ROZDZIAŁ XII
Urzędnicy kosmoportu na stacji orbitującej wokół Chazwy nie robili problemów. Podobnie wcześniej nawigator w kontroli lotów i później pracownik wypożyczalni swoopów. Wszyscy oni znali legendarną skuteczność Boby Fetta i woleli nie mieć z nim na pieńku. Chociaż łowca nagród miał już swoje lata, to nadal był najlepszy. I wiedzieli o tym wszyscy na Chazwie i w okolicach. Fett nie martwił się nawet o swój statek; jeśli ktokolwiek zbliży się do niego, chociażby ze zwykłej ciekawości, to będzie to jego ostatni błąd.
Lecąc kanałem dla śmigaczy Fett zastanawiał się, skąd ma zacząć poszukiwania Lo Khana i Luwingo. Najlogiczniej byłoby sprawdzić lądowisko, które zajmowali przed odlotem, ale Boba Fett chciał najpierw rozejrzeć się po knajpce, w której spotkali Hana Solo, pogadać z barmanem i świadkami aresztowania Exozone'a. Następnie sprawdzi, jakie miejsca odwiedzili jeszcze przemytnik i Yaka, a dopiero potem zbada lądowisko. Jeszcze jednym argumentem za taką taktyką był fakt, że większość łowców nagród, którzy przylecą tu za jego celem, zacznie właśnie od lądowiska, podczas gdy Fett będzie pierwszy przy innych poszlakach. Oczywiście możliwe było, że konkurencja sprzątnie wszystkie ślady z kosmoportu, zanim Boba się tam pojawi, ale znając przemytników, łowca wątpił, żeby zostawili tam po sobie coś ważnego. Co innego bar. Z tego, co Fett dowiedział się o zajściu w tej knajpie, to Solo i jego przyjaciele musieli pospiesznie opuścić tamto miejsce, żeby nie zwrócić na siebie uwagi miejscowej policji. A poza tym takie przesłuchanie zatrzymałoby Khana na dłużej w systemie Chazwy i zwiększyłoby szanse na kolejny atak. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że w pośpiechu zostawili za sobą coś istotnego.
Boba Fett zwolnił nacisk na akcelerator i skierował swoopa na parking centralnej promenady stacji. Zszedł z grawicykla i zabezpieczył go przed kradzieżą, a następnie skierował się w kierunku wspomnianego wyżej baru. Z lekką satysfakcją stwierdził, że ludzie i inni przechodnie usuwają mu się z drogi, chociaż na dłuższą metę niewiele go to obchodziło. Szedł więc szybko, ale bez zbędnego pośpiechu, obserwując wszystkich dookoła. W pewnym momencie, jakieś kilka metrów od celu swojego spaceru, dostrzegł rozmawiającego z jakimś Gotalem Rodianina. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że on go znał.
- Menndo.- powiedział Fett, a mimo, iż niespecjalnie starał się mówić głośno, to wokół niego zapadła cisza. Zielonoskóry, chudy obcy dostrzegł go i przerwał rozmowę z Gotalem. Nie jest zaskoczony, pomyślał Boba, wiedział więc, że tu będę.
- Fett!- zaskrzypiał wywołany - Co za urocza niespodzianka! Dawno się nie widz...
- Spodziewałeś się mnie.- uciął sucho Fett - Skąd wiedziałeś, że się pojawię?
- Prędzej czy później musiałeś się ujawnić.- odpowiedział wymijająco Menndo - Byłem pewien, że ty albo Gorm zaczniecie śledztwo z tego miejsca.
Fett stanął niecały metr naprzeciwko Rodianina.
- Wiesz zatem, że nie dam sobie odebrać tej nagrody.- rzucił spokojnie, acz groźnie.
- Daj spokój, Fett.- Menndo zarechotał - Obaj wiemy, że jesteś już stary. Od dawna nie miałeś żadnych większych osiągnięć.- jego ręka powędrowała dyskretnie w stronę kabury z blasterem - Ustąpiłbyś wreszcie miejsca młodszym i lepszym od siebie.
- Mam swoje lata,- zgodził się Boba, jednocześnie błyskawicznym ruchem przykładając swoją naręczną wyrzutnię rakiet do głowy obcego - ale nadal jestem najlepszy. Ręce do góry! Powoli!
Menndo posłusznie odsunął dłonie od blastera i uniósł je w górę, mrugając przy tym ze zdziwienia. Fett poczuł, że utarcie nosa Rodianinowi poprawiło mu nieco samopoczucie. Zabrał więc broń obcego i przypiął sobie do pasa. Jeszcze nie jestem taki niedołężny, pomyślał, nadal nie mam sobie równych. Jednocześnie Boba kątem wizjera dostrzegł podejrzany ruch ze strony Gotala, rozmówcy Menndo. Jego reakcja była błyskawiczna; w mgnieniu oka wolną ręką wyjął swój BlasTech EE-3 i strzelił w obcego, pozbawiając go życia. Menndo zdziwił się jeszcze bardziej, bo Fett nawet nie zaszczycił swojego celu spojrzeniem. Pół sekundy za późno, skarcił siebie w duchu, zaczynam tracić refleks.
- Nie był mi potrzebny.- wyjaśnił Fett - Ty też nie jesteś, ale możesz być.- powiedział do Rodianina - Czego się dowiedziałeś o Lo Khanie?
Ton głosu Boby był spokojny, ale wywołał u Menndo ciarki na plecach i karku.
- Powiem ci, ale mnie puścisz.- zaskrzypiał nerwowo i, nie czekając na odpowiedź, rzekł - Pracowałem jakiś czas temu z Exozone'm i wiem, że ma na swoim statku zestaw szerokopasmowych sensorów dalekiego zasięgu. Wiem też, że nie wylądował nim w kosmoporcie, lecz zostawił na orbicie. Miałem właśnie tam lecieć i sprawdzić, czy nie zarejestrował przypadkiem wektora skoku "Hyperspace Maraudera", kiedy...
- Jesteś idiotą.- przerwał Fett - Większym nawet, niż Exozone. On przynajmniej wie, że swój środek transportu należy odpowiednio zabezpieczyć przed nieproszonymi gośćmi. Nie dostałbyś się do tych sensorów.
Menndo trawił to, co przed chwilą usłyszał, kiedy zrozumiał, że Fett wcale nie musiał mu tego mówić. Mógł pozwolić, żeby zginął, próbując włamać się na wspomniany statek. Rodianin właśnie miał zacząć się zastanawiać, co to może znaczyć, kiedy Boba przerwał jego tok myślenia.
- Gdzie Exozone?- rzucił ostro.
- W areszcie na miejscowym posterunku służb porządkowych.- wytrajkotał Menndo, rozglądając się dookoła, ale nie widział nikogo, kto mógłby mu udzielić pomocy. Wszyscy przechodnie widzieli, co Fett zrobił z Gotalem, i udawali, że zajście pomiędzy łowcami nagród w ogóle ich nie interesuje - A właśnie, oni zaraz tu będą. Zamordowałeś z zimną krwią przy coś koło setki świadków, więc któryś na pewno zawiadomi gliny.- dodał.
