TWÓJ KOKPIT
0

Ścieżka Terroru :: Twórczość fanów

Rozdział 1


„Drider”, niszczyciel klasy Imperial, sunął bezgłośnie przez próżnię, bezkresną pustkę kosmosu, oddzielającą od siebie planety układu Corelli. Złowrogi, szary kształt klina, wyglądający z daleka niczym drzazga wbita w nieprzeniknioną czerń wszechświata, zaprojektowany był w taki sposób, aby wywoływać irracjonalne uczucie strachu u każdego, kto chciałby przeciwstawić się sile, którą uosabiał. Sile, której granice były daleko poza zdolnością pojmowania przeciętnej istoty, a która przez bez mała dwadzieścia lat utrzymywała przy życiu mit potęgi, jaką władało Imperium. Potęgi, która znalazła teraz wyraz w jednej tylko osobie, która w swojej wszechmocnej przewrotności nie bała się wykorzystać każdej okazji, by szerzyć strach, terror, nienawiść i śmierć. Nawet przy każdym swoim oddechu.
Tą osobą był Darth Vader, Mroczny Lord Sith, a potęgą, jaką dysponował – ciemna strona Mocy.
W obecnej sytuacji nie można było jednak mówić o tym, że „Drider” stanowił ucieleśnienie wszystkiego, co reprezentowała sobą doktryna wojenna Imperium. Po pierwsze dlatego, że po ostatniej Bitwie o Exaphi został on mocno uszkodzony i nie robił już takiego wrażenia, jak powinien. Górny mostek został wręcz zmieciony z kadłuba, a wiele dziur i szram, ciągnących się nieraz przez całą długość niszczyciela, odbierało mu niemal całą godność, dostojność, i grozę. W takim stanie jedyne, co mogło w nim przerażać, to duchy, których ktoś mógłby się spodziewać na ziejącym dziurami i bruzdami wraku.
Drugą rzeczą, która znacznie ograniczała robione przez niszczyciel wrażenie, była bezpośrednia bliskość czegoś wywołującego znacznie większy lęk. W układzie Corelli znajdowało się bowiem znacznie więcej drzazg, powbijanych w usłane gwiazdami poszycie. Jedne były mniejsze, inne większe, jeszcze inne osiągały wręcz niewyobrażalne kształty i rozmiary. Ich ilość i rodzaj z całą pewnością budziły nieporównywalnie większy lęk, niż pojedynczy i pokiereszowany „Drider”, aspirujący na tym tle do roli statku widmo. Jeśli doliczyć do tego gęsto orbitujące w okolicach Talusa i Tralusa orbitalne stocznie, to pojedynczy, uszkodzony niszczyciel klasy Imperial wyglądał naprawdę żałośnie.
Jak to jednak zwykle bywa, wygląd nie do końca pokrywał się ze stanem faktycznym. Co prawda „Drider” był pokiereszowany i uszkodzony, ale wciąż miał sprawny rezerwowy mostek i większość systemów uzbrojenia, zaś osłony, z trudem, bo z trudem, ale też jakoś funkcjonowały. Co więcej, okręt tętnił życiem.
- Pamiętaj, że musisz atakować Jedi pojedynczo.- mówił Maarek Stele, krocząc powoli głównym korytarzem niszczyciela. Gdzieniegdzie uwijali się jeszcze mechanicy, usiłujący nadać przejściu wygląd sprzed niefortunnej kanonady, jaka spotkała okręt dzięki Eskadrze Łotrów. Gdzieś w oddali majaczyło kilka stoczni remontowych, które teoretycznie mogłyby we względnie krótkim czasie doprowadzić niszczyciel do stanu pełnej używalności, niemniej każda z nich była obecnie skoncentrowana na składaniu komponentów do innego, nowego niszczyciela. Po Bitwie o Exaphi stan liczebności floty Executor’s Lair był alarmująco niski.
- Czy to konieczne?- spytał, kroczący krok w krok za Stele’m, uskrzydlony olbrzym, na widok którego większość przechodzących korytarzem szturmowców i robotników mimowolnie i z lękiem usuwała się pod ściany. Stele musiał przyznać, że czuje cichą satysfakcję ze swojego stwora. Lugzan był dokładnie tym, czym miał być: zakutym w czarną, na poły organiczną zbroję, groteskowym monstrum, istniejącym tylko w jednym celu i nie mającego żadnych innych prerogatyw poza jedną.
Jak najlepiej i najefektywniej zabijać Jedi.
- Konieczne.- powiedział Stele, mijając kolejną parę przestraszonych mechaników.- Pamiętaj, że jeszcze żadnego nie pokonałeś. Na miecze walczyłeś tylko podczas szkolenia, a z Mocą nie jesteś jeszcze wystarczająco oswojony.- obaj weszli do turbowindy i zjechali na poziom hangarów. Lugzan ledwo się zmieścił, ale skulił się i zgiął skrzydła, więc zdołał się jakoś wcisnąć.- Poza tym pamiętaj, że każdy Jedi ma za sobą co najmniej kilka lat szkolenia i naturalne predyspozycje do władania Mocą.
