2014-03-14 10:06:08 Master of the Force Diamond Comic Distributors
W następnym miesiącu zobaczymy ostatni zeszyt serii komiksowej „Dawn of the Jedi” Dark Horse’a. John Ostrander i Jan Duursema zrobili zdumiewającą robotę powołując do życia uniwersum „Gwiezdnych Wojen” osadzone ponad 25 tysięcy lat przed wydarzeniami „Nowej nadziei”. Skoro świt zmienia się w zmierzch, pomyślałam, że to dobry moment by napisać kilka słów o tym, co najbardziej kochałam w tej przełomowej serii.
Rysunki. Byłoby to dla mnie niemożliwe, by rozprawiać o „Dawn of the Jedi” bez natychmiastowego wspomnienia niesamowitych rysunków Jan Duursemy (wspomaganej przez Dana Parsonsa [tusze] i Wesa Dziobę [kolory]). Od zbliżeń twarzy po wielkie sceny bitewne, Jan ilustruje świat żywo, że postaci praktycznie wyskakują ze stron. Uwaga, którą poświęca detalom jest zdumiewająca. Zawsze jestem podekscytowana, gdy dostaję nowe strony, które naszkicowała.
Przedstawienie Mocy. Kocham sposób w jaki Je’daii postrzegają i używają Mocy. Wierzą, że najważniejszy jest balans, by utrzymać jasną i ciemną stronę w idealnej równowadze. Tu nie chodzi o to by nie mieć emocji czy mrocznych myśli, raczej uznają, że ludzie są podatni na mrok i tylko starają się zachować równowagę z dobrem. Dla mnie brzmi to całkiem racjonalnie, ale też zgrzyta w pewien zabawny sposób, zwłaszcza gdy słyszymy jak Je’daii starają się tylko zachować balans z ciemną stroną, a nie ignorują ją kompletnie. (Jednym z ciekawszych smaczków są miecze mocy, będące pierwowzorem mieczy świetlnych, które są odbierane jako instrument ciemnej strony, więc Je’daii podchodzą do nich z ostrożnością.)
Naprawdę przerażający czarni bohaterowie. Rakatanie są bardzo niepokojącym przeciwnikiem. Nie tylko są to bezlitosne, nieczułe istoty, które zdominowały galaktykę, ale też jedzą ludzi. Murowany sposób, by wystraszyć mnie szwarccharakterem to możliwość, by mógł mnie zjeść. Mogę jeszcze tylko dodać, że Rakatanin Predor Skal’nas zrobiłby to z uśmiechem na twarzy.
Różnorodne postaci. „Dawn of the Jedi” ma obsadę różnorodnych postaci, ludzi wielu ras, Sithów, Twi’leków, Zabraków, co ubogaca i urozmaica opowieść, zwłaszcza, że każda postać ma własną osobowość. (No i jak można nie kochać, widząc pojawiających się Wookieech Je’daii?)
Epicka bitwa o najwyższą stawkę. Lubię mniejsze opowieści, ale raz na jakiś czas jest potrzeba by opowiedzieć historię w której przeznaczenie całej galaktyki jest zagrożone. „Dawn of the Jedi” właśnie taką dostarcza no i sprawia, że jesteśmy wdzięczni, iż Je’daii mają Moc po swojej stronie.
Postać Xesha. Xesh jest Ogarem Mocy, niewolnikiem wychowanym przez Rakatan by szukał światów, które są bogate w Moc. Jest w całości postacią ciemnej strony. Jego konflikt pojawia się, gdy styka się on z życzliwością i ścieżkami Je’daii, zwłaszcza, że nawet on sam nie wie, po której właściwie jest stronie. Skomplikowana postać z sympatyczną historią.
Rancorosmoki. Niektórzy Je’daii ujeżdżają gigantycznych rancorów, które latają. To jest niesamowite już w samym brzmieniu.
Olbrzymia wyobraźnia, która towarzyszyła tworzeniu tej serii jest naprawdę imponująca, a uniwersum „Gwiezdnych Wojen” stało się bogatsze przez eksplorację samych początków Jedi i Mocy. John Ostrander i Jan Duursema bardzo wysoko umieścili poprzeczkę wszystkim tym, którzy wejdą w świat komiksów „Gwiezdnych Wojen”.