ROZDZIAŁ II
Bar "Trench Run" na Commenorze nigdy nie należał do najprzyjemniejszych i Kyle Katarn doskonale o tym wiedział. W lokalu panował półmrok i drażniący powonienie zapach geratońskiego tytoniu. Geraton była zapomnianą planetą rolniczą w sektorze corelliańskim, na której rozpoczęto niedawno produkcję środków narkotyzujących. Sam tytoń był w praktyce sproszkowanymi skrzydłami geratońskich motyli, a jego zapach przytępiał zmysły i prowadził do uczucia odprężenia.
Kyle stał w kącie baru i przyglądał się wchodzącym i wychodzącym. "Trench Run" był dość zatłoczonym miejscem, mimo iż nie było tu ani dobrych drinków, ani porządnego zespołu muzycznego. A jednak istoty najróżniejszych ras odwiedzały ten lokal, powszechnie było bowiem wiadomo, że można tu dostać geratoński tytoń za połowę jego ceny rynkowej. Katarn nie miał pojęcia, jak Senat mógł zalegalizować takie paskudztwo, ale obiecał przewodniczącemu Borskowi Fey'lyi zlikwidować nielegalny handel tytoniem. Wszyscy natomiast wiedzieli, że to tutaj, w "Trench Run", przebywa osobnik, który zajmuje się rozprowadzaniem różnych używek na czarnym rynku. Kyle miał na oku wszystkich gości i wiedział, który z nich jest dealerem. Był to niepozorny Chadra-fan siedzący w środkowym stoliku pod północną ścianą, pomiędzy dwoma zażarcie dyskutującymi Twi'lekami i popijającym swojego drinka Trandoshaninem. Katarn wiedział również, gdzie są ochroniarze czarnorynkowego sprzedawcy: jeden, ubrany w szarą tunikę Niktu, trzymał się wystarczająco blisko swojego szefa, żeby skutecznie go osłaniać, a zarazem wystarczająco daleko, aby nie odstraszać potencjalnych klientów. Drugi, smukły Wookie, stał blisko drzwi, trzeci zaś, będący tęgim Talzem, pilnował tylnego wyjścia.
Cała trójka mogła w razie potrzeby ostrzelać lokal bez ryzyka trafienia siebie nawzajem.
Kyle miał zamiar przesłuchać dealera, znaleźć źródło, z którego bierze tytoń, a następnie je zlikwidować. Wiedział jednak, że to nie będzie łatwe, ze względu na silną i skuteczną obstawę. Chciał też zrobić to względnie gładko i bez ofiar. Wyciszył więc umysł i przywołał Moc. Wyczuł, że Wookie strasznie się nudzi i tęskni do porządnej rozróby. Z kolei Talz ma najsłabszy umysł. Postanowił to wykorzystać i powoli, tak, żeby nikt nie zwrócił uwagi, zbliżył się do Talza.
- Musisz iść na zaplecze.- szepnął, wykonując nieznaczny ruch dłonią.
- Muszę iść na zaplecze.- powtórzył bez przekonania Talz, po czym ruszył w kierunku tylnego wyjścia. Jeden z głowy, pomyślał Kyle.
Z Wookiem i Niktu może mu nie pójść tak łatwo. Musi wyczekać na odpowiedni moment i skupić w sobie Moc. Nie będzie miał drugiej szansy. Powoli zbliżył się do Chadra-fana, jednocześnie obserwując Wookiego. Dla niepoznaki przysiadł się do grupy Anomidów, którzy z zacięciem o czymś dyskutowali i nawet nie zwrócili na niego uwagi. W końcu nadeszła odpowiednia chwila. Jakiś Rodianin wchodził do baru akurat wtedy, gdy Wookie patrzył w drugą stronę. Idealnie.
Katarn zebrał Moc i pchnął nią Wookiego od strony Rodianina. Włochaty obcy obrócił się z rykiem i grzmotnął zdumioną, zieloną istotę w twarz. Wybuchło ogólne zamieszanie, w które włączyli się właściwie wszyscy będący przy drzwiach klienci. Kyle poczuł, jak dealer i Niktu oddalają się w kierunku tylnego wyjścia. Zapamiętał tylko, aby pokryć potem koszta rekonwalescencji Rodianina i ruszył za nimi.
Gdy z "Trench Run" wybiegali dwaj kryminaliści i goniący ich rycerz Jedi, w innej części miasta, na dachu jednego z budynków w dzielnicy przemysłowej usadowiła się, zawinięta w brudną, szarą tunikę, niska i krępa, zakapturzona postać. Właśnie zapadał zmierzch, więc istota była praktycznie niewidoczna z ulicy. Dodatkowo osobnik ten skrył się w cieniu kilkumetrowej iglicy wystającej z dachu magazynu, na którym się znajdował. Budynek ten, podobnie jak wszystkie w okolicy, był toporny i pozbawiony wszelkich charakterystycznych ozdobników. Wszystkie postawiono stosunkowo niedawno z prefabrykowanych komponentów, a miały służyć jako zaplecze gigantycznego zakładu produkującego brandy. Zakład jednak nigdy nie został zbudowany, gdyż władze planety uznały, że projekt postawienia jeszcze jednej wytwórni był zbyt kosztowny. Budynki natomiast zaaprobowano jako magazyny dla mieszczącego się w mieście portu kosmicznego.
Ten jednak miał inne zadanie. Nie przechowywano w nim towarów na eksport: słynnej commenorskiej brandy czy kryształów z kopalń rozlokowanych na południowej półkuli. Został wynajęty przez prywatne przedsiębiorstwo, ale w rzeczywistości był nielegalnym hangarem i magazynem geratońskiego tytoniu.
Siedząca na dachu zakapturzona postać wiedziała o tym. Kubaz, z którym ostatnio gadała, był bardzo dobrze poinformowany, a w dodatku rozmowny. Niestety, już nigdy nic nie powie.
Osobnik zajrzał do przyniesionej przez siebie torby. Trzymał w niej kilka ciężkich ładunków wybuchowych, którymi miał zamiar zrównać to miejsce z ziemią. Jego panu nie spodobało się, że ktoś bezprawnie wykorzystuje ich pracę do własnych celów. Bardzo się nie spodobało. Eksplozja magazynu będzie nauczką dla innych. A gdyby komuś udało się stąd uciec... no cóż, na taką okazję zamachowiec trzymał w torbie wyrzutnię rakiet.
Ściemniło się, a centrum miasta zaświeciło setkami pojedynczych światełek. Na Commenorze zapadła noc. Osobnik na dachu stwierdził, że czas zacząć rozkładać ładunki. Chciał je co prawda zdetonować, kiedy miejscowa szycha, Chadra-fan o imieniu Hreedeck, będzie w środku, ale to mu nie przeszkadzało przygotować wszystkiego teraz. Niespiesznie ruszył w kierunku miejsca, gdzie pod sufitem mieściła się najbliższa ściana działowa. Pośpiech był zbędny; zamachowiec od jakiegoś czasu obserwował Hreedecka i wiedział, że ten przed północą nie opuszcza lokalu "Trench Run", gdzie załatwia interesy. Lepiej było jednak zrobić wszystko dokładnie, niż szybko.
