Rozdział 32
- I co robimy, szefie?- spytał Dankin, kiedy wraz z Karrdem spoglądali w pustą przestrzeń za iluminatorem. Czekali w tym miejscu już od kilku godzin, w odpowiedzi na tajemnicze wezwanie Entoo Nee. Jak dotąd w zasięgu nie pojawił się żaden okręt, a sensory nie odbierały jakiegokolwiek przekazu, zawierającego dalsze wskazówki albo informacje. Innymi słowy, byli zawieszeni w próżni, i nawet nie wiedzieli, czemu.
- Czekamy.- odparł spokojnie Talon, przechadzając się z pozornym spokojem po mostku „Wild Karrde”. Całą załoga dyskretnie rzucała na niego okiem, niepewna, czy ich przywódca aby na pewno wie, co robi. Zawsze był opanowany i pewny siebie, teraz jednak zarówno H’sishi, jak i Dankin czy Aves, wyczuwali niemal przez skórę, że ich wódz znalazł się w martwym punkcie. Jedynie Shada zdawała sobie sprawę, że jeśli chodzi o Jorja Car’dasa, to nic nigdy nie jest proste.
Czekali więc, a czas dłużył im się niemiłosiernie.
Po chwili jednak nastąpił przełom.
- Wodzu...-zameldowała miaukliwie H’sishi.- Coś dziwnego na poziomie mieszkalnym.
- Co takiego?- ożywił się nagle Talon.
- Rigwig mówi, że... ktoś pojawił się w głównym korytarzu. Zupełnie znikąd!
Karrde i Shada nie usłyszeli ostatniego zdania, gdyż już byli w drodze do pomieszczeń mieszkalnych. Po kilku minutach biegu dotarli wreszcie na wspomniany poziom i puścili się pędem w stronę zbiegowiska przemytników, które zebrało się wokół drzwi do gabinetu Talona. Wszyscy trzymali broń w pogotowiu, a niektórzy celowali nią prosto w...
...smukłego, ususzonego staruszka, który stał spokojnie przy drzwiach, unosząc ręce do góry i uśmiechając się lekko na pomarszczonej, wykrzywionej przez czas twarzy. Rzadkie, siwe włosy opadały mu na ramiona, ale w oczach wciąż tańczył przebiegły błysk.
Był to Jorj Car’das.
- Ja się tym zajmę.- powiedział Karrde, dając swoim ludziom znak, żeby się rozeszli i pozwolili mu działać. Przemytnicy niechętnie, bo niechętnie, ale opuścili broń i skierowali się do swoich zajęć. Wkrótce w korytarzu nie było już nikogo postronnego. Car’das opuścił ręce.
- Wzywałeś mnie, Jorj.- odezwał się Karrde, a z jego głosu przebijała śmiertelna powaga. Shada, która cały czas towarzyszyła swojemu szefowi, również miała chłodne spojrzenie.
- Trochę inaczej wyobrażałem sobie nasze spotkanie, Talon.- odparł Car’das.- Zwłaszcza, że nie żegnaliśmy się jako wrogowie.
- Owszem, ale od tej pory minęło sześć lat.- zauważył Karrde.- Wiele się przez ten czas zmieniło. A teraz, kiedy ważą się losy galaktyki, kiedy mordowani są Jedi, przyznasz chyba, że centrum wydarzeń znajduje się gdzieś indziej. I to tam powinienem być.
- Twoi ludzie znakomicie zbiorą informacje bez ciebie.- machnął ręką Jorj.- Są w tym bardzo dobrzy.
- To prawda. Jednak zniecierpliwienie moje i mojej załogi jest chyba zrozumiałe. Spóźniłeś się.
- Ależ skąd! Okręt Aing-tii, którym przyleciałem, jest tylko poza zasięgiem waszych sensorów. Musieliśmy jedynie dobrze wybrać miejsce teleportacji, żeby nie znaleźć się w ścianie lub – co gorsza – w próżni.
Talon uniósł brew.
- „My?”
- Wszystko wyjaśnię w swoim czasie.- odparł zagadkowo Car’das, wskazując na drzwi gabinetu Karrde’a.- Mogę?
- Nie krępuj się.- odparł zapytany.- Chyba mamy dużo do omówienia.
- Doskonale.- Jorj spojrzał za plecy Talona.- Ale, gdzie moje maniery! Witam pannę D’ukal! Weźmie pani udział w naszym spotkaniu?
Shada spojrzała pytająco na Karrde’a,ale ten wzruszył ramionami, sugerując, że to tylko od niej zależy.
- Wezmę.- zdecydowała, chociaż czuła, że będzie raczej słuchać, niż mówić.
- Dobrze.- rzekł Talon, otwierając drzwi. Car’das wszedł pierwszy i od razu zajął miejsce przy biurku naprzeciwko fotela Karrde’a, ten zaś potraktował to jako dobrą monetę. Mimo dość bezpretensjonalnego powitania i ugrzecznionej bezczelności Jorj najwyraźniej przybył, by rozmawiać.
Z drugiej jednak strony, można było się po nim wszystkiego spodziewać, a Talon w tej chwili, mając jeszcze świeżo w pamięci obraz zamordowanej Jyselli, nie miał nastroju na niespodzianki. Siadając na swoim miejscu postanowił, że jeśli starszy człowiek nie powie niczego istotnego, to jego mniemanie o Car’dasie spadnie, i to drastycznie.
Chociaż, jak się zastanowić, to Jorj nie wzywałby go, gdyby nie miał ważnych informacji.
A informacja to potęga, i Talon Karrde zawsze gotów był zaryzykować, by ją zdobyć.
- Na początek chciałem cię o coś zapytać.- zaczął Car’das, kiedy szef przemytników usiadł.- Jak się rozwinęła sytuacja nad Corellią?
- Nowa Republika przegrała tę batalię.- odparł Karrde, przypominając sobie doniesienia na ten temat.- Jednak moje źródła z systemu donoszą, że wkrótce potem pojawiła się tan inna flota, która zmiażdżyła okręty Executor’s Lair i zniszczyła Centralę.
- To dobrze.- Jorj odetchnął z ulgą, zaraz potem jego twarz jednak znów przybrała zatroskany wyraz.- Ale straty w tej wojnie były ogromne, prawda? Wybacz mi, nie mogłem przewidzieć, że to się tak skończy.
- O czym ty mówisz!?- spytał zaskoczony Talon; słowa Car’dasa brzmiały jak bełkot, ale szef przemytników znał go wystarczająco długo, aby wiedzieć, że mają sens. Tym niemniej sens ten był, przynajmniej na razie, nieuchwytny.
- Pozwól mi wyjaśnić wszystko od początku.- poprosił starszy mężczyzna.- Widzisz, Zakon Aing-tii, do którego mam zaszczyt należeć, od wielu lat prowadzi badania nad czasem. Jak wiemy, Moc przenika linię czasową z każdej strony i w każdym kierunku, dzięki czemu możliwe jest dla Jedi odczytywanie przyszłości i wizje z przeszłości. Aing-tii potrafią dzięki Mocy przenosić materię w przestrzeni. Badano, czy mogą to robić również poprzez czas.
- To wszystko ma sens.- wpadł mu w słowo Talon.- Brakiss twierdził, że do zagłady Itren doszło, gdyż w Executor’s Lair pojawiły się istoty z przyszłości, ostrzegające przed inwazją niejakich Yuuzhan.
- Ach tak, Brakiss...- zadumał się Jorj.- Także i on uwierzył w tę mistyfikację. Widzisz, Aing-tii doszli w swoich badaniach do wniosku, że podróże w czasie są niemożliwe.
Shada i Talon spojrzeli na Car’dasa, zaskoczeni.
- To ja już kompletnie nic nie rozumiem.- powiedziała panna D’ukal.
