Star Wars Republic Comando: Hard Contact – to nowa powieść, związana z przyszłoroczną nową grą – Republic Comando. To powieść o Wojnach Klonów, zwycięstwie, furii, przegranej leżących w rękach elitarnej grupy komandosów, którzy dostali najtrudniejszy przydział w galaktyce. Ci zimnokrwiści żołnierze, walczą tam, gdzie wszyscy inni zawiedli. To opowieść o wyspecjalizowanej grupie klonów wysłaną z niemożliwą do wypełnienia misją sabotażu newralgicznych ośrodków badawczych, gdzieś w głębi terytorium Konfederacji.
Ale dzięki wkładowi brytyjskiej autorki i byłej rezerwistki sił zbrojnych, Karen Traviss, powieść ta pokaże nam szturmowców klonów z bardziej ludzkiej strony, kładąc pewien cień na koncepcji, że wszystkie klony są takie same, mają podobne obawy czy podobnie reagują na nowe środowisko, w którym przyszło im żyć.
Karen dorastała w Portsmouth w Anglii, siedzibie Królewskiej Marynarki, a także miejscu urodzenia Charlesa Dickensa. Traviss często określa swoje rodzinne miasto jako „Trójkąt Bermudzki Fikcji”, gdyż to właśnie w tej okolicy żyli swego czasu H.G. Wells, Nevil Shute czy Conan Doyle. Twórca legendarnego Sherlocka Holmesa w praktyce mieszkał zaledwie kilka jardów od domu rodzinnego Karen. Obecnie żyje ona w Devizes w Wiltshire, malowniczym miasteczku dwadzieścia mil na północ od Stonehenge, legendarnego kamiennego kręgu i miejsc gdzie podobno pojawia się UFO.
Jest dziennikarką z zawodu. Ale pracowała między innymi w reklamie czy politycznych Public Relations, ale dodatkowo spędziła też trochę czasu w wojsku. Była korespondentką obronną, zawodzie bardzo rzadkim wśród kobiet. Służyła też w rezerwowych siłach, wpierw w Królewskich Morskich Siłach Pomocniczych, a potem Armii Terytorialnej. Ale chciała też by pisząc fikcję, móc dodać jej poważnego wydźwięku, więc w 1998 zabrała się za pisanie.
Bycie korespondentem obronnym to wspaniałą robota – twierdzi Karen, która może się pochwalić nurkowaniem w łodzi podwodnej, czy uczestnictwem w transportowaniu helikopterem okrętów. Była też w armii w Irlandii Północnej. Jednym z bardziej pamiętnych dla niej wydarzeń, było stanie na pokładzie HMS Victory w mroźny poranek 21 października (święto Trafalgar) w którym to dniu wspomina się śmierć Admirała Nelsona. Karen przeprowadzała wywiady z najróżniejszymi wojskowymi i to zarówno walczącymi jeszcze w czasie I Wojny Światowej, aż do wojny w Zatoce. Ich historie ją niejednokrotnie rozśmieszyły, zadziwiły, a niejednokrotnie także wzruszyły, a ona same potem uroniła nawet łzy w prywatności.
W końcu Traviss postanowiła poświęcić się pisarstwu i zaczęła pracę nad swą pierwszą powieścią „City of Pearl”, która została wydana przez HarperCollins w marcu bieżącego roku. Ale jeszcze przed jej publikacją, informacja o talentach pisarskich Traviss trafiła do LucasBooks.
Jeszcze w tamtym roku, ktoś z Del Rey wysłał do Traviss emaila z zapytaniem, czy byłaby zainteresowana napisaniem książki w Uniwersum Star Wars, autorka stwierdziła, jasne, czemu nie. Poproszono ją tylko o manuskrypt „City of Pearl”, by zobaczyć jej pisarskie umiejętności (tu należy pamiętać, że powieść ta nie była jeszcze wydana), więc wysłała im go i zapomniała o sprawie. Do czasu, na początku tego roku nagle dostała kolejny email z Del Rey z zapytaniem, czy nie chciałaby napisać „Republic Commando: Hard Contact”, tylko musiała zrobić to szybko. Zajęło jej to 8 tygodni, a swoje własne tytuły pisze koło 12 tygodni.