Istota wyszła z cienia, a nieco silniejszy powiew wiatru odsłonił jej twarz.
To był Noghri.
Obcy właśnie bezgłośnie się przemieszczał, ciągnąc za sobą torbę, gdy usłyszał z dołu czyjeś kroki. W dzielnicy przemysłowej na ogół było o tej porze cicho, a wiatr doskonale niósł wszystkie dźwięki. Zaintrygowany zamachowiec podkradł się na skraj dachu i zerknął na dół. Ku swojemu zdumieniu spostrzegł Hreedecka i jakiegoś Niktu idących szybko w stronę budynku, a także, i to było najdziwniejsze, podążającego za nimi człowieka. Noghri wziął do ręki makrolornetkę i spojrzał na tajemniczą osobę. Rozpoznał ją od razu, mimo ciemności, wiele bowiem razy słyszał o nim od swojego pana.
Był to Kyle Katarn, rycerz Jedi.
Noghri uśmiechnął się, a jego ostre jak igły zęby zalśniły przy blasku księżyców. Bardzo dobrze, pomyślał, Niech Jedi zajmie się tym miejscem. A gdyby mu się nie udało... spojrzał na zawartość swojej torby.
Pogoń za dealerem wyglądała według Kyle'a banalnie. Ani Chadra-fan, ani Niktu, nie zorientowali się, że ktoś ich śledzi. Z drugiej jednak strony Katarn utrzymywał bezpieczną odległość, w razie potrzeby wyczuwając śledzonych Mocą. Ci zaś przeszli przez zatłoczony plac, minęli kilka straganów, dwa puby, centrum handlowe i skierowali się w stronę parkingu. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ludzie zaczęli rozchodzić się do domów. Katarn zrezygnował z pierwotnego zamiaru aresztowania Chadra-fana; wolał pójść za nim i zobaczyć, dokąd go zaprowadzi. Gdy obaj śledzeni wsiedli do jednego z landspeederów, Kyle złapał szybko taksówkę i pojechał za nimi prosto do dzielnicy przemysłowej.
Tak więc rycerz Jedi śledził dealera aż do jego kryjówki w jednym z magazynów. Podejrzewał, że Chadra-fan trzyma tam przy okazji zapasy geratońskiego tytoniu.
Budynek nie różnił się od innych tego typu i Kyle wiedział, jak się zabrać do jego infiltracji. Rozejrzał się więc wokół i sprawdził, czy nie ma żadnego zagrożenia. Jednocześnie sięgnął w Moc i stwierdził obecność dwunastu istot w magazynie i jednej na dachu. Ta ostatnia miała nieco ciemniejszą aurę od innych, więc postanowił sprawdzić potem, kto to.
Najpierw jednak chciał schwytać Chadra-fana.
Rycerz Jedi podkradł się do jednej z bocznych ścian. Czujniki alarmowe w prefabrykowanych barakach są wbudowane co pół metra, co metr przy złączeniach. Kyle ponownie sięgnął po Moc i, wykorzystując zmysł niebezpieczeństwa, wysondował miejsce, w którym wycięcie dziury nie wywoła alarmu. Cicha infiltracja zawsze dawała mu powody do satysfakcji.
Katarn sprawdził Mocą, czy nie ma nikogo po drugiej stronie ściany, po czym wyjął miecz świetlny i wyciął przy podłożu lukę, przez którą mógł się przeczołgać do środka. Tak jak się spodziewał, była jeszcze druga ściana, którą też musiał przeciąć. Nie sprawiło mu to większego problemu i po minucie był już w środku.
Użycie miecza świetlnego przypomniało mu o jego niedawnej modyfikacji. Po przebudowie broni, dokonanej przez Dorska 81 na Yavinie, klinga zyskała niebieski kolor. Dorsk wyjął żółty kryształ, bo potrzebował go do własnego miecza, a Kyle się na to zgodził. Jego broń miała trzy klejnoty, więc jeden był zbędny, włożony doń przez poprzedniego właściciela w niewiadomym celu. Jednak po śmierci Dorska Katarn dokonał kolejnej przebudowy i uzupełnił broń o żółty kryształ i akcelerator klingi, taki, jaki miał Khommita.
Po wstaniu na nogi Kyle rozejrzał się wokół i nie mógł ukryć zdziwienia. Znalazł się w części magazynu, którą przeznaczono do przechowywania zapasów tytoniu. Było tego wystarczająco dużo, aby zaopatrzyć całe miasto na dobre osiem miesięcy! Najwyraźniej trafił do najważniejszej nielegalnej dyspozytorni geratońskiego tytoniu w tym systemie, a może nawet w sektorze.
Nie zastanawiając się długo nad znaczeniem owego znaleziska, Katarn podszedł do drzwi. Oceniał, że pomieszczenie, w którym się znalazł, stanowiło zaledwie jedną trzecią całego budynku. Kyle sądził, że pomieszczenia mieszkalne znajdują się nad nim, tuż pod dachem magazynu. Wiedział o tym, bo wysondował Mocą trzy osoby w tamtym miejscu, jeśli nie liczyć strażnika z dachu. Od tej trójki bił spokój i błogość. Zapewne spali. Pozostali kryminaliści przebywali w pomieszczeniu obok, i nie było innej drogi niż przez drzwi. To tyle, jeśli chodzi o ciche wejście, pomyślał Kyle. Resztę trzeba będzie zrobić głośno.
Katarn położył dłoń na przycisku otwierającym drzwi, następnie użył Mocy, aby przyspieszyć swoje ruchy i reakcje. Nauczył się tej sztuczki dawno temu, ale udoskonalił pod kierunkiem mistrza Luke'a.
Wreszcie otworzył drzwi i wpadł do środka. Ludzie w środku poruszali się jak w gęstej smole, ale Kyle wiedział, że to subiektywne złudzenie. Widział, jak sięgają po broń i znajdują kryjówki za filarami i skrzyniami. Zrobili to w zwolnionym tempie, ale i tak zbyt szybko, jak na gust Katarna. Musieli się go spodziewać po incydencie w "Trench Run" i nie mieli najmniejszego zamiaru się poddać.
Rycerz Jedi uruchomił swój miecz świetlny i ciął na odlew najbliższego przeciwnika, zanim ten zdążył wyciągnąć broń. Żółte ostrze przecięło bark i klatkę wroga, pozbawiając go życia. Kyle nie czekał, aż jego ciało opadnie na ziemię; ruszył w kierunku następnego oponenta. Tamten, wysoki Gran, próbował zrobić unik, ale nie mógł się równać z wyszkolonym Jedi. Ostrze miecza zabuczało i głowa obcego upadła na ziemię, a Kyle ruszył w kierunku kolejnego Grana. Ten był szybszy od kolegów; zdążył schować się za skrzynię i wyciągnąć broń. Niemniej jednak zaraz po tym oberwał z buta lecącego na niego Jedi. Cios był tak silny, że Gran padł bez czucia na ziemię, a Katarn wylądował tuż obok niego, za skrzynią.