- Już wyjaśniam.- odparł Jorj.- Badania nad czasem doprowadziły jednak do tego, że jeden z mnichów, uznany mędrzec rasy Phrolii, miał długą, dokładną i niezwykle sugestywną wizje przyszłości. Przewidział on bowiem własną śmierć, a także zagładę całego Zakonu, zdewastowanie Exocronu i całej Republiki Katholskiej, właśnie przez rasę Yuuzhan Vong. Istoty te, pochodzące z planety o nazwie Zonama Sekot, dawno temu chciały przejść na wyższy poziom ewolucji, manipulując materiałem genetycznym swojej rasy. Jako mistrzowie bioinżynierii mieli w tym ogromne doświadczenie. Nie byli jednak bogami. Moc nie mogła znieść tak masowego bluźnierstwa, co doprowadziło nie tylko do pozbawienia Yuuzhan jakiegokolwiek potencjału, ale też odcięło ich absolutnie od możliwości kontaktu z nią. Stali się czymś na kształt zombie; nieposiadającymi sił witalnych, okrutnymi, właściwie nieumarłymi monstrami, egzystującymi tylko dzięki bioinżynierii genetycznej.
Wtedy też jednak rozwinęła się bardzo teologia Yuuzhan Vong. Powstało kilkanaście czy kilkadziesiąt teorii pochodzenia ich rasy, jej celu, stwórcy oraz przyczyn wpędzenia ich w stadium nieżycia. Jedni sądzili, że kluczem jest Nadwymiar; ich kontakt z Mocą był teraz bowiem podobny, jak wśród mieszkających tam Charonów. Inni czcili ich macierzystą planetę, Zonamę Sekot. Jeszcze inni obwiniali ją o taki stan rzeczy i usiłowali zniszczyć. Wybuchła wielka wojna na tle religijnym; walczono o to, kto ma rację. Żadna frakcja nie szukała jednak winy wśród przedstawicieli własnej rasy.
Zonama Sekot była planetą żywą, obdarzoną świadomością. W pewnym momencie zaczęła mieć dosyć bluźnierstwa, jakim stali się Yuuzhanie, oraz kolejnych niegodziwości, jakie czynili. Wreszcie wszystkie frakcje, zmęczone i osłabione konfliktem, zostały z niej wypędzone.
Przedstawiciele Yuuzhan podzielili się; część z nich odleciała do Nadwymiaru i nigdy już stamtąd nie powrócili. Część pozostała w naszej galaktyce, jednak większość zaryzykowała wyprawę poza nią. Gdyby znaleźli miejsce, w którym mogliby normalnie żyć, mieli wezwać resztę swoich ziomków do siebie. W innym przypadku powinni wrócić i szukać innej drogi.
Musieli wrócić. Nie zdawali bowiem sobie sprawy, że nie da się uciec przed własnymi grzechami.
Dokładnie dwa miesiące temu wyprawa międzygalaktyczna Yuuzhan Vong miała wrócić do naszej galaktyki przez Wektor Pierwszy, w pobliżu Belkadan. Dwójka ich agentów, Nom Anor i Yomin Carr, zostali wybrani, by sprowadzić ich do reszty Yuuzhan i odnaleźć inne miejsce do życia.
Ich celem mogła być Nowa Republika. Phrolii przewidział jednak, że mieli zaatakować i zdobyć planety należące do Aing-tii w Ryfcie Kathol. Zdecydowano, że trzeba zlikwidować to zagrożenie. W tym celu trzeba było osłabić Yuuzhan, a więc nie dopuścić do ich powrotu z przestrzeni między galaktycznej. Trzeba było zablokować Wektor Pierwszy.
- Zaraz, zaraz.- przerwał mu Talon. Kolejny kawałek układanki trafił na swoje miejsce.- Chcesz powiedzieć, że Brakiss kłamał? Że zagłada Itren to wasza inicjatywa?
- Przecież to nie ma sensu!- zaprotestowała Shada.- Mamy nagranie z Itren. Tam naprawdę byli przybysze z przyszłości!
- To wszystko moja wina.- Car’das pokręcił głową ze smutną rezygnacją.- Zachciało mi się bawić w Thrawna. Sądziłem, że tworząc odpowiednio sugestywną mistyfikację, uda mi się nakłonić przywódców Centrali do działania. Obserwowaliśmy ich od dawna, znaliśmy podjęte przez nich kroki. Imponowała nam nawet ich zręczność w unikaniu wykrycia przez was czy Wywiady. Wiedzieliśmy, że porwali oni w swoim czasie technika Saccoriańskiej Triady, a pewne wysokie kręgi, z którymi współpracuje Zakon, zdawały sobie sprawę, że istnieje coś takiego, jak kod ostateczny, jedyna sekwencja, która może teraz uaktywnić Stację Centerpoint. Trzeba więc było zmusić przywódców Executor’s Lair, by wykorzystali swoją wiedzę i zatkali Wektor Pierwszy. Obliczenia pokazały jednak że Stacja Centerpoint może nie przetrwać takiej operacji. Poza tym był problem ofiar. Na Itren mieszkało ponad sto tysięcy ludzi. Kilka okrętów dla uchodźców Aing-tii czekało przy Wektorze Pierwszym, by ich ewakuować, ale to nie wystarczyło. Ci, którzy mnie przysłali, zdecydowali jednak, że ten odsetek, który rzeczywiście zginął, to cena warta zapłaty, jeśli mamy ocalić Ryft Kathol, a może i całą galaktykę.
- Nawet jeśli, to w żaden sposób was to nie usprawiedliwia.- odparł chłodno Talon.- W żadnym wypadku nie można poświęcać życia niewinnych, by ocalić więcej niewinnych. Nie spodziewałbym się tego po tobie.
- Wiem i nie proszę cię o wybaczenie.- odparł szorstko Car’das.- Sam byłem temu przeciwny. Ale dobro Aing-tii jest najważniejsze!- zapewnił żarliwie.- A ta mistyfikacja miała być moim majstersztykiem.
Nasi potężni sojusznicy mieli dostęp do komór klonujących Spaarti, trzeba było tylko znaleźć odpowiedni materiał genetyczny i wyhodować najważniejszy punkt całej operacji. Phrolii, widząc przyszłość, dostrzegł wiele wyrwanych z kontekstu obrazów, z których wynikało, że Brakiss, cudem ocalały ze zniszczenia Akademii Ciemnej Strony, w przyszłości znajdzie i wyszkoli kilku Ciemnych Jedi. Niektórzy uznają się wręcz za Lordów Sith. Udało mu się też poznać nazwiska dwóch ludzi, którzy w przyszłości mieli zostać Fallanassi. Ponadto do Ryftu Kathol miał przybyć chaggriański naukowiec, stypendysta Magrody’ego, Les Totenko. I to był klucz do wszystkiego.
Zebranie materiału genetycznego bez wiedzy właścicieli było nie lada wyzwaniem. Radan Rex okazał się być uczniem w Akademii Jedi na Yavinie IV. Trzeba się było napocić, by odszukać jego odcięte paznokcie. Jego brat Gouw był o wiele słabiej strzeżony. Na szczęście dla nas, Pacitthip Pentalus Creak, obecnie piętnastoletni, był na swojej planecie dawcą krwi. Werac Dominess, Zabrak, postanowił kiedyś ściąć włosy w zakładzie fryzjerskim. A Chaggrianom co jakiś czas wypadają rogi.
Zebranie materiału genetycznego trwało ponad rok. Sam proces dojrzewania klonów – około sześciu lat, najwolniejszą, najbezpieczniejszą i niemożliwą do identyfikacji techniką Spaarti. Aż w końcu, jakoś dziesięć miesięcy temu, klony osiągnęły odpowiedni wiek, by imitować przybyszów z przyszłości.
