ROZDZIAŁ VI
Luke Skawalker śpi. Jako mistrz zakonu rycerzy Jedi zmaga się z największymi koszmarami galaktyki. Na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za zapewnienie spokoju i wolności wszystkim obywatelom Nowej Republiki. Wiele razy zdarzało mu się zarywać noce w tym szczytnym celu, ale Skywalker nigdy na to nie narzekał. Jako Jedi nie potrzebuje wiele czasu na odpoczynek, więc sen jest dla niego luksusem, którego nie musi, ale bardzo lubi doznawać. To, i dzielenie łóżka ze swoją żoną, Marą Jade Skywalker, to według niego najlepsze sposoby na spędzanie nocy.
Dzisiaj jednak Mary z nim nie ma. Na osobistą prośbę Mon Mothmy jego żona poleciała na Chandrillę sprawdzić, czy pewne osoby są wrażliwe na działanie Mocy. To rutynowa misja, ale z pewnością wniesie coś nowego do szkolenia padawanki Mary i zarazem siostrzenicy Skywalkera, Jainy Solo. Luke miał nadzieję, że dziewczyna nauczy się tam podejścia do przyszłych Jedi, a także do ich rodzin, które nie zawsze są pozytywnie nastawione do perspektywy posiadania wśród swoich członka zakonu. Mistrz Jedi miał taki problem z Wieiah, młodą Jedi, którą zabrał z Zeltros, a której krewni nie byli z początku tym zachwyceni. Nie mógł ich zresztą za to winić; Zeltronianie rzadko kiedy biorą na swoje barki odpowiedzialność za cokolwiek, woląc spędzać czas na ucztach i zabawach. Wieiah była inna; rozumiała siłę, jaka została jej dana, i odpowiedzialność, która się z nią wiąże. Razem z mistrzem Skywalkerem przekonali rodzinę młodej Zelronianki co do słuszności jej decyzji o zostaniu Jedi i wkrótce potem Luke uznał Wieiah za pełnoprawną członkinię zakonu.
Teraz jednak Luke śpi. Śpi i śni o miejscu pełnym słonecznego ciepła i przynoszonego z wiatrem orzeźwiającego chłodu. Miejscu, w którym rosną bujne, zielone drzewa, a poruszane lekkim powiewem wiatru trawy kryją w sobie mnóstwo maleńkich żyjątek, z których każde jest częścią Mocy. Skywalker przechadza się po tym uroczym miejscu, pełen spokoju i odprężenia.
Nagle Luke dostrzegł pewną postać siedzącą pod drzewem. Była ona ubrana w prosty płaszcz Jedi, a, mimo iż siedziała tyłem, Skywalker rozpoznał w niej niemłodego już, bo łysiejącego mężczyznę, który dłubał w kawałku drewna. Człowiek ten zdawał się być jakby niematerialny; trawa, na której siedział, nie gniotła się, nie posiadał swojej sygnatury w Mocy, zupełnie, jakby był jej częścią, a poza tym nie miał cienia.
Duch.
Zaintrygowany Luke podszedł bliżej, a zjawa odwróciła się w jego stronę. Mistrz Jedi rozpoznał to oblicze od razu, mimo iż widział ją tylko dwa razy w swoim życiu. Była to zmęczona, ale wciąż pogodna twarz, o błyszczących, błękitnych oczach i lekko zmarszczonym czole, sugerującym mądrość i wewnętrzną siłę. Twarz ta uśmiechała się do niego.
- Witaj, ojcze.- przywitał się Luke. Czuł się trochę nieswojo, wypowiadając te słowa, albowiem nie miał zbyt wielu okazji, aby zwracać się tak do kogokolwiek. Ale ten człowiek w pełni zasługiwał na to miano. Był przecież biologicznym ojcem jego, Luke'a, i Leii, ojcem, którego Skywalkerowi zawsze brakowało, szczególnie wtedy, gdy, nieświadom jeszcze swojego potencjału, mieszkał na Tatooine.
Oto Luke stał właśnie przed Anakinem Skywalkerem.
- Witaj, Luke. - powiedziała wesoło zjawa. Skywalker zauważył, że w jej głosie nie ma już tego bólu, który towarzyszył Anakinowi tuż przed jego śmiercią. Luke pamiętał każdą sekundę tamtego spotkania, każde słowo, każde spojrzenie, każdy oddech - Dawno już chciałem się z tobą spotkać, ale było to niemożliwe. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
- Oczywiście, ojcze. - odparł spokojnie Luke. Dotychczas nawet nie przyszłoby mu do głowy, że mógłby się zobaczyć z ojcem po jego śmierci. A nie mógł być zły za brak czegoś, o czym nie miał pojęcia. A zresztą nawet gdyby miał, nie byłby zły. Nie mógłby, jako Jedi.
- To dobrze. - rzekł Anakin, po czym spojrzał na dłubany przez siebie kawałek drewna - Zrobiłem kiedyś taki sam dla twojej matki. Dawno temu.- rzekł rozmarzonym głosem - Miałem wtedy dziewięć lat, a ona czternaście. Chciałem dać jej coś na pamiątkę naszego spotkania, bo bałem się, że już jej więcej nie zobaczę.
Luke był poważnie zdziwiony. Jego ojciec po ponad dwudziestu latach od swojej śmierci pojawia się w jego śnie i opowiada o swojej młodości. Młodszy Skywalker był także wzruszony całą tą sceną; zawsze w głębi duszy pragnął mieć prawdziwego ojca, takiego, z którym mógłby pogadać o wszystkim, który byłby dla niego podporą w trudnych chwilach, który dzieliłby z nim wszystkie smutki i radości. Takiego, którego miałby wszelkie prawo, obowiązek, a co ważniejsze chęć, kochać. Nie mówił więc nic, tylko usiadł koło ducha.
- Mieli mnie właśnie szkolić w Świątyni Jedi.- kontynuował Anakin - Rada Jedi przeprowadziła test moich umiejętności lecz, mimo pozytywnego wyniku, nie chciała zezwolić na moje szkolenie.
- Czy uważasz, że się mylili, ojcze? - zapytał Luke z odrobiną zaciekawienia; opinia Anakina co do Rady Jedi była dla niego bardzo ważna, raz, że chciał wiedzieć, co sądzi o niej jego rodzic, a dwa, że mógłby uzyskać teraz wiele informacji co do tego organu władzy w zakonie Jedi, organu, który wkrótce sam miał zamiar stworzyć.
- Ależ skąd.- odparł jego ojciec tak, jakby to było oczywiste - Rada praktycznie nigdy się nie myliła. Gdyby stało się tak, jak chciała na początku - nieco spochmurniał - Nie byłoby Dartha Vadera.
- Dlaczego więc zostałeś przyjęty na padawana? - Luke zadał kolejne pytanie - Słowo Rady było chyba ostateczne?
