ROZDZIAŁ X
Przeszłość często warunkuję nasze zachowania...
Żyjemy rozpamiętując ją i nie potrafimy o niej zapomnieć...
Odpowiedzi na nasze problemy daje przyszłość, a nie przeszłość...
Przyszłość wpływa na teraźniejszość w takim samym stopniu jak przeszłość...
Nie powinno się żyć przeszłością...Nie może ona kierować naszym życiem...
Zapomniana przeszłość prawie zawsze powinna taka zostać...
Gdyż odkopana może być naszym najgorszym koszmarem....
Chłopak stał na mostku okrętu „Śmierć w mroku” należącym do księżnej Miry. Praktycznie ten tytuł miał tylko znaczenie na jej rodzinnym Melat III, ponieważ poza nią nie wielu respektowała Hegemonie Melat III. Czuł się nieobecny patrząc na planetę otoczoną przez setki organicznych statków. Najbardziej przykuwały uwagę wielkie błoniaste skrzydła, które tworzyły iluzje jakby stado walecznych drapieżnych ptaków zbierało się przed polowaniem. Poczuł niespodziewanie na ramieniu czyjąś rękę. Wyrwało go to z stanu osłupienia i obrócił głowę. Zobaczył Akinomę uśmiechającą się smutno. Odpowiedział jej także czymś podobnym do uśmiechu, ale coś w sercu mu nie pozwalało się cieszyć. Niepokój o coś albo kogoś. Czuł jakby cień za nim stał szepcząc mu do ucha to co chciał usłyszeć, lecz bał się o tym pomyśleć.
Czeka mnie tam śmierć... Wiem to... Czuje to...Tylko musze ją uratować... Nic mnie nie interesuje... Nawet to co dowiedziałem się o sobie... Czy to możliwe, że to co pamiętam jest kłamstwem? Że całe moje życie było inne niż mi się wydaje? O co tu chodzi? Co tu się dzieje? Uratuję Cię Tahiri i dziecko.. Oby choroba która mnie zabija nie przeszło na nie... Oby...
Mira stała z wyrazem twarzy równie zdziwionym jak każdy obecny na sali. Ona coś wie... - Pomyślała Akinoma. Milczenie zdawało się trwać wieczność chociaż minęło może kilka minut. Kobieta o długich jeszcze wilgotnych blond włosach przerwała tą niezręczną sytuację.
- To nie miało być tak! - Spojrzała na zebranych - To miało być inaczej! Miałam się spotkać z kapłanem tylko... Nic nie było mowy o flocie statków wojennych! Ja naprawdę nie wiem o co tu chodzi|! - Tłumaczyła się.
- Po co się tłumaczysz? - Odparł Kid - Jeśli cię puszcze twoi ludzie nie zabiją mnie?
- Masz moje słowo... - Dała znak ręką uzbrojonym po zęby żołnierzom. - Teraz jesteście tak samo potrzebni mnie tak jak ja Wam - zagryzła dolną wargę - Polecicie ze mną na planetę! Wyjaśnimy to spokojnie i stąd odlecimy... Niech robi co chce z tymi statkami to nie nasza sprawa! Mnie interesuje tylko dobro moich ludzi, którzy od wieków służą rodowi z którego pochodzę! - Uśmiechnęła się i odwróciła się do Kida - Minęło zbyt wiele czasu... Zmieniłam się... - Posmutniała - Mogło być nam razem tak dobrze. Tak jak na początku zanim poznałeś ją... - spojrzała mu głęboko w oczy - Chyba, że mam jeszcze szansę... Może porzuciłeś tą dziewczynę tak jak cię namawiałam... My z wyższych rodów powinniśmy trzymać się razem! Nie kalać się mezaliansami! - Spoważniała - To jak...? - Pocałowała go w policzek zbliżając się powoli do ust. Odepchnął ją ręką patrząc udręczonym wzrokiem.
- Nie Miro... - Odparł stanowczo - Dla nas jest za późno... - Starał się unikać jej spojrzenia i wcale nie przejmował się mówiąc jej to przy tylu ludziach, lecz na wszelki wypadek, aby nie uznała to za brak szacunku zniżył głos prawie do szeptu. - Kochałem tylko jedną... Ciebie nigdy nie kochałem i wiesz o tym tak dobrze jak ja... Ona była jedyną i chociaż... - zamarł na chwilę patrząc nieobecnym wzrokiem -...Nie żyje nie mam zamiaru brać innej... Dopiero po jej śmierci zrozumiałem co miałem... Za dużo by opowiadać jak to się stało i dlaczego... Pozostańmy przyjaciółmi...
- Przyjaciółmi?! Przyjaciółmi?! - Wzburzyła się - Nie... Jak to się skończy każdy pójdzie w swoją drogę i nigdy się już więcej nie zobaczymy. Nigdy! Zrozumiałeś?! - Krzyknęła. Zwróciła się do Akinomy - Ty zostaniesz na statku. Jesteś poza mną jedyną tutaj kobietą, którą mogę ufać. Miej oko na wszystko, a zostaniesz sowicie wynagrodzona. - Uśmiechnęła się przelotnie - Nie próbuj mi okrętu ukraść bo zanim się obejrzysz będziesz leżała martwa... Uznaj to za pewien rodzaju testu... Zdasz go, a będziesz żyła w dostatku do końca swoich dni w jednej z moich posiadłości - podeszła do niej - Zawsze miałam słabość do Ciebie Akinomo- westchnęła i pocałowała ją namiętnie wywołując wielki szok u zgromadzonych na mostku ludzi. Ku ich jeszcze większego zdziwieniu druga dziewczyna odpowiedziała jej pocałunkiem z jeszcze większą pasją. Po krótkiej chwili rozkoszy zwróciła się do załogi - Koniec przedstawienia wszyscy wiedzą co mają robić. Chodźcie za mną - dała znak Kidowi.
- Dużo czasu minęło Mira - rzekła Akinoma lekko się uśmiechając.
- Szkoda, że wtedy odeszłaś... Mogło być nam razem dobrze... - Spoważniała - Idziemy!
Xer nie wiedział czy miał iść z nimi, ale stwierdził, iż nie miał po co tu sam zostawać. Ruszył powoli trzymając się z tyłu. Wiedział, że musiał dostać się na powierzchnie tej przeklętej planety. Niespodziewanie zatrzymał się na chwilę opierając się o ścianę. Poczuł nasilający się ból promieniujący od brzucha po klatkę piersiową. Pojawił się pot na jego czole wraz udręczonym grymasem. Podniósł lekko głowę i zobaczył dziwną brunatną rzecz przyczepioną do ściany. Była mała, lepka i dziwnie przyciągała uwagę.
Oni tego nie zobaczyli, czemu? Ja to dostrzegłem... Co to jest? Dlaczego tylko przykuło moją uwagę? Nie bój się.. Sięgnij po to...
Dotknął to palcami czując jak coś się ruszyło, gwałtownie je cofnął. Z brunatnych ścianek wysunęły się nóżki i coś na kształt oka. Spojrzało na niego ciekawie jakby sprawdzając z kim miało do czynienia. Nagle wystrzeliło jakąś zielone maź, która trafiła prosto do jego ust. Mimowolnie połknął to czując żar spływający do żołądka. Ból w brzuchu i klatce piersiowej narastał z każdym oddechem, który stał się niewiarygodnym wysiłkiem. Dostrzegł, że małe stworzonko szybko uciekło znikając za zakrętem. Z daleka na pewno nikt tego nie dostrzegł bo było po bliższym przyjrzeniu się w wielkości kciuka dorosłego człowieka.
Nie teraz... Jeszcze nie czas! Nie mogę teraz odejść! Weź się w garść Xer! Weź się w garść! Nie możesz umrzeć! Wstań! Bogowie dajcie mi więcej czasu...