Prawdziwym wyzwaniem było jednak zaprogramowanie im wspomnień. Żeby oszustwo było doskonałe, sami oszuści musieli w nie uwierzyć. Dlatego też pojawiła się konieczność wyreżyserowania domniemanej inwazji Yuuzhan Vong, która mogłaby zagrozić Executor’s Lair i zmobilizowałaby jej przywdóców do działania. Czcigodny Phrolii puścił tu wodze fantazji i, opierając się zarówno na archiwach moich i naszych sojuszników, jak i własnych wizjach, napisał alternatywną wersję historii galaktyki na następne pięć lat.- to mówiąc, Car’das wyjął zza pazuchy pakiet dziewiętnastu datakart.- Niestety, spisane to było ponad sześć lat temu, dlatego kilka przewidywań Phrolii się nie sprawdziło i parę faktów jest nieco innych.
Talon Karrde wziął od niego datakarty i po kolei wkładał do czytnika, analizując zawartość. Gavin Darklighter Dowódcą Łotrów, śmierć Chewbacci i Anakina Solo, zdobycie Coruscant, Sojusz Galaktyczny, dziecko Luke’a i Mary, jednocząca Moc...
- Co to za bzdury!?- wypalił.- Jakby mi kto powiedział, w życiu bym nie uwierzył.
- Na szczęście w Executor’s Lair to łyknęli.- odparł Jorj.- Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie damy rady zapobiec wszystkim ofiarom, a w dodatku flota, jaką zebrano wokół Centrali, na pewno po takim incydencie nie pozostałaby bezczynnie w jednym miejscu. Chcieliśmy więc ośmielić ich do walki, rzucić przeciwko Nowej Republice... aby ta zmiażdżyła Executor’s Lair i na zawsze pozbyła się zagrożenia z jej strony.- westchnął ciężko.- Podesłaliśmy im plany Pogromcy Słońc.
- Co takiego!?
- Ale bez projektów torped i z wadliwym pancerzem, opartym na konstrukcji Krańca Gwiazd z Sektora Wspólnego.- dodał pospiesznie Car’das, zaraz potem jednak westchnął ciężko.- Nie przewidziano jednak, że szef stoczni Executor’s Lair opracuje te torpedy. Okazało się, że sam też był stypendystą Magrody’ego. Jak teraz o tym myślę, to wielu rzeczy nie przewidzieliśmy.
- Przecież to absurd.- mruknął Karrde z niedowierzaniem.- W takiej sytuacji i tak by zaatakowali. Zrobili już pierwszy krok, pierwszy ruch.
- Owszem, ale admirał Arvin Morck, Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Executor’s Lair, jest niepoprawnym pacyfistą.- rzekł Car’das głosem zmęczonego starca.-Potrzebował zachęty. Nie sądziłem, że będzie miał przy boku inną, własną zachętę. Chociaż nasi sojusznicy obserwowali Centralę i znali jej lokalizację, nie wiedzieli, że stałą się ona domem nowego Dartha Vadera.
Vader był jednak tylko drobną niedogodnością. Prawdziwym problemem okazał się być dawny pilot ze Sto Osiemdziesiątego Pierwszego Pułku Soontira Fela i była Ręka Imperatora, Maarek Stele.
Nie byłem w stanie przewidzieć, że Stele wyposaży Jixa w ysalamiry przed Bitwą o Akademię Jedi. Nie mogłem wiedzieć, iż przez cały czas, odkąd przyłączył się do Executor’s Lair, pracował nad serum blokującym Moc, ani tego, że po Bitwie o Roon stał się potężny i stworzył mutanta, zabójcę Jedi. Nie mogłem przypuszczać, że zostanie Pełnomocnikiem Sprawiedliwości.
- Że co!?- zdziwili się naraz Talon i Shada. Przecież Pełnomocnik nie żyje! Zginął na Roon! Prawda?
- Sprawdźcie sami.- Car’das podał Talonowi kolejną datakartę.- Zapis ze spotkania w Zamku Bast na Vjun jakieś dwadzieścia trzy lata temu. Przełącz na dwuwymiarowy ekran.
Sala była duża, chociaż pogrążona w mroku. Stół był długi, owalny i podświetlony. Przy nim stały lub siedziały trzy różne istoty: człowiek o bujnej czuprynie i ostrym, bezdusznym wyrazie twarzy, odziany w stalowy, czarny pancerz i takąż pelerynę, opadającą mu na plecy. Firrereonianin o ostrym nosie i długich, różnobarwnych włosach oraz membranach pod oczami na złocistej skórze, odziany w długi, przewiewny płaszcz, czarny jak noc. Ostatnią istotą był ogromny, sześcioręki, podobny do pająka, ohydny, chudy stwór o gigantycznych, pałających gniewem oczach, pochodzący z Nadwymiaru, z rasy Charonów.
Byli to Sedriss, Hethrir i Witiyn Ter, Pełnomocnicy Sprawiedliwości.
W pomieszczeniu był jednak jeszcze ktoś. Ktoś, kogo kadr kamery nie obejmował, jednak zgromadzeni w pomieszczeniu zwracali się do niego z najwyższym szacunkiem.
- Rillao daleko nie ucieknie.- mówił Hethrir.- Znajdę ją i pochwycę. Dowie się, co to znaczy zdradzić swojego pana.
- Ma bardzo silną wolę.- odezwał się głos zza kadru.- Nie pozwoli się złamać. Musisz być bezwzględny, twardy i zimny. Zapomnij o miłości, ona jest złudna. Zgubna.
- Bądź pewien, że cię nie zawiodę, mistrzu.- skłonił się Hethrir.- Nie będę miał litości. Nigdy nie miałem.
- Wiem.- odparł głos.- A ty, Sedrissie, masz specjalne zadanie. Zgładź komórki Rebelii na światach Głębokiego Jądra. Imperator życzy sobie, aby były one czyste przed jego przyjazdem na Byss.
- Tak będzie, panie.- oświadczył gorliwie Sedriss.- Jerec i jego podopieczni z radością podejmą się ze mną tego zadania.
- Co z Inkwizytorami?- spytał Ter.- Mieliśmy ich znaleźć i wymordować. Stali się niebezpieczni.
- To prawda.- odparł głos.- Część już nie żyje. Innych trzeba będzie zgładzić. Ale Tremayne’a i Brandla na razie zostawcie w spokoju. Mogą się jeszcze przydać. Taka jest wola naszego pana.
- Nie będę się czuł komfortowo wiedząc, że mam te żmije za plecami.- oświadczył Ter.
- To nie twoja rzecz, czy będziesz czuł komfort, czy nie!- warknął głos. Jego właściciel wszedł w kadr i oczom oglądających nagranie ukazał się Darth Vader.- Jesteś sługą Imperatora i jego wola jest dla ciebie rozkazem! Jesteście najsilniejszymi z jego poddanych, ale nawet wy nie poskromicie jego gniewu, jeśli go zawiedziecie! Nie jesteście niezastąpieni. Nasz pan nawet teraz może wybrać kogoś, kto zajmie miejsce któregokolwiek z was!
- Ręce Imperatora!- Sedriss prawie splunął.- Te eksperymentalne szczury nie potrafią nawet czytać w myślach, a co dopiero zagrozić któremuś z nas!
- Nie przelicz się.- ostrzegł Vader.- W każdym z was drzemie siła, jakiej możesz nie dać rady! W każdej chwili Imperator może rzucić swoje Ręce przeciwko sobie, a ta, która wygra, zyska olbrzymią potęgę. Nie lekceważcie tego. Bądźcie lojalni wobec naszego pana, inaczej spotka was sroga kara.
- Nigdy nie zdradziłbym naszego mistrza!- oświadczył gorliwie Sedriss.
- Ja też nie.- dodał Ter.
- I ja. Nie po darach, jakie od niego otrzymałem.- dorzucił Hethrir, mając na myśli światostatek, cud techniki, przekazany mu przez Imperatora.
- Wiem o tym.- zagrzmiał Vader.- Obyście o tym nie zapomnieli. Idźcie już.
