawszy się pierwszego imienia po zmianie akapitu gdzie jestem w jakim wątku? Ja tam polonistą nie jestem (ty tak), ale z mojego (niewielkiego) doświadczenia w czytaniu wynika to ze nigdy nie można zaczynać nowego akapitu/wątku od razu dialogiem! Dialog zwykle jest jakąś kontynuacją opisu akcji. U Ciebie niestety zdarzały się nowe akapity zaczynane od razu dialogiem, co więcej były to nowe wątki. To powodowało, ze mijało trochę czasu zanim zorientowałem się gdzie ja w ogóle jestem. Kolejna sprawa to kwestia podziału rozdziałów. Nie widzę tu jakiejś zachowanej logiki oprócz czysto matematycznych działań polegających na tym, że co którąś stronę musi być nowy rozdział. Tu podobnie jak z akapitami masz takie same problemy jak Stover, którego bardzo cenię jako pisarza, ale w dzieleniu topików to on jest słaby. Właśnie u Ciebie podziały na rozdziały kuleją. Nie można oczywiście generalizować, jednak zdecydowana większość kończy i zaczyna się w miejscach gdzie to nie powinno się dziać. To wszystko jednak jest wyższa szkoła jazdy i jak widzisz to nawet w moim mniemaniu najlepsi sobie z tym nie radzą:P
SZYSTKO W JEDNYM
Już wspominałem o kompletności twojego opisu już pisałem jak rzetelnie nawiązywałeś do EU wtedy Cie chwaliłem, teraz muszę lekko zganić, ponieważ to pokazanie wszystkiego jest jakby trochę na siłę. Początkowo mamy ciągle wspominane osoby, które gdzieś tam sie przewijały w EU i to jest super, potem na to pojawiają się wszystkie super bronie i wynalazki, jakie znamy z SW, fajnie ze wreszcie są wszystkie. Potem znowu spotykają się one w jednej bitwie gdzie należy powiedzieć, że to tez dobra sprawa, bo dodaje realizmu ze walka miedzy dwoma galaktycznymi mocarstwami odbywa się pomiędzy wszelkimi ich zasobami, a nie tylko dwoma niszczycielami na przykład. No, ale na koniec jest ten Luzgan który w sobie ma wszystko zewsząd. To już trochę przegięcie. W całej książce jakbyś chciał pokazać swą wielką wiedzę o SW i wcisnąć każdy wynalazek każdą ogromną machinę. Nie wiem na ile taki barokowy przepych jest potrzebny.. Subiektywnie patrząc zdania mogą być podzielone, ja uważam jednak ze można by być skromniejszym.
MINUSY OGÓLNIE
Poniżej wypisze w wypunktowaniu moje zastrzeżenia i wątpliwości, czyli ogólnie minusy, jakie widzę w książce (oczywiście jest to moje subiektywne podejście):
- Edycja. Zdecydowanie brakuje mnóstwa przecinków i w ogóle kwestii interpunkcyjnych, dodatkowo widać ze korekta była sporządzana w oparciu o słownik Wordowski, a poprzez czytanie, gdyż SA (szczególnie zaimki), które istnieją a nie powinny być w danym miejscu np. zamiast "za" masz "a".
- już o tym wspominałem w fabule, ale trochę momentami dużo bohaterów oraz nazw, co nie pozwala czytelnikowi skupić się na fabule a wymusza koncentrację na tym o kim w ogóle to jest pisane, z czasem czytania jak powiększa się wiedza czytelnika to się zmienia, jednak początek jest trudny. Mimo to to chyba nie do końca twoja wina, bo gdyby czytać cięgiem poszczególne tomy byłoby inaczej.
- humor. No właśnie nikt od ciebie nie wymaga żebyś walił gaga za gagiem, jednak u Ciebie w książce nie ma tego praktycznie w ogóle. Tu naprawdę by się coś przydało humorystycznego gdyż zwykle w SW (Już tradycyjnie począwszy od filmów) mamy z tym do czynienia.
- Kwestia niewiedzy Karrde. Nie wiem, czemu tak mocno wyolbrzymiłeś kwestię niewiedzy Kardde o EL podczas jego wizyty na radzie kolaborantów wojennych? Ten człowiek w EU zawsze kojarzył się z kopalnią wiedzy i zawsze coś miał do powiedzenia, choćby jakąś dobrą wskazówkę. No a ty zrobiłeś tak ze on nie wiedział nic. Przydałoby choćby coś mu dąć powiedzieć, co mogłoby naprowadzić NR na jakiś trop. Przecież taka potężna organizacja jak EL nie ma szans pozostać niezauważona przez najlepszego informatora w galaktyce!
