Niedawno ukazała się finalna część „Przeznaczenia Jedi” – „Apokalipsa”. Z tej okazji Del Rey na swojej stronie przeprowadziło wywiad z autorem, Troyem Denningiem. UWAGA: TEKST ZAWIERA DUŻE SPOILERY, DOTYCZĄCE TREŚCI POWIEŚCI.
P: Największym szokiem w tej książce jest to, że Abeloth została powiązana z Mortis, a Luke doświadcza podobnych przeżyć, co jego ojciec na tej planecie (widzianej w trzecim sezonie Wojen Klonów). Mógłbyś trochę poopowiadać o procesie rozwijania tego powiązania i współpracy z ekipą Wojen Klonów?
O: Początkowo zaczęliśmy rozwijać Abeloth od tego, że mogłaby być powiązana w jakiś sposób z Celestialami. Myśleliśmy, że mogłaby pełnić rolę sługi Celestiali, i że to oni zamieszkiwali gdzieś w Otchłani. Ale nigdy nie sądziliśmy by przedstawić ich jako postaci. Mieliśmy pomysł, by ona była sługą, który upadł. Gdy pisaliśmy „Sojuszników” i „Wir”, wymienialiśmy się e-mailami, oczywiście dołączając ludzi od kanonu z Lucasfilmu. W pewnym momencie jeden z nich - myślę, że to był Leland Chee - powiedział: „wiecie, ludzie od Wojen Klonów robią coś z postaciami w stylu Celestiali, więc powinniście to sprawdzić i skoordynować. Nie chcemy mieć dwóch innych grup postaci, o tej samej naturze i wpływie na galaktykę.” To miało sens, bo wystarczy jeden rodzaj istot odpowiedzialnych za równowagę Mocy.
Byliśmy tym trochę zdenerwowani, bo nie wiedzieliśmy czy to sprawi nam jakieś problemy czy nie. Ostatecznie jednak stwierdziliśmy, że nie chcemy duplikować naszych wysiłków w EU. Tak więc Leland spotkał się z Davem Filonim, wyjaśnił mu co robimy i zapytał, czy możemy nad tym pracować razem? Dave był bardzo łaskawy i pomocny, starał się nam ułatwiać pracę. Od tego momentu nigdy nie chcieliśmy już nazywać tych z Mortis Celestialami, ale tak o nich właśnie myśleliśmy. Nie chcieliśmy się podczepiać pod to, bo trudno się podczepić pod coś związanego z Mortis, ale jednocześnie taki mieliśmy zamysł. Oni stali się tym, co zamierzaliśmy zrobić z Celestiali, jednak nie są w pełni Celestialami. Jednak patrząc na nich z perspektywy Kilików, oni są tym czym Celestiale się stali. Kilikowie oczywiście nie pamiętają wszystkiego dokładnie. Wszystko zostało przefiltrowane przez umysły ludzi, którzy stali się dwumyślni. I to bardzo dobre rozwiązanie, bo nie chcieliśmy dokładnie ukazywać kim Celestiale są. Istnieją ku temu dwa powody. Pierwszy jest taki, że oni są poza wszelkim zrozumieniem i myślę, że Kilikowie do tego doszli. Zatem chyba najlepiej jest stwierdzić: nie zrozumiesz kim są Celestiale. Drugi powód jest taki, że łączy się kanon i podpina Celestiali pod różne rzeczy, a ja chciałem mieć ich jedynie wspomnianych i ukazać, że Abeloth jest z nimi w pewien sposób związana.
P: Czy ktoś z góry przykazał ci, by zachować naturę Abeloth, tych z Mortis i Celestiali w tajemnicy? Czy może to był twój wybór, bo nadawało to sens historii?
O: Chcieliśmy zachować tajemniczość aż do „Apokalipsy”, ponieważ tajemnica lepiej się sprawdza w opisywaniu potężnych i tajemniczych bytów. Jest pewnym symbolem. Potrzebowaliśmy tajemnicy, gdyż ona jest poza tym, co potrafią pojąć śmiertelne istoty. Chcieliśmy wyjaśnić to, co się da wyjaśnić i zrozumieć na temat Abeloth, ale jednocześnie nie chcieliśmy jej jednoznacznie zdefiniować. Ona jest ponad nasze zrozumienie, możemy co najwyżej pojąć kilka rzeczy na jej temat, ale nie wszystko. I w sumie opisałem więcej faktów z jej historii, niż z tego jakie ma moce lub jaka jest jej prawdziwa natura.