Spróbował podnieść się i wydać jakiś dźwięk, aby ktoś mu pomógł, ale nie mógł powiedzieć nawet jednego słowa. Spostrzegł, iż Akinoma obróciła się i spojrzała na niego krzycząc coś do pozostałych. Zaczęła do niego biec. Nadludzkim wysiłkiem próbował nie stracić przytomności. Kiedy widział nadchodzącą pomoc opuściły go siły i zemdlał uderzając brodą o ścianę.
Akinoma uklękła obok nieprzytomnego Xera i palcem sprawdziła czy ma puls. Odetchnęła lekko czując, że żyje. Po jakieś chwili grupa medyków przybyła z ambulatorium i szybko go zabrała. Podczas gdy reszta przygotowywała się do podróży na powierzchnie planety Bysp ona czekała na wieść od lekarzy. Pół godziny później jeden z nich wyszedł cały zmachany. Wskazał kobiecie siedzenie sam siadając naprzeciwko.
- Może rzucimy okiem na pani ranę na nodze? - Przyjrzał się uważnie - Jak Pani się czuje? - Zaczął opatrywać jej nogi.
- Dobrze... Rana się goi, chociaż trochę boli przy chodzeniu. Proszę się tym nie martwić. - Pochyliła się opierając łokciem o stół - Co z nim?
- Żyje... Tyle tylko wiemy na pewno. Jest w stanie śpiączki, ale... - Zrobił zdziwioną minę z nutą zmartwienia - Nie wiemy co ją spowodowało. Nie wiemy też co zrobić aby go obudzić. Jesteśmy w kropce - skończył kryjąc ręce w dłoniach.
- Nic nie możemy zrobić? Nic ? - Nie dawała za wygraną Akinoma.
- Z mojej strony nic... Pani może tylko pójść tam i mówić do niego... Niektóre teorie twierdzą, że ludzie w stanie śpiączki słyszą to... Może usłyszy pani głos i wróci do świata żywych? - Powiedział jakby do siebie.
- Tak zrobię. Dziękuje doktorze - wstała, uściskała jego dłoń i weszła do ambulatorium, gdzie leżał nieprzytomny przyjaciel.
- Xer... - Zaczęła niepewnie - Obudź się! Twoja żona tam na dole czeka na ciebie! Musisz się obudzić i ją uratować! Być dla niej jak z prastarych legend rycerzem w lśniącej zbroi na białym rumaku. Nie bój się wrócić! Pokonaj strach i wróć! Słyszysz mnie?! Obudź się bo ci nakopie!- Podniosła głos.
Nie usłyszała odpowiedzi. Zapanowała cisza przerywana przez „oddychanie” respiratora, który był podłączony do chłopaka. Dziewczyna myślała nad wydarzeniami ostatnich dni. Nad tym co jej siostra uczyniła. Zastanawiała się czy dziwne ukłucie w sercu to chęć zemsty. Czy może to tylko żal po zdradzie własnej siostry? Nie była tego pewna. Miała tylko nadzieję wbrew rozsądkowi i doświadczeniu, że Lucalia miała się dobrze. Może mścić na niej się nie musze, lecz na Ksisie to co innego, Wyprał jej mózg i zapłaci za to - postanowiła w duchu. Spojrzała na mężczyznę z Villad. Chociaż polubiła tego chłopaka wiedziała, że w dzisiejszych ciężkich czasach nie mogła sobie pozwolić na przyjaźnie. Jej praca była bardzo niebezpieczna, ale głównie chodziło o świat wokół, który codziennie zabierał kilka set tysięcy istnień. Nigdy praktycznie nie ufała żadnemu samcowi, a jak już kilka razy to zrobiła to kończyło się to fatalnie. Ostatnią taką osobą był Dras, który okazał się parszywym zdrajcą.
Jacy jesteśmy? Samotni... - Pomyślała wycierając łzy napływające do oczu.
Mężczyzna leżał twarzą do ziemi. Czuł w ustach drobinki piasku przylegające do języka. Podniósł się i wytarł rękoma brud z twarzy. Wstał i rozejrzał się po okolicy. Znajdował się na plaży o złocistym gorącym podłożu, które co jakiś czas było ochładzane przez fale krystaliczno błękitnej wody. Zobaczył wylegujące się na morzu dziwne stworzenia o długich szyjach, które wystawały z pod wody. Wyglądały na pokojowo nastawione, więc strach momentalnie zniknął z jego serca. Spojrzał na niebo nieskazitelne i czyste. Gdzieniegdzie można było dostrzec nieliczne chmury i ostre światło trzech słońc. Odwrócił się i udał w kierunku dużych drzew o żółtych konarach i czerwonych liściach. Idąc czuł jak pod jego stopami ziemia się obsuwała czyniąc drogę przyjemną i łatwą. Piasek pod wpływem jego kroków zmieniał kolor na błękitny co czyniło jego ślady widoczne z kilometrów. Doszedł do skraju drzew i postawił nogę na brązowej długiej trawie, aczkolwiek momentalnie ją cofnął. To co wydawało mu się trawą zaczęła się wić rytmicznie w różne strony wydając syczący odgłos. Uważniej przyglądając się dostrzegł, że były to węże, dziesiątki, które w całym stadzie pokrywały wejście do lasu. Xer cofnął się kilka kroków czując dreszcze przechodzące po całym ciele. Nie cierpiał tych stworzeń, czuł do nich odrazę i paniczny strach. Odwrócił się i dostrzegł postać wyłaniającą się z wody. Odziana w biały płaszcz powoli do niego się zbliżając zaczęła machać ręką zachęcając do podejścia. Gdy odległość pomiędzy nimi zmalała do kilku metrów Xer wstrząśnięty upadł na ziemie i patrzył z otwartymi ustami. Postać stanęła naprzeciw niego uważnie i zimno patrząc.
- Wstań Xer... Musimy porozmawiać - uśmiechnęła się postać podając mu rękę.
- Kim jesteś? Co to za sztuczka? Gdzie ja jestem? - Wstał zadając pytania. Czuł jak serce bije mu szybciej znając odpowiedź, która zaraz padnie.
- Jestem tobą... Jestem twoją zapomniana przeszłością... - Odparł i wskazał ręką na linie czerwonych drzew - Tam jest wyjście stąd... Znajdujemy się w twoim umyśle. Musimy połączyć siły i wydostać się stąd, aby uratować Tahiri. Jesteśmy w śpiączce - spojrzał mu uważnie w oczy.
- Mną... Wiedziałem... Nie wiem czemu, ale wiedziałem... Wyglądasz trochę inaczej, czemu? - Przyjrzał się uważniej swojemu lustrzanemu odbiciu, które sprawiało wrażenie starszego i bardziej zmęczonego życiem. Włosy siwiejące po bokach dodawały lat, tak samo jako zmarszczki wokół oczu. Broda długa i brudna sięgała klatki piersiowej. W oczach była determinacja, ból, siła i olbrzymia pewność siebie. Tego ostatniego brakowało Xerowi od dawna. Zwłaszcza w stosunku do Tahiri.
- Ja wiedziałem, że w końcu przybędziesz... Byłem zamknięty w więzieniu twojej podświadomości przez tyle lat... Wiem, że niedługo umrzemy, wiem, że to nas zabija... Jednak powinniśmy zrobić to razem! Jestem częścią ciebie tak jak ty jesteś częścią mnie! - Mówił gestykulując rękoma.
- Ale jak? To jest mój... Nasz umysł to jak mamy się stąd wydostać? Jak znaleźliśmy się w śpiączce? - Odparł pocierając brodę.