Przeszli w milczeniu przez kolejny korytarz, mijając następnych przerażonych szturmowców i robotników. Stele z satysfakcją wyczuł, że u niektórych poziom strachu przed Lugzanem jest nawet większy, niż przed gniewem Lorda Vadera. Wynikało to zapewne z faktu, że lęk przed Czarnym Lordem niejako spowszedniał i stał się nieodłącznym towarzyszem żołnierzy Executor’s Lair, podczas, gdy Lugzan stanowił dla nich coś nowego, niepojętego, strasznego w swej potworności. Kiedy Maarek sobie to uświadomił, na jego twarzy ponownie zagościł charakterystyczny, kpiący, ale i złowrogi, uśmiech.
- Jeszcze jedno.- rzucił Stele, odwracając się do swojego stwora, kiedy obaj weszli do hangaru.- Z biegiem czasu nabierzesz wprawy i będziesz coraz lepiej i skuteczniej unicestwiał swoje ofiary. Nie wątpię, że pociągniesz za sobą krwawy szlak psów Jedi! Jednak musisz wiedzieć, że twoja prawdziwa potęga wypływa z ciemnej strony Mocy. Im ona jest silniejsza, tym większa jest twoja własna siła!
- Jak mam się do tego przyczynić, panie?- spytał Lugzan, rozprostowując skrzydła. Stele spojrzał na niego ze złowrogim grymasem na twarzy.
- Nic nigdy tak nie karmiło ciemnej strony, jak strach.- rzekł cicho, po czym odwrócił się i ruszył w stronę wylotu z hangaru.- Nie miej złudzeń. Jedi nie dadzą ci wiele swobody. Jak tylko dowiedzą się, że na nich polujesz, ruszą za tobą. A Jedi nie odczuwają strachu, będą kierować się determinacją i wolą przetrwania. Dlatego im więcej ich wyeliminujesz, tym większa szansa, że nie będą oni w stanie stawić ci czoła.- odwrócił głowę w jego stronę.- Pamiętaj jednak o swoich ograniczeniach. Jeśli rzucisz się z marszu na Luke’a Skywalkera albo Kama Solusara, poniesiesz klęskę. Skup się na innych Jedi, wielu jest jeszcze młodych i niedoświadczonych, i na pewno nie spodziewają się twoich atutów.
Lugzan powoli kiwnął głową, przyswajając sobie wszystko, co mówił jego stwórca. W międzyczasie obaj dotarli do stojącego nieopodal śluzy promu klasy Sentinel. Przed otwartym włazem stało w postawie zasadniczej dwunastu szturmowców w pełnym uzbrojeniu. Stele zwrócił się do Lugzana z ironicznym uśmieszkiem.
- To są szturmowcy z elitarnego Pięćset Pierwszego Batalionu, „Pięści Vadera”.- powiedział z niekłamaną dezaprobatą.- W większości klony. Admirał Morck nalegał, żebyś miał odpowiednią obstawę podczas polowania. Nie wiem, po co, ale mniejsza z tym. Natomiast tu…- wyjął komputerowy notes z wsadzoną do niego datakartą.-…masz nazwiska i krótkie charakterystyki większości Jedi, którzy penetrowali nasze działania w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Są tu też wskazówki co do ich rodzin i przewidywanych miejsc pobytu.
Lugzan wziął notes i przekazał swojej prawej, krótszej ręce, zwisającej jak dotąd bezczynnie obok przypiętego do pasa miecza Mareeka Stele. Pilot dał mu go, argumentując, że sam rzadko go używał, a nie ma czasu na budowę nowej broni, zwłaszcza, że wystarczająco długo budował świetlną tarczę, której rękojeść zwisała po drugiej stronie. Ostateczny Zabójca Jedi skłonił się z szacunkiem swojemu przewrotnemu twórcy i dał znak pozostałym szturmowcom, żeby weszli już na pokład Sentinela. Sam ruszył ich śladem, ale zatrzymał się w pół drogi, wyczuwając, że jego pan chce mu jeszcze coś powiedzieć.
- Otwierasz się na Moc. To dobrze.- Stele uśmiechnął się chytrze widząc, że stwór zareagował na jego myślowy apel.- Pamiętaj, że źródło twojej siły płynie ze strachu. Najlepszy strach to strach Jedi; najskuteczniej wzbogaca aurę ciemnej strony. Niech choroba galaktyki, jaką są Jedi, zginie od ostrza twojego miecza! Powodzenia!
Nie mając nic już więcej do dodania, Stele zawrócił i skierował się ku wyjściu z hangaru. Lugzan jeszcze przez moment stał na rampie Sentinela, zastanawiając się nad tym, co usłyszał. Odnosił bowiem nieodparte wrażenie, że jego stwórca i mistrz podał mu kilka sprzecznych informacji.
- Panie!- zawołał w końcu chropowatym głosem.- Powiedziałeś, że Jedi nie będą się mnie bać. Jak dorwać kogoś, kto nie zna strachu!?
- To proste, Lugzanie!- odkrzyknął Maarek Stele, odwracając się w stronę promu i uśmiechając się złowrogo.- Trzeba go w nim zaszczepić!