- Clonemade. Po wiersze sam pomysł na nazwę ośrodka z odwrotnością prawdziwej nazwy jest dość mega banalny i mogłeś wykombinować coś oryginalniejszego, ale to w sumie szczegół, bardziej interesuje mnie jak w całym tym ośrodku (stacji na wodzie) dwa Ismaliry mogły tak skutecznie blokować tylu Jedi? Bo Jedi już czuli blokadę zanim weszli do wody. A kolejna kwestia, co do akcji w tym samym miejscu, to opis kabla i Kyle Kattarna po nim buszującego. Momentami wydaje mi się ze popadałeś w pewną przesadę w opisywaniu niektórych szczegółów i tak właśnie zrobiłeś z tym kablem, po którym wspinał się KK. Według mnie to straszny szczegół i lepiej skupić się na czymś innym co może zostało potraktowane po macoszemu (jakaś bitwa itp.).
- Kamino i klonowanie. Tu zasadnicze pytanie bo nie wiem jak w ogóle Kamino nie mogło zostać odkryte przez tyle lat jako miejsce klonowania od CW przez Nową Republikę? Toż to bardzo dziwne że w ogóle cały czas kaminoanie mają możliwość do klonowania, po tym jak oni stworzyli armię która samą nawet nazwą zasłynęła w jednej z największych wojen w historii galaktyki.
- Wiadomość. Czy nie wydaje ci się, ze rozmowa Landa z Lukiem na otwartym kanale o fakcie przybycia wywrotowców nie była zbyt ryzykowna skoro wywrotowcy wcześniej musieli się tak szczegółowo ukrywać? Odobnie zresztą jest z puszczeniem przez Kardde'go poprzez Holonet wiadomości o przyszłym ataku na Exaphi? Trochę to dla mnie słabe taktycznie żeby wyjawiać przeciwnikowi, że wie się o jego planach.
- Był moment podczas bitwy nad Exaphi że mówiono że w ogromie ogółu walki statków i myśliwców przybycie Hana i Boby miałoby coś zmienić pomóc i przechylić na szalę NR. Wiesz, demonizowanie ich możliwości może odbywać się owszem, jednak na inną skalę bitwy a nie w takim wymiarze jak to zaprezentowałeś w swojej powieści. Oni g.. mogli zrobić dla powodzenia całej bitwy, tak mi się przynajmniej wydaje.
- Horn - gdzieś tam napisałeś ze posłużył się telekinezą. On przeciecz nie umiał tego robić, zawsze maił z tym problemy i w końcu stwierdzono, że nie ma do tego predyspozycji za to ma wielkie możliwości w zataczaniu fałszywych wizji przed innymi. No chyba, że się mylę.
- Oko/Vacuum. Całą powieść czytam wielkie peany w kierunku tych dwóch wspaniałych jednostek, ciągle każesz się spodziewać ze to, co się stanie na koniec będzie czymś wyjątkowym. Na koniec jednak okazuje się, że starcie między tymi OGROMAMI trwa zaledwie kilka minut a w opisie książkowej jeszcze krócej, za to o kablu w Clonemade czytamy również przez pięć minut??? Coś chyba nie tak. No a oprócz tego ze opis był skąpy to obie tak wielkie jednostki zniszczone zostały w dość banalny sposób.
- Lugzan. Trochę przegięcie i tona sam koniec.. on jakby był połączeniem wszystkiego co najlepsze. wiesz jest takie powiedzenie, ze coś co jest do wszystkiego zawsze jest do niczego, więc mam nadzieję że nie odegra żadnej roli w kolejnym tomie:P
PLUSY OGÓLNIE
TO samo, co z minusami:
+ "dupa" i inne "wali" są to wulgaryzmy, których oczywiście nie spotykamy w książkach (zwykle). Można postrzegać je pozytywnie lub negatywnie. Ja generalnie jestem za tym by naturalizować wszystkie książki i nie wierzę że jakiś tam Jedi nie 'zakurwił' sobie pod nosem jak zobaczył na przykład ogrom przeciwnika. Dlatego stosowanie takiego słownictwa jest dla mnie pozytywem, nie wiem jak dla innych.
+ Ogrom szczegółów które nam prezentujesz jest bardzo pozytywny z punktu widzenia przypominania sobie przez czytelnika czegoś co tam kiedyś czytał. Ja sobie to bardzo cenię, gdyz przypomniałem sobie niejedno nazwisko i nazwę, którą miałem już kiedyś tam przyjemność poznać a zapomniałem lub nie potrafiłem jej połączyć z żadnym faktem.
