ROZDZIAŁ IV
Gdyby ktoś zapytał mieszkańców Geratonu, na czym polega sens życia, większość z nich odpowiedziałoby bez wahania, że na zarabianiu na głupocie innych. Bo niby jak inaczej określić cechę ludzi, którzy na własne życzenie doprowadzają się nieraz na skraj bankructwa i uzależnienia, paląc miejscowy tytoń? Owa używka była jedynym towarem produkowanym przez tutejsze przedsiębiorstwa i przeznaczonym wyłącznie na eksport. Nikt z miejscowej ludności nie palił geratońskiego tytoniu, a jeśli komuś nagle spodobał się zapach sproszkowanych skrzydeł miejscowych motyli, sankcje wobec takiej osoby były spore. Kiedyś na czarnym rynku można było nabyć trochę tej używki, ale, od kiedy władzę nad planetą przejęła firma Geraton Smoke Industries, na codzień zajmująca się produkcją tytoniu, wszystkie nielegalne plantacje zlikwidowano. Jeśli chodzi o tych, co już zdążyli się uzależnić, to albo poddawano ich długiej i ostrej kuracji odwykowej, albo przeganiano z planety. Firmie pozostało zatem tylko kontrolowanie planetarnego przemysłu. A nadzór nad zbieraniem tytoniu nie należał do ulubionych zajęć generała Barrona.
Wielu mógłby zapewne zdziwić fakt, że główny zarządca i dyrektor Geraton Smoke Industries nosi tytuł wojskowy. Oczywiście w każdej innej firmie w galaktyce władzę sprawują cywile, ale GSI nie jest normalną firmą. Sam fakt, że przedsiębiorstwo wzbogaca się na handlu narkotykami, i to w dodatku legalnie, już wyróżnia je spośród innych. Ale o tym wiedzą wszyscy. Jest jednak druga strona przedsiębiorstwa, strona, o której wiedzą tylko nieliczni. Otóż całe zyski ze sprzedaży tytoniu są kierowane do przełożonych Barrona w Centrali, a sam generał ma dzięki temu powiązania z wieloma potężnymi osobami. To one ingerują w firmę, gdy coś jest nie tak, to one rozwiązują w kilka dni te problemy generała, z którymi legalnie nie poradziłby sobie w kilka miesięcy. W końcu to one zajęły się serią rabunków, które nękały przedsiębiorstwo Barrona.
A jedna z nich właśnie wywoływała go przez tajny kanał HoloNetowy, który łączył planetę z niewielką stacją kosmiczną gdzieś w sektorze Kanchen.
Barronowi na dłuższą metę nie podobało się bezczynne siedzenie na Geratonie, dlatego wiadomość o rabunkach tytoniu powitał z cichą radością. Oznaczała ona przerwanie wielomiesięcznej monotonii, jakiej doświadczał ostatnimi czasy. Teraz jednak, kiedy jego przełożony łączył się z nim, generał czuł, że na Geraton wraca nuda. Nie podobało mu się to.
Przełączył niewielki suwak na ścianie pokoju łączności i stanął na wyświetlaczu. Należał do rasy Omwati i był wyższy, niż większość przedstawicieli jego gatunku, jednak tak jak oni, miał puszyste, kremowe włosy i wiotką budowę ciała. Przed nim pojawił się hologram jego rozmówcy.
Nie był to jednak żaden z jego mocodawców. Wręcz przeciwnie. To był Noghri.
- Pekhratukh! - syknął generał wściekle - Co ty sobie wyobrażasz!? Korzystanie z tego kanału jest środkiem awaryjnym i...
- Zamknij się i słuchaj. - uciął Noghri - Te rabunki nie są robotą amatorów, tak jak sądziliśmy. Stoi za nimi Syndykat Tenloss.
- Tenloss? Skąd wiesz? - zdziwił się Barron.
- Dowiedziałem się od pewnego Kubaza na Scacorri - wyjaśnił Pekhratukh - Zabiłem ich łącznika w tym sektorze, a na resztę napuściłem rycerza Jedi.
- To wszystko? - obruszył się Barron - Po to łamiesz wszystkie środki bezpieczeństwa...
- Mówiłem ci, milcz - w tonie Noghriego była cicha groźba, która przyprawiła generała o dreszcze - Tę sprawę prowadzi Kyle Katarn.
Barronowi zaschło w gardle.
- Katarn? Ten Katarn?- spytał.
- Tak. - potwierdził Pekhratukh - Możliwe, że przyjedzie do ciebie, żeby oddać skradziony towar. - ściszył głos do szeptu - On nie może wiedzieć, czym się naprawdę zajmujesz. Nie może wiedzieć!
- A co na to...
- Nasz pan? Jeszcze nie wie, ale powiem mu, jak wrócę do Centrali.
- Jak to?- zdziwił się Barron - Nie ruszasz za Syndykatem Tenloss?
- Moja interwencja może zdradzić naszego pana. A Tenloss dostali nauczkę i nieprędko dadzą o sobie znać. To tchórze.- hologram Pekhratukha spojrzał za siebie i syknął - Muszę kończyć.- wycelował zakończony ostrym szponem palec w stronę Barrona - Pamiętaj, jeśli Katarn zacznie coś podejrzewać, osobiście wypruję ci flaki!
I przerwał połączenie, zostawiając Barrona sam na sam ze swoimi myślami.
- Więc mówisz, że nie wiesz, kto to był? - Kam Solusar był, jak zawsze, uosobieniem stoickiego spokoju. Shor Gin wiedział jednak, jakie wrażenie wywarła na nim informacja o incydencie na Itren. Poszukiwania Witiyna Tera trwały długo, ale nareszcie przyniosły rezultaty.
