ROZDZIAŁ XXVIII
Z nadprzestrzeni, w systemie Roon, gdzieś w Płaszczu Sith, wyskoczyła flota składająca się z trzydziestu siedmiu okrętów Nowej Republiki. Od bardzo dawna nie koncentrowano tylu statków wojennych w jednym miejscu, i chociaż zebrały się one już nad Yavinem, dopiero teraz ich potęga i siła rażenia zaczęły mieć znaczenie. Być może wyruszanie z najpotężniejszymi okrętami Republikan na jedną, bezbronną planetę mogło się wydać dziwne, ale zarówno dowódcy statków, jak i przebywający na nich rycerze Jedi zdawali sobie sprawę z politycznej wagi takiego, a nie innego posunięcia. Admirał Ackbar, upoważniając generałów Bel Iblisa, A’bahta, Granta, Crackena i komandora Hyiritina do ofensywy na Roon nie tylko zapewnił inicjatorom wyprawy, rycerzom Jedi, odpowiednie wsparcie, ale też, kiedy tylko ta decyzja wyszła na jaw, dał dowód na to, że Nowa Republika nie jest bierna wobec krzywd planet członkowskich. Co prawda Ackbar zapłacił za swoją decyzję stołkiem, opinia publiczna jeszcze się nie dowiedziała o wyprawie, a w galaktyce zdarzyło się jeszcze kilka nieprzyjemnych rzeczy, ale o tym uczestnicy wyprawy nie wiedzieli. No, może jeśli nie liczyć rycerzy Jedi, którzy natychmiast wyczuli zagładę trzech, zniszczonych przez Galaktyczne Działo planet. To ich jednak tylko dodatkowo umotywowało.
- Czujesz to, mistrzu? – zapytał Firtisthwing Luke’a, kiedy obaj stali na mostku „Tytana” i patrzyli na majaczącą w przestrzeni, złowieszczo cichą planetę.
- Czuję.- odparł Skywalker, nie odrywając wzroku od biało-błękitnej tarczy planety – Jest cała spowita mrokiem, od bieguna po biegun. Nie ma wątpliwości, że czai się na niej coś wyjątkowo złego.- spojrzał na Vora – Powinniśmy zejść do atmosfery pierwsi i sprawdzić, co się tam tak naprawdę dzieje. Powiedz generałowi Grantowi, że potrzebujemy dobrze uzbrojonego promu.
- Oczywiście, mistrzu.- zgodził się Vor, po czym poszedł porozmawiać z dowódcą krążownika. Luke przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, ale zaraz znowu spojrzał na planetę. Kiedy tylko zapuszczał sondy myślowe w jej kierunku, wyczuwał nieprzeniknioną, gęstą, ciemną aurę, spowijającą cały glob. Zupełnie, jakby planeta miała własną świadomość, z niewielkimi przebłyskami pojedynczych znaków innych istot żywych. Ginęły one jednak w wszechogarniającym mroku. Luke był teraz pewien, że to właśnie tu czarne chmury w Mocy mają swoje źródło.
Bez słowa, za to z zatroskaniem na twarzy, odwrócił się od iluminatora i poszedł w kierunku hangarów, gdzie, jak wyczuwał, zebrali się jego Jedi.
W gabinecie Barrona panował półmrok, charakterystyczny dla wieczornej pory na Geratonie. Dyrektor GSI jednak najbardziej lubił właśnie tę porę; odzwierciedlała jego samego: zachodzące słońce było maską, jaką pokazywał galaktyce, maską światłego i charyzmatycznego biznesmena, dającego zarabiać rządowi na miejscowym tytoniu. Maska ta jednak ginęła w wszechogarniającym mroku duszy prawdziwego Barrona, kapitana piratów, współpracującego z Centralą Executor’s Lair. Pomieszczenie to w ogóle nie przypominało już tego samego salonu, który zapamiętał Kyle Katarn. Cały przepych i dzieła sztuki zostały usunięte, pozostawiając tylko biurko, fotel i kilka krzeseł. Iluzja została rozmyta. Omwati rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu, niemal zapominając, że nie jest w gabinecie sam.
Dwaj mężczyźni, których twarze kryły się w cieniu, stali pod ścianą w postawie zasadniczej. Ich muskulatura i oszczędne ruchy świadczyły, że obaj przeszli szkolenie wojskowe w Imperialnej Akademii. Obaj byli też najlepsi w swoim fachu.
Barron właściwie nie bardzo wiedział, na co czekali. Nakazał co prawda na ich prośbę przeprowadzić szczegółowe przeczesanie lasów otaczających stolicę w poszukiwaniu Kyle’a Katarna i jego towarzyszy, nie sądził jednak, żeby przyniosło to w najbliższym czasie jakieś rezultaty. Poza tym słyszał, że rycerze Jedi potrafią odwracać od siebie wzrok innych. Ponieważ jednak obaj panowie milczeli, dyrektor nie zwracał na nich uwagi.
W pewnym momencie na jego pulpicie zaczęło mrugać zielone światełko, a w sali rozległo się bzyczenie. Stojący w cieniu mężczyźni poruszyli się, a generał Barron, zirytowany, że przerwano mu odpoczynek, nacisnął od niechcenia jakiś przycisk.
- Tu dyrektor Barron, meldować!- rzucił.
- Sir, znaleźliśmy dwóch dysydentów w lesie nieopodal dzielnicy fabrycznej.- usłyszał zniekształcony przez przenośny komlink głos jednego ze zwiadowców. Panowie poruszyli się po raz kolejny, a Omwati poczuł na sobie ich zimne spojrzenia.
- No to wyrzućcie ich gdzieś albo zabijcie, ale nie zawracajcie mi głowy.- odparł, ziewając.
- Ależ, sir...- zaczął zwiadowca.
- Czyżby miał pan jakieś wątpliwości natury moralnej?- głos Barrona był przymilny, ale dało się wyczuć w nim fałszywą nutę.
- Nie, sir.- odpowiedział zapytany – Ale jeden z nich miał przy sobie bransoletkę oficerów Nowej Republiki.
Obaj mężczyźni w cieniu spojrzeli najpierw na siebie, potem na Barrona.
- To zmienia postać rzeczy. Dziękuję. Zróbcie z nimi, co uważacie za stosowne.- rzekł generał i przerwał połączenie, żeby po chwili odwzajemnić zimny wzrok swoich gości.
- Dzielnica fabryczna, panowie.- powiedział powoli – Wtedy Katarn nic tam nie znalazł.
- Ale niedawno był transport i z pewnością pozostawiono ślady.- odparł jeden z mężczyzn, odzywając się po raz pierwszy od jakiejś godziny. Następnie, nawet nie czekając na odpowiedź dyrektora, skierował się wraz ze swoim towarzyszem w stronę drzwi. Barron nawet nie zamierzał ich zatrzymywać. Wiedział, że jeśli rycerze Jedi pojawią się w dzielnicy fabrycznej, ci dwaj z pewnością ich unieszkodliwią.
Generał Grant patrzył przez iluminator, jak prom klasy Gamma z rycerzami Jedi na pokładzie kieruje się ku powierzchni planety Roon. Nigdy nie darzył ich sympatią, ale musiał przyznać, że podziwia ich opanowanie i oddanie sprawie. On nigdy nie potrafił poświęcić się żadnej idei. Kiedy był wielkim admirałem, zdradził Nowy Ład dla swojej korzyści i przeszedł na stronę Rebeliantów. Z kolei służba pod admirałem Ackbarem nigdy nie była dla niego ciężka i pewnie dlatego pozostał wśród Republikan, mimo, iż oznaczało to zdegradowanie do stopnia generała. Teraz jednak, jak patrzył na to z perspektywy czasu, coraz częściej zadawał sobie pytanie, co by było, gdyby nie przyjął wtedy propozycji Mon Mothmy i pozostał lojalny Imperium. Losy galaktyki mogły być wówczas zupełnie inne.