- W podobny sposób jak ja stałem się więźniem... Została ci podana trucizna przez pająkowatego Vaba. Robak używany przez kapłana jak mówią o nim na Bysp. Jedyna droga to udać się przez las węży do gwiazdo groty, gdzie znajduję się wyjście. Musimy iść. - Wyjaśnił.
- My... My byliśmy na Bysp? - Spytał niepewnie - Opowiedz mi Kim jesteśmy? Czym jesteśmy? - Złapał swoje odbicie za ramiona prosząc błagalnie.
- Dobra... Wyjaśnię pokrótce naszą historię... Nie spodoba ci się twoja zapomniana przeszłość bo jest zgoła odmienna od tej którą pamiętasz... Od wszczepionej nieprawdziwej pamięci, którą zostałeś obdarowany kiedy mnie uwięziono... Usiądźmy - wskazał na ziemie siadając - Naszym domem nie jest Villad tak jak ci mówiono, lecz planeta Riora leżąca daleko w zewnętrznych rubieżach. Planeta, której lud miłuje pokój i sprawiedliwość czcząc pradawnych Bogów. Rodzice, których pamiętasz nie byli naszymi rodzicami... Ludzie, którzy ci mówili, że są matką i ojcem należeli do organizacji, która nas porwała... - Westchnął.
- Porwała? Ale... Przecież ojciec... Matka... Dlaczego?.. Nie wiem co mam myśleć... - Bredził.
- Poczekaj wyjaśnię ci do końca, a wtedy zrozumiesz... Wiem, że chcesz poznać wszystko teraz, tak jak ja bym chciał. Wiesz też, że szybciej byłoby udać się do gwiazdo groty, gdzie połączeni w jedno wrócimy do świata codziennego i wszystko będziesz pamiętać tak jakbyśmy nigdy się nie rozdzielili. - Wziął oddech i podjął po chwili - Nasza planeta złożona z rolników i przednich rzemieślników różnych rzeczy uważanych poza światem za artystyczne dzieła, miała jedną unikalną cechę. - Spojrzał uważnie na Xera - Raz na kilka set pokoleń rodziło się dwanaścioro dzieci...Dzieci o zdolnościach nadzwyczajnych... Unikalnych... Ponad ludzkich... Przepowiednie od wieków podawały mniej więcej okres w którym takie dzieci się rodzą... Dzieci zwane nadludźmi...nadistotami... Uważane za największy dar bogów, które miały kroczyć drogą świętych. Po naszych narodzinach w jednym z biedniejszych domów na planecie, rodzice byli szczęśliwi. Jednak nie dane było im cieszyć się nami długo. Dzień po narodzinach pozaświatowcy przybyli... Nieznane istoty prowadzone przez tajemniczy cień. Jego pomagierzy istoty wysokie, barczyste w maskach i czerwonych rękawiczkach odebrali dwanaścioro dzieci zabijając rodziców, aby nie próbowali jakoś interweniować. Mieliśmy dzień gdy odlecieliśmy z planety, która z niewiadomych przyczyn tegoż samego dnia została zniszczona. Nie wiadomo czy to wybuch supernowej czy jakieś ingerencja z zewnątrz... Wychowywaliśmy się w szpitalu, który stał się naszym domem. Od początku badali nas... Chcąc sprawdzić podstawy naszej wyjątkowości. Przy okazji szkolili nas w sztukach walki, w nauce, pilotażu, posługiwaniu się bronią czy też zwykłej literaturze. Chłonęliśmy wszystko z niewiarygodną łatwością i chęcią. Znaliśmy kilka języków w tym trudny Huttański w wieku trzech lat. Jednak to im nie wystarczyło... Ich badanie stały się bardziej bolesne, bardziej ingerujące w nasze wnętrze. Chcieli odkryć przyczynę, coś co jest w naszej krwi... Coś co da się sztucznie odtworzyć tworząc niewiarygodną armię super istot. Nad istot.. Żyliśmy sobie w błogiej nieświadomości po co tam jesteśmy i dlaczego uczą nas tylu różnych rzeczy... Cały eksperyment zakończył się fiaskiem... Nic nie odkryli w naszej krwi co by im się przydało. Postanowili zrobić z nas zabójców... Maszyny, posłuszne, które zabiją wszystko bez pytań czy moralnych dylematów. Niestety udało im się... - Posmutniał.
- Byliśmy zabójcami... Potworami... Pamiętam co nieco... Planetę pokrytą lawą... - Podrapał się po głowie - Kim byli ludzie, których uważałem za rodziców?
- Pracownikami... Chociaż nasi byli wyjątkiem... Pokochali nas jak własne... Temu musieli zginąć... Lustar planeta, na której raz na rok z ziemi wyrzucane są morza lawy. Byliśmy tam wieku dwudziestu lat... Nasze pierwsze zadanie. Wyeliminować górników, którzy ciężko zarabiali na życie... Czemu mieliśmy to zrobić? Tego nie wiem... Zabiliśmy wszystkich... Co do jednego... Kilkaset tysięcy istot... Potem zdarzyło się coś czego nie przewidzieli badacze w czerwonych rękawiczkach...
- Co takiego? Czyli wspomnienia o rodzicach...Villad... Hodowaniu Truśni... To wszystko kłamstwa?! Dlaczego?! - Krzyknął waląc pięścią o piasek. W dziurze po jego uderzeniu pojawiła się błękitna poświata. Czuł, że chciał się rozpłakać.
- Wspomnienia, która miałeś nie istniały... Wszystko zostało wszczepione po incydencie... Śmierci Addexa... Mianowicie nie przewidzieli tego, że będą wyrzuty sumienia... To, że szkoląc nas jako maszyny do zabijania nie przewidzieli, że czujemy i możemy potem tego żałować. Prawda, nie przeszło nam przez myśl, że źle czynimy jak krwawo i brutalnie pozbawialiśmy życia kobiety, dzieci i mężczyzn. Jednak było to niedopatrzenie, które było przyczyną upadku projektu i śmierci naszych braci. Cień? - Zadał pytanie do siebie - Nie widzieliśmy go nigdy od czasu przyjazdu na planetę na której żyliśmy i byliśmy badani. Nie znaliśmy nawet jej nazwy. Nie była to Bysp, tego jestem pewien. Nadzorował wszystko Addex, który podlegał zatrudnił potem kapłana z Bysp. Czasami się zastanawiałem czy to nie było na odwrót. Gdy doszli do wniosku, że projekt nie wypalił. Zabili wszystkich z nas. Było to już po śmierci Addexa. Jednak jeden z lekarzy, zarazem człowiek, którego uważałeś za ojca, uratował nas... Sprawił, że zapomnieliśmy... Stałem się twoją zapomnianą przeszłością abyś mógł żyć bezpiecznie jak normalny człowiek. Potem nic już nie wiem... Dalej żyłeś ty... - Wyjaśnił.
- Dziwnie jest rozmawiać z samym sobą... - Stwierdził - Co musimy zrobić? Co nas czeka w gwiazdo grocie?
- Strach.... Nasz szczery strach...
- Chodźmy - odparł rzeczowo - Nie mam czasu do stracenia!
- Uda nam się, jestem tego pewien. Jak będziemy w realnym świecie poczujesz się zupełnie inaczej... Lepiej... Tahiri czeka! W drogę!
Podeszli razem do pola z wężami, które wiły się i syczały patrząc chciwie. Pragnęły ich pożreć nasycając wieczny głód. Strach w obydwu Xerach był wielki i rósł z każdym krokiem. Im bliżej niebezpieczeństwa tym czuli się gorzej. Niemalże ich paraliżował. Niespodziewanie usłyszeli głos Akinomy:
„...Pokonaj swój strach i wróć....”
