TWÓJ KOKPIT
0

cyfrowe zdjęcia :: Newsy

NEWSY (14) TEKSTY (1)

Jak „Atak klonów” zmienił kino

2022-05-17 22:55:14 oficjalna

Przez pierwsze stulecie technologia tworzenia filmów w gruncie rzeczy obeszła się bez większych zmian. Kamery nagrywały zdjęcia na fizycznej kliszy filmowej, a mikrofony dźwięk. Obrazy i dźwięk montowano, a efekt końcowy wyświetlał projektor w kinie. Rok po roku, projekt po projekcie George Lucas pchał Lucasfilm by zmienić ten proces. Wizjoner był przekonany, że po latach pracy tradycyjnymi metodami, każdy aspekt da się uczynić łatwiejszym. Śmiało podążać w innowację, zmienić proces od preprodukcji, przez zdjęcia i postprodukcje aż do dystrybucji. „Gwiezdne Wojny” pozwoliły mu testować i eksperymentować. W latach 90. Lucasfilm pomógł rozwinąć cyfrowy, nieliniowy montaż dźwięku i obrazu, grafikę komputerową, efekty, czy prewizualizację. Wracając do sagi w prequelach, George chciał stworzyć film w całości korzystając z technik cyfrowych. „Mroczne widmo” przybliżyło go to celu, ale dopiero „Atak klonów” go osiągnął. Epizod II pomógł zmienić kinematografię u świtu XXI wieku.


Kamera cyfrowa

By stworzyć film bez taśmy filmowej, Lucasfilm potrzebował czułych kamer mogących nagrywać i przechowywać obraz w wysokiej rozdzielczości. Rozdzielczość miała przynajmniej dorównać, a preferowane było przewyższać, jakość standardowej 35mm kliszy. Możliwość nagrania filmu cyfrowo, transferowania go, montownia zwiększyła w sposób zauważalny efektywność i elastyczność filmowców. To coś, co się Lucasowi bardzo podobało. Już przy pracach przy “Mrocznym widmie” Lucasfilm użył kamer Sony “digi-beta” by nakręcić materiał zza kulis. Przy „Ataku klonów” Lucasfilm przekonał Sony by rozwinąć kinowe kamery, które nagrywały cyfrowy obraz w 24 klatkach na sekundę, tak samo jak to jest w przypadku tradycyjnego filmu. To wspólne osiągnięcie inżynierów z różnych kontynentów, współpracujących z Lucasfilmem, w szczególności kierownikiem odpowiedzialnym za nagrywanie w wysokiej rozdzielczości – Fredem Meyersem, kierownikiem postprodukcji – Mikem Blanchardem, oraz operatorem Davidem Tattersallem. Nowe kamery były prototypami. Lucasfilm dał zaledwie rok firmie Sony, by doprowadziła swój projekt do końca, wliczając to nowe soczewki zbudowane przez Panavision. Cztery kamery (o numerach seryjnych 00001 do 00004) przybyły na kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć. Ekipa musiała nauczyć się swojej sztuki na nowo, plan był obłożony kablami. Ale zadziałało. Nawet na pustyni w Tunezji.


Rezultaty widoczne na planie

Użycie cyfrowych kamer oznaczało też możliwość oglądania nagranego materiału właściwie chwilę później na dużych, plazmowych ekranach na planie. W przeszłości reżyserzy musieli posiłkować się niewielkimi monitorami z czarno białymi ekranami, zaś George mógł oglądać szczegóły swojej pracy. To pozwoliło wszystkim, od charakteryzatorów, po kostiumologów dokonywać bardzo szybko poprawek. Montaż mógł zacząć się tego samego dnia, a następnie Lucas i jego ekipa mogli przejrzeć nagrane sceny i zdecydować, co się udało co nie. W standardowym procesie trzeba było czekać cały dzień na „dniówki”. To oznaczało także brak nocnej zmiany. “Atak klonów” był najdroższym, niezależnym filmem jaki kiedykolwiek nakręcono, ale cyfrowe zmiany sprawiły, że Lucasfilm był w stanie przeprowadzić ten proces tak wydajnie jak to tylko możliwe. Technologia ta, tak zwana Video Village była jeszcze bardziej rozwijana przy „Zemście Sithów”.


Wolność i elastyczność

2000 ujęć z efektami wizualnymi w „Ataku klonów” to było spore wyzwanie dla Industrial Light & Magic. ILM było jednak przygotowane, dzięki oprogramowaniu bazujacym na workflowach i procedurach określanych jako „pipeline”. ILM już wcześniej wiele się nauczyło jeśli chodzi o narzędzia komputerowe. Teraz wraz z wielkimi osiągnięciami jak w pełni cyfrowy mistrz Yoda, czy epicka bitwa, która rozpoczęła Wojny Klonów, ILM używało kamer cyfrowych Sony by nagrywać miniaturowe plany. Przy „Nowej nadziei” ILM zbudowało komputer by wspomagać ruch kamery. Teraz wszystko było, zarówno sama kamera jak i jej mocowanie było sterowane cyfrowo. Zaś wysoka rozdzielczość wymagała od modelarzy zwracania uwagi na szczegóły. Podobnie jak ekipa Lucasa, także i ILM był w stanie oglądać swoje dzieła praktycznie od razu. To zwiększyło wydajność procesu. Dodatkowo nowe oprogramowanie sprawiło, że ILM mogło zająć się synchronizacją kolorów, czymś co zazwyczaj robili podwykonawcy.