Ale galaktyka wygląda, jak wygląda, i nic tego nie zmieni, pomyślał. Ma tutaj zadanie do wykonania i musi je wykonać. Nawet jeśli w tej chwili polegało ono na czekaniu. Grant spojrzał jeszcze raz za promem Jedi; już zniknął w atmosferze Roon. Odwrócił się więc do oficera łącznościowego.
- Skontaktujcie się z Coruscant, z admirałem Ackbarem.- powiedział – Przekażcie mu, że dotarliśmy do Płaszcza Sith.
- Połączenie jest niemożliwe.- powiedział po chwili łącznościowiec, nie kryjąc zdziwienia – Ktoś nas zagłusza!
- Co!?- generał Grant rzucił się do przyrządów i stwierdził, że oficer ma rację – Natychmiast połączcie mnie na kanale wewnętrznym z innymi dowódcami...- ryknął, ale nie dokończył, bo zarówno radary, jak i iluminatory, pokazywały, że okręty Nowej Republiki nie są w tym układzie same. Kątem oka jeszcze dostrzegł, jak statki pod dowództwem Bel Iblisa i Crackena przyjmują pozycje obronne, ale całą uwagę skupił na nadlatujących zza planety piętnastu krążownikach klasy Carrack, pięciu pancernikach Dreadnaught, dwóch lotniskowcach Sienaru i dwunastu gwiezdnych niszczycielach, zarówno Imperial, jak i Victory.
Z superniszczycielem na czele.
Prom klasy Gamma z rycerzami Jedi wylądował na głównym placu w mieście nieopodal wygasłego wulkanu. Mieścina ta składała się z kilkudziesięciu niewielkich, ceglanych domów, pokrytych utwardzanymi, drewnianymi dachami. Sową krajobrazu był duży, złowrogi wulkan. Luke czuł, że to właśnie tam mieści się źródło energii ciemnej strony, która spowija planetę. Nie to jednak przykuło uwagę standardowych zmysłów jego i pozostałych rycerzy. Zauważyli oni, że na placu stoją dwa transportery opancerzone klasy AT-AT, gdzieś dalej, pośród zabudowań, majaczyły trzeci i czwarty, zaś u podnóża wulkanu czaił się piąty. Ponadto Kyp zauważył na radarze, że na skraju miasta stoją dwa desantowe galeony. To wszystko zdawało się być mało normalne jak na niewielką wioskę górniczą, która miała poza tym jeszcze jeden mankament.
- Tu jest za cicho.- Kam Solusar sformułował go pierwszy, kiedy cała trzynastka opuściła prom, sondując otoczenie – Co się stało z mieszkańcami?
Zekk i Dorsk 82 od razu rozpoczęli zabezpieczanie okolicy, sprawdzając na początku, czy machiny kroczące AT-AT stanowią zagrożenie.
- Myślę, że tam znajdziemy odpowiedź.- mruknął Firtisthwing, mrużąc oczy w kierunku jednej z odchodzących od placu ulic. Jedi wiedzieli, że jako Vor posiada on umiejętność akomodacji soczewek oczu, co umożliwia zbliżenie obrazu. Firtisthwing udoskonalił tę umiejętność o właściwości Mocy. Dlatego też Luke i pozostali bez słowa skierowali się we wskazanym kierunku, otulając się swoimi płaszczami z powodu mroźnego wiatru, ale nie tracąc nic ze swojej czujności. Zekk stwierdził, że nie wyczuwa na najbliższym transportowcu żadnych śladów czyjejkolwiek aury, a zatem rycerze skrócili sobie drogę, przechodząc między jego nogami.
Kiedy doszli do wskazanej przez Vora uliczki, ich oczom ukazał się widok dziesiątków martwych ciał, zarówno ludzi czy innych cywilów, jak i szturmowców. Luke poczuł, jak coraz gęstszy mrok spowija dusze nowo przybyłych, wiedział jednak, że nie dadzą mu się opanować.
- Czujesz to, mistrzu?- zapytał Kam, badając puls jednego z trupów. Skywalker wiedział jednak, że nie chodzi tu o czynności życiowe denata, lecz o wszechobecną na Roon ciemną stronę Mocy.
- Tak.- odparł zwięźle Luke spokojnym głosem, jednak w jego emocjach czuć było silny niepokój – Ktoś albo coś korzysta tu z ciemnej strony z wyjątkową intensywnością. Aż dziw, że nie wykryliśmy go wcześniej.
- To prawda.- zgodził się Kam, wstając – Jest jednak coś jeszcze. Ten mrok zdaje się wywoływać nacisk na pewne szczególne fragmenty pola Mocy, jakby starał się w nie wedrzeć.
Kyp, który dotychczas lustrował uważnie ulicę, odwrócił się ze zgrozą w oczach.
- To wygląda tak samo, jak wtedy, gdy Exar Kun chciał mnie zdominować!- syknął, po czym zwrócił się głośniej do reszty rycerzy – Pilnujcie się! Nie jesteśmy sami!
Ledwo jego głos dotarł do uszu pozostałych rycerzy, z zaułków wyskoczyli ludzie z narzędziami górniczymi, i, rycząc wściekle, rzucili się na Jedi. Obrońcy sprawiedliwości już jednak stali z włączonymi mieczami, przygotowani do odparcia ataku. Luke dostrzegł w oczach napastników krańcowy obłęd. Jednocześnie transporter AT-AT, który oddzielał ich od promu, jakby ożył i odwrócił swoją ciężką, durastalową głowę, rozstrzeliwując statek rycerzy.
Jedi szybko i skutecznie odpierali ataki opętanych górników. Firtisthwing uniósł się w powietrze, odwracając uwagę maszyny kroczącej od walczących, czekał na jej strzał w jego kierunku. Z zaułków po prawej stronie ulicy wylewali się coraz to głośniej wrzeszczący napastnicy. AT-AT uniósł głowę i ostrzelał Vora ze swoich dział. Rycerze Jedi bronili się mężnie, ale obłąkańców było zbyt wielu, żeby stawiać im czynny opór bez ich uśmiercania. Firtisthwing wyciągnął spokojnie dłoń i zaabsorbował energię laserowych błyskawic, zwracając ją następnie w kierunku transportera. Wieiah, stojąca z przodu obrony Jedi, zorientowała się, że powoli zaczyna ustępować naporowi przeciwników. Luke wyczuł jej intencje i zaczął rozglądać się za dogodną drogą ucieczki. Okaleczony przez Firtisthwinga transporter runął na ziemię. Skywalker wreszcie, między jednym cięciem miecza a drugim, znalazł dach budynku, na który Jedi powinni wskoczyć bez problemu, a do którego nie sięgną agresorzy. Na jego rozkaz do odwrotu i skok w odpowiednim kierunku pozostali Jedi opuścili ulicę i podążyli za swoim przywódcą. Ludzie z zaułków przez jakiś czas ich gonili, ale nie byli w stanie nadążyć za skaczącymi na dach rycerzami. Zaczęli więc rzucać w nich kamieniami, jednak nie refleks i zmysł wyczucia zagrożenia Jedi umożliwił im skuteczną obronę przed kawałkami skał.
Kiedy już wszyscy byli bezpieczni na jednym z wyższych budynków, Luke spojrzał na wygasły wulkan. Jego podopieczni doskonale wiedzieli, o czym myśli.
- Musimy się tam dostać, i to jak najszybciej.- powiedział napiętym głosem – Inaczej ten mrok spowoduje kolejną rzeź.
- Działaliśmy w samoobronie.- rzekł Kyp Durron – Nie mieliśmy wyboru.
- Zawsze jest jakiś wybór.- zaoponował Kam – Myślę, mistrzu Luke, że nie ma czasu do stracenia. Ruszajmy.
Wieiah i Eelysa kiwnęły głowami, zgadzając się z Solusarem.
- Ktokolwiek opanował umysły tych ludzi, musi być bardzo silny.- rzekła pierwsza, po czym zwróciła się do Firtisthwinga, który przed paroma minutami dołączył do towarzyszy po samotnej walce z maszyną kroczącą – Miałeś rację, Witiyn Ter dąży do osiągnięcia władzy. Władzy nad działaniami, myślami i uczuciami ludzi zamieszkujących tę planetę.- w jej głosie dało się wyczuć nutę zgrozy – Jest on tutaj panem życia i śmierci. Ma władzę absolutną.
