Czyli z Updatu na stronie Dark Horse’a
Za każdym raazem, gdy John Ostrander oddaje scenariusz do Legacy, pocę się. Gdy siadam i czytam te słowa „strona pierwsza, panel pierwszy”, widzę w swojej głowie milion wizji przygód, intryg, romansów i rewelacji, oraz oczywiście Jedi i Sithów. I to nie samo czytanie Legacy na mnie tak działa, a raczej to, że to przyszłość historii, opowiadanej przez tyle lat, rozpoczętej od przygód chłopaka z farmy, poznającego galaktykę, a Legacy rozwija się z każdym zeszytem. Ale jeśli myśleliście, że noszący miecze świetlne Imperialni Rycerze, legiony Sithów, czy łowca nagród Skywalker to wiele, to znaczy, że jeszcze nic nie widzieliście.
A jak prezentuje się 10 zeszyt? Narysowany przez Colina Wilosona, przedstawia negocjacje między resztkami Sojuszu Galaktycznego i siłami Imperium lojalnymi obalonemu Iperatorowi Roanowi Felowi. Czy razem staną przeciw wspólnemu wrogowi – Darthowi Kraytowi i jego rządzonym przez Sithów Imperium, czy może stare rany dadzą o sobie znać? W innych miejscach trwa obława na Cade’a Skywalkera, ścigany przez dwóch szpiegów, Jora Torlina (sługus Sithów) i tajemniczego Morrigana Corde’a, nawet nie zdaje sobie sprawy jak wielkie znaczenie ma miejsce jego pobytu.
A w numerach 11-12 wraca Jan Duursema, nie tylko jako artystka, ale także współ scenarzystka serii „Ghosts”, w której Cade będzie się starał udźwignąć swe dziedzictwo jako Jedi, a pod wpływem igiełek śmierci miewa mroczne wizje o przeszłości i przyszłości. Tymczasem dawni załoganci Cade’a – Jariah Syn i Deliah Blue mają do czynienia z kilkoma postaciami groźniejszymi niż igiełki śmierci. Ale oczywiście to wszystko początek. Pod koniec jeden z najpilniej strzeżonych sekretów Jedi zostanie uwolniony, zmuszając Cade’a do podjęcia decyzji, która może zmienić bieg życia, co najmniej kilku istot.
A następny w kolejności jest numer 13 – „Ready to Die” znów Colina Wilsona. To opowieść o jednym z sithiańskich sług, który robi wszystko w służbie swojego mistrza – Dartha Krayta. A misja zaczyna się za zasiekami wroga, gorącym pojedynkiem na miecze świetlne, skrytobójstwem, które może zatrząść galaktyką. To opowieść nie do opuszczenia.
A Jan Duursema wróci ponownie w numerze 14, pierwszym z największej opowieści od czasu rozpoczęcia serii. Ale by dowiedzieć się o tym więcej, musicie być cierpliwi, bo nowy scenariusz Johna akurat leży na moim biurku, a moje serce bije z niecierpliwością.
Komiksy na 30 lecie / 20 lecie
W najnowszym Insiderze znalazła się lista komiksów na 30 lecie Gwiezdnych Wojen, a jednocześnie z okazji 20 lecia Dark Horse Comic.
Marzec: The Freedon Nadd Uprising
Kwiecień: Jedi vs. Sith
Maj: Darth Maul
Czerwiec: Jango Fett / Zam Wessel
Lipiec: Light And Dark (Clone Wars volume 5)
Sierpień: Endgame (Clone Wars volume 9)
Wrzesień: Darklighter
Październik: The Splinter of the Mind’s Eye
Listopad: Boba Fett: Death, Lies, and Treachery
Grudzień: Karmazynowe Imperium
Styczeń 2008: Związek
Luty 2008: Legacy
Cine Mangas w USA
Wśród zapowiedzi komiksów na czerwiec na oficjalnej (można o nich poczytać tutaj) znalazła się jedna ważna informacja, mianowicie w USA w końcu pojawią się Cine Mangas, czyli foto komiksy z stylizacją (dymki, ramki, napisy) mangową. Wcześniej wydane one były testowo na rynkach brytyjskim, japońskim i niemieckim, teraz po amerykańskim trafią pewnie na wszystkie inne chłonne na ten towar.
29 sierpnia pojawi się pierwszy z zeszytów, które mają być adaptacją obu trylogii Gwiezdnych Wojen. Na początek idzie oczywiście The Phantom Menace, który w sposób idealny odda magię filmu. Tu zobaczymy jak Qui-Gon Jinn odkrywa Anakina Skywalkera, czy Obi-Wan staje do finalnej bitwy z Darthem Maulem. Całość ma mieć 96 stron.
