TWÓJ KOKPIT
0

Książki

Jason Fry mówi o swojej ukochanej książce

2012-10-16 21:24:24 The Official Star Wars Blog



Jason Fry jest znany fanom przede wszystkim jako autor licznych przewodników i innych materiałów źródłowych, takich jak choćby The Essential Atlas. W swoim ostatnim wpisie na oficjalnym blogu Gwiezdnych Wojen opisał, jaka była pierwsza książka z tego uniwersum, w której się zakochał - a mowa tu o Hanie Solo na Krańcu Gwiazd. Jeśli chcecie zapoznać się z przemyśleniami Fry'a na temat tej książki Briana Daleya, jednego z pionierskich dzieł Expanded Universe, zapraszamy do lektury wpisu poniżej.

Zobaczyłem ją jesienią 1979 w lokalnym centrum handlowym: w miękkiej oprawie, błękitną z czerwonymi literami o znajomej czcionce i z cudownym napisem - Han Solo na Krańcu Gwiazd.

Miałem 10 lat i była to prehistoryczna era mediów, kiedy proto-Internet nie opuścił jeszcze uniwersytetów. Dziś książki pojawiają się po strategicznych zapowiedziach i miesiącach dyskusji; wtedy zaś dowiadywało się o nowych premierach, natykając się na nie na półkach B. Daltona lub Waldenbooks.

Jak dla mnie nasza podróż do centrum się skończyła. Zapłaciłem swoje 1,95 $ za Hana Solo na Krańcu Gwiazd, zastanowiłem się krótko nad autorem (kto to Brian Daley?) i zacząłem czytać swoją nową książkę w samochodzie w drodze do domu. Trzydzieści trzy lata później rogi są zaokrąglone, kartki nabrały koloru słabej herbaty, a na wpół oderwane okładki wciąż mają na sobie moje pradawne rysunki Dartha Vadera i ostrzeżenie dla intruzów: JAY FRY – JEGO KSIĄŻKA.

Zakochałem się w tej książce na zabój w ciągu kto wie ilu lektur. Czytałem ją jako dziecko, jako nastolatek, a potem zaglądałem do niej niezliczoną ilość razy jako dorosły i gwiezdnowojenny autor, zwracając się do niej, by sprawdzać wszystko od geografii Sektora Wspólnego (The Essential Atlas) po subtelności slangu pilotów myśliwców (The Essential Guide to Warfare).

Lecz pomimo tego wszystkiego, tak naprawdę nie przysiadłem i nie przeczytałem Krańca Gwiazd od lat.

Wróciłem do niego dzięki Celebration VI. Jednym z moich ulubionych paneli było tam wspomnienie Daleya, który zmarł z powodu raka trzustki w 1996, w wieku ledwie 49 lat. Na panelu długotrwały przyjaciel i współpracownik Daleya, James Luceno, dołączył do Pablo Hidalgo w czytaniu ustępów z książek o Hanie Solo i wspominaniu jego wpływu na dzisiejszy Expanded Universe. Później poszedłem na obiad z grupą pisarzy, włącznie z Luceno i jego żoną Karen-Ann Lichtenstein. Tam wchłaniałem historie o Daleyu – poszukiwaczu przygód, kowalu słów i gawędziarzu, którego przyjaciele wspominali jego śmierć z żalem, lecz jego życie ze śmiechem.

Słuchając tych historii, zdałem sobie sprawę, że minęło wiele czasu, od kiedy rzeczywiście czytałem Daleya. Kiedy więc w końcu umknąłem ostatniemu nawałowi terminów, wyszperałem Kraniec Gwiazd ze swoich przeładowanych półek i zacząłem czytać.

Szczerze mówiąc, zrobiłem to z pewnym niepokojem. Jasne, miło wspominałem książki Daleya. Mogę jednak przywieść na myśl przynajmniej trzy rzeczy, które skutecznie zmniejszają przyjemność czytania:
  • bycie profesjonalnym pisarzem
  • bycie ekspertem na danym polu
  • powracanie do książki, którą kochało się w dzieciństwie.
Kiedy ostrożnie otwierałem sponiewieraną okładkę Krańca Gwiazd, wiedziałem, że narażam się na wszystkie trzy zagrożenia.

Na szczęście żadne z nich nie miało znaczenia. Kraniec Gwiazd był tak żywy i ciekawy, jak to zapamiętałem – i miał głębsze akcenty, które umknęły mi jako dziecku.

Pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła, były wyzwania, przed którymi stanął Daley. W 1979 na całość Gwiezdnych Wojen składały się film, program telewizyjny, o którym miano już nie mówić, adaptacja książkowa i inna powieść, kilka historyjek dla dzieci, komiksy Marvela oraz plotki o Bobie Fetcie.

To nie było wiele, lecz Daley był ograniczony do Hana, Chewbacki i Sokoła Millennium. Żadnego Luke'a Skywalkera (choć Kraniec Gwiazd był reklamowany jako Z przygód Luke'a Skywalkera, co już wtedy było dziwne), żadnego Imperium, żadnych mieczy świetlnych, brak pozostałych rzeczy, których domagało się pierwsze pokolenie fanów. Łatwo to dzisiaj przegapić, kiedy mamy Expanded Universe zbudowane na fundamentach Daleya, lecz w tamtych czasach była to gwiezdnowojenna książka bez dużej części Gwiezdnych Wojen.