- Trudno.- rzucił obojętnie Fett, schował rakietnicę i odszedł w kierunku baru. Co za kretyn, pomyślał, przecież nie strzeliłbym z rakiety do celu znajdującego się metr ode mnie. Mógłbym na tym ucierpieć.
W barze nie było śladów jakichkolwiek walk, więc Fett założył od razu, że zostały sprzątnięte. A jeśli tak, to barman na pewno coś o tym wiedział. Boba podszedł więc do baru i spojrzał w kierunku podającego drinki Karathina. Obcy właśnie czyścił szklanki, więc stał tyłem do lady.
- Dwóch ludzi, Wookie i Yaka obezwładnili tu łowcę nagród.- powiedział Fett, nie bawiąc się w ceregiele - Gdzie się udali?
Karathin odwrócił swoją małpią twarz, by powiedzieć coś o dobrym wychowaniu, ale kiedy zobaczył, z kim rozmawia, zrezygnował z tego zamiaru.
- Nie mam pojęcia, szanowny panie.- rzekł przymilnie - Ale może Dytinnian coś wie.- ściszył głos - Obserwuje wszystkich, wchodzących i wychodzących.
- Gdzie mogę go znaleźć?
-To ten Kubaz przy drzwiach.- barman wskazał obcego siedzącego w kącie sali - Coś jeszcze? Może coś do picia?
Fett nie odpowiedział, tylko ruszył w kierunku wspomnianego Kubaza. Zanim jednak do niego dotarł, do baru wpadł funkcjonariusz służb porządkowych, rozejrzał się po sali, a kiedy dostrzegł łowcę nagród, podszedł szybko ku niemu, krzycząc coś o poddaniu się. Fett natychmiast pokazał policjantowi pięć stu kredytowych monet i człowiek zamilkł.
- Nie jestem tym, którego szukasz.- szepnął Boba w stronę funkcjonariusza, rozglądając się jednocześnie, czy nikt nie patrzy. Wszyscy znali reputację Fetta i byli zajęci swoimi sprawami.
- Nie. Szukam zupełnie kogoś innego.- powiedział policjant, dyskretnie biorąc łapówkę.
- A to,- tu Fett wyjął pięćsetktedytową kartę płatniczą - to jest kaucja za przetrzymywanego w waszym areszcie łowcę nagród.
- Zostanie zwolniony w przeciągu godziny.- rzekł człowiek, uśmiechając się lekko. Cała groźna poza, jaką przyjął, wchodząc do knajpy, zniknęła, ustępując miejsca posłusznemu, nie robiącemu kłopotów usposobieniu nerfa.
- Dobrze.- rzucił Fett, a policjant wyszedł. Boba usłyszał jeszcze, jak woła on do swoich towarzyszy, że tu go nie ma. Usatysfakcjonowany z lojalności funkcjonariusza, łowca nagród był pewien, że Exozone wyjdzie z aresztu i nie będzie nawet podejrzewał, że ktoś go śledzi. A do tego czasu Fett zdąży zebrać jeszcze kilka poszlak.
- Dobry wieczór, panie Fett.- wybzykał Kubaz, gdy Boba się do niego dosiadł - Jak słyszałem, jest pan człowiekiem zajętym, więc przejdźmy do sedna sprawy. Kapitan Solo i jego przyjaciele zaraz po opuszczeniu lokalu udali się w stronę biura obsługi HoloNetowej. posiedzieli tam chwilkę, a potem pojechali do kosmoportu.
- To wszystko?- Boba Fett omal nie prychnął - A co robili w tym biurze?
Biura obsługi HoloNetowej były miejscami, w których mniej zamożni obywatele Nowej Republiki, mający do nadania przez HoloNet jakąś wiadomość, mogli to zrobić za niewielką opłatą. Co prawda zestawy HoloNetowe były obecne w większości miejsc publicznych, lecz były to raczej odbiorniki, niż nadajniki, a biura oferowały przy okazji pełny zakres usług z dziedziny holoinformatyki, między innymi nagrywanie i kopiowanie datakart, holozdjęcia i tym podobne. Dlatego informacja, że Khan i Solo byli w biurze, nie miała żadnej wartości.
- Mam jeszcze to.- powiedział Dytinnian wymijająco i położył na blat stołu wyłączonego zdalniaka - Yaka przywołał go i dzięki niemu unieszkodliwił Exozone'a. Należy się siedemset kredytów.
- Trzysta.- sprzeciwił się Fett; i tak już nadszarpnął swój budżet łapówką dla policji - I ciesz się, że nie odstrzeliłem ci głowy.
Kubaz miał właśnie zaprotestować, ale spojrzał w lśniący złowrogo wizjer Boby i zrezygnował ze swoich zamiarów.
- Niech będzie trzysta.- rzucił niechętnie.
Fett rzucił sześć pięćdziesięciokredytowych monet na stół i zabrał zdalniaka. Następnie wyszedł i skierował się w stronę biura obsługi HoloNetowej. Tam, przepytując urzędniczkę rasy H'nemthe dowiedział się, że dwóch ludzi, Yaka i Wookie korzystali z nagrywarki datakart. Ponieważ jednak robiło się już późno, Boba Fett ruszył do swojego swoopa, który zawiózł go do kosmoportu stacji. Po sprawdzeniu, czy nikt nie buszował przy "Slave I", łowca nagród wyprowadził swój statek z lądowiska i zabrał się za lokalizację pojazdu Exozone'a. Nie było to trudne, ponieważ w tym właśnie momencie ze stacji wystartował niewielki T-Wing i skierował się na obrzeża systemu, gdzie wylądował w ładowni frachtowca klasy Trader VII o nazwie "Ace III". Fett wiedział, że zarówno T-Wing, jak i statek, były własnością Exozone'a.
Frachtowiec powoli ruszył w kierunku Chazwy, ale zatrzymał się i obrócił na zachód. Istniało wprawdzie prawdopodobieństwo, że Exozone sprawdzi, czy nikt go nie śledzi, ale urządzenia zakłócające działanie sensorów na statku Fetta powinny dać sobie radę. Poza tym Boba sądził, że jego rywal raczej skieruje się w kierunku wektora skoku, którego użył Lo Khan, niż poszuka ewentualnego ogona. Chciał zapewne szybko zgarnąć nagrodę Kaminmoan, a chciwość zabiła w nim ostrożność. Ja bym na to nie pozwolił, pomyślał Fett.