„Hyperspace Marauder”, zmodyfikowany frachtowiec klasy Xiytiar, spoczywał spokojnie na platformie lądowiskowej przed Wielką Świątynią na Yavinie IV. Słońce miało się już ku zachodowi i większa część kadłuba statku ukryła się w cieniu masywnej budowli Massassich, a w miarę upływu czasu cienie stawały się coraz dłuższe i wkrótce miały zakryć cały frachtowiec. Na razie jednak jego przednia część wciąż majaczyła w świetle odległego słońca systemu Yavina, a poszycie zaróżowiło się lekko pod wpływem promieni odbitych od krwistoczerwonej tarczy planety. W innej sytuacji Lo Khan powiedziałby, że okoliczności są bardzo romantyczne.
Ale nie były. Wręcz przeciwnie. O żadnych estetycznych uniesieniach czy zachwytach nad pięknem przyrody nie mogło być mowy, kiedy na każdym kroku następuje zderzenie z okrutną i twardą rzeczywistością. Wojenną rzeczywistością.
W tej chwili jednak Lo musiał przyznać, że dostrzega w życiu więcej pozytywnych, niż negatywnych aspektów. Nagroda za głowę jego i Yaka Luwingo została wycofana i po raz pierwszy od trzech miesięcy mogli się czuć względnie bezpieczni. Ich zaufany, nieoceniony przyjaciel, Han Solo, także odzyskał chęć do życia, od kiedy jego żona, Leia, odzyskała przytomność po trwającej bardzo długo śpiączce. Oboje teraz stali wraz z Wookiem Chewbaccą oraz Jacenem i Jainą Solo na lądowisku, obok „Hyperspace Maraudera”, i żegnali Lo Khana i Luwingo.
- Dzięki za wszystko, Han.- powiedział Lo, ściskając serdecznie dłoń przyjaciela.- Chyba nigdy ci się z Wingo nie odwdzięczymy. Gdybyś kiedyś czegoś potrzebował…
- Trzymam za słowo.- uśmiechnął się Han.– Jesteście pewni, że nie chcecie pomóc Nowej Republice w kontrataku na wojska Vadera?
- Chyba żartujesz!- obruszył się Khan.- W co ty chcesz nas wpakować? W kolejne Duro!? Wiesz, jak się tam z Wingo najedliśmy strachu!?
Yaka zabulgotał donośnie, zgadzając się z przyjacielem.
- Właściwie to moglibyście polecieć na Duro, zbadać sytuację…- zaczął beztrosko Han.
- Ani słowa więcej, Solo!- rzucił ostrzegawczo Lo; wiedział, że Corellianin żartuje, ale nie chciał kusić losu. I tak robił to ostatnio zbyt często, jak na swój gust.- Zrobię dla ciebie wszystko, ale dopiero, kiedy skończy się ta cała wojenna zawierucha.
- Co teraz zamierzacie?- spytała Leia. Ciągle jeszcze była słaba, rany po rozrywaczu jeszcze nie do końca się zagoiły i cały czas wspierała się na ramieniu swojego męża, ale już odzyskała wigor i była gotowa do działania.
- Na Zewnętrznych Odległych Rubieżach jest kilka całkiem przyjemnych planet.- oświadczył Khan – Udamy się na jedną z nich i tam przeczekamy tę wojnę. Przyda nam się odpoczynek, nie, Wingo?
Yaka zacharczał i zabulgotał, energicznie zgadzając się z Lo.
- A może jednak byście…- zaczął Han z szelmowskim błyskiem w oku, nie dając za wygraną.
- W żadnym razie, Solo!- rzucił Khan, po czym spojrzał na chronometr.- Już czas na nas. Do zobaczenia i powodzenia w tej wojnie. Przyda wam się!
Luwingo dodał kilka bulgotów i wszyscy zaczęli się żegnać ze wszystkimi. Cała ceremonia pożegnalna trwała jeszcze około dwóch minut, po czym dwaj przemytnicy weszli po rampie na pokład „Hyperspace Maraudera”.
- Niech Moc będzie z wami!- zawołała za nimi Leia, na co oni jej pomachali i zniknęli w czeluściach okrętu. Po chwili właz się zamknął, a wysłużony frachtowiec poderwał się leniwie w przestworza. Rodzina Solo i Chewbacca patrzyli jeszcze przez chwilę, jak odlatuje, aż nie schowali się całkowicie w cieniu Wielkiej Świątyni.
Chewbacca wydał z siebie serię krótkich jęków i pomruków, zapytując się tym samym, co teraz będą robić.
- Jak to co?- powiedziała Leia, pochmurniejąc.- Mamy teraz tylko jeden priorytet.- spojrzała na Hana i bliźniaki.- Za wszelką cenę musimy znaleźć Anakina.