- Słowo daję, panie Solusar. - kierownik kosmoportu, wychudzony i pomarszczony Arconanin, był bardzo podenerwowany zaistniałą sytuacją. Shor w pewnym sensie rozumiał go; na planetach takich jak ta życie toczy się powoli. Sensacją jest, kiedy kogoś pogryzie na ulicy pies, a co dopiero gdy grupa Jedi zaatakuje i porwie frachtowiec!
- A możesz mi ich jeszcze raz dokładnie opisać? - spokój mistrza Solusara był jakby nie na miejscu w zaistniałej sytuacji. On, Shor, kierownik kosmoportu i Zekk szli właśnie szerokim korytarzem prowadzącym do zewnętrznego pasa lądowisk. Jego wygląd był dość monotonny; szare, brudne ściany po obu stronach nie stanowiły ciekawego widoku. Jedynie działka ochrony, umieszczone pod sufitem, były jakimś urozmaiceniem. Poza tym w korytarzu było pełno trupów. Nawet Zekk, który więcej razy znalazł się w podobnych sytuacjach, niż Shor, nie mógł ukryć wyrazu obrzydzenia na swojej młodej twarzy.
- Mamy nagrania z kamer bezpieczeństwa - zaczął nieco piskliwie Arconanin - więc nie rozumiem pańskiej prośby.
- Mimo wszystko proszę o twoją wersję wydarzeń, panie kierowniku - nalegał Kam.
- No cóż... - rzekł obcy nieco zamyślonym głosem - Jak pan zapewne wie, było ich sześciu. Dwóch ludzi, żółto- i czerwonowłosy, Chaggrianin, Phrolii i Zabrak. Był jeszcze jeden - głos Arconanina przeszedł w szept - wielki i niepokonany. Szedł jak tajfun, w kilka sekund porozsiekał...- w jego głosie dało się słyszeć obrzydzenie i panikę - porozsiekał ich wszystkich mieczem świetlnym, takim jak pański...
- Widzieliśmy ofiary - przerwał mu mistrz Solusar - Czy jeszcze coś pan zauważył? - dodał ze stoickim spokojem.
- Tak. - odparł cicho Arconanin - Zabrak. Miał wściekłą, czerwono-czarną twarz i oczy, straszne, żółte oczy, które paraliżują cię strachem tak, że błagasz, żeby przestał na ciebie patrzeć, błagasz o śmierć...
Kierownik kosmoportu był jak w transie. Kam Solusar przywołał gestem Zekka i szepnął mu do ucha:
- Myślę, że mamy podobne przypuszczenia co do tego, co się tu rzeczywiście stało. Idź do centrum zarządzania kosmoportem. Mam przeczucie, że czegoś się dowiesz.
Zekk przytaknął.
- Zamierzałem tak zrobić, mistrzu.- powiedział i odszedł w kierunku wieży kontroli lotów, w której mieścił się centralny komputer kosmoportu.
- Dziękuję panu - Kam przerwał trans kierownika - Jest pan wolny.
Kierownik skłonił się z ulgą i odszedł bez słowa. Mistrz Jedi odprowadził go wzrokiem, zastanawiając się nad czymś. Shor, który przez cały czas przyglądał się trupom, podszedł do swojego mistrza.
- To rzeczywiście wygląda na cięcia mieczem świetlnym - powiedział do Solusara - Rany są przypalone i nie ma krwi. Mistrzu...- zaczął podekscytowanym głosem -...ten Pacitthip... to był Witiyn Ter, prawda?
Kam Solusar spojrzał na swojego ucznia.
- Wyczuwam w tobie dużo niebezpiecznej pasji - rzekł spokojnie - traktujesz poszukiwania Tera jak jakiś wyścig po skarb. Ale to nie jest tak, mój młody padawanie.- pokazał na leżące wokół martwe ciała - Obawiam się, że nie do końca rozumiesz powagę sytuacji. Ter był Pełnomocnikiem Sprawiedliwości Imperatora, a to znaczy, że po mistrzowsku posługuje się Mocą i jest niezwykle niebezpieczny. Rozumiesz?
- Myślę, że tak - Shor spokorniał - podchodziłem do tych poszukiwań zbyt emocjonalnie i straciłem obiektywizm niezbędny do szerszego postrzegania sytuacji. Od razu przyjąłem, że w tutejszy incydent zamieszany był Witiyn Ter, a przecież nie mamy na to żadnych dowodów.
- To prawda - Kam pokiwał głową - chociaż chciałbym, żeby się jakieś znalazły.- spojrzał Shorowi głęboko w oczy - Zapamiętaj sobie to, co ci powiedziałem. To bardzo ważna lekcja.
- Dziękuję.- Gin uśmiechnął się półgębkiem - To dobrze, że mam takiego mistrza, jak ty.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- Kam też się uśmiechnął - Wiele musisz się jeszcze nauczyć, ale jesteś bardzo pojętny. To zaszczyt mieć takiego ucznia.- położył mu rękę na ramieniu - Kiedyś możesz być wielkim Jedi. A teraz chodź. Witiyn Ter na nas czeka.
Mostek "Dridera", niszczyciela klasy Imperial II, nigdy nie widział takiego zamieszania. Na dłuższą metę spowodowane to było tym, że okręt właściwie nigdy nie brał udziału w prawdziwej walce, a przydzieleni nań oficerowie przyzwyczaili się już, że ewentualny przeciwnik na sam ich widok składał broń.