W końcu "Ace III" wszedł w nadprzestrzeń. Boba natychmiast sprawdził wektor skoku i porównał z mapą tego rejonu galaktyki. Podejrzewał, że trasę lotu wyznaczył Khanowi Solo, więc pierwszy skok był zapewne krótki, może trzyminutowy, a dopiero następny miał prowadzić do właściwego celu. Fett usiadł nad mapą i zastanowił się chwilę. Żeby zapewnić Khanowi i Luwingo bezpieczeństwo, Solo mógł albo kazać im lecieć w miejsce, gdzie Boba ich nie znajdzie, albo gdzieś, gdzie nie będzie mógł im nic zrobić. W pierwszym przypadku rozwiązaniem mogłaby być niezamieszkana planeta albo księżyc, co jednak byłoby fatalnym pomysłem, gdyż w takiej sytuacji Khan w razie niebezpieczeństwa nie mógłby skontaktować się z Solo. Chyba, że na "Hyperspace Marauderze" byłby zamontowany zestaw HoloNetowy, ale Fett nic o takim zastawie nie wiedział, więc mógł spokojnie założyć, że go nie ma. Solo musiał się z tym liczyć, więc alternatywą jest jakieś dobrze strzeżone miejsce, w którym Khan byłby bezpieczny. Może baza wojskowa? Corellianin miał zapewne wiele znajomości u dowódców Floty Nowej Republiki i pewnie tam ukryłby swojego przyjaciela. Pozostaje tylko problem, która. Według Fetta żadna placówka w tym sektorze nie wchodziła w rachubę; zbyt blisko ostatniego tropu. Z kolei stacja Kwenn, gdzie „Hyperspace Marauder” tankował po raz ostatni, była dobre pół galaktyki od Chazwy. Z tego, co Boba wiedział o frachtowcach typu Xyitiar, to ich rezerwy paliwowe pozwoliłyby na pokonanie tej odległości i jeszcze jednego skoku do układu trzy parseki dalej, a to znacznie zawężało krąg poszukiwań. W promieniu tych trzech parseków od toru lotu znajdowały się cztery bazy wojskowe, ale układ planet i systemów o tej porze roku wykluczył trzy z nich. Co prawda Khan mógł dokonać jeszcze jednego skoku korygującego trasę statku, ale frachtowce TransGalMeg miały denerwujące, przynajmniej według Fetta, tłocznie paliwowe.
Ich działanie polegało na jednoczesnym wpompowaniu do silników paliwa niezbędnego na całej długości skoku w nadprzestrzeń, co miało dwie zalety i tyleż wad. Pierwszą zaletą było uniezależnienie hipernapędu od innych części silnika, co oznaczało, że nawet jeśli na pokładzie padną wszystkie urządzenia, to statek i tak doleci do celu. Drugi plus był znaczący w sytuacji, gdy statek został wyrwany z nadprzestrzeni przez, na przykład, krążownik klasy Interdictor albo CC-7700. Wtedy, o ile kapitanowi uda się wylecieć ze studni grawitacyjnej, paliwo nie musi być ponownie pompowane do silników, co trwa zazwyczaj około pół minuty. Z tym wiązała się jednak pierwsza wada: paliwo pozostawało w silnikach do czasu spalenia, a podczas dłuższych przerw w lotach miało paskudny zwyczaj wyciekania. Drugą wadę poczuć można było podczas lotów w hiperprzestrzeni, jeśli kapitan dokonał zbyt długiego skoku na zbyt małych zapasach paliwa. Wtedy silniki gasły i statek zostawał w nadprzestrzeni. Dlatego też Fett uważał, że Khan nie odważyłby się na skok korygujący, lecąc na oparach. Wybór pierwszego skoku powinien zatem być precyzyjny. A w takiej sytuacji to właśnie ta czwarta baza musiała być celem Khana.
Fett wstał znad mapy i usiadł za sterami "Slave'a I". Ten idiota Exozone zapewne i za miesiąc nie domyśli się, gdzie Solo ukrył Khana, pomyślał, a jak na razie tylko on, Menndo i ja złapaliśmy trop. Zaraz, zaraz, Menndo mówił coś o Gormie, a to znaczy, że...
Boba Fett zaklął cicho i szarpnął drążek sterowniczy. Najwyraźniej Rozpuszczalnik również zainteresował się nagrodą Kaminoan, i co gorsza, jest na tropie. Nie ma co czekać, pomyślał Fett, po czym skierował się na wektor skoku do układu Ord Pardon.
Po wylądowaniu na Morishim Han postanowił od razu zdać Bel Iblisowi relację ze swojego spotkania z Crackenem i niezwłocznie lecieć na Coruscant. Już od miesiąca nie widział Leii, a w końcu musiał jej powiedzieć o swojej nowej funkcji, bo czuł się głupio. Cracken nie robił żadnych kłopotów; właściwie od początku było oczywiste, że poprze Bel Iblisa w razie konfliktu z Fey'lyą. Wyglądało na to, że cała Armia Nowej Republiki opowiedziała się za generałem, co zresztą bardzo cieszyło Hana, ale nie mógł pozbyć się uczucia, że kładzie podwaliny pod zamach stanu.
Han wyszedł zza zakrętu zamyślony i niemal natychmiast wpadł na dwóch pilotów Eskadry Łotrów, Corrana Horna i Keyana Farlandera.
- Han!- Corran wyraźnie ucieszył się ze spotkania.
- Czołem, Corran.- mruknął Han - Przepraszam cię, ale nie mam czasu na pogawędki. Muszę pogadać z generałem i zaraz potem uciekam na Coruscant.
- Nie lecisz na Coruscant, generale Solo.- zaprotestował Farlander - Garm Bel Iblis przydzielił ci inne zadanie.
- Jak to?- zdziwił się Han.
- Masz odwieźć nas na Yavin IV.- powiedział Corran - Luke Skywalker organizuje zlot Jedi w jakiejś ważnej sprawie.
- Czy on zwariował?!- Han niemal krzyknął - Zbierać wszystkich Jedi w jednym miejscu? A gdyby nastąpił atak?
- Widocznie warto ryzykować.- Corran wzruszył ramionami, ale widać było, że też martwi się tą kwestią - Mamy wyruszyć niezwłocznie. Raport z Contruum zdasz generałowi po powrocie.
- Nie martw się, generale.- powiedział szeptem Keyan, widząc strapioną minę Hana - Pańska żona też tam będzie.
Han spojrzał na pilotów i go olśniło. Misja na Coruscant miała przede wszystkim na celu spotkanie z Leią i nakłonienie jej do rozmowy z paroma politykami. Jeśli zatem Leia będzie na Yavinie, zadanie Hana nie ulegało zmianie. Bel Iblis był w istocie genialny.
- A czemu nie polecicie swoimi myśliwcami?- zapytał dwóch Jedi.
- Bo należą do Nowej Republiki i nie wolno nam ich używać poza tym sektorem bez zgody admirała Ackbara.- odparł Keyan.
- Ruszać się stąd chyba wam też nie wolno.- Han spojrzał badawczo na Horna i Farlandera.
- Zgodnie z dekretem Mon Mothmy o utworzeniu Akademii obowiązek Jedi jest priorytetem i stoi ponad wszystkim innym.- powiedział pierwszy.
- W takim razie chodźmy.- westchnął Han.
