ROZDZIAŁ XXIII
Gdy Kyle usiłował sobie potem przypomnieć, jak wydostał się z płonącego statku, nie mógł. Wszystko działo się tak szybko, że wyłączył praktycznie swoją percepcję, zdając się tylko i wyłącznie na Moc. Najwyraźniej Kirana Ti i Streen zrobili to samo, bo gdy tylko doszedł do siebie, gdzieś między wysokimi, iglastymi drzewami, spostrzegł, że jego towarzysze również przeżyli. Streen niósł nieprzytomną Jan.
- Moc była z nami.- powiedziała Kirana, patrząc na płonący wrak, który jeszcze przed chwilą był „Raven’s Claw” – Nie ma czasu. Musimy szybko się stąd ruszyć, bo na pewno przyślą tu kogoś, żeby potwierdzić nasz zgon.
- Masz rację.- odrzekł Kyle wstając, po czym spojrzał z troską na Streena i Jan – Co z nią?
- Oberwała kawałkiem metalu.- powiedział Bespinianin, kładąc kobietę na ziemi – Już zaleczyłem ranę, powinna się zaraz obudzić.
- Dobrze.- Kyle wyczuł, że aura Jan jest stała, a jej tętno i oddech miarowy. Spojrzał więc na swój płonący statek, który rozświetliła kolejna eksplozja – Nie będzie zachwycona, że rozbiliśmy jej statek.
- Nic nie poradzimy.- Streen położył mu rękę na ramieniu – Musimy ruszać.
Kyle uklęknął przy Jan i podniósł ją, rozglądając się dookoła.
- Od pożaru statku zajęły się drzewa.- rzekł – Za chwilę ktoś się tu pojawi. Nie traćmy czasu.
- Na zachodzie jest stolica.- powiedział Streen, przyglądając się poświacie, charakterystycznej dla dużych miast, dobrze widocznej na nocnym niebie. Zaraz potem, nie oglądając się na towarzyszy, ruszył naprzód we wskazanym kierunku. Pozostali poszli za jego przykładem, przedzierając się przez ścianę drzew i krzewów.
- Co to były za myśliwce?- zapytała po chwili Kirana, wracając myślą do potyczki w przestworzach – Przypominały trochę TIE Interceptory, ale nigdy wcześniej takich nie widziałam.
- Jest taka legenda,- zaczął Kyle, niosąc Jan i nie patrząc na koleżankę – która mówi, że na krótko przed Bitwą o Endor Imperium zbudowało nowy, potężny typ myśliwca. Nazwali go TIE Defender. Siłą rażenia, tarczami, szybkością i zwrotnością bił ponoć na głowę wszystko, co lata.- przerwał na chwilę – Po tym, co wiedzieliśmy, jestem skłonny się z tym zgodzić.
- Sądzisz, że to były Defendery?- zapytał Streen z przodu.
- Nie mam innego pomysłu.- odparł Kyle, zaraz jednak zmienił temat – Przyśpieszmy. Kiedy znajdą wrak, musimy być jak najdalej.
Admirał Morck i Darth Vader obserwowali, jak Galaktyczne Działo wystrzeliwuje swoje pociski, co chwilę zmieniając położenie. Po pierwszym strzale, wystrzelona konstrukcja odleciała kawałek od Działa i wskoczyła w nadprzestrzeń. W tym czasie kosmiczna armata zmieniała swoją wertykalną i horyzontalną płaszczyznę, celując w inną stronę. Po chwili odbyło się kolejne ładowanie i strzał, następnie ponowna zmiana trajektorii, ponowne ładowanie i ponowny strzał. Morck i Vader przyglądali się temu w milczeniu, mimo iż w obu kipiała złość.
- Ten idiota Leth!- wydyszał Vader – Kretyn się zabił!
- Niby taki mądry, ale jednak debil.- zawtórował mu Morck – Jak można skoczyć w nadprzestrzeń, będąc na powierzchni jakiejś planety!
Stali tak jeszcze przez chwilę, obserwując, jak trzeci pocisk znika w nadprzestrzeni. W końcu Vader odezwał się, już spokojniej:
- To ostatni?
- Stocznie muszą doprodukować nowe.- odparł Morck – Nie myślałem, że tak szybko będziemy musieli skorzystać z Galaktycznego Działa.
- To źle myślałeś, admirale.- powiedział Vader i miał dodać coś jeszcze, ale do pomieszczenia właśnie ktoś wszedł, więc obrócił się i spojrzał na przybysza. Był to Pentalus Creak.
- Lordzie Vader, potrzebny mi statek.- rzekł Pacitthip – Niezwłocznie.
- Po co?- zaciekawił się Morck, ale Ciemny Jedi nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Wpatrywał się natomiast w czarną maskę Lorda Vadera, a ta maska wpatrywała się w niego. Cała scena trwała dłuższą chwilę i admirał Morck poczuł, jak traci cierpliwość. Już miał coś powiedzieć, ale Darth Vader uciszył go nieznacznym skinieniem ręki. I prawie niewyczuwalnym naciskiem Mocy.
- Dostaniesz go.- powiedział w końcu Czarny Lord – Pomyślnych łowów.
Creak ukłonił się i wyszedł.
- Dokąd on leci?- zapytał admirał zirytowany tym, że wszyscy go ignorują.
- Zapolować na kolejnego Yuuzhanina.- odparł cicho Vader – Na Noma Anora.
Creak szedł spokojnie w kierunku hangaru, zastanawiając się, w jaki sposób osaczy i złapie Anora. Wiedział, gdzie teraz będzie, w jakim celu i jak będzie się bronił. Miał również pewność, że Dominess nie wybaczy mu, że zrobi to sam, ale nie dbał o to. Najważniejsze było zlikwidowanie zagrożenia ze strony Yuuzhan, a jeżeli Werac to odwleka, szwendając się za mistrzem Brakissem, to trudno. To on, Pentalus Creak, będzie musiał dopilnować, by Yuuzhanie już nigdy nie zagrozili mieszkańcom naszej galaktyki.