- Takie nadużycie Mocy z pewnością go zniszczy.- powiedział Corran, przeładowując blaster.
- Być może,- rzucił Nint Warcha – ale wpierw musi zapłacić za swe zbrodnie.
Dla trzynastu rycerzy Jedi bieg po dachach mieściny nie stanowił problemu. Moc pozwalała na usztywnienie mięśni i poprawienie skoczności, dzięki czemu mieli oni możliwość nie tylko szybkiego przedostania się z centrum miasta na jego obrzeża, ale też umknęli wszystkim pościgom, jakie za nimi podążały. W rezultacie Jedi zdołali obiec całe miasteczko w niecałą godzinę. Zrobiliby to szybciej, ale Luke zdecydował, że lepiej będzie, jak podejdą od wulkanu z drugiej strony, ze względu na ewentualne niespodzianki, jakie mogły czekać przy najbliższej ścieżce, a które sugerowałby stojący tam AT-AT.
Kiedy jednak Skywalker, Solusar i pozostali dotarli do podnóża wulkanu i mieli się właśnie wspinać na szczyt, Wieiah mimochodem spojrzała w niebo. To, co zobaczyła, zdziwiło ją jednak i przeraziło.
- Na orbicie toczy się bitwa!- zawołała do pozostałych, którzy od razu, jak na komendę, spojrzeli w górę. W następnej sekundzie ich aury wypełniły się tym samym, co przed chwilą aura Wieiah.
- To by wyjaśniało, skąd na planecie wzięły się siły inwazyjne Imperium.- rzekł Corran spokojnym głosem, a kiedy większość jego towarzyszy spojrzała na niego bez zrozumienia, dodał: - Pomyślcie. Galleony na skraju miasta, martwi szturmowcy i porzucone maszyny typu AT-AT w centrum; ktoś to przecież musiał tutaj przywieźć.
- Mało prawdopodobne, że to Imperium.- odparł Kam – Prędzej Remnant albo coś podobnego.
- To wszystko jest coraz dziwniejsze. Myślę jednak, że w fortecy Tawntoom na szczycie wulkanu poznamy wszystkie odpowiedzi.- skwitował Luke i ruszył dalej, pełen niepokoju. Czuł, jak dobiera się do niego frustracja i uczucie bezsilności z powodu niemożności uczestniczenia w bitwie na orbicie, a także pokusa sięgnięcia po metody ciemnej strony, żeby tylko pomóc przyjaciołom. Odrzucił natychmiast te mroczne podszepty, ale wcale nie był pewien, czy uda się to jego uczniom. Czarna aura spowijająca tę planetę sprawiała, że ciemna strona Mocy szalała, jak nigdy.
Kiedy w końcu rycerze Jedi dotarli na szczyt wulkanu i spuścili się po najniższej ścianie do środka, poczuli jeszcze silniejszą falę mroku, zalewającą to miejsce. Luke nie czuł czegoś takiego od spotkania z Hethrirem. W zjeździe na linach do środka nikt im jednak nie przeszkodził, więc Skywalker nabrał podejrzeń co do tego miejsca. Było zbyt ciche. Mistrz Jedi czuł, że Ter szykuje jakąś pułapkę.
- Spójrz, mistrzu.- rzekła Eelysa, pokazując inne liny, leżące nieopodal – Ktoś tu był przed nami. Całkiem niedawno.
- Sądzę, że nie poznamy prawdy, dopóki nie wejdziemy do twierdzy.- odrzekł jej Luke.
Cała trzynastka ruszyła w kierunku fortecy. O ile miasteczko wyglądało na prowizoryczne, o tyle cytadela wewnątrz wulkanu spełniała już wszelkie wymogi imperialnej estetyki. Była to standardowa twierdza z koszarami, jakich pełno na mniej znaczących, byłych imperialnych planetach. Tę konstrukcję uzupełniono o zdobycze miejscowej architektury, chociaż jak się dobrze przyjrzeć, to cała była z tutejszego budulca, a całą budowlę pomalowano na czarno. Plac w centrum zamarzniętego wulkanu przerobiono na lądowisko. Według danych dostarczonych przez C-3PO, oryginalna forteca była domem imperialnego gubernatora Koonga, ale została zniszczona, grzebiąc właściciela pod gruzami. Nowa musiała zatem zostać wzniesiona przez samego Witiyna Tera.
Do wnętrza cytadeli prowadziły olbrzymie, hebanowe drzwi, w stronę których ruszyli Jedi, uważnie obserwując otoczenie. Nic jednak nie wskazywało, żeby czekało ich coś niedobrego. Moc także milczała. Kiedy stanęli przed wrotami, Kam zauważył, że niedawno były sforsowane. Co dziwniejsze, przy użyciu Mocy.
- Mam złe przeczucia.- rzekła Eelysa.
Drzwi prowadziły bezpośrednio do długiego, wysokiego korytarza z kolumnami po bokach. Kyp dostrzegł cztery wnęki, które prowadziły do szybów wind, jednak hol na wprost od nich był podejrzanie zaciemniony. Stanowiło to wyraźny kontrast dla wiecznego dnia na zewnątrz cytadeli, jednak dla oczu Mocy nie było żadną przeszkodą. Więcej nawet, czuć było, że wraz z ciemnością na końcu korytarza gęstnieje mrok w aurze tego miejsca. Było rzeczą oczywistą, że to właśnie tam znajdą źródło ciemnej strony. Rycerze Jedi nie wahali się więc i ruszyli wgłąb holu. Ich jasne aury zdawały się rozpraszać panujące tu ciemności, wprowadzać kaganek dobra i czystości, cofać cienie z powrotem do mrocznych zakamarków cytadeli. Wreszcie z ciemności wyłoniły się kolejne drzwi i Luke już wiedział, że to za nimi znajdzie sprawcę całego zamieszania.
Mocne pchnięcie ręką Skywalkera obnażyło wnętrze pomieszczenia i trzynastka rycerzy wpadła do środka. Zarówno przy użyciu Mocy, jak i konwencjonalnych zmysłów zorientowali się, że są w ogromnym pomieszczeniu zbudowanym na planie koła, o płaskich, matowych ścianach bez okien, zwieńczonych kopułą. Mniej więcej na środku sali stało dziewięć osób.
Dziewięciu, wyprostowanych, niezłomnych Ciemnych Jedi.
Luke i jego towarzysze od razu przyjęli pozycje obronne, czekając na atak, który jednak nie nastąpił. Mroczni wojownicy stali niewzruszeni, trzymając ręce na swoich mieczach świetlnych. Skywalker przyjrzał im się i stwierdził, że zna większość z nich. Wieiah, Kam i Kyp także.
Pięcioro było ubranych w czarne, zwiewne, przystosowane do walki szaty. Po lewej stała Roganda Ismaren, była Ręka Imperatora, tuż koło niej jej syn, Irek. Następna była Shira Brie, kolejna dawna Ręka Imperatora i była sympatia Luke’a, która zaginęła piętnaście lat wcześniej. Czwarta wojowniczką, co najbardziej zdziwiło Horna, Skywalkera i Solusara, była ex-rycerz Jedi, Callista Ming. I w niej zakochał się kiedyś Luke, ale ona odeszła od niego, kiedy straciła kontakt z Mocą. Najwyraźniej go odzyskała. Ostatnią osobą w czarnej szacie był Sacrev Quest; Luke nie spotkał go nigdy wcześniej, ale rozpoznał dzięki charakterystycznemu tatuażowi.
Pozostała czwórka miała na swoich ubraniach emblemat Imperium z mieczem świetlnym i superniszczycielem. Pierwszy od lewej stał Brakiss, co nie zaskoczyło ani Luke’a, ani kogokolwiek innego, ponieważ już wcześniej spodziewali się jego ingerencji. Reszty, Ho’Dina, człowieka i Zabraka Jedi nie znali. Zorientowali się tylko, że ten ostatni był jednym z uczestników itreńskiego incydentu. Co jeszcze dziwniejsze, wszyscy patrzyli tym samym niewidzącym wzrokiem, co opętani ludzie na ulicy.