W sali konferencyjnej panował półmrok, przerywany od czasu do czasu piorunami, trzaskającymi na zewnątrz. Starszy mężczyzna stał właśnie przed największym oknem i obserwował szalejącą burzę, wsłuchując się jednocześnie w dudnienie kropel deszczu o parapet. Na tej planecie pora deszczowa była naprawdę paskudna.
Mężczyzna jednak zdawał się nie zwracać uwagi na to, co działo się dookoła. Po jego zmęczonej i zamyślonej twarzy oraz zamglonych i nieobecnych oczach można było poznać, że jego uwaga skupia się na czymś innym, odległym. W istocie błądził on myślami po wielu zakamarkach galaktyki, starając się ułożyć fragmenty informacji, jakie do niego docierały, w jakiś względnie jasny i przejrzysty plan, odnaleźć i załatać wszystkie dziury i niedociągnięcia, które nie pozwalają na osiągnięcie odpowiedniej perspektywy.
A miał się nad czym zastanawiać. Co prawda jego siatka informacyjna była wciąż bardzo niespójna, a strzępy wiadomości, jakie przekazywała, często niepotwierdzone albo niejasne, ale tym razem zbyt wiele doniesień się pokrywało, żeby mógł je otwarcie zignorować. Informacje o śmierci admirała Gegoto, bitwie o Exaphi, inwazji na Bilbringi, Duro czy Adumar, pojmaniu prezydenta Fey’lyi, dopływały z wielu niezależnych źródeł i nie pozostawiały żadnego miejsca na wątpliwości. A już doniesienie o zajęciu układu Corelli zostało zgodnie potwierdzone przez wszystkie komórki wywiadowcze i niewątpliwie było faktem dokonanym.
- Ruszyli.- usłyszał tuż za swoimi plecami i odruchowo podskoczył, otrząsając się jednocześnie z zamyślenia. Nawet nie słyszałem, jak wchodził, pomyślał, zaczynam głuchnąć na starość.
- To dobrze.- odezwał się do nowo przybyłego. Stał on w postawie zasadniczej, z rękami skrzyżowanymi za plecami, i wpatrywał się przenikliwie w starszego mężczyznę.- Czy nie było kłopotów z warunkami atmosferycznymi?
- Generał mówi, że tylko nieznaczne.- odparł nowo przybyły głębokim, melodyjnym głosem.- Jedyne problemy, jakie mamy z tą burzą, to awaria zasilania. Wkrótce technicy powinni jednak podłączyć rezerwowe generatory i wszystko wróci do normy.
- Dobrze.- powiedział starszy mężczyzna.- Mamy jakieś nowe informacje z Corelliańskiego sektora?- spytał, siadając przy stojącym obok stole konferencyjnym.
- Jedna z naszych komórek musiała zawiesić działalność w obawie przed wykryciem.- odrzekł młodszy, cały czas stojąc na baczność.- Inna, ta na Corelli, donosi, że stacja Executor’s Lair weszła na orbitę okołoplanetarną. Z kolei nasz człowiek na Drallu twierdzi, że stacja zniknęła, prawdopodobnie ukryła się za innym ciałem niebieskim albo w ogóle odleciała z systemu.
- Nie sądzę.- odrzekł starszy mężczyzna.- Celem Morcka była właśnie Corellia. Podejrzewam, że mógł się jakoś ukryć. A jeśli tak, to obawiam się, że bez pomocy kogoś władającego Mocą do niego nie dotrzemy.
- Czy mam poinformować o tym generała?- spytał młodszy. Nagle zasilanie w budynku wróciło i panele jarzeniowe rozbłysły jasnym, mlecznobiałym światłem, przez co obaj mężczyźni odruchowo zmrużyli oczy.
- Sam na to wpadnie.- powiedział starszy.- Nie jest głupcem. Gdyby był, już dawno by nie żył.