Tak dumając, Creak prawie instynktownie kierował się ku hangarom. Nie był jednak na tyle zamknięty w sobie, żeby nie poczuć obecności Phrolii za następnym zakrętem. Aing-Tii też nie krył się ze swoją aura i stał twardo, jakby na niego czekając. Creak przyspieszył, minął zakręt i stanął dwa metry od mnicha.
- Zejdź mi z drogi.- warknął – Mam zadanie do wykonania!
- Zostawiłeś im to.- szepnął teatralnie Phrolii. Jakiś szturmowiec wyszedł zza rogu, ale widząc mierzących się wzrokiem mistrzów Mocy natychmiast się cofnął.
- Zostawiłem.- zgodził się oschle Creak – Tak, jak chciał Morck.
- Nie wolno nam ingerować w przeszłość bardziej, niż to konieczne.- mnich mówił już głośniej, ale spokojny i opanowany ton jego głosu nie wróżył Creakowi nic dobrego.
- Powiedz to Dominessowi.- odparł Pacitthip – Właśnie w tej chwili leci po Tera.
- Zabrak przekona się, że nadużycie nie popłaca. Szybciej, niż się spodziewa.- Aing-Tii podsunął się bliżej Creaka – Pamiętaj o tym.
- Mówiłem już, żebyś zszedł mi z drogi!- Pentalus miał już dość Phrolii – Jeżeli chcesz walczyć, to stawaj! Zdajesz sobie chyba sprawę, że jestem od ciebie silniejszy!
- Mimo wszystko zostawiłeś im to teraz.- głos Aing-Tii był cały czas tak samo spokojny, a on sam nie ruszył się nawet o milimetr – Nie wierzysz, że wrócisz.
- Wiem, że nie wrócę!- zawył Ciemny Jedi, dysząc wściekle – Ale wykonam misję! Z drogi!- i odepchnął mnicha, po czym pobiegł w stronę hangaru. Phrolii z impetem uderzył w ścianę, ale nie zrobiło to na nim wrażenia. Popatrzył tylko z dezaprobatą za Pacitthipem, by po chwili rozpłynąć się w powietrzu.
Admirał Ackbar przechadzał się nerwowo po mostku swojego okrętu flagowego, krążownika klasy MC-90 „Defiance”, orbitującego wokół Coruscant. Załoga, złożona głównie z Kalamarian i Quarrenów, zdawała się podzielać rozdrażnienie swojego dowódcy, niemniej jednak jej tempo pracy było takie, jak zwykle, a każdy członek równie sumiennie, co zawsze, wykonywał swoje obowiązki.
Admirał cieszył się w duchu, że emocje nie mają wpływu na szybkość reakcji u jego marynarzy, na tym kończyła się jednak jego satysfakcja z obecnego stanu rzeczy. Przed chwilą otrzymał bowiem telefon z Biura do Spraw Wykroczeń w Armii Nowej Republiki. Dowiedział się, że jest oskarżony o bezprawne rozporządzanie siłami Floty, nieuzasadnione żadnym edyktem ani dekretem, a co więcej, sprzeczne z ogólnymi zasadami. Tak przynajmniej powiedział mu Rodianin, który dzwonił.
Ackbar nigdy nie przejmował się zbytnio edyktami i dekretami. Za czasów Mon Mothmy miał wolną rękę, jeśli chodzi o planowanie zbrojnych wypadów, a kolejni prezydenci, Leia Organa Solo i Ponc Gavrisom, szanowali jego opinię i nie przeszkadzali, kiedy robił to, co uważał za słuszne. Dopiero teraz, pod rządami Borska Fei’lyi, jego uprawnienia jako głównodowodzącego Siłami Zbrojnymi Nowej Republiki zostały ograniczone. Otóż Senat stwierdził, że podczas pokoju nadzwyczajne uprawnienia przyznane admirałowi można cofnąć, ponieważ nie są już konieczne. Ackbar nie oponował, bo to było zgodne z jego sposobem myślenia; nie cierpiał przelewu krwi i każde działania ułatwiające go uważał za zbędne. Niemniej jednak w niektórych przypadkach, podczas buntów czy kryzysów, krew musi się polać. Ackbar wiedział o tym, dlatego nigdy nie wahał się użyć wszelkich środków, aby takowe kryzysy zakończyć. Senat jednak nie aprobował takiej postawy i systematycznie te środki ograniczał. Jednym z takich ograniczeń był paragraf piętnasty kodeksu postępowania militarnego, który mówił: „W czasie pokoju rycerzom Jedi przysługuje tylko pięć okrętów bojowych, zacumowanych w bazie położonej najbliżej Praxeum.”
Admirał Ackbar naruszył ten paragraf, posyłając Jedi, na prośbę niejakich Wieiah i Ewona Five-For-Two, najsilniejsze flotylle i najzdolniejszych dowódców, jakich miał. W raporcie uzasadnił to następująco: „...atak na Stację Centerpoint został przeprowadzony przez doskonale zakonspirowaną i posiadającą rozległe wpływy agendę terrorystyczną, zagrażającą Nowej Republice. Jest to sytuacja wyjątkowa, dlatego należy podjąć wyjątkowe środki. Ponieważ rycerze Jedi zajmują się tą sprawą, postanowiłem połączyć siły dla zaoszczędzenia środków i czasu, którego mamy niewiele...”. Liczył na to, że wybuch Stacji Centerpoint będzie wystarczającym powodem do ogłoszenia przez Senat stanu mobilizacji wojsk, nie docenił jednak opieszałości biurokratów. Co ciekawsze, raport Ackbara trafił do senatorów znacznie szybciej, niż projekt głosowania nad wprowadzeniem stanu wojennego. Kalamariański admirał był pewien, że działała tu jakaś niewidzialna ręka.
Rodianin z Urzędu Kontroli (bo taką nazwę nosiło potocznie Biuro do Spraw Wykroczeń w Armii Nowej Republiki) powiedział, że admirał ma natychmiast wycofać poddane mobilizacji jednostki i stawić się na dywaniku u Borska Fei’lyi. Nawet gdyby Ackbar chciał, nie mógłby odwołać „Tytana”, „Peregrine’a” i innych, bo aktualnie lecieli oni w nadprzestrzeni, więc wszelki kontakt był niemożliwy. Natomiast co do dywanika, to Kalamarianin właśnie oczekiwał w napięciu promu, który zabierze go na Coruscant.