- Masz rację, synu. - odparł Anakin, wracając do poprzedniego nastroju - Ale rycerz Jedi, który mnie znalazł, Qui-Gon Jinn, uparł się, że będzie mnie szkolił nawet bez zgody Rady.- westchnął - I zrobiłby tak, gdyby nie zginął z ręki Lorda Sith. Wtedy Obi-Wan Kenobi, ówczesny uczeń Qui-Gona, postanowił przejąć moje szkolenie, a Rada dała mu na to swoją zgodę.
- Kim był ten Lord Sith?- pytaniom Luke'a nie było końca - Czy był to Palpatine?
- On?- zachichotał Anakin - Nie, nie Palpatine. To był jego uczeń, Darth Maul. Nie bój się, już nie żyje.
Wspomnienie o Palpatinie przywróciło Luke'a do rzeczywistości, o ile można tak powiedzieć w sytuacji, gdy przywracany śpi.
- Ojcze - rzekł, siląc się na spokój, o który nagle było mu dziwnie trudno - Po co mnie tu sprowadziłeś?
- Śpieszy ci się do żony, co? - uśmiechnął się chytrze Anakin - Rozumiem cię.- położył Luke'owi dłoń na ramieniu i rzekł z poważną miną - Synu, chcę żebyś wiedział, że zawsze jestem przy tobie, nawet gdy fakty zdają się temu przeczyć.
- Wiem o tym. - zapewnił go Luke.
- Dobrze, że we mnie wierzysz. - Anakin uśmiechnął się smutno - Ale wkrótce twoja wiara zostanie wystawiona na próbę. Ciężką próbę. Lepiej więc się przygotuj.
Luke zamrugał za zdziwienia. Co jego ojciec chciał przez to powiedzieć? Ale zanim zdążył zadać mu to pytanie, obudził się.
"Slave I" mknął przez nadprzestrzeń w kierunku systemu Chazwy. Właściciel statku, Boba Fett, mając chwilę czasu, zanim jego środek transportu dotrze na miejsce, dokonywał właśnie przeglądu swojego śmiercionośnego uzbrojenia. Zastanawiał się, jaką taktykę obrać do walki ze swoim celem. Z tego, co udało mu się dowiedzieć o Lo Khanie i jego statku, to nie był on zbyt dobrze uzbrojony, ale nikomu nigdy nie udało się go porwać, ani nawet zbliżyć się, by dokonać abordażu. Fett podejrzewał, że Khan zainstalował na swoim frachtowcu pewien rodzaj obwodów podporządkowania, który przejmował kontrolę nad komputerem pokładowym przeciwnika. Teoria ta wyjaśniłaby przy okazji, jak Khan ominął zabezpieczenia portu kosmicznego stacji orbitującej wokół Chazwy i dostał się na jej pokład; po prostu włamał się do komputera kontroli lotów i wykasował informacje o swoim pobycie. Mógł przy okazji zrobić z portem kosmicznym, co chciał, na przykład odciąć kamery wokół swojego lądowiska. Sprytne, pomyślał Fett. Co prawda jednostki takie jak frachtowce Xyitiar zwykle raczej dokowały, niż lądowały na stacjach klasy Esseles, ale to tylko kolejny argument za teorią Boby. Nikt by nawet nie pomyślał, że przemytnik i jego przyjaciel, Yaka, są na stacji, gdyby nie pewien Garoon z kontroli lotów, który też miał chrapkę na nagrodę Kaminoan, więc śledził "Hyperspace Maraudera" i jego właściciela wizualnie, a następnie powiadomił łowcę nagród Exozone'a, ponieważ zdawał sobie sprawę, że w pojedynkę nie da rady dwóm doświadczonym szmuglerom, zwłaszcza, że towarzyszą im bohater Rebelii i jego Wookie. A skoro Exozone wiedział, to tylko kwestią czasu było, kiedy Boba Fett się dowie.
Najlepszy łowca nagród w galaktyce miał pewność, że niedouczony farciarz, jakim był Exozone, nie da rady ująć dwójki niegłupich w końcu ludzi, Wookiego i Yaka. Zwłaszcza, że jednym z nich był Han Solo, człowiek, którego nawet Fett nie zdołał pojmać. Co prawda Fett zrezygnował z zemsty na Hanie po porażce na Jubilar, dochodząc do wniosku, że nienawiść go zaślepia, ale nie zmieniało to faktu, że zastrzeliłby go z przyjemnością. Przemytnik i jego przyjaciele stanowili wyzwanie, a Boba Fett nigdy nie lekceważył wyzwań, jeśli tylko były opłacalne.
A to było. Kaminoanie wyznaczyli sowite wynagrodzenie za schwytanie Lo Khana i Luwingo. Niemal tak wysokie, jak to, które otrzymał jego ojciec, Jango, za udostępnienie swojego DNA tamtejszym klonerom. Przeszłość się nie liczy, pomyślał Fett, liczy się tu i teraz. Fakt, że jego ojciec zginął z ręki Jedi bolał, ale przestał, i nie ma już żadnego znaczenia. Tym bardziej, że było to tak dawno temu...
Boba Fett sięgnął po swój miotacz BlasTech EE-3. Wspomnienia... musiał jednak przyznać, że mają dla niego jakieś znaczenie. Kiedy dowiedział się o postępku Khana, Yaka i tego Yarkora, po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł gniew. Krótki co prawda, ale jednak. Był wściekły, że złodziej i przemytnicy ośmielili się sprofanować jedyne miejsce w galaktyce, które mógł nazwać kiedyś domem. W końcu to właśnie na Kamino przyszedł na świat i to tam spędził pierwsze dziesięć lat swojego życia. To właśnie dlatego dał sobie spokój z tropieniem tego Twi'leka i ruszył za Lo Khanem. Ostatni trop wiódł na Chazwę, więc tam miał zamiar rozpocząć poszukiwania. Owszem, zacznie je tam, i nie spocznie, dopóki nie odbierze nagrody za Lo Khana i Luwingo.
Shor Gin, Kam Solusar i Zekk siedzieli naprzeciwko siebie. Statek, na którym obecnie przebywali, "Peacemaker" Zekka, stacjonował właśnie na orbicie Itrenu. Okręt był zmodyfikowaną wersją opływowego, szpiczastego jachtu z serii Nubian, z tym, że charakterystyczną dla niego srebrną, metaliczną barwę właściciel zastąpił matowym błękitem. Miało to zapobiec zbytniemu rzucaniu się w oczy i tak już ekstrawaganckiego pojazdu. W tym momencie do "Peacemakera" były przyczepione za pomocą rękawów cumowniczych dwa mniejsze statki: I-7 Howlrunner, własność Kama Solusara, i Lone Scout A Shora Gina.
- A więc podsumujmy to, co już wiemy.- zaczął dyskusję Shor.
- Nie.- odparł zwięźle Kam. Devaronianin spojrzał na niego zaskoczony, jego mistrz miał jednak ten sam, stoicki wyraz twarzy. A mimo to Shor miał wrażenie, że starszy Jedi robi z niego idiotę.
- Nie zaczynaj zdania od "a więc".- dokończył Solusar, uśmiechając się lekko.