+ Emocje Boby. Bardzo podobało mi się ukazanie Boby wreszcie jako człowieka, który posiada emocje i je artykułuje. To było super, poza tym sama jego śmierć była dobrym posunięciem, jednak fakt iż pośrednio zginął poprzez to ze zahaczył się o pelerynę w kabinie swojego Slava jest mega banałem i to mi się już aż tak nie podoba..:)
+Wielkość flot. Wreszcie ktoś opisał prawdziwie realistyczną bitwę w kosmosie! Dotychczas tego nie meiliśmy chyba. Ciągle tylko było tak, ze spotykały się dwie floty oparte o kilak niszczycieli a tu nagle mamy prawdziwie ogromne floty z wielką różnorodnością statków,. To naprawdę jest realistyczne i godne pochwały. Mimo to ilość i ogrom tych flot a szczególnie różnorodność najwspanialsze zabawki trochę ogranicza tę realność.
+ Smeagol. Tu chodzi o to co wspominał Ricky o rozterkach Anakina pomiędzy JSM i CSM i jego wewnętrznym rozdarciu. Tak pięknie tu nawiązałeś do konfliktu Smeagol/Golum. Wielkie plusy.
+ Na pochwałę zasługujesz sobie również dbałością o zgodność z techniką i w ogóle próba technicznego podejścia. Na przykład podobało mi się to ze podczas bitwy o Exaphi cześć statków ustawiła się w cieniu słońca systemu. Nie zawsze pisarze pamiętają o takich możliwościach.
+ Morale. To już w ogóle wodotrysk, którego mało w oryginalnych SW, mianowicie poziom morale żołnierzy. Wreszcie ktoś na to zwrócił uwagę. Byłem zauroczony jak po przybyciu wielkiej floty EL: żołnierze NR zaczęli wątpić w swoje szanse i Jedi zaczęli wyczuwać ich zachowanie. Tak właśnie zawsze powinno być, a nie że w książkach nam Pisza o niewiadomo jakim bojowym podejściu żołnierzy! Bądźmy realistami, nie każdy jest super herosem!
+ Historia Brakissa. W ogóle bardzo podoba mi się jego historia, wręcz powiedziałbym ze jest ona wzruszająca. Niedobrze chłopak się tak nawrócił, to jeszcze wielką miłość znalazł. Prawdziwy z niego szczęściarz.
+ Nawiązania. Wielkim plusem są również liczne nawiązania do EU oraz filmów. Sam już pisałem ile wspominasz realnych postaci EU ile z nich tłumaczysz, jak to pozwala przypominać sobie fakty, ale według mojej opinii także nawiązujesz do filmów i takim przykładem na to jest 'wycieczka' Jacena z Danni rydwanie, kiedy on ochrania ją blokując strzały mieczem świetlnym a ona ładuje z blastera. Toż to Padem i Ani z Areny na Geonosis!
VADER
Kim on jest? No ja czytając i analizując FSa doszedłem do wniosku ze ty wymyśliłeś sobie ze było naprawdę dwóch Vaderów! Nie wiem czy klony czy cokolwiek. Mimo to Słowa przekonanego Kyle jakoby by on prawdziwy zmuszają mnie do takiego myślania! Za to Luke mówi że czuł coś innego w jego obecności! Na to wszystko należy jednak dodać ze Kir Kanos także mówił że to jest ten Vader co mu zadał bliznę na twarzy. Rozumieć należy przez to ze Vader rzeczywiście jest tą osobą która pojawiała się nam kiedyś w EU, ale nie w filmach, bo może było ich dwóch! Skoro Imperator mógł mieć klony to czemu nie Vader? A może to nie klony.
REASUMACJA
Stworzyłeś wielkie dzieło, tego się nie da ukryć Miśku! Jest ono na tyle wielkie, że nobilituje do oceniania w kryteriach książki, a nie fica. Gdybym miał napisać, jaką oceniam twe dzieło jako fica to dałbym mu 10 po kilku stronach czytania, jednak, jeśli patrzę prze ostrzejsze kryteria książkowe to zapodam 8,5/10. I usytuuje twą książkę w bloku książek o stylu zahnowskim na poziomie, który można powiedzieć dorównuje 'nowej' trylogii Hana Solo. Tak by widział te twe dzieło. Mam nadzieję ze się nie pogniewasz, że momentami byłem ostry w ocenie, ale takie już przyjąłem założenia. Życzę weny na kolejne twe dzieła.