Tym razem jednak miało być inaczej. Lord Brakiss ogłosił pełną mobilizację "Dridera", okazało się bowiem, że statek jest mu do czegoś potrzebny. Załodze nie za bardzo podobał się taki zryw na polecenie Ciemnego Jedi, który nawet nie był ich zwierzchnikiem. Brakiss miał jednak pełnomocnictwo z samej Centrali, a to oznaczało, że podpisali je przywódcy kompleksu, w którym stacjonował okręt. Właściwie jedynego kompleksu należącego do organizacji paramilitarnej zbudowanej na resztkach Imperium. Kompleksu na tyle jednak ukrytego, że 25 lat od jego powstania Nowa Republika nadal nie miała o nim pojęcia. Kompleksu kierowanego przez inteligentnych i światłych ludzi, którzy wiedzieli, że w pojedynkę nie dadzą rady Nowej Republice. Kompleksu, w którego stoczniach powstał "Drider" i inne jednostki, w tym nowe Działo Galaktyczne.
Kompleksu Executor's Lair.
- Streszczać się! - zagrzmiał głos z korytarza - Okręt ma być gotowy za godzinę!
Głos należał do lorda Rova Fireheada, ubranego w czerń Ho'dina o jaskrawoczerwonych włosach i gorącym temperamencie. Za nim szedł młody, ale już doświadczony przez życie ludzki mężczyzna, lord Brakiss. Nie wyglądał na zadowolonego z sytuacji, ale z drugiej strony żaden z członków załogi "Dridera" nigdy nie widział Brakissa szczęśliwego. Ciemny Jedi miał na sobie kosztowną, dekoracyjną tunikę z symbolem superniszczyciela i miecza świetlnego na tle emblematu Imperium.
- Spokojnie. - odezwał się cicho, a jego melodyjny głos, wyraźnie kontrastował z ciężkimi krzykami Fireheada - Nie ma sensu się podniecać. Nie mamy nawet pewności, czy to prawdziwy Witiyn Ter, czy prowokacja Jedi.
- Przecież wiem!- ryknął Rov, a Brakiss odniósł wrażenie, jakoby nie rozmawiał z Ho'dinem, lecz z Ishori - To dlatego polecę pierwszy i sprawdzę, jak to jest naprawdę! Nie musisz mi bez przerwy o tym przypominać!
- Wspomniałem o tym tylko raz.- mruknął Brakiss. W takich chwilach rozumiał niechęć Imperatora do tego osobnika. Widok wściekłego Ho'dina należał do rzadkości, a widok tego szczególnego wściekłego Ho'dina był naprawdę paskudny.
- Nieważne.- warknął Firehead, jakby nieco zbity z tropu. Popatrzył Brakissowi prosto w oczy i rzekł: - Plan jest taki: Ja lecę Infiltratorem Sith na Itren, ty "Driderem" zaraz po mnie, ale zatrzymujesz się na obrzeżach systemu. Ja sprawdzam co jest grane, a jeśli będę miał kłopoty, podlatujesz i bombardujesz planetę. Jasne?
- Nie.- rzekł Brakiss bez mrugnięcia okiem - Nie rozumiem, po co ci "Drider". Niepotrzebnie ujawni tylko naszą siłę, a ty doskonale poradzisz sobie bez niego. Poza tym cała ta akcja i tak zda się psu na budę, bo Witiyna Tera dawno już na planecie nie ma.
Rov Firehead odgadł intencje młodego mężczyzny.
- Sugerujesz, że chcę zaimponować Terowi naszą potęgą?!- ryknął, a Brakiss kątem oka zauważył, że oficerowie starają się omijać ich szerokim łukiem - Gdybym miał mu pokazać potęgę, nie bawiłbym się w akcje wojskowe, tylko trzepnąłbym z Działa Galaktycznego i już!
- Admirał Morck by ci nie pozwolił - mruknął Brakiss, czując ponurą satysfakcję, że znalazł dziurę w rozumowaniu Rova.
Firehead nie odpowiedział, bo poczuł nagle zawirowanie Mocy. Brakiss także.
- Lordzie Brakiss - zameldował oficer ze stanowiska obsługi sensorów - W pobliżu wyszedł z nadprzestrzeni frachtowiec typu Barloz.
Rov Firehead pierwszy ocknął się z odrętwienia.
- Wywołać go. - polecił oficerowi łączności, chociaż obaj z Brakissem wiedzieli, z kim mają do czynienia. Na Itren porwano właśnie statek typu Barloz - I przerwać mobilizację. Misja odwołana.
O wampie mowa, a wampa tuż.
Gdyby ktoś zapytał mieszkańców Geratonu, na czym polega sens życia, większość z nich odpowiedziałoby bez wahania, że na zarabianiu na głupocie innych. Bo niby jak inaczej określić cechę ludzi, którzy na własne życzenie doprowadzają się nieraz na skraj bankructwa i uzależnienia, paląc miejscowy tytoń? Owa używka była jedynym towarem produkowanym przez tutejsze przedsiębiorstwa i przeznaczonym wyłącznie na eksport. Nikt z miejscowej ludności nie palił geratońskiego tytoniu, a jeśli komuś nagle spodobał się zapach sproszkowanych skrzydeł miejscowych motyli, sankcje wobec takiej osoby były spore. Kiedyś na czarnym rynku można było nabyć trochę tej używki, ale, od kiedy władzę nad planetą przejęła firma Geraton Smoke Industries, na codzień zajmująca się produkcją tytoniu, wszystkie nielegalne plantacje zlikwidowano. Jeśli chodzi o tych, co już zdążyli się uzależnić, to albo poddawano ich długiej i ostrej kuracji odwykowej, albo przeganiano z planety. Firmie pozostało zatem tylko kontrolowanie planetarnego przemysłu. A nadzór nad zbieraniem tytoniu nie należał do ulubionych zajęć generała Barrona.
