Niemal niesłyszalny przez hałaśliwe bzyczenie owadów, odległy odgłos eksplozji poniósł się echem w powietrzu. Terrik przerwał pracę i nadstawił ucha w stronę wejścia do jaskini, nasłuchując. To była już czwarta eksplozja w ciągu pięciu godzin jak zdołał policzyć, nie licząc tej katastrofy statku wczesnym wieczorem. Żaden z wybuchów nie przybliżał się do ich kryjówki.
To na pewno byli Imperialni. Ale w co pogrywali?
Przy wejściu do jaskini pojawił się cichy cień, zasłaniając światło gwiazd. Terrik sięgnął po blaster, ale uspokoił się widząc, że to tylko Llollulion.
- Coś widzisz? – zapytał szeptem.
Pięciooktawowy gwizd Borlovianina był tak samo cichy i tak samo zaprzeczający jak za każdym poprzednim razem.
- To nie ma sensu – poskarżył się Terrik, podchodząc do partnera I patrząc na zamglony las w dole. – Nie są to eksplozje powodujące falę uderzeniową. Ale jest ich za dużo jak na to, żeby jeden szturmowiec rzucał granatami na widok cienia drugiego.
Przez chwilę słychać było tylko dźwięki owadów. Terrik nadstawił uszu, ale nie było więcej wybuchów. A potem, niemal nieśmiało, Llollulion zasugerował coś.
- O, dajże spokój – powiedział Terrik niemal kpiąco. – To był dom jednego człowieka, no może dwóch. Kto byłby tak szalony, żeby zaatakować w pojedynkę kilka transportowców z żołnierzami, tak cennymi dla Imperialnych?
Ale kiedy o tym teraz myślał, odgłosy zdawały się dochodzić mniej więcej z kierunku domostwa, skąd przylecieli. A emanacja siły, którą wyczuwali, kazała im przypuszczać, że miejsce to zostało obecnie zajęte. A więc kto był na tyle szalony, żeby samemu porwać się na Imperialnych?
Llollulion znowu zaświergotał.
- Dobra, więc para Crintliańczyków mogła porwać się na to, żeby ochronić swoje terytorium – burknął Terrik. – Nie mów mi, że potrzeba czterech imperialnych granatów do pozbycia się dwójki Crintliańczyków.
Kolejny głuchy odgłos eksplozji.
- Pięciu granatów – sprostował Terrik. – W każdym razie to nie nasz interes.
Llollulion zaświergotał sześciooktawowo.
- Powiedziałem, że to nie nasz interes. Jeśli chcesz ominąć kilka oddziałów imperialnych szturmowców i skontaktować się z tym z kim walczą, proszę bardzo. Ja tu zostaję.
Borlovianin odwrócił głowę, zaskoczony, pióra na jego brodzie zesztywniały.
- Nie patrz tak na mnie – powiedział Terrik. – Nie mam nic przeciwko zdobywaniu sprzymierzeńców, kiedy coś nam to da. Tyle że tym razem nie będziemy mieć z tego pożytku. Jesteśmy w Nieznanej Przestrzeni, pamiętasz? Są szanse, że to jakiś nieznany obcy, z którym nawet nie będziemy mogli porozmawiać. A nawet jeśli by nam się udało, to skąd wiadomo, że będzie chciał się do nas przyłączyć?
Terrik odwrócił się i spojrzał na „Gwiezdnego Wędrowca”.
- Poza tym – rzucił przez ramię – wszystko czego oczekujemy teraz od sprzymierzeńca to to, żeby zajął Imperialnych. Co właśnie robi. Zostawmy to jak jest i skupmy się na doprowadzeniu tego ustrojstwa do lotu.
To na pewno byli Imperialni. Ale w co pogrywali?
Przy wejściu do jaskini pojawił się cichy cień, zasłaniając światło gwiazd. Terrik sięgnął po blaster, ale uspokoił się widząc, że to tylko Llollulion.
- Coś widzisz? – zapytał szeptem.
Pięciooktawowy gwizd Borlovianina był tak samo cichy i tak samo zaprzeczający jak za każdym poprzednim razem.
- To nie ma sensu – poskarżył się Terrik, podchodząc do partnera I patrząc na zamglony las w dole. – Nie są to eksplozje powodujące falę uderzeniową. Ale jest ich za dużo jak na to, żeby jeden szturmowiec rzucał granatami na widok cienia drugiego.
Przez chwilę słychać było tylko dźwięki owadów. Terrik nadstawił uszu, ale nie było więcej wybuchów. A potem, niemal nieśmiało, Llollulion zasugerował coś.
- O, dajże spokój – powiedział Terrik niemal kpiąco. – To był dom jednego człowieka, no może dwóch. Kto byłby tak szalony, żeby zaatakować w pojedynkę kilka transportowców z żołnierzami, tak cennymi dla Imperialnych?
