Rozdział 10
Jacen rzeczywiście miał powody do obaw. Nie zdradził tego nikomu, ale bał się, że jego brat, Anakin, mógł zajść zbyt daleko na ciemną stronę Mocy. A jeśli tak, to siła perswazji i jasnej strony może nie wystarczyć. Ciemna strona mogła wyrządzić już trwałe szkody w psychice młodzieńca i trzeba było liczyć się z tym, że może nie poznać swojej rodziny albo żywić do nich irracjonalną niechęć, lub wręcz nienawiść. Co prawda Jacen nie wierzył, że jego brat mógłby aż tak daleko posunąć się w swoim gniewie, ale rozsądek podpowiadał mu, że nie może tego wykluczyć.
Moc mu jednak mówiła, że nie powinien od razu skreślać swojego brata. Każdemu trzeba dać drugą szansę.
Gdyby to się jednak nie udało, musiał przygotować się na najgorszą ewentualność. Było rzeczą oczywistą, że Anakin, chociaż młodszy, szkolił się znacznie dłużej i miał znacznie większy potencjał, niż on czy Jaina. Teoretycznie, przy odpowiednio wytężonym treningu, mógł stać się silniejszy od samego wujka Luke’a. Ten trening już trwał; Jacen wiedział o tym, gdyż fala cierpienia, nienawiści i strachu, którą generował Anakin, odbijała się głośnym echem w Mocy, więcej, zdawała się potęgować. Jacen wiedział poza tym, że na Exaphi Anakin omal nie pokonał Dartha Vadera, a to mogło oznaczać tylko jedno: potęga młodego Solo znacznie wzrosła. Jacen prawie na pewno wiedział, że nie dałby mu rady. Miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał.
Na wszelki wypadek przygotowywał się na ewentualność konfliktu. Medytował, ćwiczył i starał się dogłębniej zrozumieć Moc, a przez to nie odstawać aż tak strasznie od swojego brata. Elementem, jaki miał zdecydować o jego przewadze, był bicz świetlny, który właśnie konstruował. Dążenie do doskonalszego poznania Mocy i kształtowania się na jej narzędzie na pewno by nie zaszkodziło, a może bardzo pomóc. Dlatego Jacen tak nalegał, żeby odwiedzić Coruscant; chciał mieć chociaż tę kartę przetargową, jaką dawała unikalna broń. Jeśli nie przyda się podczas spotkania z Anakinem, na co Solo cały czas miał nadzieję, to z pewnością będzie znakomitym środkiem do walki z Executor’s Lair. Zwłaszcza, że jak Jacen wyczuł, jakiś Jedi zginął, więc było wielce prawdopodobne, że przeciwnik wykonał kolejny ruch.
Dlatego młody Solo czuł, że musi się do tego wszystkiego jakoś ustosunkować. A najlepszą drogą ku temu było samodoskonalenie się w Mocy.
Hałas, jaki dało się słyszeć w Senacie podczas obrad, bywał czasem nie do zniesienia. Wielokrotnie się zdarzało, że mieszkańcy okolicznych budynków składali formalne skargi na wrzawę, jaka wydobywała się z budynku, wskutek czego prezydent Gavrisom musiał w swoim czasie otoczyć ściany sali obrad warstwą tłumiącego materiału. Strumień zażaleń przestał płynąć, ale nie rozwiązało to głównego problemu, jaki powstawał podczas dyskusji nad szczególnie ważnymi dla Nowej Republiki sprawami.
Chodziło mianowicie o to, że w Senacie można było ogłuchnąć.
Admirał Garm Bel Iblis doskonale zdawał sobie z tego sprawę, kiedy wylatywał na środek sali na repulsorowej platformie senackiej, której mu użyczono na tę okazję. Towarzyszyli mu jego senaccy opiekuni, Ponc Gavrisom i Elegos A’kla, którzy jednak zdecydowali się nie brać udziału w dyspucie, ze względu na brak niezbędnego dystansu do całej sprawy. Ich decyzja się była co prawda do przewidzenia, ale i tak niekorzystna. Z tego, co Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Nowej Republiki zdołał wywnioskować, mniej więcej jedna trzecia senatorów była mu zdecydowanie wroga, jedna czwarta sprzyjała, a pozostali nie opowiadali się jasno ani po jednej, ani po drugiej stronie. Poparcie rozkładało się więc raczej niekorzystnie. To źle, pomyślał Bel Iblis, że w krytycznym dla Republiki momencie Senat nie potrafi się skonsolidować i otwarcie poprzeć najkorzystniejsze dla niej działania. Zamiast tego marnujemy energię na lokalne kłótnie i niepotrzebne waśnie, które osłabiają nas i czynią podatnymi na atak przeciwnika. Zupełnie, jak za czasów Starej Republiki.
Czyżby, tak, jak wtedy, tak i teraz czekał ich upadek demokracji?
Jeśli tak, to trzeba zrobić wszystko, aby temu zapobiec, pomyślał Bel Iblis z nową determinacją.
- Admirale,- zaczął tymczasowy prezydent Reveel.- wierzę, że poprosił pan o nadzwyczajne zgromadzenie Senatu w niezwykle ważnej sprawie. Senatorowie Gavrisom i A’kla poinformowali mnie już o pańskich założeniach, wierzę jednak, że sam zechciałby pan je przedstawić szanownemu zgromadzeniu.
- Dziękuję, panie prezydencie.- odparł Bel Iblis, po czym podpłynął platformą na środek sali obrad, aby być lepiej widocznym dla zebranych.- Nie jest dla państwa tajemnicą, że nasze główne siły gromadzą się w okolicach Commenoru, aby przypuścić szturm na okupowany układ Corelli. Zanim jednak zakończymy mobilizację, niezbędne jest odcięcie przeciwnika od jego zaplecza militarnego i logistycznego. Nie chcę się tutaj rozdrabniać na temat: w jakim celu i dlaczego jest to konieczne, poprzestanę więc na tym, że jeśli maksymalnie uszczuplimy zapasy układu Corelli, również czas ewentualnej blokady ulegnie znacznemu skróceniu. Nie wspominając o tym, że bez zaplecza żołnierze Executor’s Lair nie będą w stanie udowodnić swojego optymalnego potencjału.
Żeby jednak tego dokonać, nasza Flota musi uderzyć na okupowane przez wroga planety. W okolice każdej z nich wysłałem już odpowiednie siły uderzeniowe, które czekają na odpowiedni rozkaz. Żeby go jednak wydać, potrzebuję aprobaty szanownego zgromadzenia.
- To jakiś absurd.- skomentował senator z sektora D’Asty.- Po co ograniczać się do odcinania światów zaopatrujących układ Corelli, skoro jest rzeczą pewną, że Executor’s Lair zagarnie w odwecie okoliczne systemy, rozszerzając swoją sukcesję o cały sektor Corelliański. Nie lepiej od razu uderzyć na przeciwnika, póki się jeszcze dobrze nie ufortyfikował?