Urzędnicy kosmoportu na stacji orbitującej wokół Chazwy nie robili problemów. Podobnie wcześniej nawigator w kontroli lotów i później pracownik wypożyczalni swoopów. Wszyscy oni znali legendarną skuteczność Boby Fetta i woleli nie mieć z nim na pieńku. Chociaż łowca nagród miał już swoje lata, to nadal był najlepszy. I wiedzieli o tym wszyscy na Chazwie i w okolicach. Fett nie martwił się nawet o swój statek; jeśli ktokolwiek zbliży się do niego, chociażby ze zwykłej ciekawości, to będzie to jego ostatni błąd.
Lecąc kanałem dla śmigaczy Fett zastanawiał się, skąd ma zacząć poszukiwania Lo Khana i Luwingo. Najlogiczniej byłoby sprawdzić lądowisko, które zajmowali przed odlotem, ale Boba Fett chciał najpierw rozejrzeć się po knajpce, w której spotkali Hana Solo, pogadać z barmanem i świadkami aresztowania Exozone'a. Następnie sprawdzi, jakie miejsca odwiedzili jeszcze przemytnik i Yaka, a dopiero potem zbada lądowisko. Jeszcze jednym argumentem za taką taktyką był fakt, że większość łowców nagród, którzy przylecą tu za jego celem, zacznie właśnie od lądowiska, podczas gdy Fett będzie pierwszy przy innych poszlakach. Oczywiście możliwe było, że konkurencja sprzątnie wszystkie ślady z kosmoportu, zanim Boba się tam pojawi, ale znając przemytników, łowca wątpił, żeby zostawili tam po sobie coś ważnego. Co innego bar. Z tego, co Fett dowiedział się o zajściu w tej knajpie, to Solo i jego przyjaciele musieli pospiesznie opuścić tamto miejsce, żeby nie zwrócić na siebie uwagi miejscowej policji. A poza tym takie przesłuchanie zatrzymałoby Khana na dłużej w systemie Chazwy i zwiększyłoby szanse na kolejny atak. Istnieje więc prawdopodobieństwo, że w pośpiechu zostawili za sobą coś istotnego.
Boba Fett zwolnił nacisk na akcelerator i skierował swoopa na parking centralnej promenady stacji. Zszedł z grawicykla i zabezpieczył go przed kradzieżą, a następnie skierował się w kierunku wspomnianego wyżej baru. Z lekką satysfakcją stwierdził, że ludzie i inni przechodnie usuwają mu się z drogi, chociaż na dłuższą metę niewiele go to obchodziło. Szedł więc szybko, ale bez zbędnego pośpiechu, obserwując wszystkich dookoła. W pewnym momencie, jakieś kilka metrów od celu swojego spaceru, dostrzegł rozmawiającego z jakimś Gotalem Rodianina. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że on go znał.
- Menndo.- powiedział Fett, a mimo, iż niespecjalnie starał się mówić głośno, to wokół niego zapadła cisza. Zielonoskóry, chudy obcy dostrzegł go i przerwał rozmowę z Gotalem. Nie jest zaskoczony, pomyślał Boba, wiedział więc, że tu będę.
- Fett!- zaskrzypiał wywołany - Co za urocza niespodzianka! Dawno się nie widz...
- Spodziewałeś się mnie.- uciął sucho Fett - Skąd wiedziałeś, że się pojawię?
- Prędzej czy później musiałeś się ujawnić.- odpowiedział wymijająco Menndo - Byłem pewien, że ty albo Gorm zaczniecie śledztwo z tego miejsca.
Fett stanął niecały metr naprzeciwko Rodianina.
- Wiesz zatem, że nie dam sobie odebrać tej nagrody.- rzucił spokojnie, acz groźnie.
- Daj spokój, Fett.- Menndo zarechotał - Obaj wiemy, że jesteś już stary. Od dawna nie miałeś żadnych większych osiągnięć.- jego ręka powędrowała dyskretnie w stronę kabury z blasterem - Ustąpiłbyś wreszcie miejsca młodszym i lepszym od siebie.
- Mam swoje lata,- zgodził się Boba, jednocześnie błyskawicznym ruchem przykładając swoją naręczną wyrzutnię rakiet do głowy obcego - ale nadal jestem najlepszy. Ręce do góry! Powoli!
Menndo posłusznie odsunął dłonie od blastera i uniósł je w górę, mrugając przy tym ze zdziwienia. Fett poczuł, że utarcie nosa Rodianinowi poprawiło mu nieco samopoczucie. Zabrał więc broń obcego i przypiął sobie do pasa. Jeszcze nie jestem taki niedołężny, pomyślał, nadal nie mam sobie równych. Jednocześnie Boba kątem wizjera dostrzegł podejrzany ruch ze strony Gotala, rozmówcy Menndo. Jego reakcja była błyskawiczna; w mgnieniu oka wolną ręką wyjął swój BlasTech EE-3 i strzelił w obcego, pozbawiając go życia. Menndo zdziwił się jeszcze bardziej, bo Fett nawet nie zaszczycił swojego celu spojrzeniem. Pół sekundy za późno, skarcił siebie w duchu, zaczynam tracić refleks.
- Nie był mi potrzebny.- wyjaśnił Fett - Ty też nie jesteś, ale możesz być.- powiedział do Rodianina - Czego się dowiedziałeś o Lo Khanie?
Ton głosu Boby był spokojny, ale wywołał u Menndo ciarki na plecach i karku.
- Powiem ci, ale mnie puścisz.- zaskrzypiał nerwowo i, nie czekając na odpowiedź, rzekł - Pracowałem jakiś czas temu z Exozone'm i wiem, że ma na swoim statku zestaw szerokopasmowych sensorów dalekiego zasięgu. Wiem też, że nie wylądował nim w kosmoporcie, lecz zostawił na orbicie. Miałem właśnie tam lecieć i sprawdzić, czy nie zarejestrował przypadkiem wektora skoku "Hyperspace Maraudera", kiedy...
- Jesteś idiotą.- przerwał Fett - Większym nawet, niż Exozone. On przynajmniej wie, że swój środek transportu należy odpowiednio zabezpieczyć przed nieproszonymi gośćmi. Nie dostałbyś się do tych sensorów.
Menndo trawił to, co przed chwilą usłyszał, kiedy zrozumiał, że Fett wcale nie musiał mu tego mówić. Mógł pozwolić, żeby zginął, próbując włamać się na wspomniany statek. Rodianin właśnie miał zacząć się zastanawiać, co to może znaczyć, kiedy Boba przerwał jego tok myślenia.
- Gdzie Exozone?- rzucił ostro.
- W areszcie na miejscowym posterunku służb porządkowych.- wytrajkotał Menndo, rozglądając się dookoła, ale nie widział nikogo, kto mógłby mu udzielić pomocy. Wszyscy przechodnie widzieli, co Fett zrobił z Gotalem, i udawali, że zajście pomiędzy łowcami nagród w ogóle ich nie interesuje - A właśnie, oni zaraz tu będą. Zamordowałeś z zimną krwią przy coś koło setki świadków, więc któryś na pewno zawiadomi gliny.- dodał.