Ale kiedy o tym teraz myślał, odgłosy zdawały się dochodzić mniej więcej z kierunku domostwa, skąd przylecieli. A emanacja siły, którą wyczuwali, kazała im przypuszczać, że miejsce to zostało obecnie zajęte. A więc kto był na tyle szalony, żeby samemu porwać się na Imperialnych?
Llollulion znowu zaświergotał.
- Dobra, więc para Crintliańczyków mogła porwać się na to, żeby ochronić swoje terytorium – burknął Terrik. – Nie mów mi, że potrzeba czterech imperialnych granatów do pozbycia się dwójki Crintliańczyków.
Kolejny głuchy odgłos eksplozji.
- Pięciu granatów – sprostował Terrik. – W każdym razie to nie nasz interes.
Llollulion zaświergotał sześciooktawowo.
- Powiedziałem, że to nie nasz interes. Jeśli chcesz ominąć kilka oddziałów imperialnych szturmowców i skontaktować się z tym z kim walczą, proszę bardzo. Ja tu zostaję.
Borlovianin odwrócił głowę, zaskoczony, pióra na jego brodzie zesztywniały.
- Nie patrz tak na mnie – powiedział Terrik. – Nie mam nic przeciwko zdobywaniu sprzymierzeńców, kiedy coś nam to da. Tyle że tym razem nie będziemy mieć z tego pożytku. Jesteśmy w Nieznanej Przestrzeni, pamiętasz? Są szanse, że to jakiś nieznany obcy, z którym nawet nie będziemy mogli porozmawiać. A nawet jeśli by nam się udało, to skąd wiadomo, że będzie chciał się do nas przyłączyć?
Terrik odwrócił się i spojrzał na „Gwiezdnego Wędrowca”.
- Poza tym – rzucił przez ramię – wszystko czego oczekujemy teraz od sprzymierzeńca to to, żeby zajął Imperialnych. Co właśnie robi. Zostawmy to jak jest i skupmy się na doprowadzeniu tego ustrojstwa do lotu.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,67 Liczba: 6 |
Jamboleo2014-10-02 20:19:29
Opowiadanie 10/10
Tłumaczenie 10/10
Kassila2011-09-12 14:43:57
No tak. Jeśli zmienić tydzień na rok, to ok. Wtedy nawet pkt. 4 nie koliduje. Co do 3, to Mara gdzieś tam mówi, że się z nich podśmiewano, więc taka tajemnica to nie była.
Stele2011-09-12 14:20:05
Wreszcie mamy MacGyvera, a nie jasnowidza. Takiego Thrawna lubię. :)
Co do zgrzytów z prequelami, to istotnie warto by zastąpić ten tydzień co najmniej rokiem. Nie jest jednak tragicznie.
1) Wtedy koniec Wojen Klonów i początek Imperium nie były tym samym. Dzieliło je kilka lat różnicy, podczas których Palpi umacniał władzę.
2) Katastrofa na Honoghr to jeszcze CW. Nie pamiętam tego retconującego komiksu, ale niewykluczone, że ładnie on to wszystko spaja. Będzie trzeba poszukać. ;)
3) Tu to bardzo boli, jako że komanda Noghrich miały być z założenia chyba tajną bronią, nie kojarzoną z Imperium przez każdego wieśniaka. Może po prostu Parck wie o tym z opowieści kuzyna.
4) To z czymś koliduje?
5) Nowy Ład miał już swoich wrogów w RotS. Sojusz dla Przywrócenia Republiki oczywiście jeszcze nie istnieje, ale Imperium zowie rebeliantami każdą opozycję przecież. ;)
Jeszcze uściślę komentarz z poprzedniego tekstu. Mamy okręt klasy gwiezdnego niszczyciela. Duży, trójkątny, zdolny do działań krążowniczych i dysponujący siłą ognia, wystarczającą do bombardowania orbitalnego. Rozpozna go wieśniak przez lornetkę. Mamy również Gwiezdny Niszczyciel typu Imperial. Projekt Kuatański, 1600m od dziobu do rufy, 60 baterii turbolaserowych... Tu już trzeba mieć skanery, albo się trochę przyjrzeć, żeby go na przykład nie pomylić z Tectorem. ;)
Rób jak chcesz. Możesz olewać poprawność językową w ramach solidarności z Amberem. Odpuszczę.
Kassila2011-09-12 09:40:57
Tłumaczenie dobre. Dzięki, Urthona:)
Co do treści, to ciekawa, ale czy ja dobrze rozumiem, że:
1) akcja się dzieje TYDZIEŃ po ogłoszeniu Imperium Galaktycznego i mianowania się Palpiego Imperatorem
2) w tym czasie Vader zdążył znaleźć Noghrich i przekonać ich do służby Imperium
3) zdążyło się to już rozejść wśród ludzi
4) kuzyn Parcka zdążył zostać wicearmirałem
5) rebelianci już się sprzeciwiali Nowemu Ładowi
W tydzień po zakończeniu wojny obejmującej większość Galaktyki? Jeśli tak, to Zahn przeszedł samego siebie.