- Mistrzu Luke!- w korytarzu Akademii Jedi rozległ się kobiecy głos, sięgając uszu idącego nim Skywalkera. Mistrz Jedi szedł właśnie do swojej komnaty, aby pomedytować, jednak na dźwięk swojego imienia odwrócił się i zapytał spokojnym głosem: - Co się stało, Wieiah?
Biegnąca za nim Zeltronianka przystanęła dopiero półtora metra przed nim i rzuciła: - „Tytan” przybył, mistrzu. Wywołują nas.
- Chodźmy zatem się przywitać.- odparł Luke i zawrócił do centrum łączności. Wieiah poszła za nim. Szli w milczeniu, albowiem nie mieli nastroju do rozmowy. Wybuch Stacji Centerpoint wywołał zamieszanie wśród rycerzy Jedi, ale nie podłamał ich ducha tak, jak atak na Yavin IV. Właściwie to większość z nich, mając już i tak pełne ręce roboty, po prostu przyjęła ten fakt do wiadomości. Nie, żeby byli obojętni wobec tej tragedii, ale nie rozpaczali zbytnio, wiedząc, że to nic nie da. Nawet Rada Jedi, która objęła patronat nad śledztwem dotyczącym zamachu, podeszła do sprawy wyłącznie od strony analitycznej. Dopiero, kiedy wyszło na jaw, że za zamachem może stać Witiyn Ter, wielu Jedi złapało prawdziwego doła. Wieiah i Skywalker także.
Bez słowa przeszli przez próg pomieszczenia łączności, w którym siedział już Nint Warcha i studiował notes elektroniczny. Kiedy wyczuł zbliżającego się Skywalkera, podniósł jednak głowę i skinął nią w jego kierunku.
- Mam koordynaty Roon, mistrzu.- rzekł, zdradzając podekscytowanie– Strasznie ciężko było je zdobyć. Na Coruscant ich nie mieli, Karrde też ich nie znał, dzwoniłem nawet na Bastion i tam też nie było. Dopiero na Obroa-Skai, po godzinie sprawdzania, znaleźli. Nie dziwię się, że nikt tam nie lata.
- Dziękuję, Nint.- Luke uśmiechnął się lekko – Podobno generał Grant chciał ze mną rozmawiać.
- Właściwie to zbytnio nie nalegał.- odparł spokojnie Nint – Mam się z nim połączyć?
- Tak. I prześlij mu te koordynaty. Lepiej, żeby już wytyczyli wektor skoku. Nie ma czasu do stracenia.
- Jestem jeszcze do czegoś potrzebna?- zapytała Wieiah.
- Nie, dziękuję.- odparł Luke opanowanym głosem – Ale jeśli mogłabyś zawołać tu Marę, byłbym wdzięczny. Jest w hangarach.
Wieiah kiwnęła głową i wyszła, a Skywalker odwrócił się w stronę holoprojektora, na którym materializowała się właśnie sylwetka generała Granta.
- Mistrzu Skywalkerze.- zaczął Grant służbowym tonem, nie bawiąc się w zbędne ceregiele – Admirał Ackbar był bardzo wstrzemięźliwy w słowach co do celu tej wyprawy. Może ty mnie oświecisz?
- Oczywiście.- powiedział Luke spokojnie, chociaż z lekkim dystansem. Nigdy nie pokładał w Grancie zaufania, ale zawsze sądził, że to przez jego przeszłość. Był on bowiem wielkim admirałem Imperium. Mistrz Jedi sądził, że pozbył się już tego odczucia w stosunku do generała. Jak widać, nie.
- Słucham więc.- rzucił Grant.
- Naszym celem jest planeta Roon.- zaczął Luke - Słyszał pan o niej?
- Słyszałem o kryształach roonstones, ale nigdy mnie nie interesowało miejsce ich wydobycia.- odparł generał – Co jest tam interesującego?
- Podejrzewamy, że jest to miejsce pobytu terrorystów odpowiedzialnych za zniszczenie Stacji Centerpoint.- rzekł Luke.
- Rozumiem.- Grant podrapał się po brodzie, zachodząc jednocześnie w głowę, jak Jedi do tego doszli – Dziękuję. Bez odbioru.
I wyłączył się.
- Wołałeś mnie?- zapytała Mara, która właśnie weszła do pokoju. Luke odwrócił się w jej kierunku.
- Tak. Chciałbym, żebyś zajęła się pracami na Noquivzorze.- rzekł Luke, uśmiechając się do żony – I żebyś wzięła ze sobą Jacena i Jainę.
- A ty?- zdziwiła się Mara – Sam miałeś to zrobić.
Luke podszedł do okna i spojrzał na niebo. Gazowy gigant Yavina znikał właśnie za koronami drzew rozległej, tropikalnej dżungli.
- Ja lecę na Roon.
Gdy Kyle usiłował sobie potem przypomnieć, jak wydostał się z płonącego statku, nie mógł. Wszystko działo się tak szybko, że wyłączył praktycznie swoją percepcję, zdając się tylko i wyłącznie na Moc. Najwyraźniej Kirana Ti i Streen zrobili to samo, bo gdy tylko doszedł do siebie, gdzieś między wysokimi, iglastymi drzewami, spostrzegł, że jego towarzysze również przeżyli. Streen niósł nieprzytomną Jan.
- Moc była z nami.- powiedziała Kirana, patrząc na płonący wrak, który jeszcze przed chwilą był „Raven’s Claw” – Nie ma czasu. Musimy szybko się stąd ruszyć, bo na pewno przyślą tu kogoś, żeby potwierdzić nasz zgon.
- Masz rację.- odrzekł Kyle wstając, po czym spojrzał z troską na Streena i Jan – Co z nią?
- Oberwała kawałkiem metalu.- powiedział Bespinianin, kładąc kobietę na ziemi – Już zaleczyłem ranę, powinna się zaraz obudzić.