Traviss dostała jedynie kluczowe elementy potrzebne do napisania książki. Fabuła miała być o drużynie komandosów klonów, którzy znajdują się za liniami wroga. Dostała też informacje o broni, typie zbroi i innych rzeczach, związanych z grą „Star Wars: Republic Commando”, która pojawi się na półkach w lutym 2005.
I choć sam temat Komandosów Republiki, był zupełnie nowym terytorium, Karen musiała dopasować się do kanonów wymaganych w książkach „Gwiezdne Wojny”. Książka musiała być napisana do dorosłego odbiorcy, ale jednocześnie nadawać się też dla młodszego czytelnika, a to oznaczało, że wiele żołnierskich wyrażeń na ból czy flustrację, które Traviss użyła w „City of Pearl” musiała zostać wykluczona.
Musiała trochę dodać żargonu do języka postaci, użyła między innymi Mandaloriańskich przekleństw, dla zabawy. Dostała kilka tekstów z muzyki w tle w grze, i pożyczyła sobie niektóre zwroty, rozszerzając trochę język. Chce przejść do historii, jako kobieta która zrobiła z
di’kut słowo powszedniego użytku.
Traviss, która była nowym nabytkiem dla świata droidów, obcych łowców nagród czy całego arsenału Gwiezdno-wojennej broni, wertując różne źródła, nagle uświadomiła sobie, że ma więcej pytań, niż odpowiedzi.
„Nie wiedziałam nic o Gwiezdnych Wojnach gdy zaczęłam pisać, poza oczywiście tym, ze widziałam filmy” twierdzi Traviss. Musiała wspomagać się wiedzą Ryana Kauffmana, który jest Kierownikiem ds. Zawartości w LucasArts. Autorka zasypywała go setkami mejli z setkami pytań, a on cierpliwie odpowiadał i ani razu się nie zdenerwował. Mejle wyglądały np. tak „Ryan, potrzebuję broni, która robi to i to”, a on odpowiadał, wysyłając propozycje niejednokrotnie z rysunkiem czy diagramem.
Ale nawet z setką informacji, Traviss niejednokrotnie nalegała na pewne zmiany, by zobrazować jej kompanię komandosów w powieści. Autorka dopytywała Ryana, czy zborja faktycznie musi być srebrna, bo przecież to samobójstwo udać się w sekretną misję. Tam potrzeba kamuflażu, ale odpowiedź brzmiała: „tak, ale obejrzyj film i zobaczysz, ze mają tam białe bronie”. Stąd wniosek, że Republika nie dba o to czy ktoś widzi, czy ich armia nadchodzi czy nie. To trochę jak XVIII wieczne mundury, które w żaden sposób nie były praktyczne, ale miały w sobie godność i powagę. A to dało autorce nowe pomysły, w tym jak komandosi sobie radzą z etosem Wielkiej Armii Republiki.
Traviss musiała szybko przyswoić sobie odpowiednie słownictwo, przebrnęła przez leksykony o sadze, ale udało jej się stworzyć także kilka nowych planet i stworów.
Karen spędziła trochę czasu z Ryanem analizując, na jakiej planecie można by osadzić akcję, ale żadna z istniejących nie spełniała kryteriów. Wynalazła więc planetę o nazwie Qiilura. Cała ekosystem tej planety jest nowy. Gurlianie to nowa zmiennokształtna rasa, ale do tego potrzeba było zgody z Lucasfilmu, gdyż to rasa inteligentna. W przypadku zwierząt otrzymała wolną rękę. Stworzyła między innymi gdany – polujące w stadzie drapieżniki, merlieny – sprytne zwierzęta które hoduje się dla wełny i jedzenia, owady, ptaki, lądowe węgorze, drzewa, owoce. Mało tego, topografia miejsca w którym dzieje się akcja jest dość zbliżona do rzeczywistej, a dokładnie do Salisbury Plain, gdzie ćwiczenia przeprowadza Brytyjska Armia.