- Podobają ci się moje marionetki, mistrzu Skywalkerze?- dało się usłyszeć syczący głos od strony stojącego za Ciemnymi Jedi tronu. Siedział na nim groteskowy, sześcioręki, porośnięty ostrą szczeciną stwór z olbrzymim odwłokiem, trzema pazurami na każdej kończynie, wysokim, rogatym czołem, pajęczymi szczękami i czerwonymi, pałającymi grozą ślepiami. Groźnego wizerunku pająkopodobnej istoty dopełniało sześć mieczy świetlnych wiszących u jej pasa, i mroczna aura, rozprzestrzeniająca się stąd na cały glob planety Roon.
Był to Witiyn Ter, Pełnomocnik Sprawiedliwości.
Z nadprzestrzeni, w systemie Roon, gdzieś w Płaszczu Sith, wyskoczyła flota składająca się z trzydziestu siedmiu okrętów Nowej Republiki. Od bardzo dawna nie koncentrowano tylu statków wojennych w jednym miejscu, i chociaż zebrały się one już nad Yavinem, dopiero teraz ich potęga i siła rażenia zaczęły mieć znaczenie. Być może wyruszanie z najpotężniejszymi okrętami Republikan na jedną, bezbronną planetę mogło się wydać dziwne, ale zarówno dowódcy statków, jak i przebywający na nich rycerze Jedi zdawali sobie sprawę z politycznej wagi takiego, a nie innego posunięcia. Admirał Ackbar, upoważniając generałów Bel Iblisa, A’bahta, Granta, Crackena i komandora Hyiritina do ofensywy na Roon nie tylko zapewnił inicjatorom wyprawy, rycerzom Jedi, odpowiednie wsparcie, ale też, kiedy tylko ta decyzja wyszła na jaw, dał dowód na to, że Nowa Republika nie jest bierna wobec krzywd planet członkowskich. Co prawda Ackbar zapłacił za swoją decyzję stołkiem, opinia publiczna jeszcze się nie dowiedziała o wyprawie, a w galaktyce zdarzyło się jeszcze kilka nieprzyjemnych rzeczy, ale o tym uczestnicy wyprawy nie wiedzieli. No, może jeśli nie liczyć rycerzy Jedi, którzy natychmiast wyczuli zagładę trzech, zniszczonych przez Galaktyczne Działo planet. To ich jednak tylko dodatkowo umotywowało.
- Czujesz to, mistrzu? – zapytał Firtisthwing Luke’a, kiedy obaj stali na mostku „Tytana” i patrzyli na majaczącą w przestrzeni, złowieszczo cichą planetę.
- Czuję.- odparł Skywalker, nie odrywając wzroku od biało-błękitnej tarczy planety – Jest cała spowita mrokiem, od bieguna po biegun. Nie ma wątpliwości, że czai się na niej coś wyjątkowo złego.- spojrzał na Vora – Powinniśmy zejść do atmosfery pierwsi i sprawdzić, co się tam tak naprawdę dzieje. Powiedz generałowi Grantowi, że potrzebujemy dobrze uzbrojonego promu.
- Oczywiście, mistrzu.- zgodził się Vor, po czym poszedł porozmawiać z dowódcą krążownika. Luke przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, ale zaraz znowu spojrzał na planetę. Kiedy tylko zapuszczał sondy myślowe w jej kierunku, wyczuwał nieprzeniknioną, gęstą, ciemną aurę, spowijającą cały glob. Zupełnie, jakby planeta miała własną świadomość, z niewielkimi przebłyskami pojedynczych znaków innych istot żywych. Ginęły one jednak w wszechogarniającym mroku. Luke był teraz pewien, że to właśnie tu czarne chmury w Mocy mają swoje źródło.
Bez słowa, za to z zatroskaniem na twarzy, odwrócił się od iluminatora i poszedł w kierunku hangarów, gdzie, jak wyczuwał, zebrali się jego Jedi.
W gabinecie Barrona panował półmrok, charakterystyczny dla wieczornej pory na Geratonie. Dyrektor GSI jednak najbardziej lubił właśnie tę porę; odzwierciedlała jego samego: zachodzące słońce było maską, jaką pokazywał galaktyce, maską światłego i charyzmatycznego biznesmena, dającego zarabiać rządowi na miejscowym tytoniu. Maska ta jednak ginęła w wszechogarniającym mroku duszy prawdziwego Barrona, kapitana piratów, współpracującego z Centralą Executor’s Lair. Pomieszczenie to w ogóle nie przypominało już tego samego salonu, który zapamiętał Kyle Katarn. Cały przepych i dzieła sztuki zostały usunięte, pozostawiając tylko biurko, fotel i kilka krzeseł. Iluzja została rozmyta. Omwati rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu, niemal zapominając, że nie jest w gabinecie sam.
Dwaj mężczyźni, których twarze kryły się w cieniu, stali pod ścianą w postawie zasadniczej. Ich muskulatura i oszczędne ruchy świadczyły, że obaj przeszli szkolenie wojskowe w Imperialnej Akademii. Obaj byli też najlepsi w swoim fachu.
Barron właściwie nie bardzo wiedział, na co czekali. Nakazał co prawda na ich prośbę przeprowadzić szczegółowe przeczesanie lasów otaczających stolicę w poszukiwaniu Kyle’a Katarna i jego towarzyszy, nie sądził jednak, żeby przyniosło to w najbliższym czasie jakieś rezultaty. Poza tym słyszał, że rycerze Jedi potrafią odwracać od siebie wzrok innych. Ponieważ jednak obaj panowie milczeli, dyrektor nie zwracał na nich uwagi.
W pewnym momencie na jego pulpicie zaczęło mrugać zielone światełko, a w sali rozległo się bzyczenie. Stojący w cieniu mężczyźni poruszyli się, a generał Barron, zirytowany, że przerwano mu odpoczynek, nacisnął od niechcenia jakiś przycisk.
- Tu dyrektor Barron, meldować!- rzucił.
- Sir, znaleźliśmy dwóch dysydentów w lesie nieopodal dzielnicy fabrycznej.- usłyszał zniekształcony przez przenośny komlink głos jednego ze zwiadowców. Panowie poruszyli się po raz kolejny, a Omwati poczuł na sobie ich zimne spojrzenia.
- No to wyrzućcie ich gdzieś albo zabijcie, ale nie zawracajcie mi głowy.- odparł, ziewając.
- Ależ, sir...- zaczął zwiadowca.
- Czyżby miał pan jakieś wątpliwości natury moralnej?- głos Barrona był przymilny, ale dało się wyczuć w nim fałszywą nutę.
- Nie, sir.- odpowiedział zapytany – Ale jeden z nich miał przy sobie bransoletkę oficerów Nowej Republiki.
Obaj mężczyźni w cieniu spojrzeli najpierw na siebie, potem na Barrona.
- To zmienia postać rzeczy. Dziękuję. Zróbcie z nimi, co uważacie za stosowne.- rzekł generał i przerwał połączenie, żeby po chwili odwzajemnić zimny wzrok swoich gości.
- Dzielnica fabryczna, panowie.- powiedział powoli – Wtedy Katarn nic tam nie znalazł.
- Ale niedawno był transport i z pewnością pozostawiono ślady.- odparł jeden z mężczyzn, odzywając się po raz pierwszy od jakiejś godziny. Następnie, nawet nie czekając na odpowiedź dyrektora, skierował się wraz ze swoim towarzyszem w stronę drzwi. Barron nawet nie zamierzał ich zatrzymywać. Wiedział, że jeśli rycerze Jedi pojawią się w dzielnicy fabrycznej, ci dwaj z pewnością ich unieszkodliwią.