Talon i Shada stali przez chwilę z otwartymi ustami, nie mogąc wykrztusić słowa. Obejrzeli właśnie najprawdziwsze nagranie z kamer ochrony Zamku Bast. Ciemni Jedi Sedrissa mieli podobno wykasować je wszystkie w czasach, kiedy traktowali Vjun jako bazę operacyjną. Talonowi zakłębiły się w głowie tysiące pytań, ale najważniejsze z nich padło z ust Shady:
- Skąd żeś to wytrzasnął!?
- Jak wiecie, mam całkiem pokaźne archiwum.- odparł Car’das.- Ta datakarta pochodzi jednak od naszych sojuszników. Siły, które mnie przysłały, miały kontakt z jednym ze szturmowców Kultu Ragnosa. Kiedy najechali oni Vjun, szturmowiec ten znalazł i przekazał nam archiwalne datakarty z informacjami, które Sedriss chciał zatrzymać, głównie ze względu na sentyment do postaci Lorda Vadera.
- Czyli chcesz nam powiedzieć...- zaczął Talon.-...że przygotowałeś mistyfikację, która spowodowała śmierć części mieszkańców Itren, kilkudziesięciu Jedi, zniszczenie Morishimu, Ord Pardon, Nowej Plympty i Chandrilli oraz zagładę kilkuset tysięcy żołnierzy Nowej Republiki, Imperium, Hapan i innych frakcji, a w dodatku wcisnęła Pogromcę Słońc w łapy Pełnomocnika Sprawiedliwości? I to wszystko, by uchronić Ryft Kathol przed jakimś odległym widmem niebezpieczeństwa? Wiesz, Jorj, zawsze cię szanowałem, ale to się powoli zmienia.
- Nie dziwię się. Sam tracę do siebie szacunek za to, czego byłem współtwórcą. Tym niemniej dobro Zakonu jest najważniejsze, bo bez nas i naszych sojuszników galaktyka byłaby o wiele bardziej niebezpiecznym miejscem.
- Dość odważna teza. Ciągle gadasz o tych swoich sojusznikach, a ani razu nie wyjawiłeś, kto to.
- To organizacja tak stara, że jej nazwa nic wam nie powie.- rzekł Jorj.- Dzięki niej Nowa Republika jeszcze nie miała okazji się przekonać, co to znaczy prawdziwy wróg.
- To nadal nic nam nie mówi.- powiedziała Shada.
- Entoo Nee.- rzucił Car’das, by po dwóch sekundach drzwi do pomieszczenia rozsunęły się i wszedł przez nie łysy mężczyzna wraz z... Pacitthipem, znanym z Itreńskiego Incydentu! Shada mimowolnie przyjęła postawę bojową Mistryl.
- To jest Pentalus Creak.- oświadczył Jorj.- Entoo Nee już znacie. Nie bójcie się, Creak ma wymazaną pamięć. Każdy z rzekomych przybyszów z przyszłości był monitorowany przez naszego mnicha rasy Phrolii, aby w chwili spełnienia misji mógł on teleportować wszystkich na Exocron. Miało to wyglądać, jakby czas zmienił swoje tory i podróżnicy nigdy by nie przybyli. W praktyce jednak Dominess zginął na Roon, Totenko popełnił samobójstwo, a Radan i Gouw zostali zabici przez Vadera. Przeżył tylko Creak i to jego teleportowaliśmy do domu, gdzie wymazaliśmy mu fałszywe wspomnienia i wprowadziliśmy prawdziwą wersje wydarzeń. Teraz jest on agentem naszych sojuszników wśród Aing-tii i tylko on, jeśli ktokolwiek, ma prawo o nich mówić.
- Te informacje nie są na sprzedaż, Talonie Karrde.- powiedział Creak.- I nie przeznaczono ich ani dla ciebie, ani dla kogokolwiek innego. Starczy wam wiedzieć tylko tyle, że nie leży w naszym interesie upadek Nowej Republiki. Więcej, robiliśmy i zrobimy wszystko, by ochronić znaną galaktykę przed większymi niebezpieczeństwami z zewnątrz.
- To w takim razie dlaczego nie mogliście przeciwstawić się temu, co się stało?- spytał Karrde.
- Z tego samego powodu, dla którego ty nie wiedziałeś nic o Executor’s Lair.- przyznał Creak.- Darth Vader był dla nas za dobry.
- Z tego, co mi wiadomo, wciąż jest.- rzekł Talon.- Ostatnie informacje mówią o pojawieniu się „Executora II” nad Naboo. Skoro Vader wciąż żyje, jaką mamy mieć pewność, że dacie radę powstrzymać Stele’a, który ma teraz Moc Pełnomocnika Sprawiedliwości?
- Jeśli Stele znów zagrozi Jedi, powstrzymam go.- zapewnił Pentalus.- Jeśli trzeba, osobiście.
- Mam jednak wrażenie, że nieprędko się na to poważy.- dodał Car’das.- Chociaż na pewno jeszcze o nim usłyszymy.
Talon zastanowił się nad słowami Jorja. Cała ta sytuacja była dość nieoczekiwana. To wszystko zresztą było szyte zbyt grubymi nićmi, a przyznanie się Car’dasa do sprowokowania Executor’s Lair brzmiało co najmniej dziwnie. Nie był on osobą zdolną do czegoś takiego, a poza tym, kiedy mówił o swoim Zakonie, zdawał się być bardziej fanatyczny, niż niejeden Kultysta Ragnosa. Z drugiej strony Aing-tii rzeczywiście byli organizacją, do której przynależność może być poczytywana jako zaszczyt. Czy jednak jest on wart takiej ceny? Czy jego zasady nie łamią podstawowych reguł moralności i przyzwoitości?
Jakkolwiek by na to nie patrzeć, Talon nie mógł za to wszystko winić Car’dasa. Po prostu nie mógł.
- Tymczasem moja organizacja będzie dla Nowej Republiki tarczą przed wszelkim niebezpieczeństwem. Jesteśmy jej to winni.- kontynuował Creak.
- Jakim niebezpieczeństwem?- skrzywił się Karrde.- Yuuzhanami?
- Oj, Talon...- westchnął Jorj.- Yuuzhanie to najmniejszy problem...
- I co robimy, szefie?- spytał Dankin, kiedy wraz z Karrdem spoglądali w pustą przestrzeń za iluminatorem. Czekali w tym miejscu już od kilku godzin, w odpowiedzi na tajemnicze wezwanie Entoo Nee. Jak dotąd w zasięgu nie pojawił się żaden okręt, a sensory nie odbierały jakiegokolwiek przekazu, zawierającego dalsze wskazówki albo informacje. Innymi słowy, byli zawieszeni w próżni, i nawet nie wiedzieli, czemu.
- Czekamy.- odparł spokojnie Talon, przechadzając się z pozornym spokojem po mostku „Wild Karrde”. Całą załoga dyskretnie rzucała na niego okiem, niepewna, czy ich przywódca aby na pewno wie, co robi. Zawsze był opanowany i pewny siebie, teraz jednak zarówno H’sishi, jak i Dankin czy Aves, wyczuwali niemal przez skórę, że ich wódz znalazł się w martwym punkcie. Jedynie Shada zdawała sobie sprawę, że jeśli chodzi o Jorja Car’dasa, to nic nigdy nie jest proste.
Czekali więc, a czas dłużył im się niemiłosiernie.
Po chwili jednak nastąpił przełom.
- Wodzu...-zameldowała miaukliwie H’sishi.- Coś dziwnego na poziomie mieszkalnym.
- Co takiego?- ożywił się nagle Talon.
- Rigwig mówi, że... ktoś pojawił się w głównym korytarzu. Zupełnie znikąd!
Karrde i Shada nie usłyszeli ostatniego zdania, gdyż już byli w drodze do pomieszczeń mieszkalnych. Po kilku minutach biegu dotarli wreszcie na wspomniany poziom i puścili się pędem w stronę zbiegowiska przemytników, które zebrało się wokół drzwi do gabinetu Talona. Wszyscy trzymali broń w pogotowiu, a niektórzy celowali nią prosto w...