Na Coruscant wrzało. Ludzie na ulicach, senatorowie, prezenterzy HoloNetu, liderzy opinii, przedstawiciele elit, ludzie biznesu i ludzie pracy… wszyscy byli wstrząśnięci i zbulwersowani wiadomością o pojmaniu Borska Fey’lyi, przewrocie wojskowych, później ich powrocie do łask, sojuszu z Imperium, użyciu nad Exaphi Devastatora, który pojawił się nie wiadomo skąd… zgubić się w tym wszystkim było bardzo łatwo, toteż wśród mieszkańców Coruscant i reszty Nowej Republiki można było często usłyszeć rozbieżne, a nieraz i skrajnie absurdalne teorie na temat całego tego zamieszania. A gdy dodać do tego napięcia związane ze stanem wojny między Nową Republiką a Executor’s Lair, to tworzył się istny kocioł.
Iella Wessiri Antilles przeglądała przy swoim terminalu komputerowym najnowsze wiadomości, jakie zgromadził kierowany przez nią Wywiad Nowej Republiki. Z racji swoich zadań i funkcji, do jakiej został powołany, musiał nastawiać uszy na wszystkie, nawet najbardziej horrendalne, plotki odnośnie obecnej sytuacji. I tak na przykład Iella dowiedziała się, że jej mąż jest agentem Imperialnego Wywiadu, że Nowa Republika dysponuje trzema Gwiazdami Śmierci, ukrytymi pod powierzchnią Coruscant i że Vader jest tak naprawdę klonem Imperatora Palpatine’a, wskrzeszonym z materiału genetycznego Yevethów.
- Posłuchaj tego.- rzekła Iella do męża, który właśnie ubierał się na spotkanie w sztabie.- Cytuję: Borsk Fey’lya jest wilkołakiem i to on cały czas kierował poczynaniami Vadera.
- Ci ludzie to mają wyobraźnię.- odparł Wedge, wciągając spodnie.- Czasem się zastanawiam, kto takie rzeczy wymyśla.
- Ktoś na pewno.- rzekła Iella, odwracając się w stronę Antillesa.- Tuż po waszym przewrocie ktoś rozwiązał worek z plotkami na wasz temat. Teraz wysypują się kolejne, chociaż te są raczej wymysłem radykalnych zwolenników teorii spiskowych.
- Taa, to wszystko cały czas był spisek neimoidiańsko-bothański.- rzucił Wedge, zakładając górną część swojego oficjalnego munduru. Następnie podszedł do żony i ucałował ją w policzek.- Lecę, kochanie. Nie chciałbym się spóźnić.
- To leć.- Iella uśmiechnęła się do niego.- Generał Bel Iblis nie wybaczyłby ci, gdybyś przegapił pożegnanie admirała Ackbara.
- Admirał Bel Iblis, Iella.- poprawił ją Wedge.- Też się jeszcze nie przyzwyczaiłem, ale postaraj się o tym pamiętać.- uśmiechnął się i wyszedł z mieszkania, kierując się na platformę parkingową.
Istotnie, pół godziny później na głównym lądowisku Pałacu Imperialnego zebrali się wszyscy, którzy pragnęli wyrazić szacunek dla rezygnującego ze służby Calamarianina. Kilka dni wcześniej, podczas wystąpienia w Senacie, Ackbar wyraził swoje ubolewanie nad niefortunną sytuacją polityczną, która wywiązała się po Bitwie o Roon. Dał do zrozumienia, że został wyjęty spod prawa i nie może pełnić obowiązków Głównodowodzącego Siłami Zbrojnymi Nowej Republiki, tym samym forsując kandydaturę generała Garma Bel Iblisa. Zaraz potem Senat, z jednej strony niepodlegający już wpływowi Fey’lyi, z drugiej przyparty do muru alternatywą w postaci zdolnego i doświadczonego, ale też kontrowersyjnego, stratega, jakim był Bel Iblis, przegłosował uchwałę wycofującą stawiane Ackbarowi zarzuty. Calamariański admirał nie zgodził się jednak powrócić do czynnej służby; zbyt wielkie jarzmo hańby nad nim zawisło. Zdawał sobie sprawę, że obarcza Garma Bel Iblisa wielką odpowiedzialnością, nie wątpił jednak, że jest on właściwą osobą na właściwym miejscu. Poza tym, nie widział innej alternatywy.
