„Replacer”, niszczyciel klasy Imperial, sunął bezgłośnie przez czarną przestrzeń kosmiczną. Nie leciał w żadnym konkretnym kierunku; jego jedynym aktualnym zadaniem było orbitowanie wokół kompleksu Executor’s Lair, w oczekiwaniu na dalsze rozkazy. Zresztą okręt kapitana Pilzbucka nie czekał sam. Razem z nim wokół sztucznego słońca, kilkunastu stoczni, szeregu asteroid z zabudowaniami mieszkalnymi i treningowymi oraz stacji kosmicznej zwanej Centralą, krążyła olbrzymia flota złożona z niszczycieli, krążowników wszelkiej maści, fregat, pancerników i korwet. Na czele orbitującej grupy plasowały się dwa, niezwykle groźne i niebezpieczne statki, które nieraz samą swoją obecnością paraliżowały strachem przeciwnika i bez jednego strzału wygrywały całe bitwy. Dwa gwiezdne superniszczyciele, „Executor II” i „Vengeance”. Ośmiokilometrowe maszyny siejące śmierć i zniszczenie, największe okręty, jakie produkowano seryjnie. Między stoczniami kompleksu majaczyły dwa inne, wysłużone i zniszczone, ale wciąż siejące postrach, machiny tej klasy: „Intimidator”, okręt flagowy Yevethów, uprowadzony ze stoczni złomowych Ord Trasi, oraz „Gargoyle”, ranny smok, uczestnik Wielkiej Bitwy o Roon.
Jednak nawet tak olbrzymie i przerażające statki, jakimi były trzy seryjne gwiezdne superniszczyciele i jeden zmodyfikowany, były zaledwie cieniem innego okrętu, niemal dwa razy większego, zdolnego jednym strzałem superlasera rozbijać w pył największe machiny bojowe wroga. Okrętu na tyle niebezpiecznego i niepowstrzymanego, że istnienie tej klasy statków większość mieszkańców galaktyki uznawało za fikcję i nie przyjmowało jej do wiadomości. Pozostali dopuszczali do siebie fakt, że maszyny tego typu zaprojektowano kiedyś na Kuat, ale gdyby im ktoś powiedział, że takowy statek został zbudowany, nie uwierzyliby.
Ale on istniał. „Arka”, gwiezdny superniszczyciel klasy Sovereign, okręt flagowy admirała Rogrissa, zbudowany w stoczniach Executor’s Lair. Więcej nawet, był gotów do boju.
Cała potęga militarna Floty Executor’s Lair była jednak niczym wobec siły, jaką dysponowali przywódcy Centrali. Wobec Mocy. W kompleksie władały nią cztery osoby: Irek Ismaren, młody mężczyzna potrafiący oddziaływać Mocą na droidy i maszyny, Maarek Stele, była Ręka Imperatora i najlepszy pilot Executor’s Lair, a także Rov Firehead, Ho’Din, tytułujący się Lordem Sith. Rządził nimi jednak ktoś, kto władał potęgą tak wielką, iż sam jego widok wzbudzał strach i paraliżował przeciwników. W jakiś sposób ten człowiek był uosobieniem doktryny imperialnej, którą stosowała Armia Executor’s Lair i według której Imperium projektowało i budowało swoje okręty bojowe. Przez dwadzieścia lat sądzono, że nie żyje.
Był to Mroczny Lord Sith, Darth Vader.
- Wszystkie jednostki zostały zebrane, panie.- powiedział Noghri Pekhratukh, kłaniając się zakutemu w czarną stal olbrzymowi - Admirał Morck czeka na pańską odprawę.
- Niech jeszcze trochę poczeka.- odparł Czarny Lord, patrząc przez iluminator na sztuczne słońce kompleksu; dokładnie takie samo, jakie zainstalowano kiedyś na światostatku Egzekutora Hethrira - Podejmujemy właśnie ważny krok i nie możemy ulegać zbędnemu pośpiechowi.
- Jak sobie życzysz, panie.- Noghri ukłonił się ponownie, po czym odszedł. Lord Vader stał jeszcze przez jakiś czas, zastanawiając się nad czymś, po czym nieśpiesznie odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia, kierując powoli ku sali odpraw na niższych poziomach stacji. Poruszał się spokojnie i pewnie, ale w rzeczywistości nawet on czuł lekkie podniecenie całą sytuacją. Wreszcie, po ponad dwudziestu latach istnienia, Executor’s Lair objawi galaktyce całą swoją potęgę. Warto było czekać, zgłębiać tajniki Mocy i doskonalić sztukę fechtunku, żeby dotrwać do tego dnia. Dnia, który na zawsze wpisze się w historię galaktyki. Krwawymi literami.
Wreszcie Darth Vader wszedł do sali odpraw, w której zebrali się wszyscy dowódcy liniowi Floty Executor’s Lair. Pomieszczenie miało kształt półkola, a jego posadzka wznosiła się lekko ku podwyższeniu pod jedyną prostą ścianą. Podwyższenie to było odgrodzone od reszty komnaty pełniącą funkcję mównicy barierką, przy której stali obecnie trzej admirałowie Centrali: Morck, Rogriss i Grant. Między nimi było miejsce dla Lorda Vadera; na niego zresztą czekali, pełni skupienia, podobnie, jak wszyscy zebrani. Czarny Lord wyczuł, iż napięcie w sali jest tak duże, że tłumi nawet strach przed jego osobą.
- Oficerowie!- zagrzmiał Vader, podchodząc do barierki - Nadszedł nasz czas! Dzisiejszy dzień jest początkiem końca Nowej Republiki. Nie będziemy się dłużej ukrywać, będziemy walczyć! - spojrzał na Morcka, dysząc ciężko - Obecny tu Głównodowodzący Flotą opracował plan, który powali wrogów Nowego Ładu na kolana!- odwrócił głowę ku zgromadzonym, na każdym zatrzymując przez chwilę wzrok, i napawał się strachem, jaki pojawia się w aurze każdego z nich, kiedy patrzy nań zza swojej czarnej i nieprzejednanej maski - Flotylla generała Barrona poleci do Galaktycznego Działa. Macie bronić go przed wrogiem, dopóki wystrzeli. Potem je zniszczcie! Okręty admirała Granta rozdzielą się: połowa zaatakuje Kronto, a druga połowa Birblingi! Potem oba szwadrony udadzą się na Gerdooine! Ja i kapitan Dorja zaatakujemy Adumar, generał Geervan weźmie „Oko Vadera” i uderzy na Bron’til, natomiast kapitan Pilzbuck poprowadzi szturm na Dorneę. Nasze siły spotkają się nad Yaga Minor. Admirałowie Morck i Rogriss będą koordynować wszystkie działania z Centrali! Jakieś pytania?
Nie było żadnych. Nawet, jeżeli któryś z oficerów miał wątpliwości, nie śmiał ich wyrażać w obecności Dartha Vadera.
- Dobrze.- rzucił Czarny Lord - Idźcie więc, moi słudzy! Idźcie walczyć i zabijać, dławić wszelki opór! Dla Nowego Ładu! Dla mnie!
- Tak jest!!!- krzyknęli wszyscy zebrani, po czym, pełni zapału, a także ulgi, że zebranie dobiegło końca, wyszli z sali i skierowali się na swoje okręty flagowe. Ich serca i umysły zaprzątała w tej chwili tylko jedna myśl. Jedna emocja.
Ruszali na wojnę.
Puggles Trodd biegł już od trzech kwadransów i zaczynało mu brakować tchu. Nie miał jednak odwagi ani zatrzymać się na moment, ani nawet obejrzeć się za siebie. W tej chwili najważniejszą rzeczą było dotarcie z powrotem na pokład swojego statku. Tam będzie bezpieczny. Tam będzie mógł odetchnąć i pomyśleć, co dalej. Wszyscy jego towarzysze zginęli. Źle zrobił, proponując im to zadanie. Nie chodziło bynajmniej o ich życie; tym w ogóle się nie przejmował. Trodd myślał inaczej: gdyby przyszedł z tym zleceniem do doświadczonych łowców nagród, nie do jakichś młokosów, sytuacja mogła teraz wyglądać inaczej. Ale nie, myślał wtedy gryzoniopodobny łowca, młodsi wezmą mniejszą działkę z nagrody. Źle zrobił, że pokierował się wtedy chciwością. Źle zrobił, bagatelizując zadanie. Źle zrobił, przylatując w ogóle na Firandę.