Generał Grant patrzył przez iluminator, jak prom klasy Gamma z rycerzami Jedi na pokładzie kieruje się ku powierzchni planety Roon. Nigdy nie darzył ich sympatią, ale musiał przyznać, że podziwia ich opanowanie i oddanie sprawie. On nigdy nie potrafił poświęcić się żadnej idei. Kiedy był wielkim admirałem, zdradził Nowy Ład dla swojej korzyści i przeszedł na stronę Rebeliantów. Z kolei służba pod admirałem Ackbarem nigdy nie była dla niego ciężka i pewnie dlatego pozostał wśród Republikan, mimo, iż oznaczało to zdegradowanie do stopnia generała. Teraz jednak, jak patrzył na to z perspektywy czasu, coraz częściej zadawał sobie pytanie, co by było, gdyby nie przyjął wtedy propozycji Mon Mothmy i pozostał lojalny Imperium. Losy galaktyki mogły być wówczas zupełnie inne.
Ale galaktyka wygląda, jak wygląda, i nic tego nie zmieni, pomyślał. Ma tutaj zadanie do wykonania i musi je wykonać. Nawet jeśli w tej chwili polegało ono na czekaniu. Grant spojrzał jeszcze raz za promem Jedi; już zniknął w atmosferze Roon. Odwrócił się więc do oficera łącznościowego.
- Skontaktujcie się z Coruscant, z admirałem Ackbarem.- powiedział – Przekażcie mu, że dotarliśmy do Płaszcza Sith.
- Połączenie jest niemożliwe.- powiedział po chwili łącznościowiec, nie kryjąc zdziwienia – Ktoś nas zagłusza!
- Co!?- generał Grant rzucił się do przyrządów i stwierdził, że oficer ma rację – Natychmiast połączcie mnie na kanale wewnętrznym z innymi dowódcami...- ryknął, ale nie dokończył, bo zarówno radary, jak i iluminatory, pokazywały, że okręty Nowej Republiki nie są w tym układzie same. Kątem oka jeszcze dostrzegł, jak statki pod dowództwem Bel Iblisa i Crackena przyjmują pozycje obronne, ale całą uwagę skupił na nadlatujących zza planety piętnastu krążownikach klasy Carrack, pięciu pancernikach Dreadnaught, dwóch lotniskowcach Sienaru i dwunastu gwiezdnych niszczycielach, zarówno Imperial, jak i Victory.
Z superniszczycielem na czele.
Prom klasy Gamma z rycerzami Jedi wylądował na głównym placu w mieście nieopodal wygasłego wulkanu. Mieścina ta składała się z kilkudziesięciu niewielkich, ceglanych domów, pokrytych utwardzanymi, drewnianymi dachami. Sową krajobrazu był duży, złowrogi wulkan. Luke czuł, że to właśnie tam mieści się źródło energii ciemnej strony, która spowija planetę. Nie to jednak przykuło uwagę standardowych zmysłów jego i pozostałych rycerzy. Zauważyli oni, że na placu stoją dwa transportery opancerzone klasy AT-AT, gdzieś dalej, pośród zabudowań, majaczyły trzeci i czwarty, zaś u podnóża wulkanu czaił się piąty. Ponadto Kyp zauważył na radarze, że na skraju miasta stoją dwa desantowe galeony. To wszystko zdawało się być mało normalne jak na niewielką wioskę górniczą, która miała poza tym jeszcze jeden mankament.
- Tu jest za cicho.- Kam Solusar sformułował go pierwszy, kiedy cała trzynastka opuściła prom, sondując otoczenie – Co się stało z mieszkańcami?
Zekk i Dorsk 82 od razu rozpoczęli zabezpieczanie okolicy, sprawdzając na początku, czy machiny kroczące AT-AT stanowią zagrożenie.
- Myślę, że tam znajdziemy odpowiedź.- mruknął Firtisthwing, mrużąc oczy w kierunku jednej z odchodzących od placu ulic. Jedi wiedzieli, że jako Vor posiada on umiejętność akomodacji soczewek oczu, co umożliwia zbliżenie obrazu. Firtisthwing udoskonalił tę umiejętność o właściwości Mocy. Dlatego też Luke i pozostali bez słowa skierowali się we wskazanym kierunku, otulając się swoimi płaszczami z powodu mroźnego wiatru, ale nie tracąc nic ze swojej czujności. Zekk stwierdził, że nie wyczuwa na najbliższym transportowcu żadnych śladów czyjejkolwiek aury, a zatem rycerze skrócili sobie drogę, przechodząc między jego nogami.
Kiedy doszli do wskazanej przez Vora uliczki, ich oczom ukazał się widok dziesiątków martwych ciał, zarówno ludzi czy innych cywilów, jak i szturmowców. Luke poczuł, jak coraz gęstszy mrok spowija dusze nowo przybyłych, wiedział jednak, że nie dadzą mu się opanować.
- Czujesz to, mistrzu?- zapytał Kam, badając puls jednego z trupów. Skywalker wiedział jednak, że nie chodzi tu o czynności życiowe denata, lecz o wszechobecną na Roon ciemną stronę Mocy.
- Tak.- odparł zwięźle Luke spokojnym głosem, jednak w jego emocjach czuć było silny niepokój – Ktoś albo coś korzysta tu z ciemnej strony z wyjątkową intensywnością. Aż dziw, że nie wykryliśmy go wcześniej.
- To prawda.- zgodził się Kam, wstając – Jest jednak coś jeszcze. Ten mrok zdaje się wywoływać nacisk na pewne szczególne fragmenty pola Mocy, jakby starał się w nie wedrzeć.
Kyp, który dotychczas lustrował uważnie ulicę, odwrócił się ze zgrozą w oczach.
- To wygląda tak samo, jak wtedy, gdy Exar Kun chciał mnie zdominować!- syknął, po czym zwrócił się głośniej do reszty rycerzy – Pilnujcie się! Nie jesteśmy sami!
Ledwo jego głos dotarł do uszu pozostałych rycerzy, z zaułków wyskoczyli ludzie z narzędziami górniczymi, i, rycząc wściekle, rzucili się na Jedi. Obrońcy sprawiedliwości już jednak stali z włączonymi mieczami, przygotowani do odparcia ataku. Luke dostrzegł w oczach napastników krańcowy obłęd. Jednocześnie transporter AT-AT, który oddzielał ich od promu, jakby ożył i odwrócił swoją ciężką, durastalową głowę, rozstrzeliwując statek rycerzy.
Jedi szybko i skutecznie odpierali ataki opętanych górników. Firtisthwing uniósł się w powietrze, odwracając uwagę maszyny kroczącej od walczących, czekał na jej strzał w jego kierunku. Z zaułków po prawej stronie ulicy wylewali się coraz to głośniej wrzeszczący napastnicy. AT-AT uniósł głowę i ostrzelał Vora ze swoich dział. Rycerze Jedi bronili się mężnie, ale obłąkańców było zbyt wielu, żeby stawiać im czynny opór bez ich uśmiercania. Firtisthwing wyciągnął spokojnie dłoń i zaabsorbował energię laserowych błyskawic, zwracając ją następnie w kierunku transportera. Wieiah, stojąca z przodu obrony Jedi, zorientowała się, że powoli zaczyna ustępować naporowi przeciwników. Luke wyczuł jej intencje i zaczął rozglądać się za dogodną drogą ucieczki. Okaleczony przez Firtisthwinga transporter runął na ziemię. Skywalker wreszcie, między jednym cięciem miecza a drugim, znalazł dach budynku, na który Jedi powinni wskoczyć bez problemu, a do którego nie sięgną agresorzy. Na jego rozkaz do odwrotu i skok w odpowiednim kierunku pozostali Jedi opuścili ulicę i podążyli za swoim przywódcą. Ludzie z zaułków przez jakiś czas ich gonili, ale nie byli w stanie nadążyć za skaczącymi na dach rycerzami. Zaczęli więc rzucać w nich kamieniami, jednak nie refleks i zmysł wyczucia zagrożenia Jedi umożliwił im skuteczną obronę przed kawałkami skał.
Kiedy już wszyscy byli bezpieczni na jednym z wyższych budynków, Luke spojrzał na wygasły wulkan. Jego podopieczni doskonale wiedzieli, o czym myśli.