Cyfrowa dystrybucja

Ale jaki jest pożytek z cyfrowej rewolucji, jeśli nie można tego nigdzie pokazać. Trzy lata wcześniej „Mroczne widmo” zadebiutowało w USA na zaledwie czterech ekranach cyfrowych. Był to raczej eksperyment. Przy “Ataku klonów” Lucasfilm starał się namawiać filmowców do przejścia na cyfrowe projektory, gdzie film byłby puszczany z twardego dysku i za każdym razem mógł być prezentowany w tej samej jakości. Takiej jaką wymarzył sobie reżyser. Lucasfilm już wcześniej próbował wywrzeć presję na kina, choćby implementując standard dźwiękowy THX. Choć udało się uczynić krok naprzód, to jednak większość kin, które prezentowały Epizod II wciąż działa na tradycyjnej technologii. Ale nawet to postanowiono ulepszyć. Kopie filmu tworzono z cyfrowej matrycy, przez co nie traciła ona na jakości. Starano się przedłużyć żywotność taśm i w jakimś stopniu się to też udało.


Nowe metody robienia tego samego

George Lucas w wywiadzie dla „American Cinematographer” w 2002 powiedział:
Jestem tylko kimś, kto stara się opowiadać historie, a w celu opowiedzenia historii, które chciałem opowiadać, musiałem rozwinąć medium. Ale wszyscy reżyserzy i operatorzy, których znam, starają się je rozwijać. Zawsze starają się próbować nowych rzeczy, znaleźć inny wygląd, lub pchnąć coś choć o drobinę do przodu używając nowych sztuczek, bądź technologii. Taka jest natura tego biznesu. Każdy to robi, ale ja zwracam na to więcej uwagi.


„Atak klonów” skończył właśnie 20 lat.
KOMENTARZE (3)

Pierwszy dzień zdjęć: Atak klonów

2015-05-13 17:20:26 oficjalna

„Atak klonów” wymagał dużego studia, a okazało się, że jedno takie, w dodatku dostępne w rozsądnej cenie znajduje się w Australii. Tam właśnie w studiach Foxa w Sydney 26 czerwca 2000 padł pierwszy klaps.



Po sukcesie testów z kamerami cyfrowymi w „Mrocznym widmie”, przy produkcji „Ataku klonów” zdecydowano, że film zostanie nakręcony w całości w tej technologii. Użyto nowej kamery HDW-F900, którą zbudowano Sony i Panavision. George Lucas natomiast znów wrócił jako reżyser, choć początkowo nie zamierzał. Nie chciał też samemu pisać scenariusza, więc pomagał mu w tym Jonathan Hales.



Zdjęcia rozpoczęły się 26 czerwca 2000, czyli dokładnie trzy lata po rozpoczęciu zdjęć do „Mrocznego widma”. Znów Ian McDiarmid był jednym z pierwszych aktorów, którzy pojawili się przed kamerą. Partnerowali mu David Bowers (Mas Amedda) i Sandi Finlay (Sly Moore). Kręcono scenę w której kanclerz na podium w senacie prowadzi dyskusję na temat stworzenia armii Republiki. Reakcje senatorów i inne sceny w senacie, także z Natalie Portman były kręcone później na większej scenie a następnie zmontowane. Dialogi Portman i senatorów były czytane przez osoby zajmujące się pilnowaniem zgodności ze scenariuszem. Podobnie jak w przypadku sceny z „Powrotu Jedi” z pierwszego dnia, tak i ta ostatecznie została wycięta z filmu.



Ponownie prace nad filmem przebiegały bardzo dobrze, bez większych problemów, nie licząc małego, acz szybko rozwiązanego problemu z zasilaniem nowych kamer. One sprawdziły się bardzo dobrze, George Lucas zaś chodził sobie po planie, rozmawiał i żartował z ekipą.

Po 13 latach Anthony Daniels znów został ubrany w kostium C-3PO. Ostatni raz nosił go w 1987 gdy nagrywano fragmenty „Star Tours”. W „Mrocznym widmie” nie musiał go nosić. Daniels jednak nie kręcił sceny tego dnia, jedynie testując kostium przywitał się z Lucasem.



„Atak klonów” to też pierwszy film kręcony nie w Wielkiej Brytanii, a w studiach Foxa w Australii. Do Wielkiej Brytanii wrócono tylko na czas dokrętek. O samej usuniętej scenie wspominaliśmy tutaj. Natomiast warto dodać, że „Atak klonów” był pierwszą dużą produkcją kręconą cyfrowo. Jednak zadebiutował jako drugi. Wyprzedził go francuski „Vidocq”, choć kręcony już po zdjęciach do II Epizodu, to do kin wszedł jeszcze w 2001.
KOMENTARZE (3)

P&O 114: Jakie są możliwości cyfrowej kamery w efektach specjalnych?

2015-03-15 08:06:48



Tym razem pytanie techniczne, na które odpowiedział John Knoll z ILM. Oczywiście pochodzi jeszcze z czasów poprzedzających premierę „Ataku klonów”. Od tego czasu wiele się zmieniło. Dla przypomnienia „Atak klonów” był pierwszym hollywoodzkim filmem kręconym cyfrowymi kamerami, co budziło pewne zainteresowanie. Jak wiemy skończyło się to rewolucją za którą pośrednio odpowiada George Lucas i jego ekipa.



P: W tradycyjnej filmowej kamerze można ustawić prędkość nagrywania, tak by miniatury wyglądały naturalnie. Jak sobie radzicie z cyfrowymi kamerami, które nagrywają 24 klatki na sekundę?

O:Większość modeli w Epizodzie II została nakręcona cyfrowo dzięki systemowi kontroli ruchu. W tradycyjnej kamerze migawka jest otwarta przez połowę czasu. Przez drugą połowę, gdy migawka jest zamknięta, film i tak przesuwa się o klatkę. W przypadku kamery cyfrowej nie mamy potrzeby stosowania takiego zabiegu, więc migawka może być otwarta przez cały czas. Napisaliśmy oprogramowanie, które pozwala nam uśrednić liczbę klatek i w sposób syntetyczny wydłużyć ekspozycję. Na przykład, by otrzymać jednosekundową ekspozycję, uśredniamy 24 klatki. Ta technika była bardzo często stosowana w filmie.