- Trudno.- rzucił obojętnie Fett, schował rakietnicę i odszedł w kierunku baru. Co za kretyn, pomyślał, przecież nie strzeliłbym z rakiety do celu znajdującego się metr ode mnie. Mógłbym na tym ucierpieć.
W barze nie było śladów jakichkolwiek walk, więc Fett założył od razu, że zostały sprzątnięte. A jeśli tak, to barman na pewno coś o tym wiedział. Boba podszedł więc do baru i spojrzał w kierunku podającego drinki Karathina. Obcy właśnie czyścił szklanki, więc stał tyłem do lady.
- Dwóch ludzi, Wookie i Yaka obezwładnili tu łowcę nagród.- powiedział Fett, nie bawiąc się w ceregiele - Gdzie się udali?
Karathin odwrócił swoją małpią twarz, by powiedzieć coś o dobrym wychowaniu, ale kiedy zobaczył, z kim rozmawia, zrezygnował z tego zamiaru.
- Nie mam pojęcia, szanowny panie.- rzekł przymilnie - Ale może Dytinnian coś wie.- ściszył głos - Obserwuje wszystkich, wchodzących i wychodzących.
- Gdzie mogę go znaleźć?
-To ten Kubaz przy drzwiach.- barman wskazał obcego siedzącego w kącie sali - Coś jeszcze? Może coś do picia?
Fett nie odpowiedział, tylko ruszył w kierunku wspomnianego Kubaza. Zanim jednak do niego dotarł, do baru wpadł funkcjonariusz służb porządkowych, rozejrzał się po sali, a kiedy dostrzegł łowcę nagród, podszedł szybko ku niemu, krzycząc coś o poddaniu się. Fett natychmiast pokazał policjantowi pięć stu kredytowych monet i człowiek zamilkł.
- Nie jestem tym, którego szukasz.- szepnął Boba w stronę funkcjonariusza, rozglądając się jednocześnie, czy nikt nie patrzy. Wszyscy znali reputację Fetta i byli zajęci swoimi sprawami.
- Nie. Szukam zupełnie kogoś innego.- powiedział policjant, dyskretnie biorąc łapówkę.
- A to,- tu Fett wyjął pięćsetktedytową kartę płatniczą - to jest kaucja za przetrzymywanego w waszym areszcie łowcę nagród.
- Zostanie zwolniony w przeciągu godziny.- rzekł człowiek, uśmiechając się lekko. Cała groźna poza, jaką przyjął, wchodząc do knajpy, zniknęła, ustępując miejsca posłusznemu, nie robiącemu kłopotów usposobieniu nerfa.
- Dobrze.- rzucił Fett, a policjant wyszedł. Boba usłyszał jeszcze, jak woła on do swoich towarzyszy, że tu go nie ma. Usatysfakcjonowany z lojalności funkcjonariusza, łowca nagród był pewien, że Exozone wyjdzie z aresztu i nie będzie nawet podejrzewał, że ktoś go śledzi. A do tego czasu Fett zdąży zebrać jeszcze kilka poszlak.
- Dobry wieczór, panie Fett.- wybzykał Kubaz, gdy Boba się do niego dosiadł - Jak słyszałem, jest pan człowiekiem zajętym, więc przejdźmy do sedna sprawy. Kapitan Solo i jego przyjaciele zaraz po opuszczeniu lokalu udali się w stronę biura obsługi HoloNetowej. posiedzieli tam chwilkę, a potem pojechali do kosmoportu.
- To wszystko?- Boba Fett omal nie prychnął - A co robili w tym biurze?
Biura obsługi HoloNetowej były miejscami, w których mniej zamożni obywatele Nowej Republiki, mający do nadania przez HoloNet jakąś wiadomość, mogli to zrobić za niewielką opłatą. Co prawda zestawy HoloNetowe były obecne w większości miejsc publicznych, lecz były to raczej odbiorniki, niż nadajniki, a biura oferowały przy okazji pełny zakres usług z dziedziny holoinformatyki, między innymi nagrywanie i kopiowanie datakart, holozdjęcia i tym podobne. Dlatego informacja, że Khan i Solo byli w biurze, nie miała żadnej wartości.
- Mam jeszcze to.- powiedział Dytinnian wymijająco i położył na blat stołu wyłączonego zdalniaka - Yaka przywołał go i dzięki niemu unieszkodliwił Exozone'a. Należy się siedemset kredytów.
- Trzysta.- sprzeciwił się Fett; i tak już nadszarpnął swój budżet łapówką dla policji - I ciesz się, że nie odstrzeliłem ci głowy.
Kubaz miał właśnie zaprotestować, ale spojrzał w lśniący złowrogo wizjer Boby i zrezygnował ze swoich zamiarów.
- Niech będzie trzysta.- rzucił niechętnie.
Fett rzucił sześć pięćdziesięciokredytowych monet na stół i zabrał zdalniaka. Następnie wyszedł i skierował się w stronę biura obsługi HoloNetowej. Tam, przepytując urzędniczkę rasy H'nemthe dowiedział się, że dwóch ludzi, Yaka i Wookie korzystali z nagrywarki datakart. Ponieważ jednak robiło się już późno, Boba Fett ruszył do swojego swoopa, który zawiózł go do kosmoportu stacji. Po sprawdzeniu, czy nikt nie buszował przy "Slave I", łowca nagród wyprowadził swój statek z lądowiska i zabrał się za lokalizację pojazdu Exozone'a. Nie było to trudne, ponieważ w tym właśnie momencie ze stacji wystartował niewielki T-Wing i skierował się na obrzeża systemu, gdzie wylądował w ładowni frachtowca klasy Trader VII o nazwie "Ace III". Fett wiedział, że zarówno T-Wing, jak i statek, były własnością Exozone'a.
Frachtowiec powoli ruszył w kierunku Chazwy, ale zatrzymał się i obrócił na zachód. Istniało wprawdzie prawdopodobieństwo, że Exozone sprawdzi, czy nikt go nie śledzi, ale urządzenia zakłócające działanie sensorów na statku Fetta powinny dać sobie radę. Poza tym Boba sądził, że jego rywal raczej skieruje się w kierunku wektora skoku, którego użył Lo Khan, niż poszuka ewentualnego ogona. Chciał zapewne szybko zgarnąć nagrodę Kaminmoan, a chciwość zabiła w nim ostrożność. Ja bym na to nie pozwolił, pomyślał Fett.