P: Jakie pojawiają się wyzwania podczas pisania o tak tajemniczym czarnym charakterze, jak Abeloth, w porównaniu z tymi bardziej znanymi - jak Jacen czy Lumiya?
O: Zaczęliśmy od głównego pomysłu, kim ona jest - jest związana z Celestialami i jest jakimś ich sługą - a potem, im bliżej znajdowaliśmy się końca, tylko dodawaliśmy kolejne szczegóły. Częściowo dopiero rozwijaliśmy szczegóły, a częściowo ukazywaliśmy te, które już znaliśmy. Ciężko byłoby cofnąć się i przypomnieć, które części ujawniliśmy a które wymyśliliśmy w danym czasie. Używając metafory malarskiej, początkowo używaliśmy szerokich pociągnięć pędzla, potem już tylko delikatnie coś domalowaliśmy i tak aż do samego końca.
P: Czy zamierzałeś pozostawić w tajemnicy tożsamość Lorda Sithów, który spotyka Luke’a Poza Cieniami? Myślałem, że to może być Białooki, przywódca Jednego Sitha, którego widzieliśmy w „Piekle” i „Furii”.
O: Miałem bardzo określony pomysł kim on jest, z pewnością to nie jest Białooki, ale mówię zbyt dużo. Jest to postać, która z pewnością pojawi się w przyszłości w EU. Jeśli go zbytnio określę, ludzie zaczną się o to kłócić i debatować. Wolałbym jednak by ludzie sami wyciągnęli swoje wnioski. Nawet jeśli ja mam swój wniosek, to nie znaczy, że ktoś kto wyciągnie inny będzie w błędzie. Kiedy wchodzi się w mistykę, zaczyna rozprawiać o symbolizmie i spirytualizmie, wtedy nie ma nigdy jednej dobrej odpowiedzi. Wszystko zostaje w kwestii interpretacji.
P: Byłem wielkim fanem Vestary w tej serii. Dla mnie jej perspektywa, była jedną z najbardziej interesujących części całej opowieści. Co o niej sądzisz tak ogólnie? Ta postać nie jest twoim pomysłem, ale czy sądzisz, że udało się zrealizować jej potencjał w "Przeznaczeniu Jedi"?
O: Myślę, że Vestara okazała się cudowna. Jej postać była pomysłem Christie i pamiętam, gdy pierwszy raz pojawiła się na spotkaniu. Christie powiedziała, że wie co powinniśmy zrobić. „Powinniśmy sprawić, by pierwsza dziewczyna Bena była Sithem”. Aaron i ja szeroko się uśmiechnęliśmy, a wszyscy patrzyli z zainteresowaniem na reakcję pozostałych. Ktoś powiedział: „Wiecie, nie sądzę byśmy mogli to zrobić”. Dyskutowaliśmy o tym i pisarze byli bardzo podekscytowani tym pomysłem. Pozostali raczej się nim martwili, ale ostatecznie uznaliśmy, że dopóki ta dwójka nie zwiąże się na stałe, możemy się tym bawić. Myślę, że to była absolutnie dobra decyzja. Uwielbiam rozwój tej postaci oraz to w jaki sposób z nią skończyliśmy. Mam też nadzieję - jestem tylko pisarzem i nie wiem, co się stanie w przyszłości - że ona jeszcze stanie się wielkim czarnym charakterem w sadze.
P: Liczyłem na większą bitwę między Vestarą i Benem pod koniec serii. Czy ty i reszta waszej ekipy zamierzaliście dać jej uciec w finale? Jakie dałbyś jej szanse na zabicie Bena?