- Przepraszam.- mruknął zakłopotany Gin.
- Nie szkodzi.- rzekł Kam, po czym zwrócił się do właściciela statku - Zekk, zaczniesz?
- Oczywiście.- odparł Zekk - Jak wiemy, do kosmoportu włamała się szóstka Ciemnych Jedi, zabili oni grupę ludzi i porwali statek. Ponadto, mamy potwierdzone informacje, że dwoje z nich na pewno posługiwało się mieczami świetlnymi. A zatem albo reszta nie była biegła w Mocy, albo nie chciała odkrywać swoich umiejętności.
- Ponadto działka ochrony nie zareagowały na intruzów, chociaż powinny.- dodał Kam - Jeden z napastników natomiast wywarł znaczne wrażenie na psychice kierownika kosmoportu. Włamanie samo w sobie również było ciekawe; według danych z kamer ochrony najeźdźcy pojawili się w centrum kompleksu znikąd. Mogli jako Jedi oszukać potencjalnych świadków, ale nie urządzenia nagrywające.
- Poza tym jeżeli potrafili ukryć się podczas włamania, to czemu nie mogli tego zrobić w drodze na lądowisko?- zapytał Shor - Oszustwo nie wchodzi w grę; nie ma sensu.- dodał.
- A'propos urządzeń nagrywających, - Zekk zmienił temat - to według nich nasi włamywacze na początku podążali w piątkę. Dopiero potem dołączył do nich szósty - spojrzał znacząco na Kama - Ten sam, którego kierownik się bał.
- A sensory kosmoportu nie uchwyciły dokładnego wektora wejścia w nadprzestrzeń porwanego statku.- zakończył Shor - Czyli musimy ustalić, co tu się stało i poznać tożsamość napastników, inaczej wracamy do punktu wyjścia.
- Może uda się poznać prawdę dzięki Mocy?- zapytał Zekk.
- Wszyscy powinniśmy oddać się medytacjom w tej sprawie.- odparł Gin - Ale na wszelki wypadek spróbujmy dojść prawdy drogą dedukcji.
- Masz rację, mój padawanie.- Solusar spojrzał na Devaronianina - Jako Jedi pokładamy całe nasze zaufanie w Mocy, ale nie wolno nam jej nadużywać. Pamiętaj jednak, - wstał i obrócił się w kierunku towarzyszy - ty zresztą, Zekk, też, że nie ma próbowania. Albo coś robimy, albo nie.
Shor i Zekk spojrzeli na siebie ze zrozumieniem i lekkim zakłopotaniem. Obaj słyszeli te słowa już nieraz, ale nie traktowali ich zbyt poważnie, bo nie widzieli ich sensu. Teraz, za sprawą mistrza Solusara, zrozumieli.
- Moja wersja wygląda następująco - Kam zaczął przechadzać się po kajucie, obserwując w zamyśleniu podłogę pod swoimi stopami - Pięciu napastników w jakiś nieznany mi sposób teleportowało się w pobliże lądowisk kosmoportu. Jednocześnie szósty za pomocą tej samej metody znalazł się koło centrali. Zabrak, bo przecież o nim mowa, wtargnął tam, wyłączył działka ochrony i rozregulował sensory, żebyśmy nie mogli poznać wektora ich skoku. Pozostali wywalczyli, chociaż "wyrżnęli" byłoby słowem bardziej na miejscu, sobie drogę do lądowiska i porwali pierwszy z brzegu frachtowiec. Chwilę przedtem dołączył do nich szósty, wcześniej jednak usiłował wymazać z pamięci kierownika kosmoportu informację o swojej wizycie. Myślę, że tak to właśnie wyglądało.
- Mam kilka wątpliwości co do tej wersji wydarzeń.- sprzeciwił się Zekk - Po pierwsze, wciąż nie wiemy, dlaczego napastnicy, skoro mogli przenieść się gdziekolwiek, nie teleportowali się bezpośrednio do jakiegoś statku?
- Wcale nie jest powiedziane, czy mogli teleportować się, dokąd chcieli.- skontrował Kam - A poza tym mogli nie znać położenia poszczególnych statków i oczywiście czujniki kosmoportu zarejestrowałyby ich wektor skoku.
- Niech będzie.- mruknął Zekk - Idźmy dalej. Po drugie, dlaczego Zabrak nie wymazał wspomnień kierownikowi kosmoportu, skoro, jak sam powiedziałeś, usiłował to zrobić?
- Może nie znał się na psychice Arconian, może niewielu ich w życiu spotkał, a może po prostu za bardzo się spieszył.- Solusar wzruszył ramionami - To ostatnie tłumaczyłoby przy okazji niedokładność podczas przenoszenia.
- Po trzecie - Zekk się nie poddawał - Skoro był w centrali lotów, to dlaczego nie wykasował zapisu kamer kosmoportu? I czemu tylko kierownik padł jego ofiarą?
- Ja odpowiem, mistrzu.- wtrącił się Shor, który przez cały ten czas starał się zrozumieć tok myślenia Kama - Nie wykasował, bo się spieszył, a nie było więcej ofiar, bo tylko kierownik znajdował się wtedy w wieży kosmoportu.- skończył, zadowolony z siebie.
- Tylko nie wpadaj w samouwielbienie.- ostrzegł Zekk - Za dużo rzeczy jest tu wyjaśnionych pośpiechem. Gdzie oni się spieszyli? I po co?
- To pytanie musimy pozostawić Mocy.- westchnął Kam. Dyskusję można było właściwie uznać za zakończoną. Jedna rzecz nadal zastanawiała Shora Gina: co z Witiynem Terem? Nie było żadnych poszlak, które wskazywałyby na jego obecność, ale, jakby się zastanowić, to jakie to mogły być poszlaki? Podpis krwią na ścianie? To z pewnością nie w stylu Tera, który skutecznie maskował swoją obecność przez ostatnie dwadzieścia lat. Devaronianin poczuł przygnębienie i zdziwił się, że Zekk nie czuje tego samego.
- Aha, jest coś jeszcze.- przypomniał sobie młody Jedi - Skoro potrafili się teleportować, to czemu Zabrak nie przeniósł się do towarzyszy po wykonaniu zadania?
- Może teleportacji z zewnątrz dokonali za pomocą jakiejś maszyny?- mruknął Shor.
- Nie zostawiliby przecież tak unikalnego sprzętu.- sprzeciwił się Zekk - Albo by go zniszczyli, albo zabrali ze sobą. W obu przypadkach jednak nie mogliby z niego skorzystać.
- Nie, to nie to.- odparł Kam - Coś mi mówi, że to nie było żadne urządzenie.
W kajucie zapadła cisza. Jedno, nasuwające się na myśl pytanie, wisiało w powietrzu.
- Więc co?- Shor zadał je pierwszy. Kam Solusar wzruszył tylko ramionami.
- Nie mam pojęcia.