I w samą porę, bo z drugiej strony trafiły w skrzynię blasterowe błyskawice z miotaczy wroga. Kyle był przygwożdżony, ale nie byłby sobą, gdyby nie znalazł wyjścia z tej sytuacji. I rzeczywiście, oczami Mocy dostrzegł zwisający u sufitu podnośnik, umieszczony dokładnie nad głowami trzech napastników. Na hakach wisiała durastalowa rura, której przeznaczenia Jedi nie znał. Po lewej zaś, na ścianie, był umieszczony panel kontrolny urządzenia. Kyle wyjął więc blaster i strzelił w tamtym kierunku. Trafił bezbłędnie. Podnośnik zazgrzytał, z panelu poleciały iskry, a rura spadła napastnikom na głowy. Jedi zawsze był zwolennikiem noszenia przez członków swojego zakonu broni dystansowej. Jedni z niej korzystali, inni nie, ale w tym wypadku jej użycie okazało się skuteczne.
Strzały umilkły.
Katarn odczekał chwilę i wyjrzał zza skrzyni, ale nagle intuicja kazała mu odskoczyć w bok. W tej samej sekundzie w skrzynię trafił promień, który rozerwał ją na strzępy. Rozrywacze, pomyślał Kyle. Promień z tej broni potrafił rozpruć ciało pojedynczej istoty na poziomie cząsteczkowym, a jego strzałów nie można było odbić mieczem świetlnym. Kyle'owi został więc tylko jego refleks. Z łatwością uskoczył przed kolejnym strzałem i odnalazł jego źródło. Klatooinianin z rozrywaczem DXR-8 siedział za skrzydłem... myśliwca typu Hornet! A więc magazyn był przede wszystkim hangarem. W środku znajdowały się jeszcze dwie takie maszyny. Kyle nie miał jednak czasu na rozważania; musiał natychmiast przekoziołkować za jeden z filarów, aby uniknąć trafienia. Wątpił, żeby Klatooinianin był tak głupi, żeby strzelać w jedną z podpór działowych.
Miał rację.
Nie było więcej strzałów, natomiast napastnik najwyraźniej postanowił go okrążyć. Kyle miał więc dziesięć sekund na wymyślenie planu. Przypomniał sobie wnet o trzech śpiących przeciwnikach w pomieszczeniach mieszkalnych, do których z hangaru prowadziły schody. Katarn po raz kolejny użył blastera i strzelił w kontrolkę drzwi, upewniając się w ten sposób, że uniknie niepotrzebnej walki, a zarazem utwierdzając Klatooinianina w przekonaniu, że siedzi za filarem.
Nagle usłyszał dźwięk silników repulsorowych i zrozumiał, że działał za wolno. Chadra-fan właśnie uciekał! Zaraz po pierwszym dźwięku przyszedł drugi; prawdopodobnie Niktu też odlatywał. Kyle musiał działać szybko.
Oczyścił umysł i sięgnął po Moc. W odpowiednim momencie wyskoczył w kierunku Klatooinianina, unikając trafienia z rozrywacza. Jednocześnie wyjął dwa detonatory termiczne, ustawione na niewielki wybuch przy zetknięciu z celem. Jeden rzucił w kierunku obcego, drugi w Horneta, który właśnie unosił się w powietrze. Klatooinianin próbował uskoczyć, ale zrobił to zbyt wolno i eksplozja podziałała na niego nie gorzej, niż rozrywacz na skrzynię. Natomiast Niktu w Hornecie stracił w wyniku kolejnego wybuchu prawy stabilizator i runął na trzecią maszynę, której skrzydło przebiło kabinę pilota z obcym za sterami. Kyle wylądował na ziemi na chwilę po tym, jak Hornet Chadra-fana wyleciał przez otwarty uprzednio właz w suficie. Jedi nie miał już szans go złapać. Mógł tylko patrzeć, jak odlatuje.
Nagle Katarn zauważył rakietę lecącą w kierunku Horneta, a następnie efektowna eksplozja rozświetliła nocne niebo Commenoru.
Pierwszą rzeczą, o jakiej pomyślał Kyle, było zidentyfikowanie strzelca. Logiczne było bowiem, że skoro rakieta dosięgła celu, to ktoś musiał ją wystrzelić. Jedi zanurzył się więc w Moc i poczuł nagłą zmianę emocji u wartownika na dachu. Cierpliwa determinacja ustąpiła miejsca zadowoleniu i ponurej satysfakcji. Katarn już wiedział, kto stoi za zamachem na Chadra-fana. Zdecydował jednak, że wpierw unieszkodliwi śpiących przeciwników. Na tajemniczego strzelca przyjdzie pora później. Najpierw trzeba wykonać zadanie.
Noghri wiedział, że dobrze wypełnił swoje zadanie. Był pewien, że jak tylko Jedi wpadnie do magazynu, Hreedeck weźmie nogi za pas. Ponieważ z tego, co widział, wywnioskował, że Kyle Katarn rozprawił się ze wszystkimi w budynku, jedyny uciekający myśliwiec musiał należeć do Chadra-fana. Szaroskóry obcy zdecydował, że nie wysadzi tego miejsca w powietrze; ślady, które przestępcy mogli pozostawić, mogą pogrążyć ich mocodawców, a zatem nie opłaca się ich niszczyć. Syndykat Tenloss zapłaci za to, że ośmielił się wejść w drogę jego panu.
Trzeba jednak zadbać o to, aby mój mistrz nie miał kłopotów, pomyślał Noghri. Już wcześniej załadował do torby wszystkie ładunki wybuchowe, jakie przyniósł, a także pałkę stokhli i rakietnicę. Postanowił jak najszybciej się stąd wynieść, zanim Jedi zainteresuje się jego osobą. Obcy założył więc na siebie plecak odrzutowy i odpalił zasilanie. Maszyna zafurczała i wyrzuciła z siebie strumień ognia, który uniósł szaroskórą istotę wysoko, a potem stopniowo obniżał jego lot, aż obcy wylądował trzydzieści metrów dalej. Cała procedura powtórzyła się kilka razy, i tak Noghri oddalił się w noc, zanim Kyle Katarn zdążył zareagować na jego obecność.
Bar "Trench Run" na Commenorze nigdy nie należał do najprzyjemniejszych i Kyle Katarn doskonale o tym wiedział. W lokalu panował półmrok i drażniący powonienie zapach geratońskiego tytoniu. Geraton była zapomnianą planetą rolniczą w sektorze corelliańskim, na której rozpoczęto niedawno produkcję środków narkotyzujących. Sam tytoń był w praktyce sproszkowanymi skrzydłami geratońskich motyli, a jego zapach przytępiał zmysły i prowadził do uczucia odprężenia.