- Nie.- rzucił senator Porolo Miatamia, Diamalanin, unosząc uszy.- Jak zaznaczył admirał Bel Iblis, mobilizacja naszych sił jeszcze trwa. Gdyby Flota uderzyła teraz, poniosłaby dotkliwą klęskę. Mam rację, admirale?
- To czysty absurd!- warknął senator z Ando.- Układ Corelli nie posiada nawet w połowie tak rozbudowanych systemów obrony, jak chociażby Bilbringi! Na pewno nie trzeba ściągać aż dwóch superniszczycieli, żeby go zdobyć!
- Jeśli można,- przerwał mu Bel Iblis spokojnie.- to chciałbym zapoznać państwa z pewnymi danymi. Ostatnio przeprowadzone rozpoznanie w układzie Corelli dowodzi, że w systemie stacjonują obecnie trzy superniszczyciele i jeden klasy Sovereign. Nie wiem, czy państwu mówi coś ta nazwa, więc wyjaśniam, że jest to mniejsza wersja okrętu klasy Eclipse, którego używał Imperator Palpatine.
W sali zapanował taki rumor, że aż trudno było usłyszeć własne myśli. Tymczasowy prezydent Reveel musiał wyłączyć nagłośnienie, ale i tak hałas był niesamowity. Jak dzieci, pomyślał admirał. Chociaż musiał przyznać, że to, co powiedział o sile Executor’s Lair, zrobiło na nich wrażenie.
- Dodatkowo…- kontynuował Bel Iblis, kiedy wrzawa przycichła na tyle, że dało się coś powiedzieć.-…rozpoznanie oraz agenci Wywiadu stwierdzili,- wziął głęboki oddech, zastanawiając się, jak to powiedzieć. Zdecydował się rzucić to wprost.- że nasz przeciwnik dysponuje Pogromcą Słońc.
Tym razem dla odmiany wszyscy senatorowie ucichli jak na komendę. Ponad tysiąc par oczu wpatrywało się teraz w niego ze zdumieniem, niektórzy pobledli, inni byli bliscy zawału. Ogólnie rzecz biorąc, przeżyli szok.
- Na ile jest to pewna informacja?- senator Adrick, Mon Calamari, pierwszy odzyskał władzę nad sobą.- Czy jest on uzbrojony? A może to atrapa?
- Na tyle, na ile nasze informacje są wiarygodne,- powiedział Bel Iblis.- jest to najprawdziwszy Pogromca Słońc. Wyglądał na ukończonego, ale spoczywał w dokach, więc można zaryzykować stwierdzenie, że jeszcze nie jest w pełni uzbrojony albo wymaga kilku wykończeń. Tak czy inaczej, stanowi realne zagrożenie. Dlatego na tyle, na ile to możliwe, chciałbym wprowadzić mój plan w życie. Im szybciej odetniemy Corellię, tym większa szansa, że Pogromca może nie zdążyć wystartować przed inwazją. Poza tym postulowałbym nawiązanie bezpośredniej łączności z admirałem Pellaeonem.
- A po co?- zdziwił się reprezentant D’Asty.- Mało to mamy problemów?
- Tak się składa,- odbił piłeczkę Bel Iblis.- że właśnie problemów mamy aż nadto. A jeden z największych dotyczy pańskiego sektora, senatorze.
- Nie bardzo wiem, o czym pan mówi.- rzekł mężczyzna z D’Asty, siląc się na spokój. Krople potu wstąpiły mu jednak na czoło.
- Mówię o zebraniu waszej floty sektoralnej, powiększonej o jednostki sektorów Senexa, Juvexa, Meridiana i Antemeridiana, na granicy Środkowych i Zewnętrznych Odległych Rubieży.- odparł Bel Iblis z pozorną obojętnością, z satysfakcją obserwując, jak oczy pozostałych senatorów zwracają się w stronę podenerwowanego przedstawiciela D’Asty.
- To pomówienie!- warknął wspomniany reprezentant.- Nie ma pan dowodów…!
- Mam informacje komandor Mirith Sinn, potwierdzone przez nasz Wywiad i niezależną organizację Talona Karrde’a.- przerwał mu admirał.- Myślę, że niektórzy mogliby to uznać za wystarczający dowód.
- Senatorze,- zaczął Drool Reveel, spoglądając na ekran swojego panelu; właśnie wyświetlano na nim informacje dostarczone przez wymienione wcześniej agendy wywiadowcze.- jestem zmuszony prosić pana o opuszczenie sali obrad i niezwłoczne stawienie się przed senacką komisją dyscyplinarną.
Reprezentant sektora D’Asty, odprowadzony przez straż senacką, opuścił swoją platformę, mrucząc coś o niesprawiedliwości i spisku. Nikt z senatorów jednak nie zwracał na to uwagi; wszyscy wlepili oczy w Bel Iblisa, a on musiał przyznać, że jego autorytet wzrósł przez ostatnie trzy minuty, chociaż niewątpliwie podwaliny pod to rzucili Han i Leia Organa Solo.
- Także, jak już wspomniałem,- podjął na nowo Głównodowodzący.- potrzebna nam pomoc Imperium. Dylematy moralne i dyplomatyczne proponowałbym odłożyć na razie na bok; niezaprzeczalnie jest faktem, iż admirał Pellaeon pomógł nam nad Exaphi, możemy więc być pewni czystych intencji z jego strony. Dlatego postuluję skoordynowanie działań przeciwko Executor’s Lair z Siłami Zbrojnymi Imperium, zwłaszcza, że musimy toczyć wojnę na dwa fronty. Oczywiście niezbędne też jest odcięcie Corelli od zaplecza logistycznego, o którym mówiłem wcześniej.
- Popieram wniosek pana admirała.- odezwał się senator Adrick.- Trzeba pozbawić wroga jego zaplecza, póki jest okazja.
- Zgadzam się.- dodał Miatamia, strzygąc uszami.- Mam jednak jedno zastrzeżenie. Czy nie myślał pan o wysłaniu na Corellię oddziału dywersyjnego, który mógłby odsunąć w czasie fortyfikowanie się przeciwnika lub chociaż zminimalizować skuteczność bojową niektórych jednostek wroga?
- Tak.- rzekł krótko Bel Iblis.- Poczyniłem już nawet odpowiednie kroki. Za kilka godzin na Coruscant powinna dotrzeć grupa dywersantów Jedi, którzy na moją prośbę zostali oddelegowani przez Zakon. W najbliższym czasie planuję operację, która może przechylić szalę zwycięstwa w nadchodzącej bitwie. I to bardzo wyraźnie.