Innym często stosowanym zabiegiem w pracy z kamerą cyfrową jest kręcenie z prędkością szybszą niż 24 klatki na sekundę, zwłaszcza gdy kręci się wybuchy. W sumie rzadko korzystaliśmy z tej metody w Epizodzie II, gdyż wybuchy robiliśmy komputerowo. A jeśli już potrzebowaliśmy naprawdę zrobić scenę szybkiej eksplozji robiliśmy to tradycyjnie na taśmie filmowej. Może któregoś dnia, nasze cyfrowe kamery będą w stanie kręcić 300 klatek na sekundę, ale na razie jeszcze nie potrafią.

K: Dziś 300 klatek na sekundę jest nie tylko osiągalne, ale także nie robi wrażenia. W 2012 na rynku były dostępne cyfrowe kamery do użytku domowego, które potrafiły nagrywać nawet 1500 klatek na sekundę w FullHD. Np. Phantom Miro M320 firmy Vision Reaserch. Ciekawsze dla nas jest jednak to, że próbowano także dokonać kolejnej rewolucji i zwiększyć ilość klatek wyświetlanych w kinach (a co za tym idzie nagrywanych na kamerac cyfrowych) do 48. Tak było choćby w przypadku trylogii „Hobbita” Petera Jacksona. Tym razem jednak eksperyment chyba się nie udał i póki co 48 klatek uznano za zbędny bajer.
KOMENTARZE (4)

Ford już na nogach, a inni na urlopie

2014-08-04 17:26:01

Czyżby rozpoczęła się właśnie pierwsza przerwa w historii kręcenia „Gwiezdnych Wojen”? W oficjalnym komunikacie podano, że nastąpi ona w sierpniu, ale nie powiedziano kiedy. Wiemy tylko, że potrwa dwa tygodnie, plotkowe doniesienia sugerują, że rozpoczęło się ono 1 sierpnia. Być może wynika to z tego, że widać pewne rozprężenie, a to Daisy Ridley z Johnem Boyegą poszli sobie na Strażników Galaktyki, natomiast Mark Hamill w Liverpoolu był widziany w muzeum „The Beatles”.



Dzięki różnym mediom wiemy trochę o zdjęciach w Irlandii, dokładniej na wyspie Michael Skellig znajdującej się na Oceanie Atlantyckim, położona niedaleko hrabstwa Kerry (południowo-zachodnia część Irlandii). Wygląda na to, że z aktorów faktycznie były tu dwie osoby - Daisy Ridley (oznaczona jako K, pewnie od Kira) i Mark Hamill (oznaczony jako OW - pewnie od Old Wizard, czyli Stary Czarodziej lub Obi-Wan). Jedna z plotek mówi, że kręcili oni ujęcie, które w filmie ma trwać minutę. Być może chodzi o ujęcie z tymi aktorami, albo scenę mówioną. Inne źródła sugerują, że poza tą dwójką znalazło się tu jeszcze kilka innych osób z ekipy, które biorą udział w zdjęciach, ale niekoniecznie są to aktorzy. Wśród nich jest prawdopodobnie Chloe Bruce kaskaderka i prawdopodobnie dublerka Daisy (była też w Abu Dabi).



Kolejna plotka mówi, że Darth Vader pojawi się w Epizodzie VII. Ale chyba nie o to chodzi, otóż zapaśnik WWE niejaki Sheamus (Stephen Farrelly) był widziany na wyspie Skelling Michael w czasie, gdy J.J. Abrams kręcił tam zdjęcia. Problem w tym, że Sheamus oprócz uprawiania zawodowo wrestinlgu wykorzystuje swoją posturę i grywa w różnych reklamach i filmikach. Czasem także Dartha Vadera. Kto wie, więc może jego obecność nie jest na wyspie przypadkowa i Abrams faktycznie wykorzystał go do jakiejś roli? Sam sportowiec stwierdził tylko, że nie może zaprzeczyć iż jeszcze będzie grał Dartha Vadera w „Star Wars”. Ale może znów chodzi mu o reklamy?



Jedno jest pewne, zdjęcia na Skellig Michael dobiegły końca, a wszystkie pozostałości po ekipie rozmontowano bardzo szybko. W tamtej okolicy jednak dzieje się na tyle mało rzeczy, że filmowcy stanowili nie lada atrakcję dla lokalnych mediów.

Wygląda na to, że Harrison Ford stanął w końcu na nogi. Według informacji, które pojawiają się w prasie, jeszcze utyka, ale chodzi też już sam, bez kul. Postęp widać, pewnie niedługo wróci do pracy.



Simon Pegg zdecydował w pewien sposób odpowiedzieć na sugestię, że gra w „Gwiezdnych Wojnach”. Przyznał w jednym z wywiadów, że ludzie mogą mieć już dość jego twarzy w filmach Abramsa. Gdy próbowano go naciskać, zmieniał temat, ale pojawiają się sugestię, że Pegga nie zobaczymy, a usłyszymy w AVCO.