Źle zrobił, podnosząc rękę na Bobę Fetta.
Wreszcie, zza budynków stołecznego miasta Firandy zaczął wyłaniać się gmach kosmoportu, w którym stał statek Trodda. Puggles poczuł ulgę i zaczął wierzyć, że uda mu się umknąć bezlitosnemu łowcy nagród. Przyspieszył nieznacznie, mijając nielicznych przechodniów, których o tej porze dnia niewielu szwendało się po ulicach. W końcu Gryzoń dopadł drzwi swojego hangaru i, nie czekając na celników czy kontrolerów lotów, natychmiast w nich zniknął. W środku dostrzegł swój upragniony środek transportu, myśliwiec typu Cloakshape, którym zamierzał w trybie natychmiastowym opuścić planetę. Przed pojazdem dostrzegł jednak coś, co drastycznie obniżyło jego pewność siebie. Coś, a raczej kogoś.
Dwie osoby. Boba Fett i Corran Horn.
Puggles w pierwszym odruchu chciał zawrócić i uciec, ale w drzwiach stanął inny przeciwnik. Lando Carlissian. Jedi, hazardzista i łowca nagród przeciwko niemu jednemu? Naraz? I to w momencie, kiedy jest nieuzbrojony i bez żadnych szans na ucieczkę. Trodd nigdy jeszcze nie był w tak beznadziejnej sytuacji. W jego małym móżdżku nie powstał żaden inny pomysł poza padnięciem na kolana i błaganiem o litość. To też uczynił.
- Daj spokój, Trodd.- rzucił z niesmakiem Fett - Miej chociaż krztę godności.
- J-jak mnie znaleźliście?- wybąkał Gryzoń.
- W przeciwieństwie do ciebie, ja robię użytek z mojej mózgownicy.- powiedział beznamiętnie Boba, stukając palcem o swój hełm - Gdzie indziej mógłbyś uciec, niż do swojego statku? Poza tym tak spanikowałeś, że zapomniałeś o możliwości złapania taksówki i biegłeś przez pół miasta, podczas gdy my czekamy tu na ciebie od godziny.
- P-puśćcie mnie!- wyjąkał Trodd, podczołgując się do nóg Boby. Corran wyczuł, że gryzoniopodobny łowca jest skrajnie spanikowany i przestał myśleć racjonalnie. Właściwie to w ogóle przestał myśleć. Swoje zachowania ograniczył do charakterystycznych dla jego rasy, żebraczych odruchów - Nie będę już przeszkadzał! Przysięgam!
Fett nie powiedział nic, tylko machinalnie wyjął swój blaster BlasTech EE-3 i strzelił do kulącego się Gryzonia, pozbawiając go życia. Zrobił to tak szybko, że Corran nawet nie wyczuł jego intencji.
- Mdlisz mnie, Trodd.- powiedział Boba, patrząc na trupa.
- Czekaj, co ty...?- krzyknął Lando, doskakując do mandaloriańskiego łowcy, ale ten uciszył go gestem.
- Kiedy pracuję dla was, mogę korzystać z waszych metod.- rzekł - Zwłaszcza, że tego ode mnie wymagacie. Ale swoje sprawy załatwiam na swój sposób.- schował blaster pod pelerynę - Lepiej przyjmijcie to do wiadomości.- i odszedł w kierunku drzwi.
- Chyba nie mamy wyboru.- Corran położył Carlissianowi rękę na ramieniu, kiedy sylwetka łowcy zniknęła w wyjściu z hangaru - Lepiej mieć go po swojej stronie. Musimy nauczyć się tolerować niektóre z jego metod.
- Myślałem, że ty, jako Jedi, pierwszy wyskoczysz do Fetta z pyskiem.- rzekł Lando, patrząc za Bobą.
- Masz za to do mnie urazę?- zapytał Corran poprawnie odczytując emocje Landa.
- Wiesz, wy, Jedi, jesteście niemożliwi.- skrzywił się Carlissian - Nie podoba mi się, że pozwalasz Fettowi na taką swobodę.
- Obaj mu na to pozwalamy.- skontrował Horn - Ale w tym przypadku jego reakcja jest uzasadniona. Na jego miejscu postąpiłbym chyba tak samo. A poza tym Trodd miał tyle na sumieniu, że zabijając go Fett wyświadczył galaktyce przysługę.
- Wyświadczyłby większą, strzelając sobie w łeb.- prychnął Lando - Ale chyba masz rację, nie mamy większego wyboru. Mam tylko nadzieję, że Han będzie miał inne zdanie.- dodał.
- Zobaczymy.- odparł Horn - Teraz lepiej chodźmy, bo nasz łowca nagród gotów odlecieć bez nas.
- Jeśli mamy zacząć działać, musimy wpierw ukryć Lo i Wingo.- głos Hana Solo był opanowany, ale Luke Skywalker, jego wieloletni przyjaciel i szwagier, wiedział, że w byłym przemytniku zaraz zagotuje się krew. Trudno było zresztą spodziewać się innej reakcji po kimś, kogo rodzina niemal się rozpadła; tacy ludzie często mieli zszargane nerwy - Póki ich chronię, nic nie ma prawa im się stać, ale nie mogę robić tego wiecznie. Zresztą sam doskonale o tym wiesz!
- Wiem.- spokojny głos Luke’a dla odmiany reprezentował jego rzeczywisty stan ducha, chociaż Skywalker miał powody, by było inaczej; jako Jedi nauczył się jednak panować nad emocjami - Chociaż nie bardzo rozumiem, dlaczego sam się tym zajmujesz. Nie mogłeś zostawić ich pod opieką Fetta, tak jak się wstępnie umówiliście?
Han rozejrzał się dookoła, jakby chciał ukryć, że pytanie mistrza Jedi trochę go rozeźliło. Poza nim, Lukiem i Chewiem w komnacie nie było jednak nikogo, a przed obecnymi i tak nie potrafił ukryć swoich emocji. Natomiast do prywatnych pokoi Skywalkera w siedzibie Rady Jedi na Noquivizor z reguły nie zaglądał nikt, przed kim była potrzeba przybierania stosownej maski. Solo wziął więc do ust kolejny łyk gorącej czekolady i połykał go przez chwilę, zbierając myśli i siląc się na spokój.
- Fett zauważył, że skoro najlepsi łowcy teraz ścigają jego, lepiej będzie nie kusić losu i nie podstawiać im jeszcze na dokładkę Lo.- odparł po dłuższej chwili - Z tego samego powodu nie chcę, aby znowu kamuflowali się w Ostoi Przemytników, czy włóczyli za okrętami wojennymi Nowej Republiki. Zwłaszcza, że nasi mają i tak pełne ręce roboty.- dodał, ponownie sięgając po kubek.
Chewbacca zaryczał rzewnie, zgadzając się z przyjacielem.
- To fakt.- zgodził się Luke, obracając w rękach swoją czarkę, którą przed chwilą opróżnił.
- Poza tym,- podjął Han, zawieszając wzrok na jednym ze spartańskich mebli, jakie stały w komnacie - nie mam już dłużej ochoty latać za „Hyperspace Marauderem” i pilnować, żeby się nie porysował. Tym bardziej nie chcę tego robić teraz, kiedy jestem potrzebny gdzie indziej. W ogóle miałbym tę sprawę głęboko w dupie gdyby...
- Gdyby nie przyjaźń.- dokończył Luke, wpatrując się w oczy przyjaciela. Tamten odwzajemnił spojrzenie - Przyjaźń, honor i ideały.- dokończył Skywalker - Znam cię przecież, Han, i wiem, że nie ryzykowałbyś spotkania z Fettem dla Lo, gdybyś miał go gdzieś.
Chewbacca szczeknął kilka razy, po czym cicho jęknął, a całą wypowiedź zakończył gardłowym warknięciem.
- Macie rację.- Han spuścił głowę - Zapomniałem, że wciąż są ludzie, którym mogę zaufać. Zapomniałem o was. Przepraszam.