Ricky Skywalker2004-05-16 18:30:13
Więcej uwag na Forum, tu zatem w skrócie:
Ogólnie książka jest bardzo dobra, ale nie wystrzegłeś się błędów:
- Znów różnorakie błędy w pisowni, stylistyczne, interpunkcyjne itp., które można było poprawić przez te pół roku czekania na umieszczenie na Bastionie.
- Wykorzystujesz tu niektóre wątki z NEJ (choć cały czas usilnie ja negujesz), ale właśnie nie trzymasz spójności w sprawach takich, jak choćby wygląd Duro, czy też nawet mapa galaktyki (choć sama w sobie jest niezłym pomysałem w kontekście całej książki, nie jest z godna z oficjalną - w każdej książce NEJ oraz w Przewodniku po Chronologii mamy takową, i tam wyraźnie widać, że Korelia i Duro są w zupełnie innej części galaktyki, niż Adumar).
- Borsk leci z Coruscant na Korelię tak wolno, że nawet odpowiednio zmotywowany pilot TIE (bez hipernapędu!!) by go przegonił :D
- Anakin też zbyt potężny jest.
- I jeszcze pewna niekonsekwencja, która pojawiła się na samym końcu: skoro Ackbar nie chciał i nie mógł zostać znów Głównodowodzącym, ponieważ był wyjęty spod prawa, to jakim cudem Bel Iblis nim został??
Ale co ja się będę czepiał... te minusy wcale nie muszą wpłynąć na ocenę końcową, bo przeważą je PLUSY:
+ Teksty (i narracja, i dialogi)
+ Anakin-Gollum
+ Boba Fett(ogółem; nawet nie wiesz, jak wzruszyła mnie jego śmierć)
+ Te wszystkie okręty!! Jeszcze tylko Eclipse`a III brakuje w panteonie superniszczycieli
+ Spora rola Mary (jak mi ją zabijesz w ŚT to... ;-))
+ Zaczątki Sojuszu Galaktycznego (współdziałanie NR, Imperium i KH )
+ Nawiązania do DE - Howlrunnery, Vipery, Droidy Cienia i przede wszystkim VACUUM - oj to też było miłe zaskoczenie - Republikański Devastator!! :)
+ Duża rola Łotrów (dla jeszcze lepszego obrazu powinieneś w ŚT wprowadzić Widma ;-))
+ ZAKOŃCZENIE!! Goraco wierząc, że tą osobą był Boba, pomijam wszystkie wypisane wcześniej minusy i
wystawiam FINALNEMU SKOKOWI ocenę 10/10 :)
Shedao Shai2004-04-25 19:47:43
Otas...mówiłeś, że FS jest ŚWIETNY. A nie możesz mu dawać 9 tylko dlatego, że w/g ciebie ŚT będzie lepszy...są na tym forum ff znacznie gorsze, a mające wyższą ocenę...nie można porównywać FS i PS z resztą, one już automatycznie są lepsze!
Otas2004-04-23 09:23:26
no widocznie to jakaś tajemnicza ręka daje ocene.. a nie bastionowicze :) .. hihih.. Moc tak widocznie chciała.
Szedałku... ja dałem 9 :P.... ale mam nadzieje że dosyć jasno się wytłumaczyłem w komentarzu .. :)
Shedao Shai2004-04-09 09:39:32
Powiem tak: trudno jest, żebym bronił uparcie serii, z której ostatnio nową książkę czytałem we wrześniu, czyli 8 miechów temu... tym bardziej, że są pokusy, które powoli zmieniają moje upodobania (PS, FS, komiksy z Republic)
Misiek2004-04-08 20:19:23
Hmmm.... Yuuzhanin broniący negacji NEJ... intrygujące :->
Shedao Shai2004-04-07 14:14:29
Mija się z prawdą...taaa...Wódz przemówi:
FINALNY SKOK MIAŁ, MA I BĘDZIE MIAŁ OCENĘ 10, NIEZALEŻNIE CZY TAK MYŚLICIE :P A jak ktoś zamierza postawić niżśzą ocenę, to niech najpierw dobrze zastanowi się nad swoim życiem.....bo Wódz przyjdzie, i odwiedzi go z amphistaffem.
Jacyś chętni? Nie? Nie widzę! Pan z tyłu? O, naprawdę? Dobrze, jak Pan sobie życzy....zaraz porozmawia Pan z bezpieką Yuuzhańską....może jednak zmienilby Pan zdanie?