Wielu mógłby zapewne zdziwić fakt, że główny zarządca i dyrektor Geraton Smoke Industries nosi tytuł wojskowy. Oczywiście w każdej innej firmie w galaktyce władzę sprawują cywile, ale GSI nie jest normalną firmą. Sam fakt, że przedsiębiorstwo wzbogaca się na handlu narkotykami, i to w dodatku legalnie, już wyróżnia je spośród innych. Ale o tym wiedzą wszyscy. Jest jednak druga strona przedsiębiorstwa, strona, o której wiedzą tylko nieliczni. Otóż całe zyski ze sprzedaży tytoniu są kierowane do przełożonych Barrona w Centrali, a sam generał ma dzięki temu powiązania z wieloma potężnymi osobami. To one ingerują w firmę, gdy coś jest nie tak, to one rozwiązują w kilka dni te problemy generała, z którymi legalnie nie poradziłby sobie w kilka miesięcy. W końcu to one zajęły się serią rabunków, które nękały przedsiębiorstwo Barrona.
A jedna z nich właśnie wywoływała go przez tajny kanał HoloNetowy, który łączył planetę z niewielką stacją kosmiczną gdzieś w sektorze Kanchen.
Barronowi na dłuższą metę nie podobało się bezczynne siedzenie na Geratonie, dlatego wiadomość o rabunkach tytoniu powitał z cichą radością. Oznaczała ona przerwanie wielomiesięcznej monotonii, jakiej doświadczał ostatnimi czasy. Teraz jednak, kiedy jego przełożony łączył się z nim, generał czuł, że na Geraton wraca nuda. Nie podobało mu się to.
Przełączył niewielki suwak na ścianie pokoju łączności i stanął na wyświetlaczu. Należał do rasy Omwati i był wyższy, niż większość przedstawicieli jego gatunku, jednak tak jak oni, miał puszyste, kremowe włosy i wiotką budowę ciała. Przed nim pojawił się hologram jego rozmówcy.
Nie był to jednak żaden z jego mocodawców. Wręcz przeciwnie. To był Noghri.
- Pekhratukh! - syknął generał wściekle - Co ty sobie wyobrażasz!? Korzystanie z tego kanału jest środkiem awaryjnym i...
- Zamknij się i słuchaj. - uciął Noghri - Te rabunki nie są robotą amatorów, tak jak sądziliśmy. Stoi za nimi Syndykat Tenloss.
- Tenloss? Skąd wiesz? - zdziwił się Barron.
- Dowiedziałem się od pewnego Kubaza na Scacorri - wyjaśnił Pekhratukh - Zabiłem ich łącznika w tym sektorze, a na resztę napuściłem rycerza Jedi.
- To wszystko? - obruszył się Barron - Po to łamiesz wszystkie środki bezpieczeństwa...
- Mówiłem ci, milcz - w tonie Noghriego była cicha groźba, która przyprawiła generała o dreszcze - Tę sprawę prowadzi Kyle Katarn.
Barronowi zaschło w gardle.
- Katarn? Ten Katarn?- spytał.
- Tak. - potwierdził Pekhratukh - Możliwe, że przyjedzie do ciebie, żeby oddać skradziony towar. - ściszył głos do szeptu - On nie może wiedzieć, czym się naprawdę zajmujesz. Nie może wiedzieć!
- A co na to...
- Nasz pan? Jeszcze nie wie, ale powiem mu, jak wrócę do Centrali.
- Jak to?- zdziwił się Barron - Nie ruszasz za Syndykatem Tenloss?
- Moja interwencja może zdradzić naszego pana. A Tenloss dostali nauczkę i nieprędko dadzą o sobie znać. To tchórze.- hologram Pekhratukha spojrzał za siebie i syknął - Muszę kończyć.- wycelował zakończony ostrym szponem palec w stronę Barrona - Pamiętaj, jeśli Katarn zacznie coś podejrzewać, osobiście wypruję ci flaki!
I przerwał połączenie, zostawiając Barrona sam na sam ze swoimi myślami.
- Więc mówisz, że nie wiesz, kto to był? - Kam Solusar był, jak zawsze, uosobieniem stoickiego spokoju. Shor Gin wiedział jednak, jakie wrażenie wywarła na nim informacja o incydencie na Itren. Poszukiwania Witiyna Tera trwały długo, ale nareszcie przyniosły rezultaty.
- Słowo daję, panie Solusar. - kierownik kosmoportu, wychudzony i pomarszczony Arconanin, był bardzo podenerwowany zaistniałą sytuacją. Shor w pewnym sensie rozumiał go; na planetach takich jak ta życie toczy się powoli. Sensacją jest, kiedy kogoś pogryzie na ulicy pies, a co dopiero gdy grupa Jedi zaatakuje i porwie frachtowiec!
- A możesz mi ich jeszcze raz dokładnie opisać? - spokój mistrza Solusara był jakby nie na miejscu w zaistniałej sytuacji. On, Shor, kierownik kosmoportu i Zekk szli właśnie szerokim korytarzem prowadzącym do zewnętrznego pasa lądowisk. Jego wygląd był dość monotonny; szare, brudne ściany po obu stronach nie stanowiły ciekawego widoku. Jedynie działka ochrony, umieszczone pod sufitem, były jakimś urozmaiceniem. Poza tym w korytarzu było pełno trupów. Nawet Zekk, który więcej razy znalazł się w podobnych sytuacjach, niż Shor, nie mógł ukryć wyrazu obrzydzenia na swojej młodej twarzy.
- Mamy nagrania z kamer bezpieczeństwa - zaczął nieco piskliwie Arconanin - więc nie rozumiem pańskiej prośby.
- Mimo wszystko proszę o twoją wersję wydarzeń, panie kierowniku - nalegał Kam.