Gdy już udało się jej zbudować świat, zabrała się za postaci i relacje między nimi. „To nie jest książkowa wersja gry, to raczej książka używająca pewnych elementów z tej gry” mówi Traviss. I choć książka ma wspólny grunt z grą, w niektórych momentach gry, uzbrojenie jest podobne, oddziały wyglądają tak samo, to jednak Karen potrzebowała pewnych specyficznych postaci, by zbudować akcję. Potrzebowała Jedi, który nie jest zbyt bystry i potrzebuje pomocy. Chciała też żołnierzy, którzy choć urodzeni by walczyć, byliby ludźmi, by potrafili zdać sobie sprawę, kim byli wcześniej i jak akcja na nich wpłynęła. Chciała też czarny charakter, którego każdy mógłby zrozumieć, nawet gdyby nie chciał, aby zło wygrało. Trzeba pamiętać, co takie postaci zrobią w danej sytuacji, być pewnym, że sprostają zadaniom jakie stawia im akcja powieści.
Kolejnym problemem, przed którym stanęła autorka, był brak szarości w Gwiezdnych Wojnach. Skoro Republika jest dobra, to czemu tworzą ludzi by umierali! To nie do pomyślenia! Traviss aż się paliła, by rozwinąć ten wątek, gdyż jest daleka od pisania o czarno-białym świecie.
Dla autorki sytuacja komandosów klonów była dość ciekawa, sama starała się wniknąć trochę w nią, wyobrazić sobie. W końcu to głównie żołnierze, którzy giną bezimiennie, bez płaczu, gotowi pójść w każdą misję, nawet jeśli oznacza to rychłą śmierć. Trzeba pamiętać, że klony nigdy nie były w obcych światach. Co z tego, że były specjalnie szkolone, czy genetycznie przygotowane do walki w różnych środowiskach. Miały jedynie okazję ćwiczyć w sztucznych warunkach, a przecież to są tylko ludzie. Opuszczając Tipocę, mają prawo bać się, stwierdzić, że świat jest bardziej chaotyczny i niebezpieczny.
Używając swojego wojskowego doświadczenia, Traviss nadała nowy ton powieścią Gwiezdno-wojennym. Co prawda nie opisała w niej wszystkiego co wie o taktyce i manewrach, ale zaznaczyła to w historii, a także uwzględniła psychologiczne obrazy i doświadczenia żołnierzy z różnych frontów. W tym wszystkim, autorka wykorzystuje swoją wiedzę, której trudno nauczyć się od historyków, ale o wiele lepiej można się wczuć rozmawiając z weteranami różnych wojen, w tym np. tej o Falklandy. „Nawet gdy tworzę fikcję, czuję się zobowiązana by opowiadać pewną prawdę” dodaje autorka.
I choć wszystkie klony pochodzą z DNA utalentowanego łowcy nagród Jango Fetta, i mają ograniczone pole manewru, jednak są bardziej zdolne do podejmowanie decyzji. A to może spowodować, że ich decyzje są trudniejsze do przewidzenia niż droidów. Właśnie to postanowiła wykorzystać Karen tworząc eksperta od materiałów wybuchowych – Darmana, który oddziela się od grupy na początku powieści. Ale właśnie dzięki temu zabiegowi, czytelnik szybko orientuje się, ze każdy z komandosów w drużynie, ma nie tylko specjalne umiejętności, ale też własną osobowość. Dokładnie tak samo jest z bliźniętami. Doskonale obrazuje to też coś co jest zwane Testem Belbin (od Meredith Belbin, autorki), który polega na określeniu roli ludzi w grupie w zależności od sytuacji.
Karen musiała sprostać jeszcze innym trudnościom. Choć klony nie są droidami, to jednak wiele osób postrzega je jako co najwyżej biologicznie rozszerzone jednostki. By zobrazować ten wątek pojawiła się postać sierżanta zajmującego się treningiem klonów, jak Kal Skirata. Trzeba pamiętać, że Kaminoanie nie mają na tyle wiedzy militarnej, by trenować każdy rodzaj wojsk. Musieli zatrudnić specjalistów. Jednym z instruktorów jest właśnie Skirata, który widział kawał galaktyki, ale choć docenia poziom wykształcenia klonów, trochę ich lekceważy, bo ich wiedza jest jedynie książkowa. Nie mają w ogóle życiowego doświadczenia, które naprawdę uczy więcej niż niejedna książka. Trzej członkowie kompanii byli właśnie przez niego szkoleni i niejednokrotnie bazują na tym co im wbił do głowy, na jego wiedzy. Był dla nich kimś najbliższym do ojca.