- Musimy się tam dostać, i to jak najszybciej.- powiedział napiętym głosem – Inaczej ten mrok spowoduje kolejną rzeź.
- Działaliśmy w samoobronie.- rzekł Kyp Durron – Nie mieliśmy wyboru.
- Zawsze jest jakiś wybór.- zaoponował Kam – Myślę, mistrzu Luke, że nie ma czasu do stracenia. Ruszajmy.
Wieiah i Eelysa kiwnęły głowami, zgadzając się z Solusarem.
- Ktokolwiek opanował umysły tych ludzi, musi być bardzo silny.- rzekła pierwsza, po czym zwróciła się do Firtisthwinga, który przed paroma minutami dołączył do towarzyszy po samotnej walce z maszyną kroczącą – Miałeś rację, Witiyn Ter dąży do osiągnięcia władzy. Władzy nad działaniami, myślami i uczuciami ludzi zamieszkujących tę planetę.- w jej głosie dało się wyczuć nutę zgrozy – Jest on tutaj panem życia i śmierci. Ma władzę absolutną.
- Takie nadużycie Mocy z pewnością go zniszczy.- powiedział Corran, przeładowując blaster.
- Być może,- rzucił Nint Warcha – ale wpierw musi zapłacić za swe zbrodnie.
Dla trzynastu rycerzy Jedi bieg po dachach mieściny nie stanowił problemu. Moc pozwalała na usztywnienie mięśni i poprawienie skoczności, dzięki czemu mieli oni możliwość nie tylko szybkiego przedostania się z centrum miasta na jego obrzeża, ale też umknęli wszystkim pościgom, jakie za nimi podążały. W rezultacie Jedi zdołali obiec całe miasteczko w niecałą godzinę. Zrobiliby to szybciej, ale Luke zdecydował, że lepiej będzie, jak podejdą od wulkanu z drugiej strony, ze względu na ewentualne niespodzianki, jakie mogły czekać przy najbliższej ścieżce, a które sugerowałby stojący tam AT-AT.
Kiedy jednak Skywalker, Solusar i pozostali dotarli do podnóża wulkanu i mieli się właśnie wspinać na szczyt, Wieiah mimochodem spojrzała w niebo. To, co zobaczyła, zdziwiło ją jednak i przeraziło.
- Na orbicie toczy się bitwa!- zawołała do pozostałych, którzy od razu, jak na komendę, spojrzeli w górę. W następnej sekundzie ich aury wypełniły się tym samym, co przed chwilą aura Wieiah.
- To by wyjaśniało, skąd na planecie wzięły się siły inwazyjne Imperium.- rzekł Corran spokojnym głosem, a kiedy większość jego towarzyszy spojrzała na niego bez zrozumienia, dodał: - Pomyślcie. Galleony na skraju miasta, martwi szturmowcy i porzucone maszyny typu AT-AT w centrum; ktoś to przecież musiał tutaj przywieźć.
- Mało prawdopodobne, że to Imperium.- odparł Kam – Prędzej Remnant albo coś podobnego.
- To wszystko jest coraz dziwniejsze. Myślę jednak, że w fortecy Tawntoom na szczycie wulkanu poznamy wszystkie odpowiedzi.- skwitował Luke i ruszył dalej, pełen niepokoju. Czuł, jak dobiera się do niego frustracja i uczucie bezsilności z powodu niemożności uczestniczenia w bitwie na orbicie, a także pokusa sięgnięcia po metody ciemnej strony, żeby tylko pomóc przyjaciołom. Odrzucił natychmiast te mroczne podszepty, ale wcale nie był pewien, czy uda się to jego uczniom. Czarna aura spowijająca tę planetę sprawiała, że ciemna strona Mocy szalała, jak nigdy.
Kiedy w końcu rycerze Jedi dotarli na szczyt wulkanu i spuścili się po najniższej ścianie do środka, poczuli jeszcze silniejszą falę mroku, zalewającą to miejsce. Luke nie czuł czegoś takiego od spotkania z Hethrirem. W zjeździe na linach do środka nikt im jednak nie przeszkodził, więc Skywalker nabrał podejrzeń co do tego miejsca. Było zbyt ciche. Mistrz Jedi czuł, że Ter szykuje jakąś pułapkę.
- Spójrz, mistrzu.- rzekła Eelysa, pokazując inne liny, leżące nieopodal – Ktoś tu był przed nami. Całkiem niedawno.
- Sądzę, że nie poznamy prawdy, dopóki nie wejdziemy do twierdzy.- odrzekł jej Luke.
Cała trzynastka ruszyła w kierunku fortecy. O ile miasteczko wyglądało na prowizoryczne, o tyle cytadela wewnątrz wulkanu spełniała już wszelkie wymogi imperialnej estetyki. Była to standardowa twierdza z koszarami, jakich pełno na mniej znaczących, byłych imperialnych planetach. Tę konstrukcję uzupełniono o zdobycze miejscowej architektury, chociaż jak się dobrze przyjrzeć, to cała była z tutejszego budulca, a całą budowlę pomalowano na czarno. Plac w centrum zamarzniętego wulkanu przerobiono na lądowisko. Według danych dostarczonych przez C-3PO, oryginalna forteca była domem imperialnego gubernatora Koonga, ale została zniszczona, grzebiąc właściciela pod gruzami. Nowa musiała zatem zostać wzniesiona przez samego Witiyna Tera.
Do wnętrza cytadeli prowadziły olbrzymie, hebanowe drzwi, w stronę których ruszyli Jedi, uważnie obserwując otoczenie. Nic jednak nie wskazywało, żeby czekało ich coś niedobrego. Moc także milczała. Kiedy stanęli przed wrotami, Kam zauważył, że niedawno były sforsowane. Co dziwniejsze, przy użyciu Mocy.
- Mam złe przeczucia.- rzekła Eelysa.
Drzwi prowadziły bezpośrednio do długiego, wysokiego korytarza z kolumnami po bokach. Kyp dostrzegł cztery wnęki, które prowadziły do szybów wind, jednak hol na wprost od nich był podejrzanie zaciemniony. Stanowiło to wyraźny kontrast dla wiecznego dnia na zewnątrz cytadeli, jednak dla oczu Mocy nie było żadną przeszkodą. Więcej nawet, czuć było, że wraz z ciemnością na końcu korytarza gęstnieje mrok w aurze tego miejsca. Było rzeczą oczywistą, że to właśnie tam znajdą źródło ciemnej strony. Rycerze Jedi nie wahali się więc i ruszyli wgłąb holu. Ich jasne aury zdawały się rozpraszać panujące tu ciemności, wprowadzać kaganek dobra i czystości, cofać cienie z powrotem do mrocznych zakamarków cytadeli. Wreszcie z ciemności wyłoniły się kolejne drzwi i Luke już wiedział, że to za nimi znajdzie sprawcę całego zamieszania.
Mocne pchnięcie ręką Skywalkera obnażyło wnętrze pomieszczenia i trzynastka rycerzy wpadła do środka. Zarówno przy użyciu Mocy, jak i konwencjonalnych zmysłów zorientowali się, że są w ogromnym pomieszczeniu zbudowanym na planie koła, o płaskich, matowych ścianach bez okien, zwieńczonych kopułą. Mniej więcej na środku sali stało dziewięć osób.
Dziewięciu, wyprostowanych, niezłomnych Ciemnych Jedi.
Luke i jego towarzysze od razu przyjęli pozycje obronne, czekając na atak, który jednak nie nastąpił. Mroczni wojownicy stali niewzruszeni, trzymając ręce na swoich mieczach świetlnych. Skywalker przyjrzał im się i stwierdził, że zna większość z nich. Wieiah, Kam i Kyp także.
Pięcioro było ubranych w czarne, zwiewne, przystosowane do walki szaty. Po lewej stała Roganda Ismaren, była Ręka Imperatora, tuż koło niej jej syn, Irek. Następna była Shira Brie, kolejna dawna Ręka Imperatora i była sympatia Luke’a, która zaginęła piętnaście lat wcześniej. Czwarta wojowniczką, co najbardziej zdziwiło Horna, Skywalkera i Solusara, była ex-rycerz Jedi, Callista Ming. I w niej zakochał się kiedyś Luke, ale ona odeszła od niego, kiedy straciła kontakt z Mocą. Najwyraźniej go odzyskała. Ostatnią osobą w czarnej szacie był Sacrev Quest; Luke nie spotkał go nigdy wcześniej, ale rozpoznał dzięki charakterystycznemu tatuażowi.