- Dobrze.- Kyle wyczuł, że aura Jan jest stała, a jej tętno i oddech miarowy. Spojrzał więc na swój płonący statek, który rozświetliła kolejna eksplozja – Nie będzie zachwycona, że rozbiliśmy jej statek.
- Nic nie poradzimy.- Streen położył mu rękę na ramieniu – Musimy ruszać.
Kyle uklęknął przy Jan i podniósł ją, rozglądając się dookoła.
- Od pożaru statku zajęły się drzewa.- rzekł – Za chwilę ktoś się tu pojawi. Nie traćmy czasu.
- Na zachodzie jest stolica.- powiedział Streen, przyglądając się poświacie, charakterystycznej dla dużych miast, dobrze widocznej na nocnym niebie. Zaraz potem, nie oglądając się na towarzyszy, ruszył naprzód we wskazanym kierunku. Pozostali poszli za jego przykładem, przedzierając się przez ścianę drzew i krzewów.
- Co to były za myśliwce?- zapytała po chwili Kirana, wracając myślą do potyczki w przestworzach – Przypominały trochę TIE Interceptory, ale nigdy wcześniej takich nie widziałam.
- Jest taka legenda,- zaczął Kyle, niosąc Jan i nie patrząc na koleżankę – która mówi, że na krótko przed Bitwą o Endor Imperium zbudowało nowy, potężny typ myśliwca. Nazwali go TIE Defender. Siłą rażenia, tarczami, szybkością i zwrotnością bił ponoć na głowę wszystko, co lata.- przerwał na chwilę – Po tym, co wiedzieliśmy, jestem skłonny się z tym zgodzić.
- Sądzisz, że to były Defendery?- zapytał Streen z przodu.
- Nie mam innego pomysłu.- odparł Kyle, zaraz jednak zmienił temat – Przyśpieszmy. Kiedy znajdą wrak, musimy być jak najdalej.
Admirał Morck i Darth Vader obserwowali, jak Galaktyczne Działo wystrzeliwuje swoje pociski, co chwilę zmieniając położenie. Po pierwszym strzale, wystrzelona konstrukcja odleciała kawałek od Działa i wskoczyła w nadprzestrzeń. W tym czasie kosmiczna armata zmieniała swoją wertykalną i horyzontalną płaszczyznę, celując w inną stronę. Po chwili odbyło się kolejne ładowanie i strzał, następnie ponowna zmiana trajektorii, ponowne ładowanie i ponowny strzał. Morck i Vader przyglądali się temu w milczeniu, mimo iż w obu kipiała złość.
- Ten idiota Leth!- wydyszał Vader – Kretyn się zabił!
- Niby taki mądry, ale jednak debil.- zawtórował mu Morck – Jak można skoczyć w nadprzestrzeń, będąc na powierzchni jakiejś planety!
Stali tak jeszcze przez chwilę, obserwując, jak trzeci pocisk znika w nadprzestrzeni. W końcu Vader odezwał się, już spokojniej:
- To ostatni?
- Stocznie muszą doprodukować nowe.- odparł Morck – Nie myślałem, że tak szybko będziemy musieli skorzystać z Galaktycznego Działa.
- To źle myślałeś, admirale.- powiedział Vader i miał dodać coś jeszcze, ale do pomieszczenia właśnie ktoś wszedł, więc obrócił się i spojrzał na przybysza. Był to Pentalus Creak.
- Lordzie Vader, potrzebny mi statek.- rzekł Pacitthip – Niezwłocznie.
- Po co?- zaciekawił się Morck, ale Ciemny Jedi nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Wpatrywał się natomiast w czarną maskę Lorda Vadera, a ta maska wpatrywała się w niego. Cała scena trwała dłuższą chwilę i admirał Morck poczuł, jak traci cierpliwość. Już miał coś powiedzieć, ale Darth Vader uciszył go nieznacznym skinieniem ręki. I prawie niewyczuwalnym naciskiem Mocy.
- Dostaniesz go.- powiedział w końcu Czarny Lord – Pomyślnych łowów.
Creak ukłonił się i wyszedł.
- Dokąd on leci?- zapytał admirał zirytowany tym, że wszyscy go ignorują.
- Zapolować na kolejnego Yuuzhanina.- odparł cicho Vader – Na Noma Anora.
Creak szedł spokojnie w kierunku hangaru, zastanawiając się, w jaki sposób osaczy i złapie Anora. Wiedział, gdzie teraz będzie, w jakim celu i jak będzie się bronił. Miał również pewność, że Dominess nie wybaczy mu, że zrobi to sam, ale nie dbał o to. Najważniejsze było zlikwidowanie zagrożenia ze strony Yuuzhan, a jeżeli Werac to odwleka, szwendając się za mistrzem Brakissem, to trudno. To on, Pentalus Creak, będzie musiał dopilnować, by Yuuzhanie już nigdy nie zagrozili mieszkańcom naszej galaktyki.
Tak dumając, Creak prawie instynktownie kierował się ku hangarom. Nie był jednak na tyle zamknięty w sobie, żeby nie poczuć obecności Phrolii za następnym zakrętem. Aing-Tii też nie krył się ze swoją aura i stał twardo, jakby na niego czekając. Creak przyspieszył, minął zakręt i stanął dwa metry od mnicha.
- Zejdź mi z drogi.- warknął – Mam zadanie do wykonania!
- Zostawiłeś im to.- szepnął teatralnie Phrolii. Jakiś szturmowiec wyszedł zza rogu, ale widząc mierzących się wzrokiem mistrzów Mocy natychmiast się cofnął.
- Zostawiłem.- zgodził się oschle Creak – Tak, jak chciał Morck.
- Nie wolno nam ingerować w przeszłość bardziej, niż to konieczne.- mnich mówił już głośniej, ale spokojny i opanowany ton jego głosu nie wróżył Creakowi nic dobrego.
- Powiedz to Dominessowi.- odparł Pacitthip – Właśnie w tej chwili leci po Tera.
- Zabrak przekona się, że nadużycie nie popłaca. Szybciej, niż się spodziewa.- Aing-Tii podsunął się bliżej Creaka – Pamiętaj o tym.