- To zrozumiałe.- Luke podszedł do szwagra - Gdyby nie trening Jedi, ja też pewnie bym się wściekał. Leia w śpiączce, Anakin nie wiadomo gdzie, przyjaciele w opałach, Nowa Republika u progu wojny. To bardzo dużo.- położył mu rękę na ramieniu - I tak mężnie to znosisz.
Chewie poklepał Corellianina po plecach mrucząc coś nosowo.
- Dziękuję wam.- rzekł Solo. Skywalker wyczuł, jak jego przygnębienie i rozpacz ustępują miejsca determinacji. Zupełnie jak przed Bitwą o Akademię miesiąc temu, pomyślał mistrz Jedi.
- A co do ukrycia Lo Khana i Luwingo, to myślę, że znam dobre miejsce.- powiedział tajemniczo, drapiąc się po brodzie. Chwilę odczekał, aż Han i Chewie skupią na nim swoją uwagę, a resztki rozgoryczenia przykryje ciekawość, po czym rzucił nazwę pewnej planety - Anoth.
Rozdział 2
Kyle Katarn, rycerz Jedi, szedł powoli korytarzem w siedzibie Rady Jedi na Noquivizorze. Na jego twarzy malowała się zawziętość i determinacja, a ręce niemal instynktownie zaplótł na piersiach, dając wyraz uczuciu niepokoju, jakie szalało w jego duszy. Zresztą nie tylko jego. Ludzie, z którymi w tej chwili szedł, Kam Solusar i Mara Jade Skywalker, również mieli niewesołe miny i aury. Ten nastrój podzielali z nimi chyba wszyscy obecni w siedzibie Rady. Bił on od Tenel Ka czy Dek-Merona Perabiego, których trójka Jedi minęła w korytarzu, pozdrawiając lekkim skinieniem głowy, zawzięcie trenujący w sali ćwiczeń Ewon Five-For-Two również miał niespokojną aurę, nawet MTD, droid translacyjny Lowbacci, zdawał się być bardziej rozgoryczony, niż zwykle.
Kyle, Mara i Kam doskonale wiedzieli, co jest źródłem owej melancholii. Przywieźli ją uczestnicy Wielkiej Bitwy o Roon i miała ona związek ze śmiercią Kypa Durrona, Firtisthwinga, Shora Gina, Ninta Warchy, Mika Reglii i Zekka, szóstki rycerzy Jedi, którzy zginęli podczas pojedynku z Witiynem Terem. Uczucie straty potęgowały jeszcze ofiary Bitwy o Akademię Jedi, albo też Piątej Bitwy o Yavin, jak nazwał ją Luke Skywalker. Śmierć wtedy poniosło piętnastu Jedi, w tym Saraai-Kaan, dziedziczka tradycji Jensaaraiów, oraz Tam-Azur Jamin i Zaross Finn. A dodatkowo przytłaczało wszystkich przeświadczenie, że to nie koniec ofiar.
Jednak nawet tak olbrzymie i przerażające statki, jakimi były trzy seryjne gwiezdne superniszczyciele i jeden zmodyfikowany, były zaledwie cieniem innego okrętu, niemal dwa razy większego, zdolnego jednym strzałem superlasera rozbijać w pył największe machiny bojowe wroga. Okrętu na tyle niebezpiecznego i niepowstrzymanego, że istnienie tej klasy statków większość mieszkańców galaktyki uznawało za fikcję i nie przyjmowało jej do wiadomości. Pozostali dopuszczali do siebie fakt, że maszyny tego typu zaprojektowano kiedyś na Kuat, ale gdyby im ktoś powiedział, że takowy statek został zbudowany, nie uwierzyliby.
Ale on istniał. „Arka”, gwiezdny superniszczyciel klasy Sovereign, okręt flagowy admirała Rogrissa, zbudowany w stoczniach Executor’s Lair. Więcej nawet, był gotów do boju.
Cała potęga militarna Floty Executor’s Lair była jednak niczym wobec siły, jaką dysponowali przywódcy Centrali. Wobec Mocy. W kompleksie władały nią cztery osoby: Irek Ismaren, młody mężczyzna potrafiący oddziaływać Mocą na droidy i maszyny, Maarek Stele, była Ręka Imperatora i najlepszy pilot Executor’s Lair, a także Rov Firehead, Ho’Din, tytułujący się Lordem Sith. Rządził nimi jednak ktoś, kto władał potęgą tak wielką, iż sam jego widok wzbudzał strach i paraliżował przeciwników. W jakiś sposób ten człowiek był uosobieniem doktryny imperialnej, którą stosowała Armia Executor’s Lair i według której Imperium projektowało i budowało swoje okręty bojowe. Przez dwadzieścia lat sądzono, że nie żyje.
Był to Mroczny Lord Sith, Darth Vader.
- Wszystkie jednostki zostały zebrane, panie.- powiedział Noghri Pekhratukh, kłaniając się zakutemu w czarną stal olbrzymowi - Admirał Morck czeka na pańską odprawę.
- Niech jeszcze trochę poczeka.- odparł Czarny Lord, patrząc przez iluminator na sztuczne słońce kompleksu; dokładnie takie samo, jakie zainstalowano kiedyś na światostatku Egzekutora Hethrira - Podejmujemy właśnie ważny krok i nie możemy ulegać zbędnemu pośpiechowi.
- Jak sobie życzysz, panie.- Noghri ukłonił się ponownie, po czym odszedł. Lord Vader stał jeszcze przez jakiś czas, zastanawiając się nad czymś, po czym nieśpiesznie odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia, kierując powoli ku sali odpraw na niższych poziomach stacji. Poruszał się spokojnie i pewnie, ale w rzeczywistości nawet on czuł lekkie podniecenie całą sytuacją. Wreszcie, po ponad dwudziestu latach istnienia, Executor’s Lair objawi galaktyce całą swoją potęgę. Warto było czekać, zgłębiać tajniki Mocy i doskonalić sztukę fechtunku, żeby dotrwać do tego dnia. Dnia, który na zawsze wpisze się w historię galaktyki. Krwawymi literami.
Wreszcie Darth Vader wszedł do sali odpraw, w której zebrali się wszyscy dowódcy liniowi Floty Executor’s Lair. Pomieszczenie miało kształt półkola, a jego posadzka wznosiła się lekko ku podwyższeniu pod jedyną prostą ścianą. Podwyższenie to było odgrodzone od reszty komnaty pełniącą funkcję mównicy barierką, przy której stali obecnie trzej admirałowie Centrali: Morck, Rogriss i Grant. Między nimi było miejsce dla Lorda Vadera; na niego zresztą czekali, pełni skupienia, podobnie, jak wszyscy zebrani. Czarny Lord wyczuł, iż napięcie w sali jest tak duże, że tłumi nawet strach przed jego osobą.
- Oficerowie!- zagrzmiał Vader, podchodząc do barierki - Nadszedł nasz czas! Dzisiejszy dzień jest początkiem końca Nowej Republiki. Nie będziemy się dłużej ukrywać, będziemy walczyć! - spojrzał na Morcka, dysząc ciężko - Obecny tu Głównodowodzący Flotą opracował plan, który powali wrogów Nowego Ładu na kolana!- odwrócił głowę ku zgromadzonym, na każdym zatrzymując przez chwilę wzrok, i napawał się strachem, jaki pojawia się w aurze każdego z nich, kiedy patrzy nań zza swojej czarnej i nieprzejednanej maski - Flotylla generała Barrona poleci do Galaktycznego Działa. Macie bronić go przed wrogiem, dopóki wystrzeli. Potem je zniszczcie! Okręty admirała Granta rozdzielą się: połowa zaatakuje Kronto, a druga połowa Birblingi! Potem oba szwadrony udadzą się na Gerdooine! Ja i kapitan Dorja zaatakujemy Adumar, generał Geervan weźmie „Oko Vadera” i uderzy na Bron’til, natomiast kapitan Pilzbuck poprowadzi szturm na Dorneę. Nasze siły spotkają się nad Yaga Minor. Admirałowie Morck i Rogriss będą koordynować wszystkie działania z Centrali! Jakieś pytania?
Nie było żadnych. Nawet, jeżeli któryś z oficerów miał wątpliwości, nie śmiał ich wyrażać w obecności Dartha Vadera.