Sam postanowił więc wrócić na Mon Calamari i wesprzeć obronę swojej rodzinnej planety, podejrzewał bowiem, że Executor’s Lair może się nią zainteresować, a to byłoby niepożądane.
W celu pożegnania admirała Ackbara, na lądowisku zebrali się zarówno wojskowi Nowej Republiki, jak i politycy czy oficerowie Imperium, nie zabrakło też rycerzy Jedi. I tak przybyli generałowie Wedge Antilles i Lando Calrissian, okryci chwałą podczas ostatniej Bitwy o Exaphi, Bren Derlin, Airen Cracken, Syub Snunb, Adar Tallon i Alex Winger, którzy wraz z Calamarianinem opracowywali plan tej bitwy, a także admirał Pellaeon oraz kapitanowie Nalgol i Ardiff z Sił Zbrojnych Imperium. Nie mogło zabraknać również Droola Reveela, obecnego tymczasowego prezydenta, a także grupki senatorów, związanych z Ackbarem. Przyszli również rycerze Jedi: Dorsk 82 i Streen. Na czele ich wszystkich stał natomiast świeżo mianowany Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Nowej Republiki Garm Bel Iblis w czystym, wyprasowanym mundurze republikańskiego admirała. Stał i słuchał ostatnich porad sędziwego Calamarianina.
- Korzystaj z usług generała Goolcza.- mówił Ackbar swoim chrapliwym, brudnym głosem.- Był szefem sztabu zarówno u mnie, jak i u Perma. Będzie wiedział o wszystkim, co działo i dzieje się w armii. Pomoże ci się zaaklimatyzować.
- Chyba nie mam na to zbyt wiele czasu.- powiedział Bel Iblis.- Nasza interwencja powinna odbyć się możliwie najszybciej, czyż nie?
- Owszem.- zgodził się Calamarianin.- Ale nie za cenę skuteczności. Co z tego, że najedziesz fortyfikacje Vadera w układzie Corelli, skoro nie uda ci się ich sforsować? Zresztą wierzę, że jakoś to wypośrodkujesz i znajdziesz taktykę równie szybką, co skuteczną. Jest jeszcze jedno,- dodał, zniżając głos.- kwestia Senatu. Obawiam się, że kiedy mnie zabraknie, mogą zacząć patrzeć na ciebie bardziej krytycznie. Wiesz, że podpadłeś wielu z nich…
- Wiem.- powiedział równie cicho Bel Iblis.- Dlatego wolałbym, żebyś został w sztabie, chociaż oczywiście szanuję twoją decyzję.
- To dobrze.- rzekł Ackbar.- Ale mimo wszystko miej się na baczności. Polityka jest taką dziedziną życia, która może mieć na nie zbawienny wpływ… albo zgubny. Pamiętaj, że w Senacie jest wiele istot, które bardzo chętnie widziałyby cię na dnie.
- Nie zapomnę o tym.- obiecał Corellianin, po czym stanął na baczność i zasalutował.- Powodzenia, admirale.- rzekł głośno. Pozostali wojskowi także przyjęli postawę zasadniczą.- I do zobaczenia w nowej, lepszej galaktyce.
- Niech Moc ma was wszystkich w opiece.- odparł Ackbar, oddając salut, po czym poczłapał na swoich rybich nogach do prywatnego myśliwca typu B/E, który służył mu jako osobisty środek transportu.