Kyle stał w kącie baru i przyglądał się wchodzącym i wychodzącym. "Trench Run" był dość zatłoczonym miejscem, mimo iż nie było tu ani dobrych drinków, ani porządnego zespołu muzycznego. A jednak istoty najróżniejszych ras odwiedzały ten lokal, powszechnie było bowiem wiadomo, że można tu dostać geratoński tytoń za połowę jego ceny rynkowej. Katarn nie miał pojęcia, jak Senat mógł zalegalizować takie paskudztwo, ale obiecał przewodniczącemu Borskowi Fey'lyi zlikwidować nielegalny handel tytoniem. Wszyscy natomiast wiedzieli, że to tutaj, w "Trench Run", przebywa osobnik, który zajmuje się rozprowadzaniem różnych używek na czarnym rynku. Kyle miał na oku wszystkich gości i wiedział, który z nich jest dealerem. Był to niepozorny Chadra-fan siedzący w środkowym stoliku pod północną ścianą, pomiędzy dwoma zażarcie dyskutującymi Twi'lekami i popijającym swojego drinka Trandoshaninem. Katarn wiedział również, gdzie są ochroniarze czarnorynkowego sprzedawcy: jeden, ubrany w szarą tunikę Niktu, trzymał się wystarczająco blisko swojego szefa, żeby skutecznie go osłaniać, a zarazem wystarczająco daleko, aby nie odstraszać potencjalnych klientów. Drugi, smukły Wookie, stał blisko drzwi, trzeci zaś, będący tęgim Talzem, pilnował tylnego wyjścia.
Cała trójka mogła w razie potrzeby ostrzelać lokal bez ryzyka trafienia siebie nawzajem.
Kyle miał zamiar przesłuchać dealera, znaleźć źródło, z którego bierze tytoń, a następnie je zlikwidować. Wiedział jednak, że to nie będzie łatwe, ze względu na silną i skuteczną obstawę. Chciał też zrobić to względnie gładko i bez ofiar. Wyciszył więc umysł i przywołał Moc. Wyczuł, że Wookie strasznie się nudzi i tęskni do porządnej rozróby. Z kolei Talz ma najsłabszy umysł. Postanowił to wykorzystać i powoli, tak, żeby nikt nie zwrócił uwagi, zbliżył się do Talza.
- Musisz iść na zaplecze.- szepnął, wykonując nieznaczny ruch dłonią.
- Muszę iść na zaplecze.- powtórzył bez przekonania Talz, po czym ruszył w kierunku tylnego wyjścia. Jeden z głowy, pomyślał Kyle.
Z Wookiem i Niktu może mu nie pójść tak łatwo. Musi wyczekać na odpowiedni moment i skupić w sobie Moc. Nie będzie miał drugiej szansy. Powoli zbliżył się do Chadra-fana, jednocześnie obserwując Wookiego. Dla niepoznaki przysiadł się do grupy Anomidów, którzy z zacięciem o czymś dyskutowali i nawet nie zwrócili na niego uwagi. W końcu nadeszła odpowiednia chwila. Jakiś Rodianin wchodził do baru akurat wtedy, gdy Wookie patrzył w drugą stronę. Idealnie.
Katarn zebrał Moc i pchnął nią Wookiego od strony Rodianina. Włochaty obcy obrócił się z rykiem i grzmotnął zdumioną, zieloną istotę w twarz. Wybuchło ogólne zamieszanie, w które włączyli się właściwie wszyscy będący przy drzwiach klienci. Kyle poczuł, jak dealer i Niktu oddalają się w kierunku tylnego wyjścia. Zapamiętał tylko, aby pokryć potem koszta rekonwalescencji Rodianina i ruszył za nimi.
Gdy z "Trench Run" wybiegali dwaj kryminaliści i goniący ich rycerz Jedi, w innej części miasta, na dachu jednego z budynków w dzielnicy przemysłowej usadowiła się, zawinięta w brudną, szarą tunikę, niska i krępa, zakapturzona postać. Właśnie zapadał zmierzch, więc istota była praktycznie niewidoczna z ulicy. Dodatkowo osobnik ten skrył się w cieniu kilkumetrowej iglicy wystającej z dachu magazynu, na którym się znajdował. Budynek ten, podobnie jak wszystkie w okolicy, był toporny i pozbawiony wszelkich charakterystycznych ozdobników. Wszystkie postawiono stosunkowo niedawno z prefabrykowanych komponentów, a miały służyć jako zaplecze gigantycznego zakładu produkującego brandy. Zakład jednak nigdy nie został zbudowany, gdyż władze planety uznały, że projekt postawienia jeszcze jednej wytwórni był zbyt kosztowny. Budynki natomiast zaaprobowano jako magazyny dla mieszczącego się w mieście portu kosmicznego.
Ten jednak miał inne zadanie. Nie przechowywano w nim towarów na eksport: słynnej commenorskiej brandy czy kryształów z kopalń rozlokowanych na południowej półkuli. Został wynajęty przez prywatne przedsiębiorstwo, ale w rzeczywistości był nielegalnym hangarem i magazynem geratońskiego tytoniu.
Siedząca na dachu zakapturzona postać wiedziała o tym. Kubaz, z którym ostatnio gadała, był bardzo dobrze poinformowany, a w dodatku rozmowny. Niestety, już nigdy nic nie powie.
Osobnik zajrzał do przyniesionej przez siebie torby. Trzymał w niej kilka ciężkich ładunków wybuchowych, którymi miał zamiar zrównać to miejsce z ziemią. Jego panu nie spodobało się, że ktoś bezprawnie wykorzystuje ich pracę do własnych celów. Bardzo się nie spodobało. Eksplozja magazynu będzie nauczką dla innych. A gdyby komuś udało się stąd uciec... no cóż, na taką okazję zamachowiec trzymał w torbie wyrzutnię rakiet.
Ściemniło się, a centrum miasta zaświeciło setkami pojedynczych światełek. Na Commenorze zapadła noc. Osobnik na dachu stwierdził, że czas zacząć rozkładać ładunki. Chciał je co prawda zdetonować, kiedy miejscowa szycha, Chadra-fan o imieniu Hreedeck, będzie w środku, ale to mu nie przeszkadzało przygotować wszystkiego teraz. Niespiesznie ruszył w kierunku miejsca, gdzie pod sufitem mieściła się najbliższa ściana działowa. Pośpiech był zbędny; zamachowiec od jakiegoś czasu obserwował Hreedecka i wiedział, że ten przed północą nie opuszcza lokalu "Trench Run", gdzie załatwia interesy. Lepiej było jednak zrobić wszystko dokładnie, niż szybko.