- Mówiłem już, żebyś zszedł mi z drogi!- Pentalus miał już dość Phrolii – Jeżeli chcesz walczyć, to stawaj! Zdajesz sobie chyba sprawę, że jestem od ciebie silniejszy!
- Mimo wszystko zostawiłeś im to teraz.- głos Aing-Tii był cały czas tak samo spokojny, a on sam nie ruszył się nawet o milimetr – Nie wierzysz, że wrócisz.
- Wiem, że nie wrócę!- zawył Ciemny Jedi, dysząc wściekle – Ale wykonam misję! Z drogi!- i odepchnął mnicha, po czym pobiegł w stronę hangaru. Phrolii z impetem uderzył w ścianę, ale nie zrobiło to na nim wrażenia. Popatrzył tylko z dezaprobatą za Pacitthipem, by po chwili rozpłynąć się w powietrzu.
Admirał Ackbar przechadzał się nerwowo po mostku swojego okrętu flagowego, krążownika klasy MC-90 „Defiance”, orbitującego wokół Coruscant. Załoga, złożona głównie z Kalamarian i Quarrenów, zdawała się podzielać rozdrażnienie swojego dowódcy, niemniej jednak jej tempo pracy było takie, jak zwykle, a każdy członek równie sumiennie, co zawsze, wykonywał swoje obowiązki.
Admirał cieszył się w duchu, że emocje nie mają wpływu na szybkość reakcji u jego marynarzy, na tym kończyła się jednak jego satysfakcja z obecnego stanu rzeczy. Przed chwilą otrzymał bowiem telefon z Biura do Spraw Wykroczeń w Armii Nowej Republiki. Dowiedział się, że jest oskarżony o bezprawne rozporządzanie siłami Floty, nieuzasadnione żadnym edyktem ani dekretem, a co więcej, sprzeczne z ogólnymi zasadami. Tak przynajmniej powiedział mu Rodianin, który dzwonił.
Ackbar nigdy nie przejmował się zbytnio edyktami i dekretami. Za czasów Mon Mothmy miał wolną rękę, jeśli chodzi o planowanie zbrojnych wypadów, a kolejni prezydenci, Leia Organa Solo i Ponc Gavrisom, szanowali jego opinię i nie przeszkadzali, kiedy robił to, co uważał za słuszne. Dopiero teraz, pod rządami Borska Fei’lyi, jego uprawnienia jako głównodowodzącego Siłami Zbrojnymi Nowej Republiki zostały ograniczone. Otóż Senat stwierdził, że podczas pokoju nadzwyczajne uprawnienia przyznane admirałowi można cofnąć, ponieważ nie są już konieczne. Ackbar nie oponował, bo to było zgodne z jego sposobem myślenia; nie cierpiał przelewu krwi i każde działania ułatwiające go uważał za zbędne. Niemniej jednak w niektórych przypadkach, podczas buntów czy kryzysów, krew musi się polać. Ackbar wiedział o tym, dlatego nigdy nie wahał się użyć wszelkich środków, aby takowe kryzysy zakończyć. Senat jednak nie aprobował takiej postawy i systematycznie te środki ograniczał. Jednym z takich ograniczeń był paragraf piętnasty kodeksu postępowania militarnego, który mówił: „W czasie pokoju rycerzom Jedi przysługuje tylko pięć okrętów bojowych, zacumowanych w bazie położonej najbliżej Praxeum.”
Admirał Ackbar naruszył ten paragraf, posyłając Jedi, na prośbę niejakich Wieiah i Ewona Five-For-Two, najsilniejsze flotylle i najzdolniejszych dowódców, jakich miał. W raporcie uzasadnił to następująco: „...atak na Stację Centerpoint został przeprowadzony przez doskonale zakonspirowaną i posiadającą rozległe wpływy agendę terrorystyczną, zagrażającą Nowej Republice. Jest to sytuacja wyjątkowa, dlatego należy podjąć wyjątkowe środki. Ponieważ rycerze Jedi zajmują się tą sprawą, postanowiłem połączyć siły dla zaoszczędzenia środków i czasu, którego mamy niewiele...”. Liczył na to, że wybuch Stacji Centerpoint będzie wystarczającym powodem do ogłoszenia przez Senat stanu mobilizacji wojsk, nie docenił jednak opieszałości biurokratów. Co ciekawsze, raport Ackbara trafił do senatorów znacznie szybciej, niż projekt głosowania nad wprowadzeniem stanu wojennego. Kalamariański admirał był pewien, że działała tu jakaś niewidzialna ręka.
Rodianin z Urzędu Kontroli (bo taką nazwę nosiło potocznie Biuro do Spraw Wykroczeń w Armii Nowej Republiki) powiedział, że admirał ma natychmiast wycofać poddane mobilizacji jednostki i stawić się na dywaniku u Borska Fei’lyi. Nawet gdyby Ackbar chciał, nie mógłby odwołać „Tytana”, „Peregrine’a” i innych, bo aktualnie lecieli oni w nadprzestrzeni, więc wszelki kontakt był niemożliwy. Natomiast co do dywanika, to Kalamarianin właśnie oczekiwał w napięciu promu, który zabierze go na Coruscant.
- Mistrzu Luke!- w korytarzu Akademii Jedi rozległ się kobiecy głos, sięgając uszu idącego nim Skywalkera. Mistrz Jedi szedł właśnie do swojej komnaty, aby pomedytować, jednak na dźwięk swojego imienia odwrócił się i zapytał spokojnym głosem: - Co się stało, Wieiah?
Biegnąca za nim Zeltronianka przystanęła dopiero półtora metra przed nim i rzuciła: - „Tytan” przybył, mistrzu. Wywołują nas.