Llegh Krestchmar i Cyryl, dwaj Wędrowni Protektorzy, którzy walczyli po stronie Nowej Republiki podczas Bitwy o Exaphi, zeszli po rampie promu klasy Lambda, należącego do Rady Jedi, jak tylko ten osiadł na lądowisku przy Pałacu Imperialnym. Nie było to co prawda to samo stanowisko, na którym jakiś czas temu spoczywał „Sokół Millennium”, ale znajdowało się na tym samym poziomie. Oznaczało to, że obecnie są oni równie cenni, jak była pani prezydent Nowej Republiki. Protektorzy musieli przyznać, że trochę im to schlebia.
Zdawali sobie jednak sprawę, że to nie z ich powodu zdecydowano się udostępnić im lądowisko dla VIP-ów. Promem przyleciała grupa czworga młodych rycerzy Jedi, którzy zostali tu oddelegowani przez swój organ koordynujący i decyzyjny, znany jako Rada Jedi. I chociaż funkcjonowała ona w niepełnym składzie, bo bez Luke’a Skywalkera, Ikrita, Kama Solusara i Xyrona Narra, to jednak została upoważniona do wydawania wiążących decyzji. Tym samym grupa zdolnych Jedi, o rozwiniętych umiejętnościach z zakresu infiltracji i sabotażu, otrzymała zalecenie oddania się pod komendę admirała Bel Iblisa. Llegh i Cyryl, którzy po Bitwie o Exaphi polecieli z ocalałymi Jedi na Noquivzor, postanowili dołączyć do tej grupy, wychodząc z założenia, że skoro stracili wszelkie ślady nielegalnego transportu żywności, to równie dobrze mogą odwiedzić sztab Sił Zbrojnych Nowej Republiki. Tym samym byliby w centrum wydarzeń i mogliby odpowiednio szybko zareagować w miejscu, w którym byliby najbardziej przydatni. Umiejętności Wędrownych Protektorów mogły okazać się niezastąpione w wielu sytuacjach.
Grupę Jedi, na którą składali się młodzi mężczyźni, którzy zaledwie kilka miesięcy wcześniej otrzymali status rycerza, a mianowicie Wurth Skidder oraz Ganner Rhysode, obaj uzdolnieni w posługiwaniu się telekinezą i wytrenowaniu w walce mieczem świetlnym. Towarzyszył im Jovan Drark, Rodianin o smukłej twarzy, będący idealnym snajperem, oraz Eryl Besa, mająca spotęgowaną Mocą zdolność do astronawigacji i orientacji w terenie.
Innymi słowy, stanowili wykwalifikowany oddział dywersantów.
- Witajcie.- powiedział Dorsk 82, który wyszedł im na spotkanie.- Przybyliście w samą porę.
- Moc z tobą, Dorsk.- odparła Eryl, kłaniając się lekko.- Czyżby coś się szykowało?
- Admirał Bel Iblis planuje wykorzystać grupę złożoną z Jedi i agentów Wywiadu do uszczuplenia zasobów obronnych Vadera.- rzekł spokojnie Khommita, kierując się w stronę turbowind.- Nie wiem dokładnie, co to za misja, ale czuję, że nie będzie łatwo.
- Masz zamiar lecieć z nami?- spytał Wurth, odczytując wachlarz emocji w aurze Dorska.
- Nie wiem, czy jestem jeszcze potrzebny na Coruscant.- przyznał zapytany.- Większość Jedi, którzy rozpoczęli służbę jako oficerowie Nowej Republiki, jest tutaj, w sztabie, więc Głównodowodzący ma aż nadto pomocników. Jeśli nie będzie dla mnie lepszego zajęcia, wezmę udział w waszej misji.
- Mistrzu Dorsk,- odezwał się Llegh, kiedy doszli do turbowind.- Nie orientujesz się, czy przypadkiem nie znalazłoby się w sztabie odpowiednie zajęcie dla Wędrownych Protektorów?
- Nie mam pojęcia.- rzekł Khommita, wchodząc do kabiny.- Admirał Bel Iblis jest bardzo tajemniczy w swoich planach. Podejrzewa, że gdzieś tutaj jest szpieg, który mógłby zdradzić jego zamiary przed czasem. Stara się więc nie mówić o niczym za wcześnie.
- Szpieg…- zastanowił się Krestchmar, spoglądając na Cyryla. Jego głowoogony zadrgały nerwowo, a w oczach pojawił się żywszy blask, mimo, iż Shi’ido instynktownie zamykał się w sobie, ilekroć tylko był w pobliżu jakiegoś Jedi. Właściwie na Noquivzorze cały czas był jakiś nieswój i Llegh przypisywał to po części jego naturalntej niechęci do użytkowników Mocy, a po części do braku jakiegokolwiek istotnego zadania. Ale teraz, kiedy dowiedzieli się o podejrzeniach Bel Iblisa co do wtyczki na Coruscant, obaj mogli porzucić bezczynność i zająć się tym, co naprawdę lubili i potrafili.
- Wiecie co?- Krestchmar wykrzywił swoją twarz na kształt czegoś podobnego do uśmiechu.- Chyba wiem, co będziemy z Cyrylem robić.
„Chimera”, niszczyciel klasy Imperial, krążył wraz z całkiem sporą obstawą w okolicach jedynej stoczni, jaka pozostała w rękach Imperium. Dokonywano tam kolejnych napraw i modyfikacji w konstrukcji tych potężnych machin bojowych, aby utrzymać je w jak najlepszej kondycji. Nigdy nie było wiadomo, kiedy flota może się przydać.
Admirał Pellaeon stał właśnie na mostku, obserwując siły, jakie mu pozostały. Patrząc na nie przez iluminator nie mógł powstrzymać grymasu; ze wszystkich okrętów, jakie miał do dyspozycji jeszcze pół roku temu, pozostało mu zaledwie czternaście. Mógłby co prawda oddelegować więcej, ale wtedy musiałby zbytnio rozciągnąć linię obrony swoich granic, a na to lokalni moffowie nie chcieli się zgodzić. Pellaeon zresztą także niechętnie uszczupliłby szkieletowe siły obrony Imperium.
Chociaż musiał przyznać, że w przypadku zmasowanego ataku Executor’s Lair ta obrona nie na wiele się zda.
Rozmyślania przerwało mu ciche buczenie prywatnego komunikatora. Z dezaprobatą odwrócił się w stronę jednej z wnęk dla załogi mostka, po czym westchnął i rzekł:
- Majorze, jestem tutaj. Nie ma potrzeby powiadamiać mnie przez komunikator, skoro o wszystkim można mi zameldować osobiście.
- Proszę o wybaczenie, sir.- zająknął się młody oficer.- Taka jest standardowa procedura. Myślałem, że…
- Już dobrze.- przerwał mu Pellaeon.- O co chodzi.