O: Staram się przypomnieć, czy kiedykolwiek myśleliśmy by ją zabić. W „Apokalipsie” jest kilka scen o których zdecydowaliśmy podczas naszego pierwszego spotkania. Były to między innymi sceny z końca, jak wesele, to od nich właściwie zaczęliśmy. To miało się wydarzyć w serii niezależnie od innych rzeczy. Wiedzieliśmy to praktycznie w momencie, gdy zaczęliśmy spotkanie. Inną z tych rzeczy był właśnie los Vestary i fakt, że ona opuści wszystkich, wkraczając na własną ścieżkę. Nie pamiętam, byśmy debatowali czy ją uśmiercić czy nie, ale z pewnością po pierwszym dniu naszego spotkania, wiedzieliśmy że ucieknie i zaszyje się gdzieś w galaktyce, stając się możliwym przyszłym czarnym charakterem.
P: To bardzo interesujące. W „Hegemonii” jest obiecująca scena, gdy Ben i Vestara są nareszcie razem. Owszem, końcówka „Hegemonii” pozostawiła pewne obawy co do ich przyszłości, ale miałem nadzieję, że „Apokalipsa” skieruje ich na właściwe tory. Jakie motywy ostatecznie sprawiły, że oni nie mogą być razem?
O: Nie chcieliśmy powtarzać relacji Luke-Mara. Owszem jest tu jakieś jej echo, ale jeśli by ją powtórzyć, reakcja fanów byłaby na to mniej przychylna. Ale jeśli echo skierujemy w innym kierunku, wywoła to większy wstrząs.
Podoba mi się sposób, w jaki to rozwiązaliśmy. Nie uważam, by natura Vestary pozwoliłaby stać się jej kolejną Marą. Ona była Sithem i wychowano ją jak Sitha. Myślę, że ona sama doszła do wniosku (gdzieś w „Hegemonii”), że nie może być Jedi. Jest scena, w której zabija dla Bena i zdaje sobie sprawę, że Ben nie może i nie chce zabijać dla niej na analogicznych warunkach. Vestara rozumie, że nigdy nie będzie tym kim jest Ben. Gdy zaczyna się „Apokalipsa” ona podjęła już decyzję. Na początku „Apokalipsy” zamierzałem pokazać to, że ona miała nadzieję skusić Bena by żyli razem jej życiem. Miała nadzieję, że Ben może być kimś innym niż Jedi, ale ostatecznie zrozumiała że tak się nie da. Vestara kocha go za to, za to kim jest, ale nie może z nim być.
P: Więc po części sensem obecności Vestary w serii było to, by Ben nauczył się pozwalać odejść komuś, kto jest tak odmienny od niego, a po części, by osiągnął trochę tego, co przeżył jego ojciec?
O: Dokładnie. Ważnym tematem w Gwiezdnych Wojnach jest odkupienie. Tym też właśnie bawiliśmy się używając Vestary i zadając pytanie „Czy ona zostanie odkupiona?”. Odkupienie jest ważne tylko wtedy, gdy nie zawsze można je osiągnąć. Nie każdy może być odkupiony, nie każda postać może przetrwać. Straciłoby się zaskoczenie w serii, gdyby za każdym razem bohater w opałach miał przetrwać. Tak też jest z odkupieniem w Gwiezdnych Wojnach, tylko oczywiście to wolniejszy i głębszy poziom. Są postaci, które nie zostają odkupione.
P: Chcę się dowiedzieć jak ostatnia scena książki się tam znalazła (ślub - przyp. red.)? Czy to małżeństwo to wynik tego, że Jaina i Jag są ze sobą tak długo, iż w końcu wysłuchano głosów fanów, a może ma to jakiś związek z przyszłymi opowieściami?
O: Początkowo planowaliśmy ten ślub pod koniec „Niezwyciężonego”, ale gdy już nie zabrnęliśmy w serię daleko, zapytałem: „Wiecie co? Jaina właśnie zabija własnego brata pod koniec serii... i potem biegnie by wziąć ślub?” Chodziło o to, by nie uprościć zbytnio jej charakteru. Sądziłem, że nie powinniśmy tego robić. Na szczęście nie musiałem zbyt długo nalegać, by przekonać pozostałych. Też to dostrzegli, bo ślub jest przecież rzeczą pozytywną, a szukaliśmy pozytywnego zakończenia „Niezwyciężonego”, jednak nie kosztem Jainy i tego, co przeszła przez tamtą książkę.