W końcu "Ace III" wszedł w nadprzestrzeń. Boba natychmiast sprawdził wektor skoku i porównał z mapą tego rejonu galaktyki. Podejrzewał, że trasę lotu wyznaczył Khanowi Solo, więc pierwszy skok był zapewne krótki, może trzyminutowy, a dopiero następny miał prowadzić do właściwego celu. Fett usiadł nad mapą i zastanowił się chwilę. Żeby zapewnić Khanowi i Luwingo bezpieczeństwo, Solo mógł albo kazać im lecieć w miejsce, gdzie Boba ich nie znajdzie, albo gdzieś, gdzie nie będzie mógł im nic zrobić. W pierwszym przypadku rozwiązaniem mogłaby być niezamieszkana planeta albo księżyc, co jednak byłoby fatalnym pomysłem, gdyż w takiej sytuacji Khan w razie niebezpieczeństwa nie mógłby skontaktować się z Solo. Chyba, że na "Hyperspace Marauderze" byłby zamontowany zestaw HoloNetowy, ale Fett nic o takim zastawie nie wiedział, więc mógł spokojnie założyć, że go nie ma. Solo musiał się z tym liczyć, więc alternatywą jest jakieś dobrze strzeżone miejsce, w którym Khan byłby bezpieczny. Może baza wojskowa? Corellianin miał zapewne wiele znajomości u dowódców Floty Nowej Republiki i pewnie tam ukryłby swojego przyjaciela. Pozostaje tylko problem, która. Według Fetta żadna placówka w tym sektorze nie wchodziła w rachubę; zbyt blisko ostatniego tropu. Z kolei stacja Kwenn, gdzie „Hyperspace Marauder” tankował po raz ostatni, była dobre pół galaktyki od Chazwy. Z tego, co Boba wiedział o frachtowcach typu Xyitiar, to ich rezerwy paliwowe pozwoliłyby na pokonanie tej odległości i jeszcze jednego skoku do układu trzy parseki dalej, a to znacznie zawężało krąg poszukiwań. W promieniu tych trzech parseków od toru lotu znajdowały się cztery bazy wojskowe, ale układ planet i systemów o tej porze roku wykluczył trzy z nich. Co prawda Khan mógł dokonać jeszcze jednego skoku korygującego trasę statku, ale frachtowce TransGalMeg miały denerwujące, przynajmniej według Fetta, tłocznie paliwowe.
Ich działanie polegało na jednoczesnym wpompowaniu do silników paliwa niezbędnego na całej długości skoku w nadprzestrzeń, co miało dwie zalety i tyleż wad. Pierwszą zaletą było uniezależnienie hipernapędu od innych części silnika, co oznaczało, że nawet jeśli na pokładzie padną wszystkie urządzenia, to statek i tak doleci do celu. Drugi plus był znaczący w sytuacji, gdy statek został wyrwany z nadprzestrzeni przez, na przykład, krążownik klasy Interdictor albo CC-7700. Wtedy, o ile kapitanowi uda się wylecieć ze studni grawitacyjnej, paliwo nie musi być ponownie pompowane do silników, co trwa zazwyczaj około pół minuty. Z tym wiązała się jednak pierwsza wada: paliwo pozostawało w silnikach do czasu spalenia, a podczas dłuższych przerw w lotach miało paskudny zwyczaj wyciekania. Drugą wadę poczuć można było podczas lotów w hiperprzestrzeni, jeśli kapitan dokonał zbyt długiego skoku na zbyt małych zapasach paliwa. Wtedy silniki gasły i statek zostawał w nadprzestrzeni. Dlatego też Fett uważał, że Khan nie odważyłby się na skok korygujący, lecąc na oparach. Wybór pierwszego skoku powinien zatem być precyzyjny. A w takiej sytuacji to właśnie ta czwarta baza musiała być celem Khana.
Fett wstał znad mapy i usiadł za sterami "Slave'a I". Ten idiota Exozone zapewne i za miesiąc nie domyśli się, gdzie Solo ukrył Khana, pomyślał, a jak na razie tylko on, Menndo i ja złapaliśmy trop. Zaraz, zaraz, Menndo mówił coś o Gormie, a to znaczy, że...
Boba Fett zaklął cicho i szarpnął drążek sterowniczy. Najwyraźniej Rozpuszczalnik również zainteresował się nagrodą Kaminoan, i co gorsza, jest na tropie. Nie ma co czekać, pomyślał Fett, po czym skierował się na wektor skoku do układu Ord Pardon.
Po wylądowaniu na Morishim Han postanowił od razu zdać Bel Iblisowi relację ze swojego spotkania z Crackenem i niezwłocznie lecieć na Coruscant. Już od miesiąca nie widział Leii, a w końcu musiał jej powiedzieć o swojej nowej funkcji, bo czuł się głupio. Cracken nie robił żadnych kłopotów; właściwie od początku było oczywiste, że poprze Bel Iblisa w razie konfliktu z Fey'lyą. Wyglądało na to, że cała Armia Nowej Republiki opowiedziała się za generałem, co zresztą bardzo cieszyło Hana, ale nie mógł pozbyć się uczucia, że kładzie podwaliny pod zamach stanu.
Han wyszedł zza zakrętu zamyślony i niemal natychmiast wpadł na dwóch pilotów Eskadry Łotrów, Corrana Horna i Keyana Farlandera.
- Han!- Corran wyraźnie ucieszył się ze spotkania.
- Czołem, Corran.- mruknął Han - Przepraszam cię, ale nie mam czasu na pogawędki. Muszę pogadać z generałem i zaraz potem uciekam na Coruscant.
- Nie lecisz na Coruscant, generale Solo.- zaprotestował Farlander - Garm Bel Iblis przydzielił ci inne zadanie.
- Jak to?- zdziwił się Han.
- Masz odwieźć nas na Yavin IV.- powiedział Corran - Luke Skywalker organizuje zlot Jedi w jakiejś ważnej sprawie.
- Czy on zwariował?!- Han niemal krzyknął - Zbierać wszystkich Jedi w jednym miejscu? A gdyby nastąpił atak?
- Widocznie warto ryzykować.- Corran wzruszył ramionami, ale widać było, że też martwi się tą kwestią - Mamy wyruszyć niezwłocznie. Raport z Contruum zdasz generałowi po powrocie.
- Nie martw się, generale.- powiedział szeptem Keyan, widząc strapioną minę Hana - Pańska żona też tam będzie.
Han spojrzał na pilotów i go olśniło. Misja na Coruscant miała przede wszystkim na celu spotkanie z Leią i nakłonienie jej do rozmowy z paroma politykami. Jeśli zatem Leia będzie na Yavinie, zadanie Hana nie ulegało zmianie. Bel Iblis był w istocie genialny.
- A czemu nie polecicie swoimi myśliwcami?- zapytał dwóch Jedi.
- Bo należą do Nowej Republiki i nie wolno nam ich używać poza tym sektorem bez zgody admirała Ackbara.- odparł Keyan.
- Ruszać się stąd chyba wam też nie wolno.- Han spojrzał badawczo na Horna i Farlandera.
- Zgodnie z dekretem Mon Mothmy o utworzeniu Akademii obowiązek Jedi jest priorytetem i stoi ponad wszystkim innym.- powiedział pierwszy.
- W takim razie chodźmy.- westchnął Han.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,43 Liczba: 14 |
|
Maxi Artur2008-05-15 11:58:07
Za długie 1/10
Aved Lord2007-05-11 21:10:57
Plus za odnośniki do wydażeń z oficjalnych produkcji.
Aved Lord2007-05-11 20:33:46
Nigdy nie czytałem lepszego fica. Tylko czekać z nadzieją na następne tytuły Michała Wolskiego.