Podziałało na nich krzepiąco chociaż nie wiedzieli skąd jej głos wziął się w tym miejscu. Był to umysł Xera w którym dwie jego połowy planowały ucieczkę do rzeczywistości. Złapali się za ręce i dali krok pomiędzy dziesiątki obślizgłych gadów. Ku ich zdziwieniu żaden ich nie ugryzł. Szli dalej nie patrząc w dół tylko przed siebie jednocześnie walcząc z niepokojem zagnieżdżonym w sercu. Potwory rozchodziły się na dwie strony tworząc przed nimi ścieżkę ku celowi, który zbliżał się będąc tak bardzo upragniony przez obydwóch chłopaków. Pod brunatnymi bestiami leżała gładka, sucha, biała powierzchnia zmieniająca kolor na czarny pod ciężarem stóp. Spojrzeli w górę widząc czerwone liście trzepoczące na wietrze. Ruszały się w rytmicznym tańcu jakby biły brawo dwóm Xerom walczącym z swoim największym strachem. Kilkanaście minut później dotarli do skraju lasu. Ich oczom ukazało się polana prowadząca do wielkiej gwiazdo groty. Spojrzeli na niebo widząc chmury, które przybierały kształt znanych im postaci. Wszyscy, których poznali przez całe swoje życia. W końcu dostrzegli Tahiri. Twarz z chmury była piękna i wspaniała. Przypomniał sobie najmilsze chwile jakie razem spędzili. Kochał ją za wszystko, za to jakim była człowiekiem. Jedynym, który go rozumiał. Akceptowała go takim jakim był mimo wielu wad. Nie miał wielu przyjaciół, lecz ją mógł zaliczyć do najlepszych. Była jego żona i zarazem najwspanialszym druhem jakiego mógł sobie wymarzyć. Poczuł smutek powoli narastający w sercu. Udali się w kierunku groty. Będąc kilka metrów przed nią zerwał się straszny wicher. Niebo zakryły ciemno granatowe chmury rozwiewając wspomnienia. Spojrzeli na wejście do groty. Tak bliskie, a zarazem tak odległe. Nagle żółte piaski zaczęły się ruszać i kierować w jedno miejsce. Po chwili stworzyły przed nimi wielką postać bez oczu czy nosa o jednym wielkim rogu na długiej głowie. Stało na dwóch mocarnych nogach zakończonych ostrymi pazurami. Cielsko także żółte wyglądało jakby opancerzone durastalą.
- Kim jesteś? - Spytał Xer.
- To jest demon, który wpędził nas w śpiączkę - dodał drugi.
- Odejdźcie albo zginiecie - wydusił niskim dźwiękiem potwór.
- Nie! Ty odejdź! To nasz dom! Nasze miejsce! Jesteś tu intruzem!
Bestia nie odpowiedziała. Xer pomyślał, że mogłaby mu się przydać broń i niespodziewanie w jego rękach znalazł się blaster potężnych rozmiarów.
To jest nasz umysł... Tak możemy rozmawiać nie wydając słów... On jest może potężny, ale prawdziwą władze mamy my! Walczmy! Walczmy jak nigdy dotąd! Strzelajmy!
Jednocześnie wystrzelili w bestie celując w głowę i szyje. Widząc, że przynosiło to wymagane efekt nie przestawali. Słyszeli okrzyk potwora przesycony nie bólem, lecz zdziwieniem. Ruszył na nich chcąc stoczyć bitwę o władze w tym miejscu. Dotarł do „zapomnianego” Xera i uderzył go z całej siły odrzucając na kilka metrów. Drugi chłopak pomyślał o mieczu świetlnym, który sekundę później znalazł się w jego dłoniach. Zapalił go i pchnął potwora. Ten zaczął wyć i rzucać się po ziemie. Chwilę później raptownie żółta istota znikła. Broń także rozpłynęła się na ich oczach. Powoli i ostrożnie weszli do środka gwiazdo groty. Ich oczom ukazał się fenomenalny widok. Duża, przestronna, wilgotna jaskinia o pięknie zdobionych ścianach. Wpatrując się w nie można by odnieść wrażenie, że znajdowali się na wzgórzu patrząc na wspaniałe gwieździste niebo. Na ścianach ujrzeli miliony szlachetnych kamieni tworzących iluzje kosmosu pełnego gwiazd.
Być częścią gwiazd... Cóż za wspaniałe marzenie... Być częścią czegoś co wszyscy znają i widzą na co dzień... Wtedy nikt nie stanie się zapomnianą przeszłością...
Zeszli na dół w kierunku dużego źródła światła. Dostrzegli świetliste przejście. Spojrzeli po sobie zastanawiając się co robić, lecz było to chwilowe. Obydwoje wiedzieli, że muszą się połączyć, aby żyć i uratować Tahiri. Mieli świadomość, że jak wrócą do rzeczywistości ich życie już nigdy nie będzie takie same. Mieli pewność, że powinni się stać jedną całością. Złapali się za ręce i wspólnie wbiegli w oślepiający tunel.
Akinoma wytarła łzy spływające jej po policzkach. Minęła godzina odkąd Xer zapadł w śpiączkę. Niespodziewanie usłyszała szmer. Obróciła się i dostrzegła, że chłopak, który chwilę wcześniej był na skraju śmierci i życia teraz wstawał i uśmiechał się do niej. Patrzyła na niego z niewiarygodnym zdziwieniem. Dostrzegła figlarne błyski w jego oczach, a także coś dziwnego, czego wcześniej nie widziała.
- Jak? Co się stało? Nic nie rozumiem - podeszła do niego sprawdzając czy to nie iluzja.
- Co tu rozumieć moja droga Akinomo...? Czas nagli... - Spojrzał jej w oczy - Przyszłość wpływa na teraźniejszość w takim samym stopniu jak przeszłość... - Pocałował ją w policzek - Dziękuje za słowa otuchy. -Ruszamy.
- Ja... - Zarumieniła się, ale nie odpowiedziała bo nie znajdowała odpowiednich słów.
Ruszyła za nim zastanawiając się co właśnie miało miejsce. Zdziwiła się, że słyszał jej słowa będąc w śpiączce. Xera natomiast przepełniała pewność siebie jak nigdy dotąd. Wiedział kim był, co było jego zadaniem i jak się to skończy. Miał też świadomość tego, że lepiej by było, aby jego zapomniana przeszłość na zawsze pozostała zakopana, ponieważ wtedy Tahiri bezpiecznie znajdowała się w domu wychowując dziecko. Uśmiechnął się do siebie z determinacją.
Być częścią gwiazd... Cóż za wspaniałe marzenie...
Przeszłość często warunkuję nasze zachowania...
Żyjemy rozpamiętując ją i nie potrafimy o niej zapomnieć...
Odpowiedzi na nasze problemy daje przyszłość, a nie przeszłość...
Przyszłość wpływa na teraźniejszość w takim samym stopniu jak przeszłość...
Nie powinno się żyć przeszłością...Nie może ona kierować naszym życiem...
Zapomniana przeszłość prawie zawsze powinna taka zostać...
Gdyż odkopana może być naszym najgorszym koszmarem....
Chłopak stał na mostku okrętu „Śmierć w mroku” należącym do księżnej Miry. Praktycznie ten tytuł miał tylko znaczenie na jej rodzinnym Melat III, ponieważ poza nią nie wielu respektowała Hegemonie Melat III. Czuł się nieobecny patrząc na planetę otoczoną przez setki organicznych statków. Najbardziej przykuwały uwagę wielkie błoniaste skrzydła, które tworzyły iluzje jakby stado walecznych drapieżnych ptaków zbierało się przed polowaniem. Poczuł niespodziewanie na ramieniu czyjąś rękę. Wyrwało go to z stanu osłupienia i obrócił głowę. Zobaczył Akinomę uśmiechającą się smutno. Odpowiedział jej także czymś podobnym do uśmiechu, ale coś w sercu mu nie pozwalało się cieszyć. Niepokój o coś albo kogoś. Czuł jakby cień za nim stał szepcząc mu do ucha to co chciał usłyszeć, lecz bał się o tym pomyśleć.