Ledwo jego pojazd uniósł się i odleciał w przestworza, z grupy polityków i senatorów wyszedł wysoki, smukły Quermianin, Drool Reveel, wraz z dwójką innych dostojników Nowej Republiki, Calibopem i Caamasi. Admirał Bel Iblis chwilę patrzył za znikającym punktem B/E-Winga Ackbara, niczym za blaskiem latarni, mającym oświetlać drogę. Ignorował przy tym przez chwilę stojących za nim polityków, chociaż dobrze wiedział, że zaraz będzie musiał stawić im czoła. Kiedy więc punkcik myśliwca Ackbara zniknął zupełnie, Garm Bel Iblis westchnął ciężko; zrozumiał, że od tej pory to na nim ciąży odpowiedzialność za losy Nowej Republiki. Że musi radzić sobie sam.
- Słucham panów.- powiedział spokojnie, odwracając się w stronę Reveela i senatorów.
- Panie admirale,- zaczął Quermianin.- Jest pan człowiekiem konkretnym, więc od razu przejdę do rzeczy. Senat, zaniepokojony sytuacją na froncie i pańską, jakby to powiedzieć… nietypową reputacją, postanowił ograniczyć nieco pana kompetencje.
Bel Iblis westchnął cicho. Spodziewał się tego.
- Na jakiej podstawie i na czym miałoby to polegać?- wtrącił się Lando, nie zdradzając jednak niepokoju; zapytał o to tak, jakby odpowiedź nie robiła mu specjalnej różnicy. Wedge doszedł do wniosku, że Calrissian ponownie przybrał maskę hazardzisty.
- Jest to od początku do końca inicjatywa Senatu, najwyższej władzy w Nowej Republice.- odparł Reveel.- A ograniczenia nie powinny raczej wpływać na pracę sztabu generalnego.
- To po co są wprowadzane?- spytał Bel Iblis.
- Panie admirale,- rzekł smutno tymczasowy prezydent, kładąc mu na ramieniu swoją lewą, górną rękę.- powiedzmy sobie szczerze: Senat panu nie ufa. Oddelegował więc komisję, która ma nadzorować pańskie poczynania.- zza pleców Quermianina wychylili się Calibop i Caamasi. Garm Bel Iblis rozpoznał w nich Elegosa A’klę, przywódcę Pozostałości Caamas, i Ponca Gavrisoma, byłego prezydenta Nowej Republiki.
- Zgłosiliśmy się jako ochotnicy.- oświadczył spokojnie Elegos.- Dołączymy do pańskiego sztabu i będziemy na bieżąco śledzić pańskie poczynania.
Admirał uśmiechnął się w duchu. Gavrisom i A’kla należeli do tych senatorów, którzy zawsze popierali jego niekonwencjonalne pomysły, znali go od bardzo dawna i najzwyczajniej w świecie ufali mu. Ich obecność w sztabie nie powinna przysporzyć żadnych kłopotów, a nawet wręcz przeciwnie. A Senat miałby, co chciał, czyli swoich przedstawicieli w sztabie.
- Nie mam nic przeciwko temu.- oświadczył w końcu Bel Iblis.- Jeśli to już wszystko…
- Jest jeszcze jedna sprawa.- przerwał mu Drool Reveel, tym razem z naprawdę smutnym wyrazem twarzy; Corellianin wiedział, że i on jest raczej jego stronnikiem, niż przeciwnikiem, dlatego słowa Quermianina mocno go zaniepokoiły.- W celu sprawowania jeszcze dokładniejszej kontroli nad działaniami Floty, Senat przegłosował jeszcze jedną rezolucję.- kontynuował tymczasowy prezydent.- Otrzymuje pan zakaz opuszczania planety. Może pan kierować ruchami wojsk, jednak nie wolno panu odlecieć z Coruscant!