...smukłego, ususzonego staruszka, który stał spokojnie przy drzwiach, unosząc ręce do góry i uśmiechając się lekko na pomarszczonej, wykrzywionej przez czas twarzy. Rzadkie, siwe włosy opadały mu na ramiona, ale w oczach wciąż tańczył przebiegły błysk.
Był to Jorj Car’das.
- Ja się tym zajmę.- powiedział Karrde, dając swoim ludziom znak, żeby się rozeszli i pozwolili mu działać. Przemytnicy niechętnie, bo niechętnie, ale opuścili broń i skierowali się do swoich zajęć. Wkrótce w korytarzu nie było już nikogo postronnego. Car’das opuścił ręce.
- Wzywałeś mnie, Jorj.- odezwał się Karrde, a z jego głosu przebijała śmiertelna powaga. Shada, która cały czas towarzyszyła swojemu szefowi, również miała chłodne spojrzenie.
- Trochę inaczej wyobrażałem sobie nasze spotkanie, Talon.- odparł Car’das.- Zwłaszcza, że nie żegnaliśmy się jako wrogowie.
- Owszem, ale od tej pory minęło sześć lat.- zauważył Karrde.- Wiele się przez ten czas zmieniło. A teraz, kiedy ważą się losy galaktyki, kiedy mordowani są Jedi, przyznasz chyba, że centrum wydarzeń znajduje się gdzieś indziej. I to tam powinienem być.
- Twoi ludzie znakomicie zbiorą informacje bez ciebie.- machnął ręką Jorj.- Są w tym bardzo dobrzy.
- To prawda. Jednak zniecierpliwienie moje i mojej załogi jest chyba zrozumiałe. Spóźniłeś się.
- Ależ skąd! Okręt Aing-tii, którym przyleciałem, jest tylko poza zasięgiem waszych sensorów. Musieliśmy jedynie dobrze wybrać miejsce teleportacji, żeby nie znaleźć się w ścianie lub – co gorsza – w próżni.
Talon uniósł brew.
- „My?”
- Wszystko wyjaśnię w swoim czasie.- odparł zagadkowo Car’das, wskazując na drzwi gabinetu Karrde’a.- Mogę?
- Nie krępuj się.- odparł zapytany.- Chyba mamy dużo do omówienia.
- Doskonale.- Jorj spojrzał za plecy Talona.- Ale, gdzie moje maniery! Witam pannę D’ukal! Weźmie pani udział w naszym spotkaniu?
Shada spojrzała pytająco na Karrde’a,ale ten wzruszył ramionami, sugerując, że to tylko od niej zależy.
- Wezmę.- zdecydowała, chociaż czuła, że będzie raczej słuchać, niż mówić.
- Dobrze.- rzekł Talon, otwierając drzwi. Car’das wszedł pierwszy i od razu zajął miejsce przy biurku naprzeciwko fotela Karrde’a, ten zaś potraktował to jako dobrą monetę. Mimo dość bezpretensjonalnego powitania i ugrzecznionej bezczelności Jorj najwyraźniej przybył, by rozmawiać.
Z drugiej jednak strony, można było się po nim wszystkiego spodziewać, a Talon w tej chwili, mając jeszcze świeżo w pamięci obraz zamordowanej Jyselli, nie miał nastroju na niespodzianki. Siadając na swoim miejscu postanowił, że jeśli starszy człowiek nie powie niczego istotnego, to jego mniemanie o Car’dasie spadnie, i to drastycznie.
Chociaż, jak się zastanowić, to Jorj nie wzywałby go, gdyby nie miał ważnych informacji.
A informacja to potęga, i Talon Karrde zawsze gotów był zaryzykować, by ją zdobyć.
- Na początek chciałem cię o coś zapytać.- zaczął Car’das, kiedy szef przemytników usiadł.- Jak się rozwinęła sytuacja nad Corellią?
- Nowa Republika przegrała tę batalię.- odparł Karrde, przypominając sobie doniesienia na ten temat.- Jednak moje źródła z systemu donoszą, że wkrótce potem pojawiła się tan inna flota, która zmiażdżyła okręty Executor’s Lair i zniszczyła Centralę.
- To dobrze.- Jorj odetchnął z ulgą, zaraz potem jego twarz jednak znów przybrała zatroskany wyraz.- Ale straty w tej wojnie były ogromne, prawda? Wybacz mi, nie mogłem przewidzieć, że to się tak skończy.
- O czym ty mówisz!?- spytał zaskoczony Talon; słowa Car’dasa brzmiały jak bełkot, ale szef przemytników znał go wystarczająco długo, aby wiedzieć, że mają sens. Tym niemniej sens ten był, przynajmniej na razie, nieuchwytny.
- Pozwól mi wyjaśnić wszystko od początku.- poprosił starszy mężczyzna.- Widzisz, Zakon Aing-tii, do którego mam zaszczyt należeć, od wielu lat prowadzi badania nad czasem. Jak wiemy, Moc przenika linię czasową z każdej strony i w każdym kierunku, dzięki czemu możliwe jest dla Jedi odczytywanie przyszłości i wizje z przeszłości. Aing-tii potrafią dzięki Mocy przenosić materię w przestrzeni. Badano, czy mogą to robić również poprzez czas.
- To wszystko ma sens.- wpadł mu w słowo Talon.- Brakiss twierdził, że do zagłady Itren doszło, gdyż w Executor’s Lair pojawiły się istoty z przyszłości, ostrzegające przed inwazją niejakich Yuuzhan.
- Ach tak, Brakiss...- zadumał się Jorj.- Także i on uwierzył w tę mistyfikację. Widzisz, Aing-tii doszli w swoich badaniach do wniosku, że podróże w czasie są niemożliwe.
Shada i Talon spojrzeli na Car’dasa, zaskoczeni.
- To ja już kompletnie nic nie rozumiem.- powiedziała panna D’ukal.
- Już wyjaśniam.- odparł Jorj.- Badania nad czasem doprowadziły jednak do tego, że jeden z mnichów, uznany mędrzec rasy Phrolii, miał długą, dokładną i niezwykle sugestywną wizje przyszłości. Przewidział on bowiem własną śmierć, a także zagładę całego Zakonu, zdewastowanie Exocronu i całej Republiki Katholskiej, właśnie przez rasę Yuuzhan Vong. Istoty te, pochodzące z planety o nazwie Zonama Sekot, dawno temu chciały przejść na wyższy poziom ewolucji, manipulując materiałem genetycznym swojej rasy. Jako mistrzowie bioinżynierii mieli w tym ogromne doświadczenie. Nie byli jednak bogami. Moc nie mogła znieść tak masowego bluźnierstwa, co doprowadziło nie tylko do pozbawienia Yuuzhan jakiegokolwiek potencjału, ale też odcięło ich absolutnie od możliwości kontaktu z nią. Stali się czymś na kształt zombie; nieposiadającymi sił witalnych, okrutnymi, właściwie nieumarłymi monstrami, egzystującymi tylko dzięki bioinżynierii genetycznej.
Wtedy też jednak rozwinęła się bardzo teologia Yuuzhan Vong. Powstało kilkanaście czy kilkadziesiąt teorii pochodzenia ich rasy, jej celu, stwórcy oraz przyczyn wpędzenia ich w stadium nieżycia. Jedni sądzili, że kluczem jest Nadwymiar; ich kontakt z Mocą był teraz bowiem podobny, jak wśród mieszkających tam Charonów. Inni czcili ich macierzystą planetę, Zonamę Sekot. Jeszcze inni obwiniali ją o taki stan rzeczy i usiłowali zniszczyć. Wybuchła wielka wojna na tle religijnym; walczono o to, kto ma rację. Żadna frakcja nie szukała jednak winy wśród przedstawicieli własnej rasy.
