Tym razem pytanie techniczne, na które odpowiedział John Knoll z ILM. Oczywiście pochodzi jeszcze z czasów poprzedzających premierę „Ataku klonów”. Od tego czasu wiele się zmieniło. Dla przypomnienia „Atak klonów” był pierwszym hollywoodzkim filmem kręconym cyfrowymi kamerami, co budziło pewne zainteresowanie. Jak wiemy skończyło się to rewolucją za którą pośrednio odpowiada George Lucas i jego ekipa.
P: W tradycyjnej filmowej kamerze można ustawić prędkość nagrywania, tak by miniatury wyglądały naturalnie. Jak sobie radzicie z cyfrowymi kamerami, które nagrywają 24 klatki na sekundę?
O:Większość modeli w Epizodzie II została nakręcona cyfrowo dzięki systemowi kontroli ruchu. W tradycyjnej kamerze migawka jest otwarta przez połowę czasu. Przez drugą połowę, gdy migawka jest zamknięta, film i tak przesuwa się o klatkę. W przypadku kamery cyfrowej nie mamy potrzeby stosowania takiego zabiegu, więc migawka może być otwarta przez cały czas. Napisaliśmy oprogramowanie, które pozwala nam uśrednić liczbę klatek i w sposób syntetyczny wydłużyć ekspozycję. Na przykład, by otrzymać jednosekundową ekspozycję, uśredniamy 24 klatki. Ta technika była bardzo często stosowana w filmie.
Innym często stosowanym zabiegiem w pracy z kamerą cyfrową jest kręcenie z prędkością szybszą niż 24 klatki na sekundę, zwłaszcza gdy kręci się wybuchy. W sumie rzadko korzystaliśmy z tej metody w Epizodzie II, gdyż wybuchy robiliśmy komputerowo. A jeśli już potrzebowaliśmy naprawdę zrobić scenę szybkiej eksplozji robiliśmy to tradycyjnie na taśmie filmowej. Może któregoś dnia, nasze cyfrowe kamery będą w stanie kręcić 300 klatek na sekundę, ale na razie jeszcze nie potrafią.
K: Dziś 300 klatek na sekundę jest nie tylko osiągalne, ale także nie robi wrażenia. W 2012 na rynku były dostępne cyfrowe kamery do użytku domowego, które potrafiły nagrywać nawet 1500 klatek na sekundę w FullHD. Np. Phantom Miro M320 firmy Vision Reaserch. Ciekawsze dla nas jest jednak to, że próbowano także dokonać kolejnej rewolucji i zwiększyć ilość klatek wyświetlanych w kinach (a co za tym idzie nagrywanych na kamerac cyfrowych) do 48. Tak było choćby w przypadku trylogii „Hobbita” Petera Jacksona. Tym razem jednak eksperyment chyba się nie udał i póki co 48 klatek uznano za zbędny bajer.
Zakrza2015-03-15 12:12:19
Nie za zbędny bajer, tylko okazało się, że przy 48 klatkach karton wygląda jak karton, a oni by chcieli, żeby wyglądał jak góra czy tam jakaś brama. Innymi słowy mieli słabą scenografię i to było widać. Tłumaczenie było niezwykle głupie, ale to Jackson. Z Filoni mogliby sobie rękę podać.
Teraz Cameron ma szaleć z klatkami na sekundę, a on jak wymyśla jakąś technologię to jest rewolucja - wystarczy popatrzeć na wysyp filmów 3D po "Avatarze". Oczywiście jeśli zdąży nakręcić sequel przed śmiercią.
Mistrzyni Victoria Luna2015-03-15 11:53:23
Miałam napisać - popieram :D
Mistrzyni Victoria Luna2015-03-15 11:52:54
Popi
Kolega2015-03-15 08:42:54
No i wyszła gra komputerowa ;P