- Chodźmy zatem się przywitać.- odparł Luke i zawrócił do centrum łączności. Wieiah poszła za nim. Szli w milczeniu, albowiem nie mieli nastroju do rozmowy. Wybuch Stacji Centerpoint wywołał zamieszanie wśród rycerzy Jedi, ale nie podłamał ich ducha tak, jak atak na Yavin IV. Właściwie to większość z nich, mając już i tak pełne ręce roboty, po prostu przyjęła ten fakt do wiadomości. Nie, żeby byli obojętni wobec tej tragedii, ale nie rozpaczali zbytnio, wiedząc, że to nic nie da. Nawet Rada Jedi, która objęła patronat nad śledztwem dotyczącym zamachu, podeszła do sprawy wyłącznie od strony analitycznej. Dopiero, kiedy wyszło na jaw, że za zamachem może stać Witiyn Ter, wielu Jedi złapało prawdziwego doła. Wieiah i Skywalker także.
Bez słowa przeszli przez próg pomieszczenia łączności, w którym siedział już Nint Warcha i studiował notes elektroniczny. Kiedy wyczuł zbliżającego się Skywalkera, podniósł jednak głowę i skinął nią w jego kierunku.
- Mam koordynaty Roon, mistrzu.- rzekł, zdradzając podekscytowanie– Strasznie ciężko było je zdobyć. Na Coruscant ich nie mieli, Karrde też ich nie znał, dzwoniłem nawet na Bastion i tam też nie było. Dopiero na Obroa-Skai, po godzinie sprawdzania, znaleźli. Nie dziwię się, że nikt tam nie lata.
- Dziękuję, Nint.- Luke uśmiechnął się lekko – Podobno generał Grant chciał ze mną rozmawiać.
- Właściwie to zbytnio nie nalegał.- odparł spokojnie Nint – Mam się z nim połączyć?
- Tak. I prześlij mu te koordynaty. Lepiej, żeby już wytyczyli wektor skoku. Nie ma czasu do stracenia.
- Jestem jeszcze do czegoś potrzebna?- zapytała Wieiah.
- Nie, dziękuję.- odparł Luke opanowanym głosem – Ale jeśli mogłabyś zawołać tu Marę, byłbym wdzięczny. Jest w hangarach.
Wieiah kiwnęła głową i wyszła, a Skywalker odwrócił się w stronę holoprojektora, na którym materializowała się właśnie sylwetka generała Granta.
- Mistrzu Skywalkerze.- zaczął Grant służbowym tonem, nie bawiąc się w zbędne ceregiele – Admirał Ackbar był bardzo wstrzemięźliwy w słowach co do celu tej wyprawy. Może ty mnie oświecisz?
- Oczywiście.- powiedział Luke spokojnie, chociaż z lekkim dystansem. Nigdy nie pokładał w Grancie zaufania, ale zawsze sądził, że to przez jego przeszłość. Był on bowiem wielkim admirałem Imperium. Mistrz Jedi sądził, że pozbył się już tego odczucia w stosunku do generała. Jak widać, nie.
- Słucham więc.- rzucił Grant.
- Naszym celem jest planeta Roon.- zaczął Luke - Słyszał pan o niej?
- Słyszałem o kryształach roonstones, ale nigdy mnie nie interesowało miejsce ich wydobycia.- odparł generał – Co jest tam interesującego?
- Podejrzewamy, że jest to miejsce pobytu terrorystów odpowiedzialnych za zniszczenie Stacji Centerpoint.- rzekł Luke.
- Rozumiem.- Grant podrapał się po brodzie, zachodząc jednocześnie w głowę, jak Jedi do tego doszli – Dziękuję. Bez odbioru.
I wyłączył się.
- Wołałeś mnie?- zapytała Mara, która właśnie weszła do pokoju. Luke odwrócił się w jej kierunku.
- Tak. Chciałbym, żebyś zajęła się pracami na Noquivzorze.- rzekł Luke, uśmiechając się do żony – I żebyś wzięła ze sobą Jacena i Jainę.
- A ty?- zdziwiła się Mara – Sam miałeś to zrobić.
Luke podszedł do okna i spojrzał na niebo. Gazowy gigant Yavina znikał właśnie za koronami drzew rozległej, tropikalnej dżungli.
- Ja lecę na Roon.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,43 Liczba: 14 |
|
Maxi Artur2008-05-15 11:58:07
Za długie 1/10
Aved Lord2007-05-11 21:10:57
Plus za odnośniki do wydażeń z oficjalnych produkcji.
Aved Lord2007-05-11 20:33:46
Nigdy nie czytałem lepszego fica. Tylko czekać z nadzieją na następne tytuły Michała Wolskiego.
Aved Lord2007-05-11 17:24:45
Przenieść trochę w przeszłość i wydać oficjalnie w trójpaku. Jedyne co z takim ficiem można zrobić.
Aved Lord2007-05-11 13:15:36
Jakby NEJ nie zaprzeczało możnaby spokojnie wydać to jako oficjalną książkę.
Misiek2006-04-02 00:38:49
Prośba do komentujących w opiniach, żeby wpisali ocenę Pełnomocnika i pozostałych do skali ocen. Bastionowe statystyki łapią tylko te fanfice, które mają powyżej 10 ocen :-P
Lord Brakiss2006-03-24 16:42:24
Swietne!!! Lepsze od niektórych książeki prawdziwych autorów.10/10
Lord Darth_Vader2005-09-17 16:14:11
Autor napewno włożył w to wiele pracy a Opowiadanie jest bardzo ciekawe.
Qui Gon Jinn2005-08-05 18:30:40
Opowiadanie wciągające i ciekawe, choć trudno czyta sie taki tekst na kompie. Podziwam wytrwałość autora.
Edi2005-03-20 16:20:13
Opowiadanie jest wspaniałe.Gratulacje dla autora ponieważ stworzył niesamowitą fabułę która mnie wciągnęła,wspaniale opisał akcję i wykorzystał wiedzę z filmów i EU.Brawa także za mroczny klimat.10/10.
Carno2004-08-19 00:20:10
Z receenzja poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 9.
Jagd Fell2004-06-18 18:32:56
Genialnie po prostu super bomba CO TAM JESZCZE o Alpha Red dosłownie.
Ricky Skywalker2004-05-10 14:42:57
Cóż mogę powiedzieć... szerzej rozwodzę się nad problemem na Forum, zatem tutaj króciutko:
+ POMYSŁ
+ Rozbudowana akcja
+ Dialogi
+ Narracja
ale...