Czeka mnie tam śmierć... Wiem to... Czuje to...Tylko musze ją uratować... Nic mnie nie interesuje... Nawet to co dowiedziałem się o sobie... Czy to możliwe, że to co pamiętam jest kłamstwem? Że całe moje życie było inne niż mi się wydaje? O co tu chodzi? Co tu się dzieje? Uratuję Cię Tahiri i dziecko.. Oby choroba która mnie zabija nie przeszło na nie... Oby...
Mira stała z wyrazem twarzy równie zdziwionym jak każdy obecny na sali. Ona coś wie... - Pomyślała Akinoma. Milczenie zdawało się trwać wieczność chociaż minęło może kilka minut. Kobieta o długich jeszcze wilgotnych blond włosach przerwała tą niezręczną sytuację.
- To nie miało być tak! - Spojrzała na zebranych - To miało być inaczej! Miałam się spotkać z kapłanem tylko... Nic nie było mowy o flocie statków wojennych! Ja naprawdę nie wiem o co tu chodzi|! - Tłumaczyła się.
- Po co się tłumaczysz? - Odparł Kid - Jeśli cię puszcze twoi ludzie nie zabiją mnie?
- Masz moje słowo... - Dała znak ręką uzbrojonym po zęby żołnierzom. - Teraz jesteście tak samo potrzebni mnie tak jak ja Wam - zagryzła dolną wargę - Polecicie ze mną na planetę! Wyjaśnimy to spokojnie i stąd odlecimy... Niech robi co chce z tymi statkami to nie nasza sprawa! Mnie interesuje tylko dobro moich ludzi, którzy od wieków służą rodowi z którego pochodzę! - Uśmiechnęła się i odwróciła się do Kida - Minęło zbyt wiele czasu... Zmieniłam się... - Posmutniała - Mogło być nam razem tak dobrze. Tak jak na początku zanim poznałeś ją... - spojrzała mu głęboko w oczy - Chyba, że mam jeszcze szansę... Może porzuciłeś tą dziewczynę tak jak cię namawiałam... My z wyższych rodów powinniśmy trzymać się razem! Nie kalać się mezaliansami! - Spoważniała - To jak...? - Pocałowała go w policzek zbliżając się powoli do ust. Odepchnął ją ręką patrząc udręczonym wzrokiem.
- Nie Miro... - Odparł stanowczo - Dla nas jest za późno... - Starał się unikać jej spojrzenia i wcale nie przejmował się mówiąc jej to przy tylu ludziach, lecz na wszelki wypadek, aby nie uznała to za brak szacunku zniżył głos prawie do szeptu. - Kochałem tylko jedną... Ciebie nigdy nie kochałem i wiesz o tym tak dobrze jak ja... Ona była jedyną i chociaż... - zamarł na chwilę patrząc nieobecnym wzrokiem -...Nie żyje nie mam zamiaru brać innej... Dopiero po jej śmierci zrozumiałem co miałem... Za dużo by opowiadać jak to się stało i dlaczego... Pozostańmy przyjaciółmi...
- Przyjaciółmi?! Przyjaciółmi?! - Wzburzyła się - Nie... Jak to się skończy każdy pójdzie w swoją drogę i nigdy się już więcej nie zobaczymy. Nigdy! Zrozumiałeś?! - Krzyknęła. Zwróciła się do Akinomy - Ty zostaniesz na statku. Jesteś poza mną jedyną tutaj kobietą, którą mogę ufać. Miej oko na wszystko, a zostaniesz sowicie wynagrodzona. - Uśmiechnęła się przelotnie - Nie próbuj mi okrętu ukraść bo zanim się obejrzysz będziesz leżała martwa... Uznaj to za pewien rodzaju testu... Zdasz go, a będziesz żyła w dostatku do końca swoich dni w jednej z moich posiadłości - podeszła do niej - Zawsze miałam słabość do Ciebie Akinomo- westchnęła i pocałowała ją namiętnie wywołując wielki szok u zgromadzonych na mostku ludzi. Ku ich jeszcze większego zdziwieniu druga dziewczyna odpowiedziała jej pocałunkiem z jeszcze większą pasją. Po krótkiej chwili rozkoszy zwróciła się do załogi - Koniec przedstawienia wszyscy wiedzą co mają robić. Chodźcie za mną - dała znak Kidowi.
- Dużo czasu minęło Mira - rzekła Akinoma lekko się uśmiechając.
- Szkoda, że wtedy odeszłaś... Mogło być nam razem dobrze... - Spoważniała - Idziemy!
Xer nie wiedział czy miał iść z nimi, ale stwierdził, iż nie miał po co tu sam zostawać. Ruszył powoli trzymając się z tyłu. Wiedział, że musiał dostać się na powierzchnie tej przeklętej planety. Niespodziewanie zatrzymał się na chwilę opierając się o ścianę. Poczuł nasilający się ból promieniujący od brzucha po klatkę piersiową. Pojawił się pot na jego czole wraz udręczonym grymasem. Podniósł lekko głowę i zobaczył dziwną brunatną rzecz przyczepioną do ściany. Była mała, lepka i dziwnie przyciągała uwagę.
Oni tego nie zobaczyli, czemu? Ja to dostrzegłem... Co to jest? Dlaczego tylko przykuło moją uwagę? Nie bój się.. Sięgnij po to...
Dotknął to palcami czując jak coś się ruszyło, gwałtownie je cofnął. Z brunatnych ścianek wysunęły się nóżki i coś na kształt oka. Spojrzało na niego ciekawie jakby sprawdzając z kim miało do czynienia. Nagle wystrzeliło jakąś zielone maź, która trafiła prosto do jego ust. Mimowolnie połknął to czując żar spływający do żołądka. Ból w brzuchu i klatce piersiowej narastał z każdym oddechem, który stał się niewiarygodnym wysiłkiem. Dostrzegł, że małe stworzonko szybko uciekło znikając za zakrętem. Z daleka na pewno nikt tego nie dostrzegł bo było po bliższym przyjrzeniu się w wielkości kciuka dorosłego człowieka.
Nie teraz... Jeszcze nie czas! Nie mogę teraz odejść! Weź się w garść Xer! Weź się w garść! Nie możesz umrzeć! Wstań! Bogowie dajcie mi więcej czasu...
Spróbował podnieść się i wydać jakiś dźwięk, aby ktoś mu pomógł, ale nie mógł powiedzieć nawet jednego słowa. Spostrzegł, iż Akinoma obróciła się i spojrzała na niego krzycząc coś do pozostałych. Zaczęła do niego biec. Nadludzkim wysiłkiem próbował nie stracić przytomności. Kiedy widział nadchodzącą pomoc opuściły go siły i zemdlał uderzając brodą o ścianę.
Akinoma uklękła obok nieprzytomnego Xera i palcem sprawdziła czy ma puls. Odetchnęła lekko czując, że żyje. Po jakieś chwili grupa medyków przybyła z ambulatorium i szybko go zabrała. Podczas gdy reszta przygotowywała się do podróży na powierzchnie planety Bysp ona czekała na wieść od lekarzy. Pół godziny później jeden z nich wyszedł cały zmachany. Wskazał kobiecie siedzenie sam siadając naprzeciwko.
- Może rzucimy okiem na pani ranę na nodze? - Przyjrzał się uważnie - Jak Pani się czuje? - Zaczął opatrywać jej nogi.