Zatem jedną z pierwszych rzeczy, jakie zaplanowaliśmy w „Przeznaczeniu Jedi” to właśnie to, by pod koniec serii Jag i Jaina pobrali się. To pierwsze nasze ustalenie. Teraz niektórzy fani wiedzą, że byłem zwolennikiem związku Jainy i Zekka, i wszyscy sądzą, że bardziej lubiłem Zekka. Ale to głównie dlatego, że nie chciałem by Jaina wpierw udała się do Imperium Sithów, a potem żyła w Resztkach Imperium. Nie chciałem jej tracić. Jest ważnym Jedi i wszyscy wiemy, że przez długi czas stawała się coraz ważniejsza, stała się jednym z kluczowych Jedi. Sprowadzanie jej z Resztek za każdym razem komplikowałoby więc sprawę. Jednak postanowiliśmy zaryzykować i użyć Jainy do sprowadzenia Jaga do głównej historii na parę lat (ale też zapewnić sobie, że i ona w niej pozostanie). Tak rozwiązaliśmy ten problem.
P: Dlatego Luke ustanowił Jaga imperialnym przewodniczącym?
O: Wtedy akurat planowaliśmy połączyć się z komiksowym Dziedzictwem i pilnowaliśmy zgodności kanonu. Musieliśmy też mieć na uwadze, by to się sprawdziło w powieści. By to osiągnąć, potrzebne było delikatne balansowanie. Mieliśmy dwa przeciwległe cele. Minęło trochę czasu, nim zrozumieliśmy, że to dwa oblicza tej samej sprawy.
P: Czy możesz coś powiedzieć o wizji, którą miał Ben pod koniec powieści? Czy ona dotyczy wydarzeń z Dziedzictwa komiksowego Dark Horse’a i Jednego Sitha?
O: Wizje i symbolika to zawsze temat do interpretacji, bowiem przyszłość jest zawsze w ruchu. Ja patrzę na wizję jako jedną z wielu możliwości, które mogą się wydarzyć. Zrobiłem jedynie mały ukłon w stronę kanonu, ale jestem tylko pisarzem, więc nie wiem jak i czy w ogóle będą wyglądały próby połączenia końcówki „Apokalipsy” z początkiem Dziedzictwa. To dla mnie wielka tajemnica. Byłbym też zdziwiony, gdyby okazało się, że redaktorzy i ludzie z Lucasfilmu mają już czystą wizję tego, co się dziać będzie w EU przez te 60 lat przerwy. To bardzo długi okres. Prawdę mówiąc wątpię, by ktokolwiek obecnie myślał o tym co zrobić, by doprowadzić do początków Dziedzictwa.
Osobiście nie sądzę, by powinni to robić, a już na pewno nie teraz. Mamy obecnie zbyt wiele zabawy z tym okresem. To jedna z tych rzeczy, z którymi mierzyliśmy się w „Apokalipsie” - czy zmieniła się przyszłość? Na to pytanie nie znam teraz odpowiedzi i mam nadzieje, że czytelnicy również. Podejrzewam że nawet gdyby ludzie w Lucasfilm znali już tę odpowiedź, nie zdradziliby mi jej, a ja nawet nie chciałbym by to zrobili. Nienawidzę spoilerów, a to byłby największy spoiler z możliwych.
P: Czy dano ci jakieś specyficzne instrukcje by wskazywać komiksy z serii "Dziedzictwo" jako potencjalną przyszłość galaktyki?
O: Nie dano mi żadnych instrukcji, jednak jako pisarz sadzę, że powinniśmy dawać jak najwięcej nawiązań do kanonu ustanowionego już przez innych. Dobry przykład to seria „Mroczne gniazdo”, którą powiązałem z prequelami informacjami o matce Luke'a, przechowywanymi przez R2-D2 w jego bankach pamięci. Robię to, by EU sprawiało wrażenie spójnej całości. Oczywiście z drugiej strony jest mnóstwo rzeczy niepowiązanych, a my nie chcemy powiązywać wszystkiego.