„Gwiezdne Wojny” George’a Lucasa zawsze były przełomowymi filmami jeśli chodzi o technikę filmową, widać to było zwłaszcza w prequelach, gdzie „Mroczne widmo” było pierwszym filmem przygotowanym pod cyfrowe projektory, „Atak klonów” pierwszym filmem kręconym w całości cyfrowo (ale drugim ukończonym), a w „Zemście Sithów” reżyser był w stanie podglądać sceny zaraz po nakręceniu. Saga zawsze wyznaczała nowe standardy techniczne, tymczasem J.J. Abrams postanowił kręcić na tradycyjnej taśmie filmowej. Będąc już w Londynie Abrams miał szansę się wypowiedzieć dlaczego. Reżyser powiedział, że sam jest wielkim fanem cyfrowych zdjęć, bo ta technologia daje filmowcom duże możliwości, zapewniając bardzo dobrą jakość. Ale jednocześnie taśma filmowa także wymaga pewnych standardów jakościowych, zwłaszcza jeśli chodzi o zdjęcia, światła, rozdzielczość, jest w tym coś takiego naturalnego, prawdziwego i organicznego. Problem jednak tkwi w tym, że taśma filmowa nie zawsze jest już dostępna dla filmowców. Zdaniem J.J.a w filmach takich jak „Star Trek” czy „Gwiezdne Wojny”, gdzie i tak wiele rzeczy trzeba stworzyć i dobudować cyfrowo, łatwo jest się zgubić w syntetycznych światach. Dlatego chciał by w jego filmie dało się odczuć coś co pochodzi z innej epoki. Abrams jest bardzo wdzięczny Kodakowi, że wciąż utrzymuje swoje oddziały, które się zajmują produkcją taśm. Reżyser życzyłby sobie, by zarówno zdjęcia cyfrowe jak i te na taśmie pozostały dostępnymi narzędziami dla filmowców, by mogli po nie sięgać wtedy kiedy chcą.

Na koniec jeszcze jedna informacja, jeżeli nie przesuną premiery Ep VII to zostało nam do niej jeszcze dokładnie 501 dni (a jeśli nie liczymy dziś to 500).
KOMENTARZE (15)

Tydzień Ataku Klonów: Cyfrowa rewolucja

2012-05-16 20:00:53



Jeśli kogoś można by nazwać ojcem cyfrowego kina, to właśnie George’a Lucasa. Jego pasja do wykorzystywania najnowszych zdobyczy technologicznych w filmie, sprawiła, że świat się zmienił. To Lucas stworzył pierwsze nowoczesne studio efektów specjalnych, w tym także komputerowych. To jego ludzie opracowywali kamery i wysięgniki do nich, ale też oprogramowanie do montażu filmów. EditDroid to program Lucasfilmu, który miał się przyczynić do cyfrowej rewolucji. Miał sprawić, że filmy będą montowane nie analogowo, a komputerowo. Choć zaprezentowany w 1984 roku program zwiastował przełom, to jeszcze do kina cyfrowego było bardzo daleko. Lucas jednak miał swoją wizję, by kręcić film bez użycia taśmy, ale też by go wyświetlać bez niej. Doskonale rozumiał, że przy efektownych obrazach niszczejąca taśma działa tylko i wyłącznie na niekorzyść filmu. Więc bardzo chciał to zmienić. Pragnął, by widz mógł cieszyć się doskonałą jakością obrazu niezależnie czy pójdzie na film w pierwszym, czy w piątym tygodniu wyświetlania. Lecz w latach 80. wydawało się to być nierealne. Wizjoner jednak się nie poddał. Po EditDroidzie przyszły kolejne projekty, w tym Pixar i pierwsze komputerowe animacje „The Adventures of André and Wally B” z 1984 to chyba najbardziej znana produkcja w grafice komputerowej 3D, która powstała jeszcze jako test późniejszego Pixara. Potem efekty specjalne, jak morfing w „Willow” (1988). RenderMan, standard THX, czy w końcu wspaniałe dzieła Industrial Light & Magic choćby w rewolucyjnych filmach jak „Terminator 2” Jamesa Camerona czy „Jurassic Park” Stevena Spielberga. To wszystko jest efekt wizji George’a Lucasa i tego, że zaprzągł ludzi do pracy, jedynie ogólnie wskazując im kierunek, dając jednocześnie wolną rękę.



W latach 90. George Lucas już doskonale wiedział ile można wyciągnąć z nowoczesnej technologii, i rozumiał dokąd zmierza a także to, że czasem trzeba samemu dać impuls. W roku 1995 na rynku pojawia się DVD, nie jest to pierwszy cyfrowy nośnik, ale zwiastuje on rewolucję i czas kina domowego. Lucas w tym czasie już wie, że chce kręcić nowe Gwiezdne Wojny i w 1996 wysyła Ricka McCalluma, producenta prequeli, z niemożliwą wręcz misją. Miał namówić producentów kamer, do stworzenia cyfrowej kamery. Firmy Sony i Panavision (ta druga odpowiadała za soczewki) zajęły się zbudowaniem takiego sprzętu, jednak nie udało się go stworzyć w ciągu roku. „Mroczne widmo” kręcono jeszcze w sposób tradycyjny. Lecz gdy nadszedł czas zdjęć do „Ataku klonów” kamera cyfrowa HDW-F900 została już zbudowana i marzenie George’a mogło się spełnić. Pierwsze, bo na drugie czyli cyfrową rewolucję w kinach musieliśmy jeszcze wszyscy poczekać. Kamera HDW-F900 robiła zdjęcia w formacie 24 klatek na sekundę, oczywiście w rozdzielczości HD. W roku 2000 „Atak klonów” staje się pierwszym, wysoko budżetowym filmem, który kręcono cyfrowymi kamerami. Potem dochodzą kolejne w tym „Dawno temu w Meksyku” Roberta Rodrigueza, „Jackpot” Marka Polisha, francuski „Vidocq” Pitofa. Te dwa ostatnie miały swoje premiery jeszcze w 2001 roku, więc zanim „Atak klonów” trafił do kin. Do pełni szczęścia Lucasowi brakowało jeszcze tylko jednej rzeczy, by film wyświetlano cyfrowo. Lucas próbował przy „Ataku klonów” różnych sztuczek, dodając jedno ujęcie więcej w kinach cyfrowych (fragment ujęcia w którym Anakin trzyma Padme w końcowej scenie, na DVD, VHS i BD trafiła już wersja z kin cyfrowych), wersję IMAX, jednak nie potrafił przekonać kiniarzy do masowego kupna nowego sprzętu (George nigdy nie produkował projektorów, ani na nich nie zarabiał). Zarówno w przypadku „Ataku klonów” jak i „Zemsty Sithów” groził nawet, że filmy będą dostępne jedynie w kinach cyfrowych. Jednak wszyscy wybili mu to z głowy, bynajmniej nie z powodów finansowych, ale dlatego, że nieważne jak oceniano prequele, mnóstwo ludzi na nie czekało, a kin cyfrowych zarówno w 2002 jak i w 2005 było tyle, co kot napłakał.