- No cóż... - rzekł obcy nieco zamyślonym głosem - Jak pan zapewne wie, było ich sześciu. Dwóch ludzi, żółto- i czerwonowłosy, Chaggrianin, Phrolii i Zabrak. Był jeszcze jeden - głos Arconanina przeszedł w szept - wielki i niepokonany. Szedł jak tajfun, w kilka sekund porozsiekał...- w jego głosie dało się słyszeć obrzydzenie i panikę - porozsiekał ich wszystkich mieczem świetlnym, takim jak pański...
- Widzieliśmy ofiary - przerwał mu mistrz Solusar - Czy jeszcze coś pan zauważył? - dodał ze stoickim spokojem.
- Tak. - odparł cicho Arconanin - Zabrak. Miał wściekłą, czerwono-czarną twarz i oczy, straszne, żółte oczy, które paraliżują cię strachem tak, że błagasz, żeby przestał na ciebie patrzeć, błagasz o śmierć...
Kierownik kosmoportu był jak w transie. Kam Solusar przywołał gestem Zekka i szepnął mu do ucha:
- Myślę, że mamy podobne przypuszczenia co do tego, co się tu rzeczywiście stało. Idź do centrum zarządzania kosmoportem. Mam przeczucie, że czegoś się dowiesz.
Zekk przytaknął.
- Zamierzałem tak zrobić, mistrzu.- powiedział i odszedł w kierunku wieży kontroli lotów, w której mieścił się centralny komputer kosmoportu.
- Dziękuję panu - Kam przerwał trans kierownika - Jest pan wolny.
Kierownik skłonił się z ulgą i odszedł bez słowa. Mistrz Jedi odprowadził go wzrokiem, zastanawiając się nad czymś. Shor, który przez cały czas przyglądał się trupom, podszedł do swojego mistrza.
- To rzeczywiście wygląda na cięcia mieczem świetlnym - powiedział do Solusara - Rany są przypalone i nie ma krwi. Mistrzu...- zaczął podekscytowanym głosem -...ten Pacitthip... to był Witiyn Ter, prawda?
Kam Solusar spojrzał na swojego ucznia.
- Wyczuwam w tobie dużo niebezpiecznej pasji - rzekł spokojnie - traktujesz poszukiwania Tera jak jakiś wyścig po skarb. Ale to nie jest tak, mój młody padawanie.- pokazał na leżące wokół martwe ciała - Obawiam się, że nie do końca rozumiesz powagę sytuacji. Ter był Pełnomocnikiem Sprawiedliwości Imperatora, a to znaczy, że po mistrzowsku posługuje się Mocą i jest niezwykle niebezpieczny. Rozumiesz?
- Myślę, że tak - Shor spokorniał - podchodziłem do tych poszukiwań zbyt emocjonalnie i straciłem obiektywizm niezbędny do szerszego postrzegania sytuacji. Od razu przyjąłem, że w tutejszy incydent zamieszany był Witiyn Ter, a przecież nie mamy na to żadnych dowodów.
- To prawda - Kam pokiwał głową - chociaż chciałbym, żeby się jakieś znalazły.- spojrzał Shorowi głęboko w oczy - Zapamiętaj sobie to, co ci powiedziałem. To bardzo ważna lekcja.
- Dziękuję.- Gin uśmiechnął się półgębkiem - To dobrze, że mam takiego mistrza, jak ty.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- Kam też się uśmiechnął - Wiele musisz się jeszcze nauczyć, ale jesteś bardzo pojętny. To zaszczyt mieć takiego ucznia.- położył mu rękę na ramieniu - Kiedyś możesz być wielkim Jedi. A teraz chodź. Witiyn Ter na nas czeka.
Mostek "Dridera", niszczyciela klasy Imperial II, nigdy nie widział takiego zamieszania. Na dłuższą metę spowodowane to było tym, że okręt właściwie nigdy nie brał udziału w prawdziwej walce, a przydzieleni nań oficerowie przyzwyczaili się już, że ewentualny przeciwnik na sam ich widok składał broń.
Tym razem jednak miało być inaczej. Lord Brakiss ogłosił pełną mobilizację "Dridera", okazało się bowiem, że statek jest mu do czegoś potrzebny. Załodze nie za bardzo podobał się taki zryw na polecenie Ciemnego Jedi, który nawet nie był ich zwierzchnikiem. Brakiss miał jednak pełnomocnictwo z samej Centrali, a to oznaczało, że podpisali je przywódcy kompleksu, w którym stacjonował okręt. Właściwie jedynego kompleksu należącego do organizacji paramilitarnej zbudowanej na resztkach Imperium. Kompleksu na tyle jednak ukrytego, że 25 lat od jego powstania Nowa Republika nadal nie miała o nim pojęcia. Kompleksu kierowanego przez inteligentnych i światłych ludzi, którzy wiedzieli, że w pojedynkę nie dadzą rady Nowej Republice. Kompleksu, w którego stoczniach powstał "Drider" i inne jednostki, w tym nowe Działo Galaktyczne.
Kompleksu Executor's Lair.
- Streszczać się! - zagrzmiał głos z korytarza - Okręt ma być gotowy za godzinę!
Głos należał do lorda Rova Fireheada, ubranego w czerń Ho'dina o jaskrawoczerwonych włosach i gorącym temperamencie. Za nim szedł młody, ale już doświadczony przez życie ludzki mężczyzna, lord Brakiss. Nie wyglądał na zadowolonego z sytuacji, ale z drugiej strony żaden z członków załogi "Dridera" nigdy nie widział Brakissa szczęśliwego. Ciemny Jedi miał na sobie kosztowną, dekoracyjną tunikę z symbolem superniszczyciela i miecza świetlnego na tle emblematu Imperium.