O pierwszych zapowiedziach Cine Mangas wraz ze screenami i okładkami pisaliśmy tutaj:
Prequele
Klasyczna trylogia
O przyszłości komiksów SW słów parę
Od lat 70. komiksy adaptują „Gwiezdne Wojny” – zarówno filmy, jak i postaci, czy historie zaledwie wspomniane w uniwersum. Początkowo zadaniem przeniesienia „Gwiezdnej Sagi” na karty komiksu spoczywało w rękach firmy Marvel Cmics, ale od końca lat 80. stało się domeną Dark Horse Cmomics, a w szczególności grupy edytorów, pod wodzą Jeremy’ego Barlowa i Randy’ego Stradleya. To pod ich skrzydłami, komiksy stały się bardziej ekscytujące i kierowały ku nowym, obiecującym kierunkom, które będą zachwycać fanów w przyszłości. Niedawno CBR News miało znalazło chwilkę, by pogawędzić z dwoma edytorami o przyszłości Gwiezdno-Wojennego komiksu.
Dostając opcję od Lucasfilm na rozwijanie marki, dwaj edytorzy nie dostali wcale wolnej ręki, muszą blisko współpracować z Lucasfilm i ich drużyną. „Lucasfilm jest praktycznie wmieszana w każdy etap produkcji”, mówi Barlow. „Zarysy, scenariusze, okładki, rysunki, liternictwo, wszystko musi zostać zaaprobowane, zanim przejdziemy do następnego etapu. Ale im nasze relacje są silniejsze, tym bardziej ufają nam, że wiemy, co jest najlepsze dla interesów marki, więc wszystko przebiega delikatnie.”
I choć relacje są dobre, to czy edytorzy mając relatywnie wolną rękę, są w stanie stworzyć komiks taki jaki by chcieli? „Filmy z cyklu „Gwiezdne Wojny” dostarczają tyle elementów, że jeśli wystarczająco się ich trzymamy, nic nie może pójść źle. Przez to w „Gwiezdnych Wojnach” jest miejsce zarówno na polityczną intrygę, jak i śmieszną komedię. Każdy kto czuje, znużenie pracując w tym uniwersum, nie otworzył jeszcze swych oczu na możliwości.” – Mówi Stradley.
Barlow potwierdza słowa współpracownika nt. relacji z Lucasfilm. „Oczywiście zawsze znajdą się opowieści, które z takiej lub innej przyczyny, Lucasfilm odrzuci, ale generalnie mamy dobre wyczucie na temat tego, czego oczekują fani sagi i staramy się im to dostarczyć.”
Barlow żartuje sobie, że jedyną opowieścią, której nie udało im się przepchnąć, była taka, która by postawiła kropkę nad i w Expanded Universe, której nie można byłoby już w żaden sposób pokonać, ale jak sam dodaje, wszystko skończyło się na niemożności znalezienia tytułu.
Ale choć „Gwiezdne Wojny” istnieją już w postaci komiksów od dwudziestu lat (chodzi o komiksy Dark Horse’a), edytorzy nie wiedzą powodów, by cokolwiek zmieniać, pomimo gromadzących się konfliktów wewnątrz niektórych opowieści. Jednak coś się zmieniło i właśnie dlatego wyznaczono ponownie Barlowa i Stradleya, by zrealizowali prostą i osobistą misję, bardziej koncentrowali się na postaciach, niż na scenariuszu, po to, aby kolejne komiksy powróciły do schematów filmowych, bardziej przypominały romantyczne przygody grupy kamratów.
„To nie uniwersum ma być zmienione, ale raczej jego ujęcie przez tych, którzy nad nim pracują – a przynajmniej niech mają to bardziej na uwadze” – zauważa Stradley.
Choć obaj panowie, dowodzący obecnie Gwiezdno-Wojennymi komiksami, to nigdy nawet nie planowali pracować w tym biznesie, ani nawet nie marzyli o tym. Barlow wspomina, że był od zawsze fanem komiksów, ale nigdy nie liczył, że będzie to jego życiowe osiągnięcie. Liczył, że zajmie się wydawaniem różnych rzeczy, ale nawet nie miał bladego pojęcia, co go czeka, na kilka tygodni przed ukończeniem szkoły. Droga Stradleya była inna, był on zainteresowany pisaniem i opowiadaniem historii, ale to frustracja przede wszystkim ze względu na logistykę filmu zepchnęła go na tę ścieżkę.
Ich wizją jest tworzenie komiksów lepszymi i lepszymi, sprawianie by fani oczekiwali na rozwój postaci, a historie były bardziej wciągające i pełne niespodzianek. „Będziemy rozwijać wcześniej nie ruszane terytoria w naszych seriach Dark Times czy Legacy, a w innych pozycjach niektóre ze starych postaci będą wracać w trudny do przewidzenia sposób.” – komunikuje Barlow.
A to czego sobie życzą edytorzy, a zarazem twórcy obecnego sukcesu linii komiksowej, to aby pozostawić w swoich historiach dużo rozrywki, ale też dobrze stworzonych opowieści, które oddadzą sprawiedliwość swojej marce – mówi Stradley.
Barlow twierdzi, że chciałby skoncentrować się na tworzeniu dobrych opowieści, a nie łataniu dziur w istniejącym kanonie, niszcząc przy tym ukochane postaci, czy koncepty. Chcemy tworzyć dobre komiksy, nie tylko dobre komiksy Gwiezdno-Wojenne. Te dwie rzeczy nie są i nie powinny być wzajemnie wykluczające się.