Koniec końców George Lucas doczekał się cyfrowej rewolucji i w kinach, pośrednio sam w niej uczestniczy. Cyfrowe projektory stały się standardem w salach kinowych na całym świecie dzięki technologii 3D, ale to już inna rewolucja i inna historia, o której pisaliśmy tutaj.

Wszystkie atrakcje Tygodnia Ataku Klonów znajdziecie w tym miejscu.
KOMENTARZE (13)

Dwie wersje ROTS

2005-03-29 12:46:00 Resztki Imperium za magazyn Empire

Jak powiedział Rick McCallum dla magazynu Empire, wersja ROTS, przeznaczona do kin cyfrowych, będzie się różnić trochę od tej przeznaczonej dla kin tradycyjnych. Nie zdradził nic poza stwierdzeniem, że będzie ona dłuższa.
Powtarza się zatem sytuacja z AOTC, gdzie w USA wersja cyfrowa była wzbogacona, np. o scenę w której Anakin trzyma swoją sztuczną ręką Padme podczas ślubu. Należy tu dodać, że w Europie, z powodu praktycznego braku kin cyfrowych, była tylko jedna wersja filmu, zawierająca tę scenę. W USA ma to wymusić w pewien sposób postęp, gdyż jak Lucas powtarzał wielokrotnie, obecnie cyfrowość w kinach powstrzymują już jedynie kiniarze.

O różnicach w AOTC poczytać można tutaj.
KOMENTARZE (26)

Tego nie można już zatrzymać ..

2004-11-27 03:53:00 Mariusz Rokicki / Stopklatka.Pl

Materiał autorstwa Mariusza Rokickiego / Stopklatka.Pl.

W kinie trwa rewolucja komputerowa. To dzięki niej obraz z ekranu oszałamia i ukazuje świat inaczej. Oto krótka historia efektów specjalnych pióra specjalisty.

Filmy oglądam nałogowo. Wybieram spontanicznie, często nawet nie zaglądając do recenzji. Z przyjemnością i uwagą oglądam filmy niosące przekaz. Powodujące, że chociaż przez chwilę inaczej patrzę na świat, który mnie otacza. Jednak równie chętnie oglądam i te, w których cienka fabuła wypełnia krótkie pauzy pomiędzy sekwencjami pościgów i eksplozji. Dlatego w moim prywatnym rankingu dobrych filmów znajduje się "Miasto Boga" i... "Pearl Harbor". Obie te produkcje oglądam z odmiennych powodów: coś dla duszy i coś dla ciała. Wśród recenzentów oraz wszelkiej maści wyznawców X Muzy jako sztuki wyższej właśnie ta druga kategoria filmów budzi najwięcej kontrowersji. Tymczasem rozpowszechnione w dzisiejszym kinie efekty specjalne przeżywają swój rozkwit. Jak szacuje Donald Levy z Sony Pictures - Hollywood wydaje rokrocznie ok. 500 mln USD na efekty specjalne, z czego większość idzie na technologie cyfrowe. Jest to więcej niż w Stanach Zjednoczonych przeznacza się na badania naukowe.

Już w 1958 roku Ray Harryhausen użył poklatkowej animacji postaci w "Siódmej podróży Sinbada". Ta prosta w zamyśle technika z dużym powodzeniem stosowana była w wielu późniejszych produkcjach. Na jej użycie zdecydował się m.in. John Guillermin w remake'u "King Konga" z 1976, gdzie postać tytułowego bohatera była animowana właśnie poklatkowo. Większość efektów z tej epoki przypomina trik sceniczny "smoke and mirror"s polegający na tym, że obraz z projektora wyświetlany jest na zadymionej scenie, tworząc iluzję pojawiających się obiektów lub postaci. Szczytem możliwości technicznych były wtedy celuloidowe wycinanki, czyli pierwsze multiekspozycje, polegające na składaniu wielu obrazów w jeden (np. "Afera Thomasa Crowna", 1968). Efekty animacji poklatkowej i pierwsze kompozycje obrazu uzyskiwane na kopiarkach optycznych przez wielokrotne wybiórcze naświetlanie negatywu były preludium do tego, co miało nastąpić w 1977 roku.

Data premiery "Gwiezdnych wojen" pozostanie punktem zwrotnym w kinie światowym. Jak na owe czasy jakość i ilość efektów specjalnych oszałamiała. Było to wydarzenie bezprecedensowe. Firma George'a Lucasa - ILM (Industrial Light and Magic), która stworzyła całość efektów w tym filmie, zrobiła coś więcej. Stworzyła nową gałąź przemysłu filmowego. Co więcej, "Gwiezdne wojny" udowodniły, że na filmach efektowych można zarabiać duże pieniądze. Rok 1977 to swoisty Big Bang współczesnego kina. Pokazano nam rzeczy, które do tej pory mogliśmy sobie jedynie wyobrażać. Większość efektów wizualnych bazowała tu na miniaturach. Wykorzystano zjawisko postrzegania skali i odniesienia, by zobrazować niemożliwe do sfilmowania scenerie.

Innym wielkim osiągnięciem z zastosowaniem miniatur była produkcja "Łowcy androidów" (1982) Ridleya Scotta. Futurystyczna wizja miasta przyszłości robi wrażenie mimo upływu dwóch dekad. Ale osiągnięcia artystów spod znaku dłuta, nożyka i kartonu nie mogły zatrzymać rewolucji, jaką niosły ze sobą ciągi zerojedynkowe. Mowa oczywiście o komputerze i digitalizacji.