- Słucham?- major zamrugał oczami ze zdziwienia, ale widząc surową minę admirała zaraz się opamiętał.- Aha, proszę o wybaczenie. Ma pan połączenie, sir. Prosto z Coruscant. To Głównodowodzący Sił Zbrojnych Nowej Republiki.
- Przełącz to na prywatny holoprojektor w mojej kajucie.- rzucił admirał, kierując się w stronę wind. Nareszcie, powiedział sobie w duchu, myślałem, że Bel Iblis o mnie zapomniał.
- Tak jest, sir.- rzucił za nim łącznościowiec, ale Pellaeon już zjeżdżał turbowindą kilka pokładów niżej.
Kiedy wszedł do kapitańskiej kajuty, jego oczom ukazała się sylwetka Bel Iblisa normalnych rozmiarów, acz nieco zniekształcona przez fale HoloNetowe. Admirał cierpliwie czekał, aż Pellaeon włączy nadajnik.
- Witam.- odezwał się Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Imperium.- Już myślałem, że będę musiał układać plan inwazji na Corellię bez pana.
- Jesteśmy równi stopniem.- powiedział spokojnie Bel Iblis.- Poza tym pełnimy jednakowe funkcje. Proponuję więc, żebyśmy zrezygnowali ze zwrotów grzecznościowych i mówili sobie na „ty”.
- Myślę, że to jest do przyjęcia.- zgodził się Pellaeon.- Wracając do rzeczy, wysłałem rozpoznanie do układu Corelli, lecz jak dotąd nikt nie powrócił.
- Moja grupa też została rozbita, ale kilku ocalało.- odparł Bel Iblis.- I rewelacje, jakie przywieźli, są bardzo niepokojące.
- Z pewnością chodzi o tego superniszczyciela, którego skradziono z Ord Trasi kilka miesięcy temu.- rzekł ponuro Pellaeon.- I jeszcze drugi egzemplarz, który ocalał z Bitwy o Roon.
- Od Jedi Brakissa dowiedzieliśmy się także, że Vader ma do dyspozycji jeszcze dwa superniszczyciele, w tym jeden klasy Sovereign.
- To niedobrze.- Pellaeon podrapał się po brodzie w zamyśleniu.- Jeśli Executor’s Lair przejęło kontrolę nad repulsorami planetarnymi układu Corelli, to nawet nasze połączone siły mogą nie dać im rady.
- Książę Isolder z Konsorcjum Hapańskiego zapewnił mnie już, że jego sześćdziesiąt trzy Battle Dragony z osłoną wezmą udział w ataku na Corellię.- powiedział Bel Iblis.- Już są nawet w drodze na Commenor. Poza tym Talon Karrde załatwił wsparcie ze strony Ligi Golemów, Legionu Flamestrike, Legalnych Przewoźników i kilku innych grup paramilitarnych. Wspomaga nas pół galaktyki.
- To doskonale.- rzekł Pellaeon z nutką satysfakcji.- Moje niszczyciele mogą ruszyć do punktu zbornego w każdej chwili.
- Właściwie to myślałem nad innym zastosowaniem Floty Imperium.- wyznał Bel Iblis.- Oczywiście, jeśli się zgodzisz.
- Nic nie zaszkodzi, jeśli wysłucham, co masz na myśli.
- Wróg formuje drugi front.- rzucił bez ogródek Corellianin.- Na pasie między Środkowymi i Zewnętrznymi Odległymi Rubieżami. Dopóki będziemy mieli przeciwnika za plecami, pełna mobilizacja nie wchodzi w grę. A bez niej…
-…możemy nie wygrać.- dokończył Pellaeon.- Jakie to siły i czy sam dam sobie z nimi radę?
- Około pięćdziesięciu jednostek różnych rozmiarów i możliwości, ale nie można wykluczyć jakiegoś wsparcia ze strony Vadera.
- Ciężka sprawa.- skomentował Pellaeon.- Przewidujesz jakąś pomoc?
- Myślę, że wesprę cię kilkoma zespołami uderzeniowymi pod dowództwem komandor Mirith Sinn.- odparł Bel Iblis.- Może nie będzie to jakaś znaczna siła militarna, ale powinna stanowić dobre uzupełnienie Sił Zbrojnych Imperium.
- Mirith Sinn?- Pellaeon zmarszczył brwi.- Czy ona nie jest specjalistką od walki naziemnej?
- Jest.- zgodził się Corellianin.- Ale drugi dowódca liniowy ci chyba niepotrzebny. Poza tym komandor Sinn ustaliła, że siłami przeciwnika będzie dowodził inny żołnierz polowy, wyspecjalizowany w kierunku konfliktów planetarnych.
- Niech zgadnę. To on był podstawową przyczyną, dla której oddelegowałeś Sinn do tej misji.
- Tak.- zgodził się Bel Iblis.- Ruchami wroga będzie kierował sam Kir Kanos!
Jacen rzeczywiście miał powody do obaw. Nie zdradził tego nikomu, ale bał się, że jego brat, Anakin, mógł zajść zbyt daleko na ciemną stronę Mocy. A jeśli tak, to siła perswazji i jasnej strony może nie wystarczyć. Ciemna strona mogła wyrządzić już trwałe szkody w psychice młodzieńca i trzeba było liczyć się z tym, że może nie poznać swojej rodziny albo żywić do nich irracjonalną niechęć, lub wręcz nienawiść. Co prawda Jacen nie wierzył, że jego brat mógłby aż tak daleko posunąć się w swoim gniewie, ale rozsądek podpowiadał mu, że nie może tego wykluczyć.
Moc mu jednak mówiła, że nie powinien od razu skreślać swojego brata. Każdemu trzeba dać drugą szansę.
Gdyby to się jednak nie udało, musiał przygotować się na najgorszą ewentualność. Było rzeczą oczywistą, że Anakin, chociaż młodszy, szkolił się znacznie dłużej i miał znacznie większy potencjał, niż on czy Jaina. Teoretycznie, przy odpowiednio wytężonym treningu, mógł stać się silniejszy od samego wujka Luke’a. Ten trening już trwał; Jacen wiedział o tym, gdyż fala cierpienia, nienawiści i strachu, którą generował Anakin, odbijała się głośnym echem w Mocy, więcej, zdawała się potęgować. Jacen wiedział poza tym, że na Exaphi Anakin omal nie pokonał Dartha Vadera, a to mogło oznaczać tylko jedno: potęga młodego Solo znacznie wzrosła. Jacen prawie na pewno wiedział, że nie dałby mu rady. Miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał.