Aved Lord2007-05-11 17:24:45
Przenieść trochę w przeszłość i wydać oficjalnie w trójpaku. Jedyne co z takim ficiem można zrobić.
Aved Lord2007-05-11 13:15:36
Jakby NEJ nie zaprzeczało możnaby spokojnie wydać to jako oficjalną książkę.
Misiek2006-04-02 00:38:49
Prośba do komentujących w opiniach, żeby wpisali ocenę Pełnomocnika i pozostałych do skali ocen. Bastionowe statystyki łapią tylko te fanfice, które mają powyżej 10 ocen :-P
Lord Brakiss2006-03-24 16:42:24
Swietne!!! Lepsze od niektórych książeki prawdziwych autorów.10/10
Lord Darth_Vader2005-09-17 16:14:11
Autor napewno włożył w to wiele pracy a Opowiadanie jest bardzo ciekawe.
Qui Gon Jinn2005-08-05 18:30:40
Opowiadanie wciągające i ciekawe, choć trudno czyta sie taki tekst na kompie. Podziwam wytrwałość autora.
Edi2005-03-20 16:20:13
Opowiadanie jest wspaniałe.Gratulacje dla autora ponieważ stworzył niesamowitą fabułę która mnie wciągnęła,wspaniale opisał akcję i wykorzystał wiedzę z filmów i EU.Brawa także za mroczny klimat.10/10.
Carno2004-08-19 00:20:10
Z receenzja poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 9.
Jagd Fell2004-06-18 18:32:56
Genialnie po prostu super bomba CO TAM JESZCZE o Alpha Red dosłownie.
Ricky Skywalker2004-05-10 14:42:57
Cóż mogę powiedzieć... szerzej rozwodzę się nad problemem na Forum, zatem tutaj króciutko:
+ POMYSŁ
+ Rozbudowana akcja
+ Dialogi
+ Narracja
ale...
-Błędy stylistyczne (str. 51: "zdążył nacisnąć wystukać" i kilkanaście razy podobnie), interpunkcyjne (tego w cholerę było, a najbardziej mnie raziła niewłaściwa forma dialogów; no ale dobra, wiem, czepiam się ;-)) i w pisowni niektórych nazw własnych ("CaRLissian" a powinno być "CaLRissian" i kilka innych błędów), oraz taka jedna rzecz... niekonsekwencja. Raz piszesz "Sokół MILENIUM" a raz "Sokół MILLENNIUM".
- brak napisu INFINITIES na okładce :D (no sam Michał wiesz jak bardzo jestem emocjonalnie związany z serią NEJ).
Dobra, wiem. Trochę w miniusach się czepiłem. Ale kiedy się zabieramy za poważną produkcję, należy wyłapać wszystkie błędy przed wydaniem. Ale i tak, te błędy nie mogą w moich oczach obniżyć i tak wysokiego poziomu. Chciałbym, aby skończone "Cienie Jedi" prezentowały podobny poziom, jak "Pełnomocnik" :)
WIELKIE BRAWA!!
(9/10) :)
Otas2004-03-30 13:45:23
Ktoś kiedyś zadał na forum pytanie czy czytalibyśmy książki SW polskiego pisarza... no cóż teraz mogę śmiało powiedzieć że jesli kiedyś na półkach księgarni pojawi sie książka autorstwa Miśka to kupuję ją w ciemno :)
Jak większość jestem pełen podziwu dla wiedzy autora i ogromu pracy włożonego w książke. Przyznam się że styl powieści, rozbudowana fabuła, masa postaci itp. bardzo mi przypadła do gustu.
Gdy skończyłem czytać Pełnomocnika to spojżałem na moją półke z książkami ....i pożałowałem że na sporo książek wydałem kase... gdyż są o wiele gorsze niż powieść Miśka.
Echh... cóż będe się dalej rozwodził... jak dla mnie bomba, którą z przyjemnością odbezpieczyłem i pożarłem :)
PS. Nie mogłem dać 10 (licze że 3 tom na nią zasłuży) ... nie mogłem dać 9 (bo FS ją dostanie) ... nie ma 8,5... więc PS dostaje odemnie 8 ... :)
Misiek2004-03-22 17:59:04
Owe drobne potknięcia językowe wynikają z braku korektorów, a jak mam sam to czytać w poszukiwaniu błędów, to szlag mnie trafia (nie dość, że znam treść, nie dość, że na kompie, to jeszcze nudne...). Ale większość z nich wyeliminowałem w drugim wydaniu.
Gemini2004-02-11 15:02:41
juz dochodze do końca. ;)) Napisane jest ciekawie i wciągająco . Są drobne potkniecia językowe , ale "ujda w tłoku". Trche za duzo nowych postaci z początku i trudno wszyskich zapamiętac. Ale warto przeczytac
Calsann2003-12-10 23:45:50
dopiero dzisiaj skończyłem czytać... muszę przyznać że "opowiadanko" :P jest niczego sobie ;) co prawda... wolę okres przedimperialny ;)
Wilaj2003-10-03 13:09:49
Pewnie II tom wyjdzie, a ja nie przeczytam jeszcze pierwszego ...
Misiek2003-09-22 16:27:46
A II tom jest dluzszy ;-)))))
obisk2003-09-18 13:08:24
gdy doczytałem sie do 18 rozdzialu to wybuchlem smiechem ze komu by tyle chcialo pisac aledaje 7
Darth Fizyk2003-09-11 18:00:58
Jak zobaczylem to sie przerazilem, nie ze dlugie, tylko ze dlugie na kompie czytanie i chcialem ominac, ale pojawil sie pdf i przeczytalem (ale to bylo juz dawno jak mialem modem jeszcze). Wiec zeby byl slad ze czytalem napisze ze jest ciekawe. Brawo :)
Wilaj2003-08-26 00:51:44
OK!!!
Już ściągam. Niedługo zacznę czytanie(boże święty, tydzień z głowy)Mam nadzieję, że będzie mi się podobało!!!
Misiek2003-07-13 17:41:42
A już wkrótce tom II.
Strid2003-07-11 21:52:04
BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ŚWIETNE OPOWIADANIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mistrz Fett2003-06-17 09:45:47
Czekamy teraz na Tom II, a potem III.
MorganVenturi2003-05-27 13:53:37
Dzięki Michał! Nie chcę ci życia utrudniać, ale możesz mi powiedzieć jak zginął (bo nie wiem czy mój bohater ma go zabić w akcie zemsty, czy też Mareek ma mu zwiać... I jeszcze jedno- czy Mareek Steel żył 4 lata po EPISODZIE 3? Bo właśnie wtedy zabił rodziców mojego bohatera???