Misiek2004-04-04 19:41:59
W takim razie to jakiś burak. Miło wierzyć, że ma się dyszkę, ale skoro to się mija z prawdą...
Darth Fizyk2004-04-04 13:42:53
Misiek, przy moich opowiadaniach też Czytelnicy dają oceny różne (tak piszą), a ocena i licba głosującyh cały czas taka sama ;)
Misiek2004-03-31 15:07:55
hmmm... dałeś 9, a średnia ocen wciąż jest 10. Ktoś dał 11?
Otas2004-03-30 14:17:07
Mnie ciekawi... ja przeczytałem :D Po lekturze Pełnomocnika byłem pewien nadziei związanych z FS a także częściowo obaw ze jednak Misiek nie utrzyma poziomu tomu I... i cóż mam powiedzieć?? ... hehe.. powiem na końcu :P
Kolega skomentował 2 pierwsze tomy w następujący sposób: "Vader, Kir Kanos, SSD, pełno bitew kosmicznych ... jakby jeszcze był Thrawn to bym miał orgazm" :) No cóż .. moje priorytety nie sa akurat tak ustawione jak jego ale przyjemność czytania FS jest naprawde olbrzymia. Jeszcze wczoraj mówiłem Miśkowi ze z braku czasu czytam ledwo 10 stron co wieczór ... hmm wczoraj jednak wydazenia mnie tak wciągnęły że siedziałem w nocy tak długo aż doczytałem książke do końca ..
Nic tylko brać i czytać (a raczej pochłaniać)... aha... no i ocena... no cóż tu mam dylemata (nie mylićz dyplomatą).. czy dać od razu 10??.. ponieważ jest to naprawde njedna z najlepszych książek jakie czytałem (a e-book to napewno jest numero uno) ... czy może 9 a 10 zarezerwować dla tomu III? Mam nadzieje Miśku, że nie będziesz zły za obniżenie średniej oceny :) .. daje 9 a ten jeden pkt. trzymam na przyszłość :D
PS. I nie rzebym cie gonił... ale pisz żesz szybciej tom II bo chce wiedzieć jak się wszystko skończy.. i jak jest naprawde z Vaderem :)
Misiek2004-03-22 17:49:31
Oj, Fizyku, Fizyku... w założeniach Siedziba Egzekutora ma negować NEJ (a przynajmniej Pełnomocnik tak robił), więc przyjmij, że Yuuzhanie powymierali w przestrzeni międzygalaktycznej. W związku z powyższym: niektóre fakty odstają od NEJ, więc Irek siedział nie na Coruscant, ale z rodzicami na Roon. A Vader...he he ;-)))
Darth Fizyk2004-03-20 12:09:35
Misiek, jestem w trakcie czytania... znaczy się na 4 stronie :P
Tak się zastanawiam... którędy Yuuzhanie wejdą do Galaktyki... bo obok Belkadana rady nie dzadzą, ale w końcu znajdą inne wejście :P hmmm może przez Jądro z nad ekliptyki, albo spod? hmm?
Aha... przupomnijcie mi skąd się ten Vader wziął :P I Irek... :P
Misiek2004-03-18 15:17:43
Ktoś przeczytał, ktoś nie, ale ocena w tym okienku na górze jest wysoce mobilizująca :-)
P.S. Można by było robić sztuczny szum wokół tego booka (autor jest w ciąży z Lepperem!!!) ale po co? Niech czytają ci, których to naprawdę ciekawi.
Shedao Shai2004-03-15 14:42:58
PDF jest........I CO??? PRZECZYTAŁ TO KTOŚ WIĘCEJ??
Mistrz Fett2004-02-12 13:55:08
Nie ma chyba określenia na ten e-book które oceniłoby go w 100%. To jest ARCYDZIEŁO i nawet Amber nie powstydziłby się go wydac (gdyby mógł :)).
A pdf... Ja go już zrobiłem i jest u Yako :P
Gemini2004-02-11 15:14:08
Nie moge przeczytac bo niie ma .pdf-a ;(( Dlaczego ?? Moze ktos zrobi e-book-a ?? Ostatecznie ja ;))
Shedao Shai2004-02-09 14:49:28
Ehem.......Dlaczego mam wrażenie, że "Skok" przeszedł praktycznie bez echa?!?! A nie powinien, nie powinien......
Karrde2004-01-09 17:43:44
Genialna książka. Zachęcam wszystkich do lektury. A dokładniejsza recka ze spoilerami jest na forum
Shedao Shai2004-01-07 21:58:23
Moje zdanie na temat tego ARCYDZIEŁA jest na forum, na stosownym miejscu.