Na wszelki wypadek przygotowywał się na ewentualność konfliktu. Medytował, ćwiczył i starał się dogłębniej zrozumieć Moc, a przez to nie odstawać aż tak strasznie od swojego brata. Elementem, jaki miał zdecydować o jego przewadze, był bicz świetlny, który właśnie konstruował. Dążenie do doskonalszego poznania Mocy i kształtowania się na jej narzędzie na pewno by nie zaszkodziło, a może bardzo pomóc. Dlatego Jacen tak nalegał, żeby odwiedzić Coruscant; chciał mieć chociaż tę kartę przetargową, jaką dawała unikalna broń. Jeśli nie przyda się podczas spotkania z Anakinem, na co Solo cały czas miał nadzieję, to z pewnością będzie znakomitym środkiem do walki z Executor’s Lair. Zwłaszcza, że jak Jacen wyczuł, jakiś Jedi zginął, więc było wielce prawdopodobne, że przeciwnik wykonał kolejny ruch.
Dlatego młody Solo czuł, że musi się do tego wszystkiego jakoś ustosunkować. A najlepszą drogą ku temu było samodoskonalenie się w Mocy.
Hałas, jaki dało się słyszeć w Senacie podczas obrad, bywał czasem nie do zniesienia. Wielokrotnie się zdarzało, że mieszkańcy okolicznych budynków składali formalne skargi na wrzawę, jaka wydobywała się z budynku, wskutek czego prezydent Gavrisom musiał w swoim czasie otoczyć ściany sali obrad warstwą tłumiącego materiału. Strumień zażaleń przestał płynąć, ale nie rozwiązało to głównego problemu, jaki powstawał podczas dyskusji nad szczególnie ważnymi dla Nowej Republiki sprawami.
Chodziło mianowicie o to, że w Senacie można było ogłuchnąć.
Admirał Garm Bel Iblis doskonale zdawał sobie z tego sprawę, kiedy wylatywał na środek sali na repulsorowej platformie senackiej, której mu użyczono na tę okazję. Towarzyszyli mu jego senaccy opiekuni, Ponc Gavrisom i Elegos A’kla, którzy jednak zdecydowali się nie brać udziału w dyspucie, ze względu na brak niezbędnego dystansu do całej sprawy. Ich decyzja się była co prawda do przewidzenia, ale i tak niekorzystna. Z tego, co Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Nowej Republiki zdołał wywnioskować, mniej więcej jedna trzecia senatorów była mu zdecydowanie wroga, jedna czwarta sprzyjała, a pozostali nie opowiadali się jasno ani po jednej, ani po drugiej stronie. Poparcie rozkładało się więc raczej niekorzystnie. To źle, pomyślał Bel Iblis, że w krytycznym dla Republiki momencie Senat nie potrafi się skonsolidować i otwarcie poprzeć najkorzystniejsze dla niej działania. Zamiast tego marnujemy energię na lokalne kłótnie i niepotrzebne waśnie, które osłabiają nas i czynią podatnymi na atak przeciwnika. Zupełnie, jak za czasów Starej Republiki.
Czyżby, tak, jak wtedy, tak i teraz czekał ich upadek demokracji?
Jeśli tak, to trzeba zrobić wszystko, aby temu zapobiec, pomyślał Bel Iblis z nową determinacją.
- Admirale,- zaczął tymczasowy prezydent Reveel.- wierzę, że poprosił pan o nadzwyczajne zgromadzenie Senatu w niezwykle ważnej sprawie. Senatorowie Gavrisom i A’kla poinformowali mnie już o pańskich założeniach, wierzę jednak, że sam zechciałby pan je przedstawić szanownemu zgromadzeniu.
- Dziękuję, panie prezydencie.- odparł Bel Iblis, po czym podpłynął platformą na środek sali obrad, aby być lepiej widocznym dla zebranych.- Nie jest dla państwa tajemnicą, że nasze główne siły gromadzą się w okolicach Commenoru, aby przypuścić szturm na okupowany układ Corelli. Zanim jednak zakończymy mobilizację, niezbędne jest odcięcie przeciwnika od jego zaplecza militarnego i logistycznego. Nie chcę się tutaj rozdrabniać na temat: w jakim celu i dlaczego jest to konieczne, poprzestanę więc na tym, że jeśli maksymalnie uszczuplimy zapasy układu Corelli, również czas ewentualnej blokady ulegnie znacznemu skróceniu. Nie wspominając o tym, że bez zaplecza żołnierze Executor’s Lair nie będą w stanie udowodnić swojego optymalnego potencjału.
Żeby jednak tego dokonać, nasza Flota musi uderzyć na okupowane przez wroga planety. W okolice każdej z nich wysłałem już odpowiednie siły uderzeniowe, które czekają na odpowiedni rozkaz. Żeby go jednak wydać, potrzebuję aprobaty szanownego zgromadzenia.
- To jakiś absurd.- skomentował senator z sektora D’Asty.- Po co ograniczać się do odcinania światów zaopatrujących układ Corelli, skoro jest rzeczą pewną, że Executor’s Lair zagarnie w odwecie okoliczne systemy, rozszerzając swoją sukcesję o cały sektor Corelliański. Nie lepiej od razu uderzyć na przeciwnika, póki się jeszcze dobrze nie ufortyfikował?
- Nie.- rzucił senator Porolo Miatamia, Diamalanin, unosząc uszy.- Jak zaznaczył admirał Bel Iblis, mobilizacja naszych sił jeszcze trwa. Gdyby Flota uderzyła teraz, poniosłaby dotkliwą klęskę. Mam rację, admirale?
- To czysty absurd!- warknął senator z Ando.- Układ Corelli nie posiada nawet w połowie tak rozbudowanych systemów obrony, jak chociażby Bilbringi! Na pewno nie trzeba ściągać aż dwóch superniszczycieli, żeby go zdobyć!
- Jeśli można,- przerwał mu Bel Iblis spokojnie.- to chciałbym zapoznać państwa z pewnymi danymi. Ostatnio przeprowadzone rozpoznanie w układzie Corelli dowodzi, że w systemie stacjonują obecnie trzy superniszczyciele i jeden klasy Sovereign. Nie wiem, czy państwu mówi coś ta nazwa, więc wyjaśniam, że jest to mniejsza wersja okrętu klasy Eclipse, którego używał Imperator Palpatine.
W sali zapanował taki rumor, że aż trudno było usłyszeć własne myśli. Tymczasowy prezydent Reveel musiał wyłączyć nagłośnienie, ale i tak hałas był niesamowity. Jak dzieci, pomyślał admirał. Chociaż musiał przyznać, że to, co powiedział o sile Executor’s Lair, zrobiło na nich wrażenie.