- Dobrze.- rzucił Czarny Lord - Idźcie więc, moi słudzy! Idźcie walczyć i zabijać, dławić wszelki opór! Dla Nowego Ładu! Dla mnie!
- Tak jest!!!- krzyknęli wszyscy zebrani, po czym, pełni zapału, a także ulgi, że zebranie dobiegło końca, wyszli z sali i skierowali się na swoje okręty flagowe. Ich serca i umysły zaprzątała w tej chwili tylko jedna myśl. Jedna emocja.
Ruszali na wojnę.
Puggles Trodd biegł już od trzech kwadransów i zaczynało mu brakować tchu. Nie miał jednak odwagi ani zatrzymać się na moment, ani nawet obejrzeć się za siebie. W tej chwili najważniejszą rzeczą było dotarcie z powrotem na pokład swojego statku. Tam będzie bezpieczny. Tam będzie mógł odetchnąć i pomyśleć, co dalej. Wszyscy jego towarzysze zginęli. Źle zrobił, proponując im to zadanie. Nie chodziło bynajmniej o ich życie; tym w ogóle się nie przejmował. Trodd myślał inaczej: gdyby przyszedł z tym zleceniem do doświadczonych łowców nagród, nie do jakichś młokosów, sytuacja mogła teraz wyglądać inaczej. Ale nie, myślał wtedy gryzoniopodobny łowca, młodsi wezmą mniejszą działkę z nagrody. Źle zrobił, że pokierował się wtedy chciwością. Źle zrobił, bagatelizując zadanie. Źle zrobił, przylatując w ogóle na Firandę.
Źle zrobił, podnosząc rękę na Bobę Fetta.
Wreszcie, zza budynków stołecznego miasta Firandy zaczął wyłaniać się gmach kosmoportu, w którym stał statek Trodda. Puggles poczuł ulgę i zaczął wierzyć, że uda mu się umknąć bezlitosnemu łowcy nagród. Przyspieszył nieznacznie, mijając nielicznych przechodniów, których o tej porze dnia niewielu szwendało się po ulicach. W końcu Gryzoń dopadł drzwi swojego hangaru i, nie czekając na celników czy kontrolerów lotów, natychmiast w nich zniknął. W środku dostrzegł swój upragniony środek transportu, myśliwiec typu Cloakshape, którym zamierzał w trybie natychmiastowym opuścić planetę. Przed pojazdem dostrzegł jednak coś, co drastycznie obniżyło jego pewność siebie. Coś, a raczej kogoś.
Dwie osoby. Boba Fett i Corran Horn.
Puggles w pierwszym odruchu chciał zawrócić i uciec, ale w drzwiach stanął inny przeciwnik. Lando Carlissian. Jedi, hazardzista i łowca nagród przeciwko niemu jednemu? Naraz? I to w momencie, kiedy jest nieuzbrojony i bez żadnych szans na ucieczkę. Trodd nigdy jeszcze nie był w tak beznadziejnej sytuacji. W jego małym móżdżku nie powstał żaden inny pomysł poza padnięciem na kolana i błaganiem o litość. To też uczynił.
- Daj spokój, Trodd.- rzucił z niesmakiem Fett - Miej chociaż krztę godności.
- J-jak mnie znaleźliście?- wybąkał Gryzoń.
- W przeciwieństwie do ciebie, ja robię użytek z mojej mózgownicy.- powiedział beznamiętnie Boba, stukając palcem o swój hełm - Gdzie indziej mógłbyś uciec, niż do swojego statku? Poza tym tak spanikowałeś, że zapomniałeś o możliwości złapania taksówki i biegłeś przez pół miasta, podczas gdy my czekamy tu na ciebie od godziny.
- P-puśćcie mnie!- wyjąkał Trodd, podczołgując się do nóg Boby. Corran wyczuł, że gryzoniopodobny łowca jest skrajnie spanikowany i przestał myśleć racjonalnie. Właściwie to w ogóle przestał myśleć. Swoje zachowania ograniczył do charakterystycznych dla jego rasy, żebraczych odruchów - Nie będę już przeszkadzał! Przysięgam!
Fett nie powiedział nic, tylko machinalnie wyjął swój blaster BlasTech EE-3 i strzelił do kulącego się Gryzonia, pozbawiając go życia. Zrobił to tak szybko, że Corran nawet nie wyczuł jego intencji.
- Mdlisz mnie, Trodd.- powiedział Boba, patrząc na trupa.
- Czekaj, co ty...?- krzyknął Lando, doskakując do mandaloriańskiego łowcy, ale ten uciszył go gestem.
- Kiedy pracuję dla was, mogę korzystać z waszych metod.- rzekł - Zwłaszcza, że tego ode mnie wymagacie. Ale swoje sprawy załatwiam na swój sposób.- schował blaster pod pelerynę - Lepiej przyjmijcie to do wiadomości.- i odszedł w kierunku drzwi.
- Chyba nie mamy wyboru.- Corran położył Carlissianowi rękę na ramieniu, kiedy sylwetka łowcy zniknęła w wyjściu z hangaru - Lepiej mieć go po swojej stronie. Musimy nauczyć się tolerować niektóre z jego metod.
- Myślałem, że ty, jako Jedi, pierwszy wyskoczysz do Fetta z pyskiem.- rzekł Lando, patrząc za Bobą.
- Masz za to do mnie urazę?- zapytał Corran poprawnie odczytując emocje Landa.
- Wiesz, wy, Jedi, jesteście niemożliwi.- skrzywił się Carlissian - Nie podoba mi się, że pozwalasz Fettowi na taką swobodę.
- Obaj mu na to pozwalamy.- skontrował Horn - Ale w tym przypadku jego reakcja jest uzasadniona. Na jego miejscu postąpiłbym chyba tak samo. A poza tym Trodd miał tyle na sumieniu, że zabijając go Fett wyświadczył galaktyce przysługę.
- Wyświadczyłby większą, strzelając sobie w łeb.- prychnął Lando - Ale chyba masz rację, nie mamy większego wyboru. Mam tylko nadzieję, że Han będzie miał inne zdanie.- dodał.
- Zobaczymy.- odparł Horn - Teraz lepiej chodźmy, bo nasz łowca nagród gotów odlecieć bez nas.
- Jeśli mamy zacząć działać, musimy wpierw ukryć Lo i Wingo.- głos Hana Solo był opanowany, ale Luke Skywalker, jego wieloletni przyjaciel i szwagier, wiedział, że w byłym przemytniku zaraz zagotuje się krew. Trudno było zresztą spodziewać się innej reakcji po kimś, kogo rodzina niemal się rozpadła; tacy ludzie często mieli zszargane nerwy - Póki ich chronię, nic nie ma prawa im się stać, ale nie mogę robić tego wiecznie. Zresztą sam doskonale o tym wiesz!
- Wiem.- spokojny głos Luke’a dla odmiany reprezentował jego rzeczywisty stan ducha, chociaż Skywalker miał powody, by było inaczej; jako Jedi nauczył się jednak panować nad emocjami - Chociaż nie bardzo rozumiem, dlaczego sam się tym zajmujesz. Nie mogłeś zostawić ich pod opieką Fetta, tak jak się wstępnie umówiliście?
Han rozejrzał się dookoła, jakby chciał ukryć, że pytanie mistrza Jedi trochę go rozeźliło. Poza nim, Lukiem i Chewiem w komnacie nie było jednak nikogo, a przed obecnymi i tak nie potrafił ukryć swoich emocji. Natomiast do prywatnych pokoi Skywalkera w siedzibie Rady Jedi na Noquivizor z reguły nie zaglądał nikt, przed kim była potrzeba przybierania stosownej maski. Solo wziął więc do ust kolejny łyk gorącej czekolady i połykał go przez chwilę, zbierając myśli i siląc się na spokój.
- Fett zauważył, że skoro najlepsi łowcy teraz ścigają jego, lepiej będzie nie kusić losu i nie podstawiać im jeszcze na dokładkę Lo.- odparł po dłuższej chwili - Z tego samego powodu nie chcę, aby znowu kamuflowali się w Ostoi Przemytników, czy włóczyli za okrętami wojennymi Nowej Republiki. Zwłaszcza, że nasi mają i tak pełne ręce roboty.- dodał, ponownie sięgając po kubek.
Chewbacca zaryczał rzewnie, zgadzając się z przyjacielem.