P: Allana uczestniczy w wielu strzelaninach w tej książce. Czy to kontrowersyjna decyzja? Czy zawahaliście się przed umieszczeniem ośmioletniej dziewczynki w bitwie? Czy raczej dzieci Solo szybko dorastają?
O: Wiedzieliśmy, że chcemy by Allana była jedną z głównych postaci i pragnęliśmy ją wmieszać w historię. Raczej nie chcieliśmy jej chronić odsuwając na bok, jak robiło Bantam w swoich powieściach z młodymi Solo. Wpakowanie jej w akcję było jedynym sensownym rozwiązaniem. To oczywiście nie wyglądało tak, że stwierdziliśmy zapotrzebowanie na kolejnego żołnierza, więc "Allana bierz broń i do walki". Chcieliśmy, by zaangażować ją w trochę inny sposób, wciągnąć ją w historię. W „Apokalipsie” osiągnęliśmy to jej wizjami. Nie mieliśmy jakichś ogólnych redakcyjnych przykazań, że Allana ma pojawić się w bitwie w tej książce. Pozwoliliśmy jej ewoluować organicznie, tak by zaangażowała się w historię pod okiem Hana i Leii.
P: Zamierzacie rozwijać tę postać w sposób podobny do tego, jak to było z dziećmi Solo?
O: Temat przeznaczenia Allany jest wałkowany od „Mrocznego Gniazda”. Chciałem to wyraźnie zaznaczyć. Allana jest specjalnym dzieckiem w Mocy - to ją widzimy na Tronie Równowagi, ona ma przeznaczenie. Jedną rzeczą na którą Solo chcą ją przygotować, to właśnie spotkanie z tym przeznaczeniem. Solo są nie tylko strażnikami i obrońcami Allany, ale też starają się ją nauczyć, jak żyć w niebezpiecznym życiu. Ona to rozumie i stawia temu czoła, by być przygotowaną. Jest mnóstwo rzeczy które robimy, aby w przyszłości stała się interesującą postacią.
P: To co mówisz jest bardzo ciekawe, zwłaszcza o roli Solo w życiu Allany. Niektórzy fani krytycznie podchodzą do tego, że Han i Leia nieustannie wciągają ją w różne niebezpieczeństwa. Zatem wygląda na to, że Solo zrozumieli powagę jej przeznaczenia, więc przygotowują ją zabierając w swoje przygody?
O: Zgadza się. Solo nie chcą ryzykować jej życia biorąc ją ze sobą, ale przez to kim Allana jest, ryzyko same się pojawia. Myślę że Allana zrozumiała to dużo wcześniej niż oni.
P: Wiem, że jedną z twoich ulubionych scen, które napisałeś, była śmierć dziennikarki Madhi Vaandt, relacjonującej powstanie niewolników i udział w nim Mandalorian. W jaki sposób twoim zdaniem cały wątek niewolnictwa współgra z resztą „Przeznaczenia Jedi”?
O: Rozwinęliśmy ten wątek już po napisaniu trzech książek. Poza naszą pierwszą konferencją, która zaczęła projekt, mieliśmy też kilka innych, gdzie korygowaliśmy nasze posunięcia, dokonywaliśmy korekt i sprawdzaliśmy czy jesteśmy po tej samej stronie. Druga konferencja odbyła się, jeśli dobrze pamiętam, przy okazji San Diego Comic-Con. Christie wpadła na pomysł, by rozwinąć wątek niewolnictwa, wspomniany w „Omenie”. Czuła że Jedi muszą stać się bardziej moralną ostoją i myślę, że miała rację. Do tego miejsca, Jedi stanowili tylko jeszcze jeden polityczny byt. Nie odgrywali roli moralnego autorytetu w Sojuszu Galaktycznym.
Niewolnictwo nadało celu Jedi, sprawiło że bycie ostoją moralności nabiera sensu. Bardzo mi się podobał wątek w „Wirze”, gdzie Saba mówi, że muszą podążać za Mocą, za tym co słuszne i że oni są po pierwsze Jedi, a dopiero później politykami. To był powód konfliktu między nią, a Kenthem Hamnerem, który cenił wyżej lojalność wobec Sojuszu Galaktycznego. Mieliśmy zatem Jedi służących różnym sprawom. Dopóki bunt niewolników nie przybrał na sile wraz ze śmiercią Madhi Vaandt, Jedi służyli jedynie swoim politycznym panom, lekceważąc swe powołanie. W „Wirze” chcieliśmy, by dokonali tego przejścia i poddali się bardziej sprawom duchowym.