- Dodatkowo…- kontynuował Bel Iblis, kiedy wrzawa przycichła na tyle, że dało się coś powiedzieć.-…rozpoznanie oraz agenci Wywiadu stwierdzili,- wziął głęboki oddech, zastanawiając się, jak to powiedzieć. Zdecydował się rzucić to wprost.- że nasz przeciwnik dysponuje Pogromcą Słońc.
Tym razem dla odmiany wszyscy senatorowie ucichli jak na komendę. Ponad tysiąc par oczu wpatrywało się teraz w niego ze zdumieniem, niektórzy pobledli, inni byli bliscy zawału. Ogólnie rzecz biorąc, przeżyli szok.
- Na ile jest to pewna informacja?- senator Adrick, Mon Calamari, pierwszy odzyskał władzę nad sobą.- Czy jest on uzbrojony? A może to atrapa?
- Na tyle, na ile nasze informacje są wiarygodne,- powiedział Bel Iblis.- jest to najprawdziwszy Pogromca Słońc. Wyglądał na ukończonego, ale spoczywał w dokach, więc można zaryzykować stwierdzenie, że jeszcze nie jest w pełni uzbrojony albo wymaga kilku wykończeń. Tak czy inaczej, stanowi realne zagrożenie. Dlatego na tyle, na ile to możliwe, chciałbym wprowadzić mój plan w życie. Im szybciej odetniemy Corellię, tym większa szansa, że Pogromca może nie zdążyć wystartować przed inwazją. Poza tym postulowałbym nawiązanie bezpośredniej łączności z admirałem Pellaeonem.
- A po co?- zdziwił się reprezentant D’Asty.- Mało to mamy problemów?
- Tak się składa,- odbił piłeczkę Bel Iblis.- że właśnie problemów mamy aż nadto. A jeden z największych dotyczy pańskiego sektora, senatorze.
- Nie bardzo wiem, o czym pan mówi.- rzekł mężczyzna z D’Asty, siląc się na spokój. Krople potu wstąpiły mu jednak na czoło.
- Mówię o zebraniu waszej floty sektoralnej, powiększonej o jednostki sektorów Senexa, Juvexa, Meridiana i Antemeridiana, na granicy Środkowych i Zewnętrznych Odległych Rubieży.- odparł Bel Iblis z pozorną obojętnością, z satysfakcją obserwując, jak oczy pozostałych senatorów zwracają się w stronę podenerwowanego przedstawiciela D’Asty.
- To pomówienie!- warknął wspomniany reprezentant.- Nie ma pan dowodów…!
- Mam informacje komandor Mirith Sinn, potwierdzone przez nasz Wywiad i niezależną organizację Talona Karrde’a.- przerwał mu admirał.- Myślę, że niektórzy mogliby to uznać za wystarczający dowód.
- Senatorze,- zaczął Drool Reveel, spoglądając na ekran swojego panelu; właśnie wyświetlano na nim informacje dostarczone przez wymienione wcześniej agendy wywiadowcze.- jestem zmuszony prosić pana o opuszczenie sali obrad i niezwłoczne stawienie się przed senacką komisją dyscyplinarną.
Reprezentant sektora D’Asty, odprowadzony przez straż senacką, opuścił swoją platformę, mrucząc coś o niesprawiedliwości i spisku. Nikt z senatorów jednak nie zwracał na to uwagi; wszyscy wlepili oczy w Bel Iblisa, a on musiał przyznać, że jego autorytet wzrósł przez ostatnie trzy minuty, chociaż niewątpliwie podwaliny pod to rzucili Han i Leia Organa Solo.
- Także, jak już wspomniałem,- podjął na nowo Głównodowodzący.- potrzebna nam pomoc Imperium. Dylematy moralne i dyplomatyczne proponowałbym odłożyć na razie na bok; niezaprzeczalnie jest faktem, iż admirał Pellaeon pomógł nam nad Exaphi, możemy więc być pewni czystych intencji z jego strony. Dlatego postuluję skoordynowanie działań przeciwko Executor’s Lair z Siłami Zbrojnymi Imperium, zwłaszcza, że musimy toczyć wojnę na dwa fronty. Oczywiście niezbędne też jest odcięcie Corelli od zaplecza logistycznego, o którym mówiłem wcześniej.
- Popieram wniosek pana admirała.- odezwał się senator Adrick.- Trzeba pozbawić wroga jego zaplecza, póki jest okazja.
- Zgadzam się.- dodał Miatamia, strzygąc uszami.- Mam jednak jedno zastrzeżenie. Czy nie myślał pan o wysłaniu na Corellię oddziału dywersyjnego, który mógłby odsunąć w czasie fortyfikowanie się przeciwnika lub chociaż zminimalizować skuteczność bojową niektórych jednostek wroga?
- Tak.- rzekł krótko Bel Iblis.- Poczyniłem już nawet odpowiednie kroki. Za kilka godzin na Coruscant powinna dotrzeć grupa dywersantów Jedi, którzy na moją prośbę zostali oddelegowani przez Zakon. W najbliższym czasie planuję operację, która może przechylić szalę zwycięstwa w nadchodzącej bitwie. I to bardzo wyraźnie.
Llegh Krestchmar i Cyryl, dwaj Wędrowni Protektorzy, którzy walczyli po stronie Nowej Republiki podczas Bitwy o Exaphi, zeszli po rampie promu klasy Lambda, należącego do Rady Jedi, jak tylko ten osiadł na lądowisku przy Pałacu Imperialnym. Nie było to co prawda to samo stanowisko, na którym jakiś czas temu spoczywał „Sokół Millennium”, ale znajdowało się na tym samym poziomie. Oznaczało to, że obecnie są oni równie cenni, jak była pani prezydent Nowej Republiki. Protektorzy musieli przyznać, że trochę im to schlebia.
Zdawali sobie jednak sprawę, że to nie z ich powodu zdecydowano się udostępnić im lądowisko dla VIP-ów. Promem przyleciała grupa czworga młodych rycerzy Jedi, którzy zostali tu oddelegowani przez swój organ koordynujący i decyzyjny, znany jako Rada Jedi. I chociaż funkcjonowała ona w niepełnym składzie, bo bez Luke’a Skywalkera, Ikrita, Kama Solusara i Xyrona Narra, to jednak została upoważniona do wydawania wiążących decyzji. Tym samym grupa zdolnych Jedi, o rozwiniętych umiejętnościach z zakresu infiltracji i sabotażu, otrzymała zalecenie oddania się pod komendę admirała Bel Iblisa. Llegh i Cyryl, którzy po Bitwie o Exaphi polecieli z ocalałymi Jedi na Noquivzor, postanowili dołączyć do tej grupy, wychodząc z założenia, że skoro stracili wszelkie ślady nielegalnego transportu żywności, to równie dobrze mogą odwiedzić sztab Sił Zbrojnych Nowej Republiki. Tym samym byliby w centrum wydarzeń i mogliby odpowiednio szybko zareagować w miejscu, w którym byliby najbardziej przydatni. Umiejętności Wędrownych Protektorów mogły okazać się niezastąpione w wielu sytuacjach.