- To fakt.- zgodził się Luke, obracając w rękach swoją czarkę, którą przed chwilą opróżnił.
- Poza tym,- podjął Han, zawieszając wzrok na jednym ze spartańskich mebli, jakie stały w komnacie - nie mam już dłużej ochoty latać za „Hyperspace Marauderem” i pilnować, żeby się nie porysował. Tym bardziej nie chcę tego robić teraz, kiedy jestem potrzebny gdzie indziej. W ogóle miałbym tę sprawę głęboko w dupie gdyby...
- Gdyby nie przyjaźń.- dokończył Luke, wpatrując się w oczy przyjaciela. Tamten odwzajemnił spojrzenie - Przyjaźń, honor i ideały.- dokończył Skywalker - Znam cię przecież, Han, i wiem, że nie ryzykowałbyś spotkania z Fettem dla Lo, gdybyś miał go gdzieś.
Chewbacca szczeknął kilka razy, po czym cicho jęknął, a całą wypowiedź zakończył gardłowym warknięciem.
- Macie rację.- Han spuścił głowę - Zapomniałem, że wciąż są ludzie, którym mogę zaufać. Zapomniałem o was. Przepraszam.
- To zrozumiałe.- Luke podszedł do szwagra - Gdyby nie trening Jedi, ja też pewnie bym się wściekał. Leia w śpiączce, Anakin nie wiadomo gdzie, przyjaciele w opałach, Nowa Republika u progu wojny. To bardzo dużo.- położył mu rękę na ramieniu - I tak mężnie to znosisz.
Chewie poklepał Corellianina po plecach mrucząc coś nosowo.
- Dziękuję wam.- rzekł Solo. Skywalker wyczuł, jak jego przygnębienie i rozpacz ustępują miejsca determinacji. Zupełnie jak przed Bitwą o Akademię miesiąc temu, pomyślał mistrz Jedi.
- A co do ukrycia Lo Khana i Luwingo, to myślę, że znam dobre miejsce.- powiedział tajemniczo, drapiąc się po brodzie. Chwilę odczekał, aż Han i Chewie skupią na nim swoją uwagę, a resztki rozgoryczenia przykryje ciekawość, po czym rzucił nazwę pewnej planety - Anoth.
Rozdział 2
Kyle Katarn, rycerz Jedi, szedł powoli korytarzem w siedzibie Rady Jedi na Noquivizorze. Na jego twarzy malowała się zawziętość i determinacja, a ręce niemal instynktownie zaplótł na piersiach, dając wyraz uczuciu niepokoju, jakie szalało w jego duszy. Zresztą nie tylko jego. Ludzie, z którymi w tej chwili szedł, Kam Solusar i Mara Jade Skywalker, również mieli niewesołe miny i aury. Ten nastrój podzielali z nimi chyba wszyscy obecni w siedzibie Rady. Bił on od Tenel Ka czy Dek-Merona Perabiego, których trójka Jedi minęła w korytarzu, pozdrawiając lekkim skinieniem głowy, zawzięcie trenujący w sali ćwiczeń Ewon Five-For-Two również miał niespokojną aurę, nawet MTD, droid translacyjny Lowbacci, zdawał się być bardziej rozgoryczony, niż zwykle.
Kyle, Mara i Kam doskonale wiedzieli, co jest źródłem owej melancholii. Przywieźli ją uczestnicy Wielkiej Bitwy o Roon i miała ona związek ze śmiercią Kypa Durrona, Firtisthwinga, Shora Gina, Ninta Warchy, Mika Reglii i Zekka, szóstki rycerzy Jedi, którzy zginęli podczas pojedynku z Witiynem Terem. Uczucie straty potęgowały jeszcze ofiary Bitwy o Akademię Jedi, albo też Piątej Bitwy o Yavin, jak nazwał ją Luke Skywalker. Śmierć wtedy poniosło piętnastu Jedi, w tym Saraai-Kaan, dziedziczka tradycji Jensaaraiów, oraz Tam-Azur Jamin i Zaross Finn. A dodatkowo przytłaczało wszystkich przeświadczenie, że to nie koniec ofiar.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,60 Liczba: 15 |
|
Lord Brakiss2006-03-24 16:47:38
Świetna. Końcowa bitwa extra!!! MIsiek moje gratulacje, Szkoda że nie było Widm
jedi_marhefka2006-01-28 00:00:50
No Michał co tu dużo pisać. Po prostu jesteś wielki!!!!! świetny tekst.
Edi2005-09-24 19:49:53
Świetna kontynuacja.Co tu dużo gadać.10/10.Opowiadanie przewyższa nie jednego e-booka i Michał Wolski powinien pisać dla Star Wars...bo się do tego nadaje.
starwarsowiec2005-05-04 21:09:30
nie mogę tego ściągnąć:(Bardzo byłbym wdzięczny gdyby ktoś mi to wysłał na adam_n1@o2.pl
NIECH SIE KTOŚ ZLITUJE!!!
Carno2004-08-19 00:20:34
Z recenzją poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 10.
Taag Bha Den Fell2004-07-13 10:38:23
Genialne opowiadanie, daje 10
Admirał Raiana Sivron2004-06-13 21:19:01
Artydzieło, świetnie się czyta, ciekawa fabuła, nie mogłam się oderwać.
Anor2004-05-19 02:18:37
WSTĘP
Na początek chciałbym powiedzieć, że poniższa recenzja może zostać odebrana jako mocno krytyczna. Wiem, że dostałeś na razie prawie same dziesiątki jako oceny, jednak inni oceniali to, co napisałeś jako Fanfic, ja za to piszę tę recenzję jako recenzję pełnoprawnej książki, co więcej w ocenie kieruje się kryteriami jakimi kieruje się w ocenianiu książek zatwierdzonych przez LocasBooks, dlatego weź to pod uwagę, ze na samym początku stawiam cię na nobilitowanej pozycji, która to pozycja pociąga za sobą odpowiednie wymagania i oczekiwania. Poniżej opisuje kwestie, do których ma jakieś zastrzeżenia lub które chcę pochwalić. Rzeczami oczywistymi nie zawracam głowy.
FABUŁA
Jak pewnie każdy czytelnik zauważyła fabuła jest wyjątkowo rozbudowana, wszystkie wydarzenia koncentrują się wokół kilku wątków, które się między sobą co jakiś czas przeplatają. Tu przychodzi mi na myślę konwencja Zahnowska pisania powieści gdzie właśnie jest podobnie. Wokół każdej postaci zbudowana jest jakaś historia, każda z nich ma coś ciekawego, swojego i wyjątkowego jako wkład do wydarzeń fica. Oczywiście są to wszystko słowa pochwały, gdyż zbudować tak zawiła fabułę i jednocześnie na nią zapanować zarówno sensie pisarskim jak i logicznym układzie wydarzeń, to naprawdę wielka sztuka. Mimo to wydaje mi się że są momenty gdzie Miśku trochę przesadziłeś. Momentami zbyt wiele jest bohaterów, nazwisk, miejsc, planet, za często zmienia się miejsce akcji. Wszystko to powoduje że czytający przynajmniej do momentu kiedy nie zapanuje nad całością może się gubić w całości. Można to oczywisice postrzegać dwojako, gdyz niejeden powie że ten ogrom szczegółów nazwisk i miejsc to wielki plus. Owszem plusem jest ale jeśli się nad ty panuje. Ja uważam, zę ty nad tym zapanowałeś, jednak wyczuwałem momenty kiedy Ty jako pisarz wiedziałeś o co chodzi a czytelnik niekoniecznie musiał się tak dobrze orientować.
SPÓJNOŚĆ
Wydarzenia opisywane w książce same w sobie są wyjątkowo spójne, to należy tobie przyznać. Co więcej powiem, ze wszystko co opisujesz charakteryzuje się z małymi wyjątkami dużą spójnością z EU (oczywiście nie mówię tu o NEJ która jest czymś przeciwnym). Powiem tak, że gdyby jakikolwiek autor zastosował tyle nawiązań do wydarzeń z EU co ty tutaj to byłby mistrzem świata. Nie wiem jak w tym wszystkim udało ci się zachować spójność, ale tutaj popisałeś się nie lada kunsztem, mimo ze utrudniłeś sobie prace poprzez to ze wszędzie próbowałeś wrzucić jakieś nawiązania. Sam się zastanawiałem czy czasami nie jest tego aż za dużo, bo momentami to wręcz tłumaczyłeś, co to było z tym osobnikiem, czy też statkiem czy też wydarzenia, które gdzieś tam zaistniało w jakimś komiksie lub książce. Mimo wszystko uważam ze tego za dużo nie było gdyż ja jestem maniakiem na wszelkie nawiązania. Tu masz wielki plus. Nie mówiąc już o tym, ze przypomniałem sobie wiele faktów z EU dzięki tej twojej pozycji.