- Dobrze... Rana się goi, chociaż trochę boli przy chodzeniu. Proszę się tym nie martwić. - Pochyliła się opierając łokciem o stół - Co z nim?
- Żyje... Tyle tylko wiemy na pewno. Jest w stanie śpiączki, ale... - Zrobił zdziwioną minę z nutą zmartwienia - Nie wiemy co ją spowodowało. Nie wiemy też co zrobić aby go obudzić. Jesteśmy w kropce - skończył kryjąc ręce w dłoniach.
- Nic nie możemy zrobić? Nic ? - Nie dawała za wygraną Akinoma.
- Z mojej strony nic... Pani może tylko pójść tam i mówić do niego... Niektóre teorie twierdzą, że ludzie w stanie śpiączki słyszą to... Może usłyszy pani głos i wróci do świata żywych? - Powiedział jakby do siebie.
- Tak zrobię. Dziękuje doktorze - wstała, uściskała jego dłoń i weszła do ambulatorium, gdzie leżał nieprzytomny przyjaciel.
- Xer... - Zaczęła niepewnie - Obudź się! Twoja żona tam na dole czeka na ciebie! Musisz się obudzić i ją uratować! Być dla niej jak z prastarych legend rycerzem w lśniącej zbroi na białym rumaku. Nie bój się wrócić! Pokonaj strach i wróć! Słyszysz mnie?! Obudź się bo ci nakopie!- Podniosła głos.
Nie usłyszała odpowiedzi. Zapanowała cisza przerywana przez „oddychanie” respiratora, który był podłączony do chłopaka. Dziewczyna myślała nad wydarzeniami ostatnich dni. Nad tym co jej siostra uczyniła. Zastanawiała się czy dziwne ukłucie w sercu to chęć zemsty. Czy może to tylko żal po zdradzie własnej siostry? Nie była tego pewna. Miała tylko nadzieję wbrew rozsądkowi i doświadczeniu, że Lucalia miała się dobrze. Może mścić na niej się nie musze, lecz na Ksisie to co innego, Wyprał jej mózg i zapłaci za to - postanowiła w duchu. Spojrzała na mężczyznę z Villad. Chociaż polubiła tego chłopaka wiedziała, że w dzisiejszych ciężkich czasach nie mogła sobie pozwolić na przyjaźnie. Jej praca była bardzo niebezpieczna, ale głównie chodziło o świat wokół, który codziennie zabierał kilka set tysięcy istnień. Nigdy praktycznie nie ufała żadnemu samcowi, a jak już kilka razy to zrobiła to kończyło się to fatalnie. Ostatnią taką osobą był Dras, który okazał się parszywym zdrajcą.
Jacy jesteśmy? Samotni... - Pomyślała wycierając łzy napływające do oczu.
Mężczyzna leżał twarzą do ziemi. Czuł w ustach drobinki piasku przylegające do języka. Podniósł się i wytarł rękoma brud z twarzy. Wstał i rozejrzał się po okolicy. Znajdował się na plaży o złocistym gorącym podłożu, które co jakiś czas było ochładzane przez fale krystaliczno błękitnej wody. Zobaczył wylegujące się na morzu dziwne stworzenia o długich szyjach, które wystawały z pod wody. Wyglądały na pokojowo nastawione, więc strach momentalnie zniknął z jego serca. Spojrzał na niebo nieskazitelne i czyste. Gdzieniegdzie można było dostrzec nieliczne chmury i ostre światło trzech słońc. Odwrócił się i udał w kierunku dużych drzew o żółtych konarach i czerwonych liściach. Idąc czuł jak pod jego stopami ziemia się obsuwała czyniąc drogę przyjemną i łatwą. Piasek pod wpływem jego kroków zmieniał kolor na błękitny co czyniło jego ślady widoczne z kilometrów. Doszedł do skraju drzew i postawił nogę na brązowej długiej trawie, aczkolwiek momentalnie ją cofnął. To co wydawało mu się trawą zaczęła się wić rytmicznie w różne strony wydając syczący odgłos. Uważniej przyglądając się dostrzegł, że były to węże, dziesiątki, które w całym stadzie pokrywały wejście do lasu. Xer cofnął się kilka kroków czując dreszcze przechodzące po całym ciele. Nie cierpiał tych stworzeń, czuł do nich odrazę i paniczny strach. Odwrócił się i dostrzegł postać wyłaniającą się z wody. Odziana w biały płaszcz powoli do niego się zbliżając zaczęła machać ręką zachęcając do podejścia. Gdy odległość pomiędzy nimi zmalała do kilku metrów Xer wstrząśnięty upadł na ziemie i patrzył z otwartymi ustami. Postać stanęła naprzeciw niego uważnie i zimno patrząc.
- Wstań Xer... Musimy porozmawiać - uśmiechnęła się postać podając mu rękę.
- Kim jesteś? Co to za sztuczka? Gdzie ja jestem? - Wstał zadając pytania. Czuł jak serce bije mu szybciej znając odpowiedź, która zaraz padnie.
- Jestem tobą... Jestem twoją zapomniana przeszłością... - Odparł i wskazał ręką na linie czerwonych drzew - Tam jest wyjście stąd... Znajdujemy się w twoim umyśle. Musimy połączyć siły i wydostać się stąd, aby uratować Tahiri. Jesteśmy w śpiączce - spojrzał mu uważnie w oczy.
- Mną... Wiedziałem... Nie wiem czemu, ale wiedziałem... Wyglądasz trochę inaczej, czemu? - Przyjrzał się uważniej swojemu lustrzanemu odbiciu, które sprawiało wrażenie starszego i bardziej zmęczonego życiem. Włosy siwiejące po bokach dodawały lat, tak samo jako zmarszczki wokół oczu. Broda długa i brudna sięgała klatki piersiowej. W oczach była determinacja, ból, siła i olbrzymia pewność siebie. Tego ostatniego brakowało Xerowi od dawna. Zwłaszcza w stosunku do Tahiri.
- Ja wiedziałem, że w końcu przybędziesz... Byłem zamknięty w więzieniu twojej podświadomości przez tyle lat... Wiem, że niedługo umrzemy, wiem, że to nas zabija... Jednak powinniśmy zrobić to razem! Jestem częścią ciebie tak jak ty jesteś częścią mnie! - Mówił gestykulując rękoma.
- Ale jak? To jest mój... Nasz umysł to jak mamy się stąd wydostać? Jak znaleźliśmy się w śpiączce? - Odparł pocierając brodę.
- W podobny sposób jak ja stałem się więźniem... Została ci podana trucizna przez pająkowatego Vaba. Robak używany przez kapłana jak mówią o nim na Bysp. Jedyna droga to udać się przez las węży do gwiazdo groty, gdzie znajduję się wyjście. Musimy iść. - Wyjaśnił.
- My... My byliśmy na Bysp? - Spytał niepewnie - Opowiedz mi Kim jesteśmy? Czym jesteśmy? - Złapał swoje odbicie za ramiona prosząc błagalnie.
- Dobra... Wyjaśnię pokrótce naszą historię... Nie spodoba ci się twoja zapomniana przeszłość bo jest zgoła odmienna od tej którą pamiętasz... Od wszczepionej nieprawdziwej pamięci, którą zostałeś obdarowany kiedy mnie uwięziono... Usiądźmy - wskazał na ziemie siadając - Naszym domem nie jest Villad tak jak ci mówiono, lecz planeta Riora leżąca daleko w zewnętrznych rubieżach. Planeta, której lud miłuje pokój i sprawiedliwość czcząc pradawnych Bogów. Rodzice, których pamiętasz nie byli naszymi rodzicami... Ludzie, którzy ci mówili, że są matką i ojcem należeli do organizacji, która nas porwała... - Westchnął.