-Błędy stylistyczne (str. 51: "zdążył nacisnąć wystukać" i kilkanaście razy podobnie), interpunkcyjne (tego w cholerę było, a najbardziej mnie raziła niewłaściwa forma dialogów; no ale dobra, wiem, czepiam się ;-)) i w pisowni niektórych nazw własnych ("CaRLissian" a powinno być "CaLRissian" i kilka innych błędów), oraz taka jedna rzecz... niekonsekwencja. Raz piszesz "Sokół MILENIUM" a raz "Sokół MILLENNIUM".
- brak napisu INFINITIES na okładce :D (no sam Michał wiesz jak bardzo jestem emocjonalnie związany z serią NEJ).
Dobra, wiem. Trochę w miniusach się czepiłem. Ale kiedy się zabieramy za poważną produkcję, należy wyłapać wszystkie błędy przed wydaniem. Ale i tak, te błędy nie mogą w moich oczach obniżyć i tak wysokiego poziomu. Chciałbym, aby skończone "Cienie Jedi" prezentowały podobny poziom, jak "Pełnomocnik" :)
WIELKIE BRAWA!!
(9/10) :)
Otas2004-03-30 13:45:23
Ktoś kiedyś zadał na forum pytanie czy czytalibyśmy książki SW polskiego pisarza... no cóż teraz mogę śmiało powiedzieć że jesli kiedyś na półkach księgarni pojawi sie książka autorstwa Miśka to kupuję ją w ciemno :)
Jak większość jestem pełen podziwu dla wiedzy autora i ogromu pracy włożonego w książke. Przyznam się że styl powieści, rozbudowana fabuła, masa postaci itp. bardzo mi przypadła do gustu.
Gdy skończyłem czytać Pełnomocnika to spojżałem na moją półke z książkami ....i pożałowałem że na sporo książek wydałem kase... gdyż są o wiele gorsze niż powieść Miśka.
Echh... cóż będe się dalej rozwodził... jak dla mnie bomba, którą z przyjemnością odbezpieczyłem i pożarłem :)
PS. Nie mogłem dać 10 (licze że 3 tom na nią zasłuży) ... nie mogłem dać 9 (bo FS ją dostanie) ... nie ma 8,5... więc PS dostaje odemnie 8 ... :)
Misiek2004-03-22 17:59:04
Owe drobne potknięcia językowe wynikają z braku korektorów, a jak mam sam to czytać w poszukiwaniu błędów, to szlag mnie trafia (nie dość, że znam treść, nie dość, że na kompie, to jeszcze nudne...). Ale większość z nich wyeliminowałem w drugim wydaniu.
Gemini2004-02-11 15:02:41
juz dochodze do końca. ;)) Napisane jest ciekawie i wciągająco . Są drobne potkniecia językowe , ale "ujda w tłoku". Trche za duzo nowych postaci z początku i trudno wszyskich zapamiętac. Ale warto przeczytac
Calsann2003-12-10 23:45:50
dopiero dzisiaj skończyłem czytać... muszę przyznać że "opowiadanko" :P jest niczego sobie ;) co prawda... wolę okres przedimperialny ;)
Wilaj2003-10-03 13:09:49
Pewnie II tom wyjdzie, a ja nie przeczytam jeszcze pierwszego ...
Misiek2003-09-22 16:27:46
A II tom jest dluzszy ;-)))))
obisk2003-09-18 13:08:24
gdy doczytałem sie do 18 rozdzialu to wybuchlem smiechem ze komu by tyle chcialo pisac aledaje 7
Darth Fizyk2003-09-11 18:00:58
Jak zobaczylem to sie przerazilem, nie ze dlugie, tylko ze dlugie na kompie czytanie i chcialem ominac, ale pojawil sie pdf i przeczytalem (ale to bylo juz dawno jak mialem modem jeszcze). Wiec zeby byl slad ze czytalem napisze ze jest ciekawe. Brawo :)
Wilaj2003-08-26 00:51:44
OK!!!
Już ściągam. Niedługo zacznę czytanie(boże święty, tydzień z głowy)Mam nadzieję, że będzie mi się podobało!!!
Misiek2003-07-13 17:41:42
A już wkrótce tom II.
Strid2003-07-11 21:52:04
BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ŚWIETNE OPOWIADANIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mistrz Fett2003-06-17 09:45:47
Czekamy teraz na Tom II, a potem III.
MorganVenturi2003-05-27 13:53:37
Dzięki Michał! Nie chcę ci życia utrudniać, ale możesz mi powiedzieć jak zginął (bo nie wiem czy mój bohater ma go zabić w akcie zemsty, czy też Mareek ma mu zwiać... I jeszcze jedno- czy Mareek Steel żył 4 lata po EPISODZIE 3? Bo właśnie wtedy zabił rodziców mojego bohatera???
Misiek2003-05-25 13:23:11
Odpowiadam: Maarek Stele to postać autentyczna:-)
MorganVenturi2003-05-13 11:21:44
Bardzo Dobre opowiadanie! Ciekawe i klimatyczne. No i bije wiedzą z EU! A ja to cenię! Mam tylko pytanie - czy ty wymyśliłeś Mareeka Steel? Piszę opowiadanie, w którym ta RĘKA zabije rodziców innej RĘKI (wymyślonej przeze mnie)
Kisiel2003-04-22 02:01:43
Fajnie ze jest w PDF-ie... Wszystkie Fan Fice powinny być w PDF, bo w kompie się faktycznie słabo czyta, a ja z chęcią sobie wydrukuje zeby miec :D
Mistrz Fett2003-04-21 16:30:35
Ja daję 9. Jest super! :)
Andaral2003-04-16 15:30:15
"PS" jest już w formacie .pdf !!
Strangler2003-04-16 15:12:37
OK - na Wasze prośby zamieszczamy PDFa -
1,73 MB (ikonka dyskietki u góry
tekstu).
Życzę szybkich transferów i miłej
lekturki :)
Astian2003-04-11 20:59:10
Sporo tego, może jakiś PDF.