FS a NEJ
Istotą twojej całej trylogii jest pokazanie alternatywy do Nowej Ery Jedi. Takie miałeś chyba założenie podczas jej pisania. Oczywiście zrealizowałeś to początkowe założenie, ale czy do końca w 100%? Ja powiem, ze nie. Mimo wszystko nie wyzbyłeś się pewnych zaciągnięć NEJ które aż prawie Kolą w oczy. Nie świadczy to że to jest źle, ale po prostu aż miło zobaczyć ze jednak do końca NEJ nie negujesz. Nie mówię tu o samej kwestii Yuuzhan, która była bardziej rozbudowana w Pełnomocniku, ale bardziej chodzi mi o Ciemne Bomby, czy też Serum pozbawiające Mocy (toż drugi raz (nie licząc Ismalirów) po NEJ czytam że Jedi da się odciąć od Mocy, coś jak w przypadku kontaktu z Yuuzhanami). Musze powiedzieć, że jak czytałem twe liczne wypowiedzi na forum, szczególnie w wiadomym temacie sporu w kwestii NEJ, to obawiałem się że kolejne części twej trylogii będą bardziej atakowały całą serię o nowych najemcach spoza galaktyki, tu jednak okazało się ze potraktowałeś całą serię NEJ dość delikatnie. Powiem więcej, nawet mogłaby ona postępować po twej trylogii, co oczywiście zależy od tego jak rozwiąże się sytuacja w III Tomie twego dzieła.
AKAPITY I ROZDZIAŁY
Tu widzę pewien problem w twej książce. Jakoś nie mogę się dopatrzyć sensu podziału na poszczególne akapity tekstu, który nam prezentujesz. Podział jest jakbym to powiedział dość dowolny. Są momenty że nie wiedziałem nie doczytawszy się pierwszego imienia po zmianie akapitu gdzie jestem w jakim wątku? Ja tam polonistą nie jestem (ty tak), ale z mojego (niewielkiego) doświadczenia w czytaniu wynika to ze nigdy nie można zaczynać nowego akapitu/wątku od razu dialogiem! Dialog zwykle jest jakąś kontynuacją opisu akcji. U Ciebie niestety zdarzały się nowe akapity zaczynane od razu dialogiem, co więcej były to nowe wątki. To powodowało, ze mijało trochę czasu zanim zorientowałem się gdzie ja w ogóle jestem. Kolejna sprawa to kwestia podziału rozdziałów. Nie widzę tu jakiejś zachowanej logiki oprócz czysto matematycznych działań polegających na tym, że co którąś stronę musi być nowy rozdział. Tu podobnie jak z akapitami masz takie same problemy jak Stover, którego bardzo cenię jako pisarza, ale w dzieleniu topików to on jest słaby. Właśnie u Ciebie podziały na rozdziały kuleją. Nie można oczywiście generalizować, jednak zdecydowana większość kończy i zaczyna się w miejscach gdzie to nie powinno się dziać. To wszystko jednak jest wyższa szkoła jazdy i jak widzisz to nawet w moim mniemaniu najlepsi sobie z tym nie radzą:P
SZYSTKO W JEDNYM
Już wspominałem o kompletności twojego opisu już pisałem jak rzetelnie nawiązywałeś do EU wtedy Cie chwaliłem, teraz muszę lekko zganić, ponieważ to pokazanie wszystkiego jest jakby trochę na siłę. Początkowo mamy ciągle wspominane osoby, które gdzieś tam sie przewijały w EU i to jest super, potem na to pojawiają się wszystkie super bronie i wynalazki, jakie znamy z SW, fajnie ze wreszcie są wszystkie. Potem znowu spotykają się one w jednej bitwie gdzie należy powiedzieć, że to tez dobra sprawa, bo dodaje realizmu ze walka miedzy dwoma galaktycznymi mocarstwami odbywa się pomiędzy wszelkimi ich zasobami, a nie tylko dwoma niszczycielami na przykład. No, ale na koniec jest ten Luzgan który w sobie ma wszystko zewsząd. To już trochę przegięcie. W całej książce jakbyś chciał pokazać swą wielką wiedzę o SW i wcisnąć każdy wynalazek każdą ogromną machinę. Nie wiem na ile taki barokowy przepych jest potrzebny.. Subiektywnie patrząc zdania mogą być podzielone, ja uważam jednak ze można by być skromniejszym.
MINUSY OGÓLNIE
Poniżej wypisze w wypunktowaniu moje zastrzeżenia i wątpliwości, czyli ogólnie minusy, jakie widzę w książce (oczywiście jest to moje subiektywne podejście):
- Edycja. Zdecydowanie brakuje mnóstwa przecinków i w ogóle kwestii interpunkcyjnych, dodatkowo widać ze korekta była sporządzana w oparciu o słownik Wordowski, a poprzez czytanie, gdyż SA (szczególnie zaimki), które istnieją a nie powinny być w danym miejscu np. zamiast "za" masz "a".
- już o tym wspominałem w fabule, ale trochę momentami dużo bohaterów oraz nazw, co nie pozwala czytelnikowi skupić się na fabule a wymusza koncentrację na tym o kim w ogóle to jest pisane, z czasem czytania jak powiększa się wiedza czytelnika to się zmienia, jednak początek jest trudny. Mimo to to chyba nie do końca twoja wina, bo gdyby czytać cięgiem poszczególne tomy byłoby inaczej.
- humor. No właśnie nikt od ciebie nie wymaga żebyś walił gaga za gagiem, jednak u Ciebie w książce nie ma tego praktycznie w ogóle. Tu naprawdę by się coś przydało humorystycznego gdyż zwykle w SW (Już tradycyjnie począwszy od filmów) mamy z tym do czynienia.
- Kwestia niewiedzy Karrde. Nie wiem, czemu tak mocno wyolbrzymiłeś kwestię niewiedzy Kardde o EL podczas jego wizyty na radzie kolaborantów wojennych? Ten człowiek w EU zawsze kojarzył się z kopalnią wiedzy i zawsze coś miał do powiedzenia, choćby jakąś dobrą wskazówkę. No a ty zrobiłeś tak ze on nie wiedział nic. Przydałoby choćby coś mu dąć powiedzieć, co mogłoby naprowadzić NR na jakiś trop. Przecież taka potężna organizacja jak EL nie ma szans pozostać niezauważona przez najlepszego informatora w galaktyce!
- Clonemade. Po wiersze sam pomysł na nazwę ośrodka z odwrotnością prawdziwej nazwy jest dość mega banalny i mogłeś wykombinować coś oryginalniejszego, ale to w sumie szczegół, bardziej interesuje mnie jak w całym tym ośrodku (stacji na wodzie) dwa Ismaliry mogły tak skutecznie blokować tylu Jedi? Bo Jedi już czuli blokadę zanim weszli do wody. A kolejna kwestia, co do akcji w tym samym miejscu, to opis kabla i Kyle Kattarna po nim buszującego. Momentami wydaje mi się ze popadałeś w pewną przesadę w opisywaniu niektórych szczegółów i tak właśnie zrobiłeś z tym kablem, po którym wspinał się KK. Według mnie to straszny szczegół i lepiej skupić się na czymś innym co może zostało potraktowane po macoszemu (jakaś bitwa itp.).
- Kamino i klonowanie. Tu zasadnicze pytanie bo nie wiem jak w ogóle Kamino nie mogło zostać odkryte przez tyle lat jako miejsce klonowania od CW przez Nową Republikę? Toż to bardzo dziwne że w ogóle cały czas kaminoanie mają możliwość do klonowania, po tym jak oni stworzyli armię która samą nawet nazwą zasłynęła w jednej z największych wojen w historii galaktyki.