Binarna rzeczywistość

W 1982 roku na ekrany kin wszedł "Tron" Stevena Lisbergera, film, który posługiwał się mało zrozumiałymi wtedy pojęciami "haker" czy" program komputerowy". Pomimo prostej fabuły, zestawienie tematyki i efektów specjalnych stworzyło niespotykaną dotąd stylistykę. Jednak zastosowanie komputera do stworzenia filmu o cyberświecie nie pomogło w zdobyciu Oscara za efekty specjalne. Akademia uznała zastosowanie tego rodzaju technik za zwykłe oszustwo! Jednak nie wszyscy czuli się oszukani: dowodzi tego ogromna popularność gry komputerowej "Tron".

Początki zastosowania komputera do obróbki obrazu były trudne. Stosowane w tamtych czasach narzędzia nie miały wiele wspólnego z obecnymi komputerowymi systemami kompozycyjnymi. Produkowanie efektów polegało głównie na tym, że programiści pisali linijki kodu komputerowego, który następnie modyfikował obraz. Dopiero po wywołaniu negatywu można było zobaczyć rezultaty procesu, a jego wielokrotne powtarzanie pochłaniało czas i wymagało samozaparcia ze strony całej zaangażowanej w to ekipy.

Następnym milowym krokiem w zastosowaniu komputera był "Jurassic Park". Gdy Steven Spielberg przygotowywał się do kręcenia filmu, największym wyzwaniem okazało się realistyczne przedstawienie dinozaurów. Próby wykonane pod kierownictwem Stana Winstona z ILM były tak obiecujące, że reżyser powierzył ekipie od efektów komputerowych wszystkie ujęcia z prehistorycznymi bestiami, wyłączając jedynie zbliżenia dinozaurów. Niedowiarkom, którzy twierdzili, że za pomocą komputera nie można wykreować złudzenia rzeczywistości, zamknięto usta.

W "Gladiatorze" Ridleya Scotta efekty polegały w zasadzie na dobudówkach scenografii i retuszach. Jednakże śmierć w trakcie zdjęć Olivera Reeda odtwarzającego rolę Proximo była przyczyną zwiększenia udziału efektów komputerowych. Jeszcze parę lat wcześniej tego rodzaju nieszczęśliwy zbieg okoliczności zmusiłby reżysera do powtórnego nakręcenia wielu ujęć. Tym razem jednak na pomoc przyszła ekipa od efektów specjalnych, która odwzorowała postać Proximo w komputerze. Mimika i ekspresja były na tyle wiarygodne, że widzowie nie zdawali sobie sprawy, iż oglądają postać wygenerowaną komputerowo.

Obecnie użycie skomplikowanych efektów specjalnych znacznie wybiega poza dotychczas ustalone ramy. Funkcje zarezerwowane do tej pory dla reżysera, scenarzysty czy operatora są przejmowane przez artystów siedzących przed monitorami komputerów. Tworzenie storyboardów, prewizualizacji i rysunków koncepcyjnych jest nie tylko bardzo pomocne w kreowaniu efektów specjalnych, ale daje ich twórcom coraz większy wpływ na ostateczną postać filmu. Osoby takie jak John Berton (ILM), który pracował nad "Mumią", czy Aron Warner (Dreamworks) - współtwórca "Shreka" - urastają do rangi gwiazd.

Gigantoefekty

Do końca lat 90. efekty specjalne widoczne na ekranach były podporządkowane zasadzie realności. Użycie komputera lub innych technik uzasadniały mniejsze koszta lub brak dostępu do danego obiektu czy scenerii. "Matrix" przekreślił tę niepisaną zasadę. Wykorzystanie efektu "bullet time" lub jak kto woli "time slice" (patrz ramka) już w pierwszych minutach filmu dawało jasny przekaz, że nie chodzi tutaj o realizm walki, tylko o napawanie się obrazem - stopklatką zawieszonej w powietrzu Carrie-Anne Moss. Zresztą efekt ten nie został użyty po raz pierwszy w "Matriksie". Już ponad sto lat wcześniej, bo w 1877 roku, Eadweard James Muybridge przy użyciu dwudziestu czterech aparatów zarejestrował kolejne fazy ruchu galopującego konia. Z czasem efekt doczekał się nawet swojego pastiszu ("Straszny film"). Bracia Wachowski sięgając do takich filmów - m.in. "Neuromancer" i "Ghost in the Shell" - udowodnili, że widza można przyciągnąć nie tylko realizmem, ale także efektami wizualnymi.

Kino dzieli się dziś na dwie grupy. Jedną tworzą filmy, w których w niewidoczny dla widza sposób użycie komputera ma dopomóc w odwzorowaniu realizmu. Efekty muszą się idealnie komponować z resztą filmu, idealnie uzupełniać narrację. Inną klasę tworzą filmy, w których reżyserowi zależy głównie na tym, żeby efekty specjalne swoją stylistyką nadały filmowi nowy wymiar. Ten styl chętnie czerpie inspirację ze znanych komiksów. Przykładem może być film "Kot". Oparty na gadżetach wizualnych, ucieka od konwencji sztuki, dając w zamian feerię efektów. Narzędzia stosowane początkowo dla urealnienia obrazu, a teraz najczęściej do tworzenia gigantomanii efektów specjalnych, nasuwają myśl o malarstwie XVII wieku, kiedy nuda w odwzorowywaniu rzeczywistości zrodziła manieryzm. Niewątpliwie efekty specjalne są dzisiaj potężnym narzędziem w rękach reżysera. Pozwoliły na pokazanie spektakularnych bitew we "Władcy pierścieni", malarskich impresji w "Między piekłem a niebem". Jednak nie są w stanie zastąpić fabuły i zamaskować braku pomysłu. W dwóch ostatnich częściach "Matriksa" rozbudowane efekty, szybki teledyskowy montaż, wybuchy i oszałamiające tempo akcji nie wystarczają. To przy oglądaniu pierwszego "Matriksa", który był krokiem milowym w cyfrowej rewolucji, miało się głębokie przekonanie, że oto powstała nowa jakość. Tej nowej jakości nie mają jednak kolejne filmy oparte na cyfrowych efektach.