P: Więc to było takie obudzenie Jedi?
O: Tak. Cała ta rewolta niewolników miała przypomnieć Jedi kim są, co powinni robić i komu powinni służyć.
P: Jak włączyliście do gry Front Wyzwolenia? Czemu użyliście moffów w wątku niewolniczym?
O: Jedną z rzeczy, którą robią moffowie to komplikacja wątków. Tu znów mamy ten sam problem, chcieliśmy wciągnąć Jaga w historię, ale on przecież rządził Imperium, więc trzeba znaleźć sposób by go zaangażować. Mieć wymówkę, by przebywał na Coruscant, a to sprawia, że wyciągamy moffów i ich polityczne intrygi. Zawsze jest problem, gdy ma się postać, którą chce się wykorzystać, ale ona znajduje się daleko poza miejscem akcji, w innej części galaktyki. Trzeba wtedy szukać rozwiązań. To, że moffowie pozostają moffami, knują i spiskują, to już dodatek. Nie byłem pierwszy, który opisał Front Wyzwolenia, więc trudno mi się wypowiadać na ten temat. Wiem tylko tyle, że początkowo miała to być manipulacja, która zacznie rodzić problemy Daali. Z czasem okazało się, że zaangażowanie moffów jest bardzo sprytnym posunięciem.
P: Masz jakąś postać, którą wyjątkowo lubisz pisać? Osobiście bardzo podoba mi się twój sposób opisywania Saby.
O: Kocham wszystkie swoje postacie na równi. Jednak mówiąc zupełnie szczerze, w przypadku bohaterów filmowych to wymieniłbym Hana i Leię - zwłaszcza kiedy są razem. Jeśli zaś chodzi o postaci stworzone przeze mnie, to właśnie Sabę mi się chyba najlepiej pisze. Ona jest jaszczurką, więc można z nią robić fajne rzeczy - wejść w jej głowę i bawić się ironią tego, że to ona staje się ostoją moralności. Zwłaszcza że Saba jest w sercu niebezpiecznym łowcą, ale jest też Jedi, który widzi wszystko dokładnie w czerni i bieli. Według niej samej, ona jest jednym z najbardziej twardogłowych Jedi i tak się stara zachowywać. Uwielbiam tego typu ironię. Zwłaszcza ten konflikt w Sabie, pokłosie jej rasy, łowieckiego dziedzictwa przełożonego na honor Jedi.
Każda postać wnosi inne rzeczy do opowieści. Vestarę pisało się wybuchowo, wchodziło się do jej głowy i starało się zrozumieć, czego ona chce. Była chyba jedną z najbardziej skomplikowanych postaci w serii. To co ona chce dla siebie i Bena, to coś czego każdy chce. Żyć z kimś, kogo się kocha, mieć rodzinę, sukces i takie tam. Jednak oni są zupełnie inni i Vestara to rozumie. To chyba właśnie do mnie przemawia.
P: Jeszcze jedną rzeczą wspaniałą w Sabie jest właśnie jej komediowa natura. Chodzi mi o te wszystkie problemy wynikające z jej nieznajomości ludzkiej kultury.
O: Modelowałem Barabeli swoim poczuciem humoru, ale wielu ludzi go w ogóle nie rozumie. (Śmiech) Mówię coś jako żart, a ludzie przyjmują to absolutnie na serio. Z drugiej strony ludzie będą pękać ze śmiechu nad czymś co wyszło z mojej głowy. Myślę więc, że ten aspekt Saby jest pewnym odbiciem mnie.
P: Twoja jedyna samodzielna powieść to „Zjawa z Tatooine”, choć sam napisałeś także trylogię „Mrocznego gniazda”. Wolisz pisać części dłuższych serii niż samodzielne powieści?