Zonama Sekot była planetą żywą, obdarzoną świadomością. W pewnym momencie zaczęła mieć dosyć bluźnierstwa, jakim stali się Yuuzhanie, oraz kolejnych niegodziwości, jakie czynili. Wreszcie wszystkie frakcje, zmęczone i osłabione konfliktem, zostały z niej wypędzone.
Przedstawiciele Yuuzhan podzielili się; część z nich odleciała do Nadwymiaru i nigdy już stamtąd nie powrócili. Część pozostała w naszej galaktyce, jednak większość zaryzykowała wyprawę poza nią. Gdyby znaleźli miejsce, w którym mogliby normalnie żyć, mieli wezwać resztę swoich ziomków do siebie. W innym przypadku powinni wrócić i szukać innej drogi.
Musieli wrócić. Nie zdawali bowiem sobie sprawy, że nie da się uciec przed własnymi grzechami.
Dokładnie dwa miesiące temu wyprawa międzygalaktyczna Yuuzhan Vong miała wrócić do naszej galaktyki przez Wektor Pierwszy, w pobliżu Belkadan. Dwójka ich agentów, Nom Anor i Yomin Carr, zostali wybrani, by sprowadzić ich do reszty Yuuzhan i odnaleźć inne miejsce do życia.
Ich celem mogła być Nowa Republika. Phrolii przewidział jednak, że mieli zaatakować i zdobyć planety należące do Aing-tii w Ryfcie Kathol. Zdecydowano, że trzeba zlikwidować to zagrożenie. W tym celu trzeba było osłabić Yuuzhan, a więc nie dopuścić do ich powrotu z przestrzeni między galaktycznej. Trzeba było zablokować Wektor Pierwszy.
- Zaraz, zaraz.- przerwał mu Talon. Kolejny kawałek układanki trafił na swoje miejsce.- Chcesz powiedzieć, że Brakiss kłamał? Że zagłada Itren to wasza inicjatywa?
- Przecież to nie ma sensu!- zaprotestowała Shada.- Mamy nagranie z Itren. Tam naprawdę byli przybysze z przyszłości!
- To wszystko moja wina.- Car’das pokręcił głową ze smutną rezygnacją.- Zachciało mi się bawić w Thrawna. Sądziłem, że tworząc odpowiednio sugestywną mistyfikację, uda mi się nakłonić przywódców Centrali do działania. Obserwowaliśmy ich od dawna, znaliśmy podjęte przez nich kroki. Imponowała nam nawet ich zręczność w unikaniu wykrycia przez was czy Wywiady. Wiedzieliśmy, że porwali oni w swoim czasie technika Saccoriańskiej Triady, a pewne wysokie kręgi, z którymi współpracuje Zakon, zdawały sobie sprawę, że istnieje coś takiego, jak kod ostateczny, jedyna sekwencja, która może teraz uaktywnić Stację Centerpoint. Trzeba więc było zmusić przywódców Executor’s Lair, by wykorzystali swoją wiedzę i zatkali Wektor Pierwszy. Obliczenia pokazały jednak że Stacja Centerpoint może nie przetrwać takiej operacji. Poza tym był problem ofiar. Na Itren mieszkało ponad sto tysięcy ludzi. Kilka okrętów dla uchodźców Aing-tii czekało przy Wektorze Pierwszym, by ich ewakuować, ale to nie wystarczyło. Ci, którzy mnie przysłali, zdecydowali jednak, że ten odsetek, który rzeczywiście zginął, to cena warta zapłaty, jeśli mamy ocalić Ryft Kathol, a może i całą galaktykę.
- Nawet jeśli, to w żaden sposób was to nie usprawiedliwia.- odparł chłodno Talon.- W żadnym wypadku nie można poświęcać życia niewinnych, by ocalić więcej niewinnych. Nie spodziewałbym się tego po tobie.
- Wiem i nie proszę cię o wybaczenie.- odparł szorstko Car’das.- Sam byłem temu przeciwny. Ale dobro Aing-tii jest najważniejsze!- zapewnił żarliwie.- A ta mistyfikacja miała być moim majstersztykiem.
Nasi potężni sojusznicy mieli dostęp do komór klonujących Spaarti, trzeba było tylko znaleźć odpowiedni materiał genetyczny i wyhodować najważniejszy punkt całej operacji. Phrolii, widząc przyszłość, dostrzegł wiele wyrwanych z kontekstu obrazów, z których wynikało, że Brakiss, cudem ocalały ze zniszczenia Akademii Ciemnej Strony, w przyszłości znajdzie i wyszkoli kilku Ciemnych Jedi. Niektórzy uznają się wręcz za Lordów Sith. Udało mu się też poznać nazwiska dwóch ludzi, którzy w przyszłości mieli zostać Fallanassi. Ponadto do Ryftu Kathol miał przybyć chaggriański naukowiec, stypendysta Magrody’ego, Les Totenko. I to był klucz do wszystkiego.
Zebranie materiału genetycznego bez wiedzy właścicieli było nie lada wyzwaniem. Radan Rex okazał się być uczniem w Akademii Jedi na Yavinie IV. Trzeba się było napocić, by odszukać jego odcięte paznokcie. Jego brat Gouw był o wiele słabiej strzeżony. Na szczęście dla nas, Pacitthip Pentalus Creak, obecnie piętnastoletni, był na swojej planecie dawcą krwi. Werac Dominess, Zabrak, postanowił kiedyś ściąć włosy w zakładzie fryzjerskim. A Chaggrianom co jakiś czas wypadają rogi.
Zebranie materiału genetycznego trwało ponad rok. Sam proces dojrzewania klonów – około sześciu lat, najwolniejszą, najbezpieczniejszą i niemożliwą do identyfikacji techniką Spaarti. Aż w końcu, jakoś dziesięć miesięcy temu, klony osiągnęły odpowiedni wiek, by imitować przybyszów z przyszłości.
Prawdziwym wyzwaniem było jednak zaprogramowanie im wspomnień. Żeby oszustwo było doskonałe, sami oszuści musieli w nie uwierzyć. Dlatego też pojawiła się konieczność wyreżyserowania domniemanej inwazji Yuuzhan Vong, która mogłaby zagrozić Executor’s Lair i zmobilizowałaby jej przywdóców do działania. Czcigodny Phrolii puścił tu wodze fantazji i, opierając się zarówno na archiwach moich i naszych sojuszników, jak i własnych wizjach, napisał alternatywną wersję historii galaktyki na następne pięć lat.- to mówiąc, Car’das wyjął zza pazuchy pakiet dziewiętnastu datakart.- Niestety, spisane to było ponad sześć lat temu, dlatego kilka przewidywań Phrolii się nie sprawdziło i parę faktów jest nieco innych.
Talon Karrde wziął od niego datakarty i po kolei wkładał do czytnika, analizując zawartość. Gavin Darklighter Dowódcą Łotrów, śmierć Chewbacci i Anakina Solo, zdobycie Coruscant, Sojusz Galaktyczny, dziecko Luke’a i Mary, jednocząca Moc...
- Co to za bzdury!?- wypalił.- Jakby mi kto powiedział, w życiu bym nie uwierzył.
- Na szczęście w Executor’s Lair to łyknęli.- odparł Jorj.- Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie damy rady zapobiec wszystkim ofiarom, a w dodatku flota, jaką zebrano wokół Centrali, na pewno po takim incydencie nie pozostałaby bezczynnie w jednym miejscu. Chcieliśmy więc ośmielić ich do walki, rzucić przeciwko Nowej Republice... aby ta zmiażdżyła Executor’s Lair i na zawsze pozbyła się zagrożenia z jej strony.- westchnął ciężko.- Podesłaliśmy im plany Pogromcy Słońc.
- Co takiego!?