Mariusz Rokicki
KOMENTARZE (12)

Wybór soczewki

2003-05-05 20:01:00 TFN

LucasFilms przy kręceniu Epizodu III będzie korzystał z kamery cyfrowej firmy Fujinon z nowej serii E. Nowe soczewki HAe3x5 (5-15mm) i HAe10x10 ("Cine Super E") zostały wprowadzone dopiero po zjeździe NABu. LucasFilm będzie również używał wprowadzonego na zjeździe NABu Digital Cinema System, który pozwala na korzystanie z opcji, wcześniej nie dostępnych.
KOMENTARZE (2)

"Pornografia" - cyfrowe zdjęcia

2002-09-05 16:14:00 LT

Wczoraj to jest 4 września, rozpoczeły się zdjęcia do nowego polskiego filmu "Pornografii" na podstawie prozy Gombrowicza. Reżyserem tego przedsięwzięcia jest Jan Jakub Kolski, a w rolach głównych zobaczymy między innymi Adama Ferency (w roli Gombrowicza), Jana Frycza i Krzystofa Majchrzaka. Film, zdaniem reżysera, ma nie być wierny treści, lecz przesłaniu Gombrowicza. Warto dodać, też, że jest to pierwszy, polski, poważny film kręcony za pomocą kamer cyfrowych. Pierwszym filmem, który kręcono za pomocą takiego sprzętu był "Atak klonów" George`a Lucasa, a pierwszym który wszedł na ekrany - francuski "Vidocq". Kto wie, więc może dzięki tego typu zabiegom, w 2005 (w roku w którym na ekrany wejdą nakręcony cyfrowo Indiana Jones 4 i Gwiezdne Wojny Cześć III) będą już w Polsce cyfrowe kina.
KOMENTARZE (0)

Seminarium poświęcone realizacji AOTC

2002-08-31 10:51:00 interia.pl

Hollywoodzkie stowarzyszenie zrzeszające pracowników technicznych, pracujących przy produkcjach filmowych i telewizyjnych (Hollywood's Society of Motion Picture and Television Engineers - Hollywood SMPTE), postanowiło zorganizować w październiku seminarium poświęcone realizacji cyfrowego przeboju "Gwiezdne wojny: część II - Atak klonów" George'a Lucasa.

Tematy wykładów, które będzie można usłyszeć podczas spotkania, przygotują pracownicy firm Lucasfilm i Industrial Light + Magic, którzy opowiedzą o wszelkich aspektach pracy na planie cyfrowych opowieści. Będzie mowa zarówno o realizacji zdjęć, jak i o specyfice postprodukcji.

"W naszym środowisku toczą się fascynujące dyskusje na temat cyfrowego kina" - mówi Leon Silverman, przewodniczący działu edukacji Hollywood SMPTE i wice-przewodniczący firmy LaserPacific Media Corp., zajmującej się postprodukcją filmowych obrazów.

"Decyzja George'a Lucasa, by zrealizować i dystrybuować Atak klonów w technologii cyfrowej, spowodowała niebywale poruszenie w filmowym środowisku. Dlatego organizujemy seminarium, podczas którego będziemy mogli omówić nurtujące nas problemy" - dodaje Leon Silverman.

KOMENTARZE (0)

Nowy cyfrowy wymiar

2002-06-12 17:30:00 SW.com

W Japonii premiera EII odbedzie sie dopiero jutro. Jednak nie tylko to było powodem wizyty McCalluma w tym kraju. Rick McCallum ma spotkać się z przedstawicielami firmy Sony oraz Fuji, by rozmwaić z nimi o nowych kamerach cyforwych, które mają zostać użyte przy kręceniu EIII. A jak powiedział McCallum do kręcenia tego Epizodu mają zostać użyte kamery o rozdzilczości 10 milionów pixeli. Za to do EII zostały użyte z zaledwie 2,2 miliona pixeli. Nad tą pieciokrotnie wyższą rozdzielczością mają pracować specjaliści z firmy Sony. Zostaną one użyte nawet jeśli miałyby być to tylko prototypy.
KOMENTARZE (0)