W powieści klony nie są bezmyślnymi, posłusznymi żołnierzami, ale ludźmi z krwi i kości, z uczuciami, wątpliwościami. Subtelnie to podkreśla np. w momencie, gdy marzą o cieście uj, zamiast jeść dzienne racje żywnościowe.
Kolejnym problemem było pokazanie emocji klonów, zwłaszcza gdy ich twarze są ukryte za hełmami. Nie było problemem wyobrażenie sobie, co w danym momencie Darman czy Niner myślą, ale to co dzieje się w ich zbrojach. Chciała uzyskać efekt, by czytelnik po przeczytaniu takiej sceny, zostawił książkę na trochę i się zastanowił nad tym co się wydarzyło. Pracując nad tym musiała sobie zadać pytanie, jak osoby niewidome wyczuwają emocje na twarzach innych. I właśnie w ten sposób odczuwania wprowadzić czytelnika.
Karen starała się nie pominąć choćby najmniejszych detalów z życia komandosów. Jednym z nich był na pewno zapach. Klony zostały wychowane w sterylnym środowisku na Kamino, a tu nagle znajdują się w nowej sytuacji, gdzie niejednokrotnie zapach zdumiewa ich. I to zarówno w pozytywnym jak i negatywnym względzie. To coś, na co żaden trening nie mógł ich przyszykować.
By czytelnik nie był przerażony realnością walk, postanowiła dodać też szczyptę humoru. To rodzaj żartów, które są znane w środowiskach, niebezpiecznych zawodów jak policja, straż pożarna czy wojska. To trochę taki czarny humor.
I choć „Republic Commando: Hard Contact” zostało już wydane, Traviss już przygotowuje się do kolejnych powieści, a dokładnie trzech książek osadzonych po Nowej Erze Jedi, z których pierwsza powinna pojawić się w 2006. Karen pracuje też nad kolejnymi własnymi powieściami dla wydawnictwa HarperCollins, ale pomimo napiętego grafiku, stwierdziła, że z miłą chęcią napisała by kolejną książkę z cyklu „Republic Commando” w najbliższej przyszłości, gdyż pisanie książek, bardzo jej się podoba i jest zadowolona z finalnego efektu. Dodała nawet, że będzie tęsknić za postaciami, które stworzyła, a nawet za czarnym charakterem – Ghezem Hokanem. O jej pracy nad cyklem po-NEJ pisaliśmy
wcześniej >>>, a o samej książce
tutaj.
Hego Damask2006-09-07 11:08:17
bardzo dobra książka. A Triple Zero (które właśnie pomału kończę) chyba lepsze nawet.
Asturas2004-11-07 13:02:50
Ja niestety nie wiem tego, ale myślę, że Amber wyda to. A odnośnie samej autorki. Według mnie to nawet dobrze, że nie czytała nic z EU. T. Zahn jak pisał Trylogię Adm Thrawna to miał do dyspozycji Spotkanie na Mimban, Przygody Hana Solo i Trylogię Calrissiana. I oczywiście Lucasowską Trylogię. Świerze spojrzenie jest jak najbardziej mile widziane.
Gavin2004-11-05 20:18:22
Chciałbym się dowiedzieć czy wiecie na pewno, że nie wyjdzie ta książka w Polsce. To znaczy czy Amber potwierdził, że tego tytułu nie wyda. Proszę o odpowiedź. !
Shedao Shai2004-11-02 20:54:26
Kyle - ja :) Zapowiada się nieźle.
Gothmog2004-10-31 17:39:00
TO SZKODA ŻE NIE WYJDZIE W POLSCE:(
Kyle Katarn2004-10-31 16:30:06
A ktoś kupuje w oryginale? :)
W sumie przy zadaniach specjalnych mogli dawać klonom kamuflarz jak swamp trooperom :)
ps
zdjęce Karen przysłania kwałek tekstu w newsie
Freed2004-10-31 13:41:11
nie, nie wyjdzie w polsce :)
dooku2004-10-31 12:45:44
Wyjdzie ta ksiazka w polsce-kotś wie???