- Porwała? Ale... Przecież ojciec... Matka... Dlaczego?.. Nie wiem co mam myśleć... - Bredził.
- Poczekaj wyjaśnię ci do końca, a wtedy zrozumiesz... Wiem, że chcesz poznać wszystko teraz, tak jak ja bym chciał. Wiesz też, że szybciej byłoby udać się do gwiazdo groty, gdzie połączeni w jedno wrócimy do świata codziennego i wszystko będziesz pamiętać tak jakbyśmy nigdy się nie rozdzielili. - Wziął oddech i podjął po chwili - Nasza planeta złożona z rolników i przednich rzemieślników różnych rzeczy uważanych poza światem za artystyczne dzieła, miała jedną unikalną cechę. - Spojrzał uważnie na Xera - Raz na kilka set pokoleń rodziło się dwanaścioro dzieci...Dzieci o zdolnościach nadzwyczajnych... Unikalnych... Ponad ludzkich... Przepowiednie od wieków podawały mniej więcej okres w którym takie dzieci się rodzą... Dzieci zwane nadludźmi...nadistotami... Uważane za największy dar bogów, które miały kroczyć drogą świętych. Po naszych narodzinach w jednym z biedniejszych domów na planecie, rodzice byli szczęśliwi. Jednak nie dane było im cieszyć się nami długo. Dzień po narodzinach pozaświatowcy przybyli... Nieznane istoty prowadzone przez tajemniczy cień. Jego pomagierzy istoty wysokie, barczyste w maskach i czerwonych rękawiczkach odebrali dwanaścioro dzieci zabijając rodziców, aby nie próbowali jakoś interweniować. Mieliśmy dzień gdy odlecieliśmy z planety, która z niewiadomych przyczyn tegoż samego dnia została zniszczona. Nie wiadomo czy to wybuch supernowej czy jakieś ingerencja z zewnątrz... Wychowywaliśmy się w szpitalu, który stał się naszym domem. Od początku badali nas... Chcąc sprawdzić podstawy naszej wyjątkowości. Przy okazji szkolili nas w sztukach walki, w nauce, pilotażu, posługiwaniu się bronią czy też zwykłej literaturze. Chłonęliśmy wszystko z niewiarygodną łatwością i chęcią. Znaliśmy kilka języków w tym trudny Huttański w wieku trzech lat. Jednak to im nie wystarczyło... Ich badanie stały się bardziej bolesne, bardziej ingerujące w nasze wnętrze. Chcieli odkryć przyczynę, coś co jest w naszej krwi... Coś co da się sztucznie odtworzyć tworząc niewiarygodną armię super istot. Nad istot.. Żyliśmy sobie w błogiej nieświadomości po co tam jesteśmy i dlaczego uczą nas tylu różnych rzeczy... Cały eksperyment zakończył się fiaskiem... Nic nie odkryli w naszej krwi co by im się przydało. Postanowili zrobić z nas zabójców... Maszyny, posłuszne, które zabiją wszystko bez pytań czy moralnych dylematów. Niestety udało im się... - Posmutniał.
- Byliśmy zabójcami... Potworami... Pamiętam co nieco... Planetę pokrytą lawą... - Podrapał się po głowie - Kim byli ludzie, których uważałem za rodziców?
- Pracownikami... Chociaż nasi byli wyjątkiem... Pokochali nas jak własne... Temu musieli zginąć... Lustar planeta, na której raz na rok z ziemi wyrzucane są morza lawy. Byliśmy tam wieku dwudziestu lat... Nasze pierwsze zadanie. Wyeliminować górników, którzy ciężko zarabiali na życie... Czemu mieliśmy to zrobić? Tego nie wiem... Zabiliśmy wszystkich... Co do jednego... Kilkaset tysięcy istot... Potem zdarzyło się coś czego nie przewidzieli badacze w czerwonych rękawiczkach...
- Co takiego? Czyli wspomnienia o rodzicach...Villad... Hodowaniu Truśni... To wszystko kłamstwa?! Dlaczego?! - Krzyknął waląc pięścią o piasek. W dziurze po jego uderzeniu pojawiła się błękitna poświata. Czuł, że chciał się rozpłakać.
- Wspomnienia, która miałeś nie istniały... Wszystko zostało wszczepione po incydencie... Śmierci Addexa... Mianowicie nie przewidzieli tego, że będą wyrzuty sumienia... To, że szkoląc nas jako maszyny do zabijania nie przewidzieli, że czujemy i możemy potem tego żałować. Prawda, nie przeszło nam przez myśl, że źle czynimy jak krwawo i brutalnie pozbawialiśmy życia kobiety, dzieci i mężczyzn. Jednak było to niedopatrzenie, które było przyczyną upadku projektu i śmierci naszych braci. Cień? - Zadał pytanie do siebie - Nie widzieliśmy go nigdy od czasu przyjazdu na planetę na której żyliśmy i byliśmy badani. Nie znaliśmy nawet jej nazwy. Nie była to Bysp, tego jestem pewien. Nadzorował wszystko Addex, który podlegał zatrudnił potem kapłana z Bysp. Czasami się zastanawiałem czy to nie było na odwrót. Gdy doszli do wniosku, że projekt nie wypalił. Zabili wszystkich z nas. Było to już po śmierci Addexa. Jednak jeden z lekarzy, zarazem człowiek, którego uważałeś za ojca, uratował nas... Sprawił, że zapomnieliśmy... Stałem się twoją zapomnianą przeszłością abyś mógł żyć bezpiecznie jak normalny człowiek. Potem nic już nie wiem... Dalej żyłeś ty... - Wyjaśnił.
- Dziwnie jest rozmawiać z samym sobą... - Stwierdził - Co musimy zrobić? Co nas czeka w gwiazdo grocie?
- Strach.... Nasz szczery strach...
- Chodźmy - odparł rzeczowo - Nie mam czasu do stracenia!
- Uda nam się, jestem tego pewien. Jak będziemy w realnym świecie poczujesz się zupełnie inaczej... Lepiej... Tahiri czeka! W drogę!
Podeszli razem do pola z wężami, które wiły się i syczały patrząc chciwie. Pragnęły ich pożreć nasycając wieczny głód. Strach w obydwu Xerach był wielki i rósł z każdym krokiem. Im bliżej niebezpieczeństwa tym czuli się gorzej. Niemalże ich paraliżował. Niespodziewanie usłyszeli głos Akinomy:
„...Pokonaj swój strach i wróć....”