Kamera cyfrowa

2002-05-23 13:29:00 Damian Łabędzki za film.interia.pl

Damian podesłał nam kolejny tekst znajdujący się na film.interii.pl George Lucas, który wciąż zapowiada, iż technologia cyfrowa zrewolucjonizuje kino, przyznał ostatnio, iż głównym problemem w gwałtownym rozwoju nowej techniki jest zagrożenie ze strony piratów. Słynny reżyser zaprezentował podczas trwającego w Cannes festiwalu filmowego obraz "Atak klonów", zrealizowany w całości w technologii cyfrowej.
Obok specjalnego pokazu chronologicznie drugiej części "gwiezdnej sagi", który odbył się w kompleksie wyposażonym w cyfrową aparaturę, widzowie w Cannes mogli obejrzeć także najnowszą animację studia DreamWorks, film "Spirit: Stallion of the Cimarron", także w całości zrealizowany w technice cyfrowej. W canneńskim konkursie wśród walczących o Złotą Palmę 22. filmów, cztery obrazy zrealizowano przy użyciu cyfrowej kamery. George Lucas w wywiadach podkreślał zalety nowej technologii - łatwość tworzenia filmów i ich późniejszej obróbki, niższe koszty produkcji, dużo lepszą jakość obrazu i dźwięku. W dyskusji na temat przyszłości cyfrowego kina wzięło udział kilkunastu twórców, którzy rozmawiali o plusach i minusach nowego sposobu rejestrowania i odtwarzania obrazów. "Technologia cyfrowa pozwala na urzeczywistnienie wszystkich marzeń twórcy. Możesz robić to, na co masz ochotę. Chcesz zrealizować historyczną epopeję z czasów Imperium Rzymskiego - proszę bardzo. Technologia cyfrowa pozwala na to, i to przy zaangażowaniu o niebo mniejszych pieniędzy niż w tradycyjnym filmie" - tłumaczy George Lucas. I pomimo wielu głosów, że obrazy zrealizowane techniką cyfrową są "zimne", zwolennicy nowej technologii zachwalają jej wszechstronność, która rekompensuje pewne ograniczenia. Pokazy filmów w salach wyposażonych w cyfrowe projektory podobają się również widzom, którzy uważają, iż nowa technologia otwiera przed kinematografią nowe możliwości.
Poważnym zagrożeniem dla gwałtownego rozwoju techniki cyfrowej są natomiast obawy związane z łatwością nielegalnego kopiowania obrazów. Z problemem tym zetknął się sam George Lucas - na tydzień przed światową premierą "Ataku klonów" w Sieci pojawiły się nielegalne kopie obrazu. "Pamiętajmy, że problem piractwa nie dotyczy wyłącznie filmów zrealizowanych cyfrowo. Dotyka wszystkich obrazów i trzeba go rozwiązać globalnie" - mówi George Lucas. "Mamy nadzieję, że ludzie, którzy umożliwili nam pracę na cyfrowym sprzęcie, znajdą również sposób, by chronić powstałe w ten sposób dzieła przed nielegalnym kopiowaniem" - dodaje znany producent Jeffrey Katzenberg, promujący w Cannes film "Spirit: Stallion of the Cimarron".

KOMENTARZE (0)

Lucas w Cannes

2002-05-17 17:43:00 Stopklatka

Na Stopklatce znajduje się relacja z pierwszych dni festiwalu filmowego w Cannes, a oto fragment o wizycie George`a Lucasa na tym festiwalu:
Przez cały dzień rozchwytywani przez dziennikarzy byli George Lucas oraz jego producent - Rick McCallum. Po północy, a następnie z rana w Cannes pokazany został na projektorze cyfrowym ich najnowszy, piąty z serii "Gwiezdnych wojen" film, zrealizowany przy pomocy nowoczesnych kamer Sony 24P - "Atak klonów".
W rozmowie z Paulem Majendie, dziennikarzem Reuters, Lucas stwierdził: Wymyśliłem [tę sagę] bazując na mitologicznych motywach, które znane są ludzkości od tysięcy lat. Jej sukces dowodzi, iż nasze uczucia nie zmieniły się od tamtej pory. Uzupełnił: Koniec końców, opowiadam tylko historię, jestem gawędziarzem starającym się jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Fakt, iż podoba się to ludziom bardzo mnie cieszy. W czasie konferencji prasowej reżyser zapowiedział, iż być może powróci do bardziej eksperymentalnej formy kina.
Canneńskiej premierze "Ataku klonów" towarzyszyła dyskusja na temat przejścia kin na system cyfrowy, którego gorącym orędownikiem jest Lucas. W spotkaniu udział wzięli także twórcy, tacy jak Catherine Breillat (Kocham wirtualny montaż. To prawdziwe błogosławieństwo. Posiada się prawdziwy, stały dostęp do filmu) oraz Romain Goupil (Coś się stanie z tymi małymi kamerami (DV), rzeczy, których nie jesteśmy jeszcze w stanie sobie wyobrazić).

Resztę relacji przeczytacie tutaj.
KOMENTARZE (0)

Międzynarodowe targi ShoWest

2002-03-04 12:56:00 film.interia.pl

Dziś, 4 marca w Las Vegas rozpoczynają się międzynarodowe targi filmowe i telewizyjne ShoWest. Jak podaje film.interia.pl:

Jedną z atrakcji będzie dyskusja panelowa poświęcona najnowszemu obrazowi George`a Lucasa, drugiej chronologicznie części gwiezdnej sagi, filmowi "Gwiezdne Wojny: Część II - Atak Klonów".

Gościem tegorocznych targów jest Rick McCallum, producent niecierpliwie oczekiwanego obrazu. Podczas rozmowy poświęconej pracom nad filmem "Gwiezdne Wojny: Część II - Atak Klonów" uczestnicy będą mogli obejrzeć między innymi jeszcze nie prezentowane fragmenty drugiej części gwiezdnej sagi. Dyskusja skupi się przede wszystkim wokół drogi, jaką przebyło studio Lucasfilm, rozpoczynające od pracy w tradycyjnej filmowej technologii, a które realizuje obecnie obrazy techniką cyfrową. Film "Gwiezdne Wojny: Część II - Atak Klonów" został zrealizowany specjalną cyfrową kamerą Sony 24P.

"Jesteśmy zachwyceni, że firma Lucasfilm Ltd. zgodziła się przedstawić uczestnikom targów taką niezwykłą ofertę" - mówi Robert Sunshine, prezes Sunshine Group Worldwide, organizatora konwencji.

"To unikalna okazja dla uczestników targów, by otrzymać informacje o produkcji filmów techniką cyfrową od największych specjalistów w tej dziedzinie. Poza tym możliwość obejrzenia materiałów z pierwszego filmu zrealizowanego w całości w tej technice jest nie lada gratką. Tym bardziej, że jest to Atak Klonów, jeden z najbardziej oczekiwanych filmów roku" - dodaje Robert Sunshine.

Tegoroczne targi ShoWest potrwają do czwartku, 7 marca. Odbywają się w Las Vegas w hotelach Bally's i Paris.

KOMENTARZE (0)
Loading..