Sześć z dziewięciu czołgów przejechało pod tarczami, a oddziały szturmowców były już w połowie drogi do celu, kiedy nadszedł w końcu rozkaz.
- Komandorze Fel, może pan zaczynać atak - powiedział Thrawn. - Zobaczmy z czym dokładnie się mierzymy.
- Tak jest, admirale - potwierdził Fel, zataczając łagodny łuk w stronę zachodniej części miasta. Thrawn przypuszczał, że Nuso Esva zamknie cały szereg tarcz z wyjątkiem tych na zachodzie. Ale nawet dziewięćdziesięcioprocentowe przypuszczenie należało sprawdzić, a mogły to zrobić tylko myśliwce TIE Fela. Zresztą i tak nie mieli nic do roboty.
Jak zwykle Thrawn miał rację. Patrol Eskadry Szarych potwierdził, że reszta miasta była całkowicie chroniona, a dziury były tak małe, że nie prześlizgnąłby się przez nie nawet myszobot. Tylko zachodni sektor, w którym Nuso Esva umieścił swoje pułapki był tym, którego mogły użyć siły Fela.
Z czołgami i żołnierzami, które zbliżały się do wyznaczonych stanowisk, nadszedł czas, żeby TIE przekonały Nuso Esvę do zamknięcia pułapek.
Jak się okazało, watażka nie potrzebował zachęty. Fel przelatywał właśnie nad pierwszym czołgiem, kiedy miasto ponad nim rozświetlił ogień laserowy.
- Unik! - krzyknął Fel, wykręcając myśliwiec aby uniknąć pocisku, który przeleciał przez dziurę w tarczy i osmalił jego lewe skrzydło. Jego piloci nie potrzebowali zachęty. - Brać na cel i zniszczyć te lasery.
Przebijał się niebezpiecznie nisko przez las tarcz, kiedy zobaczył rój żołnierzy Quesothów, którzy wyszli zza domów robotników, dokładnie za siłami porucznika Sanjina.
Pierwszym znakiem był gwałtowny jazgot Mowy Żołnierzy z ukrytych głośników. - Ukryci żołnierze - przetłumaczył Lhagva. - Powstańcie i zaatakujcie biało odzianych najeźdźców.
- Wektor szósty! - krzyknął jeden ze szturmowców, wskazując swoim karabinem strefę tarcz. - Wygląda na to, że jest tu setka żołnierzy, wychodzących z domów robotników.
Lhagva poczuł suchość w ustach. Stu żołnierzy przeciwko trzydziestu sześciu szturmowcom. Niedobrze.
- Kolejnych 150 na wektorze trzecim - dodał ktoś z napięciem. - Domyślam się, że nie chcą, abyśmy się dostali w pobliże pałacu.
- Mamy szczęście, że się tam nie wybieramy - powiedział Sanjin ze swoim zwykłym spokojem.- Nadciąga kontyngent z wektora zero.
Nie zdążył wypowiedzieć zdania do końca, kiedy zachodnia część miasta rozbłysła ogniem laserowym, kiedy ukryte działa poczęły strzelać do latających nad nimi myśliwców TIE.
- W samą porę - Sanjin usiłował przekrzyczeć hałas. - Zatrzymać się; strzelcy - do działek. Kopniak, znajdź mi jakieś przydatne schronienie.
Lhagva odwrócił się od dużych insektoidów, nadchodzących od tyłu, mających krótkie miecze i ciężkie maczugi i spojrzał na krajobraz przed sobą. Z wektora zero zbliżał się kontyngent, tak jak powiedział Sanjin: kolejna setka albo więcej żołnierzy, którzy porzucili swoje stanowiska wzdłuż trasy przejazdu czołgów i kierowali się w stronę szturmowców.
A był to kierunek, w którym mieli zamiar udać się żołnierze Sanjina.
Lhagva spojrzał na zachód. Jak na razie była to strefa wolna od Quesothów. Jeśli Sanjin wydałby rozkaz, odwróciliby pojazdy i wydobyli z nich jak największą prędkość, mogliby może wyjechać spod tarcz i znaleźć schronienie zapewniane przez myśliwce TIE, z dala od trzech grup żołnierzy.
Nawet wtedy, kiedy wróg przewyższał ich liczebnie.
- Kopniak? - ponaglił Sanjin.
- Tak jest - powiedział jeden ze szturmowców z innego oddziału, patrząc na przenośny sensor umieszczony na jego ramieniu. Jeden z generatorów tarcz jest tutaj - wskazał na niewielki budynek na wschodzie. - Kolejny jest tam - pokazał na następny dom na północnym zachodzie. - Wystarczy, czy chce pan, żebym znalazł więcej?
- Dwa wystarczą - powiedział Sanjin, patrząc na zbliżające się grupy żołnierzy wroga. - Jeśli uda nam się uszkodzić oba generatory, powinniśmy sprawić, że TIE przelecą pod resztą i wlecą do miasta. Oddział trzeci, do domu na wschodzie. Oddziały pierwszy i drugi, idziemy do następnego domu.