Podziałało na nich krzepiąco chociaż nie wiedzieli skąd jej głos wziął się w tym miejscu. Był to umysł Xera w którym dwie jego połowy planowały ucieczkę do rzeczywistości. Złapali się za ręce i dali krok pomiędzy dziesiątki obślizgłych gadów. Ku ich zdziwieniu żaden ich nie ugryzł. Szli dalej nie patrząc w dół tylko przed siebie jednocześnie walcząc z niepokojem zagnieżdżonym w sercu. Potwory rozchodziły się na dwie strony tworząc przed nimi ścieżkę ku celowi, który zbliżał się będąc tak bardzo upragniony przez obydwóch chłopaków. Pod brunatnymi bestiami leżała gładka, sucha, biała powierzchnia zmieniająca kolor na czarny pod ciężarem stóp. Spojrzeli w górę widząc czerwone liście trzepoczące na wietrze. Ruszały się w rytmicznym tańcu jakby biły brawo dwóm Xerom walczącym z swoim największym strachem. Kilkanaście minut później dotarli do skraju lasu. Ich oczom ukazało się polana prowadząca do wielkiej gwiazdo groty. Spojrzeli na niebo widząc chmury, które przybierały kształt znanych im postaci. Wszyscy, których poznali przez całe swoje życia. W końcu dostrzegli Tahiri. Twarz z chmury była piękna i wspaniała. Przypomniał sobie najmilsze chwile jakie razem spędzili. Kochał ją za wszystko, za to jakim była człowiekiem. Jedynym, który go rozumiał. Akceptowała go takim jakim był mimo wielu wad. Nie miał wielu przyjaciół, lecz ją mógł zaliczyć do najlepszych. Była jego żona i zarazem najwspanialszym druhem jakiego mógł sobie wymarzyć. Poczuł smutek powoli narastający w sercu. Udali się w kierunku groty. Będąc kilka metrów przed nią zerwał się straszny wicher. Niebo zakryły ciemno granatowe chmury rozwiewając wspomnienia. Spojrzeli na wejście do groty. Tak bliskie, a zarazem tak odległe. Nagle żółte piaski zaczęły się ruszać i kierować w jedno miejsce. Po chwili stworzyły przed nimi wielką postać bez oczu czy nosa o jednym wielkim rogu na długiej głowie. Stało na dwóch mocarnych nogach zakończonych ostrymi pazurami. Cielsko także żółte wyglądało jakby opancerzone durastalą.
- Kim jesteś? - Spytał Xer.
- To jest demon, który wpędził nas w śpiączkę - dodał drugi.
- Odejdźcie albo zginiecie - wydusił niskim dźwiękiem potwór.
- Nie! Ty odejdź! To nasz dom! Nasze miejsce! Jesteś tu intruzem!
Bestia nie odpowiedziała. Xer pomyślał, że mogłaby mu się przydać broń i niespodziewanie w jego rękach znalazł się blaster potężnych rozmiarów.
To jest nasz umysł... Tak możemy rozmawiać nie wydając słów... On jest może potężny, ale prawdziwą władze mamy my! Walczmy! Walczmy jak nigdy dotąd! Strzelajmy!
Jednocześnie wystrzelili w bestie celując w głowę i szyje. Widząc, że przynosiło to wymagane efekt nie przestawali. Słyszeli okrzyk potwora przesycony nie bólem, lecz zdziwieniem. Ruszył na nich chcąc stoczyć bitwę o władze w tym miejscu. Dotarł do „zapomnianego” Xera i uderzył go z całej siły odrzucając na kilka metrów. Drugi chłopak pomyślał o mieczu świetlnym, który sekundę później znalazł się w jego dłoniach. Zapalił go i pchnął potwora. Ten zaczął wyć i rzucać się po ziemie. Chwilę później raptownie żółta istota znikła. Broń także rozpłynęła się na ich oczach. Powoli i ostrożnie weszli do środka gwiazdo groty. Ich oczom ukazał się fenomenalny widok. Duża, przestronna, wilgotna jaskinia o pięknie zdobionych ścianach. Wpatrując się w nie można by odnieść wrażenie, że znajdowali się na wzgórzu patrząc na wspaniałe gwieździste niebo. Na ścianach ujrzeli miliony szlachetnych kamieni tworzących iluzje kosmosu pełnego gwiazd.
Być częścią gwiazd... Cóż za wspaniałe marzenie... Być częścią czegoś co wszyscy znają i widzą na co dzień... Wtedy nikt nie stanie się zapomnianą przeszłością...
Zeszli na dół w kierunku dużego źródła światła. Dostrzegli świetliste przejście. Spojrzeli po sobie zastanawiając się co robić, lecz było to chwilowe. Obydwoje wiedzieli, że muszą się połączyć, aby żyć i uratować Tahiri. Mieli świadomość, że jak wrócą do rzeczywistości ich życie już nigdy nie będzie takie same. Mieli pewność, że powinni się stać jedną całością. Złapali się za ręce i wspólnie wbiegli w oślepiający tunel.
Akinoma wytarła łzy spływające jej po policzkach. Minęła godzina odkąd Xer zapadł w śpiączkę. Niespodziewanie usłyszała szmer. Obróciła się i dostrzegła, że chłopak, który chwilę wcześniej był na skraju śmierci i życia teraz wstawał i uśmiechał się do niej. Patrzyła na niego z niewiarygodnym zdziwieniem. Dostrzegła figlarne błyski w jego oczach, a także coś dziwnego, czego wcześniej nie widziała.
- Jak? Co się stało? Nic nie rozumiem - podeszła do niego sprawdzając czy to nie iluzja.
- Co tu rozumieć moja droga Akinomo...? Czas nagli... - Spojrzał jej w oczy - Przyszłość wpływa na teraźniejszość w takim samym stopniu jak przeszłość... - Pocałował ją w policzek - Dziękuje za słowa otuchy. -Ruszamy.
- Ja... - Zarumieniła się, ale nie odpowiedziała bo nie znajdowała odpowiednich słów.
Ruszyła za nim zastanawiając się co właśnie miało miejsce. Zdziwiła się, że słyszał jej słowa będąc w śpiączce. Xera natomiast przepełniała pewność siebie jak nigdy dotąd. Wiedział kim był, co było jego zadaniem i jak się to skończy. Miał też świadomość tego, że lepiej by było, aby jego zapomniana przeszłość na zawsze pozostała zakopana, ponieważ wtedy Tahiri bezpiecznie znajdowała się w domu wychowując dziecko. Uśmiechnął się do siebie z determinacją.
Być częścią gwiazd... Cóż za wspaniałe marzenie...
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,50 Liczba: 6 |
Alexis2007-04-06 11:09:12
Podoba mi się. Ciedawa akcja i jakie takie dialogi.
Jest trochę błędów logicznych, ale ogulnie niezłe. 10/10
Ziame2007-03-01 21:45:02
Prolog genialny. Reszta średnia. 7/10
(błędy ortograficzne)
seishiro2006-12-06 18:03:10
Heh, przeklęte chochliki:) Kontynuując poprzedni wątek: chłopcze, chocbyś nie wiadomo jak się starał, i tak nie jesteś w stanie dobrze nawet pobrobic stylu Qentina T.
seishiro2006-12-06 18:01:16
Genialny to był Einstein. Genialnym może byc dzieło przełomowe, a nie wypociny mentalnego onanisty, który zachwyca się ćwiartowaniem ludzkiego ciała. Makabra i czarny humor to jedno, zje**** łeb to drugie. Do autora tego tekstu: chłopcze, cho
Darth gruun2006-07-06 21:18:04
Genitalne!!!
JediAdam2006-06-02 17:14:18
Jaki nosem ????:]
helios2006-06-02 13:53:51
Zajefajne ale z tym nosem to przesada hihi :)
Spina2006-06-02 09:09:57
Książka jest naprawdę dobra. Nie spodziewałem się przeczytać takiej perełki. Polecam z calego serca, chlopak naprawde ma talent, az zal ze nie mozna bedzie jej zobaczyc na półce sklepowej... Koniecznie przeczytajcie...
JediAdam2006-05-31 22:18:49
A gdzie jest napisane, ze skoro jest prolog to i epilog musi byc? Nie ma epilogu, tak mi pasowalo i tyle.
Baca2006-05-31 17:42:35
Może się czepiam, jak zawsze zresztą, et cetera, ale skoro jest PROLOG, to gdzie, do c...a wafla, jest EPILOG ?!?
rexio82006-05-31 16:42:39
Mam ten zaszczyt być pierwszy. To już drugie opowiadanie czy właściwie książka JediAdama i muszę przyznać, że z każdą nową publikacją jego styl pisania staje się coraz to lepszy. Pozycja niewatpliwie ciekawa, utrzymana w aurze tajemniczości i z wartką akcją. Osobiście bardzo mi się podobała i polecam każdemu...