- Spokojnie. - odezwał się cicho, a jego melodyjny głos, wyraźnie kontrastował z ciężkimi krzykami Fireheada - Nie ma sensu się podniecać. Nie mamy nawet pewności, czy to prawdziwy Witiyn Ter, czy prowokacja Jedi.
- Przecież wiem!- ryknął Rov, a Brakiss odniósł wrażenie, jakoby nie rozmawiał z Ho'dinem, lecz z Ishori - To dlatego polecę pierwszy i sprawdzę, jak to jest naprawdę! Nie musisz mi bez przerwy o tym przypominać!
- Wspomniałem o tym tylko raz.- mruknął Brakiss. W takich chwilach rozumiał niechęć Imperatora do tego osobnika. Widok wściekłego Ho'dina należał do rzadkości, a widok tego szczególnego wściekłego Ho'dina był naprawdę paskudny.
- Nieważne.- warknął Firehead, jakby nieco zbity z tropu. Popatrzył Brakissowi prosto w oczy i rzekł: - Plan jest taki: Ja lecę Infiltratorem Sith na Itren, ty "Driderem" zaraz po mnie, ale zatrzymujesz się na obrzeżach systemu. Ja sprawdzam co jest grane, a jeśli będę miał kłopoty, podlatujesz i bombardujesz planetę. Jasne?
- Nie.- rzekł Brakiss bez mrugnięcia okiem - Nie rozumiem, po co ci "Drider". Niepotrzebnie ujawni tylko naszą siłę, a ty doskonale poradzisz sobie bez niego. Poza tym cała ta akcja i tak zda się psu na budę, bo Witiyna Tera dawno już na planecie nie ma.
Rov Firehead odgadł intencje młodego mężczyzny.
- Sugerujesz, że chcę zaimponować Terowi naszą potęgą?!- ryknął, a Brakiss kątem oka zauważył, że oficerowie starają się omijać ich szerokim łukiem - Gdybym miał mu pokazać potęgę, nie bawiłbym się w akcje wojskowe, tylko trzepnąłbym z Działa Galaktycznego i już!
- Admirał Morck by ci nie pozwolił - mruknął Brakiss, czując ponurą satysfakcję, że znalazł dziurę w rozumowaniu Rova.
Firehead nie odpowiedział, bo poczuł nagle zawirowanie Mocy. Brakiss także.
- Lordzie Brakiss - zameldował oficer ze stanowiska obsługi sensorów - W pobliżu wyszedł z nadprzestrzeni frachtowiec typu Barloz.
Rov Firehead pierwszy ocknął się z odrętwienia.
- Wywołać go. - polecił oficerowi łączności, chociaż obaj z Brakissem wiedzieli, z kim mają do czynienia. Na Itren porwano właśnie statek typu Barloz - I przerwać mobilizację. Misja odwołana.
O wampie mowa, a wampa tuż.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,43 Liczba: 14 |
|
Maxi Artur2008-05-15 11:58:07
Za długie 1/10
Aved Lord2007-05-11 21:10:57
Plus za odnośniki do wydażeń z oficjalnych produkcji.
Aved Lord2007-05-11 20:33:46
Nigdy nie czytałem lepszego fica. Tylko czekać z nadzieją na następne tytuły Michała Wolskiego.
Aved Lord2007-05-11 17:24:45
Przenieść trochę w przeszłość i wydać oficjalnie w trójpaku. Jedyne co z takim ficiem można zrobić.
Aved Lord2007-05-11 13:15:36
Jakby NEJ nie zaprzeczało możnaby spokojnie wydać to jako oficjalną książkę.
Misiek2006-04-02 00:38:49
Prośba do komentujących w opiniach, żeby wpisali ocenę Pełnomocnika i pozostałych do skali ocen. Bastionowe statystyki łapią tylko te fanfice, które mają powyżej 10 ocen :-P
Lord Brakiss2006-03-24 16:42:24
Swietne!!! Lepsze od niektórych książeki prawdziwych autorów.10/10
Lord Darth_Vader2005-09-17 16:14:11
Autor napewno włożył w to wiele pracy a Opowiadanie jest bardzo ciekawe.
Qui Gon Jinn2005-08-05 18:30:40
Opowiadanie wciągające i ciekawe, choć trudno czyta sie taki tekst na kompie. Podziwam wytrwałość autora.
Edi2005-03-20 16:20:13
Opowiadanie jest wspaniałe.Gratulacje dla autora ponieważ stworzył niesamowitą fabułę która mnie wciągnęła,wspaniale opisał akcję i wykorzystał wiedzę z filmów i EU.Brawa także za mroczny klimat.10/10.
Carno2004-08-19 00:20:10
Z receenzja poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 9.
Jagd Fell2004-06-18 18:32:56
Genialnie po prostu super bomba CO TAM JESZCZE o Alpha Red dosłownie.
Ricky Skywalker2004-05-10 14:42:57
Cóż mogę powiedzieć... szerzej rozwodzę się nad problemem na Forum, zatem tutaj króciutko:
+ POMYSŁ
+ Rozbudowana akcja
+ Dialogi
+ Narracja
ale...
-Błędy stylistyczne (str. 51: "zdążył nacisnąć wystukać" i kilkanaście razy podobnie), interpunkcyjne (tego w cholerę było, a najbardziej mnie raziła niewłaściwa forma dialogów; no ale dobra, wiem, czepiam się ;-)) i w pisowni niektórych nazw własnych ("CaRLissian" a powinno być "CaLRissian" i kilka innych błędów), oraz taka jedna rzecz... niekonsekwencja. Raz piszesz "Sokół MILENIUM" a raz "Sokół MILLENNIUM".
- brak napisu INFINITIES na okładce :D (no sam Michał wiesz jak bardzo jestem emocjonalnie związany z serią NEJ).