- Ale bez projektów torped i z wadliwym pancerzem, opartym na konstrukcji Krańca Gwiazd z Sektora Wspólnego.- dodał pospiesznie Car’das, zaraz potem jednak westchnął ciężko.- Nie przewidziano jednak, że szef stoczni Executor’s Lair opracuje te torpedy. Okazało się, że sam też był stypendystą Magrody’ego. Jak teraz o tym myślę, to wielu rzeczy nie przewidzieliśmy.
- Przecież to absurd.- mruknął Karrde z niedowierzaniem.- W takiej sytuacji i tak by zaatakowali. Zrobili już pierwszy krok, pierwszy ruch.
- Owszem, ale admirał Arvin Morck, Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Executor’s Lair, jest niepoprawnym pacyfistą.- rzekł Car’das głosem zmęczonego starca.-Potrzebował zachęty. Nie sądziłem, że będzie miał przy boku inną, własną zachętę. Chociaż nasi sojusznicy obserwowali Centralę i znali jej lokalizację, nie wiedzieli, że stałą się ona domem nowego Dartha Vadera.
Vader był jednak tylko drobną niedogodnością. Prawdziwym problemem okazał się być dawny pilot ze Sto Osiemdziesiątego Pierwszego Pułku Soontira Fela i była Ręka Imperatora, Maarek Stele.
Nie byłem w stanie przewidzieć, że Stele wyposaży Jixa w ysalamiry przed Bitwą o Akademię Jedi. Nie mogłem wiedzieć, iż przez cały czas, odkąd przyłączył się do Executor’s Lair, pracował nad serum blokującym Moc, ani tego, że po Bitwie o Roon stał się potężny i stworzył mutanta, zabójcę Jedi. Nie mogłem przypuszczać, że zostanie Pełnomocnikiem Sprawiedliwości.
- Że co!?- zdziwili się naraz Talon i Shada. Przecież Pełnomocnik nie żyje! Zginął na Roon! Prawda?
- Sprawdźcie sami.- Car’das podał Talonowi kolejną datakartę.- Zapis ze spotkania w Zamku Bast na Vjun jakieś dwadzieścia trzy lata temu. Przełącz na dwuwymiarowy ekran.
Sala była duża, chociaż pogrążona w mroku. Stół był długi, owalny i podświetlony. Przy nim stały lub siedziały trzy różne istoty: człowiek o bujnej czuprynie i ostrym, bezdusznym wyrazie twarzy, odziany w stalowy, czarny pancerz i takąż pelerynę, opadającą mu na plecy. Firrereonianin o ostrym nosie i długich, różnobarwnych włosach oraz membranach pod oczami na złocistej skórze, odziany w długi, przewiewny płaszcz, czarny jak noc. Ostatnią istotą był ogromny, sześcioręki, podobny do pająka, ohydny, chudy stwór o gigantycznych, pałających gniewem oczach, pochodzący z Nadwymiaru, z rasy Charonów.
Byli to Sedriss, Hethrir i Witiyn Ter, Pełnomocnicy Sprawiedliwości.
W pomieszczeniu był jednak jeszcze ktoś. Ktoś, kogo kadr kamery nie obejmował, jednak zgromadzeni w pomieszczeniu zwracali się do niego z najwyższym szacunkiem.
- Rillao daleko nie ucieknie.- mówił Hethrir.- Znajdę ją i pochwycę. Dowie się, co to znaczy zdradzić swojego pana.
- Ma bardzo silną wolę.- odezwał się głos zza kadru.- Nie pozwoli się złamać. Musisz być bezwzględny, twardy i zimny. Zapomnij o miłości, ona jest złudna. Zgubna.
- Bądź pewien, że cię nie zawiodę, mistrzu.- skłonił się Hethrir.- Nie będę miał litości. Nigdy nie miałem.
- Wiem.- odparł głos.- A ty, Sedrissie, masz specjalne zadanie. Zgładź komórki Rebelii na światach Głębokiego Jądra. Imperator życzy sobie, aby były one czyste przed jego przyjazdem na Byss.
- Tak będzie, panie.- oświadczył gorliwie Sedriss.- Jerec i jego podopieczni z radością podejmą się ze mną tego zadania.
- Co z Inkwizytorami?- spytał Ter.- Mieliśmy ich znaleźć i wymordować. Stali się niebezpieczni.
- To prawda.- odparł głos.- Część już nie żyje. Innych trzeba będzie zgładzić. Ale Tremayne’a i Brandla na razie zostawcie w spokoju. Mogą się jeszcze przydać. Taka jest wola naszego pana.
- Nie będę się czuł komfortowo wiedząc, że mam te żmije za plecami.- oświadczył Ter.
- To nie twoja rzecz, czy będziesz czuł komfort, czy nie!- warknął głos. Jego właściciel wszedł w kadr i oczom oglądających nagranie ukazał się Darth Vader.- Jesteś sługą Imperatora i jego wola jest dla ciebie rozkazem! Jesteście najsilniejszymi z jego poddanych, ale nawet wy nie poskromicie jego gniewu, jeśli go zawiedziecie! Nie jesteście niezastąpieni. Nasz pan nawet teraz może wybrać kogoś, kto zajmie miejsce któregokolwiek z was!
- Ręce Imperatora!- Sedriss prawie splunął.- Te eksperymentalne szczury nie potrafią nawet czytać w myślach, a co dopiero zagrozić któremuś z nas!
- Nie przelicz się.- ostrzegł Vader.- W każdym z was drzemie siła, jakiej możesz nie dać rady! W każdej chwili Imperator może rzucić swoje Ręce przeciwko sobie, a ta, która wygra, zyska olbrzymią potęgę. Nie lekceważcie tego. Bądźcie lojalni wobec naszego pana, inaczej spotka was sroga kara.
- Nigdy nie zdradziłbym naszego mistrza!- oświadczył gorliwie Sedriss.
- Ja też nie.- dodał Ter.
- I ja. Nie po darach, jakie od niego otrzymałem.- dorzucił Hethrir, mając na myśli światostatek, cud techniki, przekazany mu przez Imperatora.
- Wiem o tym.- zagrzmiał Vader.- Obyście o tym nie zapomnieli. Idźcie już.
Talon i Shada stali przez chwilę z otwartymi ustami, nie mogąc wykrztusić słowa. Obejrzeli właśnie najprawdziwsze nagranie z kamer ochrony Zamku Bast. Ciemni Jedi Sedrissa mieli podobno wykasować je wszystkie w czasach, kiedy traktowali Vjun jako bazę operacyjną. Talonowi zakłębiły się w głowie tysiące pytań, ale najważniejsze z nich padło z ust Shady:
- Skąd żeś to wytrzasnął!?
- Jak wiecie, mam całkiem pokaźne archiwum.- odparł Car’das.- Ta datakarta pochodzi jednak od naszych sojuszników. Siły, które mnie przysłały, miały kontakt z jednym ze szturmowców Kultu Ragnosa. Kiedy najechali oni Vjun, szturmowiec ten znalazł i przekazał nam archiwalne datakarty z informacjami, które Sedriss chciał zatrzymać, głównie ze względu na sentyment do postaci Lorda Vadera.
- Czyli chcesz nam powiedzieć...- zaczął Talon.-...że przygotowałeś mistyfikację, która spowodowała śmierć części mieszkańców Itren, kilkudziesięciu Jedi, zniszczenie Morishimu, Ord Pardon, Nowej Plympty i Chandrilli oraz zagładę kilkuset tysięcy żołnierzy Nowej Republiki, Imperium, Hapan i innych frakcji, a w dodatku wcisnęła Pogromcę Słońc w łapy Pełnomocnika Sprawiedliwości? I to wszystko, by uchronić Ryft Kathol przed jakimś odległym widmem niebezpieczeństwa? Wiesz, Jorj, zawsze cię szanowałem, ale to się powoli zmienia.
- Nie dziwię się. Sam tracę do siebie szacunek za to, czego byłem współtwórcą. Tym niemniej dobro Zakonu jest najważniejsze, bo bez nas i naszych sojuszników galaktyka byłaby o wiele bardziej niebezpiecznym miejscem.