Pozostała czwórka miała na swoich ubraniach emblemat Imperium z mieczem świetlnym i superniszczycielem. Pierwszy od lewej stał Brakiss, co nie zaskoczyło ani Luke’a, ani kogokolwiek innego, ponieważ już wcześniej spodziewali się jego ingerencji. Reszty, Ho’Dina, człowieka i Zabraka Jedi nie znali. Zorientowali się tylko, że ten ostatni był jednym z uczestników itreńskiego incydentu. Co jeszcze dziwniejsze, wszyscy patrzyli tym samym niewidzącym wzrokiem, co opętani ludzie na ulicy.
- Podobają ci się moje marionetki, mistrzu Skywalkerze?- dało się usłyszeć syczący głos od strony stojącego za Ciemnymi Jedi tronu. Siedział na nim groteskowy, sześcioręki, porośnięty ostrą szczeciną stwór z olbrzymim odwłokiem, trzema pazurami na każdej kończynie, wysokim, rogatym czołem, pajęczymi szczękami i czerwonymi, pałającymi grozą ślepiami. Groźnego wizerunku pająkopodobnej istoty dopełniało sześć mieczy świetlnych wiszących u jej pasa, i mroczna aura, rozprzestrzeniająca się stąd na cały glob planety Roon.
Był to Witiyn Ter, Pełnomocnik Sprawiedliwości.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,43 Liczba: 14 |
|
Maxi Artur2008-05-15 11:58:07
Za długie 1/10
Aved Lord2007-05-11 21:10:57
Plus za odnośniki do wydażeń z oficjalnych produkcji.
Aved Lord2007-05-11 20:33:46
Nigdy nie czytałem lepszego fica. Tylko czekać z nadzieją na następne tytuły Michała Wolskiego.
Aved Lord2007-05-11 17:24:45
Przenieść trochę w przeszłość i wydać oficjalnie w trójpaku. Jedyne co z takim ficiem można zrobić.
Aved Lord2007-05-11 13:15:36
Jakby NEJ nie zaprzeczało możnaby spokojnie wydać to jako oficjalną książkę.
Misiek2006-04-02 00:38:49
Prośba do komentujących w opiniach, żeby wpisali ocenę Pełnomocnika i pozostałych do skali ocen. Bastionowe statystyki łapią tylko te fanfice, które mają powyżej 10 ocen :-P
Lord Brakiss2006-03-24 16:42:24
Swietne!!! Lepsze od niektórych książeki prawdziwych autorów.10/10
Lord Darth_Vader2005-09-17 16:14:11
Autor napewno włożył w to wiele pracy a Opowiadanie jest bardzo ciekawe.
Qui Gon Jinn2005-08-05 18:30:40
Opowiadanie wciągające i ciekawe, choć trudno czyta sie taki tekst na kompie. Podziwam wytrwałość autora.
Edi2005-03-20 16:20:13
Opowiadanie jest wspaniałe.Gratulacje dla autora ponieważ stworzył niesamowitą fabułę która mnie wciągnęła,wspaniale opisał akcję i wykorzystał wiedzę z filmów i EU.Brawa także za mroczny klimat.10/10.
Carno2004-08-19 00:20:10
Z receenzja poczekam do ŚT. W miedzyczasie wystawie oceny jak funficów-ten otrzymuje 9.
Jagd Fell2004-06-18 18:32:56
Genialnie po prostu super bomba CO TAM JESZCZE o Alpha Red dosłownie.
Ricky Skywalker2004-05-10 14:42:57
Cóż mogę powiedzieć... szerzej rozwodzę się nad problemem na Forum, zatem tutaj króciutko:
+ POMYSŁ
+ Rozbudowana akcja
+ Dialogi
+ Narracja
ale...
-Błędy stylistyczne (str. 51: "zdążył nacisnąć wystukać" i kilkanaście razy podobnie), interpunkcyjne (tego w cholerę było, a najbardziej mnie raziła niewłaściwa forma dialogów; no ale dobra, wiem, czepiam się ;-)) i w pisowni niektórych nazw własnych ("CaRLissian" a powinno być "CaLRissian" i kilka innych błędów), oraz taka jedna rzecz... niekonsekwencja. Raz piszesz "Sokół MILENIUM" a raz "Sokół MILLENNIUM".
- brak napisu INFINITIES na okładce :D (no sam Michał wiesz jak bardzo jestem emocjonalnie związany z serią NEJ).
Dobra, wiem. Trochę w miniusach się czepiłem. Ale kiedy się zabieramy za poważną produkcję, należy wyłapać wszystkie błędy przed wydaniem. Ale i tak, te błędy nie mogą w moich oczach obniżyć i tak wysokiego poziomu. Chciałbym, aby skończone "Cienie Jedi" prezentowały podobny poziom, jak "Pełnomocnik" :)
WIELKIE BRAWA!!
(9/10) :)
Otas2004-03-30 13:45:23
Ktoś kiedyś zadał na forum pytanie czy czytalibyśmy książki SW polskiego pisarza... no cóż teraz mogę śmiało powiedzieć że jesli kiedyś na półkach księgarni pojawi sie książka autorstwa Miśka to kupuję ją w ciemno :)
Jak większość jestem pełen podziwu dla wiedzy autora i ogromu pracy włożonego w książke. Przyznam się że styl powieści, rozbudowana fabuła, masa postaci itp. bardzo mi przypadła do gustu.
Gdy skończyłem czytać Pełnomocnika to spojżałem na moją półke z książkami ....i pożałowałem że na sporo książek wydałem kase... gdyż są o wiele gorsze niż powieść Miśka.
Echh... cóż będe się dalej rozwodził... jak dla mnie bomba, którą z przyjemnością odbezpieczyłem i pożarłem :)
PS. Nie mogłem dać 10 (licze że 3 tom na nią zasłuży) ... nie mogłem dać 9 (bo FS ją dostanie) ... nie ma 8,5... więc PS dostaje odemnie 8 ... :)
Misiek2004-03-22 17:59:04
Owe drobne potknięcia językowe wynikają z braku korektorów, a jak mam sam to czytać w poszukiwaniu błędów, to szlag mnie trafia (nie dość, że znam treść, nie dość, że na kompie, to jeszcze nudne...). Ale większość z nich wyeliminowałem w drugim wydaniu.
Gemini2004-02-11 15:02:41
juz dochodze do końca. ;)) Napisane jest ciekawie i wciągająco . Są drobne potkniecia językowe , ale "ujda w tłoku". Trche za duzo nowych postaci z początku i trudno wszyskich zapamiętac. Ale warto przeczytac
Calsann2003-12-10 23:45:50
dopiero dzisiaj skończyłem czytać... muszę przyznać że "opowiadanko" :P jest niczego sobie ;) co prawda... wolę okres przedimperialny ;)
Wilaj2003-10-03 13:09:49
Pewnie II tom wyjdzie, a ja nie przeczytam jeszcze pierwszego ...
Misiek2003-09-22 16:27:46
A II tom jest dluzszy ;-)))))
obisk2003-09-18 13:08:24
gdy doczytałem sie do 18 rozdzialu to wybuchlem smiechem ze komu by tyle chcialo pisac aledaje 7
Darth Fizyk2003-09-11 18:00:58
Jak zobaczylem to sie przerazilem, nie ze dlugie, tylko ze dlugie na kompie czytanie i chcialem ominac, ale pojawil sie pdf i przeczytalem (ale to bylo juz dawno jak mialem modem jeszcze). Wiec zeby byl slad ze czytalem napisze ze jest ciekawe. Brawo :)
Wilaj2003-08-26 00:51:44
OK!!!