Jeśli speszyło to Daleya, z pewnością nie da się tego dostrzec. Jego najlepszy styl pisania i narracji jest subtelny i bystry. Obserwując zlepek pilotów myśliwców przed bitwą, Han wie, że brakuje im doświadczenia bojowego, ponieważ nie wyglądają na dość zatroskanych. Z kolei Władze Sektora Wspólnego Daleya nie są gangiem podkręcających wąsiki złoczyńców, lecz logicznym rezultatem niepohamowanej władzy połączonej z brakiem biurokratycznej odpowiedzialności – jedna z postaci opisuje program usuwania dysydentów jako produkt "władzy i paranoi. Tam, gdzie nie było prawdziwej opozycji, pojawiała się ona w podejrzeniach."

Daley jest też naprawdę zabawny, doprawiając napięte sceny walki ironicznymi obserwacjami i dygresjami. Stwór atakujący rekina finansjery zostaje odrzucony na bok i ląduje "na obiedzie bogatej wdowy, pozbawiając apetytu wszystkich przy stole", a śmigacz lecący przez pola kończy z kratownicą i wnętrzem pełnym zbłąkanych kłosów zboża, wyglądając "jak jakaś dziwna, rolniczna tratwa". Gwiezdne Wojny zawsze korzystały z odpowiednio dawkowanego humoru dla zmniejszenia napięcia, czy to poprzez "jest gorzej" w zgniatarce śmieci, czy droida bojowego, który wychyla się za mocno i spada ze wzniesienia.

Jak przystało jednak na dobrego autora, Daley jest szczodry dla swoich postaci, raczej oddając im najlepsze kwestie niż zachowując je dla siebie. Dialog Hana nie byłby nie na miejscu w filmie z lat 40., szczególnie gdy dołącza do niego jedna z wygadanych bohaterek Daleya. (A czemu nie? Han i Sam Spade dogadaliby się doskonale, wymieniając się historiami przez długą noc w kantynie, obaj z plecami opartymi o drzwi.) W Krańcu Gwiazd głównym kontrastem dla Hana jest Jessa, zawzięta, rozżalona inżynier statków kosmicznych, choć Han docina również (i parę razy zbiera cięgi) w rozmowach z sędziwym droidem-robotnikiem Bolluxem. Wszystkie z ich scen zapadają w pamięć, nawet bez strzelających blasterów i buczących mieczy świetlnych.

I to w końcu jest to, co cenię najbardziej w Krańcu Gwiazd - ponad wszystko jest to znakomite studium postaci. Han Daleya uważa się za uczulonego na ideały, kryjąc się za odruchowym blefem i zawadiackim zachowaniem najemnika. Jego cynizm przegrywa jednak bitwę z jego lojalnością wobec przyjaciół i odrazą do tyranów, oszustów i dręczycieli. W fabule Krańca Gwiazd Han dokonuje właściwych czynów po tym, jak się od nich wymiguje – cieszymy się jego zaprzeczeniami i unikami, nawet kiedy kibicujemy mu, aby się przekonał. Przez lata pojawiło się wielu wartościowych pretendentów, lecz żaden - żaden - nigdy nie opisał Hana Solo lepiej niż Daley zrobił to na samym początku.

Niestety, nigdy nie dostąpiłem okazji spotkania Briana Daleya – odszedł od swoich przyjaciół dawno temu i o wiele zbyt młodo. Lecz czytając ponownie Kraniec Gwiazd zauważam, że był on jednym z moich nauczycieli – i naprawdę nauczył mnie wiele.

A teraz wybaczcie mi, proszę, bo idę ponownie przeczytać Zemstę Hana Solo.
TAGI: Brian Daley (8) Holo z oficjalnej (151) Jason Fry (106) Przygody Hana Solo (3)

KOMENTARZE (9)

  • Vergesso2012-10-18 16:09:01

    O tak, Han Solo na Krańcu Gwiazd poza tym, że jest całkiem ciekawą opowiastką, to jeszcze wprowadziła jedną z najlepszych organizacji w SW - Sektor Wspólny, który świetnie pokazuje, jak by mogła wyglądać galaktyka, gdyby historia potoczyła się inaczej i Separatyści zdobyliby władzę nad całą galaktyką. Nie mówiąc o ciekawych postaciach związanych z Sektorem, a wymyślonych przez Daleya: Fiolla, Mirkovig Hirken...

  • borys_ru2012-10-17 21:53:18

    to i moja pierwsza książka SW :P

  • Jaro2012-10-17 16:01:01

    @Wedge -> Dziś każdy przeżywa swojego własnego "Hana Solo i Utraconą Fortunę", gdy tylko przychodzi kupić nową książkę SW.

  • Stele2012-10-17 15:34:21

    Jestem słaby. Sięgnąłem jedynie po wydanie zbiorcze i będzie ono podbijało pod setną książkę. Nie mniej od razu zyskało wysoką pozycję wśród nich. :)

  • Wedge2012-10-17 13:36:33

    Ha, a ja zacząłem przygodę z EU od "Hana Solo i Utraconej Fortuny" :)

  • BJK2012-10-17 04:15:01

    książki z SW... ja zacząłem od Zemsty Hana Solo...

  • X-Yuri2012-10-16 22:18:44

    ...od Trylogii Daleya (zbiorczego wydania) zaczynałem swoją przygodę z książkowym EU, dobre... duzo lat temu.

    Dziwnie się czułem czytając tekst Jasona. Rozumiem jego odczucia...

  • Luke S2012-10-16 22:09:36

    Ostatni raz tak się wzruszyłem jak obierałem ziemniaki.

  • Bolek2012-10-16 22:05:57

    Świetny i wzruszający tekst : )

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..