W ostatnich dniach dostaliśmy dwa wywiady, których udzielili
Tony Gilroy (
Entertainment Weekly) oraz
Stellan Skarsgård (
Entertainment Weekly).
Tony Gilroy opowiadał, że tworząc
Andora był świadomy tego jak zróżnicowaną widownię mają Gwiezdne Wojny - wśród widzów są subkultury, w których tworzą się kolejne subkultury. Całość marki i swoje zadanie przyrównał natomiast do tego jakby spróbować z kościoła katolickiego wyeliminować mszę łacińską i wywrócić wszystko do góry nogami trzymając się jednak kanonu. Koszty produkcji i liczba osób pracujących nad nią sprawiały, że czuł olbrzymią presję. Nie chciał jednak zmieniać swojego podejścia, chcąc zachować sporą dozę niezależności.
Stellan Skarsgård wspomniał natomiast, że to właśnie Gilroy był jednym z powodów dla których dołączył do projektu. Opowiedział mu o historii, która miała być bardziej rzeczywista niż inne. Stellan dostał następnie do przeczytania scenariusze pierwszych odcinków i po tym zaakceptował rolę. Interesujące dla niego jest granie postaci, która prowadzi podwójne życie. Przyrównał swojego bohatera trochę do Che Guevary czy terrorystów, ale również osoby posiadającej rewolucyjną wizję, jak Jerzy Waszyngton. Wspomniał również kręcenie pamiętnego monologu. Po odegraniu go po raz pierwszy od razu stwierdził, że chce do tego podejść kolejny raz, a później następny... i tak skończyło się na chyba dziesięciu szybkich próbach, aż w końcu byli usatysfakcjonowani z efektu. Na koniec jeszcze zapewnił, że produkcja idzie wspaniale mimo iż Tony bierze udział w strajku scenarzystów. Gilroy dostarczył scenariusz, ustawił wszystko i stwierdził, że serial ma świetnych reżyserów i aktorów, którzy nie mogą tego zepsuć nawet bez niego.
KOMENTARZE (4)