Luke Skawalker śpi. Jako mistrz zakonu rycerzy Jedi zmaga się z największymi koszmarami galaktyki. Na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za zapewnienie spokoju i wolności wszystkim obywatelom Nowej Republiki. Wiele razy zdarzało mu się zarywać noce w tym szczytnym celu, ale Skywalker nigdy na to nie narzekał. Jako Jedi nie potrzebuje wiele czasu na odpoczynek, więc sen jest dla niego luksusem, którego nie musi, ale bardzo lubi doznawać. To, i dzielenie łóżka ze swoją żoną, Marą Jade Skywalker, to według niego najlepsze sposoby na spędzanie nocy.
Dzisiaj jednak Mary z nim nie ma. Na osobistą prośbę Mon Mothmy jego żona poleciała na Chandrillę sprawdzić, czy pewne osoby są wrażliwe na działanie Mocy. To rutynowa misja, ale z pewnością wniesie coś nowego do szkolenia padawanki Mary i zarazem siostrzenicy Skywalkera, Jainy Solo. Luke miał nadzieję, że dziewczyna nauczy się tam podejścia do przyszłych Jedi, a także do ich rodzin, które nie zawsze są pozytywnie nastawione do perspektywy posiadania wśród swoich członka zakonu. Mistrz Jedi miał taki problem z Wieiah, młodą Jedi, którą zabrał z Zeltros, a której krewni nie byli z początku tym zachwyceni. Nie mógł ich zresztą za to winić; Zeltronianie rzadko kiedy biorą na swoje barki odpowiedzialność za cokolwiek, woląc spędzać czas na ucztach i zabawach. Wieiah była inna; rozumiała siłę, jaka została jej dana, i odpowiedzialność, która się z nią wiąże. Razem z mistrzem Skywalkerem przekonali rodzinę młodej Zelronianki co do słuszności jej decyzji o zostaniu Jedi i wkrótce potem Luke uznał Wieiah za pełnoprawną członkinię zakonu.
Teraz jednak Luke śpi. Śpi i śni o miejscu pełnym słonecznego ciepła i przynoszonego z wiatrem orzeźwiającego chłodu. Miejscu, w którym rosną bujne, zielone drzewa, a poruszane lekkim powiewem wiatru trawy kryją w sobie mnóstwo maleńkich żyjątek, z których każde jest częścią Mocy. Skywalker przechadza się po tym uroczym miejscu, pełen spokoju i odprężenia.
Nagle Luke dostrzegł pewną postać siedzącą pod drzewem. Była ona ubrana w prosty płaszcz Jedi, a, mimo iż siedziała tyłem, Skywalker rozpoznał w niej niemłodego już, bo łysiejącego mężczyznę, który dłubał w kawałku drewna. Człowiek ten zdawał się być jakby niematerialny; trawa, na której siedział, nie gniotła się, nie posiadał swojej sygnatury w Mocy, zupełnie, jakby był jej częścią, a poza tym nie miał cienia.
Duch.
Zaintrygowany Luke podszedł bliżej, a zjawa odwróciła się w jego stronę. Mistrz Jedi rozpoznał to oblicze od razu, mimo iż widział ją tylko dwa razy w swoim życiu. Była to zmęczona, ale wciąż pogodna twarz, o błyszczących, błękitnych oczach i lekko zmarszczonym czole, sugerującym mądrość i wewnętrzną siłę. Twarz ta uśmiechała się do niego.
- Witaj, ojcze.- przywitał się Luke. Czuł się trochę nieswojo, wypowiadając te słowa, albowiem nie miał zbyt wielu okazji, aby zwracać się tak do kogokolwiek. Ale ten człowiek w pełni zasługiwał na to miano. Był przecież biologicznym ojcem jego, Luke'a, i Leii, ojcem, którego Skywalkerowi zawsze brakowało, szczególnie wtedy, gdy, nieświadom jeszcze swojego potencjału, mieszkał na Tatooine.
Oto Luke stał właśnie przed Anakinem Skywalkerem.
- Witaj, Luke. - powiedziała wesoło zjawa. Skywalker zauważył, że w jej głosie nie ma już tego bólu, który towarzyszył Anakinowi tuż przed jego śmiercią. Luke pamiętał każdą sekundę tamtego spotkania, każde słowo, każde spojrzenie, każdy oddech - Dawno już chciałem się z tobą spotkać, ale było to niemożliwe. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz.
- Oczywiście, ojcze. - odparł spokojnie Luke. Dotychczas nawet nie przyszłoby mu do głowy, że mógłby się zobaczyć z ojcem po jego śmierci. A nie mógł być zły za brak czegoś, o czym nie miał pojęcia. A zresztą nawet gdyby miał, nie byłby zły. Nie mógłby, jako Jedi.
- To dobrze. - rzekł Anakin, po czym spojrzał na dłubany przez siebie kawałek drewna - Zrobiłem kiedyś taki sam dla twojej matki. Dawno temu.- rzekł rozmarzonym głosem - Miałem wtedy dziewięć lat, a ona czternaście. Chciałem dać jej coś na pamiątkę naszego spotkania, bo bałem się, że już jej więcej nie zobaczę.
Luke był poważnie zdziwiony. Jego ojciec po ponad dwudziestu latach od swojej śmierci pojawia się w jego śnie i opowiada o swojej młodości. Młodszy Skywalker był także wzruszony całą tą sceną; zawsze w głębi duszy pragnął mieć prawdziwego ojca, takiego, z którym mógłby pogadać o wszystkim, który byłby dla niego podporą w trudnych chwilach, który dzieliłby z nim wszystkie smutki i radości. Takiego, którego miałby wszelkie prawo, obowiązek, a co ważniejsze chęć, kochać. Nie mówił więc nic, tylko usiadł koło ducha.
- Mieli mnie właśnie szkolić w Świątyni Jedi.- kontynuował Anakin - Rada Jedi przeprowadziła test moich umiejętności lecz, mimo pozytywnego wyniku, nie chciała zezwolić na moje szkolenie.
- Czy uważasz, że się mylili, ojcze? - zapytał Luke z odrobiną zaciekawienia; opinia Anakina co do Rady Jedi była dla niego bardzo ważna, raz, że chciał wiedzieć, co sądzi o niej jego rodzic, a dwa, że mógłby uzyskać teraz wiele informacji co do tego organu władzy w zakonie Jedi, organu, który wkrótce sam miał zamiar stworzyć.
- Ależ skąd.- odparł jego ojciec tak, jakby to było oczywiste - Rada praktycznie nigdy się nie myliła. Gdyby stało się tak, jak chciała na początku - nieco spochmurniał - Nie byłoby Dartha Vadera.
- Dlaczego więc zostałeś przyjęty na padawana? - Luke zadał kolejne pytanie - Słowo Rady było chyba ostateczne?
- Masz rację, synu. - odparł Anakin, wracając do poprzedniego nastroju - Ale rycerz Jedi, który mnie znalazł, Qui-Gon Jinn, uparł się, że będzie mnie szkolił nawet bez zgody Rady.- westchnął - I zrobiłby tak, gdyby nie zginął z ręki Lorda Sith. Wtedy Obi-Wan Kenobi, ówczesny uczeń Qui-Gona, postanowił przejąć moje szkolenie, a Rada dała mu na to swoją zgodę.