O: To dwie różne przyjemności. Samodzielne powieści są zabawne, gdyż kontrolujesz w nich wszystko. Masz spójną wizję, bo to tylko i wyłącznie twoja własna wizja, która siedzi ci w głowie. Nie zastanawiasz się, co inni myślą. Łatwiej jest tak pisać. Nie musisz zgrywać starannie akcji z innymi osobami pracującymi w grupie. Tam trzeba ustalić wspólnie scenariusz, dograć postaci i każdy kto pisze kolejną książkę musi się zgodzić na ustalone wskazówki i ich przestrzegać. To zawsze to będzie odbiegać trochę od tego, co inni mieli nadzieję dostać. Wtedy okazuje się, że dany element scenariusza znaczył dla każdego coś nieco innego.
Dobrym przykładem jest „Gwiazda po gwieździe”. Kiedy ją pisałem, dostałem manuskrypt „Punktu równowagi” i zobaczyłem w jaki sposób Kathy Tyers opisała zarys. Ona zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwano, ale to było było może z 15% tego, czego się po niej spodziewałem. Miałem już 400 stron „Gwiazdy po gwieździe” i pomyślałem, że mam zupełnie inne interpretacje postaci niż Kathy! Więc wróciłem, przepisałem te pierwsze 400 stron i dopiero mogłem ruszyć dalej.
Takie rzeczy mają miejsce, gdy robi się wymiany autorów i nie tylko autorów. To wymaga większej koordynacji i sprawdzania zgodności przez wszystkich zaangażowanych. To nie znaczy, że nie warto tego robić - warto. To daje mnóstwo frajdy, dlatego to tak lubię. Burze mózgów, współpraca z innymi ludźmi... jako pisarz raczej nie masz ku temu okazji zbyt często. Można sobie usiąść z pięcioma lub sześcioma osobami, zrobić sesję i dyskutować. Z tą pozytywną energią, przychodzi też ciężka praca i koordynacja, bo niezależnie jak bardzo uważnie podejdziemy do opowieści, jak mocno pilnujemy by być na tej samej stronie, nasze umysły pracują trochę inaczej i trzeba brać na to poprawkę.
P: A jak byś porównał „Przeznaczenie Jedi” z „Dziedzictwem Mocy”?
O: Myślę że najuczciwiej jest powiedzieć, iż nauczyliśmy się wiele. Za każdym razem, gdy robi się taką serię, uczymy się na błędach poprzedniej. Porównując „Dziedzictwo Mocy” z „Nową Erą Jedi” można zauważyć decyzję redaktorów o zmniejszeniu liczby zaangażowanych autorów. To upraszcza sprawę, bowiem ma się do czynienia z trzema różnymi interpretacjami i osobowościami, a nie piętnastoma czy ile ich tam było w „Nowej Erze Jedi”.
Z „Dziedzictwa Mocy” nauczyliśmy się wiele o przekazywaniu sobie historii. Jedną z rzeczy, które robiliśmy w „Przeznaczeniu Jedi” było to, że gdy autor skończył swoją książkę, spisywał krótkie streszczenie gdzie znajdują się dane postaci i co one w tym czasie myślą. Ten i ten jest tu i tu, z tym i tym, i powiedziałby to. To bardzo ułatwia zachowanie ciągłości. Christie jest wspaniałym graczem zespołowym i ona właśnie w tym była genialna.
P: Jak myślisz, w jaki sposób zostanie ta seria zapamiętana? W jaki sposób wywarła swój wpływ na Expanded Universe?
O: Ja patrzę na te książki, zaczynając od „Mrocznego gniazda” aż do „Przeznaczenia Jedi” włącznie, jak na zebraną sagę Jacena Solo. On był głównym czynnikiem sprawczym. Rozpoczęło się od tego, że się pogubił w „Mrocznym Gnieździe”, gdzie wrócił ze swej pięcioletniej wyprawy i wziął galaktykę na swoje barki. Ta pycha doprowadziła do jego upadku w „Dziedzictwie Mocy” a „Przeznaczenie Jedi” to konsekwencje tego upadku, które okazały się większe niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Przeszliśmy zatem od podróży osobistej („Mroczne Gniazdo”) do bardziej społecznej (Druga Galaktyczna Wojna Domowa w „Dziedzictwie Mocy”). Jednak w „Przeznaczeniu Jedi” zajmujemy się też podróżą duchową, a Abeloth jest takim mistycznym potworem. Czymś poza naszym zrozumieniem. Ona jest mitologiczna. Mamy zatem rozwój przez te trzy serie. Chciałbym powiedzieć, że tak właśnie planowaliśmy od samego początku, ale prawda jest taka, że wyszło to nam dopiero w praniu.