Istota wyszła z cienia, a nieco silniejszy powiew wiatru odsłonił jej twarz.
To był Noghri.
Obcy właśnie bezgłośnie się przemieszczał, ciągnąc za sobą torbę, gdy usłyszał z dołu czyjeś kroki. W dzielnicy przemysłowej na ogół było o tej porze cicho, a wiatr doskonale niósł wszystkie dźwięki. Zaintrygowany zamachowiec podkradł się na skraj dachu i zerknął na dół. Ku swojemu zdumieniu spostrzegł Hreedecka i jakiegoś Niktu idących szybko w stronę budynku, a także, i to było najdziwniejsze, podążającego za nimi człowieka. Noghri wziął do ręki makrolornetkę i spojrzał na tajemniczą osobę. Rozpoznał ją od razu, mimo ciemności, wiele bowiem razy słyszał o nim od swojego pana.
Był to Kyle Katarn, rycerz Jedi.
Noghri uśmiechnął się, a jego ostre jak igły zęby zalśniły przy blasku księżyców. Bardzo dobrze, pomyślał, Niech Jedi zajmie się tym miejscem. A gdyby mu się nie udało... spojrzał na zawartość swojej torby.
Pogoń za dealerem wyglądała według Kyle'a banalnie. Ani Chadra-fan, ani Niktu, nie zorientowali się, że ktoś ich śledzi. Z drugiej jednak strony Katarn utrzymywał bezpieczną odległość, w razie potrzeby wyczuwając śledzonych Mocą. Ci zaś przeszli przez zatłoczony plac, minęli kilka straganów, dwa puby, centrum handlowe i skierowali się w stronę parkingu. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ludzie zaczęli rozchodzić się do domów. Katarn zrezygnował z pierwotnego zamiaru aresztowania Chadra-fana; wolał pójść za nim i zobaczyć, dokąd go zaprowadzi. Gdy obaj śledzeni wsiedli do jednego z landspeederów, Kyle złapał szybko taksówkę i pojechał za nimi prosto do dzielnicy przemysłowej.
Tak więc rycerz Jedi śledził dealera aż do jego kryjówki w jednym z magazynów. Podejrzewał, że Chadra-fan trzyma tam przy okazji zapasy geratońskiego tytoniu.
Budynek nie różnił się od innych tego typu i Kyle wiedział, jak się zabrać do jego infiltracji. Rozejrzał się więc wokół i sprawdził, czy nie ma żadnego zagrożenia. Jednocześnie sięgnął w Moc i stwierdził obecność dwunastu istot w magazynie i jednej na dachu. Ta ostatnia miała nieco ciemniejszą aurę od innych, więc postanowił sprawdzić potem, kto to.
Najpierw jednak chciał schwytać Chadra-fana.
Rycerz Jedi podkradł się do jednej z bocznych ścian. Czujniki alarmowe w prefabrykowanych barakach są wbudowane co pół metra, co metr przy złączeniach. Kyle ponownie sięgnął po Moc i, wykorzystując zmysł niebezpieczeństwa, wysondował miejsce, w którym wycięcie dziury nie wywoła alarmu. Cicha infiltracja zawsze dawała mu powody do satysfakcji.
Katarn sprawdził Mocą, czy nie ma nikogo po drugiej stronie ściany, po czym wyjął miecz świetlny i wyciął przy podłożu lukę, przez którą mógł się przeczołgać do środka. Tak jak się spodziewał, była jeszcze druga ściana, którą też musiał przeciąć. Nie sprawiło mu to większego problemu i po minucie był już w środku.
Użycie miecza świetlnego przypomniało mu o jego niedawnej modyfikacji. Po przebudowie broni, dokonanej przez Dorska 81 na Yavinie, klinga zyskała niebieski kolor. Dorsk wyjął żółty kryształ, bo potrzebował go do własnego miecza, a Kyle się na to zgodził. Jego broń miała trzy klejnoty, więc jeden był zbędny, włożony doń przez poprzedniego właściciela w niewiadomym celu. Jednak po śmierci Dorska Katarn dokonał kolejnej przebudowy i uzupełnił broń o żółty kryształ i akcelerator klingi, taki, jaki miał Khommita.
Po wstaniu na nogi Kyle rozejrzał się wokół i nie mógł ukryć zdziwienia. Znalazł się w części magazynu, którą przeznaczono do przechowywania zapasów tytoniu. Było tego wystarczająco dużo, aby zaopatrzyć całe miasto na dobre osiem miesięcy! Najwyraźniej trafił do najważniejszej nielegalnej dyspozytorni geratońskiego tytoniu w tym systemie, a może nawet w sektorze.
Nie zastanawiając się długo nad znaczeniem owego znaleziska, Katarn podszedł do drzwi. Oceniał, że pomieszczenie, w którym się znalazł, stanowiło zaledwie jedną trzecią całego budynku. Kyle sądził, że pomieszczenia mieszkalne znajdują się nad nim, tuż pod dachem magazynu. Wiedział o tym, bo wysondował Mocą trzy osoby w tamtym miejscu, jeśli nie liczyć strażnika z dachu. Od tej trójki bił spokój i błogość. Zapewne spali. Pozostali kryminaliści przebywali w pomieszczeniu obok, i nie było innej drogi niż przez drzwi. To tyle, jeśli chodzi o ciche wejście, pomyślał Kyle. Resztę trzeba będzie zrobić głośno.
Katarn położył dłoń na przycisku otwierającym drzwi, następnie użył Mocy, aby przyspieszyć swoje ruchy i reakcje. Nauczył się tej sztuczki dawno temu, ale udoskonalił pod kierunkiem mistrza Luke'a.
Wreszcie otworzył drzwi i wpadł do środka. Ludzie w środku poruszali się jak w gęstej smole, ale Kyle wiedział, że to subiektywne złudzenie. Widział, jak sięgają po broń i znajdują kryjówki za filarami i skrzyniami. Zrobili to w zwolnionym tempie, ale i tak zbyt szybko, jak na gust Katarna. Musieli się go spodziewać po incydencie w "Trench Run" i nie mieli najmniejszego zamiaru się poddać.
Rycerz Jedi uruchomił swój miecz świetlny i ciął na odlew najbliższego przeciwnika, zanim ten zdążył wyciągnąć broń. Żółte ostrze przecięło bark i klatkę wroga, pozbawiając go życia. Kyle nie czekał, aż jego ciało opadnie na ziemię; ruszył w kierunku następnego oponenta. Tamten, wysoki Gran, próbował zrobić unik, ale nie mógł się równać z wyszkolonym Jedi. Ostrze miecza zabuczało i głowa obcego upadła na ziemię, a Kyle ruszył w kierunku kolejnego Grana. Ten był szybszy od kolegów; zdążył schować się za skrzynię i wyciągnąć broń. Niemniej jednak zaraz po tym oberwał z buta lecącego na niego Jedi. Cios był tak silny, że Gran padł bez czucia na ziemię, a Katarn wylądował tuż obok niego, za skrzynią.