Już ściągam. Niedługo zacznę czytanie(boże święty, tydzień z głowy)Mam nadzieję, że będzie mi się podobało!!!
Misiek2003-07-13 17:41:42
A już wkrótce tom II.
Strid2003-07-11 21:52:04
BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ŚWIETNE OPOWIADANIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BRAWO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mistrz Fett2003-06-17 09:45:47
Czekamy teraz na Tom II, a potem III.
MorganVenturi2003-05-27 13:53:37
Dzięki Michał! Nie chcę ci życia utrudniać, ale możesz mi powiedzieć jak zginął (bo nie wiem czy mój bohater ma go zabić w akcie zemsty, czy też Mareek ma mu zwiać... I jeszcze jedno- czy Mareek Steel żył 4 lata po EPISODZIE 3? Bo właśnie wtedy zabił rodziców mojego bohatera???
Misiek2003-05-25 13:23:11
Odpowiadam: Maarek Stele to postać autentyczna:-)
MorganVenturi2003-05-13 11:21:44
Bardzo Dobre opowiadanie! Ciekawe i klimatyczne. No i bije wiedzą z EU! A ja to cenię! Mam tylko pytanie - czy ty wymyśliłeś Mareeka Steel? Piszę opowiadanie, w którym ta RĘKA zabije rodziców innej RĘKI (wymyślonej przeze mnie)
Kisiel2003-04-22 02:01:43
Fajnie ze jest w PDF-ie... Wszystkie Fan Fice powinny być w PDF, bo w kompie się faktycznie słabo czyta, a ja z chęcią sobie wydrukuje zeby miec :D
Mistrz Fett2003-04-21 16:30:35
Ja daję 9. Jest super! :)
Andaral2003-04-16 15:30:15
"PS" jest już w formacie .pdf !!
Strangler2003-04-16 15:12:37
OK - na Wasze prośby zamieszczamy PDFa -
1,73 MB (ikonka dyskietki u góry
tekstu).
Życzę szybkich transferów i miłej
lekturki :)
Astian2003-04-11 20:59:10
Sporo tego, może jakiś PDF.
Anor2003-04-11 16:14:23
No wreszcie dobrnąłem do końca. Było to
tym bardziej trudne, że czytałem na
kompie.
No ale przyszło wyrazić opinię:
Po pierwsze podziwiam ogomny wkład pracy,
to nie jest fanfiction, tylko ksiażka, a
jak rozumiem, to jest dopiero pierwsza
część. Jestem pod wrażeniem.
Z tekstu bije ogromna wiedza na temat SW,
a szczególnie doskonała znajomość EU.
Przejawiaja sie tu bodajrze prawie
wszystkie wazniejsze postacie, miejsca,
rasy, pojazdy, obiekty, statki, itd. To
równiez robi ogromne wrażenie.
Jednak ten plus jest równiez i minusem.
Autor zamieszczając ogromna ilość
bohaterów, miejsc i statków apowodował
wielkie przeładowanie, które nawet tych
zorientowanych może doprowadzić do
dezorientacji. Pod koniec, kiedy fabuła
sie zacieśnia jedynym sposobem było
powybijanie częsci bohaterów, bo po
prostu było ich za dużo, nie było już dla
nich miejsca.
Fabuła! Jest naprawdę wielowątkowa, wręcz
bardzo wielowątkowa. Czytałem wszystkie
ksiązki SW i chyba takiej wielowątkowości
jeszcze nie widziałem. To zasługuje na
podziw i pochwałe, jednak początke, kiedy
jeszcze nie wiadomo o co chodzi był
cięzki do przejścia i mógł naprawdę
zniechęcić mniej wytrwałych czytelników.
Mimo to jak sie przebrnęło do pewnego
momentu było juz znośnie.
Nie moge jednak chwalić do końca. Pewną
mała wadą, która jednak moze być
subiektywna jest nazewnictwo nowych
postaci. Jakoś wiekszość tych nowych nazw
mi nie pasuje do starwars (Totenko, czy
inni). Jednak nie uważam tego za jakąś
wielką wadę, po prostu ot takie coś.
Kolejna wada dla mnie jest próba
wykorzystania wszelkich superbroni i
superstatków, niektórych na siłe.
Wszystko to wpływa na obnizenie realności
całej opowieści, jest trochę przesadzone.
Mnie zresztą zawsze drażnia takie cuda
jak te wszystkie nowe super bronie i w
ogóle, bo zawsze sie okazuje, że gdzies
cos takiego dryfowało sobie w przestrzeni
niezauważone i nagle ktos je znajduje.
Jeśli chodzi o pomysł, to oczywiście
trudno to kwestionować, ale jak dla mnie
to mi sie podoba. Bardzo gładko
załatwiłes pewne fakty z EU i udało ci
sie wiele rzeczy zgrabnie wytłumaczyć
(czekam jescze na pewne wytłumaczenia,
wiesz o kogo chodzi). Wszystko to dało
efekt alternatywy dla NEJ, jednocześnie
stanowiąc dla niej sprzeczność. Nie
uważam tego za wadę, ale chłopie niestety
już twój twór nie będzie mógł byc
opublikowany jako oficjalna ksiązka, a
szkoda...
Tymi słowami zakończę, chociaż mógłbym
powiedzieć jeszcze wiele, ale musiałbym
ujawnić fabułę, może jeszcze przyjdzie na
to czas.
Ale generalnie GRATULUJE!!!
jedI2003-04-08 20:06:14
Skoro tekst ten jest reklamowany jako
pierwszy polski e-book to ja go będę tak
oceniał...
Tekst ten otrzymałem na grubo przed tym
jak pojawiłsię on na Bastionie...
pierwsze rozdziały mnie wciągnęły. Byłem
za. Ale teraz kiedy usiadłem i wczytałem
się w to głębiej muszę zmienić zdanie...
Przyznam się... nie doczytałem
Pełnomocnika do końca... a to co
przeczytałem tylko pobieżnie. Na dodatek
była to dla mnie droga przez mękę.
Niewątpliwie ukończenie takiego czegoś
jest wielkim osiągnięciem autora,
olbrzymim, niewielu jest fanów Sw, którzy
mieliby na tyle samozaparcia aby napisać
coś tak wielkiego.
Tylko, że Pałac Kultury też jest wielki a
to nie oznacza, że musi m isię podobać.
Mamy tu doczynienia z przerostem ilości
nad jakością. Autorowi co prawda udało
się utrzymac w ryzach fabułę i
konsekwentnie ją poprowadził ale całość
mnie osobiście przytłoczyła.
Fabułą- dobra historyjka akcji...
wykorzystuje przynajmniej to co już mamy
w SW a nie tworzy jakichś nowych
niestworzonych planet... Początkowo
klimat uderzył w dziesiątkę... utrzymany
w psychodelicznym nurcie przypominał mi
trochę fanfice Son of the Sun ale później
była już tylko akcja...
Bohaterowie skonstruowani poprawnie...
moga obsługiwać klinetów w supermarkecie.
Świat doskonale odtworzony z SW (zaleta
to czy wada ?).
Cóż moge napisać na podsumowanie... TAK
WIELKIM FICOM MÓWIĘ STANOWCZE NIE !!!
Talent jakim niewątpliwie obdarzony jest
autor ginie pod formą tego typu
przedsięwzięcia.
Ale to rewolucyjne wydarzenie wśród
polskich twórców SW więc ja klaszcze i
śmieje się... przez łzy.
PS.
Może jak doczytam do końca to dam jakieś
konkrety, na razie nie chcę wydawać
krzywdzących opinii.
Jagged Fel2003-04-08 12:52:13
(całe naraz)
Jagged Fel2003-04-08 12:48:40
Czy można to ściągnąć?
Kisiel2003-04-08 00:43:15
No nie źle, z newsem to sie Yako
pospieszyl, jak ja juz przeczytalem to z
spokojnie 2 tygodnie temu ;) O
opowiadaniu mam bardzo pozytywne zdanie.
Bardzo mi sie podoba jego konstrukcja.
Dobrze sie czyta. Pomysl calkiem ciekawy
i nawet fabula wciagająca. Jestem na TAK
:D