Dobra, wiem. Trochę w miniusach się czepiłem. Ale kiedy się zabieramy za poważną produkcję, należy wyłapać wszystkie błędy przed wydaniem. Ale i tak, te błędy nie mogą w moich oczach obniżyć i tak wysokiego poziomu. Chciałbym, aby skończone "Cienie Jedi" prezentowały podobny poziom, jak "Pełnomocnik" :)
WIELKIE BRAWA!!
(9/10) :)
Otas2004-03-30 13:45:23
Ktoś kiedyś zadał na forum pytanie czy czytalibyśmy książki SW polskiego pisarza... no cóż teraz mogę śmiało powiedzieć że jesli kiedyś na półkach księgarni pojawi sie książka autorstwa Miśka to kupuję ją w ciemno :)
Jak większość jestem pełen podziwu dla wiedzy autora i ogromu pracy włożonego w książke. Przyznam się że styl powieści, rozbudowana fabuła, masa postaci itp. bardzo mi przypadła do gustu.
Gdy skończyłem czytać Pełnomocnika to spojżałem na moją półke z książkami ....i pożałowałem że na sporo książek wydałem kase... gdyż są o wiele gorsze niż powieść Miśka.
Echh... cóż będe się dalej rozwodził... jak dla mnie bomba, którą z przyjemnością odbezpieczyłem i pożarłem :)
PS. Nie mogłem dać 10 (licze że 3 tom na nią zasłuży) ... nie mogłem dać 9 (bo FS ją dostanie) ... nie ma 8,5... więc PS dostaje odemnie 8 ... :)
Misiek2004-03-22 17:59:04
Owe drobne potknięcia językowe wynikają z braku korektorów, a jak mam sam to czytać w poszukiwaniu błędów, to szlag mnie trafia (nie dość, że znam treść, nie dość, że na kompie, to jeszcze nudne...). Ale większość z nich wyeliminowałem w drugim wydaniu.
Gemini2004-02-11 15:02:41
juz dochodze do końca. ;)) Napisane jest ciekawie i wciągająco . Są drobne potkniecia językowe , ale "ujda w tłoku". Trche za duzo nowych postaci z początku i trudno wszyskich zapamiętac. Ale warto przeczytac
Calsann2003-12-10 23:45:50
dopiero dzisiaj skończyłem czytać... muszę przyznać że "opowiadanko" :P jest niczego sobie ;) co prawda... wolę okres przedimperialny ;)
Wilaj2003-10-03 13:09:49
Pewnie II tom wyjdzie, a ja nie przeczytam jeszcze pierwszego ...
Misiek2003-09-22 16:27:46
A II tom jest dluzszy ;-)))))
obisk2003-09-18 13:08:24
gdy doczytałem sie do 18 rozdzialu to wybuchlem smiechem ze komu by tyle chcialo pisac aledaje 7
Darth Fizyk2003-09-11 18:00:58
Jak zobaczylem to sie przerazilem, nie ze dlugie, tylko ze dlugie na kompie czytanie i chcialem ominac, ale pojawil sie pdf i przeczytalem (ale to bylo juz dawno jak mialem modem jeszcze). Wiec zeby byl slad ze czytalem napisze ze jest ciekawe. Brawo :)
Wilaj2003-08-26 00:51:44
OK!!!
Już ściągam. Niedługo zacznę czytanie(boże święty, tydzień z głowy)Mam nadzieję, że będzie mi się podobało!!!
Misiek2003-07-13 17:41:42
A już wkrótce tom II.
Strid2003-07-11 21:52:04
BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ŚWIETNE OPOWIADANIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mistrz Fett2003-06-17 09:45:47
Czekamy teraz na Tom II, a potem III.
MorganVenturi2003-05-27 13:53:37
Dzięki Michał! Nie chcę ci życia utrudniać, ale możesz mi powiedzieć jak zginął (bo nie wiem czy mój bohater ma go zabić w akcie zemsty, czy też Mareek ma mu zwiać... I jeszcze jedno- czy Mareek Steel żył 4 lata po EPISODZIE 3? Bo właśnie wtedy zabił rodziców mojego bohatera???
Misiek2003-05-25 13:23:11
Odpowiadam: Maarek Stele to postać autentyczna:-)
MorganVenturi2003-05-13 11:21:44
Bardzo Dobre opowiadanie! Ciekawe i klimatyczne. No i bije wiedzą z EU! A ja to cenię! Mam tylko pytanie - czy ty wymyśliłeś Mareeka Steel? Piszę opowiadanie, w którym ta RĘKA zabije rodziców innej RĘKI (wymyślonej przeze mnie)
Kisiel2003-04-22 02:01:43
Fajnie ze jest w PDF-ie... Wszystkie Fan Fice powinny być w PDF, bo w kompie się faktycznie słabo czyta, a ja z chęcią sobie wydrukuje zeby miec :D
Mistrz Fett2003-04-21 16:30:35
Ja daję 9. Jest super! :)
Andaral2003-04-16 15:30:15
"PS" jest już w formacie .pdf !!
Strangler2003-04-16 15:12:37
OK - na Wasze prośby zamieszczamy PDFa -
1,73 MB (ikonka dyskietki u góry
tekstu).
Życzę szybkich transferów i miłej
lekturki :)
Astian2003-04-11 20:59:10
Sporo tego, może jakiś PDF.
Anor2003-04-11 16:14:23
No wreszcie dobrnąłem do końca. Było to
tym bardziej trudne, że czytałem na
kompie.
No ale przyszło wyrazić opinię:
Po pierwsze podziwiam ogomny wkład pracy,
to nie jest fanfiction, tylko ksiażka, a
jak rozumiem, to jest dopiero pierwsza
część. Jestem pod wrażeniem.