- Kim był ten Lord Sith?- pytaniom Luke'a nie było końca - Czy był to Palpatine?
- On?- zachichotał Anakin - Nie, nie Palpatine. To był jego uczeń, Darth Maul. Nie bój się, już nie żyje.
Wspomnienie o Palpatinie przywróciło Luke'a do rzeczywistości, o ile można tak powiedzieć w sytuacji, gdy przywracany śpi.
- Ojcze - rzekł, siląc się na spokój, o który nagle było mu dziwnie trudno - Po co mnie tu sprowadziłeś?
- Śpieszy ci się do żony, co? - uśmiechnął się chytrze Anakin - Rozumiem cię.- położył Luke'owi dłoń na ramieniu i rzekł z poważną miną - Synu, chcę żebyś wiedział, że zawsze jestem przy tobie, nawet gdy fakty zdają się temu przeczyć.
- Wiem o tym. - zapewnił go Luke.
- Dobrze, że we mnie wierzysz. - Anakin uśmiechnął się smutno - Ale wkrótce twoja wiara zostanie wystawiona na próbę. Ciężką próbę. Lepiej więc się przygotuj.
Luke zamrugał za zdziwienia. Co jego ojciec chciał przez to powiedzieć? Ale zanim zdążył zadać mu to pytanie, obudził się.
"Slave I" mknął przez nadprzestrzeń w kierunku systemu Chazwy. Właściciel statku, Boba Fett, mając chwilę czasu, zanim jego środek transportu dotrze na miejsce, dokonywał właśnie przeglądu swojego śmiercionośnego uzbrojenia. Zastanawiał się, jaką taktykę obrać do walki ze swoim celem. Z tego, co udało mu się dowiedzieć o Lo Khanie i jego statku, to nie był on zbyt dobrze uzbrojony, ale nikomu nigdy nie udało się go porwać, ani nawet zbliżyć się, by dokonać abordażu. Fett podejrzewał, że Khan zainstalował na swoim frachtowcu pewien rodzaj obwodów podporządkowania, który przejmował kontrolę nad komputerem pokładowym przeciwnika. Teoria ta wyjaśniłaby przy okazji, jak Khan ominął zabezpieczenia portu kosmicznego stacji orbitującej wokół Chazwy i dostał się na jej pokład; po prostu włamał się do komputera kontroli lotów i wykasował informacje o swoim pobycie. Mógł przy okazji zrobić z portem kosmicznym, co chciał, na przykład odciąć kamery wokół swojego lądowiska. Sprytne, pomyślał Fett. Co prawda jednostki takie jak frachtowce Xyitiar zwykle raczej dokowały, niż lądowały na stacjach klasy Esseles, ale to tylko kolejny argument za teorią Boby. Nikt by nawet nie pomyślał, że przemytnik i jego przyjaciel, Yaka, są na stacji, gdyby nie pewien Garoon z kontroli lotów, który też miał chrapkę na nagrodę Kaminoan, więc śledził "Hyperspace Maraudera" i jego właściciela wizualnie, a następnie powiadomił łowcę nagród Exozone'a, ponieważ zdawał sobie sprawę, że w pojedynkę nie da rady dwóm doświadczonym szmuglerom, zwłaszcza, że towarzyszą im bohater Rebelii i jego Wookie. A skoro Exozone wiedział, to tylko kwestią czasu było, kiedy Boba Fett się dowie.
Najlepszy łowca nagród w galaktyce miał pewność, że niedouczony farciarz, jakim był Exozone, nie da rady ująć dwójki niegłupich w końcu ludzi, Wookiego i Yaka. Zwłaszcza, że jednym z nich był Han Solo, człowiek, którego nawet Fett nie zdołał pojmać. Co prawda Fett zrezygnował z zemsty na Hanie po porażce na Jubilar, dochodząc do wniosku, że nienawiść go zaślepia, ale nie zmieniało to faktu, że zastrzeliłby go z przyjemnością. Przemytnik i jego przyjaciele stanowili wyzwanie, a Boba Fett nigdy nie lekceważył wyzwań, jeśli tylko były opłacalne.
A to było. Kaminoanie wyznaczyli sowite wynagrodzenie za schwytanie Lo Khana i Luwingo. Niemal tak wysokie, jak to, które otrzymał jego ojciec, Jango, za udostępnienie swojego DNA tamtejszym klonerom. Przeszłość się nie liczy, pomyślał Fett, liczy się tu i teraz. Fakt, że jego ojciec zginął z ręki Jedi bolał, ale przestał, i nie ma już żadnego znaczenia. Tym bardziej, że było to tak dawno temu...
Boba Fett sięgnął po swój miotacz BlasTech EE-3. Wspomnienia... musiał jednak przyznać, że mają dla niego jakieś znaczenie. Kiedy dowiedział się o postępku Khana, Yaka i tego Yarkora, po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł gniew. Krótki co prawda, ale jednak. Był wściekły, że złodziej i przemytnicy ośmielili się sprofanować jedyne miejsce w galaktyce, które mógł nazwać kiedyś domem. W końcu to właśnie na Kamino przyszedł na świat i to tam spędził pierwsze dziesięć lat swojego życia. To właśnie dlatego dał sobie spokój z tropieniem tego Twi'leka i ruszył za Lo Khanem. Ostatni trop wiódł na Chazwę, więc tam miał zamiar rozpocząć poszukiwania. Owszem, zacznie je tam, i nie spocznie, dopóki nie odbierze nagrody za Lo Khana i Luwingo.
Shor Gin, Kam Solusar i Zekk siedzieli naprzeciwko siebie. Statek, na którym obecnie przebywali, "Peacemaker" Zekka, stacjonował właśnie na orbicie Itrenu. Okręt był zmodyfikowaną wersją opływowego, szpiczastego jachtu z serii Nubian, z tym, że charakterystyczną dla niego srebrną, metaliczną barwę właściciel zastąpił matowym błękitem. Miało to zapobiec zbytniemu rzucaniu się w oczy i tak już ekstrawaganckiego pojazdu. W tym momencie do "Peacemakera" były przyczepione za pomocą rękawów cumowniczych dwa mniejsze statki: I-7 Howlrunner, własność Kama Solusara, i Lone Scout A Shora Gina.
- A więc podsumujmy to, co już wiemy.- zaczął dyskusję Shor.
- Nie.- odparł zwięźle Kam. Devaronianin spojrzał na niego zaskoczony, jego mistrz miał jednak ten sam, stoicki wyraz twarzy. A mimo to Shor miał wrażenie, że starszy Jedi robi z niego idiotę.
- Nie zaczynaj zdania od "a więc".- dokończył Solusar, uśmiechając się lekko.
- Przepraszam.- mruknął zakłopotany Gin.
- Nie szkodzi.- rzekł Kam, po czym zwrócił się do właściciela statku - Zekk, zaczniesz?