1 2 (3) 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 9,57
Liczba: 23

Użytkownik Ocena Data
legostarkaziu 10 2012-11-18 16:36:52
simuno 10 2012-11-15 20:59:09
gawrongru 10 2012-08-26 03:17:13
CommanderWolffe 10 2012-04-30 08:42:39
marcowy99 10 2012-04-29 19:11:46
Strid 10 2009-11-08 23:52:32
ekhm 10 2009-06-27 23:00:22
Luke S 10 2009-04-18 12:12:10
Z-Z 10 2007-10-22 11:22:55
Girdun 10 2007-06-07 19:49:08
Ziame 10 2006-09-18 19:28:25
Rusis 10 2006-09-14 14:55:17
X-tla 10 2006-07-19 22:51:57
Otas 10 2005-06-27 14:33:38
Misiek 10 2005-06-19 16:37:28
Karrde 10 2005-05-08 14:47:31
Mistrz Fett 10 2005-05-01 18:05:34
Shedao Shai 10 2005-04-30 22:17:19
Wolf-trooper 9 2012-08-15 12:28:37
Darth Rumcajs 9 2012-01-06 18:55:19
Javec 9 2005-07-09 13:35:08
Andaral 9 2005-05-06 02:34:36
hawaj27 4 2012-11-19 21:29:28


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (10)

  • ekhm2009-06-27 23:00:03

    10/10

    Bardzo mnie zaskoczyła prawdziwa tożsamość "Vadera".

  • Luke S2009-04-18 12:12:07

    Można to kupić:D?

  • Rusis2006-09-14 14:57:35

    Jak już wielokrotnie wspominałem Miśku, jako fanfic nie mogę postawić mneij niż 10/10 :)
    Mam pewne zastzreżenia (no jasne.. ja zawsze musze się do czegoś pzryczepic :P ) ale o tym na żywo porozmawiamy :]
    W każdym arzie gratuluję ukończenia trylogii, ukończenia w taki sposób, że kilka elementów wciągnęło mnie znacznie bardziej niż w innych częściach :)

  • jedi_marhefka2006-04-17 23:49:28

    już ci to kiedyś napisałam: Misiek jesteś wielki!!! Oświecasz drogę początkującym fanom SW do jakich należę. No dobra może nie oświecasz. ale i tak twoje opowiadania są świetne. a cała "siedziba egzekutora" w szczególności. Dziękuję :o))))

  • Nadiru Radena2005-09-03 19:33:06

    Ja tam wolę trzymać się chronologii... a jeżeli już miałbym pisać o tzw. "wielkich rzeczach", to tylko w czasach Starej Republiki.

  • Misiek2005-07-26 13:54:57

    Co od dalszych części trylogii... chwilowo bym zastrzegł sobie prawo do pisania dalszego ciągu (jakkolwiek w chwili obecnej pisać go nie zamierzam, to nie wykluczam, że może kiedyś...)
    Natomiast zachęcam wszystkich do pisania własnych wersji wydarzeń z 25 roku po Bitwie o Yavin. Ani "Siedziba Egzekutora", ani NEJ, nie są absolutnie jedyną opcją :-)

  • tja2005-07-16 20:14:22

    super opowiadanie zajebiste
    a może by tak zrobić fan film
    chce zabytać autora czy mógłbym napisać 2 trylogi Exekutora czekam nie cierpliwie na odpowiedż
    p.s Jak sie robi ojkładkę do książki
    ocena 10

  • Alex Verse Naberrie2005-07-04 20:11:24

    dłuuuuuugie i raczej wszystko dokładne wytłumaczone

  • Otas2005-06-27 14:32:57

    Ooo... tak mało ludzi przeczytało tą ksiazke??? ... czy też tak jak ja musieliście troche ochłonąć?? :D

    Piewszą rzeczą jaka mi przyszła na myśl po skończeniu ŚT było "Cholera... za wiele gorszych ksiażek musiałem zapłacić"!!! i nadal tak uważam. Książka jest naprawdę świetna... tym razem Misiek nauczony na błędach 2 poprzednich części nie zasypał czytelnika tysiącami szczegółów i informacji.... świetnie poprowadził fabułę, oraniczając ją tylko do kilku wątków lecz za to bardzo dobrze rozpisanych. Muszę przyznać żę historia "śniadolicego bohatera" bardzo mnie wciągła i praktycznie dopiero pod koniec książki domyśliłem się kto to jest :))

    książke oceniam na 9,5/10 (na wszelki wypadek aby Misiek nie spoczął na laurach)... a że dziś mam dzień na zawyzaanie to daje 10/10

    W sumie mam tylko jedno zastrzeżenie.... do korektorów!!! .. jeśli nawet ja znalazłem masę błędów i literówek, a czasem nawet braki całych wyrazów.. to naprawdę korekta źle sie spisała!!

  • Mistrz Fett2005-05-01 18:08:39

    Jak dla mnie można opisać tą książkę krótko: DZIEŁO :)

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..