Grupę Jedi, na którą składali się młodzi mężczyźni, którzy zaledwie kilka miesięcy wcześniej otrzymali status rycerza, a mianowicie Wurth Skidder oraz Ganner Rhysode, obaj uzdolnieni w posługiwaniu się telekinezą i wytrenowaniu w walce mieczem świetlnym. Towarzyszył im Jovan Drark, Rodianin o smukłej twarzy, będący idealnym snajperem, oraz Eryl Besa, mająca spotęgowaną Mocą zdolność do astronawigacji i orientacji w terenie.
Innymi słowy, stanowili wykwalifikowany oddział dywersantów.
- Witajcie.- powiedział Dorsk 82, który wyszedł im na spotkanie.- Przybyliście w samą porę.
- Moc z tobą, Dorsk.- odparła Eryl, kłaniając się lekko.- Czyżby coś się szykowało?
- Admirał Bel Iblis planuje wykorzystać grupę złożoną z Jedi i agentów Wywiadu do uszczuplenia zasobów obronnych Vadera.- rzekł spokojnie Khommita, kierując się w stronę turbowind.- Nie wiem dokładnie, co to za misja, ale czuję, że nie będzie łatwo.
- Masz zamiar lecieć z nami?- spytał Wurth, odczytując wachlarz emocji w aurze Dorska.
- Nie wiem, czy jestem jeszcze potrzebny na Coruscant.- przyznał zapytany.- Większość Jedi, którzy rozpoczęli służbę jako oficerowie Nowej Republiki, jest tutaj, w sztabie, więc Głównodowodzący ma aż nadto pomocników. Jeśli nie będzie dla mnie lepszego zajęcia, wezmę udział w waszej misji.
- Mistrzu Dorsk,- odezwał się Llegh, kiedy doszli do turbowind.- Nie orientujesz się, czy przypadkiem nie znalazłoby się w sztabie odpowiednie zajęcie dla Wędrownych Protektorów?
- Nie mam pojęcia.- rzekł Khommita, wchodząc do kabiny.- Admirał Bel Iblis jest bardzo tajemniczy w swoich planach. Podejrzewa, że gdzieś tutaj jest szpieg, który mógłby zdradzić jego zamiary przed czasem. Stara się więc nie mówić o niczym za wcześnie.
- Szpieg…- zastanowił się Krestchmar, spoglądając na Cyryla. Jego głowoogony zadrgały nerwowo, a w oczach pojawił się żywszy blask, mimo, iż Shi’ido instynktownie zamykał się w sobie, ilekroć tylko był w pobliżu jakiegoś Jedi. Właściwie na Noquivzorze cały czas był jakiś nieswój i Llegh przypisywał to po części jego naturalntej niechęci do użytkowników Mocy, a po części do braku jakiegokolwiek istotnego zadania. Ale teraz, kiedy dowiedzieli się o podejrzeniach Bel Iblisa co do wtyczki na Coruscant, obaj mogli porzucić bezczynność i zająć się tym, co naprawdę lubili i potrafili.
- Wiecie co?- Krestchmar wykrzywił swoją twarz na kształt czegoś podobnego do uśmiechu.- Chyba wiem, co będziemy z Cyrylem robić.
„Chimera”, niszczyciel klasy Imperial, krążył wraz z całkiem sporą obstawą w okolicach jedynej stoczni, jaka pozostała w rękach Imperium. Dokonywano tam kolejnych napraw i modyfikacji w konstrukcji tych potężnych machin bojowych, aby utrzymać je w jak najlepszej kondycji. Nigdy nie było wiadomo, kiedy flota może się przydać.
Admirał Pellaeon stał właśnie na mostku, obserwując siły, jakie mu pozostały. Patrząc na nie przez iluminator nie mógł powstrzymać grymasu; ze wszystkich okrętów, jakie miał do dyspozycji jeszcze pół roku temu, pozostało mu zaledwie czternaście. Mógłby co prawda oddelegować więcej, ale wtedy musiałby zbytnio rozciągnąć linię obrony swoich granic, a na to lokalni moffowie nie chcieli się zgodzić. Pellaeon zresztą także niechętnie uszczupliłby szkieletowe siły obrony Imperium.
Chociaż musiał przyznać, że w przypadku zmasowanego ataku Executor’s Lair ta obrona nie na wiele się zda.
Rozmyślania przerwało mu ciche buczenie prywatnego komunikatora. Z dezaprobatą odwrócił się w stronę jednej z wnęk dla załogi mostka, po czym westchnął i rzekł:
- Majorze, jestem tutaj. Nie ma potrzeby powiadamiać mnie przez komunikator, skoro o wszystkim można mi zameldować osobiście.
- Proszę o wybaczenie, sir.- zająknął się młody oficer.- Taka jest standardowa procedura. Myślałem, że…
- Już dobrze.- przerwał mu Pellaeon.- O co chodzi.
- Słucham?- major zamrugał oczami ze zdziwienia, ale widząc surową minę admirała zaraz się opamiętał.- Aha, proszę o wybaczenie. Ma pan połączenie, sir. Prosto z Coruscant. To Głównodowodzący Sił Zbrojnych Nowej Republiki.
- Przełącz to na prywatny holoprojektor w mojej kajucie.- rzucił admirał, kierując się w stronę wind. Nareszcie, powiedział sobie w duchu, myślałem, że Bel Iblis o mnie zapomniał.
- Tak jest, sir.- rzucił za nim łącznościowiec, ale Pellaeon już zjeżdżał turbowindą kilka pokładów niżej.
Kiedy wszedł do kapitańskiej kajuty, jego oczom ukazała się sylwetka Bel Iblisa normalnych rozmiarów, acz nieco zniekształcona przez fale HoloNetowe. Admirał cierpliwie czekał, aż Pellaeon włączy nadajnik.
- Witam.- odezwał się Głównodowodzący Siłami Zbrojnymi Imperium.- Już myślałem, że będę musiał układać plan inwazji na Corellię bez pana.
- Jesteśmy równi stopniem.- powiedział spokojnie Bel Iblis.- Poza tym pełnimy jednakowe funkcje. Proponuję więc, żebyśmy zrezygnowali ze zwrotów grzecznościowych i mówili sobie na „ty”.
- Myślę, że to jest do przyjęcia.- zgodził się Pellaeon.- Wracając do rzeczy, wysłałem rozpoznanie do układu Corelli, lecz jak dotąd nikt nie powrócił.
- Moja grupa też została rozbita, ale kilku ocalało.- odparł Bel Iblis.- I rewelacje, jakie przywieźli, są bardzo niepokojące.