Z tekstu bije ogromna wiedza na temat SW,
a szczególnie doskonała znajomość EU.
Przejawiaja sie tu bodajrze prawie
wszystkie wazniejsze postacie, miejsca,
rasy, pojazdy, obiekty, statki, itd. To
równiez robi ogromne wrażenie.
Jednak ten plus jest równiez i minusem.
Autor zamieszczając ogromna ilość
bohaterów, miejsc i statków apowodował
wielkie przeładowanie, które nawet tych
zorientowanych może doprowadzić do
dezorientacji. Pod koniec, kiedy fabuła
sie zacieśnia jedynym sposobem było
powybijanie częsci bohaterów, bo po
prostu było ich za dużo, nie było już dla
nich miejsca.
Fabuła! Jest naprawdę wielowątkowa, wręcz
bardzo wielowątkowa. Czytałem wszystkie
ksiązki SW i chyba takiej wielowątkowości
jeszcze nie widziałem. To zasługuje na
podziw i pochwałe, jednak początke, kiedy
jeszcze nie wiadomo o co chodzi był
cięzki do przejścia i mógł naprawdę
zniechęcić mniej wytrwałych czytelników.
Mimo to jak sie przebrnęło do pewnego
momentu było juz znośnie.
Nie moge jednak chwalić do końca. Pewną
mała wadą, która jednak moze być
subiektywna jest nazewnictwo nowych
postaci. Jakoś wiekszość tych nowych nazw
mi nie pasuje do starwars (Totenko, czy
inni). Jednak nie uważam tego za jakąś
wielką wadę, po prostu ot takie coś.
Kolejna wada dla mnie jest próba
wykorzystania wszelkich superbroni i
superstatków, niektórych na siłe.
Wszystko to wpływa na obnizenie realności
całej opowieści, jest trochę przesadzone.
Mnie zresztą zawsze drażnia takie cuda
jak te wszystkie nowe super bronie i w
ogóle, bo zawsze sie okazuje, że gdzies
cos takiego dryfowało sobie w przestrzeni
niezauważone i nagle ktos je znajduje.
Jeśli chodzi o pomysł, to oczywiście
trudno to kwestionować, ale jak dla mnie
to mi sie podoba. Bardzo gładko
załatwiłes pewne fakty z EU i udało ci
sie wiele rzeczy zgrabnie wytłumaczyć
(czekam jescze na pewne wytłumaczenia,
wiesz o kogo chodzi). Wszystko to dało
efekt alternatywy dla NEJ, jednocześnie
stanowiąc dla niej sprzeczność. Nie
uważam tego za wadę, ale chłopie niestety
już twój twór nie będzie mógł byc
opublikowany jako oficjalna ksiązka, a
szkoda...
Tymi słowami zakończę, chociaż mógłbym
powiedzieć jeszcze wiele, ale musiałbym
ujawnić fabułę, może jeszcze przyjdzie na
to czas.
Ale generalnie GRATULUJE!!!
jedI2003-04-08 20:06:14
Skoro tekst ten jest reklamowany jako
pierwszy polski e-book to ja go będę tak
oceniał...
Tekst ten otrzymałem na grubo przed tym
jak pojawiłsię on na Bastionie...
pierwsze rozdziały mnie wciągnęły. Byłem
za. Ale teraz kiedy usiadłem i wczytałem
się w to głębiej muszę zmienić zdanie...
Przyznam się... nie doczytałem
Pełnomocnika do końca... a to co
przeczytałem tylko pobieżnie. Na dodatek
była to dla mnie droga przez mękę.
Niewątpliwie ukończenie takiego czegoś
jest wielkim osiągnięciem autora,
olbrzymim, niewielu jest fanów Sw, którzy
mieliby na tyle samozaparcia aby napisać
coś tak wielkiego.
Tylko, że Pałac Kultury też jest wielki a
to nie oznacza, że musi m isię podobać.
Mamy tu doczynienia z przerostem ilości
nad jakością. Autorowi co prawda udało
się utrzymac w ryzach fabułę i
konsekwentnie ją poprowadził ale całość
mnie osobiście przytłoczyła.
Fabułą- dobra historyjka akcji...
wykorzystuje przynajmniej to co już mamy
w SW a nie tworzy jakichś nowych
niestworzonych planet... Początkowo
klimat uderzył w dziesiątkę... utrzymany
w psychodelicznym nurcie przypominał mi
trochę fanfice Son of the Sun ale później
była już tylko akcja...
Bohaterowie skonstruowani poprawnie...
moga obsługiwać klinetów w supermarkecie.
Świat doskonale odtworzony z SW (zaleta
to czy wada ?).
Cóż moge napisać na podsumowanie... TAK
WIELKIM FICOM MÓWIĘ STANOWCZE NIE !!!
Talent jakim niewątpliwie obdarzony jest
autor ginie pod formą tego typu
przedsięwzięcia.
Ale to rewolucyjne wydarzenie wśród
polskich twórców SW więc ja klaszcze i
śmieje się... przez łzy.
PS.
Może jak doczytam do końca to dam jakieś
konkrety, na razie nie chcę wydawać
krzywdzących opinii.
Jagged Fel2003-04-08 12:52:13
(całe naraz)
Jagged Fel2003-04-08 12:48:40
Czy można to ściągnąć?
Kisiel2003-04-08 00:43:15
No nie źle, z newsem to sie Yako
pospieszyl, jak ja juz przeczytalem to z
spokojnie 2 tygodnie temu ;) O
opowiadaniu mam bardzo pozytywne zdanie.
Bardzo mi sie podoba jego konstrukcja.
Dobrze sie czyta. Pomysl calkiem ciekawy
i nawet fabula wciagająca. Jestem na TAK
:D