Rozległ się kolejny jazgot Mowy Żołnierzy. - Żołnierze z północy i wschodu, spotkamy się na północy przy broni; zaatakujcie i brońcie się stamtąd - przetłumaczył Lhagva. - Żołnierze z południa, idźcie wyznaczoną trasą.
- Co to znaczy "przy broni" ? - zapytał Sanjin. - Przy składzie broni czy przy tych bateriach laserów?
- Nie wiem - powiedział Lhagva. - Może to oznaczać obie te rzeczy.
- Bateria laserów jest sensowniejszym wyborem - stwierdził Sanjin. - Oto nowy plan: oddział trzeci idzie do domu na wschodzie, oddział drugi na północny zachód, oddział pierwszy ze mną. Musimy gdzieś się przyczaić, poczekać aż pokażą nam gdzie jest ta broń i spróbować się tam dostać. Przygotujcie granaty dymne: dwa na każdy oddział wroga. Gotowi? Rzucać granaty.
Granaty dotknęły ziemi w momencie, kiedy, z dużej odległości, rozległ sie wybuch i pierwszy czołg eksplodował.
- Komandorze Fel, może pan zaczynać atak - powiedział Thrawn. - Zobaczmy z czym dokładnie się mierzymy.
- Tak jest, admirale - potwierdził Fel, zataczając łagodny łuk w stronę zachodniej części miasta. Thrawn przypuszczał, że Nuso Esva zamknie cały szereg tarcz z wyjątkiem tych na zachodzie. Ale nawet dziewięćdziesięcioprocentowe przypuszczenie należało sprawdzić, a mogły to zrobić tylko myśliwce TIE Fela. Zresztą i tak nie mieli nic do roboty.
Jak zwykle Thrawn miał rację. Patrol Eskadry Szarych potwierdził, że reszta miasta była całkowicie chroniona, a dziury były tak małe, że nie prześlizgnąłby się przez nie nawet myszobot. Tylko zachodni sektor, w którym Nuso Esva umieścił swoje pułapki był tym, którego mogły użyć siły Fela.
Z czołgami i żołnierzami, które zbliżały się do wyznaczonych stanowisk, nadszedł czas, żeby TIE przekonały Nuso Esvę do zamknięcia pułapek.
Jak się okazało, watażka nie potrzebował zachęty. Fel przelatywał właśnie nad pierwszym czołgiem, kiedy miasto ponad nim rozświetlił ogień laserowy.
- Unik! - krzyknął Fel, wykręcając myśliwiec aby uniknąć pocisku, który przeleciał przez dziurę w tarczy i osmalił jego lewe skrzydło. Jego piloci nie potrzebowali zachęty. - Brać na cel i zniszczyć te lasery.
Przebijał się niebezpiecznie nisko przez las tarcz, kiedy zobaczył rój żołnierzy Quesothów, którzy wyszli zza domów robotników, dokładnie za siłami porucznika Sanjina.
Pierwszym znakiem był gwałtowny jazgot Mowy Żołnierzy z ukrytych głośników. - Ukryci żołnierze - przetłumaczył Lhagva. - Powstańcie i zaatakujcie biało odzianych najeźdźców.
- Wektor szósty! - krzyknął jeden ze szturmowców, wskazując swoim karabinem strefę tarcz. - Wygląda na to, że jest tu setka żołnierzy, wychodzących z domów robotników.
Lhagva poczuł suchość w ustach. Stu żołnierzy przeciwko trzydziestu sześciu szturmowcom. Niedobrze.
- Kolejnych 150 na wektorze trzecim - dodał ktoś z napięciem. - Domyślam się, że nie chcą, abyśmy się dostali w pobliże pałacu.
- Mamy szczęście, że się tam nie wybieramy - powiedział Sanjin ze swoim zwykłym spokojem.- Nadciąga kontyngent z wektora zero.
Nie zdążył wypowiedzieć zdania do końca, kiedy zachodnia część miasta rozbłysła ogniem laserowym, kiedy ukryte działa poczęły strzelać do latających nad nimi myśliwców TIE.
- W samą porę - Sanjin usiłował przekrzyczeć hałas. - Zatrzymać się; strzelcy - do działek. Kopniak, znajdź mi jakieś przydatne schronienie.
Lhagva odwrócił się od dużych insektoidów, nadchodzących od tyłu, mających krótkie miecze i ciężkie maczugi i spojrzał na krajobraz przed sobą. Z wektora zero zbliżał się kontyngent, tak jak powiedział Sanjin: kolejna setka albo więcej żołnierzy, którzy porzucili swoje stanowiska wzdłuż trasy przejazdu czołgów i kierowali się w stronę szturmowców.
A był to kierunek, w którym mieli zamiar udać się żołnierze Sanjina.
Lhagva spojrzał na zachód. Jak na razie była to strefa wolna od Quesothów. Jeśli Sanjin wydałby rozkaz, odwróciliby pojazdy i wydobyli z nich jak największą prędkość, mogliby może wyjechać spod tarcz i znaleźć schronienie zapewniane przez myśliwce TIE, z dala od trzech grup żołnierzy.