I w samą porę, bo z drugiej strony trafiły w skrzynię blasterowe błyskawice z miotaczy wroga. Kyle był przygwożdżony, ale nie byłby sobą, gdyby nie znalazł wyjścia z tej sytuacji. I rzeczywiście, oczami Mocy dostrzegł zwisający u sufitu podnośnik, umieszczony dokładnie nad głowami trzech napastników. Na hakach wisiała durastalowa rura, której przeznaczenia Jedi nie znał. Po lewej zaś, na ścianie, był umieszczony panel kontrolny urządzenia. Kyle wyjął więc blaster i strzelił w tamtym kierunku. Trafił bezbłędnie. Podnośnik zazgrzytał, z panelu poleciały iskry, a rura spadła napastnikom na głowy. Jedi zawsze był zwolennikiem noszenia przez członków swojego zakonu broni dystansowej. Jedni z niej korzystali, inni nie, ale w tym wypadku jej użycie okazało się skuteczne.
Strzały umilkły.
Katarn odczekał chwilę i wyjrzał zza skrzyni, ale nagle intuicja kazała mu odskoczyć w bok. W tej samej sekundzie w skrzynię trafił promień, który rozerwał ją na strzępy. Rozrywacze, pomyślał Kyle. Promień z tej broni potrafił rozpruć ciało pojedynczej istoty na poziomie cząsteczkowym, a jego strzałów nie można było odbić mieczem świetlnym. Kyle'owi został więc tylko jego refleks. Z łatwością uskoczył przed kolejnym strzałem i odnalazł jego źródło. Klatooinianin z rozrywaczem DXR-8 siedział za skrzydłem... myśliwca typu Hornet! A więc magazyn był przede wszystkim hangarem. W środku znajdowały się jeszcze dwie takie maszyny. Kyle nie miał jednak czasu na rozważania; musiał natychmiast przekoziołkować za jeden z filarów, aby uniknąć trafienia. Wątpił, żeby Klatooinianin był tak głupi, żeby strzelać w jedną z podpór działowych.
Miał rację.
Nie było więcej strzałów, natomiast napastnik najwyraźniej postanowił go okrążyć. Kyle miał więc dziesięć sekund na wymyślenie planu. Przypomniał sobie wnet o trzech śpiących przeciwnikach w pomieszczeniach mieszkalnych, do których z hangaru prowadziły schody. Katarn po raz kolejny użył blastera i strzelił w kontrolkę drzwi, upewniając się w ten sposób, że uniknie niepotrzebnej walki, a zarazem utwierdzając Klatooinianina w przekonaniu, że siedzi za filarem.
Nagle usłyszał dźwięk silników repulsorowych i zrozumiał, że działał za wolno. Chadra-fan właśnie uciekał! Zaraz po pierwszym dźwięku przyszedł drugi; prawdopodobnie Niktu też odlatywał. Kyle musiał działać szybko.
Oczyścił umysł i sięgnął po Moc. W odpowiednim momencie wyskoczył w kierunku Klatooinianina, unikając trafienia z rozrywacza. Jednocześnie wyjął dwa detonatory termiczne, ustawione na niewielki wybuch przy zetknięciu z celem. Jeden rzucił w kierunku obcego, drugi w Horneta, który właśnie unosił się w powietrze. Klatooinianin próbował uskoczyć, ale zrobił to zbyt wolno i eksplozja podziałała na niego nie gorzej, niż rozrywacz na skrzynię. Natomiast Niktu w Hornecie stracił w wyniku kolejnego wybuchu prawy stabilizator i runął na trzecią maszynę, której skrzydło przebiło kabinę pilota z obcym za sterami. Kyle wylądował na ziemi na chwilę po tym, jak Hornet Chadra-fana wyleciał przez otwarty uprzednio właz w suficie. Jedi nie miał już szans go złapać. Mógł tylko patrzeć, jak odlatuje.
Nagle Katarn zauważył rakietę lecącą w kierunku Horneta, a następnie efektowna eksplozja rozświetliła nocne niebo Commenoru.
Pierwszą rzeczą, o jakiej pomyślał Kyle, było zidentyfikowanie strzelca. Logiczne było bowiem, że skoro rakieta dosięgła celu, to ktoś musiał ją wystrzelić. Jedi zanurzył się więc w Moc i poczuł nagłą zmianę emocji u wartownika na dachu. Cierpliwa determinacja ustąpiła miejsca zadowoleniu i ponurej satysfakcji. Katarn już wiedział, kto stoi za zamachem na Chadra-fana. Zdecydował jednak, że wpierw unieszkodliwi śpiących przeciwników. Na tajemniczego strzelca przyjdzie pora później. Najpierw trzeba wykonać zadanie.
Noghri wiedział, że dobrze wypełnił swoje zadanie. Był pewien, że jak tylko Jedi wpadnie do magazynu, Hreedeck weźmie nogi za pas. Ponieważ z tego, co widział, wywnioskował, że Kyle Katarn rozprawił się ze wszystkimi w budynku, jedyny uciekający myśliwiec musiał należeć do Chadra-fana. Szaroskóry obcy zdecydował, że nie wysadzi tego miejsca w powietrze; ślady, które przestępcy mogli pozostawić, mogą pogrążyć ich mocodawców, a zatem nie opłaca się ich niszczyć. Syndykat Tenloss zapłaci za to, że ośmielił się wejść w drogę jego panu.
Trzeba jednak zadbać o to, aby mój mistrz nie miał kłopotów, pomyślał Noghri. Już wcześniej załadował do torby wszystkie ładunki wybuchowe, jakie przyniósł, a także pałkę stokhli i rakietnicę. Postanowił jak najszybciej się stąd wynieść, zanim Jedi zainteresuje się jego osobą. Obcy założył więc na siebie plecak odrzutowy i odpalił zasilanie. Maszyna zafurczała i wyrzuciła z siebie strumień ognia, który uniósł szaroskórą istotę wysoko, a potem stopniowo obniżał jego lot, aż obcy wylądował trzydzieści metrów dalej. Cała procedura powtórzyła się kilka razy, i tak Noghri oddalił się w noc, zanim Kyle Katarn zdążył zareagować na jego obecność.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,43 Liczba: 14 |
|
Maxi Artur2008-05-15 11:58:07
Za długie 1/10
Aved Lord2007-05-11 21:10:57
Plus za odnośniki do wydażeń z oficjalnych produkcji.
Aved Lord2007-05-11 20:33:46
Nigdy nie czytałem lepszego fica. Tylko czekać z nadzieją na następne tytuły Michała Wolskiego.
Aved Lord2007-05-11 17:24:45
Przenieść trochę w przeszłość i wydać oficjalnie w trójpaku. Jedyne co z takim ficiem można zrobić.