- Wiadomość. Czy nie wydaje ci się, ze rozmowa Landa z Lukiem na otwartym kanale o fakcie przybycia wywrotowców nie była zbyt ryzykowna skoro wywrotowcy wcześniej musieli się tak szczegółowo ukrywać? Odobnie zresztą jest z puszczeniem przez Kardde'go poprzez Holonet wiadomości o przyszłym ataku na Exaphi? Trochę to dla mnie słabe taktycznie żeby wyjawiać przeciwnikowi, że wie się o jego planach.
- Był moment podczas bitwy nad Exaphi że mówiono że w ogromie ogółu walki statków i myśliwców przybycie Hana i Boby miałoby coś zmienić pomóc i przechylić na szalę NR. Wiesz, demonizowanie ich możliwości może odbywać się owszem, jednak na inną skalę bitwy a nie w takim wymiarze jak to zaprezentowałeś w swojej powieści. Oni g.. mogli zrobić dla powodzenia całej bitwy, tak mi się przynajmniej wydaje.
- Horn - gdzieś tam napisałeś ze posłużył się telekinezą. On przeciecz nie umiał tego robić, zawsze maił z tym problemy i w końcu stwierdzono, że nie ma do tego predyspozycji za to ma wielkie możliwości w zataczaniu fałszywych wizji przed innymi. No chyba, że się mylę.
- Oko/Vacuum. Całą powieść czytam wielkie peany w kierunku tych dwóch wspaniałych jednostek, ciągle każesz się spodziewać ze to, co się stanie na koniec będzie czymś wyjątkowym. Na koniec jednak okazuje się, że starcie między tymi OGROMAMI trwa zaledwie kilka minut a w opisie książkowej jeszcze krócej, za to o kablu w Clonemade czytamy również przez pięć minut??? Coś chyba nie tak. No a oprócz tego ze opis był skąpy to obie tak wielkie jednostki zniszczone zostały w dość banalny sposób.
- Lugzan. Trochę przegięcie i tona sam koniec.. on jakby był połączeniem wszystkiego co najlepsze. wiesz jest takie powiedzenie, ze coś co jest do wszystkiego zawsze jest do niczego, więc mam nadzieję że nie odegra żadnej roli w kolejnym tomie:P
PLUSY OGÓLNIE
TO samo, co z minusami:
+ "dupa" i inne "wali" są to wulgaryzmy, których oczywiście nie spotykamy w książkach (zwykle). Można postrzegać je pozytywnie lub negatywnie. Ja generalnie jestem za tym by naturalizować wszystkie książki i nie wierzę że jakiś tam Jedi nie 'zakurwił' sobie pod nosem jak zobaczył na przykład ogrom przeciwnika. Dlatego stosowanie takiego słownictwa jest dla mnie pozytywem, nie wiem jak dla innych.
+ Ogrom szczegółów które nam prezentujesz jest bardzo pozytywny z punktu widzenia przypominania sobie przez czytelnika czegoś co tam kiedyś czytał. Ja sobie to bardzo cenię, gdyz przypomniałem sobie niejedno nazwisko i nazwę, którą miałem już kiedyś tam przyjemność poznać a zapomniałem lub nie potrafiłem jej połączyć z żadnym faktem.
+ Emocje Boby. Bardzo podobało mi się ukazanie Boby wreszcie jako człowieka, który posiada emocje i je artykułuje. To było super, poza tym sama jego śmierć była dobrym posunięciem, jednak fakt iż pośrednio zginął poprzez to ze zahaczył się o pelerynę w kabinie swojego Slava jest mega banałem i to mi się już aż tak nie podoba..:)
+Wielkość flot. Wreszcie ktoś opisał prawdziwie realistyczną bitwę w kosmosie! Dotychczas tego nie meiliśmy chyba. Ciągle tylko było tak, ze spotykały się dwie floty oparte o kilak niszczycieli a tu nagle mamy prawdziwie ogromne floty z wielką różnorodnością statków,. To naprawdę jest realistyczne i godne pochwały. Mimo to ilość i ogrom tych flot a szczególnie różnorodność najwspanialsze zabawki trochę ogranicza tę realność.
+ Smeagol. Tu chodzi o to co wspominał Ricky o rozterkach Anakina pomiędzy JSM i CSM i jego wewnętrznym rozdarciu. Tak pięknie tu nawiązałeś do konfliktu Smeagol/Golum. Wielkie plusy.
+ Na pochwałę zasługujesz sobie również dbałością o zgodność z techniką i w ogóle próba technicznego podejścia. Na przykład podobało mi się to ze podczas bitwy o Exaphi cześć statków ustawiła się w cieniu słońca systemu. Nie zawsze pisarze pamiętają o takich możliwościach.
+ Morale. To już w ogóle wodotrysk, którego mało w oryginalnych SW, mianowicie poziom morale żołnierzy. Wreszcie ktoś na to zwrócił uwagę. Byłem zauroczony jak po przybyciu wielkiej floty EL: żołnierze NR zaczęli wątpić w swoje szanse i Jedi zaczęli wyczuwać ich zachowanie. Tak właśnie zawsze powinno być, a nie że w książkach nam Pisza o niewiadomo jakim bojowym podejściu żołnierzy! Bądźmy realistami, nie każdy jest super herosem!
+ Historia Brakissa. W ogóle bardzo podoba mi się jego historia, wręcz powiedziałbym ze jest ona wzruszająca. Niedobrze chłopak się tak nawrócił, to jeszcze wielką miłość znalazł. Prawdziwy z niego szczęściarz.
+ Nawiązania. Wielkim plusem są również liczne nawiązania do EU oraz filmów. Sam już pisałem ile wspominasz realnych postaci EU ile z nich tłumaczysz, jak to pozwala przypominać sobie fakty, ale według mojej opinii także nawiązujesz do filmów i takim przykładem na to jest 'wycieczka' Jacena z Danni rydwanie, kiedy on ochrania ją blokując strzały mieczem świetlnym a ona ładuje z blastera. Toż to Padem i Ani z Areny na Geonosis!
VADER
Kim on jest? No ja czytając i analizując FSa doszedłem do wniosku ze ty wymyśliłeś sobie ze było naprawdę dwóch Vaderów! Nie wiem czy klony czy cokolwiek. Mimo to Słowa przekonanego Kyle jakoby by on prawdziwy zmuszają mnie do takiego myślania! Za to Luke mówi że czuł coś innego w jego obecności! Na to wszystko należy jednak dodać ze Kir Kanos także mówił że to jest ten Vader co mu zadał bliznę na twarzy. Rozumieć należy przez to ze Vader rzeczywiście jest tą osobą która pojawiała się nam kiedyś w EU, ale nie w filmach, bo może było ich dwóch! Skoro Imperator mógł mieć klony to czemu nie Vader? A może to nie klony.
REASUMACJA
Stworzyłeś wielkie dzieło, tego się nie da ukryć Miśku! Jest ono na tyle wielkie, że nobilituje do oceniania w kryteriach książki, a nie fica. Gdybym miał napisać, jaką oceniam twe dzieło jako fica to dałbym mu 10 po kilku stronach czytania, jednak, jeśli patrzę prze ostrzejsze kryteria książkowe to zapodam 8,5/10. I usytuuje twą książkę w bloku książek o stylu zahnowskim na poziomie, który można powiedzieć dorównuje 'nowej' trylogii Hana Solo. Tak by widział te twe dzieło. Mam nadzieję ze się nie pogniewasz, że momentami byłem ostry w ocenie, ale takie już przyjąłem założenia. Życzę weny na kolejne twe dzieła.
Ricky Skywalker2004-05-16 18:30:13
Więcej uwag na Forum, tu zatem w skrócie:
Ogólnie książka jest bardzo dobra, ale nie wystrzegłeś się błędów:
- Znów różnorakie błędy w pisowni, stylistyczne, interpunkcyjne itp., które można było poprawić przez te pół roku czekania na umieszczenie na Bastionie.
- Wykorzystujesz tu niektóre wątki z NEJ (choć cały czas usilnie ja negujesz), ale właśnie nie trzymasz spójności w sprawach takich, jak choćby wygląd Duro, czy też nawet mapa galaktyki (choć sama w sobie jest niezłym pomysałem w kontekście całej książki, nie jest z godna z oficjalną - w każdej książce NEJ oraz w Przewodniku po Chronologii mamy takową, i tam wyraźnie widać, że Korelia i Duro są w zupełnie innej części galaktyki, niż Adumar).