- Dość odważna teza. Ciągle gadasz o tych swoich sojusznikach, a ani razu nie wyjawiłeś, kto to.
- To organizacja tak stara, że jej nazwa nic wam nie powie.- rzekł Jorj.- Dzięki niej Nowa Republika jeszcze nie miała okazji się przekonać, co to znaczy prawdziwy wróg.
- To nadal nic nam nie mówi.- powiedziała Shada.
- Entoo Nee.- rzucił Car’das, by po dwóch sekundach drzwi do pomieszczenia rozsunęły się i wszedł przez nie łysy mężczyzna wraz z... Pacitthipem, znanym z Itreńskiego Incydentu! Shada mimowolnie przyjęła postawę bojową Mistryl.
- To jest Pentalus Creak.- oświadczył Jorj.- Entoo Nee już znacie. Nie bójcie się, Creak ma wymazaną pamięć. Każdy z rzekomych przybyszów z przyszłości był monitorowany przez naszego mnicha rasy Phrolii, aby w chwili spełnienia misji mógł on teleportować wszystkich na Exocron. Miało to wyglądać, jakby czas zmienił swoje tory i podróżnicy nigdy by nie przybyli. W praktyce jednak Dominess zginął na Roon, Totenko popełnił samobójstwo, a Radan i Gouw zostali zabici przez Vadera. Przeżył tylko Creak i to jego teleportowaliśmy do domu, gdzie wymazaliśmy mu fałszywe wspomnienia i wprowadziliśmy prawdziwą wersje wydarzeń. Teraz jest on agentem naszych sojuszników wśród Aing-tii i tylko on, jeśli ktokolwiek, ma prawo o nich mówić.
- Te informacje nie są na sprzedaż, Talonie Karrde.- powiedział Creak.- I nie przeznaczono ich ani dla ciebie, ani dla kogokolwiek innego. Starczy wam wiedzieć tylko tyle, że nie leży w naszym interesie upadek Nowej Republiki. Więcej, robiliśmy i zrobimy wszystko, by ochronić znaną galaktykę przed większymi niebezpieczeństwami z zewnątrz.
- To w takim razie dlaczego nie mogliście przeciwstawić się temu, co się stało?- spytał Karrde.
- Z tego samego powodu, dla którego ty nie wiedziałeś nic o Executor’s Lair.- przyznał Creak.- Darth Vader był dla nas za dobry.
- Z tego, co mi wiadomo, wciąż jest.- rzekł Talon.- Ostatnie informacje mówią o pojawieniu się „Executora II” nad Naboo. Skoro Vader wciąż żyje, jaką mamy mieć pewność, że dacie radę powstrzymać Stele’a, który ma teraz Moc Pełnomocnika Sprawiedliwości?
- Jeśli Stele znów zagrozi Jedi, powstrzymam go.- zapewnił Pentalus.- Jeśli trzeba, osobiście.
- Mam jednak wrażenie, że nieprędko się na to poważy.- dodał Car’das.- Chociaż na pewno jeszcze o nim usłyszymy.
Talon zastanowił się nad słowami Jorja. Cała ta sytuacja była dość nieoczekiwana. To wszystko zresztą było szyte zbyt grubymi nićmi, a przyznanie się Car’dasa do sprowokowania Executor’s Lair brzmiało co najmniej dziwnie. Nie był on osobą zdolną do czegoś takiego, a poza tym, kiedy mówił o swoim Zakonie, zdawał się być bardziej fanatyczny, niż niejeden Kultysta Ragnosa. Z drugiej strony Aing-tii rzeczywiście byli organizacją, do której przynależność może być poczytywana jako zaszczyt. Czy jednak jest on wart takiej ceny? Czy jego zasady nie łamią podstawowych reguł moralności i przyzwoitości?
Jakkolwiek by na to nie patrzeć, Talon nie mógł za to wszystko winić Car’dasa. Po prostu nie mógł.
- Tymczasem moja organizacja będzie dla Nowej Republiki tarczą przed wszelkim niebezpieczeństwem. Jesteśmy jej to winni.- kontynuował Creak.
- Jakim niebezpieczeństwem?- skrzywił się Karrde.- Yuuzhanami?
- Oj, Talon...- westchnął Jorj.- Yuuzhanie to najmniejszy problem...
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,57 Liczba: 23 |
|
ekhm2009-06-27 23:00:03
10/10
Bardzo mnie zaskoczyła prawdziwa tożsamość "Vadera".
Luke S2009-04-18 12:12:07
Można to kupić:D?
Rusis2006-09-14 14:57:35
Jak już wielokrotnie wspominałem Miśku, jako fanfic nie mogę postawić mneij niż 10/10 :)
Mam pewne zastzreżenia (no jasne.. ja zawsze musze się do czegoś pzryczepic :P ) ale o tym na żywo porozmawiamy :]
W każdym arzie gratuluję ukończenia trylogii, ukończenia w taki sposób, że kilka elementów wciągnęło mnie znacznie bardziej niż w innych częściach :)
jedi_marhefka2006-04-17 23:49:28
już ci to kiedyś napisałam: Misiek jesteś wielki!!! Oświecasz drogę początkującym fanom SW do jakich należę. No dobra może nie oświecasz. ale i tak twoje opowiadania są świetne. a cała "siedziba egzekutora" w szczególności. Dziękuję :o))))
Nadiru Radena2005-09-03 19:33:06
Ja tam wolę trzymać się chronologii... a jeżeli już miałbym pisać o tzw. "wielkich rzeczach", to tylko w czasach Starej Republiki.
Misiek2005-07-26 13:54:57
Co od dalszych części trylogii... chwilowo bym zastrzegł sobie prawo do pisania dalszego ciągu (jakkolwiek w chwili obecnej pisać go nie zamierzam, to nie wykluczam, że może kiedyś...)
Natomiast zachęcam wszystkich do pisania własnych wersji wydarzeń z 25 roku po Bitwie o Yavin. Ani "Siedziba Egzekutora", ani NEJ, nie są absolutnie jedyną opcją :-)
tja2005-07-16 20:14:22
super opowiadanie zajebiste
a może by tak zrobić fan film
chce zabytać autora czy mógłbym napisać 2 trylogi Exekutora czekam nie cierpliwie na odpowiedż
p.s Jak sie robi ojkładkę do książki
ocena 10
Alex Verse Naberrie2005-07-04 20:11:24
dłuuuuuugie i raczej wszystko dokładne wytłumaczone
Otas2005-06-27 14:32:57
Ooo... tak mało ludzi przeczytało tą ksiazke??? ... czy też tak jak ja musieliście troche ochłonąć?? :D
Piewszą rzeczą jaka mi przyszła na myśl po skończeniu ŚT było "Cholera... za wiele gorszych ksiażek musiałem zapłacić"!!! i nadal tak uważam. Książka jest naprawdę świetna... tym razem Misiek nauczony na błędach 2 poprzednich części nie zasypał czytelnika tysiącami szczegółów i informacji.... świetnie poprowadził fabułę, oraniczając ją tylko do kilku wątków lecz za to bardzo dobrze rozpisanych. Muszę przyznać żę historia "śniadolicego bohatera" bardzo mnie wciągła i praktycznie dopiero pod koniec książki domyśliłem się kto to jest :))
książke oceniam na 9,5/10 (na wszelki wypadek aby Misiek nie spoczął na laurach)... a że dziś mam dzień na zawyzaanie to daje 10/10
W sumie mam tylko jedno zastrzeżenie.... do korektorów!!! .. jeśli nawet ja znalazłem masę błędów i literówek, a czasem nawet braki całych wyrazów.. to naprawdę korekta źle sie spisała!!
Mistrz Fett2005-05-01 18:08:39
Jak dla mnie można opisać tą książkę krótko: DZIEŁO :)