Aved Lord2007-05-11 13:15:36
Jakby NEJ nie zaprzeczało możnaby spokojnie wydać to jako oficjalną książkę.
Misiek2006-04-02 00:38:49
Prośba do komentujących w opiniach, żeby wpisali ocenę Pełnomocnika i pozostałych do skali ocen. Bastionowe statystyki łapią tylko te fanfice, które mają powyżej 10 ocen :-P
Lord Brakiss2006-03-24 16:42:24
Swietne!!! Lepsze od niektórych książeki prawdziwych autorów.10/10
Lord Darth_Vader2005-09-17 16:14:11
Autor napewno włożył w to wiele pracy a Opowiadanie jest bardzo ciekawe.
Qui Gon Jinn2005-08-05 18:30:40
Opowiadanie wciągające i ciekawe, choć trudno czyta sie taki tekst na kompie. Podziwam wytrwałość autora.
Edi2005-03-20 16:20:13
Opowiadanie jest wspaniałe.Gratulacje dla autora ponieważ stworzył niesamowitą fabułę która mnie wciągnęła,wspaniale opisał akcję i wykorzystał wiedzę z filmów i EU.Brawa także za mroczny klimat.10/10.
Carno2004-08-19 00:20:10
Z receenzja poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 9.
Jagd Fell2004-06-18 18:32:56
Genialnie po prostu super bomba CO TAM JESZCZE o Alpha Red dosłownie.
Ricky Skywalker2004-05-10 14:42:57
Cóż mogę powiedzieć... szerzej rozwodzę się nad problemem na Forum, zatem tutaj króciutko:
+ POMYSŁ
+ Rozbudowana akcja
+ Dialogi
+ Narracja
ale...
-Błędy stylistyczne (str. 51: "zdążył nacisnąć wystukać" i kilkanaście razy podobnie), interpunkcyjne (tego w cholerę było, a najbardziej mnie raziła niewłaściwa forma dialogów; no ale dobra, wiem, czepiam się ;-)) i w pisowni niektórych nazw własnych ("CaRLissian" a powinno być "CaLRissian" i kilka innych błędów), oraz taka jedna rzecz... niekonsekwencja. Raz piszesz "Sokół MILENIUM" a raz "Sokół MILLENNIUM".
- brak napisu INFINITIES na okładce :D (no sam Michał wiesz jak bardzo jestem emocjonalnie związany z serią NEJ).
Dobra, wiem. Trochę w miniusach się czepiłem. Ale kiedy się zabieramy za poważną produkcję, należy wyłapać wszystkie błędy przed wydaniem. Ale i tak, te błędy nie mogą w moich oczach obniżyć i tak wysokiego poziomu. Chciałbym, aby skończone "Cienie Jedi" prezentowały podobny poziom, jak "Pełnomocnik" :)
WIELKIE BRAWA!!
(9/10) :)
Otas2004-03-30 13:45:23
Ktoś kiedyś zadał na forum pytanie czy czytalibyśmy książki SW polskiego pisarza... no cóż teraz mogę śmiało powiedzieć że jesli kiedyś na półkach księgarni pojawi sie książka autorstwa Miśka to kupuję ją w ciemno :)
Jak większość jestem pełen podziwu dla wiedzy autora i ogromu pracy włożonego w książke. Przyznam się że styl powieści, rozbudowana fabuła, masa postaci itp. bardzo mi przypadła do gustu.
Gdy skończyłem czytać Pełnomocnika to spojżałem na moją półke z książkami ....i pożałowałem że na sporo książek wydałem kase... gdyż są o wiele gorsze niż powieść Miśka.
Echh... cóż będe się dalej rozwodził... jak dla mnie bomba, którą z przyjemnością odbezpieczyłem i pożarłem :)
PS. Nie mogłem dać 10 (licze że 3 tom na nią zasłuży) ... nie mogłem dać 9 (bo FS ją dostanie) ... nie ma 8,5... więc PS dostaje odemnie 8 ... :)
Misiek2004-03-22 17:59:04
Owe drobne potknięcia językowe wynikają z braku korektorów, a jak mam sam to czytać w poszukiwaniu błędów, to szlag mnie trafia (nie dość, że znam treść, nie dość, że na kompie, to jeszcze nudne...). Ale większość z nich wyeliminowałem w drugim wydaniu.
Gemini2004-02-11 15:02:41
juz dochodze do końca. ;)) Napisane jest ciekawie i wciągająco . Są drobne potkniecia językowe , ale "ujda w tłoku". Trche za duzo nowych postaci z początku i trudno wszyskich zapamiętac. Ale warto przeczytac
Calsann2003-12-10 23:45:50
dopiero dzisiaj skończyłem czytać... muszę przyznać że "opowiadanko" :P jest niczego sobie ;) co prawda... wolę okres przedimperialny ;)
Wilaj2003-10-03 13:09:49
Pewnie II tom wyjdzie, a ja nie przeczytam jeszcze pierwszego ...
Misiek2003-09-22 16:27:46
A II tom jest dluzszy ;-)))))
obisk2003-09-18 13:08:24
gdy doczytałem sie do 18 rozdzialu to wybuchlem smiechem ze komu by tyle chcialo pisac aledaje 7
Darth Fizyk2003-09-11 18:00:58
Jak zobaczylem to sie przerazilem, nie ze dlugie, tylko ze dlugie na kompie czytanie i chcialem ominac, ale pojawil sie pdf i przeczytalem (ale to bylo juz dawno jak mialem modem jeszcze). Wiec zeby byl slad ze czytalem napisze ze jest ciekawe. Brawo :)
Wilaj2003-08-26 00:51:44
OK!!!
Już ściągam. Niedługo zacznę czytanie(boże święty, tydzień z głowy)Mam nadzieję, że będzie mi się podobało!!!
Misiek2003-07-13 17:41:42
A już wkrótce tom II.
Strid2003-07-11 21:52:04
BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ŚWIETNE OPOWIADANIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mistrz Fett2003-06-17 09:45:47
Czekamy teraz na Tom II, a potem III.
MorganVenturi2003-05-27 13:53:37
Dzięki Michał! Nie chcę ci życia utrudniać, ale możesz mi powiedzieć jak zginął (bo nie wiem czy mój bohater ma go zabić w akcie zemsty, czy też Mareek ma mu zwiać... I jeszcze jedno- czy Mareek Steel żył 4 lata po EPISODZIE 3? Bo właśnie wtedy zabił rodziców mojego bohatera???