- Borsk leci z Coruscant na Korelię tak wolno, że nawet odpowiednio zmotywowany pilot TIE (bez hipernapędu!!) by go przegonił :D
- Anakin też zbyt potężny jest.
- I jeszcze pewna niekonsekwencja, która pojawiła się na samym końcu: skoro Ackbar nie chciał i nie mógł zostać znów Głównodowodzącym, ponieważ był wyjęty spod prawa, to jakim cudem Bel Iblis nim został??
Ale co ja się będę czepiał... te minusy wcale nie muszą wpłynąć na ocenę końcową, bo przeważą je PLUSY:
+ Teksty (i narracja, i dialogi)
+ Anakin-Gollum
+ Boba Fett(ogółem; nawet nie wiesz, jak wzruszyła mnie jego śmierć)
+ Te wszystkie okręty!! Jeszcze tylko Eclipse`a III brakuje w panteonie superniszczycieli
+ Spora rola Mary (jak mi ją zabijesz w ŚT to... ;-))
+ Zaczątki Sojuszu Galaktycznego (współdziałanie NR, Imperium i KH )
+ Nawiązania do DE - Howlrunnery, Vipery, Droidy Cienia i przede wszystkim VACUUM - oj to też było miłe zaskoczenie - Republikański Devastator!! :)
+ Duża rola Łotrów (dla jeszcze lepszego obrazu powinieneś w ŚT wprowadzić Widma ;-))
+ ZAKOŃCZENIE!! Goraco wierząc, że tą osobą był Boba, pomijam wszystkie wypisane wcześniej minusy i
wystawiam FINALNEMU SKOKOWI ocenę 10/10 :)
Shedao Shai2004-04-25 19:47:43
Otas...mówiłeś, że FS jest ŚWIETNY. A nie możesz mu dawać 9 tylko dlatego, że w/g ciebie ŚT będzie lepszy...są na tym forum ff znacznie gorsze, a mające wyższą ocenę...nie można porównywać FS i PS z resztą, one już automatycznie są lepsze!
Otas2004-04-23 09:23:26
no widocznie to jakaś tajemnicza ręka daje ocene.. a nie bastionowicze :) .. hihih.. Moc tak widocznie chciała.
Szedałku... ja dałem 9 :P.... ale mam nadzieje że dosyć jasno się wytłumaczyłem w komentarzu .. :)
Shedao Shai2004-04-09 09:39:32
Powiem tak: trudno jest, żebym bronił uparcie serii, z której ostatnio nową książkę czytałem we wrześniu, czyli 8 miechów temu... tym bardziej, że są pokusy, które powoli zmieniają moje upodobania (PS, FS, komiksy z Republic)
Misiek2004-04-08 20:19:23
Hmmm.... Yuuzhanin broniący negacji NEJ... intrygujące :->
Shedao Shai2004-04-07 14:14:29
Mija się z prawdą...taaa...Wódz przemówi:
FINALNY SKOK MIAŁ, MA I BĘDZIE MIAŁ OCENĘ 10, NIEZALEŻNIE CZY TAK MYŚLICIE :P A jak ktoś zamierza postawić niżśzą ocenę, to niech najpierw dobrze zastanowi się nad swoim życiem.....bo Wódz przyjdzie, i odwiedzi go z amphistaffem.
Jacyś chętni? Nie? Nie widzę! Pan z tyłu? O, naprawdę? Dobrze, jak Pan sobie życzy....zaraz porozmawia Pan z bezpieką Yuuzhańską....może jednak zmienilby Pan zdanie?
Misiek2004-04-04 19:41:59
W takim razie to jakiś burak. Miło wierzyć, że ma się dyszkę, ale skoro to się mija z prawdą...
Darth Fizyk2004-04-04 13:42:53
Misiek, przy moich opowiadaniach też Czytelnicy dają oceny różne (tak piszą), a ocena i licba głosującyh cały czas taka sama ;)
Misiek2004-03-31 15:07:55
hmmm... dałeś 9, a średnia ocen wciąż jest 10. Ktoś dał 11?
Otas2004-03-30 14:17:07
Mnie ciekawi... ja przeczytałem :D Po lekturze Pełnomocnika byłem pewien nadziei związanych z FS a także częściowo obaw ze jednak Misiek nie utrzyma poziomu tomu I... i cóż mam powiedzieć?? ... hehe.. powiem na końcu :P
Kolega skomentował 2 pierwsze tomy w następujący sposób: "Vader, Kir Kanos, SSD, pełno bitew kosmicznych ... jakby jeszcze był Thrawn to bym miał orgazm" :) No cóż .. moje priorytety nie sa akurat tak ustawione jak jego ale przyjemność czytania FS jest naprawde olbrzymia. Jeszcze wczoraj mówiłem Miśkowi ze z braku czasu czytam ledwo 10 stron co wieczór ... hmm wczoraj jednak wydazenia mnie tak wciągnęły że siedziałem w nocy tak długo aż doczytałem książke do końca ..
Nic tylko brać i czytać (a raczej pochłaniać)... aha... no i ocena... no cóż tu mam dylemata (nie mylićz dyplomatą).. czy dać od razu 10??.. ponieważ jest to naprawde njedna z najlepszych książek jakie czytałem (a e-book to napewno jest numero uno) ... czy może 9 a 10 zarezerwować dla tomu III? Mam nadzieje Miśku, że nie będziesz zły za obniżenie średniej oceny :) .. daje 9 a ten jeden pkt. trzymam na przyszłość :D
PS. I nie rzebym cie gonił... ale pisz żesz szybciej tom II bo chce wiedzieć jak się wszystko skończy.. i jak jest naprawde z Vaderem :)
Misiek2004-03-22 17:49:31
Oj, Fizyku, Fizyku... w założeniach Siedziba Egzekutora ma negować NEJ (a przynajmniej Pełnomocnik tak robił), więc przyjmij, że Yuuzhanie powymierali w przestrzeni międzygalaktycznej. W związku z powyższym: niektóre fakty odstają od NEJ, więc Irek siedział nie na Coruscant, ale z rodzicami na Roon. A Vader...he he ;-)))
Darth Fizyk2004-03-20 12:09:35
Misiek, jestem w trakcie czytania... znaczy się na 4 stronie :P
Tak się zastanawiam... którędy Yuuzhanie wejdą do Galaktyki... bo obok Belkadana rady nie dzadzą, ale w końcu znajdą inne wejście :P hmmm może przez Jądro z nad ekliptyki, albo spod? hmm?
Aha... przupomnijcie mi skąd się ten Vader wziął :P I Irek... :P
Misiek2004-03-18 15:17:43
Ktoś przeczytał, ktoś nie, ale ocena w tym okienku na górze jest wysoce mobilizująca :-)
P.S. Można by było robić sztuczny szum wokół tego booka (autor jest w ciąży z Lepperem!!!) ale po co? Niech czytają ci, których to naprawdę ciekawi.
Shedao Shai2004-03-15 14:42:58
PDF jest........I CO??? PRZECZYTAŁ TO KTOŚ WIĘCEJ??
Mistrz Fett2004-02-12 13:55:08
Nie ma chyba określenia na ten e-book które oceniłoby go w 100%. To jest ARCYDZIEŁO i nawet Amber nie powstydziłby się go wydac (gdyby mógł :)).
A pdf... Ja go już zrobiłem i jest u Yako :P
Gemini2004-02-11 15:14:08
Nie moge przeczytac bo niie ma .pdf-a ;(( Dlaczego ?? Moze ktos zrobi e-book-a ?? Ostatecznie ja ;))
Shedao Shai2004-02-09 14:49:28
Ehem.......Dlaczego mam wrażenie, że "Skok" przeszedł praktycznie bez echa?!?! A nie powinien, nie powinien......
Karrde2004-01-09 17:43:44
Genialna książka. Zachęcam wszystkich do lektury. A dokładniejsza recka ze spoilerami jest na forum
Shedao Shai2004-01-07 21:58:23
Moje zdanie na temat tego ARCYDZIEŁA jest na forum, na stosownym miejscu.