P: Mówiąc o Abeloth, mógłbyś mi coś powiedzieć o tym napisanym kursywą akapicie pod koniec "Apokalipsy"?
O: (Śmiech) To bardzo ciekawa interpretacja tego fragmentu. Nie chciałem o tym mówić dużo, z wyjątkiem tego, że twoje podejście nie jest takim jakiego się spodziewałem po czytelnikach. Było bardzo niejasne w czyim umyśle jesteśmy. Chcieliśmy to powiązać, zrobić klamrę całej opowieści „Przeznaczenia Jedi”. Mi się podoba sposób, w jaki to zadziałało. Dużo dyskutowaliśmy na temat, czy powinniśmy robić klamrę w ten sposób, czy nie. Myślę że możesz przeczytać te linijki tekstu, zakładając że jesteś w głowie co najmniej kilku różnych postaci, zarówno na początku jak i na końcu tej opowieści. To co wyczytasz z tych linijek, zależy od tego w głowie której postaci jesteś. One operują na więcej niż jednym poziomie.
P: Wspomniałeś, że podobny akapit znalazł się na początku opowieści, zatem pewnie jest w „Wygnańcu”. Możesz mi powiedzieć więcej o decyzji, by zrobić taką klamrę?
O: Kiedy Aaron rozpoczął „Wygnańca” tymi słowami, to było dla nas pewne zaskoczenie. Nie potwierdziliśmy tego, że skończymy „Apokalipsę” w ten sam sposób, przynajmniej dopóki nie byłem już w jej połowie. Zaczęliśmy wtedy rozmawiać o perspektywie tego początkowego akapitu i zrobiło się to interesujące. Mieliśmy wiele pomysłów, zaczynając od tego, do kogo te myśli należą. Rozmawialiśmy o tym i zrozumieliśmy, że trzeba to jakoś wytłumaczyć. Ale czy musieliśmy wybrać jedną osobę? Osobiście wierzę, że jak się wchodzi w symbolikę, nie trzeba wszystkiego wyjaśniać. Wtedy działamy na poziomie poza świadomym zrozumieniem, trzeba to dotknąć podświadomością. Ja podkreślałem wiele razy, że lepiej zostawić to tak, by działało na wielu poziomach. Zapierałem się też, że nie napiszę tych kwestii z punktu widzenia Abeloth. Myślałem o kimś innym, gdy je pisałem.
P: Czy jest jakaś szansa, że się dowiemy o kim, w jakiejś późniejszej książce?
O: Wątpię. Uważam, że tajemnica zostawia pole do interpretacji czytelnikowi. Trudno to w ogóle sobie wyobrazić. Choć nigdy nie mów nigdy. Może któregoś dnia, ktoś wykopie to zdanie i mnie zaskoczy, ale ja nie mam zamiarów by rozwijać akurat tę rzecz.
To nie jest pierwszy wywiad z tym autorem dotyczący tej powieści. Poprzedni znajduje się tutaj.
Shedao Shai2012-04-24 16:04:56
Czemu nie oznaczyliście że są spoilery?? :/ ja jestem dopiero na Heretyku Mocy 3 a wy mi zaspoilerowaliście końcówke FOTJ :/
Vos2012-04-23 23:25:22
OMG, jaki długi, nieźle się nagadał...
Jutro przejrzę.
Nadiru Radena2012-04-23 23:03:59
Ekhm, Madhi Vaandt to ona, nie on ;) Ale ogólnie chylę czoła za samo przetłumaczenie tego masywnego wywiadu :)
Master of the Force2012-04-23 21:12:05
POTĘŻNE spoilery :P
Dragonsborn2012-04-23 20:57:41
czekam na następny wywiad