- Oczywiście.- odparł Zekk - Jak wiemy, do kosmoportu włamała się szóstka Ciemnych Jedi, zabili oni grupę ludzi i porwali statek. Ponadto, mamy potwierdzone informacje, że dwoje z nich na pewno posługiwało się mieczami świetlnymi. A zatem albo reszta nie była biegła w Mocy, albo nie chciała odkrywać swoich umiejętności.
- Ponadto działka ochrony nie zareagowały na intruzów, chociaż powinny.- dodał Kam - Jeden z napastników natomiast wywarł znaczne wrażenie na psychice kierownika kosmoportu. Włamanie samo w sobie również było ciekawe; według danych z kamer ochrony najeźdźcy pojawili się w centrum kompleksu znikąd. Mogli jako Jedi oszukać potencjalnych świadków, ale nie urządzenia nagrywające.
- Poza tym jeżeli potrafili ukryć się podczas włamania, to czemu nie mogli tego zrobić w drodze na lądowisko?- zapytał Shor - Oszustwo nie wchodzi w grę; nie ma sensu.- dodał.
- A'propos urządzeń nagrywających, - Zekk zmienił temat - to według nich nasi włamywacze na początku podążali w piątkę. Dopiero potem dołączył do nich szósty - spojrzał znacząco na Kama - Ten sam, którego kierownik się bał.
- A sensory kosmoportu nie uchwyciły dokładnego wektora wejścia w nadprzestrzeń porwanego statku.- zakończył Shor - Czyli musimy ustalić, co tu się stało i poznać tożsamość napastników, inaczej wracamy do punktu wyjścia.
- Może uda się poznać prawdę dzięki Mocy?- zapytał Zekk.
- Wszyscy powinniśmy oddać się medytacjom w tej sprawie.- odparł Gin - Ale na wszelki wypadek spróbujmy dojść prawdy drogą dedukcji.
- Masz rację, mój padawanie.- Solusar spojrzał na Devaronianina - Jako Jedi pokładamy całe nasze zaufanie w Mocy, ale nie wolno nam jej nadużywać. Pamiętaj jednak, - wstał i obrócił się w kierunku towarzyszy - ty zresztą, Zekk, też, że nie ma próbowania. Albo coś robimy, albo nie.
Shor i Zekk spojrzeli na siebie ze zrozumieniem i lekkim zakłopotaniem. Obaj słyszeli te słowa już nieraz, ale nie traktowali ich zbyt poważnie, bo nie widzieli ich sensu. Teraz, za sprawą mistrza Solusara, zrozumieli.
- Moja wersja wygląda następująco - Kam zaczął przechadzać się po kajucie, obserwując w zamyśleniu podłogę pod swoimi stopami - Pięciu napastników w jakiś nieznany mi sposób teleportowało się w pobliże lądowisk kosmoportu. Jednocześnie szósty za pomocą tej samej metody znalazł się koło centrali. Zabrak, bo przecież o nim mowa, wtargnął tam, wyłączył działka ochrony i rozregulował sensory, żebyśmy nie mogli poznać wektora ich skoku. Pozostali wywalczyli, chociaż "wyrżnęli" byłoby słowem bardziej na miejscu, sobie drogę do lądowiska i porwali pierwszy z brzegu frachtowiec. Chwilę przedtem dołączył do nich szósty, wcześniej jednak usiłował wymazać z pamięci kierownika kosmoportu informację o swojej wizycie. Myślę, że tak to właśnie wyglądało.
- Mam kilka wątpliwości co do tej wersji wydarzeń.- sprzeciwił się Zekk - Po pierwsze, wciąż nie wiemy, dlaczego napastnicy, skoro mogli przenieść się gdziekolwiek, nie teleportowali się bezpośrednio do jakiegoś statku?
- Wcale nie jest powiedziane, czy mogli teleportować się, dokąd chcieli.- skontrował Kam - A poza tym mogli nie znać położenia poszczególnych statków i oczywiście czujniki kosmoportu zarejestrowałyby ich wektor skoku.
- Niech będzie.- mruknął Zekk - Idźmy dalej. Po drugie, dlaczego Zabrak nie wymazał wspomnień kierownikowi kosmoportu, skoro, jak sam powiedziałeś, usiłował to zrobić?
- Może nie znał się na psychice Arconian, może niewielu ich w życiu spotkał, a może po prostu za bardzo się spieszył.- Solusar wzruszył ramionami - To ostatnie tłumaczyłoby przy okazji niedokładność podczas przenoszenia.
- Po trzecie - Zekk się nie poddawał - Skoro był w centrali lotów, to dlaczego nie wykasował zapisu kamer kosmoportu? I czemu tylko kierownik padł jego ofiarą?
- Ja odpowiem, mistrzu.- wtrącił się Shor, który przez cały ten czas starał się zrozumieć tok myślenia Kama - Nie wykasował, bo się spieszył, a nie było więcej ofiar, bo tylko kierownik znajdował się wtedy w wieży kosmoportu.- skończył, zadowolony z siebie.
- Tylko nie wpadaj w samouwielbienie.- ostrzegł Zekk - Za dużo rzeczy jest tu wyjaśnionych pośpiechem. Gdzie oni się spieszyli? I po co?
- To pytanie musimy pozostawić Mocy.- westchnął Kam. Dyskusję można było właściwie uznać za zakończoną. Jedna rzecz nadal zastanawiała Shora Gina: co z Witiynem Terem? Nie było żadnych poszlak, które wskazywałyby na jego obecność, ale, jakby się zastanowić, to jakie to mogły być poszlaki? Podpis krwią na ścianie? To z pewnością nie w stylu Tera, który skutecznie maskował swoją obecność przez ostatnie dwadzieścia lat. Devaronianin poczuł przygnębienie i zdziwił się, że Zekk nie czuje tego samego.
- Aha, jest coś jeszcze.- przypomniał sobie młody Jedi - Skoro potrafili się teleportować, to czemu Zabrak nie przeniósł się do towarzyszy po wykonaniu zadania?
- Może teleportacji z zewnątrz dokonali za pomocą jakiejś maszyny?- mruknął Shor.
- Nie zostawiliby przecież tak unikalnego sprzętu.- sprzeciwił się Zekk - Albo by go zniszczyli, albo zabrali ze sobą. W obu przypadkach jednak nie mogliby z niego skorzystać.
- Nie, to nie to.- odparł Kam - Coś mi mówi, że to nie było żadne urządzenie.
W kajucie zapadła cisza. Jedno, nasuwające się na myśl pytanie, wisiało w powietrzu.
- Więc co?- Shor zadał je pierwszy. Kam Solusar wzruszył tylko ramionami.
- Nie mam pojęcia.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,43 Liczba: 14 |
|
Maxi Artur2008-05-15 11:58:07
Za długie 1/10
Aved Lord2007-05-11 21:10:57
Plus za odnośniki do wydażeń z oficjalnych produkcji.
Aved Lord2007-05-11 20:33:46
Nigdy nie czytałem lepszego fica. Tylko czekać z nadzieją na następne tytuły Michała Wolskiego.