Nawet wtedy, kiedy wróg przewyższał ich liczebnie.
- Kopniak? - ponaglił Sanjin.
- Tak jest - powiedział jeden ze szturmowców z innego oddziału, patrząc na przenośny sensor umieszczony na jego ramieniu. Jeden z generatorów tarcz jest tutaj - wskazał na niewielki budynek na wschodzie. - Kolejny jest tam - pokazał na następny dom na północnym zachodzie. - Wystarczy, czy chce pan, żebym znalazł więcej?
- Dwa wystarczą - powiedział Sanjin, patrząc na zbliżające się grupy żołnierzy wroga. - Jeśli uda nam się uszkodzić oba generatory, powinniśmy sprawić, że TIE przelecą pod resztą i wlecą do miasta. Oddział trzeci, do domu na wschodzie. Oddziały pierwszy i drugi, idziemy do następnego domu.
Rozległ się kolejny jazgot Mowy Żołnierzy. - Żołnierze z północy i wschodu, spotkamy się na północy przy broni; zaatakujcie i brońcie się stamtąd - przetłumaczył Lhagva. - Żołnierze z południa, idźcie wyznaczoną trasą.
- Co to znaczy "przy broni" ? - zapytał Sanjin. - Przy składzie broni czy przy tych bateriach laserów?
- Nie wiem - powiedział Lhagva. - Może to oznaczać obie te rzeczy.
- Bateria laserów jest sensowniejszym wyborem - stwierdził Sanjin. - Oto nowy plan: oddział trzeci idzie do domu na wschodzie, oddział drugi na północny zachód, oddział pierwszy ze mną. Musimy gdzieś się przyczaić, poczekać aż pokażą nam gdzie jest ta broń i spróbować się tam dostać. Przygotujcie granaty dymne: dwa na każdy oddział wroga. Gotowi? Rzucać granaty.
Granaty dotknęły ziemi w momencie, kiedy, z dużej odległości, rozległ sie wybuch i pierwszy czołg eksplodował.
Stele2011-09-29 21:05:52
Wszyscy lordowie postendorowi też byli patriotami. Raptem bronili swych rodzinnych światów przy użyciu tego, co mieli na zbyciu. A gdy one były bronione, to zajmowali się ochroną innych systemów. ;)
Co Thrawn właściwie zrobił? Porzucił tradycje własnego ludu, za co został wygnany. Zaciągnął się do imperialnych, przysięgając wierność Imperatorowi i Imperium. Talent miał, to dobrze pracował. Cały czas na boku podprowadzał jednak technologię, fundusze i materiał genetyczny do budowy Imperium Ręki. Gdy tylko nadarzała się okazja, ustawał sobie misję w rodzinne strony, by doglądać prywatnych interesów. No i jak tu się dziwić Palpiemu, że obcym nie specjalnie ufał? Imperium Ręki nawet niespecjalnie pasuje do teorii, jakoby wszyscy o Vongach wiedzieli.
Kassila2011-09-29 13:54:26
Stele --> A, że niby to był pic na wodę? Że Thrawn nie potrzebował dzieł sztuki, tylko logika nakazywała Esvie zrobienie pułapki w tym dokładnie miejscu? I miało mu się wydawać, że rzeźbami skołuje Thrawna?
Ależ nie był prywaciarzem, tylko patriotą :D Pamiętasz, jak mówił, że zrobi wszystko, co konieczne, żeby obronić swój lud? Nie więcej. Ale i nie mniej. Widocznie uznał to za konieczne :D Potrzebował najlepszych - u niego raczej nie groziło im zmarnotrawienie talentu. Jak już Przestrzeń Chissów była chroniona, mógł się zająć obroną na szerszą skalę. Z najlepszymi żołnierzami pod słońcem :)
Stele2011-09-28 18:15:20
Gdzie tu niby Thrawn przekombinował z analizą sztuki? Czytałem to wielce na raty, ale pamiętam raczej, że sam się z tego śmiał :P
Średnio podoba mi się cała koncepcja Imperium Ręki. Thrawn wychodzi tu na strasznego prywaciarza, który jedynie zagrabiał wojska Palpiego. Cóż, takie są konsekwencje rekrutacji zdolnych i ambitnych przeciwników we własne szeregi. Chciałbym usłyszeć oficjalne dalsze losy Ali Tarrak i zobaczyć, czy postępowała podobnie. ;)
Alex Wolf2011-09-27 02:12:10
fajny wstęp do Dziedzica Imperium :)
Kassila2011-09-26 12:49:36
Codzienna służba w Nieznanych Rejonach, sympatyczny, zróżnicowany rasowo 501., Thrawn w analizie sztuki przechodzący samego siebie (tu Zahn poszedł po bandzie - przegiął nawet jak dla mnie) i złotooki watażka, którego wyznawcami są Luke, Leia i Rukh:) Innymi słowy: ciekawa historyjka ukazująca Imperialnych w takim świetle, w jakim powinna:) I wielki plus za Stenta:D
Tylko dlaczego Robale?! Mieszka tam chyba też ktoś inny. Ech, trudno: 9/10 za Chissów:P