- Z pewnością chodzi o tego superniszczyciela, którego skradziono z Ord Trasi kilka miesięcy temu.- rzekł ponuro Pellaeon.- I jeszcze drugi egzemplarz, który ocalał z Bitwy o Roon.
- Od Jedi Brakissa dowiedzieliśmy się także, że Vader ma do dyspozycji jeszcze dwa superniszczyciele, w tym jeden klasy Sovereign.
- To niedobrze.- Pellaeon podrapał się po brodzie w zamyśleniu.- Jeśli Executor’s Lair przejęło kontrolę nad repulsorami planetarnymi układu Corelli, to nawet nasze połączone siły mogą nie dać im rady.
- Książę Isolder z Konsorcjum Hapańskiego zapewnił mnie już, że jego sześćdziesiąt trzy Battle Dragony z osłoną wezmą udział w ataku na Corellię.- powiedział Bel Iblis.- Już są nawet w drodze na Commenor. Poza tym Talon Karrde załatwił wsparcie ze strony Ligi Golemów, Legionu Flamestrike, Legalnych Przewoźników i kilku innych grup paramilitarnych. Wspomaga nas pół galaktyki.
- To doskonale.- rzekł Pellaeon z nutką satysfakcji.- Moje niszczyciele mogą ruszyć do punktu zbornego w każdej chwili.
- Właściwie to myślałem nad innym zastosowaniem Floty Imperium.- wyznał Bel Iblis.- Oczywiście, jeśli się zgodzisz.
- Nic nie zaszkodzi, jeśli wysłucham, co masz na myśli.
- Wróg formuje drugi front.- rzucił bez ogródek Corellianin.- Na pasie między Środkowymi i Zewnętrznymi Odległymi Rubieżami. Dopóki będziemy mieli przeciwnika za plecami, pełna mobilizacja nie wchodzi w grę. A bez niej…
-…możemy nie wygrać.- dokończył Pellaeon.- Jakie to siły i czy sam dam sobie z nimi radę?
- Około pięćdziesięciu jednostek różnych rozmiarów i możliwości, ale nie można wykluczyć jakiegoś wsparcia ze strony Vadera.
- Ciężka sprawa.- skomentował Pellaeon.- Przewidujesz jakąś pomoc?
- Myślę, że wesprę cię kilkoma zespołami uderzeniowymi pod dowództwem komandor Mirith Sinn.- odparł Bel Iblis.- Może nie będzie to jakaś znaczna siła militarna, ale powinna stanowić dobre uzupełnienie Sił Zbrojnych Imperium.
- Mirith Sinn?- Pellaeon zmarszczył brwi.- Czy ona nie jest specjalistką od walki naziemnej?
- Jest.- zgodził się Corellianin.- Ale drugi dowódca liniowy ci chyba niepotrzebny. Poza tym komandor Sinn ustaliła, że siłami przeciwnika będzie dowodził inny żołnierz polowy, wyspecjalizowany w kierunku konfliktów planetarnych.
- Niech zgadnę. To on był podstawową przyczyną, dla której oddelegowałeś Sinn do tej misji.
- Tak.- zgodził się Bel Iblis.- Ruchami wroga będzie kierował sam Kir Kanos!
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,57 Liczba: 23 |
|
ekhm2009-06-27 23:00:03
10/10
Bardzo mnie zaskoczyła prawdziwa tożsamość "Vadera".
Luke S2009-04-18 12:12:07
Można to kupić:D?
Rusis2006-09-14 14:57:35
Jak już wielokrotnie wspominałem Miśku, jako fanfic nie mogę postawić mneij niż 10/10 :)
Mam pewne zastzreżenia (no jasne.. ja zawsze musze się do czegoś pzryczepic :P ) ale o tym na żywo porozmawiamy :]
W każdym arzie gratuluję ukończenia trylogii, ukończenia w taki sposób, że kilka elementów wciągnęło mnie znacznie bardziej niż w innych częściach :)
jedi_marhefka2006-04-17 23:49:28
już ci to kiedyś napisałam: Misiek jesteś wielki!!! Oświecasz drogę początkującym fanom SW do jakich należę. No dobra może nie oświecasz. ale i tak twoje opowiadania są świetne. a cała "siedziba egzekutora" w szczególności. Dziękuję :o))))
Nadiru Radena2005-09-03 19:33:06
Ja tam wolę trzymać się chronologii... a jeżeli już miałbym pisać o tzw. "wielkich rzeczach", to tylko w czasach Starej Republiki.
Misiek2005-07-26 13:54:57
Co od dalszych części trylogii... chwilowo bym zastrzegł sobie prawo do pisania dalszego ciągu (jakkolwiek w chwili obecnej pisać go nie zamierzam, to nie wykluczam, że może kiedyś...)
Natomiast zachęcam wszystkich do pisania własnych wersji wydarzeń z 25 roku po Bitwie o Yavin. Ani "Siedziba Egzekutora", ani NEJ, nie są absolutnie jedyną opcją :-)
tja2005-07-16 20:14:22
super opowiadanie zajebiste
a może by tak zrobić fan film
chce zabytać autora czy mógłbym napisać 2 trylogi Exekutora czekam nie cierpliwie na odpowiedż
p.s Jak sie robi ojkładkę do książki
ocena 10
Alex Verse Naberrie2005-07-04 20:11:24
dłuuuuuugie i raczej wszystko dokładne wytłumaczone
Otas2005-06-27 14:32:57
Ooo... tak mało ludzi przeczytało tą ksiazke??? ... czy też tak jak ja musieliście troche ochłonąć?? :D
Piewszą rzeczą jaka mi przyszła na myśl po skończeniu ŚT było "Cholera... za wiele gorszych ksiażek musiałem zapłacić"!!! i nadal tak uważam. Książka jest naprawdę świetna... tym razem Misiek nauczony na błędach 2 poprzednich części nie zasypał czytelnika tysiącami szczegółów i informacji.... świetnie poprowadził fabułę, oraniczając ją tylko do kilku wątków lecz za to bardzo dobrze rozpisanych. Muszę przyznać żę historia "śniadolicego bohatera" bardzo mnie wciągła i praktycznie dopiero pod koniec książki domyśliłem się kto to jest :))
książke oceniam na 9,5/10 (na wszelki wypadek aby Misiek nie spoczął na laurach)... a że dziś mam dzień na zawyzaanie to daje 10/10
W sumie mam tylko jedno zastrzeżenie.... do korektorów!!! .. jeśli nawet ja znalazłem masę błędów i literówek, a czasem nawet braki całych wyrazów.. to naprawdę korekta źle sie spisała!!
Mistrz Fett2005-05-01 18:08:39
Jak dla mnie można opisać tą książkę krótko: DZIEŁO :)