Aved Lord2007-05-11 17:24:45
Przenieść trochę w przeszłość i wydać oficjalnie w trójpaku. Jedyne co z takim ficiem można zrobić.
Aved Lord2007-05-11 13:15:36
Jakby NEJ nie zaprzeczało możnaby spokojnie wydać to jako oficjalną książkę.
Misiek2006-04-02 00:38:49
Prośba do komentujących w opiniach, żeby wpisali ocenę Pełnomocnika i pozostałych do skali ocen. Bastionowe statystyki łapią tylko te fanfice, które mają powyżej 10 ocen :-P
Lord Brakiss2006-03-24 16:42:24
Swietne!!! Lepsze od niektórych książeki prawdziwych autorów.10/10
Lord Darth_Vader2005-09-17 16:14:11
Autor napewno włożył w to wiele pracy a Opowiadanie jest bardzo ciekawe.
Qui Gon Jinn2005-08-05 18:30:40
Opowiadanie wciągające i ciekawe, choć trudno czyta sie taki tekst na kompie. Podziwam wytrwałość autora.
Edi2005-03-20 16:20:13
Opowiadanie jest wspaniałe.Gratulacje dla autora ponieważ stworzył niesamowitą fabułę która mnie wciągnęła,wspaniale opisał akcję i wykorzystał wiedzę z filmów i EU.Brawa także za mroczny klimat.10/10.
Carno2004-08-19 00:20:10
Z receenzja poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 9.
Jagd Fell2004-06-18 18:32:56
Genialnie po prostu super bomba CO TAM JESZCZE o Alpha Red dosłownie.
Ricky Skywalker2004-05-10 14:42:57
Cóż mogę powiedzieć... szerzej rozwodzę się nad problemem na Forum, zatem tutaj króciutko:
+ POMYSŁ
+ Rozbudowana akcja
+ Dialogi
+ Narracja
ale...
-Błędy stylistyczne (str. 51: "zdążył nacisnąć wystukać" i kilkanaście razy podobnie), interpunkcyjne (tego w cholerę było, a najbardziej mnie raziła niewłaściwa forma dialogów; no ale dobra, wiem, czepiam się ;-)) i w pisowni niektórych nazw własnych ("CaRLissian" a powinno być "CaLRissian" i kilka innych błędów), oraz taka jedna rzecz... niekonsekwencja. Raz piszesz "Sokół MILENIUM" a raz "Sokół MILLENNIUM".
- brak napisu INFINITIES na okładce :D (no sam Michał wiesz jak bardzo jestem emocjonalnie związany z serią NEJ).
Dobra, wiem. Trochę w miniusach się czepiłem. Ale kiedy się zabieramy za poważną produkcję, należy wyłapać wszystkie błędy przed wydaniem. Ale i tak, te błędy nie mogą w moich oczach obniżyć i tak wysokiego poziomu. Chciałbym, aby skończone "Cienie Jedi" prezentowały podobny poziom, jak "Pełnomocnik" :)
WIELKIE BRAWA!!
(9/10) :)
Otas2004-03-30 13:45:23
Ktoś kiedyś zadał na forum pytanie czy czytalibyśmy książki SW polskiego pisarza... no cóż teraz mogę śmiało powiedzieć że jesli kiedyś na półkach księgarni pojawi sie książka autorstwa Miśka to kupuję ją w ciemno :)
Jak większość jestem pełen podziwu dla wiedzy autora i ogromu pracy włożonego w książke. Przyznam się że styl powieści, rozbudowana fabuła, masa postaci itp. bardzo mi przypadła do gustu.
Gdy skończyłem czytać Pełnomocnika to spojżałem na moją półke z książkami ....i pożałowałem że na sporo książek wydałem kase... gdyż są o wiele gorsze niż powieść Miśka.
Echh... cóż będe się dalej rozwodził... jak dla mnie bomba, którą z przyjemnością odbezpieczyłem i pożarłem :)
PS. Nie mogłem dać 10 (licze że 3 tom na nią zasłuży) ... nie mogłem dać 9 (bo FS ją dostanie) ... nie ma 8,5... więc PS dostaje odemnie 8 ... :)
Misiek2004-03-22 17:59:04
Owe drobne potknięcia językowe wynikają z braku korektorów, a jak mam sam to czytać w poszukiwaniu błędów, to szlag mnie trafia (nie dość, że znam treść, nie dość, że na kompie, to jeszcze nudne...). Ale większość z nich wyeliminowałem w drugim wydaniu.
Gemini2004-02-11 15:02:41
juz dochodze do końca. ;)) Napisane jest ciekawie i wciągająco . Są drobne potkniecia językowe , ale "ujda w tłoku". Trche za duzo nowych postaci z początku i trudno wszyskich zapamiętac. Ale warto przeczytac
Calsann2003-12-10 23:45:50
dopiero dzisiaj skończyłem czytać... muszę przyznać że "opowiadanko" :P jest niczego sobie ;) co prawda... wolę okres przedimperialny ;)
Wilaj2003-10-03 13:09:49
Pewnie II tom wyjdzie, a ja nie przeczytam jeszcze pierwszego ...
Misiek2003-09-22 16:27:46
A II tom jest dluzszy ;-)))))
obisk2003-09-18 13:08:24
gdy doczytałem sie do 18 rozdzialu to wybuchlem smiechem ze komu by tyle chcialo pisac aledaje 7
Darth Fizyk2003-09-11 18:00:58
Jak zobaczylem to sie przerazilem, nie ze dlugie, tylko ze dlugie na kompie czytanie i chcialem ominac, ale pojawil sie pdf i przeczytalem (ale to bylo juz dawno jak mialem modem jeszcze). Wiec zeby byl slad ze czytalem napisze ze jest ciekawe. Brawo :)
Wilaj2003-08-26 00:51:44
OK!!!
Już ściągam. Niedługo zacznę czytanie(boże święty, tydzień z głowy)Mam nadzieję, że będzie mi się podobało!!!
Misiek2003-07-13 17:41:42
A już wkrótce tom II.
Strid2003-07-11 21:52:04
BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ŚWIETNE OPOWIADANIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mistrz Fett2003-06-17 09:45:47
Czekamy teraz na Tom II, a potem III.
MorganVenturi2003-05-27 13:53:37
Dzięki Michał! Nie chcę ci życia utrudniać, ale możesz mi powiedzieć jak zginął (bo nie wiem czy mój bohater ma go zabić w akcie zemsty, czy też Mareek ma mu zwiać... I jeszcze jedno- czy Mareek Steel żył 4 lata po EPISODZIE 3? Bo właśnie wtedy zabił rodziców mojego bohatera???