Anor2003-04-11 16:14:23
No wreszcie dobrnąłem do końca. Było to
tym bardziej trudne, że czytałem na
kompie.
No ale przyszło wyrazić opinię:
Po pierwsze podziwiam ogomny wkład pracy,
to nie jest fanfiction, tylko ksiażka, a
jak rozumiem, to jest dopiero pierwsza
część. Jestem pod wrażeniem.
Z tekstu bije ogromna wiedza na temat SW,
a szczególnie doskonała znajomość EU.
Przejawiaja sie tu bodajrze prawie
wszystkie wazniejsze postacie, miejsca,
rasy, pojazdy, obiekty, statki, itd. To
równiez robi ogromne wrażenie.
Jednak ten plus jest równiez i minusem.
Autor zamieszczając ogromna ilość
bohaterów, miejsc i statków apowodował
wielkie przeładowanie, które nawet tych
zorientowanych może doprowadzić do
dezorientacji. Pod koniec, kiedy fabuła
sie zacieśnia jedynym sposobem było
powybijanie częsci bohaterów, bo po
prostu było ich za dużo, nie było już dla
nich miejsca.
Fabuła! Jest naprawdę wielowątkowa, wręcz
bardzo wielowątkowa. Czytałem wszystkie
ksiązki SW i chyba takiej wielowątkowości
jeszcze nie widziałem. To zasługuje na
podziw i pochwałe, jednak początke, kiedy
jeszcze nie wiadomo o co chodzi był
cięzki do przejścia i mógł naprawdę
zniechęcić mniej wytrwałych czytelników.
Mimo to jak sie przebrnęło do pewnego
momentu było juz znośnie.
Nie moge jednak chwalić do końca. Pewną
mała wadą, która jednak moze być
subiektywna jest nazewnictwo nowych
postaci. Jakoś wiekszość tych nowych nazw
mi nie pasuje do starwars (Totenko, czy
inni). Jednak nie uważam tego za jakąś
wielką wadę, po prostu ot takie coś.
Kolejna wada dla mnie jest próba
wykorzystania wszelkich superbroni i
superstatków, niektórych na siłe.
Wszystko to wpływa na obnizenie realności
całej opowieści, jest trochę przesadzone.
Mnie zresztą zawsze drażnia takie cuda
jak te wszystkie nowe super bronie i w
ogóle, bo zawsze sie okazuje, że gdzies
cos takiego dryfowało sobie w przestrzeni
niezauważone i nagle ktos je znajduje.
Jeśli chodzi o pomysł, to oczywiście
trudno to kwestionować, ale jak dla mnie
to mi sie podoba. Bardzo gładko
załatwiłes pewne fakty z EU i udało ci
sie wiele rzeczy zgrabnie wytłumaczyć
(czekam jescze na pewne wytłumaczenia,
wiesz o kogo chodzi). Wszystko to dało
efekt alternatywy dla NEJ, jednocześnie
stanowiąc dla niej sprzeczność. Nie
uważam tego za wadę, ale chłopie niestety
już twój twór nie będzie mógł byc
opublikowany jako oficjalna ksiązka, a
szkoda...
Tymi słowami zakończę, chociaż mógłbym
powiedzieć jeszcze wiele, ale musiałbym
ujawnić fabułę, może jeszcze przyjdzie na
to czas.
Ale generalnie GRATULUJE!!!
jedI2003-04-08 20:06:14
Skoro tekst ten jest reklamowany jako
pierwszy polski e-book to ja go będę tak
oceniał...
Tekst ten otrzymałem na grubo przed tym
jak pojawiłsię on na Bastionie...
pierwsze rozdziały mnie wciągnęły. Byłem
za. Ale teraz kiedy usiadłem i wczytałem
się w to głębiej muszę zmienić zdanie...
Przyznam się... nie doczytałem
Pełnomocnika do końca... a to co
przeczytałem tylko pobieżnie. Na dodatek
była to dla mnie droga przez mękę.
Niewątpliwie ukończenie takiego czegoś
jest wielkim osiągnięciem autora,
olbrzymim, niewielu jest fanów Sw, którzy
mieliby na tyle samozaparcia aby napisać
coś tak wielkiego.
Tylko, że Pałac Kultury też jest wielki a
to nie oznacza, że musi m isię podobać.
Mamy tu doczynienia z przerostem ilości
nad jakością. Autorowi co prawda udało
się utrzymac w ryzach fabułę i
konsekwentnie ją poprowadził ale całość
mnie osobiście przytłoczyła.
Fabułą- dobra historyjka akcji...
wykorzystuje przynajmniej to co już mamy
w SW a nie tworzy jakichś nowych
niestworzonych planet... Początkowo
klimat uderzył w dziesiątkę... utrzymany
w psychodelicznym nurcie przypominał mi
trochę fanfice Son of the Sun ale później
była już tylko akcja...
Bohaterowie skonstruowani poprawnie...
moga obsługiwać klinetów w supermarkecie.
Świat doskonale odtworzony z SW (zaleta
to czy wada ?).
Cóż moge napisać na podsumowanie... TAK
WIELKIM FICOM MÓWIĘ STANOWCZE NIE !!!
Talent jakim niewątpliwie obdarzony jest
autor ginie pod formą tego typu
przedsięwzięcia.
Ale to rewolucyjne wydarzenie wśród
polskich twórców SW więc ja klaszcze i
śmieje się... przez łzy.
PS.
Może jak doczytam do końca to dam jakieś
konkrety, na razie nie chcę wydawać
krzywdzących opinii.
Jagged Fel2003-04-08 12:52:13
(całe naraz)
Jagged Fel2003-04-08 12:48:40
Czy można to ściągnąć?
Kisiel2003-04-08 00:43:15
No nie źle, z newsem to sie Yako
pospieszyl, jak ja juz przeczytalem to z
spokojnie 2 tygodnie temu ;) O
opowiadaniu mam bardzo pozytywne zdanie.
Bardzo mi sie podoba jego konstrukcja.
Dobrze sie czyta. Pomysl calkiem ciekawy
i nawet fabula wciagająca. Jestem na TAK
:D