Misiek2003-05-25 13:23:11
Odpowiadam: Maarek Stele to postać autentyczna:-)
MorganVenturi2003-05-13 11:21:44
Bardzo Dobre opowiadanie! Ciekawe i klimatyczne. No i bije wiedzą z EU! A ja to cenię! Mam tylko pytanie - czy ty wymyśliłeś Mareeka Steel? Piszę opowiadanie, w którym ta RĘKA zabije rodziców innej RĘKI (wymyślonej przeze mnie)
Kisiel2003-04-22 02:01:43
Fajnie ze jest w PDF-ie... Wszystkie Fan Fice powinny być w PDF, bo w kompie się faktycznie słabo czyta, a ja z chęcią sobie wydrukuje zeby miec :D
Mistrz Fett2003-04-21 16:30:35
Ja daję 9. Jest super! :)
Andaral2003-04-16 15:30:15
"PS" jest już w formacie .pdf !!
Strangler2003-04-16 15:12:37
OK - na Wasze prośby zamieszczamy PDFa -
1,73 MB (ikonka dyskietki u góry
tekstu).
Życzę szybkich transferów i miłej
lekturki :)
Astian2003-04-11 20:59:10
Sporo tego, może jakiś PDF.
Anor2003-04-11 16:14:23
No wreszcie dobrnąłem do końca. Było to
tym bardziej trudne, że czytałem na
kompie.
No ale przyszło wyrazić opinię:
Po pierwsze podziwiam ogomny wkład pracy,
to nie jest fanfiction, tylko ksiażka, a
jak rozumiem, to jest dopiero pierwsza
część. Jestem pod wrażeniem.
Z tekstu bije ogromna wiedza na temat SW,
a szczególnie doskonała znajomość EU.
Przejawiaja sie tu bodajrze prawie
wszystkie wazniejsze postacie, miejsca,
rasy, pojazdy, obiekty, statki, itd. To
równiez robi ogromne wrażenie.
Jednak ten plus jest równiez i minusem.
Autor zamieszczając ogromna ilość
bohaterów, miejsc i statków apowodował
wielkie przeładowanie, które nawet tych
zorientowanych może doprowadzić do
dezorientacji. Pod koniec, kiedy fabuła
sie zacieśnia jedynym sposobem było
powybijanie częsci bohaterów, bo po
prostu było ich za dużo, nie było już dla
nich miejsca.
Fabuła! Jest naprawdę wielowątkowa, wręcz
bardzo wielowątkowa. Czytałem wszystkie
ksiązki SW i chyba takiej wielowątkowości
jeszcze nie widziałem. To zasługuje na
podziw i pochwałe, jednak początke, kiedy
jeszcze nie wiadomo o co chodzi był
cięzki do przejścia i mógł naprawdę
zniechęcić mniej wytrwałych czytelników.
Mimo to jak sie przebrnęło do pewnego
momentu było juz znośnie.
Nie moge jednak chwalić do końca. Pewną
mała wadą, która jednak moze być
subiektywna jest nazewnictwo nowych
postaci. Jakoś wiekszość tych nowych nazw
mi nie pasuje do starwars (Totenko, czy
inni). Jednak nie uważam tego za jakąś
wielką wadę, po prostu ot takie coś.
Kolejna wada dla mnie jest próba
wykorzystania wszelkich superbroni i
superstatków, niektórych na siłe.
Wszystko to wpływa na obnizenie realności
całej opowieści, jest trochę przesadzone.
Mnie zresztą zawsze drażnia takie cuda
jak te wszystkie nowe super bronie i w
ogóle, bo zawsze sie okazuje, że gdzies
cos takiego dryfowało sobie w przestrzeni
niezauważone i nagle ktos je znajduje.
Jeśli chodzi o pomysł, to oczywiście
trudno to kwestionować, ale jak dla mnie
to mi sie podoba. Bardzo gładko
załatwiłes pewne fakty z EU i udało ci
sie wiele rzeczy zgrabnie wytłumaczyć
(czekam jescze na pewne wytłumaczenia,
wiesz o kogo chodzi). Wszystko to dało
efekt alternatywy dla NEJ, jednocześnie
stanowiąc dla niej sprzeczność. Nie
uważam tego za wadę, ale chłopie niestety
już twój twór nie będzie mógł byc
opublikowany jako oficjalna ksiązka, a
szkoda...
Tymi słowami zakończę, chociaż mógłbym
powiedzieć jeszcze wiele, ale musiałbym
ujawnić fabułę, może jeszcze przyjdzie na
to czas.
Ale generalnie GRATULUJE!!!
jedI2003-04-08 20:06:14
Skoro tekst ten jest reklamowany jako
pierwszy polski e-book to ja go będę tak
oceniał...
Tekst ten otrzymałem na grubo przed tym
jak pojawiłsię on na Bastionie...
pierwsze rozdziały mnie wciągnęły. Byłem
za. Ale teraz kiedy usiadłem i wczytałem
się w to głębiej muszę zmienić zdanie...
Przyznam się... nie doczytałem
Pełnomocnika do końca... a to co
przeczytałem tylko pobieżnie. Na dodatek
była to dla mnie droga przez mękę.
Niewątpliwie ukończenie takiego czegoś
jest wielkim osiągnięciem autora,
olbrzymim, niewielu jest fanów Sw, którzy
mieliby na tyle samozaparcia aby napisać
coś tak wielkiego.
Tylko, że Pałac Kultury też jest wielki a
to nie oznacza, że musi m isię podobać.
Mamy tu doczynienia z przerostem ilości
nad jakością. Autorowi co prawda udało
się utrzymac w ryzach fabułę i
konsekwentnie ją poprowadził ale całość
mnie osobiście przytłoczyła.
Fabułą- dobra historyjka akcji...
wykorzystuje przynajmniej to co już mamy
w SW a nie tworzy jakichś nowych
niestworzonych planet... Początkowo
klimat uderzył w dziesiątkę... utrzymany
w psychodelicznym nurcie przypominał mi
trochę fanfice Son of the Sun ale później
była już tylko akcja...
Bohaterowie skonstruowani poprawnie...
moga obsługiwać klinetów w supermarkecie.
Świat doskonale odtworzony z SW (zaleta
to czy wada ?).
Cóż moge napisać na podsumowanie... TAK
WIELKIM FICOM MÓWIĘ STANOWCZE NIE !!!
Talent jakim niewątpliwie obdarzony jest
autor ginie pod formą tego typu
przedsięwzięcia.
Ale to rewolucyjne wydarzenie wśród
polskich twórców SW więc ja klaszcze i
śmieje się... przez łzy.
PS.
Może jak doczytam do końca to dam jakieś
konkrety, na razie nie chcę wydawać
krzywdzących opinii.
Jagged Fel2003-04-08 12:52:13
(całe naraz)
Jagged Fel2003-04-08 12:48:40
Czy można to ściągnąć?
Kisiel2003-04-08 00:43:15
No nie źle, z newsem to sie Yako
pospieszyl, jak ja juz przeczytalem to z
spokojnie 2 tygodnie temu ;) O
opowiadaniu mam bardzo pozytywne zdanie.
Bardzo mi sie podoba jego konstrukcja.
Dobrze sie czyta. Pomysl calkiem ciekawy
i nawet fabula wciagająca. Jestem na TAK
:D