Misiek2003-05-25 13:23:11
Odpowiadam: Maarek Stele to postać autentyczna:-)
MorganVenturi2003-05-13 11:21:44
Bardzo Dobre opowiadanie! Ciekawe i klimatyczne. No i bije wiedzą z EU! A ja to cenię! Mam tylko pytanie - czy ty wymyśliłeś Mareeka Steel? Piszę opowiadanie, w którym ta RĘKA zabije rodziców innej RĘKI (wymyślonej przeze mnie)
Kisiel2003-04-22 02:01:43
Fajnie ze jest w PDF-ie... Wszystkie Fan Fice powinny być w PDF, bo w kompie się faktycznie słabo czyta, a ja z chęcią sobie wydrukuje zeby miec :D
Mistrz Fett2003-04-21 16:30:35
Ja daję 9. Jest super! :)
Andaral2003-04-16 15:30:15
"PS" jest już w formacie .pdf !!
Strangler2003-04-16 15:12:37
OK - na Wasze prośby zamieszczamy PDFa -
1,73 MB (ikonka dyskietki u góry
tekstu).
Życzę szybkich transferów i miłej
lekturki :)
Astian2003-04-11 20:59:10
Sporo tego, może jakiś PDF.
Anor2003-04-11 16:14:23
No wreszcie dobrnąłem do końca. Było to
tym bardziej trudne, że czytałem na
kompie.
No ale przyszło wyrazić opinię:
Po pierwsze podziwiam ogomny wkład pracy,
to nie jest fanfiction, tylko ksiażka, a
jak rozumiem, to jest dopiero pierwsza
część. Jestem pod wrażeniem.
Z tekstu bije ogromna wiedza na temat SW,
a szczególnie doskonała znajomość EU.
Przejawiaja sie tu bodajrze prawie
wszystkie wazniejsze postacie, miejsca,
rasy, pojazdy, obiekty, statki, itd. To
równiez robi ogromne wrażenie.
Jednak ten plus jest równiez i minusem.
Autor zamieszczając ogromna ilość
bohaterów, miejsc i statków apowodował
wielkie przeładowanie, które nawet tych
zorientowanych może doprowadzić do
dezorientacji. Pod koniec, kiedy fabuła
sie zacieśnia jedynym sposobem było
powybijanie częsci bohaterów, bo po
prostu było ich za dużo, nie było już dla
nich miejsca.
Fabuła! Jest naprawdę wielowątkowa, wręcz
bardzo wielowątkowa. Czytałem wszystkie
ksiązki SW i chyba takiej wielowątkowości
jeszcze nie widziałem. To zasługuje na
podziw i pochwałe, jednak początke, kiedy
jeszcze nie wiadomo o co chodzi był
cięzki do przejścia i mógł naprawdę
zniechęcić mniej wytrwałych czytelników.
Mimo to jak sie przebrnęło do pewnego
momentu było juz znośnie.
Nie moge jednak chwalić do końca. Pewną
mała wadą, która jednak moze być
subiektywna jest nazewnictwo nowych
postaci. Jakoś wiekszość tych nowych nazw
mi nie pasuje do starwars (Totenko, czy
inni). Jednak nie uważam tego za jakąś
wielką wadę, po prostu ot takie coś.
Kolejna wada dla mnie jest próba
wykorzystania wszelkich superbroni i
superstatków, niektórych na siłe.
Wszystko to wpływa na obnizenie realności
całej opowieści, jest trochę przesadzone.
Mnie zresztą zawsze drażnia takie cuda
jak te wszystkie nowe super bronie i w
ogóle, bo zawsze sie okazuje, że gdzies
cos takiego dryfowało sobie w przestrzeni
niezauważone i nagle ktos je znajduje.
Jeśli chodzi o pomysł, to oczywiście
trudno to kwestionować, ale jak dla mnie
to mi sie podoba. Bardzo gładko
załatwiłes pewne fakty z EU i udało ci
sie wiele rzeczy zgrabnie wytłumaczyć
(czekam jescze na pewne wytłumaczenia,
wiesz o kogo chodzi). Wszystko to dało
efekt alternatywy dla NEJ, jednocześnie
stanowiąc dla niej sprzeczność. Nie
uważam tego za wadę, ale chłopie niestety
już twój twór nie będzie mógł byc
opublikowany jako oficjalna ksiązka, a
szkoda...
Tymi słowami zakończę, chociaż mógłbym
powiedzieć jeszcze wiele, ale musiałbym
ujawnić fabułę, może jeszcze przyjdzie na
to czas.
Ale generalnie GRATULUJE!!!
jedI2003-04-08 20:06:14
Skoro tekst ten jest reklamowany jako
pierwszy polski e-book to ja go będę tak
oceniał...
Tekst ten otrzymałem na grubo przed tym
jak pojawiłsię on na Bastionie...
pierwsze rozdziały mnie wciągnęły. Byłem
za. Ale teraz kiedy usiadłem i wczytałem
się w to głębiej muszę zmienić zdanie...
Przyznam się... nie doczytałem
Pełnomocnika do końca... a to co
przeczytałem tylko pobieżnie. Na dodatek
była to dla mnie droga przez mękę.
Niewątpliwie ukończenie takiego czegoś
jest wielkim osiągnięciem autora,
olbrzymim, niewielu jest fanów Sw, którzy
mieliby na tyle samozaparcia aby napisać
coś tak wielkiego.
Tylko, że Pałac Kultury też jest wielki a
to nie oznacza, że musi m isię podobać.
Mamy tu doczynienia z przerostem ilości
nad jakością. Autorowi co prawda udało
się utrzymac w ryzach fabułę i
konsekwentnie ją poprowadził ale całość
mnie osobiście przytłoczyła.
Fabułą- dobra historyjka akcji...
wykorzystuje przynajmniej to co już mamy
w SW a nie tworzy jakichś nowych
niestworzonych planet... Początkowo
klimat uderzył w dziesiątkę... utrzymany
w psychodelicznym nurcie przypominał mi
trochę fanfice Son of the Sun ale później
była już tylko akcja...
Bohaterowie skonstruowani poprawnie...
moga obsługiwać klinetów w supermarkecie.
Świat doskonale odtworzony z SW (zaleta
to czy wada ?).
Cóż moge napisać na podsumowanie... TAK
WIELKIM FICOM MÓWIĘ STANOWCZE NIE !!!
Talent jakim niewątpliwie obdarzony jest
autor ginie pod formą tego typu
przedsięwzięcia.
Ale to rewolucyjne wydarzenie wśród
polskich twórców SW więc ja klaszcze i
śmieje się... przez łzy.
PS.
Może jak doczytam do końca to dam jakieś
konkrety, na razie nie chcę wydawać
krzywdzących opinii.
Jagged Fel2003-04-08 12:52:13
(całe naraz)
Jagged Fel2003-04-08 12:48:40
Czy można to ściągnąć?
Kisiel2003-04-08 00:43:15
No nie źle, z newsem to sie Yako
pospieszyl, jak ja juz przeczytalem to z
spokojnie 2 tygodnie temu ;) O
opowiadaniu mam bardzo pozytywne zdanie.
Bardzo mi sie podoba jego konstrukcja.
Dobrze sie czyta. Pomysl calkiem ciekawy
i nawet fabula wciagająca. Jestem na TAK
:D