Misiek2003-05-25 13:23:11
Odpowiadam: Maarek Stele to postać autentyczna:-)
MorganVenturi2003-05-13 11:21:44
Bardzo Dobre opowiadanie! Ciekawe i klimatyczne. No i bije wiedzą z EU! A ja to cenię! Mam tylko pytanie - czy ty wymyśliłeś Mareeka Steel? Piszę opowiadanie, w którym ta RĘKA zabije rodziców innej RĘKI (wymyślonej przeze mnie)
Kisiel2003-04-22 02:01:43
Fajnie ze jest w PDF-ie... Wszystkie Fan Fice powinny być w PDF, bo w kompie się faktycznie słabo czyta, a ja z chęcią sobie wydrukuje zeby miec :D
Mistrz Fett2003-04-21 16:30:35
Ja daję 9. Jest super! :)
Andaral2003-04-16 15:30:15
"PS" jest już w formacie .pdf !!
Strangler2003-04-16 15:12:37
OK - na Wasze prośby zamieszczamy PDFa -
1,73 MB (ikonka dyskietki u góry
tekstu).
Życzę szybkich transferów i miłej
lekturki :)
Astian2003-04-11 20:59:10
Sporo tego, może jakiś PDF.
Anor2003-04-11 16:14:23
No wreszcie dobrnąłem do końca. Było to
tym bardziej trudne, że czytałem na
kompie.
No ale przyszło wyrazić opinię:
Po pierwsze podziwiam ogomny wkład pracy,
to nie jest fanfiction, tylko ksiażka, a
jak rozumiem, to jest dopiero pierwsza
część. Jestem pod wrażeniem.
Z tekstu bije ogromna wiedza na temat SW,
a szczególnie doskonała znajomość EU.
Przejawiaja sie tu bodajrze prawie
wszystkie wazniejsze postacie, miejsca,
rasy, pojazdy, obiekty, statki, itd. To
równiez robi ogromne wrażenie.
Jednak ten plus jest równiez i minusem.
Autor zamieszczając ogromna ilość
bohaterów, miejsc i statków apowodował
wielkie przeładowanie, które nawet tych
zorientowanych może doprowadzić do
dezorientacji. Pod koniec, kiedy fabuła
sie zacieśnia jedynym sposobem było
powybijanie częsci bohaterów, bo po
prostu było ich za dużo, nie było już dla
nich miejsca.
Fabuła! Jest naprawdę wielowątkowa, wręcz
bardzo wielowątkowa. Czytałem wszystkie
ksiązki SW i chyba takiej wielowątkowości
jeszcze nie widziałem. To zasługuje na
podziw i pochwałe, jednak początke, kiedy
jeszcze nie wiadomo o co chodzi był
cięzki do przejścia i mógł naprawdę
zniechęcić mniej wytrwałych czytelników.
Mimo to jak sie przebrnęło do pewnego
momentu było juz znośnie.
Nie moge jednak chwalić do końca. Pewną
mała wadą, która jednak moze być
subiektywna jest nazewnictwo nowych
postaci. Jakoś wiekszość tych nowych nazw
mi nie pasuje do starwars (Totenko, czy
inni). Jednak nie uważam tego za jakąś
wielką wadę, po prostu ot takie coś.
Kolejna wada dla mnie jest próba
wykorzystania wszelkich superbroni i
superstatków, niektórych na siłe.
Wszystko to wpływa na obnizenie realności
całej opowieści, jest trochę przesadzone.
Mnie zresztą zawsze drażnia takie cuda
jak te wszystkie nowe super bronie i w
ogóle, bo zawsze sie okazuje, że gdzies
cos takiego dryfowało sobie w przestrzeni
niezauważone i nagle ktos je znajduje.
Jeśli chodzi o pomysł, to oczywiście
trudno to kwestionować, ale jak dla mnie
to mi sie podoba. Bardzo gładko
załatwiłes pewne fakty z EU i udało ci
sie wiele rzeczy zgrabnie wytłumaczyć
(czekam jescze na pewne wytłumaczenia,
wiesz o kogo chodzi). Wszystko to dało
efekt alternatywy dla NEJ, jednocześnie
stanowiąc dla niej sprzeczność. Nie
uważam tego za wadę, ale chłopie niestety
już twój twór nie będzie mógł byc
opublikowany jako oficjalna ksiązka, a
szkoda...
Tymi słowami zakończę, chociaż mógłbym
powiedzieć jeszcze wiele, ale musiałbym
ujawnić fabułę, może jeszcze przyjdzie na
to czas.
Ale generalnie GRATULUJE!!!
jedI2003-04-08 20:06:14
Skoro tekst ten jest reklamowany jako
pierwszy polski e-book to ja go będę tak
oceniał...
Tekst ten otrzymałem na grubo przed tym
jak pojawiłsię on na Bastionie...
pierwsze rozdziały mnie wciągnęły. Byłem
za. Ale teraz kiedy usiadłem i wczytałem
się w to głębiej muszę zmienić zdanie...
Przyznam się... nie doczytałem
Pełnomocnika do końca... a to co
przeczytałem tylko pobieżnie. Na dodatek
była to dla mnie droga przez mękę.
Niewątpliwie ukończenie takiego czegoś
jest wielkim osiągnięciem autora,
olbrzymim, niewielu jest fanów Sw, którzy
mieliby na tyle samozaparcia aby napisać
coś tak wielkiego.
Tylko, że Pałac Kultury też jest wielki a
to nie oznacza, że musi m isię podobać.
Mamy tu doczynienia z przerostem ilości
nad jakością. Autorowi co prawda udało
się utrzymac w ryzach fabułę i
konsekwentnie ją poprowadził ale całość
mnie osobiście przytłoczyła.
Fabułą- dobra historyjka akcji...
wykorzystuje przynajmniej to co już mamy
w SW a nie tworzy jakichś nowych
niestworzonych planet... Początkowo
klimat uderzył w dziesiątkę... utrzymany
w psychodelicznym nurcie przypominał mi
trochę fanfice Son of the Sun ale później
była już tylko akcja...
Bohaterowie skonstruowani poprawnie...
moga obsługiwać klinetów w supermarkecie.
Świat doskonale odtworzony z SW (zaleta
to czy wada ?).
Cóż moge napisać na podsumowanie... TAK
WIELKIM FICOM MÓWIĘ STANOWCZE NIE !!!
Talent jakim niewątpliwie obdarzony jest
autor ginie pod formą tego typu
przedsięwzięcia.
Ale to rewolucyjne wydarzenie wśród
polskich twórców SW więc ja klaszcze i
śmieje się... przez łzy.
PS.
Może jak doczytam do końca to dam jakieś
konkrety, na razie nie chcę wydawać
krzywdzących opinii.
Jagged Fel2003-04-08 12:52:13
(całe naraz)
Jagged Fel2003-04-08 12:48:40
Czy można to ściągnąć?
Kisiel2003-04-08 00:43:15
No nie źle, z newsem to sie Yako
pospieszyl, jak ja juz przeczytalem to z
spokojnie 2 tygodnie temu ;) O
opowiadaniu mam bardzo pozytywne zdanie.
Bardzo mi sie podoba jego konstrukcja.
Dobrze sie czyta. Pomysl calkiem ciekawy
i nawet fabula wciagająca. Jestem na TAK
:D